Czuwał przy jej łóżku. Spała. Jej
parametry były prawidłowe. Odzyskała przytomność, ale zasnęła nim wrócił od lekarza
prowadzącego. Nie zdążył nic jej powiedzieć. Trzymał jej dłoń w swojej, splótł
ich palce i myślał o tym, co usłyszał przed chwilą. ‘Proszę pana, generalnie
wszystko jest w porządku. Zrobiliśmy kilka badań, nie wynika z nich nic
niepokojącego. To co dzieje się z panią Ulą od kilku dni musi być wynikiem
silnego stresu. Kobieta w ciąży potrzebuje spokoju. Jeśli pacjentka dalej
będzie narażona na tak wielki stres, będzie żyła w niepokoju, to w efekcie
odbije się bardzo poważnie na jej zdrowiu, a przede wszystkim na zdrowiu
dziecka. Nie wiadomo ile jeszcze takich zasłabnięć jej organizm zniesie bez
poważniejszych powikłań’. To, że Ula się tu znalazła to jego wina. Ewidentnie
jego wina. Miał się nią opiekować, dbać o nią, a tymczasem funduje jej nerwy i
niepewność. Miał dorosnąć, a po raz kolejny okazał się nieodpowiedzialnym gówniarzem.
Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Nagle sobie przypomniał, że
nie zadzwonił do Rysiowa. Przecież jej ojciec czeka na wiadomość. Wyciągnął
telefon i dopiero teraz zauważył dwa nieodebrane połączenia do Seby i osiem od
Pauli. ‘Pewnie wróciła już do domu’. Nie mógł teraz jechać do Wilanowa, nie
chciał zostawiać Uli samej. Najprościej było zignorować jej telefony. Zresztą
miałby jej powiedzieć ‘Kochanie, jestem z Ulą w szpitalu’? Nonsens. Na palcach,
by jej nie zbudzić, wyszedł na korytarz i wybrał numer Cieplaka. Rozmowa była
krótka i rzeczowa, wyjaśnił mu, że Ula ma się już lepiej i pojutrze powinna
zostać wypisana. Uspokoił go i zapowiedział, że przed południem pojawi się w
Rysiowie. Później zadzwonił do Seby. Przyjaciel poinformował go, że Febo od
dwóch godzin wydzwania do niego z pretensjami, gdzie podziewa się jej
narzeczony. Postanowił nie wdawać się na ten temat w dyskusję i poprosił Olszańskiego
o zastępstwo w firmie. Wyjaśnił, że musi uporządkować kilka spraw i nie będzie
miał głowy do odbierania poczty, podpisywania durnych papierków i pilnowania
Aleksa. Obiecał odezwać się wieczorem. Na korytarzu spotkała go pielęgniarka,
która za wszelką cenę starała się wysłać go do domu. Przekonywania, że nie chce
zostawiać Uli samej na niewiele się zdały. Postanowił przekonać oddziałową przy
użyciu swojego uroku osobistego. Kilka uśmiechów, spojrzeń i udało się. Zawsze
się udawało. Wrócił na salę i trwał przy niej.
- Marek? – usłyszał swoje imię i
ocknął się. Nie spała. W białej, szpitalnej sali było już jasno. Spojrzał na
zegarek. Dochodziła siódma. Musiał przysnąć nad ranem. Uśmiechnął się do niej
niepewnie – Co tutaj robisz?
- Jestem przy tobie. Ula,
posłuchaj, ta nasza rozmowa wczoraj, ja – przerwała mu
- Nie Marek, ja nie chcę o tym
rozmawiać. Nie wracajmy do tego. Nigdy już do tego nie wracajmy – mówiła powoli,
a w jej głosie i w jej oczach pełno było bólu.
- Dobrze – odparł i przysunął się
do niej bliżej. Wziął jej twarz w swoje dłonie i tonąc w jej chabrowych oczach
wyszeptał – Ale proszę cię, nie przekreślaj mnie za to, że byłem kiedyś głupi. Pozwól
się kochać i sobą opiekować. Obiecuję ci, że już nigdy cię nie oszukam.
Nie odpowiedziała, ale
przyciągnęła go bliżej siebie i pogłaskała po głowie, dając mu tym samym znak,
że będzie dobrze. Wielki kamień spadł z jego serca. Uśmiechnął się z ulgą i
złożył na jej ustach najczulszy pocałunek na jaki było go stać.
Przypomniała sobie o Rysiowie,
pewnie jej ojciec odchodzi od zmysłów. Uspokoił ją mówiąc, że dzwonił wieczorem
i zapewnił, że czuje się już lepiej. Tuż przed obchodem niechętnie opuścił
szpital. Ona miała mieć jeszcze kilka badań przed jutrzejszym wyjściem, jego
czekało kilka ważnych rozmów, a przede wszystkim śniadanie. Wstąpił do
niewielkiej knajpki. Aż go mdliło. Od wczorajszego lunchu żył na kawie ze szpitalnego
automatu. Kwadrans przed dziesiątą
zaparkował pod posesją z numerem osiem. Skłamałby, gdyby powiedział, że się nie
obawia tej rozmowy. Bał się stanąć przed Cieplakiem i to jak cholera. Z duszą
na ramieniu ruszył w stronę drzwi.
- Dzień dobry panie Józefie – rzekł,
gdy w progu domu pojawił się jej ojciec. Niepewnie wyciągnął do niego dłoń. Nie
wiedział czego może się spodziewać. Cieplak miał prawo zareagować różnie. W
końcu wczoraj w dość niefortunnych okolicznościach dowiedział się, że on, zajęty i
zaręczony szef jego córki, uwiódł ją. Ku jego radości Józef uścisnął jego dłoń
i zaprosił do salonu, proponując kawę. Przystał na to z ochotą, bo wiedział, że
ta rozmowa krótka nie będzie.
- Proszę mi powiedzieć jak ona
się czuje?
- Dobrze. Byłem z nią przez całą
noc. Wyspała się, odpoczęła trochę. Wyniki są dobre. Dziś mają jej powtórzyć
morfologię i zrobić EKG. Jeśli nie zdarzy się nic niepokojącego, jutro przed
południem ją wypiszą.
- Ja wczoraj byłem przerażony,
gdy wszedłem do jej pokoju, a ona… - urwał. Cieplak bardzo przeżywał tą wczorajszą sytuację.
- Wiem panie Józefie. Proszę mi
wierzyć, ja też się bardzo o nią bałem. O nich. – dodał, a Cieplak spojrzał na
niego przenikliwie
- Czyli to prawda, moja córka
jest w ciąży – westchnął
- Tak. Panie Józefie, ja chciałem
pana bardzo przeprosić… sposób w jaki pan się dowiedział… To nie powinno tak
wyglądać – Cieplak przyglądał mu się uważnie. Widział, że Dobrzański jest
zdenerwowany - Chcieliśmy panu o tym powiedzieć razem, w trochę innych
okolicznościach. Sami dowiedzieliśmy się na początku tygodnia. Ula chciała być
z panem szczera, ale uznaliśmy, że ogłosimy to, gdy moja sytuacja będzie już
wyprostowana. Jakby nie patrzeć ja nadal pozostaję w oficjalnym związku… - nie
pozwolił mu dokończyć
- No właśnie, panie Marku, co… –
Dobrzański wszedł mu w słowo
- Marku. Proszę mi mówić po
imieniu. W końcu za kilka miesięcy zostaniemy rodziną – mówiąc to delikatny
uśmiech zagościł na jego twarzy.
- A więc Marku, porozmawiajmy jak
ojciec z ojcem. Co zamierzasz?
- Kocham pańską córkę.
Uświadomiłem to sobie już jakiś czas temu i wtedy też postanowiłem zakończyć
mój dotychczasowy związek. Do wczoraj nie mogłem tego zrobić ze względu na
sprawy firmowe, ale jeszcze dzisiaj zakończę to, co tak naprawdę nigdy nie
powinno trwać. Chce stworzyć naszemu dziecku prawdziwy dom. Kilka dni temu wynająłem
mieszkanie. Mam nadzieję mieszkać tam razem z Ulą, ale znając ją, nie będzie
chciała całkowicie i definitywnie wyprowadzać się z Rysiowa.
- Spodziewacie się dziecka,
powinniście być razem.
- Wiem i bardzo bym tego chciał.
Chciałbym móc się nią opiekować każdego dnia, ale sam pan wie jaka jest Ula.
Nie będzie chciała zostawiać was samych, zwłaszcza Beatki. Muszę to uszanować.
- Synu – ten zwrot kompletnie go
zaskoczył, ale również ucieszył. Wychodziło na to, że Cieplak go zaakceptował,
wiele to dla niego znaczyło – jeśli będzie się upierać porozmawiam z nią i
stanę po twojej stronie. Moja córka przez wiele lat się nami zajmowała. Czas,
by pomyślała o sobie i swoim szczęściu.
- Dziękuję – odparł wzruszonym
głosem. Nie spodziewał się takiej serdeczności, nie sądził, że Cieplak będzie ich wspierał.
Postawa jej ojca, jego stosunek
do niego i do ich związku dodały mu sił i pewności siebie. Prosto z domu
Cieplaków ruszył do Wilanowa. Miał nadzieję zastać Paulę w domu.
Dochodziła dwudziesta gdy
niepewnie uchylił drzwi sali numer dziesięć. Wciąż leżała sama, najwyraźniej
nie przywieźli jej żadnej towarzyszki. W pomieszczeniu panował półmrok, niezbyt
intensywne światło dawała mała lampka, włączona na jej szpitalnej szafce.
Leżała tyłem odwrócona do drzwi. Myślał, że śpi. Pośpiesznie wyciszył telefon,
aby nikt nie zakłócił jej spokoju. Cicho podszedł do stojącego tuż obok jej
łóżka krzesła i usiadł ciężko. To był długi i męczący dzień. Poluzował krawat i
przetarł dłonią twarz. Wciągnął z kieszeni marynarki pierścionek. Intensywnie
się nad czymś zastanawiał, przewracając złoty krążek w dłoniach. Był tak
pogrążony we własnych myślach, że nawet nie zauważył, iż Ula odwróciła się i od
kilku chwil bacznie mu się przygląda. Zanim przyszedł długo myślała o nim i ich
związku. Przypomniała sobie swój pierwszy dzień w FD. Do końca życia nie
zapomni momentu, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Jeszcze nigdy nie widziała tak
przystojnego mężczyzny. Był dla niej idealny. Była pewna, że nigdy nie będzie
jej, a jedyne, na co mogła sobie pozwolić to marzenia. Od momentu, gdy go zobaczyła
marzyła o nim każdego dnia i każdej nocy. Nie przypuszczała, że dane jej będzie
go całować, zasypiać w jego ramionach. A jednak niecały rok od ich pierwszego
spotkania wszystko się zmieniło. Była z nim, spodziewała się jego dziecka, a
przyszłość rysowała się u jego boku. Brzydulę pokochał książę z bajki.
Spojrzała na niego i na jubilerskie cacko w jego dłoni. Dotrzymał słowa i
zerwał zaręczyny. Już nic nie stało na przeszkodzie do ich szczęścia. Przyjrzała
mu się uważnie. Wciąż był pogrążony w myślach.
- Już myślałam, że nie
przyjdziesz – odezwała się wreszcie, tym samym powodując, ze spojrzał w jej
stronę. Jego oczy były smutne, widziała to bardzo dobrze, mimo słabego
oświetlenia. Pośpiesznie schował pierścionek do kieszeni. Uśmiechnął się blado
i usiadł na skraju łóżka, biorąc jej dłoń w swoją.
- Trochę mi się przeciągnęło z
Pauliną – powiedział słabym głosem – Odwołałem ślub i wyprowadziłem się z domu.
- Jak ona to przyjęła? – zapytała
cicho. Spojrzał na nią zaskoczony. Chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.
Zamiast się cieszyć, że wreszcie jest wolny, ona się martwi jak jego była zareagowała.
Jego kochana Ula, która myśli o wszystkich, stawiając siebie na drugim miejscu.
- Yyyyyy – przygryzł dolną wargę
i wykrztusił w końcu – Z wielką klasą.
- Jesteś bardzo zmęczony. Ten
dzień wiele cię kosztował – mówiła z troską
- Niełatwo jest się rozstać po
siedmiu latach związku. Zwłaszcza, jak się człowiek rozstaje z Pauliną Febo –
zaśmiał się pod nosem – Dzisiaj sobie uświadomiłem, że zmarnowałem siedem
długich lat swojego życia – powiedział gorzko. Pogładziła jego policzek. Wtulił
twarz w jej dłoń. Nie pytała o nic więcej. Widziała, że jest mu ciężko i
postanowiła nie drążyć tematu. Gdyby chciał, sam powiedziałby jej więcej. Jeśli
tak woli ona nie będzie od niego wyciągać szczegółów ich rozmowy – Posuń się –
poprosił. Zdjął marynarkę i krawat, ściągnął buty i położył się na skraju szpitalnego
łóżka. Przyciągnął ją do siebie i oparł swoją głowę o jej – Dobrze mi tu z
tobą.
- Mnie z tobą też, ale powinieneś
jechać do domu i wyspać się w normalnych warunkach. W ostatnim tygodniu
większość nocy spędzałeś w mało komfortowych warunkach.
- Nie chcę jechać na Saską sam –
wyszeptał wpatrując się w jej oczy. Nagle sobie przypomniał, że nawet jej nie
zapytał o wyniki dzisiejszych badań. Uniósł głowę, oparł ją na ręku i przyjrzał
jej się badawczo – A w ogóle jak ty się czujesz? Jak wyniki?
- Dobrze. Wszystko jest w porządku.
Jutro przed południem mnie wypiszą – uspokoił się i ponownie wtulił twarz w
zagłębienie jej szyi.
- No i dobrze. Śpij.
Zasnęła. On nie potrafił zasnąć.
W myślach wciąż wracał do wydarzeń sprzed kilku godzin.
Wszedł cicho do domu. Zastał ją w
salonie. Od progu spiorunowała go wzrokiem. Gdyby jej spojrzenie potrafiło
zabijać już leżałby martwy.
- No wreszcie przypomniałeś sobie
gdzie mieszkasz! – każde jej słowo aż ociekało irytacją
- Paula – przerwała mu
- Którą modelką byłeś tym razem tak
zajęty, że nie wróciłeś na noc do domu!? Która wywłoka skupiła twoją uwagę na
tyle, byś nie odebrał ani jednego z dziesięciu moich telefonów?! – krzyczała.
Byli zamknięci w czterech ścianach. Nie musiała się obawiać, że ktoś usłyszy,
że rozpoczną się plotki. W domu nie musiała dbać o to, co ludzie powiedzą.
- Byłem z Ulą – odparł spokojnie
- Tak, praca z Brzydulą to twoja
najlepsza wymówka ostatnich tygodni! Ale mój drogi zarząd już się odbył. Nad
czym pracowaliście tym razem? A może ona pojechała do domu, a ty w tym czasie
zabawiałeś się z Klaudią?
- Nie. Byłem z Ulą – powtórzył i
spojrzał znacząco w jej oczy. Chyba zaczynała rozumieć, co chce jej powiedzieć,
bo zaczęła się głośno śmiać.
- No w to ci nie uwierzę – śmiała
się dalej, nerwowo krążąc po salonie, a on trochę zaskoczony obserwował jej
reakcję. Jego wzrok mówił wszystko –
Chcesz mi powiedzieć, że przespałeś się z nią? – nie odpowiedział. Nie musiał
nic mówić. Ona już wiedziała. Spoliczkowała go – Co ja ci zrobiłam, że upokarzasz
mnie tak bardzo? Jak mogłeś na dwa tygodnie przed ślubem przelecieć tą wiejską
pokrakę?!
- Paula! Proszę cię hamuj się!
- To ty się hamuj! – wrzasnęła - Czy
ty naprawdę musisz zaliczyć każdą swoją asystentkę? Nawet Brzyduli nie
przepuściłeś? Może my powinniśmy zatrudniać ci asystenta! – w głowie jej się to
nie mieściło. On i Brzydula. Musi się uspokoić. Odgarnęła włosy i spojrzała na
niego z wyższością – Dobrze, porozmawiajmy. Wiem, że chcesz mnie przeprosić.
Dziwnie się zachowywała. Starał
się ją zrozumieć. Miała prawo być w szoku.
- Tak, masz rację. Chcę ciebie
przeprosić.
- Jestem w stanie ci wybaczyć pod
warunkiem, że jeszcze dzisiaj ją zwolnisz – powiedziała spokojnie.
- Nie zwolnię jej.
- Nie!? – wierzyć jej się nie
chciało, jak może być tak bezczelny – Ślub za dwa tygodnie, a ty mi mówisz, że
jej nie zwolnisz. Naprawdę sądzisz, że będę ją tolerować? Aż taka dobra jest w
łóżku? – jej wzrok ciskał piorunami - Może jeszcze zaprosimy ją na ślub i na
wesele? – wpadła w furię – Ja wiem, a może ona powinna zostać moją świadkową.
Myślisz, że się zgodzi? – zapytała drwiąco
- Nie zaprosimy Uli na ślub, bo
ślubu nie będzie – za wszelką cenę starał się zachować zimną krew i załatwić to
najspokojniej jak to było możliwe. Po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Nie
traktowała jego słów poważnie
- Ty chyba sobie ze mnie
żartujesz?
- Nie Paulina, wcale nie żartuję.
Chcę odwołać ślub – powiedział zdecydowanie
- Chcesz odwołać nasz ślub przez
romans z jakąś prostaczką?
- Paulina tu chodzi o coś więcej…
- O co? – zapytała gwałtownie
- To nie jest zwykły romans.
Paulina ja ją kocham – kolejny raz tego popołudnia jej dłoń gwałtownie wylądowała
na jego policzku.
- Nie, nie wierzę…. – nerwowo kręciła
głową licząc na to, że za chwilę obudzi się z tego koszmaru
- Przepraszam – wyszeptał – Nie chciałem
cię skrzywdzić.
- Nie chciałeś mnie skrzywdzić?!
Dobre sobie! – ledwo hamowała łzy. Mężczyzna, którego za kilkanaście dni miała
poślubić mówi jej, że kocha inną, a ona jest kompletnie bezsilna. Jej świat
legł w gruzach, a ona nawet nie może się rozpłakać. Nie może płakać, bo ona
nigdy nie płacze.
- Paulina, posłuchaj… - zaczerpnął
powietrza i zaczął mówić spokojnym głosem – Ja zawsze myślałem, że jesteś moją
drugą połówką, że będziemy razem zawsze. Ale ostatnio gdy zacząłem tak na
poważnie analizować nasz związek doszedłem do wniosku, że my od samego początku
do siebie nie pasowaliśmy. To przekonanie, że razem od dziecka, razem na całe
życie, nas zmyliło.
- Jesteś śmieszny! – zadrwiła.
Nie dał się zniechęcić, kontynuował, by powiedzieć to, co chciał powiedzieć od
dawna
- My się tak naprawdę nie znamy.
Jesteśmy ze sobą tyle lat a nic o sobie nie wiemy. Żyliśmy tak naprawdę obok
siebie a nie razem.
- A ona oczywiście zna cię
najlepiej – zaśmiała się kpiąco
- Tak – przyznał – przeszliśmy drogę
od przyjaźni do miłości. Sama mi kiedyś powiedziałaś, że związki oparte na przyjaźni
są trwalsze i szczęśliwsze
- Ale rozmawialiśmy o Sebastianie
– powiedziała swoim charakterystycznym, pretensjonalnym tonem
- Nie – pokiwał głową - O mnie i
Uli. Sebastian to była przykrywka. Pula, nie pasujemy do siebie, nie kocham
cię, nie ma sensu dłużej tego ciągnąć
- Zniszczyłeś mi życie! –
wysyczała ściągając pierścionek – Oddałam ci najlepsze lata swojego życia! Poświęciłam dla ciebie
wszystko! Mogłam mieć każdego! Nienawidzę ciebie i tej twojej pokraki! –
powiedziała z pogardą - Kiedyś za to zapłacisz! Żałuję każdej chwili, którą spędziliśmy razem, każdej
minuty, kiedy byłam przy tobie.
Patrzył na nią ze smutkiem.
Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale takiego finału się nie spodziewał.
Nie sądził, że ich związek skończy się w ten sposób, że będzie w niej tyle
jadu, nienawiści, że po tylu latach nie będą potrafili rozstać się w przyjaźni
lub przynajmniej zachowując w miarę poprawne relacje. Wiedział, że krzywdził ją
wiele razy, ale ona również nie była bez winy. Miał jej wiele do zarzucenia,
ale postanowił tego nie wyciągać. Nie miało to już sensu.
- Właśnie uświadamiasz mi, że ja
również – spojrzał na nią ostatni raz i ruszył w stronę garderoby – Zabiorę swoje
rzeczy. Dom oczywiście jest twój.
Nie odezwała się już słowem. On
również nie zamierzał kontynuować tej przepychanki słownej, która do niczego
nie prowadziła. Wzajemnie oskarżenia i wypominanie były
bezsensowne. Po siedmiu wspólnych latach nie było ich stać na kulturalne
rozstanie. Trudno. Nie wszystko jest takie, jak chcemy, jak sobie zaplanujemy.
On opuszczał ten dom ze świadomością, że nie wiąże z tym miejscem pozytywnych
emocji i ani jednego dobrego wspomnienia. Nawet jeśli kiedyś takie dobre chwile
się zdarzyły, ta rozmowa je przekreśliła. Zniszczyła to, co mógłby wspominać
jako coś miłego. Cieszył się, że zakończył ten związek. To i tak nie miało
przyszłości. Lepiej późno niż później.
Zasnął wtulony w jej ciało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz