B

niedziela, 17 marca 2013

'Kocham Was' IV

Czuwał przy jej łóżku. Spała. Jej parametry były prawidłowe. Odzyskała przytomność, ale zasnęła nim wrócił od lekarza prowadzącego. Nie zdążył nic jej powiedzieć. Trzymał jej dłoń w swojej, splótł ich palce i myślał o tym, co usłyszał przed chwilą. ‘Proszę pana, generalnie wszystko jest w porządku. Zrobiliśmy kilka badań, nie wynika z nich nic niepokojącego. To co dzieje się z panią Ulą od kilku dni musi być wynikiem silnego stresu. Kobieta w ciąży potrzebuje spokoju. Jeśli pacjentka dalej będzie narażona na tak wielki stres, będzie żyła w niepokoju, to w efekcie odbije się bardzo poważnie na jej zdrowiu, a przede wszystkim na zdrowiu dziecka. Nie wiadomo ile jeszcze takich zasłabnięć jej organizm zniesie bez poważniejszych powikłań’. To, że Ula się tu znalazła to jego wina. Ewidentnie jego wina. Miał się nią opiekować, dbać o nią, a tymczasem funduje jej nerwy i niepewność. Miał dorosnąć, a po raz kolejny okazał się nieodpowiedzialnym gówniarzem. Zerknął na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza. Nagle sobie przypomniał, że nie zadzwonił do Rysiowa. Przecież jej ojciec czeka na wiadomość. Wyciągnął telefon i dopiero teraz zauważył dwa nieodebrane połączenia do Seby i osiem od Pauli. ‘Pewnie wróciła już do domu’. Nie mógł teraz jechać do Wilanowa, nie chciał zostawiać Uli samej. Najprościej było zignorować jej telefony. Zresztą miałby jej powiedzieć ‘Kochanie, jestem z Ulą w szpitalu’? Nonsens. Na palcach, by jej nie zbudzić, wyszedł na korytarz i wybrał numer Cieplaka. Rozmowa była krótka i rzeczowa, wyjaśnił mu, że Ula ma się już lepiej i pojutrze powinna zostać wypisana. Uspokoił go i zapowiedział, że przed południem pojawi się w Rysiowie. Później zadzwonił do Seby. Przyjaciel poinformował go, że Febo od dwóch godzin wydzwania do niego z pretensjami, gdzie podziewa się jej narzeczony. Postanowił nie wdawać się na ten temat w dyskusję i poprosił Olszańskiego o zastępstwo w firmie. Wyjaśnił, że musi uporządkować kilka spraw i nie będzie miał głowy do odbierania poczty, podpisywania durnych papierków i pilnowania Aleksa. Obiecał odezwać się wieczorem. Na korytarzu spotkała go pielęgniarka, która za wszelką cenę starała się wysłać go do domu. Przekonywania, że nie chce zostawiać Uli samej na niewiele się zdały. Postanowił przekonać oddziałową przy użyciu swojego uroku osobistego. Kilka uśmiechów, spojrzeń i udało się. Zawsze się udawało. Wrócił na salę i trwał przy niej.
- Marek? – usłyszał swoje imię i ocknął się. Nie spała. W białej, szpitalnej sali było już jasno. Spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma. Musiał przysnąć nad ranem. Uśmiechnął się do niej niepewnie – Co tutaj robisz?
- Jestem przy tobie. Ula, posłuchaj, ta nasza rozmowa wczoraj, ja – przerwała mu
- Nie Marek, ja nie chcę o tym rozmawiać. Nie wracajmy do tego. Nigdy już do tego nie wracajmy – mówiła powoli, a w jej głosie i w jej oczach pełno było bólu.
- Dobrze – odparł i przysunął się do niej bliżej. Wziął jej twarz w swoje dłonie i tonąc w jej chabrowych oczach wyszeptał – Ale proszę cię, nie przekreślaj mnie za to, że byłem kiedyś głupi. Pozwól się kochać i sobą opiekować. Obiecuję ci, że już nigdy cię nie oszukam.
Nie odpowiedziała, ale przyciągnęła go bliżej siebie i pogłaskała po głowie, dając mu tym samym znak, że będzie dobrze. Wielki kamień spadł z jego serca. Uśmiechnął się z ulgą i złożył na jej ustach najczulszy pocałunek na jaki było go stać.
Przypomniała sobie o Rysiowie, pewnie jej ojciec odchodzi od zmysłów. Uspokoił ją mówiąc, że dzwonił wieczorem i zapewnił, że czuje się już lepiej. Tuż przed obchodem niechętnie opuścił szpital. Ona miała mieć jeszcze kilka badań przed jutrzejszym wyjściem, jego czekało kilka ważnych rozmów, a przede wszystkim śniadanie. Wstąpił do niewielkiej knajpki. Aż go mdliło. Od wczorajszego lunchu żył na kawie ze szpitalnego automatu.  Kwadrans przed dziesiątą zaparkował pod posesją z numerem osiem. Skłamałby, gdyby powiedział, że się nie obawia tej rozmowy. Bał się stanąć przed Cieplakiem i to jak cholera. Z duszą na ramieniu ruszył w stronę drzwi.
- Dzień dobry panie Józefie – rzekł, gdy w progu domu pojawił się jej ojciec. Niepewnie wyciągnął do niego dłoń. Nie wiedział czego może się spodziewać. Cieplak miał prawo zareagować różnie. W końcu wczoraj w dość niefortunnych okolicznościach dowiedział się, że on, zajęty i zaręczony szef jego córki, uwiódł ją. Ku jego radości Józef uścisnął jego dłoń i zaprosił do salonu, proponując kawę. Przystał na to z ochotą, bo wiedział, że ta rozmowa krótka nie będzie.
- Proszę mi powiedzieć jak ona się czuje?
- Dobrze. Byłem z nią przez całą noc. Wyspała się, odpoczęła trochę. Wyniki są dobre. Dziś mają jej powtórzyć morfologię i zrobić EKG. Jeśli nie zdarzy się nic niepokojącego, jutro przed południem ją wypiszą.
- Ja wczoraj byłem przerażony, gdy wszedłem do jej pokoju, a ona… - urwał. Cieplak bardzo przeżywał tą wczorajszą sytuację.
- Wiem panie Józefie. Proszę mi wierzyć, ja też się bardzo o nią bałem. O nich. – dodał, a Cieplak spojrzał na niego przenikliwie
- Czyli to prawda, moja córka jest w ciąży – westchnął
- Tak. Panie Józefie, ja chciałem pana bardzo przeprosić… sposób w jaki pan się dowiedział… To nie powinno tak wyglądać – Cieplak przyglądał mu się uważnie. Widział, że Dobrzański jest zdenerwowany - Chcieliśmy panu o tym powiedzieć razem, w trochę innych okolicznościach. Sami dowiedzieliśmy się na początku tygodnia. Ula chciała być z panem szczera, ale uznaliśmy, że ogłosimy to, gdy moja sytuacja będzie już wyprostowana. Jakby nie patrzeć ja nadal pozostaję w oficjalnym związku… - nie pozwolił mu dokończyć
- No właśnie, panie Marku, co… – Dobrzański wszedł mu w słowo
- Marku. Proszę mi mówić po imieniu. W końcu za kilka miesięcy zostaniemy rodziną – mówiąc to delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy.  
- A więc Marku, porozmawiajmy jak ojciec z ojcem. Co zamierzasz?
- Kocham pańską córkę. Uświadomiłem to sobie już jakiś czas temu i wtedy też postanowiłem zakończyć mój dotychczasowy związek. Do wczoraj nie mogłem tego zrobić ze względu na sprawy firmowe, ale jeszcze dzisiaj zakończę to, co tak naprawdę nigdy nie powinno trwać. Chce stworzyć naszemu dziecku prawdziwy dom. Kilka dni temu wynająłem mieszkanie. Mam nadzieję mieszkać tam razem z Ulą, ale znając ją, nie będzie chciała całkowicie i definitywnie wyprowadzać się z Rysiowa.
- Spodziewacie się dziecka, powinniście być razem.
- Wiem i bardzo bym tego chciał. Chciałbym móc się nią opiekować każdego dnia, ale sam pan wie jaka jest Ula. Nie będzie chciała zostawiać was samych, zwłaszcza Beatki. Muszę to uszanować.
- Synu – ten zwrot kompletnie go zaskoczył, ale również ucieszył. Wychodziło na to, że Cieplak go zaakceptował, wiele to dla niego znaczyło – jeśli będzie się upierać porozmawiam z nią i stanę po twojej stronie. Moja córka przez wiele lat się nami zajmowała. Czas, by pomyślała o sobie i swoim szczęściu.
- Dziękuję – odparł wzruszonym głosem. Nie spodziewał się takiej serdeczności, nie sądził, że Cieplak będzie ich wspierał.
Postawa jej ojca, jego stosunek do niego i do ich związku dodały mu sił i pewności siebie. Prosto z domu Cieplaków ruszył do Wilanowa. Miał nadzieję zastać Paulę w domu.

Dochodziła dwudziesta gdy niepewnie uchylił drzwi sali numer dziesięć. Wciąż leżała sama, najwyraźniej nie przywieźli jej żadnej towarzyszki. W pomieszczeniu panował półmrok, niezbyt intensywne światło dawała mała lampka, włączona na jej szpitalnej szafce. Leżała tyłem odwrócona do drzwi. Myślał, że śpi. Pośpiesznie wyciszył telefon, aby nikt nie zakłócił jej spokoju. Cicho podszedł do stojącego tuż obok jej łóżka krzesła i usiadł ciężko. To był długi i męczący dzień. Poluzował krawat i przetarł dłonią twarz. Wciągnął z kieszeni marynarki pierścionek. Intensywnie się nad czymś zastanawiał, przewracając złoty krążek w dłoniach. Był tak pogrążony we własnych myślach, że nawet nie zauważył, iż Ula odwróciła się i od kilku chwil bacznie mu się przygląda. Zanim przyszedł długo myślała o nim i ich związku. Przypomniała sobie swój pierwszy dzień w FD. Do końca życia nie zapomni momentu, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Jeszcze nigdy nie widziała tak przystojnego mężczyzny. Był dla niej idealny. Była pewna, że nigdy nie będzie jej, a jedyne, na co mogła sobie pozwolić  to marzenia. Od momentu, gdy go zobaczyła marzyła o nim każdego dnia i każdej nocy. Nie przypuszczała, że dane jej będzie go całować, zasypiać w jego ramionach. A jednak niecały rok od ich pierwszego spotkania wszystko się zmieniło. Była z nim, spodziewała się jego dziecka, a przyszłość rysowała się u jego boku. Brzydulę pokochał książę z bajki. Spojrzała na niego i na jubilerskie cacko w jego dłoni. Dotrzymał słowa i zerwał zaręczyny. Już nic nie stało na przeszkodzie do ich szczęścia. Przyjrzała mu się uważnie. Wciąż był pogrążony w myślach.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz – odezwała się wreszcie, tym samym powodując, ze spojrzał w jej stronę. Jego oczy były smutne, widziała to bardzo dobrze, mimo słabego oświetlenia. Pośpiesznie schował pierścionek do kieszeni. Uśmiechnął się blado i usiadł na skraju łóżka, biorąc jej dłoń w swoją.
- Trochę mi się przeciągnęło z Pauliną – powiedział słabym głosem – Odwołałem ślub i wyprowadziłem się z domu.
- Jak ona to przyjęła? – zapytała cicho. Spojrzał na nią zaskoczony. Chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Zamiast się cieszyć, że wreszcie jest wolny, ona się martwi jak jego była zareagowała. Jego kochana Ula, która myśli o wszystkich, stawiając siebie na drugim miejscu.
- Yyyyyy – przygryzł dolną wargę i wykrztusił w końcu – Z wielką klasą.
- Jesteś bardzo zmęczony. Ten dzień wiele cię kosztował – mówiła z troską
- Niełatwo jest się rozstać po siedmiu latach związku. Zwłaszcza, jak się człowiek rozstaje z Pauliną Febo – zaśmiał się pod nosem – Dzisiaj sobie uświadomiłem, że zmarnowałem siedem długich lat swojego życia – powiedział gorzko. Pogładziła jego policzek. Wtulił twarz w jej dłoń. Nie pytała o nic więcej. Widziała, że jest mu ciężko i postanowiła nie drążyć tematu. Gdyby chciał, sam powiedziałby jej więcej. Jeśli tak woli ona nie będzie od niego wyciągać szczegółów ich rozmowy – Posuń się – poprosił. Zdjął marynarkę i krawat, ściągnął buty i położył się na skraju szpitalnego łóżka. Przyciągnął ją do siebie i oparł swoją głowę o jej – Dobrze mi tu z tobą.
- Mnie z tobą też, ale powinieneś jechać do domu i wyspać się w normalnych warunkach. W ostatnim tygodniu większość nocy spędzałeś w mało komfortowych warunkach.
- Nie chcę jechać na Saską sam – wyszeptał wpatrując się w jej oczy. Nagle sobie przypomniał, że nawet jej nie zapytał o wyniki dzisiejszych badań. Uniósł głowę, oparł ją na ręku i przyjrzał jej się badawczo – A w ogóle jak ty się czujesz? Jak wyniki?
- Dobrze. Wszystko jest w porządku. Jutro przed południem mnie wypiszą – uspokoił się i ponownie wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.
- No i dobrze. Śpij.
Zasnęła. On nie potrafił zasnąć. W myślach wciąż wracał do wydarzeń sprzed kilku godzin.

Wszedł cicho do domu. Zastał ją w salonie. Od progu spiorunowała go wzrokiem. Gdyby jej spojrzenie potrafiło zabijać już leżałby martwy.

- No wreszcie przypomniałeś sobie gdzie mieszkasz! – każde jej słowo aż ociekało irytacją

- Paula – przerwała mu

- Którą modelką byłeś tym razem tak zajęty, że nie wróciłeś na noc do domu!? Która wywłoka skupiła twoją uwagę na tyle, byś nie odebrał ani jednego z dziesięciu moich telefonów?! – krzyczała. Byli zamknięci w czterech ścianach. Nie musiała się obawiać, że ktoś usłyszy, że rozpoczną się plotki. W domu nie musiała dbać o to, co ludzie powiedzą.  

- Byłem z Ulą – odparł spokojnie

- Tak, praca z Brzydulą to twoja najlepsza wymówka ostatnich tygodni! Ale mój drogi zarząd już się odbył. Nad czym pracowaliście tym razem? A może ona pojechała do domu, a ty w tym czasie zabawiałeś się z Klaudią?

- Nie. Byłem z Ulą – powtórzył i spojrzał znacząco w jej oczy. Chyba zaczynała rozumieć, co chce jej powiedzieć, bo zaczęła się głośno śmiać.

- No w to ci nie uwierzę – śmiała się dalej, nerwowo krążąc po salonie, a on trochę zaskoczony obserwował jej reakcję.  Jego wzrok mówił wszystko – Chcesz mi powiedzieć, że przespałeś się z nią? – nie odpowiedział. Nie musiał nic mówić. Ona już wiedziała. Spoliczkowała go – Co ja ci zrobiłam, że upokarzasz mnie tak bardzo? Jak mogłeś na dwa tygodnie przed ślubem przelecieć tą wiejską pokrakę?!

- Paula! Proszę cię hamuj się!

- To ty się hamuj! – wrzasnęła - Czy ty naprawdę musisz zaliczyć każdą swoją asystentkę? Nawet Brzyduli nie przepuściłeś? Może my powinniśmy zatrudniać ci asystenta! – w głowie jej się to nie mieściło. On i Brzydula. Musi się uspokoić. Odgarnęła włosy i spojrzała na niego z wyższością – Dobrze, porozmawiajmy. Wiem, że chcesz mnie przeprosić.

Dziwnie się zachowywała. Starał się ją zrozumieć. Miała prawo być w szoku.

- Tak, masz rację. Chcę ciebie przeprosić.

- Jestem w stanie ci wybaczyć pod warunkiem, że jeszcze dzisiaj ją zwolnisz – powiedziała spokojnie.

- Nie zwolnię jej.

- Nie!? – wierzyć jej się nie chciało, jak może być tak bezczelny – Ślub za dwa tygodnie, a ty mi mówisz, że jej nie zwolnisz. Naprawdę sądzisz, że będę ją tolerować? Aż taka dobra jest w łóżku? – jej wzrok ciskał piorunami - Może jeszcze zaprosimy ją na ślub i na wesele? – wpadła w furię – Ja wiem, a może ona powinna zostać moją świadkową. Myślisz, że się zgodzi? – zapytała drwiąco

- Nie zaprosimy Uli na ślub, bo ślubu nie będzie – za wszelką cenę starał się zachować zimną krew i załatwić to najspokojniej jak to było możliwe. Po raz kolejny wybuchnęła śmiechem. Nie traktowała jego słów poważnie

- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz?

- Nie Paulina, wcale nie żartuję. Chcę odwołać ślub – powiedział zdecydowanie

- Chcesz odwołać nasz ślub przez romans z jakąś prostaczką?

- Paulina tu chodzi o coś więcej…

- O co? – zapytała gwałtownie

- To nie jest zwykły romans. Paulina ja ją kocham – kolejny raz tego popołudnia jej dłoń gwałtownie wylądowała na jego policzku.

- Nie, nie wierzę…. – nerwowo kręciła głową licząc na to, że za chwilę obudzi się z tego koszmaru

- Przepraszam – wyszeptał – Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Nie chciałeś mnie skrzywdzić?! Dobre sobie! – ledwo hamowała łzy. Mężczyzna, którego za kilkanaście dni miała poślubić mówi jej, że kocha inną, a ona jest kompletnie bezsilna. Jej świat legł w gruzach, a ona nawet nie może się rozpłakać. Nie może płakać, bo ona nigdy nie płacze.

- Paulina, posłuchaj… - zaczerpnął powietrza i zaczął mówić spokojnym głosem – Ja zawsze myślałem, że jesteś moją drugą połówką, że będziemy razem zawsze. Ale ostatnio gdy zacząłem tak na poważnie analizować nasz związek doszedłem do wniosku, że my od samego początku do siebie nie pasowaliśmy. To przekonanie, że razem od dziecka, razem na całe życie, nas zmyliło.

- Jesteś śmieszny! – zadrwiła. Nie dał się zniechęcić, kontynuował, by powiedzieć to, co chciał powiedzieć od dawna

- My się tak naprawdę nie znamy. Jesteśmy ze sobą tyle lat a nic o sobie nie wiemy. Żyliśmy tak naprawdę obok siebie a nie razem.

- A ona oczywiście zna cię najlepiej – zaśmiała się kpiąco

- Tak – przyznał – przeszliśmy drogę od przyjaźni do miłości. Sama mi kiedyś powiedziałaś, że związki oparte na przyjaźni są trwalsze i szczęśliwsze

- Ale rozmawialiśmy o Sebastianie – powiedziała swoim charakterystycznym, pretensjonalnym tonem

- Nie – pokiwał głową - O mnie i Uli. Sebastian to była przykrywka. Pula, nie pasujemy do siebie, nie kocham cię, nie ma sensu dłużej tego ciągnąć

- Zniszczyłeś mi życie! – wysyczała ściągając pierścionek – Oddałam ci najlepsze lata swojego życia! Poświęciłam dla ciebie wszystko! Mogłam mieć każdego! Nienawidzę ciebie i tej twojej pokraki! – powiedziała z pogardą - Kiedyś za to zapłacisz! Żałuję każdej chwili, którą spędziliśmy razem, każdej minuty, kiedy byłam przy tobie.

Patrzył na nią ze smutkiem. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale takiego finału się nie spodziewał. Nie sądził, że ich związek skończy się w ten sposób, że będzie w niej tyle jadu, nienawiści, że po tylu latach nie będą potrafili rozstać się w przyjaźni lub przynajmniej zachowując w miarę poprawne relacje. Wiedział, że krzywdził ją wiele razy, ale ona również nie była bez winy. Miał jej wiele do zarzucenia, ale postanowił tego nie wyciągać. Nie miało to już sensu.

- Właśnie uświadamiasz mi, że ja również – spojrzał na nią ostatni raz i ruszył w stronę garderoby – Zabiorę swoje rzeczy. Dom oczywiście jest twój.

Nie odezwała się już słowem. On również nie zamierzał kontynuować tej przepychanki słownej, która do niczego nie prowadziła.   Wzajemnie oskarżenia i wypominanie były bezsensowne. Po siedmiu wspólnych latach nie było ich stać na kulturalne rozstanie. Trudno. Nie wszystko jest takie, jak chcemy, jak sobie zaplanujemy. On opuszczał ten dom ze świadomością, że nie wiąże z tym miejscem pozytywnych emocji i ani jednego dobrego wspomnienia. Nawet jeśli kiedyś takie dobre chwile się zdarzyły, ta rozmowa je przekreśliła. Zniszczyła to, co mógłby wspominać jako coś miłego. Cieszył się, że zakończył ten związek. To i tak nie miało przyszłości. Lepiej późno niż później. 
Zasnął wtulony w jej ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz