B

poniedziałek, 4 maja 2015

'Mezalians' IV ost.

- Nie chce mi się wstać – mruknął wtulając mocniej głowę w poduszkę – Ale musimy coś zjeść – skrzywił się przypominając sobie, jak chwilę wcześniej burczało mu w brzuchu - Jak to dobrze, że wziąłem dzisiaj wolne i możemy tak sobie leżeć i leżeć – wodził opuszkami palców po jej ramieniu  - Moja piękna – spojrzał na nią z wyraźnym zachwytem, na co spuściła wzrok speszona - to na co masz ochotę? Jajecznica, omlet, tosty?
- Nie taka piękna – chrząknęła
- Sugerujesz, że mam zły gust? – udał oburzenie – Na kobiecym pięknie znam się, jak mało kto. Chyba zapomniałaś, że jestem prezesem domu mody. A ty jesteś śliczna i będę ci to powtarzał tak długo, aż wreszcie uwierzysz – namiętnie pocałował ją w usta – Tosty? – zapytał po chwili
- Teraz to chyba bardziej jakieś danie lunchowe – zaśmiała się mierzwiąc mu włosy - Dochodzi dwunasta – wskazała na zegar wiszący na ścianie
- Czas przy tobie zdecydowanie za szybko mi płynie – jęknął usiłując wstać z sofy, którą aktualnie zajmowali i na podłodze salonu odnaleźć gdzieś swoje bokserki. Wczorajsza kolacja i maraton filmowy trochę się przeciągnęły. Nim zdążył wygrzebać się spod koca, którym byli okryci, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Spojrzała na niego zdezorientowana, ale i przerażona. Leżała naga, na środku jego salonu i nie wyobrażała sobie, żeby miał teraz przyjmować gości. Po chwili dzwonek zastąpiło energiczne pukanie. Wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z powodu wizyty niezapowiedzianego gościa.
- Udajemy, że nie ma nas w domu. W zasadzie to powinienem być teraz w firmie. Nikt mnie o tej porze nie odwiedza – szepnął i pochylił się, by pocałować jej szyję. Rozdzwoniła się jego komórka, która do tej pory spokojnie leżała na szklanym stoliku. Wręcz rzucił się po nią, przygniatając Ulę całym swoim ciężarem i gdy tylko dostrzegł na ekranie napis ‘mama’ szybko schował urządzenie pod poduszkę, by stłumić dźwięk rozchodzący się po całym mieszkaniu. Ulka widząc jego poczynania zaśmiała się radośnie, ale szybko przyłożył palec do jej ust konspiracyjnym szeptem mówiąc
- To mama. Pewnie to ona stoi pod drzwiami - W końcu telefon ucichł, a Helena Dobrzańska przestała dobijać się do drzwi. Głośno wypuścił powietrze - Całe szczęście, że sobie poszła. Ostatnio nago widziała mnie, gdy miałem trzy lata. I wolałbym, żeby tak zostało – znów roześmiała się na całe gardło – I z czego się śmiejesz? – rzekł z udawaną pretensją – Ty też nie masz nic na sobie – zauważył – I wolałbym, żeby wasze pierwsze spotkanie przebiegło jednak w pełnej garderobie – ucałował wnętrze jej dłoni i ruszył do łazienki. Rozkosznie się przeciągnęła.




Spacerowali po parku śmiejąc się i dyskutując. Opowiadał jej o Pshemko, który wpadł dziś w histerię z powodu nieodpowiedniego koloru wieszaków. Poczuł, że ktoś mu się intensywnie przygląda. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł w bocznej alejce, zmierzające w ich stronę dwie kobiety. Lekko się spiął rozpoznając w jednej z nich swoją matkę, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać.
- Dzień dobry synku – widział w oczach matki ogromne zaskoczenie. 
- Witaj mamo – cmoknął jej policzek i ucałował dłoń drugiej kobiety – Poznajcie się. Ula Cieplak, moja mama – dokonał prezentacji. Błękitnooka niepewnie wyciągnęła dłoń w stronę Dobrzańskiej, którą ta niechętnie uścisnęła. Starsza kobieta dosłownie przeszywała ją wzrokiem. Najwyraźniej rozpoznała w niej dziewczynę z przyjęcia – A to pani Teresa Niemirska, przyjaciółka mamy – blondynka z dużo większą sympatią powitała towarzyszkę Dobrzańskiego – Chętnie byśmy się z paniami przeszli – z wymuszonym uśmiechem ciągnął prezes – ale musimy się pożegnać. Jestem za pół godziny umówiony z Sebastianem na squasha. Udanego popołudnia – pożegnali się skinieniem głowy i nie dając Helenie dojść do głosu szybko odeszli czując na sobie wzrok Dobrzańskiej.
- Uf – szepnął, gdy oddalili się kilka metrów – Przynajmniej byłaś ubrana – spojrzał na nią wymownie, a jego oczy błyszczały rozbawieniem 
- Chyba nie była zachwycona na mój widok. Można się było spodziewać, że nie przypadnę jej do gustu – rzekła z grymasem, zagryzając dolną wargę
- To nie jej się masz podobać, tylko mnie – objął ją ramieniem – A ja nie narzekam – musnął ustami jej skroń – To co, lody?
- A squash? – zapytała zdziwiona
- Squasha mam jutro – odparł – Po prostu uważałem, że uroczy spacerek z moją mamą, a nade wszystko z jej wścibską przyjaciółką nie jest nam potrzebny tego popołudnia
Godzinę później wpadli do jego mieszkania całując się szaleńczo. Ściągając z jej ramion żakiet naparł na nią, kierując się w stronę sypialni
- Daj mi kwadrans – musnęła jego usta lekko się odsuwając. Patrzył na nią zaskoczony – Cała się lepię od potu – znów go pocałowała widząc jego zawiedzioną minę - Wezmę tylko prysznic i zaraz do ciebie wracam
- W takim razie weźmiemy razem – porwał ją na ręce i wszedł do łazienki




- Głodny jestem… Zamówimy pizzę? – podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojego telefonu. Pokręciła głową rozbawiona
- Zauważyłam, że myślisz głównie o dwóch rzeczach. Jedzeniu i seksie
- O trzech. I o tobie – spojrzał na nią jednoznacznie i już po chwili rozpoczynali swoją kolejną, miłosną podróż
- Naprawdę zazdroszczę ci tego wygodnego łóżka – przeciągnęła się, gdy wreszcie uspokoili oddechy i mógł swoją uwagę poświęcić na przeglądanie menu największej sieci pizzerii w mieście
- Nie ma czego zazdrościć – szepnął nie odrywając wzroku od ekranu - Będziesz w nim mogła spać codziennie, gdy zdecydujesz się ze mną zamieszkać, a później zostać moją żoną – posłał jej szeroki uśmiech i klikając ostatni raz stwierdził – pizza będzie za pół godziny
- Ty chyba naprawdę jesteś bardzo głodny, bo zaczynasz bredzić – zignorował jej słowa i zapytał
- Ile chciałabyś mieć dzieci? – oparł głowę na ramieniu i zatonął w jej oczach
- No chyba żartujesz – roześmiała się
- Nie chcesz mieć ze mną dzieci? – zmarszczył brwi i wlepił w nią intensywne spojrzenie
- Marek, na boga znamy się od czterech tygodni!  Bo spotkania na bankiecie u twojej matki nawet nie liczę – zauważyła przytomnie
- No i co z tego – wzruszył ramionami i zaczął bawić się palcami jej dłoni - To co, dwójkę? Trójkę?
- Chłopca i dziewczynkę – szepnęła lekko skrępowana ich rozmową
- Idealnie – posłał jej zniewalający uśmiech i rozpoczął ustami wędrówkę po jej piersiach. Tą przyjemną dla obojga chwilę przerwał dzwonek. – Pizza? – zapytał narzucając na ramiona szlafrok – Przecież jest za wcześnie  - rzucił bardziej do siebie, niż do niej – Sprawdzę. Nigdzie się stąd nie ruszaj, bo zaraz do ciebie wracam – i rzeczywiście wrócił bardzo szybko – To mama. Nie ma cię tu – rzucił i zamykając szczelnie drzwi do sypialni i sprzątając po drodze porozrzucane części ich garderoby, które upchnął w stojącej w holu szafie na okrycia wierzchnie, wpuścił Dobrzańską do środka.
- Dzień dobry – rzekła mało przyjaznym tonem i nie czekając nawet na zaproszenie weszła do środka
- Przepraszam, że długo czekałaś, ale spałem – wyjaśnił uśmiechając się rozbrajająco, by ukryć swoje zdenerwowanie
- Rozumiem, że poprzedniej nocy ta kelnereczka nie dała ci spać – rzekła z przekąsem – Marek, w co ty się pakujesz? – spojrzała na niego karcąco
- A to jest chyba moja sprawa z kim się spotykam – odparł spokojnie. Za wszelką cenę nie chciał doprowadzić do awantury
- Twoja, dopóki publicznie się z nią nie prowadzasz i nie kompromitujesz mnie przed znajomymi. – rozsiadła się na sofie – Ale nie ważne – machnęła ręką - Umówiłam cię na weekend z Angeliką Canelotii. Jej ojciec jest prezesem firmy deweloperskiej na południu Włoch, a matka moją dobrą przyjaciółką z czasów szkolnych. Angelika jest teraz w Polsce. Pokażesz jej nasz domek na Mazurach. Może podczas tego weekendu przypadniecie sobie do gustu – Marek roześmiał się z drwiną
- Ja się chyba przesłyszałem. Nigdzie nie jadę. Z żadną Angeliką, ani z żadną inną. I przestań szukać mi żony! Poradzę sobie sam – rzekł stanowczo
- Właśnie widzę. Prowadzając się z hostessą! – ostatnie słowo wypluła z prawdziwą pogardą – Jak książę i służąca!
- Nie żyjemy w średniowieczu! – krzyknął oburzony - Ciebie to w ogóle nie obchodzi, że jestem z nią szczęśliwy? – zapytał z niedowierzaniem
- A można być szczęśliwym z hostessą!? – zaśmiała się kpiąco
- A jakie to ma znaczenie, czym się zajmuje?
- Kluczowe kochanie, kluczowe. Zamierzasz ją wprowadzić na salony? Wiesz jaki będzie skandal? Prezes domu mody i kelnerka! – huknęła – Będziesz pośmiewiskiem wśród znajomych! Nie dopuszczę do tego, żebyś wprowadził do naszej rodziny pierwszą, lepszą dziewczynę z ulicy! – spojrzała na niego gniewnie
- Dość! Nie będziesz jej więcej obrażać! To piękna, inteligentna i bystra dziewczyna, którą kocham! – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo - Skończyła filologię angielską i administrację! Zna biegle angielski i francuski. A to, że jest kelnerką to efekt tego, że pochodzi ze skromnej rodziny, która nie ma znajomości. Takie są realia, że bez koneksji nie można znaleźć dobrej pracy – nerwowo krążył po salonie – Zresztą rozmawiałem już z Mirkiem Gruszczyńskim. Przydałby mu się tłumacz w firmie. Jeśli Ula będzie chciała, zmieni pracę. Jeśli nie, to nie. Mnie to naprawdę nie przeszkadza, czy jest dyrektorem w wielkiej korporacji, czy dziewczyną z firmy cateringowej. Bo mnie nie kręci jej stanowisko i pozycja, ale ona sama! – Dobrzańska z niedowierzaniem kręciła głową - Czy ja byłbym prezesem, gdyby nie firma założona przez ojca? Może byłbym dziś kurierem albo mechanikiem! A poza tym, ty już zapomniałaś, kim byłaś zanim wyszłaś za ojca? – zaśmiał się złośliwie - Tak, teraz jesteś prezesem fundacji. Eleganckie rauty, bankiety. Zaliczasz się do warszawskiej śmietanki. Ale wydaje mi się, że zapomniałaś, że zanim ojciec założył dom mody, notabene dzięki majątkowi dziadka, to byłaś zwykłą krawcową!  Więc bardzo cię proszę nie oceniaj Uli!
- Chyba się zapominasz – wysyczała wściekła
- Nie mamo – rzekł już spokojniej - to ty się zapominasz, mieszając się w mój związek. Jestem już dużym chłopcem i musisz mi pozwolić żyć po swojemu – Helena oburzona słowami syna, bez słowa opuściła jego mieszkanie. Dobrzański wziął dwa głębokie oddechy i nalał sobie szklankę wody, którą wypił duszkiem. I choć wiedział, że czeka go trudna przeprawa, że rodzina niełatwo zaakceptuje Ulę, to z drugiej strony czuł dumę. Wreszcie postawił sprawę jasno i zachował się jak mężczyzna, a nie syneczek, który daje się prowadzić za rękę i pozwala sobie wszystko narzucać. Ruszył w stronę sypialni, zdając sobie sprawę, że Ula słyszała całą kłótnię. Oboje w nerwach mówili dość głośno. Gdy tylko uchylił mahoniowe drzwi dostrzegł Ulę ubraną już w bieliznę i fioletowe cygaretki, które jeszcze kwadrans temu wisiały na oparciu fotela
- Nie wiedziałeś mojej bluzki? – zapytała rozglądając się po pomieszczeniu
- Co ty robisz? – stojąc w progu obserwował jej poczynania z niepokojem
- Szukam bluzki – odparła nawet na niego nie spoglądając – chyba zostawiłam ją wczoraj w przedpokoju, albo w łazience – chciała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę ręką
- Przestań się wygłupiać! Miałaś zostać do jutra – przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach – Chyba nie pozwolimy, żeby moja matka zniszczyła nam tak cudowny dzień – szepnął
- Twoja matka nigdy mnie nie zaakceptuje – te cicho wypowiedziane słowa przepełnione były goryczą
- Do diabła z moją matką! – odsunął ją lekko, by móc tonąć w jej błękitnych oczach – Chciałem wyznać ci miłość w trochę innych okolicznościach – wzruszył ramionami - Planowałem zabrać cię w weekend do jakiego urokliwego hoteliku za miasto i podczas pikniku na polanie powiedzieć ci, co czuję… ale skoro już słyszałaś naszą kłótnię, to słyszałaś również, jak powiedziałem, że cię kocham – spuściła głowę, by po chwili spojrzeć w jego oczy i powiedzieć
- Ja ciebie też kocham, ale to nic nie znaczy… Dzieli nas zbyt wiele – jęknęła
- Nieprawda! – zaprotestował gwałtownie – To bardzo wiele znaczy. Daj mi chwilę – ruszył do przedpokoju w poszukiwaniu teczki. Po chwili ponownie znalazł się przy niej – To nie tak, miało wyglądać – pokręcił głową nieco zażenowany swoim nieprzygotowaniem – Nawet nie mam kwiatów – skrzywił się i wyciągnął z kieszeni szlafroka małe, czerwone pudełeczko – Wyjdziesz za mnie? – spojrzał w jej oczy z nadzieją i miłością. Zakryła usta dłonią, a gdy pierwszy szok minął westchnęła
- Marek… - chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wtrącił się
- Wiem, jak to wygląda. Wiem, że możesz pomyśleć, że robię to na złość matce, ale to nieprawda. Zachwyciłem się tobą na tym pieprzonym bankiecie. Zakochałem się już na naszej pierwszej randce. Ja nigdy, dla żadnej kobiety nie straciłem tak głowy, jak dla ciebie…. I utwierdziłem się w przekonaniu, że ty i tylko ty, po naszej pierwszej, wspólnej nocy. Kupiłem ten pierścionek tydzień temu. Od razu chciałem ci się oświadczyć, ale bałem się, że się wystraszysz. W sumie znamy się miesiąc, ale jestem pewny, że chcę być tylko z tobą – uśmiechnął się i krótko musnął jej usta – Jeśli to dla ciebie za szybko, to oczywiście poczekam i dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz… ale chciałem, żebyś wiedziała, że cię kocham i że tylko ty możesz być moją żoną – łzy wzruszenia zaczęły płynąć po jej policzkach. Nigdy nie przypuszczała, że podczas tego dziwacznego bankietu, który obsługiwała, znajdzie mężczyznę swojego życia. Mężczyznę, do którego kompletnie nie pasowała, a ściślej mówiąc, do którego rodziny nie pasowała, a którego pokochała całym sercem. Oparł się czołem o jej i scałowywał słone krople z twarzy. 
- Kocham cię – szepnęła, gdy nieco się uspokoiła.
- Czy to kocham cię, jest jednoznaczne, ze słowem ‘tak’? – chciał się upewnić. A gdy delikatny uśmiech zagościł na twarzy i skinęła głową, szybko wsunął jej na palec pierścionek i porwał w ramiona, obracając się kilkakrotnie w koło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz