W koprodukcji z KaEm!
Od
kilku dni Tośka wierciła jej dziurę w brzuchu o dodatkowe zajęcia na wakacje.
Kółko plastyczne miało być po to, by nieco urozmaicić jej te całe dnie spędzone
z panią Gienią. Mała lubiła starszą panią, która mieszkała w klatce obok i
dorabiała jako opiekunka nieco starszych maluchów. Emerytura byłej pielęgniarki
nie wystarczała na pokrycie wszystkich potrzeb i kilkaset złotych od pani
Cieplak z pewnością ratowały miesięczny budżet. Jednak pani Genowefa nie była
na tyle kreatywna, by non stop wymyślać fascynujące zabawy. Wakacyjne zajęcia
dwa razy w tygodniu miały uatrakcyjnić ten wakacyjny czas. Ula na urlop w
czerwcu ani lipcu nie miała co liczyć. W firmie było duże zamieszanie i
obawiała się, że ciężko jej będzie wybłagać tydzień w sierpniu. Szef już dawno
zapowiadał, że wakacyjne wyjazdy mają sobie planować na październik. Tośka była
skazana na sąsiadkę, weekendowe pobyty w Rysiowie i wtorkowo-piątkowe zabawy
pędzlem i plasteliną. W pozostałe dni miała siedzieć w domu… Aż do czasu pojawienia się propozycji zajęć językowych. W pierwszym momencie
zaczęła się zastanawiać, czy na lekcje nie jest jeszcze za wcześnie. Antosia
nie umiała jeszcze czytać i pisać po polsku, a co dopiero w jakimś obcym
języku. Jednak po rozmowie z Dorotą, która miała o kilka lat starsze dzieci,
postanowiła ulec namowom córki i poważnie rozważyć tę propozycję. Entuzjazm
Tośki był godny pozazdroszczenia, chociaż doskonale wiedziała, że nie wzbudza
go możliwość nauczenia się nowego języka, a towarzystwo. Na wakacyjny kurs
oczywiście małą blondyneczkę namówił Janek, dla którego tata zarezerwował
miejsce już na przełomie kwietnia i maja. Dzieci nie bardzo potrafiły jej
wyjaśnić gdzie mają się odbywać zajęcia, ani kto je organizuje. Musiała
dowiedzieć się szczegółów od Dobrzańskiego. Po zeszłotygodniowej wizycie na
placu zabaw wybitnie nie miała ochoty na rozmowę z nim, ale nie miała wyjścia.
Wiedziała, że jej córka tak łatwo nie odpuści, a i od wtorku zaczął wtórować
jej Janek.
Wychodząc
z centrum kultury dostrzegła go, gdy oparty dłonią o drzwi Land Rovera rozmawiał
przez telefon. Wolnym krokiem ruszyła w jego kierunku mając nadzieję, że do
tego czasu zakończy konwersację. Najwyraźniej zauważył, że skrada się w jego
kierunku i chowając telefon do wewnętrznej kieszeni sportowej marynarki
obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
-
Mogę zająć dwie minuty?
-
Nawet cztery, słucham – czyżby wyczuła w jego głosie nutę uprzejmości? ‘Nie,
pewnie się przesłyszałam’ zaśmiała się w duchu, obserwując jego zupełnie
obojętną twarz. Nie zdobył się nawet na krótki uśmiech. ‘No tak, przecież ma
mnie za rozhisteryzowaną panikarę, wariatkę i bóg jeden wie co jeszcze’.
- Od
kilku dni Tosia nie nadje mi spokoju – westchnęła – Janek namawia ją by razem z
nim chodziła na lekcje hiszpańskiego. Tylko nie bardzo potrafią mi wyjaśnić, o
co tak dokładnie chodzi – wydawała się być zakłopotana
- A
tak – wyprostował się i stanął naprzeciw niej – Wpadła mi w ręce oferta
prywatnego przedszkola na Sadybie. Na Konstancińskiej, ale nie pamiętam
dokładnego numeru – podrapał się w tył głowy – Janek co prawda chodzi na
Nałęczowską, ale to w bliskiej okolicy. Zresztą sprawdziłem w Internecie, mają
dobrą opinię, rodzice sobie bardzo chwalą. Od drugiej połowy czerwca do końca
sierpnia organizują naukę języka dla dzieciaków pięć-siedem. Janek wspominał,
że Tosia jest młodsza, ale myślę, że nie byłoby problemu, gdyby pani nalegała –
po raz pierwszy tego dnia posłał jej coś na kształt uśmiechu – Gry, zabawy,
połączone z nauką słówek. W poniedziałki i środy o siedemnastej. Nie wiem –
zmarszczył brwi – godzina albo półtorej. Dwieście pięćdziesiąt złotych
miesięcznie. Chyba mają być dwie grupy. Może ja przyniosę pani tę ulotkę we
wtorek, to będzie pani mogła sama się zapoznać i ewentualnie zadzwonić tam,
dopytać - zaproponował
-
Byłabym bardzo wdzięczna. Tosia mi nie odpuści – zaśmiała się pod nosem
- No
nasze dzieciaki bardzo się zżyły. Jasiek nigdy nie miał koleżanki, o której
mówiłby przy każdej możliwej okazji – i na jego twarzy zagościł uśmiech. I
wtedy znów rozdzwoniła się jego komórka – Przepraszam, muszę odebrać. Do
zobaczenia – spojrzał na nią przepraszająco i rozpoczynając rozmowę wsiadł do
samochodu.
-
Kochani – nieco podniesionym głosem, by uciszyć towarzystwo zaczęła pani
Agnieszka – dziś będziemy robić laurki dla waszych mam. Niedługo ich święto i z
pewnością będzie im miło, jeśli dostaną od Was kolorową kartkę przygotowaną
przez was samodzielnie. Na stolikach macie kredki, flamastry, ale też brokat,
kolorowe koraliki, tasiemki. Możecie coś namalować lub wykleić. Serce, słońce,
waszą mamę – tłumaczyła – co tylko chcecie. Do wyboru macie kartki w różnych
kolorach. Każdy wybiera swój ulubiony, składa na pół i do dzieła – dzieciaki
ochoczo rzuciły się do pracy. Wszystkie oprócz Janka. Prowadząca zauważyła, że
nawet nie ruszył się po kartkę. Podeszła do stolika, przy którym siedział wraz
z Antosią i kucnęła koło niego
-
Jasiu, a ty nie chcesz zrobić prezentu dla mamy?
-
Moja mama nie żyje – odparł wzdychając ciężko
-
Przepraszam – pogładziła go po plecach – Nie wiedziałam. To może namalujesz coś
dla babci, albo cioci – zaproponowała uśmiechając się pocieszająco
-
Dobrze – kiwnął głową i bez entuzjazmu chwycił czerwoną tubkę brokatu
- A
może chcesz mi pomóc? – zapytała Tosia – Możemy zrobić coś razem. Albo ja
zrobię kartkę dla mamy, a ty dla taty – patrzyła na niego swoimi wielkimi,
błękitnymi oczami
-
Pomogę ci – nieco się ożywił – Co mam robić?
-
Namalujesz różę? Z różowymi płatkami? Wychodzą ci takie ładne – wyszczerzyła się
-
Jasne – uśmiechnął się
-
Nie martw się. Ja mam tylko mamę. Tata wjechał za granicę, gdy byłam mała i mama
mówi, że szybko nie wróci – przyjrzał jej się uważnie – Czasami ci zazdroszczę,
że tata po ciebie przyjeżdża. Ja swojego nie pamiętam – spuściła wzrok
- A
ja ci zazdroszczę mamy. Tata mówi, że tak czasami jest, że czyjaś mama musiała
trafić do nieba wcześniej i opiekuje się nami z góry. Może twój tata niedługo
wróci
-
Chyba nie – pokręciła głową
-
Nie mamy dwójki rodziców, za to ja mam fajną dodatkową siostrę – cmoknął ją w
policzek
- A
ja brata! – wykrzyknęła uradowana – Pracujemy – wskazała na fioletową kartkę
papieru
Maj
ustąpił miejsca gorącemu czerwcowi. Dzieciaki stały się nierozłączne. Nie mogły
się już doczekać zajęć z hiszpańskiego, na które mieli uczęszczać do tej samej
grupy. Prawdziwą przygodą, którą przeżyli razem była wyprawa z kółka
plastycznego pod Warszawę do fabryki bombek. Dzieciaki nie przejmowały się, że
za oknem żar lał się z nieba. Z prawdziwą pasją dekorowały szklane ozdoby w
wymyślnych kształtach. Zarówno Tosia, jak i Janek coraz głośniej zaczynali
domagać się wspólnego spędzania czasu w pozostałe dni. Tłumaczyła, że to
niemożliwe, bo mieszkają dość daleko od siebie, każde chodzi do innego
przedszkola, a rodzice mają ważne sprawy do załatwienia. Próbowała przekonywać,
że jeszcze chwila, a będą się widywać cztery razy w tygodniu. Po zajęciach
zdecydowanie unikała placu zabaw wychwalanego przez Janka. Wolała nie ryzykować
ki wielkiemu sprzeciwowi córki. Za to raz dała się namówić na lody z Jankiem,
Wojtkiem i jego rodzicami. Dobrzański przystał na propozycję mamy rudego
pięciolatka dość niechętnie. Ostatecznie te pół godziny poświęcił na
konwersacji z ojcem chłopca. Ula wraz z tatą Jaśka wciąż traktowali się dość
obojętnie, niekiedy udając, że jedno nie zauważa drugiego.
-
Przepraszam bardzo – zagadnął uroczy szatynek o kręconej czuprynie. Ojciec stał
dwa kroki za nim – co prawda zapraszałem już Tosię, ale chciałem zapytać się
jeszcze pani – posłał jej ujmujący uśmiech – Chciałem zaprosić Antosię na moje
urodziny. W sobotę kończę sześć lat i tata organizuje dla mnie przyjęcie
-
Kinder party dla przyjaciół z zerówki i kółka plastycznego – odezwał się
Dobrzański
-
Nie mamy żadnych planów. Tosia pewnie jest zachwycona – uśmiechnęła się do
chłopca
-
Proszę przywieźć małą o szesnastej. Zdrojowa siedemnaście e
-
Dziękuję za zaproszenie Tosi – skinęła w jego kierunku uprzejmie i ruszyła
przed siebie próbując odnaleźć wzrokiem córeczkę, która chwilę wcześniej
pobiegła do toalety
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz