W koprodukcji z KaEm!
Trzydziestojednoletnia
Urszula Cieplak jechała ze swoją czteroletnią córką Tosią do domu. Chociaż
słowo jechała w tym wypadku było dużym nieporozumieniem. Jej auto nawet się nie
toczyło. W piątkowe popołudnie ulice Warszawy były wyjątkowo zakorkowane, a jej
srebrna Astra w ciągu ostatniego kwadransa przesunęła się o jakieś osiemset
metrów. W myślach wyzywała od najgorszych dowcipnisiów, którzy kilka tygodni
wcześniej podpalili jeden z głównych mostów w stolicy.
-
Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążymy na dobranockę – patrząc we wsteczne
lusterko posłała córce smutną minę
-
Trudno – mała wzruszyła ramionami – Obejrzę sobie ‘Przygody Misia Klemensa’ na
dvd.
-
Nie opowiedziałaś mi, jak było na zajęciach. Bo tego ‘super’ tuż po wyjściu nie
mogę traktować w kategorii opowieści.
-
Rysowaliśmy dzisiaj zwierzęta. Namalowałam słonia. Takiego dużego – pokazywała
rękami – Chciałam wziąć rysunek do domu, ale pani powiedziała, że jak zostanie
to będzie wisiał na ścianie. Zawsze przed wakacjami jest organizowana wystawa prac
i wtedy przychodzą rodzice i oglądają – tłumaczyła – A za tydzień będziemy
lepić z gliny. Ma przyjechać taki
specjalny pan, który nas wszystkiego nauczy – blondyneczka nie kryła entuzjazmu
- Ciocia Dorota miała świetny pomysł,
żebyś mnie zapisała. I tylko szkoda, że niedługo wakacje i nie będę tam mogła
chodzić – Ula się roześmiała. Nie sądziła, że jej córeczce zajęcia plastyczne
tak bardzo przypadną do gustu. Co prawda jej koleżanka z biura, Dorota, mówiła,
że ten Dom Kultury ma ciekawą ofertę, bardzo dobre zajęcia i świetnych
opiekunów, ale nie sądziła, że Tosia tak chętnie będzie uczęszczać na warsztaty.
Do przedszkola wstawała niezbyt chętnie i często powtarzała, że jest ‘głupio,
nudno i strasznie’.
-
Kochanie – roześmiała się – Do wakacji jest ponad dwa miesiące – zauważyła – A
poza tym, dlaczego nie będziesz mogła chodzić?
- No
bo taki Sewelyn – wyjaśniała, przekręcając imię kolegi – mówił, że jedzie z
rodzicami na wakacje do Hiszpanii, bo nie ma zajęć i będzie nurkował zamiast
malować – Ula wywróciła oczami. Nie znosiła tych szpanerskich dzieciaków z
równie szpanerskimi rodzicami. Mercedesy, telefony Apple, markowe ciuchy,
wakacje w Tajlandii i ferie w Alpach. ‘Od małego chowają burżuja’.
-
Ale to nieprawda. Zapisując cię rozmawiałam z panią Agnieszką i powiedziała, że
zajęcia będą również w wakacje. Z pewnością nie będzie wszystkich twoich nowych
kolegów i koleżanek, ale część dzieci będzie przychodzić. Warsztaty będą cały
czas, tylko grupa będzie mniejsza.
-
Super! – zaczęła się wiercić na swoim siedzisku
-
Chyba musimy oduczyć się używania słowa super – zaśmiała się pod nosem, kręcąc
głową.
Zajęcia
plastyczne odbywały się dwa razy w tygodniu. Ula woziła tam córeczkę w każdy
wtorek i piątek na dwie godziny, a grupa składała się z kilkunastu dzieci w
wieku od trzech do siedmiu lat. Tosia z każdymi kolejnymi zajęciami była
bardziej zachwycona. I z pewnością te malunki i lepienie z plasteliny
rekompensowały jej czas spędzony w przedszkolu. Po trzecich zajęciach Ula
zauważyła, że zdecydowanie więcej czasu jej córka poświęca na opowieści o nowo
poznanym koledze, niż kolejnych plastycznych dokonaniach. Janek był tematem
numer jeden w każdy wtorek i piątek, choć tak naprawdę ekscytacja związana z
następnym spotkaniem rozpoczynała się już dzień wcześniej. Jednym słowem Ula
wysłuchiwała opowieści o ciemnowłosym chłopcu cztery dni w tygodniu. ‘Pierwsza,
przedszkolna miłość’ – śmiała się w duchu – ‘Kto by pomyślał, że tuż po
trzydziestce będę mieć zięcia’.
Ten
wtorek był dla Urszuli wybitnie paskudny. Nie dość, że z niczym się nie
wyrabiała przez zbliżające się posiedzenie zarządu, to na dodatek przez te
cholerne korki o mało nie spóźniła się po córkę do przedszkola. Na zajęcia
plastyczne dojechały w ostatniej chwili i nawet nie zdążyła odprowadzić małej
do właściwej sali, bo gdy tylko zaparkowała, rozdzwoniła się jej komórka.
Dziewczynka biegiem ruszyła w stronę budynku nawet się z nią nie żegnając, a
ona od Doroty dowiedziała się, że musi wracać. Prezes chciał się z nią pilnie
spotkać. Była asystentką zarządu w średniej wielkości wydawnictwie, nie mogła
odmówić. Czekał ją powrót do biura, szybka rozmowa z przełożonym i błyskawiczny
powrót po córeczkę. Odłożyła telefon na siedzenie pasażera, szybko rzuciła
okiem w lusterko wsteczne i zaczęła cofać. Usłyszała huk, a jej auto gwałtownie
się zatrzymało napotykając przeszkodzę. W pierwszej sekundzie była oszołomiona.
Dopiero po chwili odwróciła się zdając sobie sprawę, że jej tylny zderzak
spotkał się z prawym bokiem jakiegoś terenowego auta. Wzięła dwa głębokie
oddechy i wysiadła z samochodu. Obok Land Rovera w kolorze zgniłej zieleni stał
już dość młody, przystojny mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Z żałością
patrzył na pokiereszowany bok auta.
-
Kto pani dał prawo jazdy!? – naskoczył na nią na dzień dobry
-
Spokojnie, nie kupiłam go na bazarze – odgryzła się zdenerwowana
-
Śmiem wątpić! – uśmiechnął się złośliwie
-
Patrzyłam w lusterko, ale pana nie wiedziałam – tłumaczyła się
- To
może warto zainwestować w okulary – rzucił i przyjrzał się
uszkodzonemu bokowi, chcąc ocenić straty – To dość duże auto, które łatwo zauważy
w przeciwieństwie np. do Smarta czy innego fiaciny pięćset – rzekł z nutą
pogardy. ‘Kolejny dorobkiewicz’ przemknęło jej przez głowę przyglądając się
mężczyźnie. - Świetnie, reflektor też do wymiany – nerwowo potarł kark –
Szczerze pani gratuluję, że przez elementarne braki znajomości przepisów ruchu
drogowego rozwaliła mi pani nowe auto, które dwa miesiące temu opuściło salon –
wściekły krążył wokół pojazdów.
-
Owszem, to ja w pana wjechałam, przyznaję – spojrzała z bojową miną, która nie
do końca pasowała do wypowiadanych właśnie słów - nie zauważyłam pana, bo
najwyraźniej nadjechał pan bardzo szybko. To nie autostrada, tylko mała,
osiedlowa uliczka w dodatku obok domu kultury pełnego dzieci – zaśmiał się z
wyraźną kpiną
-
Wie pani, trudno jest się rozpędzić, gdy dopiero co się ruszyło. Miałem samochód
zaparkowany dwa stanowiska dalej. I problem w tym, że wyjechałem pierwszy, a
tym samym pierwszy włączyłem się do ruchu. A samochód, który się dopiero włącza
– niemal wycedził ostatnie słowo – ma obowiązek ustąpić innym uczestnikom. Poza
tym – dodał wywracając oczami – gdybym jechał szybko gwarantuję pani, że
uszkodzenia byłyby dużo większe, a z pani auta – rzekł z lekkim przekąsem –
niewiele by zostało, a ledwo ma pani wgnieciony zderzak. Także pani wybaczy,
muszę zadzwonić, a pani niech się w tym czasie zastanowi, czy wzywamy policję, czy piszemy oświadczenie. Nie mam
zamiar spędzić tu całego popołudnia – odszedł na bok wyciągając smartfona
-
Seba, wynajmij mi na cito jakieś auto – chrząknął ostentacyjnie spoglądając na
Cieplak – no miałem małą stłuczkę. W sumie trochę zadrapań i wgniecenie. Ale prawy reflektor
rozwalony, a jutro muszę być w Berlinie. Jeszcze dziś podjadę do
serwisu, a nowe niech mi podstawią pod dom. Tylko jakieś przyzwoite. Aaaa daj
spokój. Nie chce mi się nawet o tym gadać. Na razie – samoistnie przysłuchując
się rozmowie szatyna przypomniała sobie o swoim spotkaniu. Pospiesznie wybrała
numer Doroty, poinformowała o zdarzeniu i poprosiła, by koleżanka wytłumaczyła
ją przed szefem. Właściciel Range Rovera przyglądał się jej ze
zniecierpliwieniem.
-
Nie ma sensu wzywać policji. Napiszmy oświadczenie dla ubezpieczyciela – zadeklarowała
podchodząc do niego
-
Mądrze. Poproszę pani dokumenty. Mam formularz w teczce. Zapraszam – skazał na
swój samochód. Zajęła miejsce pasażera. Mężczyzna szybko wypisał odpowiednie
rubryczki, naszkicował rysunek i podał jej, by przeczytała i podpisała. Złożyła
staranny podpis na dwóch egzemplarzach. Ten kwadrans pozwolił im nieco się uspokoić.
Wysiadając spojrzała na niego mówiąc -
-
Raz jeszcze przepraszam. Mam nadzieję, że moje towarzystwo szybko to załatwi z
pańskim serwisem
- Z
pewnością – cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy – Proszę już dać spokój.
Stało się. Miłego
dnia pani Urszulo – rzekł z nutą uprzejmości i szybko odjechał.
Spojrzała
na zegarek. Do końca zajęć Tosi zostało nieco ponad godzinę. Zwykle w ciągu
tych dwóch godzin jeździła do galerii handlowej, fryzjera lub hipermarketu na
zakupy. Dziś nie miała ochoty, a tym bardziej czasu. Zamknęła samochód i spacerkiem
ruszyła do pobliskich delikatesów po drobne zakupy. Szybko wróciła z pełną
siatką produktów i uprzednio chowając torbę w bagażniku usiadła na ławce.
Rozmyślała o dzisiejszej stłuczce. Pierwszej w jej życiu. Wiedziała, że będzie
musiała wieczorem zadzwonić do Maćka z prośbą o pomoc. Jego kolega miał warsztat
gdzieś pod Grodziskiem i z pewnością wyklepie jej auto za jakieś grosze. Do
końca warsztatów został kwadrans. Postanowiła wejść wcześniej do środka i
poznać chłopca, który tak bardzo przypadł do gustu jej córce. Dziś miała
świetną okazję. Ostatnim razem, gdy zabierała Tosię została jeszcze tylko
trójka dzieci, wśród których nie było tajemniczego Janka. Zajrzała do salki i z
nieukrywaną radością obserwowała, jak jej córeczka z zapałem wykleja jakiś
obrazek kolorowym papierem. U jej boku siedział bardzo ładny, szczupły szatyn
z kręconymi włosami, podając jej co chwila nowe elementy kompozycji.
Zawołała córkę i pomachała jej od progu. Dziewczynka, gdy tylko zobaczyła matkę
ruszyła w jej kierunku ciągnąc za rękę kolegę. Był o głowę wyższy, ubrany w
jeansy i koszulę w kolorową kratę.
-
Mamusia – cmoknęła Cieplakównę w policzek
-
Cześć skarbie. Jak ci idzie? Zaraz koniec zajęć
-
Już kończymy – uśmiechnęła się do chłopaka stojącego obok
-
Dzień dobry pani – przywiał się skinieniem głowy – Nazywam się Jan
Dobrzański –
zmarszczyła brwi na dźwięk tego nazwiska. ‘Czy tak przypadkiem nie
nazywał się
ten facet od stłuczki?’ zastanawiała się. Usilnie próbowała sobie
przypomnieć
jego dane z formularza. Tak, chyba to był Dobrzański. Zresztą, gdy
przyjrzała
się chłopcu musiała przyznać, że był trochę podobny do ojca.Ten sam
układ nosa i ust, kolor włosów. Gdy tylko wysiadł ze swojego auta
wydawało jej się, że wcześniej mijała go na terenie centrum kultury. No
tak, to musiał być on. Przecież zderzyli się pod samą bramą.
-
Bardzo mi miło ciebie poznać Janku – spojrzała na niego z uśmiechem. Wyciągnęła
w jego kierunku rękę, którą delikatnie uścisnął.
-
Mnie również. Czy chciałaby pani zobaczyć naszą pracę? Wyklejaliśmy dzisiaj
kolaż związany z naszymi ulubionymi bohaterami kreskówek.
-
Bardzo chętnie – spojrzała na niego z nieskrywaną fascynacją. Zachowanie tego
chłopca od pierwszej chwili wprawiło ją w zdumienie. Był śmiały, miły, ale
przede wszystkim grzeczny i ujmujący. W dobie rozwydrzonej dzieciarni ten
chłopiec był wręcz zjawiskiem egzotycznym. Poza tym oprócz podobieństwa zewnętrznego
zupełnie nie przypominał swojego ojca. ‘Pewnie charakter ma po matce, która
nauczyła go dobrych manier’.
-
Zaraz przyniosę – zadeklarował i ruszył w stronę stolika. Tośka już chciała iść
za nim, gdy się odwrócił i posłał jej szeroki uśmiech – Zostań z mamą, ja zaraz
wrócę – z atencją oglądała kolorową kartkę. Pochwaliła oboje i pogratulowała
pracy. Dzieciaki dyskutowały o najnowszym odcinku jakiejś dobranocki, gdy zakładała
córce pomarańczową kurteczkę. Z całą pewnością ta dwójka bardzo przypadła sobie
do gustu i nie mogła się nagadać.
-
Jasiu – podeszła do nich pani Agnieszka – dzwonił twój tata, że się chwilę
spóźni. Poczekam z tobą
-
Dziwne. Nigdy się nie spóźnia – mruknął po nosem – To pa, Tosia. Do piątku
-
Paa – dziewczynka pomachała koledze
- Do
widzenia pani – ukłonił się i wrócił z opiekunką na salę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz