B

piątek, 15 maja 2015

'Dwa plus dwa' I

W koprodukcji z KaEm!



Trzydziestojednoletnia Urszula Cieplak jechała ze swoją czteroletnią córką Tosią do domu. Chociaż słowo jechała w tym wypadku było dużym nieporozumieniem. Jej auto nawet się nie toczyło. W piątkowe popołudnie ulice Warszawy były wyjątkowo zakorkowane, a jej srebrna Astra w ciągu ostatniego kwadransa przesunęła się o jakieś osiemset metrów. W myślach wyzywała od najgorszych dowcipnisiów, którzy kilka tygodni wcześniej podpalili jeden z głównych mostów w stolicy.  
- Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążymy na dobranockę – patrząc we wsteczne lusterko posłała córce smutną minę
- Trudno – mała wzruszyła ramionami – Obejrzę sobie ‘Przygody Misia Klemensa’ na dvd.
- Nie opowiedziałaś mi, jak było na zajęciach. Bo tego ‘super’ tuż po wyjściu nie mogę traktować w kategorii opowieści.
- Rysowaliśmy dzisiaj zwierzęta. Namalowałam słonia. Takiego dużego – pokazywała rękami – Chciałam wziąć rysunek do domu, ale pani powiedziała, że jak zostanie to będzie wisiał na ścianie. Zawsze przed wakacjami jest organizowana wystawa prac i wtedy przychodzą rodzice i oglądają – tłumaczyła – A za tydzień będziemy lepić  z gliny. Ma przyjechać taki specjalny pan, który nas wszystkiego nauczy – blondyneczka nie kryła entuzjazmu -  Ciocia Dorota miała świetny pomysł, żebyś mnie zapisała. I tylko szkoda, że niedługo wakacje i nie będę tam mogła chodzić – Ula się roześmiała. Nie sądziła, że jej córeczce zajęcia plastyczne tak bardzo przypadną do gustu. Co prawda jej koleżanka z biura, Dorota, mówiła, że ten Dom Kultury ma ciekawą ofertę, bardzo dobre zajęcia i świetnych opiekunów, ale nie sądziła, że Tosia tak chętnie będzie uczęszczać na warsztaty. Do przedszkola wstawała niezbyt chętnie i często powtarzała, że jest ‘głupio, nudno i strasznie’.
- Kochanie – roześmiała się – Do wakacji jest ponad dwa miesiące – zauważyła – A poza tym, dlaczego nie będziesz mogła chodzić?
- No bo taki Sewelyn – wyjaśniała, przekręcając imię kolegi – mówił, że jedzie z rodzicami na wakacje do Hiszpanii, bo nie ma zajęć i będzie nurkował zamiast malować – Ula wywróciła oczami. Nie znosiła tych szpanerskich dzieciaków z równie szpanerskimi rodzicami. Mercedesy, telefony Apple, markowe ciuchy, wakacje w Tajlandii i ferie w Alpach. ‘Od małego chowają burżuja’.
- Ale to nieprawda. Zapisując cię rozmawiałam z panią Agnieszką i powiedziała, że zajęcia będą również w wakacje. Z pewnością nie będzie wszystkich twoich nowych kolegów i koleżanek, ale część dzieci będzie przychodzić. Warsztaty będą cały czas, tylko grupa będzie mniejsza.
- Super! – zaczęła się wiercić na swoim siedzisku
- Chyba musimy oduczyć się używania słowa super – zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową.  

Zajęcia plastyczne odbywały się dwa razy w tygodniu. Ula woziła tam córeczkę w każdy wtorek i piątek na dwie godziny, a grupa składała się z kilkunastu dzieci w wieku od trzech do siedmiu lat. Tosia z każdymi kolejnymi zajęciami była bardziej zachwycona. I z pewnością te malunki i lepienie z plasteliny rekompensowały jej czas spędzony w przedszkolu. Po trzecich zajęciach Ula zauważyła, że zdecydowanie więcej czasu jej córka poświęca na opowieści o nowo poznanym koledze, niż kolejnych plastycznych dokonaniach. Janek był tematem numer jeden w każdy wtorek i piątek, choć tak naprawdę ekscytacja związana z następnym spotkaniem rozpoczynała się już dzień wcześniej. Jednym słowem Ula wysłuchiwała opowieści o ciemnowłosym chłopcu cztery dni w tygodniu. ‘Pierwsza, przedszkolna miłość’ – śmiała się w duchu – ‘Kto by pomyślał, że tuż po trzydziestce będę mieć zięcia’.

Ten wtorek był dla Urszuli wybitnie paskudny. Nie dość, że z niczym się nie wyrabiała przez zbliżające się posiedzenie zarządu, to na dodatek przez te cholerne korki o mało nie spóźniła się po córkę do przedszkola. Na zajęcia plastyczne dojechały w ostatniej chwili i nawet nie zdążyła odprowadzić małej do właściwej sali, bo gdy tylko zaparkowała, rozdzwoniła się jej komórka. Dziewczynka biegiem ruszyła w stronę budynku nawet się z nią nie żegnając, a ona od Doroty dowiedziała się, że musi wracać. Prezes chciał się z nią pilnie spotkać. Była asystentką zarządu w średniej wielkości wydawnictwie, nie mogła odmówić. Czekał ją powrót do biura, szybka rozmowa z przełożonym i błyskawiczny powrót po córeczkę. Odłożyła telefon na siedzenie pasażera, szybko rzuciła okiem w lusterko wsteczne i zaczęła cofać. Usłyszała huk, a jej auto gwałtownie się zatrzymało napotykając przeszkodzę. W pierwszej sekundzie była oszołomiona. Dopiero po chwili odwróciła się zdając sobie sprawę, że jej tylny zderzak spotkał się z prawym bokiem jakiegoś terenowego auta. Wzięła dwa głębokie oddechy i wysiadła z samochodu. Obok Land Rovera w kolorze zgniłej zieleni stał już dość młody, przystojny mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Z żałością patrzył na pokiereszowany bok auta.
- Kto pani dał prawo jazdy!? – naskoczył na nią na dzień dobry
- Spokojnie, nie kupiłam go na bazarze – odgryzła się zdenerwowana
- Śmiem wątpić! – uśmiechnął się złośliwie
- Patrzyłam w lusterko, ale pana nie wiedziałam – tłumaczyła się
- To może warto zainwestować w okulary – rzucił i przyjrzał się uszkodzonemu bokowi, chcąc ocenić straty – To dość duże auto, które łatwo zauważy w przeciwieństwie np. do Smarta czy innego fiaciny pięćset – rzekł z nutą pogardy. ‘Kolejny dorobkiewicz’ przemknęło jej przez głowę przyglądając się mężczyźnie. - Świetnie, reflektor też do wymiany – nerwowo potarł kark – Szczerze pani gratuluję, że przez elementarne braki znajomości przepisów ruchu drogowego rozwaliła mi pani nowe auto, które dwa miesiące temu opuściło salon – wściekły krążył wokół pojazdów.
- Owszem, to ja w pana wjechałam, przyznaję – spojrzała z bojową miną, która nie do końca pasowała do wypowiadanych właśnie słów - nie zauważyłam pana, bo najwyraźniej nadjechał pan bardzo szybko. To nie autostrada, tylko mała, osiedlowa uliczka w dodatku obok domu kultury pełnego dzieci – zaśmiał się z wyraźną kpiną
- Wie pani, trudno jest się rozpędzić, gdy dopiero co się ruszyło. Miałem samochód zaparkowany dwa stanowiska dalej. I problem w tym, że wyjechałem pierwszy, a tym samym pierwszy włączyłem się do ruchu. A samochód, który się dopiero włącza – niemal wycedził ostatnie słowo – ma obowiązek ustąpić innym uczestnikom. Poza tym – dodał wywracając oczami – gdybym jechał szybko gwarantuję pani, że uszkodzenia byłyby dużo większe, a z pani auta – rzekł z lekkim przekąsem – niewiele by zostało, a ledwo ma pani wgnieciony zderzak. Także pani wybaczy, muszę zadzwonić, a pani niech się w tym czasie zastanowi, czy wzywamy  policję, czy piszemy oświadczenie. Nie mam zamiar spędzić tu całego popołudnia – odszedł na bok wyciągając smartfona
- Seba, wynajmij mi na cito jakieś auto – chrząknął ostentacyjnie spoglądając na Cieplak – no miałem małą stłuczkę. W sumie trochę zadrapań i wgniecenie. Ale prawy reflektor rozwalony, a jutro muszę być w Berlinie. Jeszcze dziś podjadę do serwisu, a nowe niech mi podstawią pod dom. Tylko jakieś przyzwoite. Aaaa daj spokój. Nie chce mi się nawet o tym gadać. Na razie – samoistnie przysłuchując się rozmowie szatyna przypomniała sobie o swoim spotkaniu. Pospiesznie wybrała numer Doroty, poinformowała o zdarzeniu i poprosiła, by koleżanka wytłumaczyła ją przed szefem. Właściciel Range Rovera przyglądał się jej ze zniecierpliwieniem.
- Nie ma sensu wzywać policji. Napiszmy oświadczenie dla ubezpieczyciela – zadeklarowała podchodząc do niego
- Mądrze. Poproszę pani dokumenty. Mam formularz w teczce. Zapraszam – skazał na swój samochód. Zajęła miejsce pasażera. Mężczyzna szybko wypisał odpowiednie rubryczki, naszkicował rysunek i podał jej, by przeczytała i podpisała. Złożyła staranny podpis na dwóch egzemplarzach. Ten kwadrans pozwolił im nieco się uspokoić. Wysiadając spojrzała na niego mówiąc -
- Raz jeszcze przepraszam. Mam nadzieję, że moje towarzystwo szybko to załatwi z pańskim serwisem
- Z pewnością – cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy – Proszę już dać spokój. Stało się. Miłego dnia pani Urszulo – rzekł z nutą uprzejmości i szybko odjechał.

Spojrzała na zegarek. Do końca zajęć Tosi zostało nieco ponad godzinę. Zwykle w ciągu tych dwóch godzin jeździła do galerii handlowej, fryzjera lub hipermarketu na zakupy. Dziś nie miała ochoty, a tym bardziej czasu. Zamknęła samochód i spacerkiem ruszyła do pobliskich delikatesów po drobne zakupy. Szybko wróciła z pełną siatką produktów i uprzednio chowając torbę w bagażniku usiadła na ławce. Rozmyślała o dzisiejszej stłuczce. Pierwszej w jej życiu. Wiedziała, że będzie musiała wieczorem zadzwonić do Maćka z prośbą o pomoc. Jego kolega miał warsztat gdzieś pod Grodziskiem i z pewnością wyklepie jej auto za jakieś grosze. Do końca warsztatów został kwadrans. Postanowiła wejść wcześniej do środka i poznać chłopca, który tak bardzo przypadł do gustu jej córce. Dziś miała świetną okazję. Ostatnim razem, gdy zabierała Tosię została jeszcze tylko trójka dzieci, wśród których nie było tajemniczego Janka. Zajrzała do salki i z nieukrywaną radością obserwowała, jak jej córeczka z zapałem wykleja jakiś obrazek kolorowym papierem. U jej boku siedział bardzo ładny, szczupły szatyn z kręconymi włosami, podając jej co chwila nowe elementy kompozycji. Zawołała córkę i pomachała jej od progu. Dziewczynka, gdy tylko zobaczyła matkę ruszyła w jej kierunku ciągnąc za rękę kolegę. Był o głowę wyższy, ubrany w jeansy i koszulę w kolorową kratę.
- Mamusia – cmoknęła Cieplakównę w policzek
- Cześć skarbie. Jak ci idzie? Zaraz koniec zajęć
- Już kończymy – uśmiechnęła się do chłopaka stojącego obok
- Dzień dobry pani – przywiał się skinieniem głowy – Nazywam się Jan Dobrzański – zmarszczyła brwi na dźwięk tego nazwiska. ‘Czy tak przypadkiem nie nazywał się ten facet od stłuczki?’ zastanawiała się. Usilnie próbowała sobie przypomnieć jego dane z formularza. Tak, chyba to był Dobrzański. Zresztą, gdy przyjrzała się chłopcu musiała przyznać, że był trochę podobny do ojca.Ten sam układ nosa i ust, kolor włosów. Gdy tylko wysiadł ze swojego auta wydawało jej się, że wcześniej mijała go na terenie centrum kultury. No tak, to musiał być on. Przecież zderzyli się pod samą bramą.
- Bardzo mi miło ciebie poznać Janku – spojrzała na niego z uśmiechem. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, którą delikatnie uścisnął.
- Mnie również. Czy chciałaby pani zobaczyć naszą pracę? Wyklejaliśmy dzisiaj kolaż związany z naszymi ulubionymi bohaterami kreskówek.
- Bardzo chętnie – spojrzała na niego z nieskrywaną fascynacją. Zachowanie tego chłopca od pierwszej chwili wprawiło ją w zdumienie. Był śmiały, miły, ale przede wszystkim grzeczny i ujmujący. W dobie rozwydrzonej dzieciarni ten chłopiec był wręcz zjawiskiem egzotycznym. Poza tym oprócz podobieństwa zewnętrznego zupełnie nie przypominał swojego ojca. ‘Pewnie charakter ma po matce, która nauczyła go dobrych manier’.
- Zaraz przyniosę – zadeklarował i ruszył w stronę stolika. Tośka już chciała iść za nim, gdy się odwrócił i posłał jej szeroki uśmiech – Zostań z mamą, ja zaraz wrócę – z atencją oglądała kolorową kartkę. Pochwaliła oboje i pogratulowała pracy. Dzieciaki dyskutowały o najnowszym odcinku jakiejś dobranocki, gdy zakładała córce pomarańczową kurteczkę. Z całą pewnością ta dwójka bardzo przypadła sobie do gustu i nie mogła się nagadać.
- Jasiu – podeszła do nich pani Agnieszka – dzwonił twój tata, że się chwilę spóźni. Poczekam z tobą
- Dziwne. Nigdy się nie spóźnia – mruknął po nosem – To pa, Tosia. Do piątku
- Paa – dziewczynka pomachała koledze
- Do widzenia pani – ukłonił się i wrócił z opiekunką na salę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz