B

środa, 27 maja 2015

'Dwa plus dwa' V

W koprodukcji z KaEm!


Wspólne wyjście do wesołego miasteczka wszystkich wprawiło w świetny nastrój. I choć wizyty w luna parku powinna być największą frajdą dla dzieciaków, to i oni musieli przyznać, że bawili się świetnie. Momentami przekomarzali się jak dzieci. Ula wciąż nabijała się z szatyna, że po wyjściu z wagonika kolejki górskiej był bardziej blady od Jaśka. Nie dawała się przekonać, że ta przejażdżka wcale nie zrobiła na nim wrażenia. Z dołu doskonale widziała, jak momentami zamykał oczy, w przeciwieństwie do syna, który był tą atrakcją zachwycony. I gdy późnym popołudniem zmierzali w stronę parkingu, by mógł ich odwieźć do domu padły z jego ust słowa, które w pierwszej chwili ją zaskoczyły
- Zjesz jutro ze mną kolację? – widząc jej wyraz twarzy szybko się zreflektował – Przepraszam, nie było pytania – by ukryć swoje zmieszanie zaczął intensywnie szukać po kieszeniach kluczyków do Land Rovera.
- Bardzo chętnie – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. W pierwszym momencie obrzucił ją nieprzytomnym wzorkiem.
- Naprawdę? Bałem się, że może masz jakieś inne plany – jego twarz pojaśniała
- Od dawna nie miewam innych planów – przyznała cicho. Uśmiechnął się niezauważalnie.
- Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej. Możemy podrzucić Tośkę do mnie. Gdy muszę coś załatwić, podjechać do rodziców, jestem w pracy, z Jaśkiem zostaje pani Wanda. Zresztą chyba minęłaś się z nią ostatnio, jak przyjechałaś po małą. Wyszła chwilkę przed twoim dzwonkiem. Musiałyście się widzieć
- No może – zamyśliła się – Ale nie zwróciłam uwagi. Zresztą nie ważne. Jutro rano zawożę ją na dwa dni do mojego ojca. Stęskniła się za dziadkiem. Chciał, żeby została dłużej, ale Tosia nawet nie chce słyszeć o opuszczeniu kółka plastycznego czy lekcji.
- No to świetnie

Spędzili naprawdę udany wieczór. Czy można było nazwać to randką? Żadne z nich nie mówiło o tym głośno, ale z pewnością nie było to spotkanie dwójki rodziców zaprzyjaźnionych dzieci. Nie była na randce odkąd urodziła Tosię. Gdy szykowała się na wieczorne wyjście była lekko spanikowana. Bardzo rzadko wychodziła gdzieś wieczorem. I jeśli już od wielkiego dzwonu zdarzały się takie okazje, to spędzała czas w jakiejś przytulnej kawiarence, z koleżanką z pracy, przy lampce wina. Bała się, że Dobrzański wybierze niezwykle wystawny i ekskluzywny lokal. To, że jest majętny było widać na każdym kroku. Od domu i samochodu, na ubraniach kończąc. Nie lubiła tych drogich restauracji ze sztywną atmosferą, białymi obrusami, kelnerami w muszkach i damami w wieczorowych sukniach. Postawiła na małą czarną. Prawdę mówiąc bardziej wystawnej sukienki nie miała w szafie z prostej przyczyny – nigdy nie była jej ona potrzebna. Jej wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Marek wybrał małą, urokliwą restaurację w Wilanowie, z ogrodem przystrojonym setkami lampek. Stolik usytuowany w dyskretnej części tarasu, dyskretna obsługa i niezobowiązująca atmosfera była tym wszystkim, co tego wieczoru potrzebowała. I odkąd tylko go zobaczyła, musiała przyznać, że poczuła się odprężona i zrelaksowana. Spędzili razem urocze trzy godziny, które wydawały im się ledwie dwoma kwadransami.

-  Tosia umie jeździć na rowerze? – zapytał pewnego popołudnia, gdy podjechali niemal w tej samej chwili po dzieci
- Tak, na czterech kółkach. Mój przyjaciel, który ma o rok starszą córkę próbował nauczyć ją jazdy na dwóch podczas majówki, ale nie bardzo sobie radziła. Jeszcze chyba na to za wcześnie. Nie chcę jej zmuszać na siłę.
- Słusznie – przyznał – W sumie nie skończyła jeszcze pięciu lat. Jasiek nauczył się dopiero pod koniec ubiegłych wakacji. Ale skoro jeździ na czterech kółkach… Tak sobie pomyślałem – chrząknął – Bo umówiłem się z Jankiem w niedzielę na wycieczkę rowerową po Powsinie iiiii może byście chciały dołączyć? – spojrzał na nią, jakby lekko skrępowany swoją propozycją.
- Dzięki za zaproszenie – uśmiechnęła się pod nosem – Ale chyba Tośka jest jeszcze za mała, na takie eskapady. Po kilku kółkach w parku ma dość. Nie da rady długo pedałować.
- Ale to nic nie szkodzi – zapewnił gorliwie -  Ja mam taki łącznik rowerowy, więc wystarczy, żeby trzymała kierownicę, a ja mogę ją ciągnąć. Albo fotelik. Gdzieś jeszcze w garażu powinien być ten Jaśka. Nie wiem, czy nie jest za duża i czy chciałaby w tym podróżować, ale może warto zapytać – wyglądał na lekko zakłopotanego, gdy drapał się po głowie, ale niestrudzenie ciągnął dalej - Ma być ładna pogoda, nie ma sensu siedzieć w domu. Przejechalibyśmy kawałek, później posiedzieli na kocu. Dzieciaki porzucałyby frisbee, albo poganiały w berka. Hmm?
- Zgoda – zaśmiała się. Jego determinacja była godna podziwu. Odpowiedział jej szerokim uśmiechem.
- Super. To ustal, czy jednak ten łącznik, czy fotelik i wyślij mi sms’a. Czternasta, piętnasta? Tak, żeby już uniknąć tego południowego skwaru
- Piętnasta
- Jesteśmy umówieni

Jasiek uzbrojony w kask i ochraniacze dumnie jechał jako pierwszy, na swoim niebieskim rowerze. Tuż za nim Marek, do roweru którego był przymocowany różowy, czterokołowy rowerek Tosi. W pomarańczowym kasku i z niewielkim plecakiem sprytnie udawała, że pedałuje. Tak naprawdę szybko zorientowała się, że rower jedzie sam, bez konieczności wkładania wysiłku  z jej strony i postanowiła to wykorzystać. Ula zamykała peleton. Gdy tylko dojechali do Powsina i Dobrzański ściągał duże rowery z bagażnika na dachu, a małe z bagażnika, zapytała się córeczki, czy woli jechać z nią, czy z Markiem. Tosia bez chwili namysłu wybrała ‘pana Malka’. Wspólne podróże na lekcje hiszpańskiego sprawiły, że Antonina złapała świetny kontakt z ojcem swojego przyjaciela. Dobrzański był coraz lepiej wprowadzony z jej przedszkolne życie, plan dnia i ulubione rzeczy. Stąd, gdy dojechali na miejsce odpoczynku, na malowniczej polanie i prezes FD zabrał się za rozpakowywanie torby, którą polecił ostrożnie wieźć na bagażniku Uli, okazało się, że ma w niej ulubiony sok dziewczynki i wielbione przez nią czereśnie. Pani Cieplak nawet nie pomyślała o prowiancie. Jedyną rzeczą, którą zabrała była butelka wody, która znajdowała się w plecaku jej córeczki. Przystojny szatyn pomyślał jednak o wszystkim i oprócz koca zapewnił im również napoje i przekąski. On i ona, dwójka ludzi w sportowych strojach, siedząca na kocu i z wyraźną radością obserwująca ganiające się nieopodal dzieci. Chłopiec i dziewczynka, którym wspólna zabawa sprawiała ogromną radość. Ludzie obserwujący ich z boku z pewnością twierdzili, że są cudowną rodziną spędzającą razem popołudnie na łonie natury. Prawda była jednak inna. Były to cztery osoby, dwie dwójki tworzące zupełnie odrębne rodziny. Niepełne rodziny, które w to niedzielne popołudnie mogły zasmakować, jak powinno wyglądać normalne, szczęśliwe życie.

- Dzieciaki – zawołał Dobrzański nieoczekiwanie zrywając się z koca – zagramy razem we frisbee. Na dwie drużyny. Kto nie złapie, traci punkt. Przegrana drużyna będzie musiała wykonać zadanie wymyślone przez drużynę przeciwną. Zgoda? – rozentuzjazmowana dwójka pokiwała głowami – No to co, dziewczyny, kontra chłopaki? – roześmianym wzrokiem spojrzał prowokująco na Ulę
- A może właśnie zrobimy zamianę? – zapytał Jasiek – ja bym wolał tym razem być z panią Ulą
- A ja z panem – wlepiła w niego wzrok Tosia – I mogę do pana mówić wujku?
- A ja do pani ciociu? - w pierwszej chwili spojrzeli na siebie spanikowani – Już mam siostrę, teraz będę miał ciocię. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę – wyznał szczerze
- Ja też! – zawtórowała mu blondyneczka. Trudno było określić, czy w tym momencie bardziej zakłopotana była matka Tosi, czy jej towarzysz. Szybko przyznali, że ‘nie ma sprawy, możecie się tak zwracać’ i rozpoczęli zabawę. Bardziej, żeby odwrócić od tego incydentu swoją uwagę, niż dzieci. Ich relacje dość niekontrolowanie i samoistnie zaczęły się zacieśniać. Dzieci były coraz bardziej zżyte, a i rodzicom wspólne spotkania sprawiały im przyjemność. Dobrzański niby zajęty zdobywaniem kolejnych punktów, raz po raz przypatrywał się Uli. Często przyłapywała go na tym, że zamiast na lecącym krążku jest  skupiony na niej. I wydawało mu się, że jest tym faktem rozbawiona, a jednocześnie zakłopotana. Musiał przyznać, że matka dziewczynki, która totalnie podbiła serce Jaśka, mu się podoba. Nie tylko teraz, w tych obcisłych, jeansowych szortach i przewiewnej koszulce na ramiączka, ale swoją urodą zwróciła jego uwagę już wtedy, gdy miała miejsce ta cholerna stłuczka. Był wtedy wściekły, ale od samego początku zauważył, że ma cudowne oczy. I musiał przyznać, że oprócz tego, że była piękna, była również inteligenta. Świetnie im się razem rozmawiało, mieli podobne poczucie humoru, oboje lubili kryminały. Jednak to, że Ula mu się podobała wcale go nie uspokajało. Bo ich znajomość to jedno, a zachowanie dzieci, to drugie. Już podczas wizyty w ZOO zauważył, że Jasiek lgnie do tej kobiety, a dzisiejsza prośba o drużyny mieszane tylko potwierdziła jego tezę. Chłopcu brakowało obecności kobiety, brakowało mu ciepła matki. Wiedział, że po powrocie do domu czeka go trudna rozmowa z synem. Nie wiedział, jak potoczy się jego znajomość z panią Cieplak, a syn nie powinien robić sobie nadziei na stałą obecność Uli i Tosi w ich życiu. Było na to zdecydowanie za wcześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz