Trzydziestoczteroletni
mężczyzna siedział przy barze sącząc kolejnego już tego wieczoru drinka. Muzyka
i gwar rozmów jakoś do niego nie docierały. Miał wrażenie, że siedzi sam. Tylko
on i butelka Jack’a Danielsa. Przed oczami wciąż miał jej obraz.
-
Kobieta? – zapytał barman stawiając przed nim nową szklaneczkę
- A
jak pan myśli? – zapytał upijając spory łyk
-
Czyli kobieta – pokiwał głową, jakby z dumą, że kolejny raz udało mu się trafić
– Jak kocha, to wróci – uśmiechnął się pokrzepiająco. Miał ochotę roześmiać mu
się w twarz.
-
Problem w tym, że jednak nie wróci – z goryczą szepnął pod nosem.
Jej
miłość była jak kwiat. Biały kwiat. Czysta, szczera, prawdziwa. Kochała go całą
sobą. Kochała nieprzytomnie. Była gotowa zrobić dla niego wszystko. Gdyby kazał
jej skoczyć w ogień, nie pytałaby dlaczego. Zapytałaby jedynie, w którą stronę
ma biec. Bardzo długo wierzyła w jego szczere intencje. Wierzyła w jego
uczucia. Wiedziała, że nie pokochał jej od pierwszego wejrzenia. Była na to
zbyt brzydka, a on był koneserem kobiecego piękna. Sądziła, że przekonała go do
siebie pięknem swojego wnętrza. Doskonale pamiętała jedną z ich rozmów, gdy
powiedział jej, że dla mężczyzny liczy się w dziewięćdziesięciu procentach
wygląd. Reszta jest tylko dodatkiem. Ale on przecież w końcu zwrócił na nią
uwagę. Była jego przyjaciółką, powierniczką, spowiednikiem. Wierzyła, że
potrafiła go zmienić. Przestała przyłapywać go na zdradach i miała niemal
pewność, że nie robi tego dla Pauliny, swojej narzeczonej, ale właśnie dla
niej. A później wszystko okazało się jedną wielką ściemą. Jej marzenia, plany,
pękły, jak bańka mydlana. Zrozumiała, że nigdy nie chodziło mu o nią, a jedynie
o firmę. Przekonywał, prosił, błagał, ale ona mu już nie wierzyła. Nie chciała
słuchać jego tłumaczeń. Miał nadzieję, że gdy pierwsza złość minie, pozwoli mu
wyjaśnić. Że będzie potrzebowała czasu, ale on w końcu przebije się przez ten
mur, który zbudowała w bardzo krótkim czasie.
‘Kwiat zakwitnie znów, kiedy minie chłód
I nigdy nie wcześniej. Sam zobaczysz to
Gdy nie zdepczesz go, ani go nie zetniesz’
W
międzyczasie pojawił się w jej życiu Piotr Sosnowski. Kardiolog, bezdzietny
rozwodnik, szczery i uczciwy. Zaczęli się spotykać. Był tak różny od Marka. W
pewnym momencie w Sosnowskim widziała same zalety. A przynajmniej bardzo
chciała je widzieć. Miłość do Marka zaczynała słabnąć. Obumierać, jak kwiat,
któremu brakuje wody i światła. Ale ten kwiat wciąż żył. Ostatkiem sił, ale
jednak. Bardzo chciał żyć. Chciał przetrwać. Czy ona też tego chciała? Często
zadawała sobie to pytanie. Nie była pewna. Ale nie była też gotowa jednym, zdecydowanym
ruchem wyrwać go wraz z korzeniami i odrzucić w zapomnienie. O takiej miłości
nie da się zapomnieć, tak samo, jak nie da się przestać kochać na zawołanie.
Zmieniła się. Zmieniła się wewnętrznie. Już nie była tą głupią, naiwną
dziewczyną, która wierzyła w każde słowo prezesa. Zmieniała się również
zewnętrznie. Marek znów chodził, prosił, błagał. Sądziła, że zaczęło mu
zależeć, bo stała się piękna. Bardzo się myliła.
Zajęła fotel prezesa firmy Febo & Dobrzański. Miała wyprowadzić ją z kryzysu. Marek oddał jej swoje stanowisko. Wycofał się nieco, ale jednak wciąż był obok. Starał się do niej zbliżyć, wyjaśnić i odzyskać jej zaufanie. Nie ułatwiała mu tego zadania. Czekał. Wciąż koło niej krążył i czekał, aż ona będzie gotowa na rozmowę, wybaczenie, danie mu drugiej szansy. Często przyłapywał ją, jak przyglądała się mu, sądząc, że on nie widzi. Odwracała później speszona wzrok udając, że nic się nie stało. Zaczynali się coraz lepiej dogadywać. Niestety wyłącznie na polu zawodowym, ale wychodził z założenia, że w tej sytuacji metoda małych kroków będzie najlepsza. Kryzys w firmie ich zbliżył. Znów stanowili zgrany tandem. Nadzieja że nie wszystko stracone zaczęła się w nim odradzać. Jeszcze odrobina cierpliwości i ona w końcu zmięknie. Przecież nie można przestać kochać z dnia na dzień. Sama tak mówiła.
‘Nie przeminie rok, aż się zdarzy to.
Że sięgnie do nieba.
On już nawet wie, że odrodzi się.
Wiele mu nie trzeba’
I
wtedy jak grom z jasnego nieba spadła na niego wiadomość, że się zaręczyła. Widziała
ten jego wyraz twarzy, gdy przypatrywał się złotemu pierścionkowi na jej dłoni.
Nie potrafił ukryć rozpaczy i bólu. Udawała, że wcale ją to nie obchodzi.
Piotr
dawał jej poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, których od miesięcy
potrzebowała. Nie raz śmiała się w duchu, że jest idiotką, która zaręcza się z
facetem po pół roku znajomości. Z drugiej strony przekonywała samą siebie, że
słusznie robi, że Piotr jest odpowiednim kandydatem na męża, że robi to, bo
tego chce, a nie dlatego, by odegrać się na Dobrzańskim. Ślub zbliżał się
wielkimi krokami. Marek wielokrotnie podejmował próby rozmowy. Wielokrotnie
chciał jej powiedzieć, że on ją naprawdę…. Nigdy nie pozwoliła mu dokończyć. Do
premiery nowej kolekcji został tydzień. Tydzień po pokazie miała oddać mu stanowisko,
a dwa tygodnie później miała zostać panią Sosnowską. Z każdym kolejnym dniem
Marek czuł coraz większy głaz przytłaczający jego serce. Został mu miesiąc, a każda
upływająca godzina wywoływała strach, że już nigdy jej nie odzyska.
‘Lecz, gdy przyjdzie czas
Wyboru bez odwrotu,
Czy Twój kwiat będzie gotów?’
Bankiet
po pokazie był jedną z ostatnich szans by z nią porozmawiać. Nie zawracając
sobie głowy doktorkiem, wziął głęboki oddech i ruszył w jej stronę. Tego
wieczora wyglądała wyjątkowo pięknie. Specjalnie zaprojektowana przez Pshemko
suknia podkreślała jej urodę.
-
Zatańczysz ze mną? – spytał wpatrując się jej prosto w oczy. Widząc panikę i
wahanie dodał – Tylko jeden taniec, proszę – rzuciła Piotrowi przepraszające
spojrzenie i podała mu dłoń. Wyprowadził ją na środek parkietu i obejmując w
tali przysunął od siebie. Próbowała zachować dystans, ale jej na to nie
pozwolił.
-
Przecież cię nie zjem – ciepłym oddechem omiótł poduszeczkę jej ucha. Przestała
się odsuwać, ale wciąż czuł, jak bardzo jest spięta – Jesteś z nim szczęśliwa?
– wypalił po chwili próbując złapać z nią kontakt wzrokowy. Chciała się wyrwać,
ale mocno ją trzymał – Nie rób scen – poprosił łagodnie – I tak cię nie
puszczę, dopóki mi nie odpowiesz – bezczelnie spojrzał jej prosto w oczy
-
Gdybym nie była z nim szczęśliwa nie wychodziłabym za niego za mąż –
odpowiedziała pewnie
-
Yhym – mruknął – A jesteś z nim tak szczęśliwa, jak byłaś ze mną? – roześmiała
się, z niedowierzaniem kręcąc głową, że stać go na taki cynizm
-
Nie można być szczęśliwym, gdy druga strona się tobą bawi i udaje – jej
spojrzenie pełne było bólu i upokorzenia
-
Nie udawałem – rzekł szybko i zdecydowanie – Nie udawałem w SPA, nie udawałem
nad Wisłą, nie udawałem u ciebie w domu, gdy mówiłem, że mi na tobie zależy,
nie udawałem w konferencyjnej, kiedy próbowałem ci powiedzieć, że ciebie…
-
Daj spokój – przerwała mu ostro, odnajdując wzrokiem Piotra, który bacznie ich
obserwował
-
Boisz się usłyszeć, że cię kocham? – powiedział to. Wreszcie to powiedział! W
duchu gratulował sobie tego mini sukcesu – Boisz się, że gdy wreszcie ci to
powiem, to zaczniesz się kierować sercem, a nie rozumem? Gdybyś tylko mi na to
pozwoliła powtarzałbym ci to każdego ranka… Każdego cudownego ranka. Takiego,
jak ten w SPA, gdy obudziłaś się wtulona w moje ramiona, a ja od świtu miałem
ochotę całować każdy skrawek twojego ciała i szeptać ci, jaka jesteś dla mnie
ważna – mruczał wprost do jej ucha. Zaciskała powieki, by się nie rozpłakać –
Odwołaj ten cholerny ślub. Nie czekaj do ostatniej chwili. Nie popełniaj moich
błędów – błagał
-
Nie bądź śmieszny – wyszeptała, mimo iż emocje ściskały jej gardło – Nie mierz
wszystkich swoją miarą. To, że ty miałeś poślubić Paulinę, mimo że jej nie
kochałeś, nie oznacza, że ja jestem taka sama – mówiła przez zaciśnięte zęby z
lekko spuszczoną głową
-
Kochasz go? Naprawdę go kochasz? – zjechał dłonią na jej biodro, mocniej
przyciskając do siebie
-
Daje mi to, czego w tej chwili potrzebuję, poczucie bezpieczeństwa i
stabilizacji - wysyczała
- Też
bym ci to dał, gdybyś tylko mi na to pozwoliła. A do tego miłość, szacunek i
oddanie.
-
Mam dość ciebie i tej rozmowy – rzekła stanowczo i wyrywając się z jego uścisku
szybkim krokiem ruszyła w stronę toalet. Piotr podążył jej śladem. Stał na
środku parkietu mając świadomość, że przepadło, że już jej nie odzyska. Wciąż
słyszał stukot jej obcasów. Miał wrażenie, że muzyka ucichła i tylko słychać to
stukanie szpilki o dębowy parkiet. Gdyby ktoś zapytał go, jaki dźwięk ma
oddalające się szczęście, odpowiedziałby, że właśnie taki. Nie pojawiła się już
tego wieczora. A jemu została tylko rozpacz i szkocka z lodem. Nie pamiętał,
jak wrócił do domu. Następnego dnia dowiedział się, że schlał się w trupa, a na
Sienną przywiózł go Sebastian z Violettą. Przez trzy kolejne dni nie pojawiał
się w firmie. Nie potrafił patrzeć na nią i na Sosnowskiego, który zawsze był
obok. Spędził te godziny w domu, bezmyślnie gapiąc się w sufit, albo w barze,
upijając się. Głupio sądził, że alkohol zabije jego miłość i ukoi ból.
- Jutro
jest posiedzenie zarządu. Wreszcie oddam Markowi stanowisko i kończę moją
przygodę z FD. Zresztą powinnam ją zakończyć już w ubiegłym roku – westchnęła
ciężko i zagryzła dolną wargę, nieobecnym wzrokiem patrząc w dal. Milewska
siedząc nad filiżanką kawy przyglądała jej się uważnie
- A
za dwa tygodnie ślub – obserwowała reakcję przyjaciółki
-
Taaa – rzuciła bez przekonania
- Nie
wyglądasz na szczęśliwą narzeczoną, która nie może się doczekać tego wielkiego
dnia – zauważyła
-
Bo
cały czas się zastanawiam, czy dobrze robię. Zaręczyny po pół roku, ślub
po trzech miesiącach... Trochę szybko. Nie wiem, czy nie za szybko –
odparła szczerze i przeczesała
dłonią włosy
-
Piotr to wspaniały facet. Daje ci stabilizację
-
Masz rację – pokiwała głową, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w zaręczynowy
pierścionek – Zastanawiam się tylko, czy bardziej potrzebuję stabilizacji, czy
… - urwała
-
Czy? – jak echo powtórzyła za nią
-
Czy miłości – wreszcie odważyła się spojrzeć w oczy Alicji
-
Wciąż kochasz Marka – bardziej stwierdziła, niż zapytała
- I
nie potrafię przestać – czuła, że w kącikach oczu zbierają jej się łzy. Nie
wiedziała, co ma robić, jak powinna postąpić. Nie chciała kiedyś żałować swojej
decyzji.
-
Kiedyś bardzo cię skrzywdził – zauważyła, ale po chwili milczenia dodała – Ale
też chyba wiele zrozumiał. Zauważyłam, że się zmienił. Gdy wyjechałaś na
Mazury, powiedział mi, że cię kocha. Nie wierzyłam mu, ale teraz widzę, że
chyba się myliłam – Cieplakówna obrzuciła starszą koleżankę zaskoczonym
spojrzeniem. Nigdy nie sądziła, że Milewska będzie optować za Dobrzańskim –
Jeśli nie kochasz Piotra, nie wychodź za mąż z rozsądku.
‘Weź swój biały kwiat, zanim przyjdzie grad
Zanim go połamie.
Sprawdź, czy wieje wiatr, zanim z okna spadł
I rozbił się w bramie’.
Dziś
darował sobie wizytę w barze. Postanowił wypić tylko jednego drinka w domu.
Jutro miało się odbyć posiedzenie zarządu. Podsumowanie ostatniego roku i jego
powrót na stanowisko prezesa, a tym samym ostateczne odejście Uli. Musiał być w
formie. Ojciec nigdy by mu nie wybaczył, gdyby przyszedł skacowany na zebranie
udziałowców. Poza tym jego rozpieprzone życie osobiste nie mogło wpływać na
zawodowe. Już dość rzeczy zawalił. Musiał wziąć się w garść. Koniec z
kobietami, romansami, koniec z miłością. Praca jest jego jedyną nadzieją na to,
by nie zwariować. Dochodziła dwudziesta, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. W duchu
przeklinał Olszańskiego. Nie miał ochoty na pogaduszki z nim i wysłuchiwanie
kazania, jak to powinien próbować dalej, a jak się nie uda, iść do kościoła i
przerwać tę farsę. Ignorował przybysza, ale dzwonek nie milkł. Zirytowany
ruszył do przedpokoju
-
Seba, naprawdę nie mam ochoty… – huknął otwierając drzwi i urwał w połowie
zdania zdając sobie sprawę, że po drugiej stronie nie stoi Olszański, a kobieta
jego życia
-
Odwołałam ślub – powiedziała prosto z mostu darując sobie formułkę powitania.
Porwał ją w swoje ramiona, by nie widziała jego łez wzruszenia. Ich miłość się
odrodziła niczym kwiat. Sztuka polegała teraz na tym, by dbać o nią tak, by
trwała, jak najdłużej.
‘Co-Opera’ – ‘Biały kwiat’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz