W koprodukcji z KaEm!
Pani
Wanda była z dzieciakami w kinie, gdy oni wolnym krokiem przemierzali kolejne
metry parku w Wilanowie.
-
Opowiesz mi o ojcu Tosi? – zapytał zerkając na jej profil. Od dawna miał ochotę
poruszyć ten temat. Wiedział od Janka, że ojciec dziewczynki wyjechał i szybko
nie wróci, ale tak naprawdę słowa syna niewiele mu wyjaśniały. Musiał wiedzieć.
- Nie
lubię o tym mówić, bo nie bardzo jest się czym chwalić – powiedziała gorzko,
patrząc w dal
-
Rozumiem – rzekł cicho
-
Ale liczyłam się z tym, że w pewnym momencie zapytasz albo ja będę musiała ci o
tym opowiedzieć – spojrzała mu w oczy. Czyżby to był jasny sygnał, że również
myślała o nim poważnie? Zresztą czy gdyby tak nie było, wychodziłaby z nim
chętnie na kolacje, spacery, tak często spędzałaby z nim czas? Westchnęła ciężko
i zaproponowała, by usiedli na pobliskiej ławce. Nerwowo splotła swoje dłonie i
siadając nieco bokiem spojrzała na niego, by ostatecznie wbić wzrok w jego
granatowe, szyte na miarę buty – Z Norbertem poznaliśmy się na imprezie. Moja
koleżanka z roku, Kaśka, zorganizowała w domu rodziców pod Warszawą przyjęcie z
okazji obrony. Nigdy nie przepadałam za takim hucznym świętowaniem, ale
stwierdziłam, że na koniec studiów mogę sobie pozwolić na odrobinę zabawy. Było
nawet całkiem miło. Jakieś dwadzieścia, trzydzieści osób z naszej grupy, część
z partnerami, kilkoro znajomych Kaśki z liceum, jej starszy o cztery lata brat
Tomek i właśnie Norbert, kuzyn, który mieszkał w sąsiednim budynku. Starszy ode
mnie o dwa lata. Przyczepił się do mnie tego wieczoru. Zaczęliśmy rozmawiać,
tańczyć. Miły i sympatyczny blondyn o intrygującym spojrzeniu. Podobał mi się.
Kilka spotkań i zanim skończyły się wakacje zostaliśmy parą. Jego pasją były
samochody, a marzeniem otwarcie własnego warsztatu. Jakoś na przełomie zimy i
wiosny wreszcie znalazł odpowiedni budynek na Żoliborzu i razem z kolegą
stworzyli autoryzowany serwis znanej marki. Nie było sensu, żeby dojeżdżał
codziennie z Piaseczna na Żoliborz. Znalazł w pobliżu mieszkanie i
zaproponował, żebym się wprowadziła – Dobrzański słuchał jej z uwagą, bez słowa
– Byłam zakochana, a on był cudownym partnerem i dlatego po niespełna siedmiu
miesiącach zamieszkaliśmy razem. W rocznicę naszego poznania oświadczył się, a
rok później wzięliśmy ślub. Bardzo chciał mieć rodzinę. Ja chciałam jeszcze
poczekać z rok, półtora. To on naciskał na dziecko. Z jednej strony czułam, że
mamy jeszcze czas, z drugiej bardzo mi imponowało, że zamiast prowadzić
beztroskie życie i podróżować po świecie woli zostać ojcem. Gdy miałam
dwadzieścia siedem lat urodziłam Antosię. Śmiało mogę powiedzieć, że przez dwa
pierwsze miesiące Norbert oszalał. Chciał maksymalnie dużo czasu spędzić z
małą, nie odstępował jej na krok. Oddał warsztat w ręce przyjaciela i skupił
się na rodzinie. Ale z każdym miesiącem jego entuzjazm słabł. Coraz więcej
czasu zaczął spędzać w pracy, a dziecko było dla niego problemem nawet w
weekendy. Początkowo to bagatelizowałam, sądziłam, że jest po prostu zmęczony
masą dodatkowych obowiązków, które nagle na niego spadły. Przeszkadzało mu, że
nie może się wyspać w nocy, bo Tosia płacze, że nie może iść z kolegą na
drinka, bo mała jest chora i trzeba przy niej czuwać i mogłabym tak jeszcze
długo – głos grzązł jej w gardle - Zaczęły się kłótnie, zaczął nocować w
warsztacie. Mała miała półtora roku, gdy mi zakomunikował, że ma dość takiego
życia, że potrzebuje swobody, że mnie przeprasza, bo doszedł do wniosku, że
rodzina jednak nie jest dla niego – z ledwością hamowała łzy, a Marek słysząc
jej słowa mocniej zacisnął pięść – Złożył pozew o rozwód. Przez pierwsze trzy,
może cztery miesiące raz na dwa, trzy tygodnie przyjeżdżał zobaczyć córkę.
Później dał sobie spokój, odsprzedał swoją część firmy koledze i wyjechał. Od
tego czasu ani razu nie przyjechał do małej, ani razu nie zadzwonił, by
zapytać, jak się ma. Od jego przyjaciela Pawła dowiedziałam się, że gdy jeszcze
formalnie byliśmy małżeństwem spotykał się z inną kobietą. I to z nią wyjechał.
Wiem, że mieszka teraz w Szczecinie i otworzył kolejną działalność. Jest
szczęśliwym mężem i ojcem rocznych bliźniaków. Na Tosię co miesiąc przychodzi
przelew w wysokości ośmiuset złotych, bo twierdzi, że warsztat nie przynosi
wielkich zysków. Płaci na dziecko chyba tylko dlatego, żeby rodzina nie miała
do niego pretensji, że całkowicie się od córki odwrócił. Nie chce mi się
szarpać z nim o pieniądze, nic chcę go oglądać. Tosi powiedziałam, że tatuś
wyjechał i szybko nie wróci, bo nie miałam sumienia powiedzieć, że jej nie
chciał, a zajmuje się jej przyrodnimi braćmi – rozpłakała się, a on bez chwili
zastanowienia przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Jedynym jego
komentarzem w tym momencie, było cicho rzucone pod nosem słowo ‘skurwiel’. Gdy
nieco się uspokoiła odsunął się lekko i wciąż obejmując jednym ramieniem, podał
chusteczkę.
- I
właśnie w takich momentach, jak ten, słysząc takie opowieści, wstyd mi, że też
jestem facetem. Ja nie wyobrażam sobie życia bez Jaśka – spojrzała na niego
smutnym wzrokiem. Gdyby Norbert był taki, jak Dobrzański wciąż byłaby
szczęśliwą żoną, a jej córka miała by ojca przy sobie. Jej były mąż okazał się
nie wart jej miłości i zaufania, jakim go obdarzyła. Nie był też wart nazywania
siebie ojcem Tosi. W zestawieniu z blondynem Marek był aniołem. Dlatego bardzo
go podziwiała, że po śmierci żony tak bardzo poświęcił się synowi – Wstawaj –
podniósł się podając jej rękę. Splótł ich palce i nie zamierzał puścić jej
dłoni przez dalszą drogę – Zabieram cię na kawę, ciacho, albo jakiś obrzydliwie
słodki deser, który wywoła w twoim ciele masę endorfin. Tylko ani słowa
dzieciakom – pogroził jej palcem - Jasiek to ogromny łasuch, oczywiście po
dziadku – dodał śmiesznym tonem, czym wołał na jej twarzy cień uśmiechu.
-
Janek – zawołał syna, gdy tylko pozbył się marynarki po powrocie z pracy –
pozwól do mnie na chwilę – chłopiec przydreptał i wskoczył na jasną sofę – Jak
ci minął dzień?
-
Dobrze – odparł – Byłem z panią Wandą na placu zabaw. Jutro mamy iść do parku,
żebym mógł pojeździć na hulajnodze. Teraz pozwoliła mi pograć dwie godziny na
komputerze. Poprosiłem ją o naleśniki na podwieczorek
-
Przecież robiłem ci wczoraj na kolacje – zmarszczył brwi wzdychając ciężko. Nie
miał czasami siły do tego małego łasucha. Całe szczęście, że chłopiec miał dobrą
przemianę materii i chętnie się ruszał, więc nie stał się jeszcze uroczą
kluseczką – Synku, nie możesz jeść non stop słodkich rzeczy
-
Wiem – mruknął – obiecuję, że to ostatni raz w tym miesiącu - Dobrzański
wybuchnął śmiechem
- Ty
mały cwaniaku – pokręcił głową rozbawiony – przecież sierpień rozpoczyna się za
cztery dni
- A
to już nie jest moja wina – posłał ojcu łobuzerski uśmiech
- A
propos sierpnia. W piątek lecę na tydzień do Barcelony. Będzie pokaz, będę miał
kilka spotkań, ale też sporo wolnego czasu. Chciałbym, żebyś poleciał ze mną.
Pozwiedzamy trochę, pokażę ci parę fajnych miejsc, które lubiła twoja mama, a
gdy będę musiał pracować, będzie się tobą zajmować ciocia Violetta, co ty na
to?
-
Wolałbym zostać – odparł, czym wprawił ojca w konsternację
-
Dlaczego? Proponowałem ci krótką wycieczkę w ramach prezentu urodzinowego, nie
chciałeś jechać, teraz lecę służbowo i przy okazji moglibyśmy odpocząć i poznać
nowy kraj. Nie masz szkoły, całymi dniami się nudzisz siedząc w domu
-
Nie nudzę się. Chodzę na zajęcia plastyczne i hiszpański
- No
właśnie, na hiszpański… - zauważył – W Barcelonie ludzie mówią po hiszpańsku.
Osłuchałbyś się, zobaczyłbyś ile już umiesz – zachęcał – Poznał kraj, którego
językiem będziesz się posługiwał, hmmm? – brak entuzjazmu był zadziwiający - Chodzi
o Tosię? – Jan kiwnął głową
- A
może ona i jej mama mogłyby lecieć razem z nami – zaproponował, a na jego
twarzy malowała się duma z pomysłu na jaki wpadł
-
Synku – westchnął – rozmawialiśmy już na ten temat – spojrzał na niego wymownie
-
Pamiętam, ale przecież lubisz ciocię Ulę .
- To
prawda, lubię – przyznał
- No
widzisz. Przecież moglibyśmy razem jechać na wycieczkę. Byliśmy razem w ZOO, w
parku, na łódce, to możemy razem jechać i do Hiszpanii
- Po
pierwsze to ja tam mimo wszystko jadę do pracy – zaczął wymieniać - Po drugie
to, że ty lubisz Tosię, a ja panią Ulę nie znaczy, że zawsze musimy spędzać
razem całe dnie
-
Ale ja je lubię i lubię spędzać z nimi czas – fuknął
- Ja
też, ale one mają swoje życie. To jest tydzień. Rozmawiałem kiedy z mamą Tosi i
wiem, że pracuje, a jej szef nie chce dawać urlopu. Chyba nie chcesz, żeby
przez naszą wycieczkę straciła pracę – chłopiec pokręcił głową – No właśnie. A
poza tym to powiem ci tak szczerze, że bardzo je lubię i lubię spędzać z nimi
czas, ale trochę mi brakuje tych naszych męskich wypadów. Tylko ty i ja. Ojciec
i syn. Teraz mamy na to okazję, to jak będzie?
-
Zgoda
-
Cieszę się – cmoknął chłopca w czubek głowy – Mądrego mam syna – uśmiechnął
się, by szybko zmienić wyraz twarzy na groźny – I będę cię pilnował z tymi
słodyczami – obaj roześmiali się głośno
‘Barcelona
zachwyca – pogodą, kuchnią, architekturą. Ale i tak Jasiek nie może doczekać
się powrotu do Polski. Kilka razy dziennie pada imię Twojej córki. Nie dość, że
ja przegrywam z Tosią, to teraz nawet Hiszpania ;)’ pewnego wieczoru otrzymała
od niego sms’a.
‘Tosia
siedzi, jak na szpilkach dopytując się, kiedy będzie niedziela, w którą wraca
Janek z wujkiem. Obaj Dobrzańscy całkowicie podbili serce mojej małej córeczki
:)’ odpisała, a po chwili przyszła kolejna wiadomość
‘A
Twoje?’ to pytanie kompletnie ją zaskoczyło. Przed oczami znów stanęła jego
twarz, ich ostatnie spotkanie i pocałunek. Pierwszy, a zarazem tak magiczny i
wyjątkowy.
‘Moje
chyba też’ uśmiechnęła się pod nosem wysyłając tę wiadomość. Wiele by oddała,
by widzieć jego twarz, gdy będzie ją czytał. Czy oczy znów zabłysnął radością?
Czy uśmiechnie się szeroko, a na jego policzkach pojawią się urocze dołeczki,
które miała ochotę pieścić ustami.
‘Jaśkowi
brakuje Tosi, a ja tęsknię za Twoim uśmiechem, głosem, spojrzeniem…. i ustami. Chyba
zaczyna mi coraz bardziej zależeć. Dobrze, że niedziela już tuż, tuż.
Przylecimy wcześniejszym rejsem. Zjemy we czwórkę niedzielny obiad w Łazienkach?’
‘Nie
mogę się doczekać. I obiadu i Waszego powrotu’ i szybko wysłała kolejną
wiadomość ‘Ty dla mnie też jesteś coraz ważniejszy’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz