B

piątek, 20 listopada 2015

'W chmurach' XI

w koprodukcji z K.!  




Ich wspólne soboty zostały na stałe wpisane do harmonogramu tygodnia. Zaczęło się od naleśników, później było wesołe miasteczko, wycieczka za miasto, kręgle, grill na zamknięcie sezonu i zabawa na trampolinie w ogrodzie, wspólne gotowanie, gokarty. Ula wpadała często również w tygodniu na wspólną kolację. Kilka razy zdarzyło się nawet, że pomagała Marysi w pracach plastycznych. Dziewczynka chętnie spędzała z nią czas, dyskutowała na przeróżne tematy, dzieliła się swoimi problemami i rozterkami, których dostarczali jej szkolni koledzy. Można powiedzieć, że obie panie zaczęły się powoli przyjaźnić, a ich kontakt z pewnością był ułatwiony dzięki propozycji Uli, by mała mówiła do niej po imieniu. Marysia stała się dzięki temu śmielsza w kontaktach z nią. Nie wydawała się również zazdrosna, gdy ojciec w jej obecności krótko przytulał Cieplak, szedł z nią z rękę, czy witał się cmoknięciem w policzek. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ula całkiem przypadkiem podczas jednego z wyjść do kina poznała jego przyjaciół, Violettę i Sebastiana, którzy korzystając z chwili wolnego od dzieci wybrali się na wieczorny seans. Obie pary miło spędziły czas w pobliskiej restauracji.

Plan na początek listopada był prosty. Marek w środę miał lecieć na trzy dni do Barcelony na negocjacje, a w sobotę po raz pierwszy udać się wraz z Ulą i córką na kolację do swoich rodziców. Czas najwyższy, by ukochana poznała Dobrzańskich. Bardzo mu zależało, by to spotkanie odbyło się jak najszybciej, skoro Marysia akceptowała już Ulę jako jego przyjaciółkę. W pewnym momencie mała brunetka zdobyła się nawet na wyznanie, że bardzo ją lubi i fajnie jest, gdy spędzają czas we trójkę. Chciał by jak najszybciej jego rodzice poznali Cieplak, zwłaszcza w kontekście zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, które miał nadzieję, że spędzą wszyscy razem. On rodziców ukochanej poznał już kilka tygodni temu, gdy w drodze z sanatorium w Kołobrzegu zatrzymali się na kilka godzin w Warszawie. Państwo Cieplak mieszkali na przedmieściach Kielc i bardzo ciepło powitali Marka. Najwyraźniej nie przeszkadzał im fakt, że miał całkiem sporą już córkę.

Każdy plan, ma jedną wadę, może się nie udać. I niestety plan Marka stanął pod znakiem zapytania, gdy w poniedziałkowy wieczór podczas kolacji, którą jedli we trójkę, mała oświadczyła, że źle się czuje.
- Tatusiu, boli mnie gardło – przełknęła łyk gorącej herbaty i odstawiła swój kubek na stół
- Teraz to tatusiu, a jak ci powtarzam, żebyś zakładała szalik przed wyjściem ze szkoły, to mnie nie słuchasz – oświadczył lekko zdenerwowany samym faktem, że szykuje się kolejna infekcja. Gdy Marysia była mała potrafiła dwukrotnie chorować w ciągu jednego miesiąca, a w okresie jesienno-zimowym kilkanaście razy przyjmowała antybiotyk. Od marca wszystko się uspokoiło i miał nadzieję, że córka zaczyna coraz bardziej się uodparniać i wyrastać z ciągłych infekcji. Najwyraźniej szykowała się powtórka z corocznej rozrywki – Pokaż czoło – przyłożył dłoń do dość chłodnej głowy dziewczynki – Na wszelki wypadek zmierzymy temperaturę – wstał od stołu i z jednej z kuchennych szafek wyjął koszyczek z lekarstwami. Podał córce elektroniczny termometr i ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy spojrzał na Ulę – Dziś jest ból gardła, jutro dojdzie katar i tylko czekać, kiedy pojawi się kaszel. Tydzień w porywach dziesięć dni wyjętych z życia – mruknął – I wszystko byłoby dobrze, gdybym nie musiał pojutrze lecieć do Hiszpanii – myślał intensywnie, co ma zrobić – W tej sytuacji Renata z tobą nie zostanie. Do czternastej zajmuje się bliźniakami sąsiadki, a dziadkowie wracają dopiero w piątek - dziewczynka wyjęła spod pachy termometr i podała ojcu – Trzydzieści siedem i jeden – skrzywił się – No nic, będziemy musieli wcześniej ściągnąć babcie. Może uda jej się przylecieć jutro – nerwowo przeczesał włosy i cmoknął zmartwioną córeczkę w czubek głowy – No nic, leć na górę pod ciepły prysznic i wskakuj do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś tabletki na to gardło, więc nie myj jeszcze zębów – polecił i wciąż zamyślony odprowadził córkę wzrokiem.
- Może ja z nią zostanę – odezwała się milcząca dotąd Ula – wezmę kilka dni urlopu. Mam jeszcze zaległy. Jeśli oczywiście będzie chciała – spojrzał na nią z wdzięcznością
- Porozmawiam z nią. To byłoby lepsze rozwiązanie – przeczesał włosy - Mama mi pewnie nie odmówi, ale wolałbym, że ojciec sam nie wracał samolotem. Ponoć po tej kuracji czuje się dobrze, ale różnie to bywa. Zdenerwuje się jakimiś turbulencjami, czy coś i nieszczęście gotowe. Ja jutro z nią zostanę, ale naprawdę muszę lecieć w środę. To ważny kontakt, wart kilka milionów. Renata miała ją odbierać ze szkoły i nocować u nas, ale od ósmej do czternastej zajmuje się kilkumiesięcznymi dziećmi sąsiadki, która pracuje na pół etatu. A nie zostawię siedmiolatki samej w domu na pół dnia. W dodatku z temperaturą, bo jutro pewnie będzie miała ze trzydzieści osiem. No nic – potarł czoło – Zobaczymy. Idę do niej – wyszukał w koszyczku owocowe pastylki - Poczekaj na mnie proszę – szybko musnął jej usta i ruszył na górę
Gdy wszedł na górę kończyła czesać włosy. Otulił ją kołdrą i rozłożył w nogach łóżka koc.
- Nie jest ci zimno? – pokręciła przecząco głową – No dobrze. Może nie będziesz mieć wysokiej gorączki jak ostatnio. Spróbujemy najpierw sami poradzić sobie z tą infekcją. Może obejdzie się bez antybiotyku – westchnął – Jutro nie pójdziesz do szkoły. Musisz poleżeć parę dni. Zostanę z tobą, ale w środę muszę wyjechać. Albo ściągniemy babcię, co będzie dosyć trudne, bo będzie musiała do nas przyjechać z Austrii w ciągu kilku godzin, albo zostanie z tobą Ula. Chciałabyś, żeby z tobą została przez te trzy dni? – spojrzał na nią niepewny jej reakcji. Lubiła Ulę, dogadywały się coraz lepiej, ale to nie oznaczało, że będzie chciała z nią zostać sam na sam na trzy dni.
- Tak, zostanę z Ulą. Nie będziemy martwić babci – posłał jej ciepły uśmiech i czule pogłaskał po policzku, pstrykając delikatnie w nosek 
- Mądrą mam córkę – rzekł z dumą – Twoje ulubione tabletki cytrynowe. Tylko nie ssij na leżąco, bo jeszcze się zachłyśniesz. Usiądź sobie. Jak skończysz ssać, to umyj zęby. Ja zajrzę do ciebie za jakieś pół godziny. Zmierzymy jeszcze temperaturę. Idę ustalić wszystko z Ulą. Będzie musiała się do nas przenieść na te kilka dni.
Paradoksalnie w chorobie Marysi upatrywał szansy, by obie dziewczyny jeszcze lepiej się poznały i bardziej się ze sobą zżyły.
- Zgodziła się – rzekł z wyraźną ulgą i radością – Ale to naprawdę nie będzie dla ciebie kłopot? – upewnił się. Nie chciał, by miała przez niego nieprzyjemności w pracy
- Najmniejszy. Biorę dni wolne od wielkiego dzwonu. Nie mamy w planach żadnego posiedzenia zarządu, konferencji, ważnych negocjacji. Sama sekretarka da sobie radę przez kilka dni. Jutro przekażę jej wszystkie sprawy, którymi będzie musiała się zająć. Marysia będzie pod dobrą opieką, a ty spokojnie polecisz do Barcelony i zajmiesz się pracą
- Dziękuję ci – ucałował jej dłoń
- Przestań mi dziękować. To chyba normalne w związku, że się sobie pomaga, prawda? – posłał jej delikatny uśmiech – A poza tym będziemy miały okazję jeszcze lepiej się poznać
- O tym samym pomyślałem – zrobił śmieszną minę – To zapraszam jutro wieczorem. Przygotuję ci pokój gościnny. Ja lecę w środę o dziesiątej z Modlina, wracam w piątek o dwudziestej drugiej z minutami, więc koło północy będę w domu. Jutro jak przyjdzie Renata zrobię zakupy, kupię wszystkie potrzebne leki, żebyś nie musiała jej zostawiać samej.
- Ok, ale w pozostałe dni możesz dać jej wolne. Chyba sobie z Marysią damy radę same – ruchem głowy zgodził się.  

Następnego dnia wieczorem pojawiła się w progu jego domu z walizką. Pomógł jej się rozpakować, a następnie zapoznał z domową apteczką. Marysia na szczęście czuła się w miarę dobrze. Ból gardła co prawda nie ustępował, ale za to utrzymywał się tylko lekki stan podgorączkowy. Marek był dobrej myśli, że po kilku dniach w domowych pieleszach córka dojdzie do siebie. Rankiem pożegnał się z nimi, zapewniając, że będzie dzwonił, gdy tylko znajdzie chwilę i pojechał prosto na lotnisko. Ula troskliwie opiekowała się Marysią. Z samego rana nastawiła aromatyczny rosół, który miał postawić dziewczynkę na nogi. Co chwila poiła ją małymi porcjami herbaty z naturalnym sokiem z malin, gdyż powtarzała, że odpowiednie nawodnienie zbije gorączkę. Mała chętnie stosowała się do jej zaleceń i przyjmowała wszystkie podawane leki. Poczytała jej też książkę, a po południu utuliła do snu, gdy dziewczynka ucięła sobie drzemkę. Następnego dnia nie nastąpiła jednak poprawa. Pojawił się kaszel i już o dziesiątej rano dziewczynka miała prawie trzydzieści osiem stopni gorączki. Ula w obawie nasilenia się temperatury postanowiła skonsultować z Markiem kwestię wizyty lekarskiej. Zadzwonił godzinę po wysłanym mu sms’ie z prośbą o kontakt.
- No co tam kochanie?
- Chyba musisz mi niestety podać numer do lekarza małej. Ten kaszel mi się nie podoba i zaczyna gorączkować – oznajmiła spokojnie
- Suchy czy mokry ten kaszel? I ile ma gorączki? – nerwowo zasypywał ją pytaniami – A karat ma? Zaglądałaś jej do gardła? Może to angina? A tak w ogóle, to może ja przyjadę. W końcu negocjacje negocjacjami, ale zdrowie dziecka jest ważniejsze. W gruncie rzeczy w ogóle nie powinienem wyjeżdżać, gdy jest chora – usta mu się nie zamykały. Aż wywróciła oczami.
- Uspokój się! – postanowiła przywrócić go do pionu – Nie ma powodów do paniki. Po prostu wolę dmuchać na zimne i lepiej, żeby ktoś ją osłuchał, czy nie ma przypadkiem czegoś w oskrzelach. Mnie to wygląda na silne zapalenie gardła, ale wolę zasięgnąć rady lekarza. Nie ma powodu, żebyś wszystko rzucał i wracał. Radzę sobie. Gorączkę też będę zbijać zawiesiną i chłodnymi kompresami. Poza tym nie ma czterdziestu stopni tylko ledwie trzydzieści osiem. Zaufaj mi – poprosiła spokojnie. Wziął głęboki oddech i starał się myśleć racjonalnie
- Wiesz, że ci ufam. Po prostu się martwię – mruknął – Zaraz zadzwonię do doktora Hermana.
- Tylko nie stawiaj go tam na baczność – cicho zaśmiała się pod nosem - Wystarczy jak przyjedzie wieczorem
- Ok. Wyślę ci sms’em o której będzie. Powiedz Marysi, że bardzo ją kocham. Ciebie zresztą też, ale tego na razie nie musisz jej mówić – szepnął, na co się roześmiała – Zadzwonię później.

Lekarz pojawił się chwilę po szesnastej. Dokładnie zbadał dziewczynkę i stwierdził, że nic niepokojącego w płucach ani oskrzelach nie słyszy. Zalecił leki przeciwgorączkowe, które mała już przyjmowała, zwiększył tylko nieco ich dawkę i syrop, który Marek kupił przed swoim wyjazdem. Przepisał również receptę na antybiotyk, jeśli poprawa zdrowia nie nastąpi w ciągu dwóch kolejnych dni.

Około dziewiętnastej w domu Dobrzańskich rozległ się dzwonek. Ula zdziwiła się nieco, bo Marek nie zapowiadał jej niczyjej wizyty. W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, którą widziała już wcześniej na zdjęciach.
- Dzień dobry, Helena Dobrzańska, czy zastałam może Marka? – zapytała uprzejmie, gdy pierwsze zaskoczenie minęło. Nie spodziewała się, że drzwi otworzy jej ktoś inny, niż jej własny syn. Co nie zmieniało faktu, że bardzo się cieszyła z tego spotkania.
- Marka nie ma – chrząknęła lekko zakłopotana. Sądziła, że poznanie jego matki nastąpi w nieco innych okolicznościach – poleciał w środę służbowo do Barcelony. Wraca jutro. Ale zapraszam. I proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłam. Ula Cieplak – Helena wyciągnęła do niej dłoń
- Bardzo się cieszę, że mogę cię wreszcie poznać. Marek wiele mi o tobie opowiadał. Nie mogłam się już doczekać naszego sobotniego spotkania – uśmiechnęła się przyjaźnie – Pozwolisz, że będę ci mówić po imieniu
- Oczywiście – uśmiechnęła się niemrawo, będąc lekko zaskoczoną tym entuzjazmem ze strony Dobrzańskiej. Jednak to zaskoczenie było miłe – Napije się pani kawy albo herbaty?
- Herbaty jeśli można. Skoro już tu jestem chętnie bliżej cię poznam – uśmiechnęła się ciepło i pogładziła ją lekko po ramieniu. Ulę stres jakby zaczął opuszczać. Jego matka zdawała się być zachwycona faktem, że w domu jej syna pojawiła się wreszcie kobieta – A gdzie jest moja wnuczka? – zainteresowała się
- Śpi na górze. Jest chora. Od wtorku leży w łóżku. Dzisiaj był lekarz. Zapalenie gardła – opowiadała zmierzając w stronę kuchni
- A już mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak w tym roku chorować. Niech śpi, zajrzę do niej później. Cieszę się, że to ty się nią zajmujesz. Będziecie miały okazję się zbliżyć
- I tak w istocie jest – uśmiechnęła się – Nie mieliśmy wyjścia. Marek nie mógł zrezygnować z tego wyjazdu, a Marysia nie mogła być w domu sama w oczekiwaniu na opiekunkę. Państwa nie było – zauważyła – A jak się udał pobyt w Austrii? – tutaj Helena zaczęła swoją opowieść o cudownych zabiegach upiększających w austriackim ośrodku rehabilitacyjnym i kuracji, którą przechodził jej mąż pod okiem wykwalifikowanych lekarzy. To pierwszy spotkanie przebiegło w zdecydowanie miłej atmosferze, a Helena okazała się bardzo ciepłą i otwartą osobą. Szybko złapały z Ulą dobry kontakt. Helena na odchodne powtórzyła swoje zaproszenia na sobotę, o ile Marysia poczuje się lepiej, a jeśli nie zaproponowała, że koniecznie muszą się spotkać w przyszły weekend. Ula późnym wieczorem relacjonowała tę niezapowiedzianą wizytę swojemu partnerowi, który był najwyraźniej zadowolony z faktu, że jego ukochana polubiła jego matkę.

Kilka minut po północy, najciszej jak potrafił wszedł do domu, zostawiając swoją czarną walizkę w przedpokoju. Zdjął buty oraz płaszcz i na palcach ruszył na górę z zamiarem zajrzenia do pokoju córki. Pogaszone w domu światła świadczyły o tym, że obie jego kobiety albo już śpią, albo urzędują na górze. Dostrzegł uchylone lekko drzwi, przez których szparę dochodziło słabe światło z nocnej lampki w kształcie kucyka Pony. Ula siedziała na skraju łóżka czytając dziewczynce książkę o Ani z Zielonego Wzgórza. W pewnym momencie usłyszał cichy głos córki
- Mogę się do ciebie przytulić? – zapytała mała pokasłując. Ula odłożyła książkę i rozpostarła szeroko ręce, przygarniając Marysię do swojego brzucha i z delikatnym uśmiechem na ustach zaczęła głaskać małą po głowie. Obserwował ten obrazek z nieskłamaną przyjemnością i lekkim wzruszeniem. Po chwili postanowił się ujawnić wkraczając do pokoju z szerokim uśmiechem
- Cześć dziewczyny, dlaczego jeszcze nie śpicie?
- Tatuś – mała wyskoczyła z łóżka wpadając w ramiona ojca – Czekałyśmy z Ulą na ciebie – ucałował oba policzki córki, by po chwili przywitać się buziakiem ze swoją ukochaną
- Cieszę się, że już z wami jestem – obrzucił pełnym miłości spojrzeniem Marysię i Ulę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz