Ich wspólne soboty zostały na
stałe wpisane do harmonogramu tygodnia. Zaczęło się od naleśników, później było
wesołe miasteczko, wycieczka za miasto, kręgle, grill na zamknięcie sezonu i
zabawa na trampolinie w ogrodzie, wspólne gotowanie, gokarty. Ula wpadała
często również w tygodniu na wspólną kolację. Kilka razy zdarzyło się nawet, że
pomagała Marysi w pracach plastycznych. Dziewczynka chętnie spędzała z nią
czas, dyskutowała na przeróżne tematy, dzieliła się swoimi problemami i
rozterkami, których dostarczali jej szkolni koledzy. Można powiedzieć, że obie
panie zaczęły się powoli przyjaźnić, a ich kontakt z pewnością był ułatwiony
dzięki propozycji Uli, by mała mówiła do niej po imieniu. Marysia stała się
dzięki temu śmielsza w kontaktach z nią. Nie wydawała się również zazdrosna,
gdy ojciec w jej obecności krótko przytulał Cieplak, szedł z nią z rękę, czy
witał się cmoknięciem w policzek. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ula
całkiem przypadkiem podczas jednego z wyjść do kina poznała jego przyjaciół,
Violettę i Sebastiana, którzy korzystając z chwili wolnego od dzieci wybrali
się na wieczorny seans. Obie pary miło spędziły czas w pobliskiej restauracji.
Plan na początek listopada był
prosty. Marek w środę miał lecieć na trzy dni do Barcelony na negocjacje, a w
sobotę po raz pierwszy udać się wraz z Ulą i córką na kolację do swoich
rodziców. Czas najwyższy, by ukochana poznała Dobrzańskich. Bardzo mu zależało,
by to spotkanie odbyło się jak najszybciej, skoro Marysia akceptowała już Ulę
jako jego przyjaciółkę. W pewnym momencie mała brunetka zdobyła się nawet na
wyznanie, że bardzo ją lubi i fajnie jest, gdy spędzają czas we trójkę. Chciał
by jak najszybciej jego rodzice poznali Cieplak, zwłaszcza w kontekście
zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, które miał nadzieję, że spędzą
wszyscy razem. On rodziców ukochanej poznał już kilka tygodni temu, gdy w
drodze z sanatorium w Kołobrzegu zatrzymali się na kilka godzin w Warszawie.
Państwo Cieplak mieszkali na przedmieściach Kielc i bardzo ciepło powitali
Marka. Najwyraźniej nie przeszkadzał im fakt, że miał całkiem sporą już córkę.
Każdy plan, ma jedną wadę, może
się nie udać. I niestety plan Marka stanął pod znakiem zapytania, gdy w
poniedziałkowy wieczór podczas kolacji, którą jedli we trójkę, mała
oświadczyła, że źle się czuje.
- Tatusiu, boli mnie gardło –
przełknęła łyk gorącej herbaty i odstawiła swój kubek na stół
- Teraz to tatusiu, a jak ci
powtarzam, żebyś zakładała szalik przed wyjściem ze szkoły, to mnie nie
słuchasz – oświadczył lekko zdenerwowany samym faktem, że szykuje się kolejna
infekcja. Gdy Marysia była mała potrafiła dwukrotnie chorować w ciągu jednego
miesiąca, a w okresie jesienno-zimowym kilkanaście razy przyjmowała antybiotyk.
Od marca wszystko się uspokoiło i miał nadzieję, że córka zaczyna coraz
bardziej się uodparniać i wyrastać z ciągłych infekcji. Najwyraźniej szykowała
się powtórka z corocznej rozrywki – Pokaż czoło – przyłożył dłoń do dość
chłodnej głowy dziewczynki – Na wszelki wypadek zmierzymy temperaturę – wstał
od stołu i z jednej z kuchennych szafek wyjął koszyczek z lekarstwami. Podał
córce elektroniczny termometr i ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy spojrzał
na Ulę – Dziś jest ból gardła, jutro dojdzie katar i tylko czekać, kiedy pojawi
się kaszel. Tydzień w porywach dziesięć dni wyjętych z życia – mruknął – I
wszystko byłoby dobrze, gdybym nie musiał pojutrze lecieć do Hiszpanii – myślał
intensywnie, co ma zrobić – W tej sytuacji Renata z tobą nie zostanie. Do
czternastej zajmuje się bliźniakami sąsiadki, a dziadkowie wracają dopiero w
piątek - dziewczynka wyjęła spod pachy termometr i podała ojcu – Trzydzieści
siedem i jeden – skrzywił się – No nic, będziemy musieli wcześniej ściągnąć
babcie. Może uda jej się przylecieć jutro – nerwowo przeczesał włosy i cmoknął
zmartwioną córeczkę w czubek głowy – No nic, leć na górę pod ciepły prysznic i
wskakuj do łóżka. Zaraz przyniosę ci jakieś tabletki na to gardło, więc nie myj
jeszcze zębów – polecił i wciąż zamyślony odprowadził córkę wzrokiem.
- Może ja z nią zostanę –
odezwała się milcząca dotąd Ula – wezmę kilka dni urlopu. Mam jeszcze zaległy.
Jeśli oczywiście będzie chciała – spojrzał na nią z wdzięcznością
- Porozmawiam z nią. To byłoby
lepsze rozwiązanie – przeczesał włosy - Mama mi pewnie nie odmówi, ale
wolałbym, że ojciec sam nie wracał samolotem. Ponoć po tej kuracji czuje się
dobrze, ale różnie to bywa. Zdenerwuje się jakimiś turbulencjami, czy coś i
nieszczęście gotowe. Ja jutro z nią zostanę, ale naprawdę muszę lecieć w środę.
To ważny kontakt, wart kilka milionów. Renata miała ją odbierać ze szkoły i
nocować u nas, ale od ósmej do czternastej zajmuje się kilkumiesięcznymi dziećmi
sąsiadki, która pracuje na pół etatu. A nie zostawię siedmiolatki samej w domu
na pół dnia. W dodatku z temperaturą, bo jutro pewnie będzie miała ze
trzydzieści osiem. No nic – potarł czoło – Zobaczymy. Idę do niej – wyszukał w
koszyczku owocowe pastylki - Poczekaj na mnie proszę – szybko musnął jej usta i
ruszył na górę
Gdy wszedł na górę kończyła
czesać włosy. Otulił ją kołdrą i rozłożył w nogach łóżka koc.
- Nie jest ci zimno? – pokręciła
przecząco głową – No dobrze. Może nie będziesz mieć wysokiej gorączki jak
ostatnio. Spróbujemy najpierw sami poradzić sobie z tą infekcją. Może obejdzie
się bez antybiotyku – westchnął – Jutro nie pójdziesz do szkoły. Musisz poleżeć
parę dni. Zostanę z tobą, ale w środę muszę wyjechać. Albo ściągniemy babcię,
co będzie dosyć trudne, bo będzie musiała do nas przyjechać z Austrii w ciągu
kilku godzin, albo zostanie z tobą Ula. Chciałabyś, żeby z tobą została przez
te trzy dni? – spojrzał na nią niepewny jej reakcji. Lubiła Ulę, dogadywały się
coraz lepiej, ale to nie oznaczało, że będzie chciała z nią zostać sam na sam
na trzy dni.
- Tak, zostanę z Ulą. Nie
będziemy martwić babci – posłał jej ciepły uśmiech i czule pogłaskał po
policzku, pstrykając delikatnie w nosek
- Mądrą mam córkę – rzekł z dumą –
Twoje ulubione tabletki cytrynowe. Tylko nie ssij na leżąco, bo jeszcze się
zachłyśniesz. Usiądź sobie. Jak skończysz ssać, to umyj zęby. Ja zajrzę do
ciebie za jakieś pół godziny. Zmierzymy jeszcze temperaturę. Idę ustalić
wszystko z Ulą. Będzie musiała się do nas przenieść na te kilka dni.
Paradoksalnie w chorobie Marysi
upatrywał szansy, by obie dziewczyny jeszcze lepiej się poznały i bardziej się
ze sobą zżyły.
- Zgodziła się – rzekł z wyraźną
ulgą i radością – Ale to naprawdę nie będzie dla ciebie kłopot? – upewnił się.
Nie chciał, by miała przez niego nieprzyjemności w pracy
- Najmniejszy. Biorę dni wolne od
wielkiego dzwonu. Nie mamy w planach żadnego posiedzenia zarządu, konferencji,
ważnych negocjacji. Sama sekretarka da sobie radę przez kilka dni. Jutro
przekażę jej wszystkie sprawy, którymi będzie musiała się zająć. Marysia będzie
pod dobrą opieką, a ty spokojnie polecisz do Barcelony i zajmiesz się pracą
- Dziękuję ci – ucałował jej dłoń
- Przestań mi dziękować. To chyba
normalne w związku, że się sobie pomaga, prawda? – posłał jej delikatny uśmiech
– A poza tym będziemy miały okazję jeszcze lepiej się poznać
- O tym samym pomyślałem – zrobił
śmieszną minę – To zapraszam jutro wieczorem. Przygotuję ci pokój gościnny. Ja
lecę w środę o dziesiątej z Modlina, wracam w piątek o dwudziestej drugiej z
minutami, więc koło północy będę w domu. Jutro jak przyjdzie Renata zrobię
zakupy, kupię wszystkie potrzebne leki, żebyś nie musiała jej zostawiać samej.
- Ok, ale w pozostałe dni możesz
dać jej wolne. Chyba sobie z Marysią damy radę same – ruchem głowy zgodził się.
Następnego dnia wieczorem
pojawiła się w progu jego domu z walizką. Pomógł jej się rozpakować, a
następnie zapoznał z domową apteczką. Marysia na szczęście czuła się w miarę
dobrze. Ból gardła co prawda nie ustępował, ale za to utrzymywał się tylko
lekki stan podgorączkowy. Marek był dobrej myśli, że po kilku dniach w domowych
pieleszach córka dojdzie do siebie. Rankiem pożegnał się z nimi, zapewniając,
że będzie dzwonił, gdy tylko znajdzie chwilę i pojechał prosto na lotnisko. Ula
troskliwie opiekowała się Marysią. Z samego rana nastawiła aromatyczny rosół,
który miał postawić dziewczynkę na nogi. Co chwila poiła ją małymi porcjami
herbaty z naturalnym sokiem z malin, gdyż powtarzała, że odpowiednie
nawodnienie zbije gorączkę. Mała chętnie stosowała się do jej zaleceń i
przyjmowała wszystkie podawane leki. Poczytała jej też książkę, a po południu
utuliła do snu, gdy dziewczynka ucięła sobie drzemkę. Następnego dnia nie
nastąpiła jednak poprawa. Pojawił się kaszel i już o dziesiątej rano
dziewczynka miała prawie trzydzieści osiem stopni gorączki. Ula w obawie
nasilenia się temperatury postanowiła skonsultować z Markiem kwestię wizyty
lekarskiej. Zadzwonił godzinę po wysłanym mu sms’ie z prośbą o kontakt.
- No co tam kochanie?
- Chyba musisz mi niestety podać
numer do lekarza małej. Ten kaszel mi się nie podoba i zaczyna gorączkować –
oznajmiła spokojnie
- Suchy czy mokry ten kaszel? I
ile ma gorączki? – nerwowo zasypywał ją pytaniami – A karat ma? Zaglądałaś jej
do gardła? Może to angina? A tak w ogóle, to może ja przyjadę. W końcu
negocjacje negocjacjami, ale zdrowie dziecka jest ważniejsze. W gruncie rzeczy
w ogóle nie powinienem wyjeżdżać, gdy jest chora – usta mu się nie zamykały. Aż
wywróciła oczami.
- Uspokój się! – postanowiła
przywrócić go do pionu – Nie ma powodów do paniki. Po prostu wolę dmuchać na
zimne i lepiej, żeby ktoś ją osłuchał, czy nie ma przypadkiem czegoś w
oskrzelach. Mnie to wygląda na silne zapalenie gardła, ale wolę zasięgnąć rady
lekarza. Nie ma powodu, żebyś wszystko rzucał i wracał. Radzę sobie. Gorączkę
też będę zbijać zawiesiną i chłodnymi kompresami. Poza tym nie ma czterdziestu
stopni tylko ledwie trzydzieści osiem. Zaufaj mi – poprosiła spokojnie. Wziął
głęboki oddech i starał się myśleć racjonalnie
- Wiesz, że ci ufam. Po prostu
się martwię – mruknął – Zaraz zadzwonię do doktora Hermana.
- Tylko nie stawiaj go tam na
baczność – cicho zaśmiała się pod nosem - Wystarczy jak przyjedzie wieczorem
- Ok. Wyślę ci sms’em o której
będzie. Powiedz Marysi, że bardzo ją kocham. Ciebie zresztą też, ale tego na
razie nie musisz jej mówić – szepnął, na co się roześmiała – Zadzwonię później.
Lekarz pojawił się chwilę po
szesnastej. Dokładnie zbadał dziewczynkę i stwierdził, że nic niepokojącego w
płucach ani oskrzelach nie słyszy. Zalecił leki przeciwgorączkowe, które mała
już przyjmowała, zwiększył tylko nieco ich dawkę i syrop, który Marek kupił
przed swoim wyjazdem. Przepisał również receptę na antybiotyk, jeśli poprawa
zdrowia nie nastąpi w ciągu dwóch kolejnych dni.
Około dziewiętnastej w domu
Dobrzańskich rozległ się dzwonek. Ula zdziwiła się nieco, bo Marek nie
zapowiadał jej niczyjej wizyty. W drzwiach pojawiła się starsza kobieta, którą
widziała już wcześniej na zdjęciach.
- Dzień dobry, Helena Dobrzańska,
czy zastałam może Marka? – zapytała uprzejmie, gdy pierwsze zaskoczenie minęło.
Nie spodziewała się, że drzwi otworzy jej ktoś inny, niż jej własny syn. Co nie
zmieniało faktu, że bardzo się cieszyła z tego spotkania.
- Marka nie ma – chrząknęła lekko
zakłopotana. Sądziła, że poznanie jego matki nastąpi w nieco innych
okolicznościach – poleciał w środę służbowo do Barcelony. Wraca jutro. Ale
zapraszam. I proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłam. Ula Cieplak – Helena
wyciągnęła do niej dłoń
- Bardzo się cieszę, że mogę cię
wreszcie poznać. Marek wiele mi o tobie opowiadał. Nie mogłam się już doczekać
naszego sobotniego spotkania – uśmiechnęła się przyjaźnie – Pozwolisz, że będę
ci mówić po imieniu
- Oczywiście – uśmiechnęła się
niemrawo, będąc lekko zaskoczoną tym entuzjazmem ze strony Dobrzańskiej. Jednak
to zaskoczenie było miłe – Napije się pani kawy albo herbaty?
- Herbaty jeśli można. Skoro już
tu jestem chętnie bliżej cię poznam – uśmiechnęła się ciepło i pogładziła ją
lekko po ramieniu. Ulę stres jakby zaczął opuszczać. Jego matka zdawała się być
zachwycona faktem, że w domu jej syna pojawiła się wreszcie kobieta – A gdzie
jest moja wnuczka? – zainteresowała się
- Śpi na górze. Jest chora. Od
wtorku leży w łóżku. Dzisiaj był lekarz. Zapalenie gardła – opowiadała
zmierzając w stronę kuchni
- A już mieliśmy nadzieję, że nie
będzie tak w tym roku chorować. Niech śpi, zajrzę do niej później. Cieszę się,
że to ty się nią zajmujesz. Będziecie miały okazję się zbliżyć
- I tak w istocie jest –
uśmiechnęła się – Nie mieliśmy wyjścia. Marek nie mógł zrezygnować z tego
wyjazdu, a Marysia nie mogła być w domu sama w oczekiwaniu na opiekunkę.
Państwa nie było – zauważyła – A jak się udał pobyt w Austrii? – tutaj Helena
zaczęła swoją opowieść o cudownych zabiegach upiększających w austriackim
ośrodku rehabilitacyjnym i kuracji, którą przechodził jej mąż pod okiem
wykwalifikowanych lekarzy. To pierwszy spotkanie przebiegło w zdecydowanie
miłej atmosferze, a Helena okazała się bardzo ciepłą i otwartą osobą. Szybko
złapały z Ulą dobry kontakt. Helena na odchodne powtórzyła swoje zaproszenia na
sobotę, o ile Marysia poczuje się lepiej, a jeśli nie zaproponowała, że
koniecznie muszą się spotkać w przyszły weekend. Ula późnym wieczorem
relacjonowała tę niezapowiedzianą wizytę swojemu partnerowi, który był
najwyraźniej zadowolony z faktu, że jego ukochana polubiła jego matkę.
Kilka minut po północy, najciszej
jak potrafił wszedł do domu, zostawiając swoją czarną walizkę w przedpokoju.
Zdjął buty oraz płaszcz i na palcach ruszył na górę z zamiarem zajrzenia do
pokoju córki. Pogaszone w domu światła świadczyły o tym, że obie jego kobiety albo
już śpią, albo urzędują na górze. Dostrzegł uchylone lekko drzwi, przez których
szparę dochodziło słabe światło z nocnej lampki w kształcie kucyka Pony. Ula
siedziała na skraju łóżka czytając dziewczynce książkę o Ani z Zielonego Wzgórza.
W pewnym momencie usłyszał cichy głos córki
- Mogę się do ciebie przytulić? –
zapytała mała pokasłując. Ula odłożyła książkę i rozpostarła szeroko ręce,
przygarniając Marysię do swojego brzucha i z delikatnym uśmiechem na ustach
zaczęła głaskać małą po głowie. Obserwował ten obrazek z nieskłamaną
przyjemnością i lekkim wzruszeniem. Po chwili postanowił się ujawnić wkraczając
do pokoju z szerokim uśmiechem
- Cześć dziewczyny, dlaczego
jeszcze nie śpicie?
- Tatuś – mała wyskoczyła z łóżka
wpadając w ramiona ojca – Czekałyśmy z Ulą na ciebie – ucałował oba policzki
córki, by po chwili przywitać się buziakiem ze swoją ukochaną
- Cieszę się, że już z wami
jestem – obrzucił pełnym miłości spojrzeniem Marysię i Ulę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz