B

niedziela, 27 grudnia 2015

'Teatrzyk' II

- Marek Dobrzański, prezes zarządu – niska blondynka, z dziesięciokilogramową nadwagą przeczytała napis na podłużnym kartoniku, który najwyraźniej wypadł z torebki jej przyjaciółki – Skąd ty to masz? - Ula obrzuciła współlokatorkę lekko znudzonym spojrzeniem i wróciła do przerwanej lektury najnowszego numeru czasopisma naukowego

- Ukradłam

- Weź się nie zgrywaj! – fuknęła Kaśka – Skąd masz jego wizytówkę? – wyraźnie zaakcentowała przedostatnie słowo

- Był wczoraj w naszej kawiarni

- I tak po prostu rozdawał swoje wizytówki na prawo i lewo wszystkim kelnerkom? – drążyła – Jakoś mi się wierzyć nie chce. Gadaj skąd masz wizytówkę najbardziej pożądanego faceta w tym mieście!

- Zaproponował mi, żebym przez tydzień udawała jego dziewczynę w Mediolanie – wywróciła oczami – Za dziesięć tysiaków. Powiedziałam, że muszę się zastanowić, więc dał mi wizytówkę z prośbą o telefon gdy podejmę decyzję. Tyle – wzruszyła ramionami i próbowała skupić się na czytanym artykule

- Żartujesz? – Kaśka wydawała się być podekscytowana tą propozycją – I kiedy zamierzasz zadzwonić?

- Wcale nie zamierzam dzwonić – odłożyła gazetę na bok, zdając sobie sprawę, że przez paplaninę koleżanki i tak niewiele pamięta z przeczytanej treści – Co to za idiotyczny pomysł?

- Odbiło ci? Największe ciacho stolicy proponuje ci dziesięć tysięcy za wycieczkę do Mediolanu, a ty zamierzasz odmówić? Ja bym tam zgodziła się jechać za darmo

- To masz – podała jej wizytówkę – dzwoń i powiedz mu, że jesteś chętna

- To tobie to zaproponował, a nie mnie. Swoją drogą ciekawe dlaczego potrzebuje ciebie, a nie pojedzie tam z tą swoją cizią

- Cizia ponoć go zostawiła, a ja mam mu pomóc ją odzyskać wzbudzając w niej zazdrość. Mam pięknie wyglądać u jego boku, uśmiechać się na prawo i lewo i robić dobrą minę do złej gry.

- To nie zastanawiaj się, tylko wchodź w to! Kasę zarobisz, rzucisz w cholerę tę kawiarnię, zwiedzisz sobie Mediolan i ci jeszcze cykną parę fotek z takim przystojniakiem. Same plusy! – klasnęła w dłonie – A tak swoją drogą jaki jest?

- Gburowaty i bezczelny – mruknęła – To jego tydzień temu oblałam kawą.

- Żartujesz? – Kaśka z wrażenia aż zakryła usta ręką – Wylałaś na niego kawę, a on kilka dni później składa ci taką propozycję. No, no. Wpadłaś mu w oko – w charakterystycznym geście poruszyła brwiami góra dół.

- Jak się postara, to potrafi być nawet miły.

- Pal sześć z charakterem. Ja się pytam jaki jest w sensie wyglądu. Równie atrakcyjny jak na fotkach?

- A bo ja wiem – wzruszyła ramionami – Jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie artykuły w ‘Party’ i ‘Życiu celebrytów’, więc trudno mi porównywać. Całkiem niezły, ale osobiście wolę blondynów z kręconymi włosami.

- Nie wiesz, co dobre – pokazała jej język – Dzwoń do niego zanim znajdzie kogoś na twoje miejsce! – Ulka wypuściła głośno powietrze i najpierw przyjrzała się podekscytowanej twarzy przyjaciółki, by następnie przez kilka chwil niczym sroka w gnat przyglądać się trzymanemu kartonikowi z dziewięciocyfrowym numerem. ‘Raz kozie śmierć’

- Cześć Marek, tu Ula, rozmawialiśmy wczoraj w kawiarni ‘Chwila relaksu’….. Podjęłam decyzję. Wchodzę w to…… Ok. Tak, pojutrze mam wolne…. Dobrze, to do zobaczenia.

- No i co? – Ross aż pisnęła, na co Ulka popukała się w głowę

- Umówiliśmy się w piątek. Mamy ustalić szczegóły. Mam tylko nadzieję, że dotrzyma słowa i nie będzie mnie chciał przelecieć w ramach tych dziesięciu tysięcy

- Ja bym tam mu mogła nawet dopłacić kilka stówek – rozmarzyła się blondynka

- Ty to jesteś nienormalna – prychnęła – Poza tym moja droga jeśli już, to za utratę cnoty bierze się kasę, a nie się dopłaca – spojrzała na koleżankę z pobłażaniem

- Oj tam. Ale to Marek Dobrzański, a nie jakiś pierwszy lepszy Roman-erotoman, kolekcjoner wianków! – obruszyła się

- Coraz bardziej zaczynam żałować, że się zgodziłam. A już na pewno, że o tym wiesz. Nie dasz mi teraz spokoju. Idę się przejść. Przy okazji kupię jajka, bo mam ochotę na jajecznicę z pomidorami na kolację

- Że też mnie nie trafiają się takie propozycje – zanim wyszła z domu usłyszała jego głos koleżanki.



Już na nią czekał w restauracyjnym ogródku, w idealnie skrojonym garniturze, skupiony na przeglądaniu jakiegoś kolorowego magazynu.

- Witaj

- Cześć – zerwał się z miejsca i pomógł jej usiąść – Cieszę się, że przyszłaś, a jeszcze bardziej cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć moją propozycję – rzekł z uprzejmym uśmiechem. Doszukała się w nim nuty sztuczności, ale nie skomentowała tego – Na co masz ochotę? Mają tu wyborne steki i jeszcze lepsze owoce morza – zachwalał, podając jej kartę, którą odłożyła

- Nie przepadam za owocami morza. Poza tym dziękuję, nie jestem głodna – nie zwykła jadać w takich miejscach. Studenci zwykle stołowali się w barach mlecznych lub Fast foodach. Ona żyła głównie zupkami z barze u pani Marii i zapiekankami z budki nieopodal biblioteki. I dziękowała w duchu za dobre geny, a tym samym dobrą przemianę materii, bo każdy na jej miejscu po takiej diecie miałby nadwagę.

- Ja zapraszam – zachęcał. Sam był potwornie głodny. Rano zaspał i nie zdążył nic zjeść, a w firmie miał spotkanie za spotkaniem, co uniemożliwiło mu wycieczkę do bufetu.

- Zostanę przy orzeźwiającej lemoniadzie – rzekła zdecydowanie, z pewnym nieufnością spoglądając na eleganckich kelnerów – Ale jeśli ty masz ochotę, to śmiało, nie krępuj się – wzruszył ramionami i już po chwili złożył zamówienie na zupę z owoców morza i faszerowane pieczarki. Bez słowa przyglądał jej się przez kilka chwil. Musiała przyznać, że poczuła się skrępowana tym intensywnym spojrzeniem zielono-szarych oczu.

- Dobrze, omówimy szczegóły naszej umowy – chrząknął – Wyślij mi sms’em numer konta, to przeleję ci pięć tysięcy. Drugą ratę otrzymasz po powrocie. Do tego numer buta i rozmiar jaki nosisz. Załatwię ci kilka ciuszków na oficjalne gale, w których podczas tego wyjazdu będziemy uczestniczyć. Bal na zakończenie, do tego dwie kolacje biznesowe, impreza powitalna i brunch w niedzielę. Wylatujemy w środę, kilka minut po trzynastej. Dasz mi swój adres, przyjadę po ciebie o dziesiątej – wydawał jej kolejne polecenia.

- Chyba to nie będzie konieczne. Możemy spotkać się na lotnisku – powiedziała cicho

- Tak? – rzekł lekko kpiącym tonem – A jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani, więc to chyba naturalne, że przyjedziemy razem. Nasze przedstawienie zacznie się już na lotnisku, zwłaszcza, że jedziemy z ludźmi z mojej firmy. Kilka modelek, które dobrze znają moją byłą, krawcowa, projektant i jego asystenci, to również jej znajomi, dwóch chłopaków odpowiedzialnych za organizację wyjazdów zagranicznych i nasz dyrektor PR – wyliczał na palcach - Wszyscy mają myśleć, że nie widzimy poza sobą świata, a strzała amora uderzyła w nas całkiem niespodziewanie, niedawno, za to z dużą mocą.

- Co będę musiała tam robić? – dopytywała, by mieć jasność sytuacji – Tylko konkretnie.

- Pięknie wyglądać i ładnie się uśmiechać. Oprócz tego będziemy się zachowywać jak klasyczna para. Przeciągłe spojrzenia, szeptanie na uszko, namiętne pocałunki – na to ostatnie spuściła wzrok, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się – No chyba nie sądzisz, że gdy jestem zakochany swoje partnerki całuję w policzek albo po ojcowsku w czoło – spojrzał na nią z pobłażaniem – Ale nie martw się, taki cyrk będziemy odstawiać tylko w obecności publiki. Nie zamierzam cię molestować w zaciszu naszego pokoju – zaśmiał się złośliwie

- Wspólnego pokoju? – zadała kolejne, głupie pytanie

- A twoim zdaniem powinniśmy sypiać oddzielnie i rankiem spotykać się w korytarzu, by grzecznie za rączkę iść na śniadanie? – kolejna kpina z jego strony – Daję ci te dziesięć tysięcy za duży, kilku aktowy spektakl pod tytułem ‘wielka miłość’. Wszystko ma wyglądać naturalnie. Moją byłą pewnie już widziałaś, jeśli nie, to wygooglaj sobie w necie. Zwłaszcza w jej obecności musimy być bardzo przekonujący – chrząknął – Dobrze, teraz powiedz mi coś o sobie. Musimy się trochę poznać i ustalić wspólną wersję. Reszta wyjdzie w trakcie.

- Studiuję ekonomię na SGH. Zaczynam w październiku studia magisterskie – szybko wyliczył w myślach, że najprawdopodobniej ma dwadzieścia dwa lata – Oprócz tego zarządzenie na drugim roku. W wakacje dorabiam sobie jako kelnerka, w ciągu roku udzielam korepetycji, żeby zarobić na mieszkanie. Wynajmuję razem z koleżanką dwupokojowe mieszkanie na Pradze Północ. Mam młodszego o dziesięć lat brata. Rodzice mieszkają w Rysiowie pod Warszawą – kiwnął głową na znak, że przyswoił informacje

- Dobra. U mnie krótko, bo zapewne i tak miałaś okazję przeczytać o połowie mojego życia w tych brukowcach. Też jestem po zarządzeniu. Od zawsze pracowałem w rodzinnej firmie. Od pięciu lat jestem prezesem. Jedynak, którego największą pasją są szybkie i drogie samochody. O twoich pracach i dorabianiu zapominamy. To, że studiujesz to bardzo dobrze, lubię inteligentne kobiety, a co ważniejsze dobrze, że jesteś ode mnie sporo młodsza, to ją jeszcze bardziej zirytuje – uśmiechnął się złośliwie – Grasz w squasha, tenisa? – pokręciła przecząco głową – To nic, poznaliśmy się na squash’u jakieś dwa miesiące temu. Przyszłaś ze znajomymi, chciałaś się nauczyć – zaczął snuć przed nią historyjkę ich poznania – Mieliśmy wspólnych znajomych, bo jeden z twoich kolegów ze studiów dorabia sobie u nas jako informatyk. Poznał nas sobie. Już wtedy wpadliśmy w sobie w oko, ale nie mieliśmy kontaktu. Jakieś trzy tygodnie temu wpadliśmy na siebie przypadkiem. Wspólny spacer, kolacja i wielki wybuch namiętności. Można byłoby wymyślić coś lepszego - westchnął - ale nie ma co kombinować, bo w gruncie rzeczy dzieli nas ponad dziesięć lat, a to nieco komplikuje sytuację i stworzenie wiarygodnej historii. Ale sądzę, że nikt aż tak bardzo nie będzie wnikał w przeszłość, jak będziemy zachowywać się przekonująco – puścił jej oczko.

1 komentarz: