B

niedziela, 6 grudnia 2015

Miniaturka XXX 'Błąd'

Wygrała tę miłość. Znów była szczęśliwą kobietą. Szczęśliwą kobietą u boku ukochanego mężczyzny. Przez pierwsze tygodnie po ich zejściu, Marek każdego dnia, każdym gestem, słowem potwierdzał swoją miłość. Czuła się wyjątkowa. Taka była, gdy patrzył na nią zachwyconym spojrzeniem. Poczuła się naprawdę piękna nie dzięki Pshemko, ale właśnie dzięki Markowi Dobrzańskiemu. Od roku mieszkali razem. Weekendowe schadzki i usilne próby wygospodarowania czasu dla siebie w tygodniu zaczęły ich męczyć. Chcieli być ze sobą na sto procent. Nie spieszyli się ze ślubem. Chcieli, by wszystko działo się powoli. Byli pewni swoich uczuć, więc papierek nie musiał być załatwiany natychmiast. Marek się upierał przy ceremonii idealnej. Długo planował ten dzień, dbał o każdy szczegół. W obecności rodziny i przyjaciół mieli sobie powiedzieć ‘TAK’ za trzy miesiące. Wiedli spokojne życie. Cały tydzień poświęcali się firmie by wciąż utrzymywać ją na topie. Weekendy były tylko dla nich. Spotkania rodzinne i towarzyskie organizowali raz w miesiącu. Kolejne trzy weekendy spędzali wyłącznie we dwoje w zaciszu domowym lub na wyjeździe gdzieś pod Warszawą. Lubili ten czas i nigdy się ze sobą nie nudzili. Nawet milczenie dobrze im razem wychodziło. Uchodzili za parę idealną. Ula wciąż piastowała fotel prezesa domu mody. Marek powrócił na swoje dawne stanowisko i zajął się promocją. Tworzyli zgrany duet, który wynosił firmę na szczyt.

Trwała sesja do kolejnej kolekcji. W firmie był wyjątkowy rozgardiasz. Wszyscy biegali, jak w ukropie. Pshemko się wściekał, że część modelek w dość lekceważący sposób traktuje jego i zaprojektowane kreacje, Iza starała się uspokajać Mistrza, a Czarek wraz z Violettą ogarnąć całe towarzystwo, by sesja jak najszybciej się skończyła. Ula widząc, co się dzieje, postanowiła nie przeszkadzać i zaszyć się w swoim gabinecie. Idąc w stronę sekretariatu minęła konferencyjną, bezwiednie zerkając przez szybę do środka. To, co zobaczyła, sprawiło, że krew na moment przestała płynąć w żyłach, a łzy momentalnie pojawiły się w oczach. Przy drzwiach od strony socjalnego, na jednym z krzeseł siedział Marek, a na jego kolanach jakaś blondynka, z którą namiętnie się całował, obejmując w pasie. Miała wrażenie, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Wzięła głęboki oddech próbując się nieco uspokoić i ruszyła do środka. Energicznie otworzyła drzwi i stając na środku zapytała
- Nie przeszkadzam państwu? – Marek momentalnie zrzucił dziewczynę z kolan wstając gwałtownie i wycierając dłonią usta spojrzał na narzeczoną przerażony
- Kochanie – zaśmiał się nerwowo – To nie jest tak, jak myślisz – prychnęła w duchu. Właśnie tego tandetnego tekstu się spodziewała. Obrzuciła bruneta spojrzeniem pełnym smutku i zwróciła się do blond kościotrupa
- Pani już dziękujemy – posłała jej sztuczny uśmiech – Proszę nie przychodzić na kolejne castingi, bo jedyne, co będę mogła pani zaproponować to etat sprzątaczki – modelka fuknęła obrażona i skierowała się w stronę drzwi. Gdy mijała Cieplakównę, ta dodała – I proszę się trzymać od mojego narzeczonego z daleka, bo gwarantuje pani, że nie znajdzie pracy w żadnym domu mody w tym kraju – Marek wszystkiemu przyglądał się, jak osłupiały nie bardzo wiedząc, jak wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji.
- Ula – zaczął tym swoim charakterystycznym tonem, od którego zawsze miękły jej kolana. Nie tym razem – Posłuchaj… - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć
- Proszę cię, nie teraz – rzekła stanowczo – Nie zamierzam prać naszych brudów w firmie – nie czekając na jego reakcję, odwróciła się na pięcie i wyszła. Nie chciała, by widział jej łzy. Mogła się swobodnie wypłakać, gdy drzwi od jej gabinetu się zamknęły.
Marek szybkim krokiem wyszedł z firmy. Musiał się przewietrzyć. Nie miał pojęcia, co mu strzeliło do głowy. Gdyby od razu zrzucił Sonię z kolan, nie musiałby się teraz obawiać o przyszłość jego związku z Ulą. Miał tylko nadzieję, że nie zechce odwołać ślubu. Nie mógł do tego dopuścić. Pieprzone sentymenty w stosunku do blondynki. Uznał, że tylko szczerość w stosunku do narzeczonej może go uratować. Spojrzał na zegarek, dochodziła siedemnasta. Pobiegł jeszcze do kwiaciarni i kupił duży bukiet czerwonych róż, który schował w bagażniku samochodu. Ruszył na górę po teczkę i narzeczoną. Spotkali się z Ulą na korytarzu. Dziś opuszczali firmę inaczej niż zwykle. Marek przygaszony, ze spuszczoną głową, Ula z zaciętą miną i spojrzeniem pełnym smutku. Nie trzymali się za ręce. Próbował zacząć rozmowę już w samochodzie, ale Ula kilkoma dosadnymi słowami zamknęła mu usta. Dała upust swoim emocjom, gdy zamknęły się drzwi ich mieszkania.
- Po pierwsze, chciałem cię przeprosić – wyciągnął w jej kierunku bukiet kwiatów. Nie przyjęła go, za to roześmiała mu się w twarz
- I co? Sądzisz, że wiecheć zieleniny spowoduje, że wszystko będzie tak, jak dawniej? Sądzisz, że jestem Pauliną? – spuścił głowę i pokręcił nią przecząco – Że będzie tak, jak z nią? Że będziemy się przygotowywać do ślubu, a ty będziesz sobie szukał dodatkowych atrakcji?
- Posłuchaj – westchnął
- Jeszcze nie skończyłam! – przerwała mu ostro – Nie pozwolę się tak traktować! Nie pozwolę się zdradzać i upokarzać! – rzekła stanowczo
- To był pierwszy i zapewniam, że ostatni raz
- Nie wierzę ci – zagryzła wargę nie chcąc się rozpłakać
- Ula, proszę cię – jęknął błagalnie – Zaskoczyła mnie. Ja nie wiem, co mi strzeliło do głowy. To był jeden, cholerny błąd
- Ciekawe, jak daleko by to zaszło, gdym tam nie weszła – spojrzała na niego prowokująco
- Nigdy bym ciebie nie zdradził. Na moment straciłem rozum, ale nigdy nie kochałbym się z inną kobietą – zaśmiała się drwiąco
- Chcę odwołać ślub – rzekła zdecydowanie. Na jego twarzy malowało się przerażenie
- Błagam cię, nie rób tego. Wybacz mi – przysiadł obok niej na sofie. I on miał łzy w oczach. Chciał nakryć je dłoń swoją, ale szybko się odsunęła
- Coraz bardziej obawiam się, że monogamia jest ci obca – wlepiła w niego spojrzenie pełne bólu
- Nieprawda. Kocham ciebie. Tylko ciebie i chcę być tylko z tobą. To było chwilowe zaćmienie umysłu, pieprzone sentymenty! – rzucił przez zaciśnięte zęby – Pracowałem w konferencyjnej nad materiałami do katalogu, gdy przyszła Sonia. Kiedyś mieliśmy romans. Chciała, żebym zrobił z niej twarz kolekcji. Zaczynała w FD. To ja wprowadziłem ją do zawodu – prychnęła w kpiną
- Prostytutki czy modelki? – przemilczał to pytanie. Nie chciał ją jeszcze bardziej drażnić
- Zaczęła prosić, wspominać dawne czasy. Nawet nie wiem, kiedy wylądowała na moich kolanach. To był nic nieznaczący incydent. Wiem, że bardzo cię to zabolało, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Ja nie mogę cię stracić – jęknął, a po jego policzku spłynęła słona kropla – Błagam, nie odchodź ode mnie – klęknął u jej stóp. Patrzyła na niego oczami pełnymi łez. Milczała długą chwilę, by wreszcie się odezwać
- Nie podjęłam jeszcze decyzji o odejściu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę ci jeszcze w stanie zaufać. A związek bez zaufania się nie uda. Póki co, chcę odwołać ślub i chciałabym, żebyś przeniósł się na kanapę. Wróciłabym do Rysiowa, ale nie chcę na razie denerwować ojca
- Przełóżmy datę ślubu – błagał
- Nie. Odwołamy go. Zajmij się tym, proszę – rzekła stanowczo i zniknęła za drzwiami sypialni

Zgodnie z jej życzeniem przeniósł się na kanapę. Wolał nie dyskutować i nie drażnić jej jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że szybko uda mu się ją udobruchać i nie będzie musiał odwoływać uroczystości. Wciąż wyrzucał sobie, że dał się podejść Soni i jej uległ. Gdyby nie jego głupota, wspólnie z Ulą odliczaliby dni do ceremonii. Miał nadzieję, że za ten błąd nie przyjdzie mu zapłacić najwyższej ceny, jaką była miłość Cieplakówny.
Wstał o świcie i udał się do kuchni. Zerwał się tak rano nie tylko dlatego, że kanapa w salonie była wybitnie niewygodna, przede wszystkim chciał przygotować ukochanej śniadanie. Zrobił jej ulubioną sałatkę z tuńczyka, wycisnął sok z pomarańczy i przygotował grzanki z dwoma rodzajami konfitury. Właśnie stawiał na stole filiżanki z aromatyczną kawą, gdy pojawiła się w salonie.
- Zapraszam na śniadanie – zawołał. Pojawiła się w drzwiach kuchni obrzucając stół obojętnym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale spieszę się. Zjem coś w bufecie. Cześć – i zostawiając osłupiałego Marka szybko wyszła z domu. Westchnął głośno i zasiadł do samotnego posiłku.
Na firmowych korytarzach za wszelką cenę starała się go unikać. Nie miała ochoty na kolejne rozmowy, do których z pewnością by dążył. Nie chciała też wzbudzać sensacji w firmie. Miała pewność, że i tak plotki się pojawią, gdy Marek poinformuje ich przyjaciół o odwołanej uroczystości. Gdy po siedemnastej pojawił się w domu z bukietem kwiatów, ona już była, czytając książkę na sofie, którą w nocy zajmował. Położył róże na kawowym stoliku. Nie odrywając wzroku od tekstu rzuciła pod nosem, żeby wstawił je do wody, bo zwiędną. Na jakiekolwiek próby podejmowania przez niego rozmowy odpowiadała wymownym milczeniem. I gdyby ignorowała go dzień, dwa, trzy, z pewnością zniósłby to z pokorą, ale powoli zaczynał mieć dość. Traktowała go, jak powietrze od dwóch tygodni. Podejmował próby pojednania. Przygotowywał śniadania, kolacje, chciał ją wyciągnąć do kina, na spacer. Zawsze reagowała tak samo. ‘Nie musisz mi nadskakiwać. To i tak nic nie zmieni’. Powoli stawał się bezsilny.


Wpadła do domu jak burza. Była wściekła. Rzuciła torebkę na komodę i pędem ruszyła w kierunku kuchni, w której to Marek parzył sobie kawę
- Dlaczego robisz mi wbrew? – naskoczyła na niego od progu
- Nie bardzo rozumiem – rzekł zdezorientowany wyłączając ekspres
- Prosiłam, byś odwołał ślub i miałam nadzieję, że spełnisz moją prośbę. I moje zdziwienie było dzisiaj ogromne, gdy Ania zapytała mnie, czy mamy już wszystko dopięte na ostatni guzik
- Ja nie chcę go odwoływać – rzekł pewnym głosem
- Ale ja chcę – syknęła poirytowana.
- Mam jeszcze trochę czasu. Dwa i pół miesiąca to długo. Miałem nadzieję, że uda mi się wreszcie ciebie przeprosić i odzyskać twoje zaufanie
- Zaufanie traci się w sekundzie, a pracuje się na nie latami – spojrzała mu prosto w oczy – Sądzisz, że siłą zaciągniesz mnie przed ołtarz? Że będzie tak, jak z Pauliną, która zamierzała doprowadzić do zaślubin za wszelką cenę? Nawet za cenę zaprowadzenia cię do kościoła na smyczy!
- Różnica jest taka, że tamten ślub miał być na pokaz. Bo my z Pauliną od dawna się nie kochaliśmy. Z tobą chcę się żenić, bo cię do cholery kocham – i jemu puszczały już nerwy. Bezsilność, która gromadziła się w nim od kilkunastu dni dała teraz upust – Wiem, że popełniłem błąd, ale nie dajesz mi szansy go naprawić! Naprawdę mi na tobie zależy! Przez moment znów stałem się głupim fiutem, ale doskonale wiem, ja chcę żyć. I że to życie chcę spędzić tylko z tobą! Co mam zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić? Bo już sam nie wiem – pokręcił głową - Czegokolwiek bym nie próbował, od razu sprowadzasz mnie do parteru. Wiem, że to element kary dla mnie, ale ja już zrozumiałem. Mam odejść z firmy? Bo boisz się tego, że cię zdradzę, prawda? Boisz się, że po raz kolejny ulegnę jakiejś modelce? – nerwowym krokiem przemierzał pomieszczenie – Proszę bardzo, mogę odejść! Ty jesteś dużo lepszym prezesem. A ja mogę zająć się czymś innym. Nie ma sprawy – podrapał się po głowie – Mogę otworzyć warsztat samochodowy. To typowo męskie zajęcie. Zatrudnię mechaników, a do ewentualnych klientek będę wysyłał jakiegoś pracownika. Co ty na to? – patrzyła na niego z niedowierzaniem
- Sądziłam, że bardzo kochasz firmę – szepnęła – To twój rodzinny interes
- Bardziej kocham ciebie – rzekł zdecydowanie, z nutą czułości
- I nie masz pojęcia o naprawie samochodu. Przecież ty do zmiany gumy wzywasz pomoc drogową – nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem
- Nie ja je będę naprawiał. Od tego będę miał wyspecjalizowanych ludzi. Zresztą dodatkowe źródło dochodu z pewnością się przyda, a i mniej angażujące zajęcie będzie lepsze, gdy pojawi się dziecko. Mógłbym z nim zostać po macierzyńskim, jak myślisz? – kompletnie zaskoczyła ją jego propozycja – Bo dziecko się pojawi, prawda? – upewniał się – Bardzo chciałbym mieć z tobą dzieci – gadał jak najęty – Dwójkę, a najlepiej trójkę. Dwóch chłopców i dziewczynkę, albo nie – wyraźnie się rozmarzył – Chłopca i dwie dziewczynki
- Z Pauliną nie chciałeś mieć dzieci – spojrzała mu w oczy
- Jak długo jeszcze będziesz się z nią porównywać? – rzucił przez zaciśnięte zęby – Nic nas nie łączyło. Może poza przywiązaniem i początkową namiętnością. Nie można założyć rodziny z kobietą, której się nie kocha. A z tobą chcę tę rodzinę mieć – podszedł do niej, stając naprzeciw. Ich twarze dzieliło kilkanaście centymetrów – I obiecuję ci, że już nigdy nie popełnię podobnego błędu. Nigdy nie zrobię czegoś, co mogłoby znów nami zachwiać i spowodować, że choć przez moment zaczęłabyś rozważać rozwód – wpatrywała się w jego oczy bez słowa, jakby szukając tam potwierdzenia wypowiedzianych przed chwilą słów – Wybacz mi – szepnął błagalnie, bardzo powoli zmniejszając dzielący ich dystans i już po chwili tulił ją w swoich ramionach. Nic nie powiedziała, ale nie musiała nic mówić. On wiedział. Gdyby mu nie wybaczyła, nie pozwoliłaby się dotknąć – Wyjedźmy gdzieś na kilka dni – poprosił cicho – Tylko ty i ja. Z dala od firmy, Warszawy i tego normalnego życia
- Zadzwoń do SPA, może mają wolny apartament senatorski – uśmiechnął się promiennie i czule pogładził jej policzek.
- Kocham cię – zatonął w jej spojrzeniu
- To gdzie będzie ten warsztat? – zapytała z rozbrajającą miną. Roześmiał się i delikatnie musnął jej usta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz