- Marek Dobrzański, prezes
zarządu – niska blondynka, z dziesięciokilogramową nadwagą przeczytała napis na
podłużnym kartoniku, który najwyraźniej wypadł z torebki jej przyjaciółki –
Skąd ty to masz? - Ula obrzuciła współlokatorkę lekko znudzonym spojrzeniem i
wróciła do przerwanej lektury najnowszego numeru czasopisma naukowego
- Ukradłam
- Weź się nie zgrywaj! – fuknęła
Kaśka – Skąd masz jego wizytówkę? – wyraźnie zaakcentowała przedostatnie słowo
- Był wczoraj w naszej kawiarni
- I tak po prostu rozdawał swoje
wizytówki na prawo i lewo wszystkim kelnerkom? – drążyła – Jakoś mi się wierzyć
nie chce. Gadaj skąd masz wizytówkę najbardziej pożądanego faceta w tym
mieście!
- Zaproponował mi, żebym przez
tydzień udawała jego dziewczynę w Mediolanie – wywróciła oczami – Za dziesięć
tysiaków. Powiedziałam, że muszę się zastanowić, więc dał mi wizytówkę z prośbą
o telefon gdy podejmę decyzję. Tyle – wzruszyła ramionami i próbowała skupić
się na czytanym artykule
- Żartujesz? – Kaśka wydawała się
być podekscytowana tą propozycją – I kiedy zamierzasz zadzwonić?
- Wcale nie zamierzam dzwonić –
odłożyła gazetę na bok, zdając sobie sprawę, że przez paplaninę koleżanki i tak
niewiele pamięta z przeczytanej treści – Co to za idiotyczny pomysł?
- Odbiło ci? Największe ciacho
stolicy proponuje ci dziesięć tysięcy za wycieczkę do Mediolanu, a ty
zamierzasz odmówić? Ja bym tam zgodziła się jechać za darmo
- To masz – podała jej wizytówkę
– dzwoń i powiedz mu, że jesteś chętna
- To tobie to zaproponował, a nie
mnie. Swoją drogą ciekawe dlaczego potrzebuje ciebie, a nie pojedzie tam z tą
swoją cizią
- Cizia ponoć go zostawiła, a ja
mam mu pomóc ją odzyskać wzbudzając w niej zazdrość. Mam pięknie wyglądać u
jego boku, uśmiechać się na prawo i lewo i robić dobrą minę do złej gry.
- To nie zastanawiaj się, tylko
wchodź w to! Kasę zarobisz, rzucisz w cholerę tę kawiarnię, zwiedzisz sobie
Mediolan i ci jeszcze cykną parę fotek z takim przystojniakiem. Same plusy! –
klasnęła w dłonie – A tak swoją drogą jaki jest?
- Gburowaty i bezczelny –
mruknęła – To jego tydzień temu oblałam kawą.
- Żartujesz? – Kaśka z wrażenia
aż zakryła usta ręką – Wylałaś na niego kawę, a on kilka dni później składa ci
taką propozycję. No, no. Wpadłaś mu w oko – w charakterystycznym geście
poruszyła brwiami góra dół.
- Jak się postara, to potrafi być
nawet miły.
- Pal sześć z charakterem. Ja się
pytam jaki jest w sensie wyglądu. Równie atrakcyjny jak na fotkach?
- A bo ja wiem – wzruszyła
ramionami – Jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie artykuły w ‘Party’ i
‘Życiu celebrytów’, więc trudno mi porównywać. Całkiem niezły, ale osobiście
wolę blondynów z kręconymi włosami.
- Nie wiesz, co dobre – pokazała
jej język – Dzwoń do niego zanim znajdzie kogoś na twoje miejsce! – Ulka
wypuściła głośno powietrze i najpierw przyjrzała się podekscytowanej twarzy
przyjaciółki, by następnie przez kilka chwil niczym sroka w gnat przyglądać się
trzymanemu kartonikowi z dziewięciocyfrowym numerem. ‘Raz kozie śmierć’
- Cześć Marek, tu Ula,
rozmawialiśmy wczoraj w kawiarni ‘Chwila relaksu’….. Podjęłam decyzję. Wchodzę
w to…… Ok. Tak, pojutrze mam wolne…. Dobrze, to do zobaczenia.
- No i co? – Ross aż pisnęła, na
co Ulka popukała się w głowę
- Umówiliśmy
się w piątek. Mamy ustalić szczegóły. Mam tylko nadzieję, że dotrzyma słowa i
nie będzie mnie chciał przelecieć w ramach tych dziesięciu tysięcy
- Ja bym tam
mu mogła nawet dopłacić kilka stówek – rozmarzyła się blondynka
- Ty to jesteś
nienormalna – prychnęła – Poza tym moja droga jeśli już, to za utratę cnoty bierze
się kasę, a nie się dopłaca – spojrzała na koleżankę z pobłażaniem
- Oj tam. Ale to Marek
Dobrzański, a nie jakiś pierwszy lepszy Roman-erotoman, kolekcjoner wianków! –
obruszyła się
- Coraz
bardziej zaczynam żałować, że się zgodziłam. A już na pewno, że o tym wiesz.
Nie dasz mi teraz spokoju. Idę się przejść. Przy okazji kupię jajka, bo mam
ochotę na jajecznicę z pomidorami na kolację
- Że też mnie
nie trafiają się takie propozycje – zanim wyszła z domu usłyszała jego głos
koleżanki.
Już na nią
czekał w restauracyjnym ogródku, w idealnie skrojonym garniturze, skupiony na
przeglądaniu jakiegoś kolorowego magazynu.
- Witaj
- Cześć –
zerwał się z miejsca i pomógł jej usiąść – Cieszę się, że przyszłaś, a jeszcze
bardziej cieszę się, że zgodziłaś się przyjąć moją propozycję – rzekł z
uprzejmym uśmiechem. Doszukała się w nim nuty sztuczności, ale nie skomentowała
tego – Na co masz ochotę? Mają tu wyborne steki i jeszcze lepsze owoce morza –
zachwalał, podając jej kartę, którą odłożyła
- Nie
przepadam za owocami morza. Poza tym dziękuję, nie jestem głodna – nie zwykła
jadać w takich miejscach. Studenci zwykle stołowali się w barach mlecznych lub Fast
foodach. Ona żyła głównie zupkami z barze u pani Marii i zapiekankami z budki
nieopodal biblioteki. I dziękowała w duchu za dobre geny, a tym samym dobrą
przemianę materii, bo każdy na jej miejscu po takiej diecie miałby nadwagę.
- Ja zapraszam
– zachęcał. Sam był potwornie głodny. Rano zaspał i nie zdążył nic zjeść, a w
firmie miał spotkanie za spotkaniem, co uniemożliwiło mu wycieczkę do bufetu.
- Zostanę przy
orzeźwiającej lemoniadzie – rzekła zdecydowanie, z pewnym nieufnością
spoglądając na eleganckich kelnerów – Ale jeśli ty masz ochotę, to śmiało, nie
krępuj się – wzruszył ramionami i już po chwili złożył zamówienie na zupę z
owoców morza i faszerowane pieczarki. Bez słowa przyglądał jej się przez kilka
chwil. Musiała przyznać, że poczuła się skrępowana tym intensywnym spojrzeniem
zielono-szarych oczu.
- Dobrze,
omówimy szczegóły naszej umowy – chrząknął – Wyślij mi sms’em numer konta, to
przeleję ci pięć tysięcy. Drugą ratę otrzymasz po powrocie. Do tego numer buta
i rozmiar jaki nosisz. Załatwię ci kilka ciuszków na oficjalne gale, w których
podczas tego wyjazdu będziemy uczestniczyć. Bal na zakończenie, do tego dwie
kolacje biznesowe, impreza powitalna i brunch w niedzielę. Wylatujemy
w środę, kilka minut po trzynastej. Dasz mi swój adres, przyjadę po ciebie o
dziesiątej – wydawał jej kolejne polecenia.
- Chyba to nie
będzie konieczne. Możemy spotkać się na lotnisku – powiedziała cicho
- Tak? – rzekł
lekko kpiącym tonem – A jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy w sobie szaleńczo
zakochani, więc to chyba naturalne, że przyjedziemy razem. Nasze przedstawienie
zacznie się już na lotnisku, zwłaszcza, że jedziemy z ludźmi z mojej firmy.
Kilka modelek, które dobrze znają moją byłą, krawcowa, projektant i jego
asystenci, to również jej znajomi, dwóch chłopaków odpowiedzialnych za organizację wyjazdów zagranicznych
i nasz dyrektor PR – wyliczał na palcach - Wszyscy mają myśleć, że nie widzimy
poza sobą świata, a strzała amora uderzyła w nas całkiem niespodziewanie,
niedawno, za to z dużą mocą.
- Co będę
musiała tam robić? – dopytywała, by mieć jasność sytuacji – Tylko konkretnie.
- Pięknie
wyglądać i ładnie się uśmiechać. Oprócz tego będziemy się zachowywać jak
klasyczna para. Przeciągłe spojrzenia, szeptanie na uszko, namiętne pocałunki –
na to ostatnie spuściła wzrok, co nie uszło jego uwadze. Zaśmiał się – No chyba
nie sądzisz, że gdy jestem zakochany swoje partnerki całuję w policzek albo po
ojcowsku w czoło – spojrzał na nią z pobłażaniem – Ale nie martw się, taki cyrk
będziemy odstawiać tylko w obecności publiki. Nie zamierzam cię molestować w
zaciszu naszego pokoju – zaśmiał się złośliwie
- Wspólnego
pokoju? – zadała kolejne, głupie pytanie
- A twoim
zdaniem powinniśmy sypiać oddzielnie i rankiem spotykać się w korytarzu, by
grzecznie za rączkę iść na śniadanie? – kolejna kpina z jego strony – Daję ci
te dziesięć tysięcy za duży, kilku aktowy spektakl pod tytułem ‘wielka miłość’.
Wszystko ma wyglądać naturalnie. Moją byłą pewnie już widziałaś, jeśli nie, to
wygooglaj sobie w necie. Zwłaszcza w jej obecności musimy być bardzo
przekonujący – chrząknął – Dobrze, teraz powiedz mi coś o sobie. Musimy się trochę
poznać i ustalić wspólną wersję. Reszta wyjdzie w trakcie.
- Studiuję
ekonomię na SGH. Zaczynam w październiku studia magisterskie – szybko wyliczył
w myślach, że najprawdopodobniej ma dwadzieścia dwa lata – Oprócz tego
zarządzenie na drugim roku. W wakacje dorabiam sobie jako kelnerka, w ciągu
roku udzielam korepetycji, żeby zarobić na mieszkanie. Wynajmuję razem z
koleżanką dwupokojowe mieszkanie na Pradze Północ. Mam młodszego o dziesięć lat
brata. Rodzice mieszkają w Rysiowie pod Warszawą – kiwnął głową na znak, że
przyswoił informacje
-
Dobra. U
mnie krótko, bo zapewne i tak miałaś okazję przeczytać o połowie mojego
życia w
tych brukowcach. Też jestem po zarządzeniu. Od zawsze pracowałem w
rodzinnej
firmie. Od pięciu lat jestem prezesem. Jedynak, którego największą pasją
są
szybkie i drogie samochody. O twoich pracach i dorabianiu zapominamy.
To, że studiujesz
to bardzo dobrze, lubię inteligentne kobiety, a co ważniejsze dobrze, że
jesteś
ode mnie sporo młodsza, to ją jeszcze bardziej zirytuje – uśmiechnął się
złośliwie – Grasz w squasha, tenisa? – pokręciła przecząco głową – To
nic,
poznaliśmy się na squash’u jakieś dwa miesiące temu. Przyszłaś ze
znajomymi,
chciałaś się nauczyć – zaczął snuć przed nią historyjkę ich poznania –
Mieliśmy
wspólnych znajomych, bo jeden z twoich kolegów ze studiów dorabia sobie u
nas
jako informatyk. Poznał nas sobie. Już wtedy wpadliśmy w sobie w oko,
ale nie mieliśmy kontaktu. Jakieś trzy tygodnie temu wpadliśmy na siebie
przypadkiem. Wspólny spacer, kolacja i wielki wybuch namiętności. Można
byłoby
wymyślić coś lepszego - westchnął - ale nie ma co kombinować, bo w
gruncie rzeczy dzieli nas
ponad dziesięć lat, a to nieco komplikuje sytuację i stworzenie
wiarygodnej historii. Ale sądzę, że nikt aż tak
bardzo nie będzie wnikał w przeszłość, jak będziemy zachowywać się
przekonująco
– puścił jej oczko.