- Kochanie, źle się czujesz? –
zapytał z niepokojem, gdy stanął w drzwiach sypialni. Zdziwił się jej
nieobecnością na dole. Zwykle, gdy wracał z firmy, czytała książkę w salonie
lub krzątała się dzieciakami w kuchni.
- Nie – mruknęła. Zapalił nocną
lampkę – Zgaś proszę. Boli mnie głowa. Muszę odpocząć
- Na pewno to tylko głowa, czy
jest coś, o czym nie chcesz mi
powiedzieć? –już zastanawiała się jak wybrnąć z tej sytuacji, gdy jego dalsze
pytania nieco ją wyratowały z opresji. Nie chciała go okłamywać, ale nie miała
również ochoty na tę rozmowę i wyjawienie mu całej prawdy… Zwłaszcza dzisiaj –
Słabo ci? Masz skurcze? Coś z dzieckiem? – położył dłoń na jej brzuchu
- Nie. Z dzieckiem wszystko
dobrze. Choć strasznie dziś kopie. Chyba nie mogło się doczekać, aż tatuś wróci
z pracy – rzekła z nutą czułości i nakryła jego dłoń swoją – W kuchni czeka na
ciebie obiad. Odgrzej sobie. I przypilnuj proszę Damiana, żeby skończył tę
pracę domową z matematyki. Ostatnio potajemnie całe wieczory gra na konsoli i
sądzi, że ja tego nie widzę. Powtórz mu proszę to, co staram się mu wbić od
początku września, że wakacje się skończyły i najpierw szkoła, później
rozrywki.
- Dobrze, to ja idę na dół.
Zajrzę do ciebie później – musnął ustami jej czoło, a wychodząc z sypialni
rozdzwoniła się jego komórka
- Tak mamo – odebrał już na
schodach. Ula nie usłyszała z kim prowadzi rozmowę – Jasne, nie ma problemu….
Dobrze…. Dobrze. Pozdrów tatę – rozłączył się i skierował swe kroki do kuchni
- Jak zareagował Marek? – dopytywała Lewandowska, gdy Ula streściła
jej rozmowę z Dobrzańskimi
- Nie powiedziałam mu jeszcze.
Nie miałam wczoraj na to siły – westchnęła – Tak się cieszył, że przyjęli zaproszenie
na ślub, że ojciec mu gratulował. Bardzo liczył na to, że będą.
- Najwidoczniej robią dobrą minę
do złej gry. Musisz mu szczerze opowiedzieć o tej sytuacji, a także o
wcześniejszej wizycie mamusi. Niech chłopak wie, że Hela gra za jego plecami
dość nieczysto.
- Chcę go poprosić, by nie było
ich na ślubie. Nie wyobrażam sobie kolejnego spotkania z nią. Nie chce by w tym
dniu manifestowała swoją niechęć do mnie. Jeśli będzie się upierał, po prostu
odwołam ślub. Nie mam ochoty na kolejne starcie z tą kobietą. Zostaniemy na
etapie narzeczeństwa przez czas nieokreślony – pokręciła głową z rezygnacją
- Nie odwołasz, nie odwołasz. Nie
po to dążył do tych zaręczyn, by teraz odpuścić. A poza tym – urwała na chwilę
– sądzę, że w obecnej sytuacji nawet będzie chciał zrobić mamusi na złość –
zaśmiała się złośliwie – Dobra, ale dość o Dobrzańskich, bo odkąd ten uroczy
młodzieniec pojawił się w twoim życiu rozmawiamy tylko o nim i jego cudnej
mamuśce.
- Przepraszam. Masz rację. W
ostatnim czasie wszystko kręci się wokół mnie. Co u ciebie? Jak Staś?
- Staś zdrowy i szczęśliwy. Chyba
ci trochę zazdrościłam i namówiłam Roberta na jeszcze jedno dziecko. Za osiem
miesięcy Stasiek będzie miał towarzystwo – rzekła wyraźnie wzruszona
- Naprawdę? Kochana, gratuluję!
Bardzo się cieszę! Ucałuj ode mnie Roberta
- Witaj mamo – cmoknął Dobrzańską
w policzek i podając rękę ojcu rozsiadł się na skórzanej sofie – O czym
chcieliście rozmawiać
- Twój ślub zbliża się wielkimi
krokami – zaczęła matka poważnym tonem. Kiwnął potakująco głową
- No tak. Ale jeszcze dwa
miesiące – zauważył
- To odpowiedni czas, by zająć
się kwestiami formalnymi i majątkowymi – rzekła i podała mu czarną teczkę.
Spodziewał się zobaczyć tam wykupioną polisę na życie dla jego dziecka, które
za niecały miesiąc miało przyjść na świat lub akt darowizny udziałów, które
zostały jeszcze Dobrzańskim. Intercyza była dla niego kompletnym szokiem i
nawet nie próbował ukrywać swojego zdumienia.
- Co to jest? – bąknął przez
chwilę jak sroka w kość przyglądając się świstkowi papieru
- Dokument, który ma cię
zabezpieczyć, gdyby twoje małżeństwo nie było w pełni udane – rzekła Dobrzańska
– Ja wiem, że ty teraz o tym nie myślisz, że skupiasz się na teraźniejszości,
ale to ostatni dzwonek, by zadbać o twoją przyszłość synku
- Wy naprawdę sądzicie, że ona
jest ze mną dla pieniędzy? – zapytał oskarżycielskim tonem – Nie podpiszę tego
i nigdy nie miałabym śmiałości prosić o to Uli.
- O podpis Uli możesz być
spokojny. Już się tym zajęliśmy – odparła. Zmarszczył brwi nerwowo przerzucając
wzrok z Heleny na Krzysztofa. Miał wrażenie, że sens słów wypowiedzianych przez
matkę do niego nie dociera
- Słucham? – szepnął i odwrócił
papier na drugą stronę. Złapał gwałtownie powietrze, gdy jego wzrok padł na
podpis ukochanej. Poczuł, że zaczyna wzbierać w nim wściekłość – Pojechaliście
do niej, do mojego domu i zażądaliście podpisania intercyzy? – nie mógł
uwierzyć, że jego rodzice byli zdolni do takiego posunięcia. A jednak.
Najwyraźniej nie znał ich do końca, nie wiedział na co ich stać. Zaczynał
rozumieć skąd się wziął ten zły nastój narzeczonej wczorajszego wieczora – Jak
mogliście? Jak możecie cały czas mieszać się w moje sprawy i mój związek? –
wzburzył się – Za co ty jej tak nie lubisz? – wściekły spojrzał na matkę – Za
to, że jest starsza? Że ma dwójkę dzieci? Że jest rozwódką? No za co?! Co ona
ci takiego zrobiła? – podniósł głos. Chwycił białą kartkę i porwał ją na sześć
kawałków. Z nienawiścią rzucił śmieci na stolik kawowy.
- Marek, proszę cię, uspokój się
– włączył się Krzysztof
- A ty co? Też maczałeś w tym
palce? – gniewnym spojrzeniem obrzucił seniora – Ja sądziłem, że po ostatnim
zarządzie coś zrozumiałeś. Przecież na początku ją lubiłeś, ceniłeś. Ostatnie
posiedzenie pokazało, że nie tylko nie okrada firmy, ale wręcz wypracowuje
rewelacyjne zyski, a teraz co? Posłuchałeś się matki? Ja się głupi łudziłem, że
wy ją w końcu polubicie, zaakceptujecie, że razem ze mną będziecie cieszyć się
moim szczęściem… - rzekł z goryczą – że będziecie dumni ze mnie, że chcę
założyć rodzinę, że się ustatkowałem. Miałem nadzieję, że będziecie
szczęśliwymi dziadkami, gdy urodzi się moje pierwsze dziecko – rzekł z bólem
- Marek, nie podchodź do tego tak
emocjonalnie – upomniała go matka takim tonem, jakim zwracała się do niego w
dzieciństwie, gdy odmawiał na obiad brukselki
- Nie będziesz mi całe życie
mówiła, co mam robić – syknął – Nie życzę sobie, żebyście byli na moim ślubie-
rzekł stanowczym tonem – Zresztą przełożymy datę by nie przyszło wam do głowy
pojawić się tam i zepsuć mi ten najważniejszy w życiu dzień. Dopilnuję, byście
już nigdy nie zakłócali spokoju mojej żony i mojej rodziny! Wy się nawet przez
moment nie zastanowiliście, jaki ta wasze urocza wizyta może mieć wpływ na moje
dziecko. Nie funduje się ciężarnej kobiecie takich atrakcji! – rzekł w wyrzutem
- Ta niebywała troska o mój majątek jest naprawdę wzruszająca – rzekł z kpiną –
Na jutro umówię notariusza. Oddam wam udziały firmy, które od was dostałem,
żebyście nie musieli drżeć o majątek firmy, który Ula chce roztrwonić na sukienki,
kosmetyki i wyprawkę dla mojego dziecka! Prezesem będą do końca kadencji.
Później znajdziecie sobie godnego następcę. Sądzę, że nie będziecie musieli
długo prosić Aleksa – zaśmiał się złośliwie – Od tej pory nasze kontakty będą
się opierać wyłącznie na stopie prezes – członkowie zarządu. Nigdy więcej nie
wtrącajcie się do mojego życia! – nie dając im szansy na dalszą rozmowę
poderwał się z miejsca i chwytając podartą intercyzę opuścił ich dom szybkim
krokiem.
Wrócił do domu nieco później niż
zwykle. Czekała na niego w salonie. Oboje byli poważni, zamyśleni. Sądziła, że
jego zły nastrój to wynik jakiś kłopotów w firmie lub zmęczenia.
- Cześć – szepnął, muskając
szybko jej usta i opadł ciężko obok niej
- Musimy porozmawiać –
powiedzieli niemal jednocześnie.
- Słucham – rzekł, obrzucając ją
pytającym spojrzeniem. Miał do niej trochę żalu, że jak zwykle nie powiedziała
mu. Że nie powiedziała mu o wizycie rodziców, ich kuriozalnemu pomysłowi
- Kochanie – rzekła niepewnym
głosem – ja wiem, że tobie bardzo zależało na obecności rodziców na ślubie, ale
chciałabym cię poprosić, żeby ich jednak nie było – mówiła z trudem, nie chcąc
go zranić – Ja wiem, że przyjęli zaproszenie, że zadeklarowali przybycie, ale
nie chcę, by się tam pojawili. Oni mnie nie akceptują i nie zaakceptują. Musisz
się z tym pogodzić, że twoja mama reaguje na mnie wręcz alergicznie – spojrzał
na nią przepraszająco
- Wiem o ich wczorajszej wizycie
– odezwał się w końcu i wyjął z kieszeni marynarki strzępki intercyzy –
chciałem cię za nich bardzo przeprosić. Nie miałem pojęcia, że do naszego
związku mają aż tak negatywny stosunek. Gdybym wiedział, nigdy nie zaprosiłbym
ich na naszą najważniejszą uroczystość. Obiecuję ci, że już nigdy moja matka
nie będzie cię nachodzić. Byłem w urzędzie – przytulił głowę do jej brzucha –
przełożyłem nasz ślub o dwa tygodnie. Pobierzemy się w pierwszą sobotę
stycznia. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – wplotła palce w jego gęste
włosy i zaczęła je przeczesywać – Wolę się zabezpieczyć na wypadek gdyby moja
matka miała ochotę odstawić jakąś szopkę.
- Jesteś pewien, że chcesz się ze
mną ożenić, a tym samym iść na otwartą wojnę z matką?
- Zbyt długo czekałem, na to, by
być twoim mężem, by się teraz wycofać z powodu jej fanaberii. Kocham cię, za
chwilę będzie z nami nasze dziecko, od dawna tworzymy rodzinę… Chcę dopełnić
formalności, nawet wbrew niej – podwinął lekko jej bluzkę i złożył czuły
pocałunek na jej ciążowym brzuszku – Ja nawet nie wiem, o co jej tak naprawdę
chodzi… - westchnął przyciągając ją do siebie i obejmując ramieniem
- Chyba ma do mnie pretensję o
to, że się jej przeciwstawiłam – mruknęła, rozkoszując się jego ciepłem i
obecnością
- Nie rozumiem – zmarszczył brwi
i obrzucił ją pytającym spojrzeniem
- Nie mówiłam ci o tym – nerwowo splotła
palce – ale twoja mama odwiedziła mnie w firmie na samym początku naszego
związku. Pamiętasz jej wizytę w twoim domu, gdy spotkałyśmy się po raz
pierwszy? – kiwnął potakująco głową – Chwilę później leciałeś na negocjacje.
Przyszła wówczas do mnie i poprosiła – urwała na chwilę – a wręcz zażądała,
żebym zostawiła cię w spokoju, że jeśli cię kocham, powinnam z tobą zerwać, bo
nie jestem odpowiednią partnerką dla ciebie – spojrzał na nią z mieszaniną
zdumienia, złości, ale i żalu
- Dlaczego od razu mi o tym nie
powiedziałaś? – zapytał z nutą pretensji
- Miałam nadzieję, że jednak da
mi szansę, że się do mnie przekona. Nie chciałam stawać pomiędzy tobą a matką
- To ona chciała stanąć pomiędzy
nami – rzekł zdecydowanie – Ale jej się nie udało i nie uda. Baaardzo cię
kocham – na potwierdzenie tych słów czule pocałował jej usta.
- Mamusiu, czy to już? –
dopytywała Maja, która z wielkim zafascynowaniem, ale i lekkim przerażeniem
dotykała brzucha Uli, w którym maluch chciał chyba przebiec maraton. Sosnowska
od samego rana raz po raz dostawała mocne kopniaki. ‘To chyba będzie jednak
chłopak. Piłkarz jak nic’ śmiała się w myślach – Kiedy dzidzia się urodzi?
- Jeszcze musisz chwilkę poczekać
– głaskała córeczkę po głowie. Planowany termin miła wyznaczony za dziesięć dni
- Ale ja bym się chciała już
pobawić z siostrzyczką – naburmuszyła się
- Kochanie, ale dziecko, które
się urodzi będzie malutkie i nie będzie mogło się z tobą bawić – tłumaczyła jej
– Przez pierwsze miesiące będzie tylko spało, płakało i jadło. Na jakąkolwiek
zabawę będziesz musiała trochę poczekać. A poza tym nie wiemy, czy to będzie
dziewczynka. A co, jak urodzi ci się drugi braciszek?
- Nie chcę brata – bąknęła – Znów
nie będzie chciał się ze mną bawić w dom, tak jak Damian
- Ale nie my o tym decydujemy,
czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Niezależnie od tego, czy urodzi ci się
siostrzyczka, czy braciszek będziemy je kochać i się nim opiekować, tak? – mała
kiwnęła głową
- Marek – potrząsnęła jego ramię
– Marek, obudź się – powiedziała głośniej.
- Co? – zapytał zaspanym głosem i
chciał szczelniej okryć się kołdrą.
- Marek do cholery! – nie dość,
że była zdenerwowana, to zaspany narzeczony jej nie pomagał – Rodzę! – te pięć
liter momentalnie zerwało go na równe nogi
- Ale przecież jeszcze tydzień –
rzekł pospiesznie zakładając jeansy i bluzę z kapturem. Starała się oddychać
miarowo – Poczekaj, zaraz pomogę ci się ubrać, tylko zadzwonię do pani Jagody,
żeby podeszła do dzieciaków i uprzedzę klinikę, że zaraz przyjedziemy –
nerwowymi ruchami wystukiwał numer na ekranie smartfona. Był przerażony, a
broszury, które czytał o przebiegu porodu na nic się teraz zdawały. Chciał
namówić Ulę na szkołę rodzenia, ale odmówiła tłumacząc się, że będzie rodzić po
raz trzeci i nie ma sensu marnować pieniędzy. Pomógł jej się ubrać, posłusznie
wykonywał wszystkie jej polecenia. Nie mieli wiele czasu. Skurcze były coraz
częstsze. Szybszy poród z pewnością był efektem tego, iż miała zostać mamą po
raz trzeci. Lekarz uprzedzał ich, iż akcja porodowa u wieloródek zwykle przebiega
szybciej i sprawniej. Po trzydziestu minutach byli już na miejscu. Ulice były
puste. Dochodziła trzecia w nocy. Od razu zabrali ją na KTG. Dobrzański
dzielnie jej towarzyszył. Od samego początku upierał się, że chce być obecny na
sali. Na nic zdały się jej tłumaczenia, że sam poród to mało przyjemny widok.
Chciał być. Przy niej i przy swoim dziecku. Godzinę później zaleźli się na
porodówce. ‘No to zaczynamy’ rzekła położna, która były z nimi cały czas.
Ocierał jej pot z czoła i szeptał do ucha, że jest bardzo dzielna, że bardzo ją
kocha, że jest z niej dumny. Niespełna po dwudziestu minutach usłyszeli głośny
płacz. Była potwornie zmęczona, ale szczęśliwa słysząc głos swojego dziecka i
patrząc w roześmiane i podekscytowane oczy ukochanego.
- Gratulacje, macie syna – rzekła
położona – Marek, chcesz przeciąć pępowinę? – wstał i lekko chwiejnym krokiem
podszedł do dziecka. Po kilku sekundach maluch już leżał na jej piersi. Cały we
krwi i mazi poporodowej wydawał im się najpiękniejszym dzieckiem pod słońcem.
Był ich małym cudem świata.
- Dziękuję ci za Kostka –
usłyszała przy uchu szept narzeczonego – Spełniłaś moje marzenie – musnął
ustami jej czoło
Gdy po dwóch godzinach Ulę wraz z
synkiem przewieźli na normalną salę Marek w pierwszej kolejności dorwał się do
telefonu, by zrobić noworodkowi zdjęcie. ‘Kostek jest już z nami :) Ula
zmęczona, ale szczęśliwa. Tata dumny!’ nie zważając na wczesną porę wysłał do
Marty i Sebastiana mms’a.
- No weź go na ręce – zachęcała
go Ula, gdy z wielkim zafascynowaniem wpatrywał się w synka
- Boję się – szepnął, nie chcąc
wystraszyć malucha – jest taki malutki, jeszcze mu zrobię krzywdę
- No weź – uśmiechnęła się –
Podtrzymuj tylko główkę – ostrożnie wyjął chłopca z łóżeczka i przytulił do
siebie.
Wczesnym przedpołudniem przywiózł
do klinki dzieci. Damian upierał się, że skoro mama urodziła nie może iść do
szkoły, by musi zobaczyć brata. Uległ mu i z radością przywiózł dzieciaki ze
sobą. Damian pochylił się nad łóżeczkiem i stwierdził ze śmiechem ‘całe szczęście,
że chłopak’. Maja pojawienie się na świecie brata skomentowała jednym zdaniem
‘Faktycznie jest mały i szybko się z nim nie pobawię’.
Wziął tydzień urlopu. Na więcej
nie mógł sobie pozwolić. Sytuacja w firmie była napięta, odkąd pokłócił się z rodzicami
i oddał im udziały. Co prawda protestowali i twierdzili, że to nie jest
konieczne, ale nie chciał słuchać. Podpisał w obecności notariusza stosowny
dokument i zwrócił prezent, który kilka lat temu dostał. Chciał spędzać w domu
jak najwięcej czasu. Tu z pomocą przyszedł Sebastian. Wiele obowiązków wziął na
siebie. Przez cały grudzień Dobrzańskim w firmie pojawiał się na cztery,
maksymalnie pięć godzin, by później pędzić do domu. Uwielbiał leżeć z synem na
łóżku sypialnianym i wpatrywać się w jego drobniutką twarz. Kostek usta, nos,
włosy odziedziczył po Uli. Po nim jedynie szare oczy. Ten mały szkrab był dla
niego najpiękniejszą istotą na ziemi.
Ich pierwsze, wspólne, rodzinne święta. Zgodnie stwierdzili, że chcą je spędzić tylko w piątkę, w ich domu. Ula z rodziną miała się spotkać za kilka dni z uwagi na ich zbliżający się ślub. Marek nawet nie myślał, by podjechać w Wigilię do rodziców. Nie czuł takiej potrzeby. Jego rodzina była teraz tam, gdzie była jego kobieta i dziecko. Za namową Uli zadzwonił do ojca przed dwudziestą ograniczając swoją rozmowę do krótkiej formułki standardowych życzeń. Na pytanie o wnuka lub wnuczkę rzekł tylko ‘to chłopiec’ i się rozłączył.
Dwudziestego ósmego grudnia w ich
domu pojawił się Sosnowski, by zabrać dzieci na kilka dni do siebie. Podczas
kolejnych wizyt z dość nieumiejętnie ukrywaną zazdrością rozglądał się po domu
Dobrzańskiego. Zazdrościł mu domu, samochodu, ale coraz bardziej zaczynał
zazdrościć mu Uli. Kolejne romanse, które szybciej się kończyły niż zaczynały
uświadamiały lekarzowi ile stracił. Stracił cudowną kobietę, stabilizację,
ciepły dom i kontakt z dziećmi każdego dnia.
- Cześć – cmoknął byłą żonę w
policzek i z zaciekawieniem spojrzał w głąb mieszkania. Dobrzański nosił na
rękach synka – Gratuluję – rzekł w stronę bruneta – Dzieci to prawdziwy skarb i
wielka radość
- Ukochana kobieta u boku również
– odparł prezes i z miłością spojrzał na Sosnowską – dziękuję – podszedł i
wyciągnął do kardiologa prawą dłoń, lewą przytrzymywał synka, który lekko posapywał
na jego barku
- Taki mały drobiazg – wyciągnął
w kierunku Uli niewielką torebeczkę – Dzieciaki chwaliły się, że mają już brata
– Sosnowska wyciągnęła z ozdobnego pakunku niewielkiego, pluszowego słonika
- Dziękujemy – rzekł Dobrzański
- Może napijesz się kawy? –
zaproponowała
- Nie dziękuję. Chcę jak
najszybciej wyjechać – wykręcał się
- Jasne. Tu masz walizkę. Dzieci
zaraz zejdą. Proszę byś pierwszego po południu podwiózł je do Marty. Przyjadą
razem z nią.
- Mam wolne do czwartego.
Przywiózłbym je w niedzielę. I tak Damian nie ma szkoły, a my moglibyśmy
spędzić razem więcej czasu.
- Przykro mi, ale nie tym razem.
Dzieci drugiego muszą być w domu. Chcę wszystko na spokojnie przygotować na
kolejny dzień – zmarszczył brwi nie rozumiejąc do czego nawiązuje – Bierzemy
ślub – wyjaśniła
- Gratuluję – rzekł, ale nie
doszukała się w jego głosie nieszczerości. Bardziej zaskoczenie.
- Nic nie mówiłam, bo uznałam, że
zaproszenie ciebie byłoby trochę… - szukała odpowiedniego słowa.
- Dziwne – dokończył za nią
- Właśnie – uśmiechnęła się
niepewnie
- Bądź szczęśliwa – szepnął jej
do ucha, gdy się żegnali
- Niech pan o nią dba – wyciągnął
rękę do Marka i wraz z dziećmi opuścili posiadłość Dobrzańskiego.
Trzeciego stycznia kilkoro ich
najbliższych zgromadziło się w Urzędzie Stanu Cywilnego w Konstancinie.
Przyjechali Uli rodzice, którzy podczas uroczystości mieli doglądać wnuka,
który smacznie spał w wózku. Pojawiła się Lewandowska z mężem i synem. Marta z
lekko zaokrąglonym brzuszkiem była ich świadkiem. Zaprosili również panią
Halinę, która przez lata zajmowała się dzieciakami oraz panią Jagodę, ich
sąsiadkę, która od kilkunastu tygodni pomagała im przy dzieciach. Przyjechał
Uli brat z Kingą, który po raz pierwszy miał okazję zobaczyć swojego
siostrzeńca. Ze strony Marka pojawił się wyłącznie Sebastian z Violettą, który miał
być świadkiem pana młodego i Mateusz z żoną, nowy dyrektor PR w FD, z którym
prezes zdążył się zaprzyjaźnić. Marek
nie wydawał się być szczególnie zmartwiony, że jego rodzice nie byli obecni na
tej uroczystości. Cieszył się ojcostwem, cieszył się małżeństwem, nie chciał
myśleć o konflikcie z Dobrzańskimi. Stojąc z Ulą u boku w USC przypomniał sobie
słowa, które rok wcześniej wypowiedział w stronę Uli. ‘Wszystkim nie dogodzisz.
Patrz, żebyś ty była szczęśliwa’. A on teraz był cholernie szczęśliwy.
- Świadomy praw i obowiązków… –
wypowiadał kolejne słowa z nieskłamaną radością
- … I przyrzekam, że uczynię
wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe – szeroko się
do niego uśmiechnęła
- Związek małżeński został
zawarty – Dobrzański z dumną spojrzał na żonę - Oto
obrączki, symbol miłości i wierności małżeńskiej. Proszę je wymienić na znak
zawartego małżeństwa – odezwał się urzędnik, spoglądając na trzymane przez
Damiana i Maję ozdobne poduszki. Ula jako pierwsza chwyciła złoty krążek podany
przez Maję i założyła na palec męża szepcząc ciche ‘kocham cię’. On trzymając
jej dłoń, na której błyszczał symbol ich małżeństwa spojrzał w jej oczy z
satysfakcją i zbliżając się nieco szepnął do ucha ‘a nie mówiłem? Obiecywałem,
że prędzej, czy później założę ci na palec obrączkę’. Roześmiała się serdecznie
i wtuliła wargi w jego usta. Rozległy się gromkie brawa, które rozbudziły
Kostka, ale na szczęście nie zapłakał. Najwidoczniej wyczuł, że nie on jest w
tej chwili najważniejszy. Dobrzański gdy tylko oderwał się od ust żony odwrócił
się do przyjaciela i robiąc przy tym śmieszną minę z wielkimi oczami i
otwartymi ustami podniósł do góry prawą dłoń i z dumą zaprezentował obrączkę.
Olszański uniósł prawy kciuk do góry puszczając kumplowi oczko.
- Nie sądziłam,
że będę kiedyś taka szczęśliwa - rzekła do słuchawki, obserwując jak jej mąż z
półrocznym synkiem na rękach w towarzystwie Mai i Damiana układa puzzle na
podłodze w salonie
- A widzisz.
Warto było zaryzykować - zaśmiała się przyjaciółka
- Warto - przyznała - Dobrze, że Dobrzański w kwestii
naszego związku był cholernie uparty
- A jak z seniorami? - zapytała, próbując uciszyć
płaczące u boku niemowlę
- Odkąd byli dwa miesiące temu z przeprosinami próbujemy
powoli układać nasze relacje. Widzę, że bardzo się starają. Marek jest
ostrożny, skrzywdzili go swoim zachowaniem i niechęcią do mnie... wiem, że
starał się tego nie okazywać, ale bardzo mu ich brakowało - przyznała - Są
absolutnie zachwyceni Kostkiem, a i w stosunku do mnie starają się być
uprzejmi.
- Może wreszcie do nich dotarło, że jesteście
szczęśliwi i będziecie razem wbrew im, a nawet wbrew całemu światu... Bo to po
prostu prawdziwa miłość.
- Kto by pomyślał, że płomienny romans zamieni się w miłosną przygodę na całe życie - rzekła z rozczuleniem patrząc na swoją rodzinę.
- Kto by pomyślał, że płomienny romans zamieni się w miłosną przygodę na całe życie - rzekła z rozczuleniem patrząc na swoją rodzinę.
Piękny rozdział. Świetnie napisany
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, MM
Prawdą jest, że miłość potrafi pokonać wszystko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Dziękuję Amicus za takie świetne opowiadanie. Jeśli dobrze pamiętam to już ostatnia część. Kiedy możemy się spodziewać Zakazanego?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jedno z moich ulubieńszych opowiadań. Takich Marków nam potrzeba, prosimy o więcej i częściej. Prawdziwy, stanowczy, konkretny i odpowiedzialny - prawie ideał. Sprawił, że Ulka się przy nim zmieniła, przestała się bać, swoją dojrzałością i determinacją przekonał, że jej nie zawiedzie. Ale ja już to wszystko pisałam, powtarzam się to wszystko przez magię tego Marka i opowiadania. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec. I szkoda, że nie będzie częstych publikacji co dwa dni. Czekam na coś nowego. Ania.
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie budzące najwięcej emocji. Zgadzam się z K. Marek z "Wbrew" to absolutny numer jeden. Żałuję, że to już koniec. Czekam na "Zakazany owoc". pozdrawiam .AlKa
OdpowiedzUsuń