B

niedziela, 5 lutego 2017

'Wbrew całemu światu' XXIII



- Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, żebyś pomyślała, że mi tu źle, ale uważam, że powinniśmy zacząć myśleć o przeprowadzce do mnie – rzekł podczas śniadania. Dzieciaki spędzały weekend z ojcem, a oni delektowali się ciszą i spokojem w ten niedzielny poranek. Trzymając rękę na coraz widoczniejszym brzuchu zajadała się tostem z konfiturą z czarnego bzu.
- Dlaczego? – obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem i dolała sobie herbaty owocowej, nie do końca skupiając się na treści jego wypowiedzi
- Będzie nam tu za ciasno – wyjaśnił
- Nie przesadzaj – machnęła ręką i skupiła się na smarowaniu kolejnej kromki chleba tostowego
- Nie przesadzam – westchnął – W pewnym momencie to mieszkanie będzie dla nas za małe. Mój dom stoi pusty – odłożył sztućce i całą swoją uwagę skupił na niej – Każde z dzieci miałoby swój pokój. Zamierzasz wstawić łóżeczko do pokoju Mai? Wokół domu jest spory ogród. Wstawilibyśmy huśtawkę, może nawet zjeżdżalnię. Maja miałaby frajdę, a później nasze dziecko by z niej korzystało. Idą wakacje. Dobrze, żeby dzieciaki spędzały czas na powietrzu, a nie w bloku. Ty też powinnaś wypoczywać na łonie natury. Przeprowadzka z dwójką małych dzieci i niemowlakiem będzie nie lada wyzwaniem. Gdy będziesz w zaawansowanej ciąży również będzie trudno…. Dlatego pomyślałem sobie, że w przyszłym tygodniu moglibyśmy wziąć kilka dni urlopu. Najpierw pojechalibyśmy na małe zakupy. Trzeba by kupić dzieciakom meble do ich pokoi, może od razu tę huśtawkę. Zamówię malarza i odświeży pomieszczenia. A później w dwa dni spakowalibyśmy rzeczy. Już wstępnie rozmawiałem z firmą transportową. Szybciej byśmy się uwinęli z tymi kartonami z ich pomocą – tłumaczył swój plan. Ona słuchała go uważnie marszcząc brwi. 
- W przyszłym tygodniu? – zapytała zdziwiona jego tempem.
- Nie ma na co czekać – był podekscytowany swoją wizją
- Może na to, żeby skończył się rok szkolny. Chyba nie sądzisz, że półtora miesiąca przed końcem roku przeniosę Damiana do nowej szkoły – nerwowo podrapał się po głowie. Fakt, o tym nie pomyślał. Głośno wypuścił powietrze intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Będę go woził – wzruszył ramionami
- Każdego dnia? Przez pół miasta? – zapytała z nutą pretensji – Nie zamierzam umęczyć własnego dziecka i zmuszać by spędzał trzy godzinny dziennie w aucie stojącym w korku. Już nie wspominając o tym, że jesteś prezesem dużej firmy i czasami musisz zostać dłużej. To poważne zobowiązanie, któremu mimo wielkich chęci możesz nie podołać.
- Ale ja chce was już zabrać do domu – jęknął zrezygnowany. Uśmiechnęła się pod nosem. Słowa, które padły chwilę wcześniej z jego ust sprawiły jej wielką radość. Oznaczały jedno, naprawdę traktował jej dzieci, jak swoją rodzinę.  
- Marek, ja nie mówię nie, ale do tego trzeba się zabrać na spokojnie, z głową. Pośpiech tu  nic nie da. Możemy wziąć wolny piątek, jeśli chcesz. Wybierzmy meble, zrobimy zakupy i zaczniemy stopniowo przygotowywać się do przeprowadzki. Trzeba porozmawiać z dziećmi. De facto w twoim domu były dwa razy. Na szczęście im się podobało, ale to i tak będzie duża zmiana w ich życiu. Muszę porozmawiać z Mają i z panią Halinką. Dzieci bardzo się do niej przywiązały. Przeprowadzka mogłaby nastąpić najwcześniej pod koniec sierpnia, tak by Damian zaczął kolejną klasę w nowej szkole – skrzywił się okazując swoją dezaprobatę.
- Ale sierpień jest dopiero za cztery miesiące
- Posłuchaj, nie zamierzam robić rewolucji. Przez wakacje ktoś musiałby się nimi zająć. Tutaj jest pani Halina. Tam… - spojrzała na niego wymownie – Nie zostawię ich samych w pustym domu na osiem godzin każdego dnia. Są jeszcze za mali. Maja jest za mała. Może za pięć lat tak, ale nie teraz. Nie znajdziemy odpowiedniej osoby z dnia na dzień… Piotr zapewne nie zabierze ich na dłużej, niż na trzy tygodnie. Pozostały czas spędzi z nimi pani Halina.
- Przecież ty będziesz w domu – powiedział to takim tonem, jak stwierdzał oczywistą oczywistość – Oczywiście jeśli chcesz kogoś do pomocy, to nie ma problemu, poszukamy  odpowiedniej kandydatki. W sumie lepiej zacząć wcześniej. Tuż przed rozwiązaniem i tak nie dasz sobie sama rady
- Nie planuję dłuższego urlopu. Tydzień, góra dwa – rzuciła szukając w lodówce jogurtu truskawkowego.
- To ty zamierzasz pracować w wakacje? – jego brwi poszybowały w górę
- A nie? – zaśmiała się. Nie bardzo wiedziała o co mu chodzi
- Sądziłem, że najpóźniej od lipca będziesz na zwolnieniu
- Słucham? – wlepiła w niego zaskoczone spojrzenie – A to niby czemu?
- Będziesz już w piątym miesiącu – spojrzał na nią wymownie
- No właśnie. W piątym, a nie w dziewiątym.
- Niemniej nie powinnaś się przemęczać i stresować. Adam cię zastąpi – stwierdził kategorycznie
- Owszem – starała się zachować spokój, ale jego nieustępliwość zaczynała działaś jej na nerwy – Zastąpi mnie, gdy będę na macierzyńskim.
- To przepraszam bardzo, jak ty to sobie wyobrażasz? Kiedy zamierzasz zrezygnować z pracy? Dzień przed porodem? – rzekł z pretensją
- Nie. Odejdę w połowie ósmego miesiąca – posłała mu szeroki uśmiech
- Nie zgadzam się! – rzekł ostro. Spojrzała na niego nieprzyjemnie zaskoczona tym tonem
- Kiedy byłam w ciąży z Mają pracowałam niemal do rozwiązania – hamowała się resztkami sił
- A to już jest wina twojego męża, który nie potrafił o ciebie zadbać – zacisnął pięść
- Piotr nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Sama potrafię o sobie decydować.
- Powiedziałem nie! To także moje dziecko i mam coś do powiedzenia!
- Do twojej wiadomości – niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby – ciąża rozwija się prawidłowo i nie ma powodu, bym robiła z siebie obłożnie chorą. Jeśli będzie takie zalecenie lekarza, zrezygnuję z pracy. Nie jestem nieodpowiedzialna! – syknęła - Jednak dopóki wszystko będzie przebiegać książkowo nie zamierzam przeprowadzać w swoim życiu rewolucji. I nie próbuj mną rządzić! – odstawiła z impetem pusty kubek po jogurcie i wyszła z kuchni.
- Pięknie! – burknął pod nosem
Przez kolejną godzinę traktowali się jak powietrze. Ona czytała książkę w salonie, on usilnie przeglądał firmową pocztę. Oboje starali się zamanifestować, że nie dostrzegają siebie nawzajem. Powoli zaczynał mieć dość. Gdy pierwsza złość minęła, a emocje zaczęły opadać, dochodził do wniosku, że był zbyt nieustępliwy i rzeczywiście nie pozostawił jej pola ruchu. Miał świadomość, że z całą pewnością nie będzie narażać ich dziecka na niebezpieczeństwo, a wiedział również, jak ważna jest dla niej praca. Zamknął klapę ultrabooka i przesiadł się z fotela na sofę.
- Przepraszam – szepnął. Podniosła wzrok znad książki i obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem – Niepotrzebnie się upierałem. Będzie jak zechcesz i w kwestii przeprowadzki i w kwestii pracy – uśmiechnęła się z satysfakcją i odkładając powieść w błękitnej okładce na stolik przytuliła się do niego.
- Pojedziemy na te zakupy w najbliższym czasie. Możemy się przeprowadzić pod koniec czerwca, gdy Damian skończy szkołę – uśmiechnął się – Porozmawiam z panią Haliną, może przeniesie się z nami na miesiąc, dwa. Jeśli się zgodzisz oczywiście. Dom jest duży. A jak nie, poszukamy kogoś innego.
- Uwielbiam dochodzić z tobą do kompromisów

Od momentu, gdy jej ciążowy brzuch był coraz bardziej widoczny spod luźnych bluzek ponownie stali się tematem numer jeden w firmie. Nie przejmowali się tymi plotkami. Oboje nie zamierzali ukrywać swojego związku i swojego szczęścia z powodu małego człowieczka, który miał przyjść jesienią na świat. Ale największym dla Uli plusem tej ciąży było zniknięcie z horyzontu Heleny. Odkąd się dowiedziała, że zostanie babcią i w dość obcesowy sposób zamanifestowała swoją dezaprobatę przestała pojawiać się w firmie. Zastanawiała się wielokrotnie, czy to efekt rozmowy z Markiem, który obiecał jej, że matka nie będzie już zakłócać jej spokoju, czy raczej przemyślany plan Heleny, która opracowuje plan kolejnego uderzenia. 


Od pięciu tygodni miał ją wreszcie w swoim domu. Zgodnie z jej obietnicą przeprowadzili się w ostatnie dni czerwca. Przez pierwszy tydzień po przeprowadzce zostawali z dziećmi na zmianę w domu. Na kolejne trzy wprowadziła się do nich pani Halina. Dom był duży, więc nie było problemu. Odstąpili jej jeden z dwóch pokoi gościnnych na parterze. Dla Marka te ostatnie tygodnie były wyjątkowe. Przygotowywał się powoli do dwóch ról. Przede wszystkim ojca. W tajemnicy przed Ulą kupił sobie ‘poradnik dla przyszłego taty’. Trzymał ją w zamykanej szufladzie firmowego biurka i studiował w wolnych chwilach. Wiedział, że kolejna ciąża to dla Uli żadna nowość, że nic jej nie zaskoczy, że na wszystkie ewentualności będzie przygotowana. On nie chciał wpadać w panikę przy pierwszym płaczu dziecka, ani wzywać pogotowia, gdy maluch będzie miał kolkę. Zaczynali stopniowo gromadzić ubranka i akcesoria dla dziecka. A wszystko szczerze mówiąc zaczęło się od paczki, którą jakoś w połowie czerwca dostali od Marty. W niewielkim kartoniku przysłała im urocze śpioszki w kolorowe małpki, malutką czapeczkę w kolorze czekolady i śliczny, kremowy kocyk. Marek nie krył swojego zafascynowania, ale i przerażania, gdy chwycił w dłoń kawałek materiału. W tym momencie dotarło do niego, z jak małym i delikatnym człowiekiem będzie miał do czynienia. Następnego dnia zamówił w sieci poradnik z dostawą do siedziby firmy.
Dobrzański przygotowywał się także do drugiej roli – męża. Miał nadzieję, że w niedalekiej przyszłości się nim stanie. Bardzo chciał się nim stać. Miał nadzieję, że wreszcie usłyszy tak. ‘Do trzech razy sztuka’ powtarzał by dodać sobie otuchy. Chciał ten dzień zaplanować w najdrobniejszym szczególe. Chciał ją zaskoczyć, ale i zapewnić o swoim uczuciu, by wreszcie powiedziała ‘tak’. Na przełomie lipca i sierpnia Piotr zabrał dzieci na dwa tygodnie do Krakowa. Marek na weekend zarezerwował domek na Mazurach. Cisza, spokój, komfortowy domek nad brzegiem mało popularnego jeziora, intymna atmosfera i oni. Ula zgodziła się chętnie. Miała nadzieję odpocząć przez te trzy dni. Wyjechali w piątek z samego rana, by nie tracić pięknej pogody. Przed wieczorem zostawił ją samą tłumacząc, że pojedzie do miasteczka po zakupy i przyrządzi im na kolacje coś pysznego. Rzeczywiście się postarał. Dwie godziny później jedli kolację na tarasie podziwiając chylące się za koronami drzew słońce. Był ciepły, letni wieczór. Ula chciała porozmawiać o najbliższym posiedzeniu zarządu, ale on temat firmy chciał zepchnąć na boczny tor. Ten wieczór był poświęcony tylko dla nich, ich rodziny i ich przyszłości. W blasku świec, sącząc sok pomarańczowy z kieliszków przeznaczonych do wina dyskutowali o kolorze wózka.
- Naprawdę nie chcesz znać płci? – zdziwiła się
- A ty zawsze wiedziałaś, gdy miał urodzić się Damian, a później Maja?
- Tak. Chociaż i tak zawsze najważniejsze było, by dziecko było zdrowe, by urodziło się w terminie.
- Ja chciałbym mieć niespodziankę – jego deklaracja ją zaskoczyła – Ale oczywiście jeśli chcesz możemy zapytać lekarza na kolejnej wizycie – spojrzał na nią z miłością. Pokręciła głową przecząco
- Nie. Skoro chcesz, poczekajmy do porodu. Wózek i nosidełko możemy kupić w uniwersalnym kolorze. Zielone albo kremowo-brązowe. To jeszcze została nam kwestia imienia – czule pogładziła swój brzuch
- O tym, to porozmawiamy innym razem – chrząknął i zaczął się nerwowo kręcić na krześle – Poczekaj na mnie moment – zbiegł z tarasu i ruszył w kierunku zaparkowanego przed domkiem samochodu. Z kubełka z wodą, ustawionego w bagażniku Audi wyciągnął duży bukiet czerwonych róż. Spojrzał na kwiaty i ogarnęły go wątpliwości. ‘A co będzie, gdy znów ucieknie od tematu, powie, że to nie najlepszy czas lub prosto w oczy rzuci ‘nie’?’ Panikował. Jadąc tu był pewny, że tym razem się uda. Do teraz. Wziął dwa głębokie oddechy i przechodząc przez domek stanął w oknie wychodzącym na taras. Siedziała do niego tyłem, wpatrzona w otuloną nocą spokojną taflę jeziora. ‘Do trzech razy sztuka’ rzekł pod nosem i poprawiając w kieszeni spodni pudełeczko ruszył przed siebie. Gdy z bukietem kwiatów w dłoni padł przed nią na kolana wyglądała na zaskoczoną, ale uśmiechała się delikatnie, jakby próbując mu dodać odwagi.
- Wiesz, że cię kocham i pragnę byś została mają żoną – rzekł zestresowany - Nie będę cię pytał, czy za mnie wyjdziesz, bo już to robiłem. Proszę cię, byś powiedziała mi wreszcie tak – uśmiechnęła się do niego szeroko i patrząc mu w oczy pogładziła z miłością jego szorstki policzek.
- Tak – szepnęła. Odetchnął z wyraźną ulgą i gdy miał już zakładać jej na palec pierścionek z białego złota z niewielkim brylantem dodała – Ale pod jednym warunkiem – spojrzał na nią z trwogą, co ją lekko rozbawiło
- Błagam cię, tylko mi nie mów ‘zaręczyny tak, ślub nie’ – jęknął
- Chodziło mi raczej o to, że nie chcę brać ślubu przed porodem. Chcę w ten ważny dla mnie dzień wyglądać u twojego boku jak milion dolarów, a nie jak wieloryb – zaśmiał się serdecznie.
- Po tym, jak się zgodziłaś, przystanę na wszystkie twoje warunki – z miłością wpił się w jej usta – Mogę zrobić zdjęcie? – pytanie retoryczne zawisło między nimi, gdy oderwał się od jej ust, a pierścionek już zdobił jej dłoń. Wyciągnął telefon i uwieczniając na fotografii ich złączone dłonie wysłała do Sebastiana mms’a o treści ‘Powiedziała TAK!’. Śmiała się serdecznie.
Siedzieli na tarasie przytuleni. Dobrzańskiego rozpierała duma. Jego kolejne marzenie się spełniło.
- Dziękuję – szepnął wprost do jej ucha – dziękuję, że już się nie boisz i że się zgodziłaś – nawiązał do jednej z ich niedawnych rozmów, gdy nie chciała nawet o ślubie słyszeć
- Przy tobie przestaję się bać. Bardzo cię kocham – musnął jej usta
- To co, grudzień? – zapytał podekscytowany
- Nie za szybko? Zdążymy ze wszystkim? Przecież będziemy zaabsorbowani noworodkiem. Może lepiej wiosną…
- Zdążymy. Większość spraw załatwimy jeszcze teraz. Zarezerwujemy termin, restaurację, uszyjemy stroje. Później tylko krawcowa wprowadzi drobne poprawki do twojej kreacji. Nie chcę czekać do wiosny – spojrzała w jego oczy i nie miała serca po raz kolejny go zwodzić
- Grudzień – potwierdziła
- A kiedy brałaś ślub z Piotrem? – rzucił mimochodem
- Znów wracamy do tego samego?
- Nie – zaprzeczył gorliwie – Po prostu czysta ciekawość
- W październiku
- Grudzień będzie szczęśliwszy – zapewnił
- Zdecydowanie – wtuliła się w niego.

W jedno z wrześniowych popołudni pojawił się w rodzinnym domu.
- Witajcie
- Synu, dawno cię u nas nie było – podał mu rękę Krzysztof
- Wiele się dzieje – odparł z uśmiechem – Dziś przyjechałem, bo mam coś dla was – niepewnie spojrzał w kierunku matki i wyciągnął z kieszeni białą kopertę. Helena aż pobladła – Chciałem was zaprosić na mój ślub. Mój i Uli – dodał spoglądając wprost w oczy matki – Bardzo bym chciał, byście byli obok mnie, też ważnego dnia, ale… - urwał na chwilę – zrozumiem jeśli się nie pojawicie
- Gratuluję – rzekł Dobrzański odbierając od syna kopertę i obrzucając wzrokiem jej treść – Już w grudniu – zaskoczenie było doskonale wyczuwalne
- Czekałem już wystarczająco długo – odparł i wciąż z zaciekawieniem i lekkim niepokojem przyglądał się matce
- Gratuluję – rzekła chłodnym tonem – Mam nadzieję, że wiesz co robisz…
- Wiem – rzekł pewnie – Wiem bardzo dobrze
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy – spojrzała na niego z troską
- Już jestem – uśmiechnął się ukazując dołeczki. Odpowiedziała mu tym samym.

Była zaskoczona, gdy w drzwiach jego domu zobaczyła Dobrzańskich. Od początku października przebywała na zwolnieniu. Marek jadąc do pracy zawoził dzieciaki do szkoły i przedszkola, by ona mogła się wyspać. Odbierała je popołudniu i przygotowała rodzinie obiad. Tak minęły jej ostatnie dwa tygodnie.
- Marka nie ma. Jest w firmie – rzekła obawiając się powtórki z rozrywki. Już raz miała niezapowiedzianą wizytę Heleny pod nieobecność Marka i z całą pewnością nie była to wizyta miła
- Przyszliśmy do ciebie – odezwała się Dobrzańska rozsiadając się w salonie – Wiemy o zaręczynach. Wiemy o ślubie. Marek był kilka dni temu z zaproszeniem – wyjaśniła – I my poniekąd w kwestii ślubu. Nasz syn jest dorosły i sam podejmuje decyzje, jak chce spędzić życie i z kim. Jednak musimy o niego zadbać. Chcemy, byś podpisała to – Krzysztof wyciągnął w jej kierunku zadrukowaną kartkę papieru. Obrzuciła ich zaskoczonym spojrzeniem, gdy po chwili studiowania tekstu zorientowała się, że trzyma w ręku intercyzę
- Jeśli naprawdę kocha pani naszego syna, sądzę że ten dokument nie powinien stanowić dla pani problemu – odezwał się milczący dotąd Dobrzański.
- Nie jestem z Markiem dla pieniędzy – odezwała się słabym głosem. Nie spodziewała się takiego traktowania z ich strony. Wiedziała, że nie skaczą z radości z powodu ich ślubu, ale tego się nie spodziewała
- Cieszę się – Helena spojrzała na nią z wyższością – Więc to podpisz – nie brzmiało to w kategoriach prośby. Bardziej rozkazu.
- Zrobię to, jeśli Marek tego zechce – odłożyła dokument na stół
- Marek jest zakochany i nie myśli o przyszłości. A ty najwyraźniej nie jesteś zakochana, a interesowna – syknęła
- Helenko, uspokój się proszę. Jeśli pani Urszula ma czyste intencje z pewnością dojdziemy do porozumienia – próbował nieco łagodzić sytuację
- Nie uspokoję się, dopóki ta kobieta będzie żerowała na moim dziecku! Wprowadziłaś się do jego domu – podkreśliła dwa ostatnie słowa – Ze swoimi dziećmi. Będziesz żyła na jego koszt. Może niebawem przejmiesz udziały naszej firmy, co? – spojrzała na nią prowokująco. Sosnowska przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywała się z kartkę papieru, by ostatecznie chwycić długopis i złożyć na niej zamaszysty podpis – Dziękuję – prychnęła – Krzysiu, idziemy
- Do widzenia – ukłonił się Dobrzański.
 

2 komentarze:

  1. Helena jest podłą babą,a Krzysztof jest tak samo głupi że jej słucha i robi to co ona mu karze. Przecież Ula nic im nie zrobiła a oni jej tak nie lubią. Nawet w ojcu Marek nie ma wsparcia. Ja bym im tak łatwo tego nie wybaczyła. Nic więcej nie piszę by nikomu nic nie podpowiedzieć. Gosia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając pierwszy raz zastanawiałam się czy Marek na pewno jest dzieckiem Dobrzańskich bo jak to możliwe, że jest taki mądry po takich kopniętych rodzicach to nie wiem :). Ania.

    OdpowiedzUsuń