- Nie chcę, żebyś mnie źle
zrozumiała, żebyś pomyślała, że mi tu źle, ale uważam, że powinniśmy zacząć
myśleć o przeprowadzce do mnie – rzekł podczas śniadania. Dzieciaki spędzały
weekend z ojcem, a oni delektowali się ciszą i spokojem w ten niedzielny
poranek. Trzymając rękę na coraz widoczniejszym brzuchu zajadała się tostem z
konfiturą z czarnego bzu.
- Dlaczego? – obrzuciła go
zdziwionym spojrzeniem i dolała sobie herbaty owocowej, nie do końca skupiając
się na treści jego wypowiedzi
- Będzie nam tu za ciasno –
wyjaśnił
- Nie przesadzaj – machnęła ręką
i skupiła się na smarowaniu kolejnej kromki chleba tostowego
- Nie przesadzam – westchnął – W
pewnym momencie to mieszkanie będzie dla nas za małe. Mój dom stoi pusty –
odłożył sztućce i całą swoją uwagę skupił na niej – Każde z dzieci miałoby swój
pokój. Zamierzasz wstawić łóżeczko do pokoju Mai? Wokół domu jest spory ogród.
Wstawilibyśmy huśtawkę, może nawet zjeżdżalnię. Maja miałaby frajdę, a
później nasze dziecko by z niej korzystało. Idą wakacje. Dobrze, żeby dzieciaki
spędzały czas na powietrzu, a nie w bloku. Ty też powinnaś wypoczywać na łonie
natury. Przeprowadzka z dwójką małych dzieci i niemowlakiem będzie
nie lada wyzwaniem. Gdy będziesz w zaawansowanej ciąży również będzie trudno….
Dlatego pomyślałem sobie, że w przyszłym tygodniu moglibyśmy wziąć kilka dni
urlopu. Najpierw pojechalibyśmy na małe zakupy. Trzeba by kupić dzieciakom
meble do ich pokoi, może od razu tę huśtawkę. Zamówię malarza i odświeży
pomieszczenia. A później w dwa dni spakowalibyśmy rzeczy. Już wstępnie
rozmawiałem z firmą transportową. Szybciej byśmy się uwinęli z tymi kartonami z
ich pomocą – tłumaczył swój plan. Ona słuchała go uważnie marszcząc brwi.
- W przyszłym tygodniu? –
zapytała zdziwiona jego tempem.
- Nie ma na co czekać – był
podekscytowany swoją wizją
- Może na to, żeby skończył się
rok szkolny. Chyba nie sądzisz, że półtora miesiąca przed końcem roku przeniosę
Damiana do nowej szkoły – nerwowo podrapał się po głowie. Fakt, o tym nie
pomyślał. Głośno wypuścił powietrze intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Będę go woził – wzruszył
ramionami
- Każdego dnia? Przez pół miasta?
– zapytała z nutą pretensji – Nie zamierzam umęczyć własnego dziecka i zmuszać
by spędzał trzy godzinny dziennie w aucie stojącym w korku. Już nie wspominając
o tym, że jesteś prezesem dużej firmy i czasami musisz zostać dłużej. To
poważne zobowiązanie, któremu mimo wielkich chęci możesz nie podołać.
- Ale ja chce was już zabrać do
domu – jęknął zrezygnowany. Uśmiechnęła się pod nosem. Słowa, które padły
chwilę wcześniej z jego ust sprawiły jej wielką radość. Oznaczały jedno,
naprawdę traktował jej dzieci, jak swoją rodzinę.
- Marek, ja nie mówię nie, ale do
tego trzeba się zabrać na spokojnie, z głową. Pośpiech tu nic nie da. Możemy wziąć wolny piątek, jeśli
chcesz. Wybierzmy meble, zrobimy zakupy i zaczniemy stopniowo przygotowywać się
do przeprowadzki. Trzeba porozmawiać z dziećmi. De facto w twoim domu były dwa
razy. Na szczęście im się podobało, ale to i tak będzie duża zmiana w ich
życiu. Muszę porozmawiać z Mają i z panią Halinką. Dzieci bardzo się do niej
przywiązały. Przeprowadzka mogłaby nastąpić najwcześniej pod koniec sierpnia,
tak by Damian zaczął kolejną klasę w nowej szkole – skrzywił się okazując swoją
dezaprobatę.
- Ale sierpień jest dopiero za
cztery miesiące
- Posłuchaj, nie zamierzam robić
rewolucji. Przez wakacje ktoś musiałby się nimi zająć. Tutaj jest pani Halina.
Tam… - spojrzała na niego wymownie – Nie zostawię ich samych w pustym domu na
osiem godzin każdego dnia. Są jeszcze za mali. Maja jest za mała. Może za pięć
lat tak, ale nie teraz. Nie znajdziemy odpowiedniej osoby z dnia na dzień…
Piotr zapewne nie zabierze ich na dłużej, niż na trzy tygodnie. Pozostały czas spędzi z nimi pani Halina.
- Przecież ty będziesz w domu –
powiedział to takim tonem, jak stwierdzał oczywistą oczywistość – Oczywiście
jeśli chcesz kogoś do pomocy, to nie ma problemu, poszukamy odpowiedniej kandydatki. W sumie lepiej
zacząć wcześniej. Tuż przed rozwiązaniem i tak nie dasz sobie sama rady
- Nie planuję dłuższego urlopu.
Tydzień, góra dwa – rzuciła szukając w lodówce jogurtu truskawkowego.
- To ty zamierzasz pracować w
wakacje? – jego brwi poszybowały w górę
- A nie? – zaśmiała się. Nie
bardzo wiedziała o co mu chodzi
- Sądziłem, że najpóźniej od
lipca będziesz na zwolnieniu
- Słucham? – wlepiła w niego
zaskoczone spojrzenie – A to niby czemu?
- Będziesz już w piątym miesiącu
– spojrzał na nią wymownie
- No właśnie. W piątym, a nie w
dziewiątym.
- Niemniej nie powinnaś się
przemęczać i stresować. Adam cię zastąpi – stwierdził kategorycznie
- Owszem – starała się zachować
spokój, ale jego nieustępliwość zaczynała działaś jej na nerwy – Zastąpi mnie,
gdy będę na macierzyńskim.
- To przepraszam bardzo, jak ty
to sobie wyobrażasz? Kiedy zamierzasz zrezygnować z pracy? Dzień przed porodem?
– rzekł z pretensją
- Nie. Odejdę w połowie ósmego
miesiąca – posłała mu szeroki uśmiech
- Nie zgadzam się! – rzekł ostro.
Spojrzała na niego nieprzyjemnie zaskoczona tym tonem
- Kiedy byłam w ciąży z Mają
pracowałam niemal do rozwiązania – hamowała się resztkami sił
- A to już jest wina twojego
męża, który nie potrafił o ciebie zadbać – zacisnął pięść
- Piotr nie miał nic do
powiedzenia w tej kwestii. Sama potrafię o sobie decydować.
- Powiedziałem nie! To także moje
dziecko i mam coś do powiedzenia!
- Do twojej wiadomości – niemal
wysyczała przez zaciśnięte zęby – ciąża rozwija się prawidłowo i nie ma powodu,
bym robiła z siebie obłożnie chorą. Jeśli będzie takie zalecenie lekarza,
zrezygnuję z pracy. Nie jestem nieodpowiedzialna! – syknęła - Jednak dopóki
wszystko będzie przebiegać książkowo nie zamierzam przeprowadzać w swoim życiu
rewolucji. I nie próbuj mną rządzić! – odstawiła z impetem pusty kubek po
jogurcie i wyszła z kuchni.
- Pięknie! – burknął pod nosem
Przez kolejną godzinę traktowali
się jak powietrze. Ona czytała książkę w salonie, on usilnie przeglądał firmową
pocztę. Oboje starali się zamanifestować, że nie dostrzegają siebie nawzajem.
Powoli zaczynał mieć dość. Gdy pierwsza złość minęła, a emocje zaczęły opadać,
dochodził do wniosku, że był zbyt nieustępliwy i rzeczywiście nie pozostawił
jej pola ruchu. Miał świadomość, że z całą pewnością nie będzie narażać ich
dziecka na niebezpieczeństwo, a wiedział również, jak ważna jest dla niej
praca. Zamknął klapę ultrabooka i przesiadł się z fotela na sofę.
- Przepraszam – szepnął.
Podniosła wzrok znad książki i obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem –
Niepotrzebnie się upierałem. Będzie jak zechcesz i w kwestii przeprowadzki i w
kwestii pracy – uśmiechnęła się z satysfakcją i odkładając powieść w błękitnej
okładce na stolik przytuliła się do niego.
- Pojedziemy na te zakupy w
najbliższym czasie. Możemy się przeprowadzić pod koniec czerwca, gdy Damian
skończy szkołę – uśmiechnął się – Porozmawiam z panią Haliną, może przeniesie
się z nami na miesiąc, dwa. Jeśli się zgodzisz oczywiście. Dom jest duży. A jak
nie, poszukamy kogoś innego.
- Uwielbiam dochodzić z tobą do
kompromisów
Od momentu, gdy jej ciążowy
brzuch był coraz bardziej widoczny spod luźnych bluzek ponownie stali się
tematem numer jeden w firmie. Nie przejmowali się tymi plotkami. Oboje nie
zamierzali ukrywać swojego związku i swojego szczęścia z powodu małego
człowieczka, który miał przyjść jesienią na świat. Ale największym dla Uli
plusem tej ciąży było zniknięcie z horyzontu Heleny. Odkąd się dowiedziała, że
zostanie babcią i w dość obcesowy sposób zamanifestowała swoją dezaprobatę
przestała pojawiać się w firmie. Zastanawiała się wielokrotnie, czy to efekt
rozmowy z Markiem, który obiecał jej, że matka nie będzie już zakłócać jej
spokoju, czy raczej przemyślany plan Heleny, która opracowuje plan kolejnego
uderzenia.
Od pięciu tygodni miał ją
wreszcie w swoim domu. Zgodnie z jej obietnicą przeprowadzili się w ostatnie
dni czerwca. Przez pierwszy tydzień po przeprowadzce zostawali z dziećmi na
zmianę w domu. Na kolejne trzy wprowadziła się do nich pani Halina. Dom był
duży, więc nie było problemu. Odstąpili jej jeden z dwóch pokoi gościnnych na
parterze. Dla Marka te ostatnie tygodnie były wyjątkowe. Przygotowywał się
powoli do dwóch ról. Przede wszystkim ojca. W tajemnicy przed Ulą kupił sobie ‘poradnik
dla przyszłego taty’. Trzymał ją w zamykanej szufladzie firmowego biurka i
studiował w wolnych chwilach. Wiedział, że kolejna ciąża to dla Uli żadna
nowość, że nic jej nie zaskoczy, że na wszystkie ewentualności będzie
przygotowana. On nie chciał wpadać w panikę przy pierwszym płaczu dziecka, ani
wzywać pogotowia, gdy maluch będzie miał kolkę. Zaczynali stopniowo gromadzić
ubranka i akcesoria dla dziecka. A wszystko szczerze mówiąc zaczęło się od
paczki, którą jakoś w połowie czerwca dostali od Marty. W niewielkim kartoniku
przysłała im urocze śpioszki w kolorowe małpki, malutką czapeczkę w kolorze
czekolady i śliczny, kremowy kocyk. Marek nie krył swojego zafascynowania, ale
i przerażania, gdy chwycił w dłoń kawałek materiału. W tym momencie dotarło do
niego, z jak małym i delikatnym człowiekiem będzie miał do czynienia.
Następnego dnia zamówił w sieci poradnik z dostawą do siedziby firmy.
Dobrzański przygotowywał się
także do drugiej roli – męża. Miał nadzieję, że w niedalekiej przyszłości się
nim stanie. Bardzo chciał się nim stać. Miał nadzieję, że wreszcie usłyszy tak.
‘Do trzech razy sztuka’ powtarzał by dodać sobie otuchy. Chciał ten dzień
zaplanować w najdrobniejszym szczególe. Chciał ją zaskoczyć, ale i zapewnić o
swoim uczuciu, by wreszcie powiedziała ‘tak’. Na przełomie lipca i sierpnia
Piotr zabrał dzieci na dwa tygodnie do Krakowa. Marek na weekend zarezerwował
domek na Mazurach. Cisza, spokój, komfortowy domek nad brzegiem mało
popularnego jeziora, intymna atmosfera i oni. Ula zgodziła się chętnie. Miała
nadzieję odpocząć przez te trzy dni. Wyjechali w piątek z samego rana, by nie
tracić pięknej pogody. Przed wieczorem zostawił ją samą tłumacząc, że pojedzie
do miasteczka po zakupy i przyrządzi im na kolacje coś pysznego. Rzeczywiście
się postarał. Dwie godziny później jedli kolację na tarasie podziwiając chylące
się za koronami drzew słońce. Był ciepły, letni wieczór. Ula chciała
porozmawiać o najbliższym posiedzeniu zarządu, ale on temat firmy chciał
zepchnąć na boczny tor. Ten wieczór był poświęcony tylko dla nich, ich rodziny
i ich przyszłości. W blasku świec, sącząc sok pomarańczowy z kieliszków
przeznaczonych do wina dyskutowali o kolorze wózka.
- Naprawdę nie chcesz znać płci?
– zdziwiła się
- A ty zawsze wiedziałaś, gdy
miał urodzić się Damian, a później Maja?
- Tak. Chociaż i tak zawsze
najważniejsze było, by dziecko było zdrowe, by urodziło się w terminie.
- Ja chciałbym mieć niespodziankę
– jego deklaracja ją zaskoczyła – Ale oczywiście jeśli chcesz możemy zapytać
lekarza na kolejnej wizycie – spojrzał na nią z miłością. Pokręciła głową
przecząco
- Nie. Skoro chcesz, poczekajmy
do porodu. Wózek i nosidełko możemy kupić w uniwersalnym kolorze. Zielone albo
kremowo-brązowe. To jeszcze została nam kwestia imienia – czule pogładziła swój
brzuch
- O tym, to porozmawiamy innym
razem – chrząknął i zaczął się nerwowo kręcić na krześle – Poczekaj na mnie
moment – zbiegł z tarasu i ruszył w kierunku zaparkowanego przed domkiem
samochodu. Z kubełka z wodą, ustawionego w bagażniku Audi wyciągnął duży bukiet
czerwonych róż. Spojrzał na kwiaty i ogarnęły go wątpliwości. ‘A co będzie, gdy
znów ucieknie od tematu, powie, że to nie najlepszy czas lub prosto w oczy
rzuci ‘nie’?’ Panikował. Jadąc tu był pewny, że tym razem się uda. Do teraz.
Wziął dwa głębokie oddechy i przechodząc przez domek stanął w oknie wychodzącym
na taras. Siedziała do niego tyłem, wpatrzona w otuloną nocą spokojną taflę
jeziora. ‘Do trzech razy sztuka’ rzekł pod nosem i poprawiając w kieszeni
spodni pudełeczko ruszył przed siebie. Gdy z bukietem kwiatów w dłoni padł
przed nią na kolana wyglądała na zaskoczoną, ale uśmiechała się delikatnie,
jakby próbując mu dodać odwagi.
- Wiesz, że cię kocham i pragnę
byś została mają żoną – rzekł zestresowany - Nie będę cię pytał, czy za mnie
wyjdziesz, bo już to robiłem. Proszę cię, byś powiedziała mi wreszcie tak – uśmiechnęła
się do niego szeroko i patrząc mu w oczy pogładziła z miłością jego szorstki
policzek.
- Tak – szepnęła. Odetchnął z
wyraźną ulgą i gdy miał już zakładać jej na palec pierścionek z białego złota z
niewielkim brylantem dodała – Ale pod jednym warunkiem – spojrzał na nią z
trwogą, co ją lekko rozbawiło
- Błagam cię, tylko mi nie mów
‘zaręczyny tak, ślub nie’ – jęknął
- Chodziło mi raczej o to, że nie
chcę brać ślubu przed porodem. Chcę w ten ważny dla mnie dzień wyglądać u
twojego boku jak milion dolarów, a nie jak wieloryb – zaśmiał się serdecznie.
- Po tym, jak się zgodziłaś,
przystanę na wszystkie twoje warunki – z miłością wpił się w jej usta – Mogę
zrobić zdjęcie? – pytanie retoryczne zawisło między nimi, gdy oderwał się od
jej ust, a pierścionek już zdobił jej dłoń. Wyciągnął telefon i uwieczniając na
fotografii ich złączone dłonie wysłała do Sebastiana mms’a o treści
‘Powiedziała TAK!’. Śmiała się serdecznie.
Siedzieli na tarasie przytuleni.
Dobrzańskiego rozpierała duma. Jego kolejne marzenie się spełniło.
- Dziękuję – szepnął wprost do
jej ucha – dziękuję, że już się nie boisz i że się zgodziłaś – nawiązał do
jednej z ich niedawnych rozmów, gdy nie chciała nawet o ślubie słyszeć
- Przy tobie przestaję się bać.
Bardzo cię kocham – musnął jej usta
- To co, grudzień? – zapytał
podekscytowany
- Nie za szybko? Zdążymy ze
wszystkim? Przecież będziemy zaabsorbowani noworodkiem. Może lepiej wiosną…
- Zdążymy. Większość spraw
załatwimy jeszcze teraz. Zarezerwujemy termin, restaurację, uszyjemy stroje.
Później tylko krawcowa wprowadzi drobne poprawki do twojej kreacji. Nie chcę
czekać do wiosny – spojrzała w jego oczy i nie miała serca po raz kolejny go
zwodzić
- Grudzień – potwierdziła
- A kiedy brałaś ślub z Piotrem?
– rzucił mimochodem
- Znów wracamy do tego samego?
- Nie – zaprzeczył gorliwie – Po
prostu czysta ciekawość
- W październiku
- Grudzień będzie szczęśliwszy –
zapewnił
- Zdecydowanie – wtuliła się w
niego.
W jedno z wrześniowych popołudni
pojawił się w rodzinnym domu.
- Witajcie
- Synu, dawno cię u nas nie było
– podał mu rękę Krzysztof
- Wiele się dzieje – odparł z
uśmiechem – Dziś przyjechałem, bo mam coś dla was – niepewnie spojrzał w
kierunku matki i wyciągnął z kieszeni białą kopertę. Helena aż pobladła –
Chciałem was zaprosić na mój ślub. Mój i Uli – dodał spoglądając wprost w oczy
matki – Bardzo bym chciał, byście byli obok mnie, też ważnego dnia, ale… -
urwał na chwilę – zrozumiem jeśli się nie pojawicie
- Gratuluję – rzekł Dobrzański
odbierając od syna kopertę i obrzucając wzrokiem jej treść – Już w grudniu –
zaskoczenie było doskonale wyczuwalne
- Czekałem już wystarczająco
długo – odparł i wciąż z zaciekawieniem i lekkim niepokojem przyglądał się
matce
- Gratuluję – rzekła chłodnym
tonem – Mam nadzieję, że wiesz co robisz…
- Wiem – rzekł pewnie – Wiem
bardzo dobrze
- Mam nadzieję, że będziesz
szczęśliwy – spojrzała na niego z troską
- Już jestem – uśmiechnął się
ukazując dołeczki. Odpowiedziała mu tym samym.
Była zaskoczona, gdy w drzwiach
jego domu zobaczyła Dobrzańskich. Od początku października przebywała na
zwolnieniu. Marek jadąc do pracy zawoził dzieciaki do szkoły i przedszkola, by
ona mogła się wyspać. Odbierała je popołudniu i przygotowała rodzinie obiad.
Tak minęły jej ostatnie dwa tygodnie.
- Marka nie ma. Jest w firmie –
rzekła obawiając się powtórki z rozrywki. Już raz miała niezapowiedzianą wizytę
Heleny pod nieobecność Marka i z całą pewnością nie była to wizyta miła
- Przyszliśmy do ciebie –
odezwała się Dobrzańska rozsiadając się w salonie – Wiemy o zaręczynach. Wiemy
o ślubie. Marek był kilka dni temu z zaproszeniem – wyjaśniła – I my poniekąd w
kwestii ślubu. Nasz syn jest dorosły i sam podejmuje decyzje, jak chce spędzić
życie i z kim. Jednak musimy o niego zadbać. Chcemy, byś podpisała to –
Krzysztof wyciągnął w jej kierunku zadrukowaną kartkę papieru. Obrzuciła ich
zaskoczonym spojrzeniem, gdy po chwili studiowania tekstu zorientowała się, że
trzyma w ręku intercyzę
- Jeśli naprawdę kocha pani
naszego syna, sądzę że ten dokument nie powinien stanowić dla pani problemu –
odezwał się milczący dotąd Dobrzański.
- Nie jestem z Markiem dla
pieniędzy – odezwała się słabym głosem. Nie spodziewała się takiego traktowania
z ich strony. Wiedziała, że nie skaczą z radości z powodu ich ślubu, ale tego
się nie spodziewała
- Cieszę się – Helena spojrzała
na nią z wyższością – Więc to podpisz – nie brzmiało to w kategoriach prośby.
Bardziej rozkazu.
- Zrobię to, jeśli Marek tego
zechce – odłożyła dokument na stół
- Marek jest zakochany i nie
myśli o przyszłości. A ty najwyraźniej nie jesteś zakochana, a interesowna –
syknęła
- Helenko, uspokój się proszę.
Jeśli pani Urszula ma czyste intencje z pewnością dojdziemy do porozumienia –
próbował nieco łagodzić sytuację
- Nie uspokoję się, dopóki ta
kobieta będzie żerowała na moim dziecku! Wprowadziłaś się do jego domu –
podkreśliła dwa ostatnie słowa – Ze swoimi dziećmi. Będziesz żyła na jego
koszt. Może niebawem przejmiesz udziały naszej firmy, co? – spojrzała na nią
prowokująco. Sosnowska przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywała się z kartkę
papieru, by ostatecznie chwycić długopis i złożyć na niej zamaszysty podpis –
Dziękuję – prychnęła – Krzysiu, idziemy
- Do widzenia – ukłonił się
Dobrzański.
Helena jest podłą babą,a Krzysztof jest tak samo głupi że jej słucha i robi to co ona mu karze. Przecież Ula nic im nie zrobiła a oni jej tak nie lubią. Nawet w ojcu Marek nie ma wsparcia. Ja bym im tak łatwo tego nie wybaczyła. Nic więcej nie piszę by nikomu nic nie podpowiedzieć. Gosia ;-)
OdpowiedzUsuńCzytając pierwszy raz zastanawiałam się czy Marek na pewno jest dzieckiem Dobrzańskich bo jak to możliwe, że jest taki mądry po takich kopniętych rodzicach to nie wiem :). Ania.
OdpowiedzUsuń