B

wtorek, 1 marca 2016

'Teatrzyk' XIII

- Dzień dobry mój ukochany śpioszku – musnął jej usta, gdy tylko zaczęła otwierać oczy. Posłała mu piękny uśmiech.
- Która godzina? – mruknęła, naciągając wyżej kołdrę, która do tej pory ledwie sięgała do połowy nagich piersi.
- Dziewiąta – odparł zapinając koszulę – Zamówiłem już śniadanie. Zjemy razem – puścił jej oczko – Za kwadrans jedenasta ma po mnie przyjechać taksówka. Chcesz jechać ze mną, czy poczekasz w hotelu?
- Zaczekam
- To może zamów sobie masaż, albo idź do kosmetyczki, żebyś się nie nudziła przez te dwie godziny. Widziałem na dole gabinet odnowy. Tylko zaznaczam, że ma cię masować kobieta! Na żadnego masażystę nie wyrażam zgody – z trudem zachowując poważny wyraz twarzy pogroził jej palcem
- Zazdrośnik – pokazała mu język
- Muszę cię pilnować, bo jeszcze mnie wymienisz na młodszy model – teatralnie udał zmartwienie
- Nie mam tego w planach…. Póki co – dodała prowokująco
- Osz ty – rzucił się na łóżko, przygniatając ją swoim ciężarem i zachłannie atakując jej wargi – I dziękuję za wczoraj – dodał już poważnym tonem – Było cudownie
- To ja dziękuję tobie, że byłeś taki delikatny
- Nie obiecuję, że zawsze taki będę – cmoknął jej odkrytą pierś – Chcę ci pokazać, jak szybko możesz dochodzić. Szybko i mocno – usłyszeli pukanie – Chyba śniadanie – ostatni raz musnął jej usta i ruszył w stronę drzwi

- Odwieziesz mnie do domu prosto z lotniska? – zapytała gdy w hali przylotów oczekiwali na swój bagaż
- Nie. Pojedziemy do mnie, chcę jeszcze z tobą porozmawiać
- Zabrzmiało poważnie – zrobiła śmieszną minę
- Bo miało tak zabrzmieć – przez całą drogę intensywnie się zastanawiała, o co może mu chodzić. Gdy znaleźli się wreszcie w jego mieszkaniu ruszył w kierunku kuchni – Chcesz kawy?
- Chętnie. Powiesz mi wreszcie, o czym chcesz rozmawiać?
- O nas – odparł i zajął się przygotowywaniem kofeinowego płynu. Wpatrywała się w jego plecy i jej niepokój rósł. ‘Czyżby tak dobrze udawał miłość? Zaliczył mnie, z teraz powie, sorry, nie pasujemy do siebie? Nie, nie, nie. Cieplak przestań wymyślać!’ Postawił przed nią filiżankę i usiadł obok – Chyba się starzeję i potrzebuję stabilizacji. Chcę, żebyś zasypiała i budziła się obok mnie – niezauważalnie odetchnęła. ‘Idiotka!’ – Wiem, że z jednej strony to szybko, znamy się ledwie kilka miesięcy, ale chcę zrobić kolejny krok
- Już o tym rozmawialiśmy – westchnęła – Rozmawiałam z Kaśką, zamieściła – zaczęła wyjaśniać, ale przyłożył wskazujący palec do jej ust, tym samym przerywając jej ten monolog
- Wiem. I wiem, że to może potrwać miesiąc, dwa, trzy. Rok akademicki się już zaczął i mniej osób szuka teraz mieszkania. Dlatego postanowiłem, że zapłacę twoją część czynszu, aż do czerwca. Dzięki temu Kaśka nie będzie miała noża na gardle i nie będzie musiała panicznie szukać współlokatora. A ty będziesz mogła przenieść się tutaj na przykład w przyszłym tygodniu. Same plusy. Będziemy razem, będziesz miała spacerkiem dziesięć minut na uczelnię. Hmm? – przyglądała mu się uważnie, analizując tę propozycję. Wydawała się sensowna, jednak jeden, mały szczegół nie dawał jej spokoju
- Sama opłacę ten czynsz z pieniędzy, które mi zostały.
- Wykluczone! To są pieniądze dla ciebie. Na jakieś ciuszki, kosmetyki, ewentualnie książki na studia, nowy laptop. Czynsz pokryję ja
- Nie zgadzam się – pokręciła głową
- Ale ty nie masz nic do gadania. Po pierwsze to był mój pomysł i moja prośba
- Nie możesz za mnie płacić. Będziesz płacił czynsz tam, utrzymywał mnie tutaj. Nie – wykonała przeczący ruch głową
- Ale oczywiście, że będę. Zadaniem każdego faceta jest utrzymać swoją kobietę. Postanowione! Koniec i kropka. Teraz mogę cię odwieźć na Pragę. Porozmawiaj z Kaśką i zacznij się pakować. Chciałbym większość twoich rzeczy przewieźć jeszcze w piątek, tak żebyś po spotkaniu z moimi rodzicami została już tutaj na zawsze.

- Opuszczasz mnie – teatralnie zapłakała Kaśka
- Bez przesady. Nie wyprowadzam się na drugi koniec świata. Poza tym tak mnie namawiałaś na tego Dobrzańskiego, taka byłaś nim zachwycona, to teraz masz.
- Nie sądziłam, że tak szybko mi ciebie zabierze – rozłożyła ręce w geście bezradności, by po chwili uśmiechnąć się szeroko – Ale cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Będziesz mnie odwiedzać?
- Oczywiście, że tak. To, że zamieszkam z facetem, nie oznacza, że zrezygnuję z kontaktów z najlepszą przyjaciółką na świecie. W końcu z kim ja będę obgadywać Mareczka, jak nie z tobą, komu będę narzekać, że zostawia brudne skarpety pod łóżkiem – puściła jej oczko – Będziemy się umawiać na mieście, będziesz wpadać do nas. Marek cię polubił.
- Z wzajemnością – posłała jej powietrznego buziaka – Pakuj się, pakuj, bo się ten twój książę nie doczeka.

- Nie denerwuj się, nie będzie tak źle – próbował ją uspokajać, gdy dojeżdżali do posiadłości Dobrzańskich
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty zaraz staniesz oko w oko z matką wychuchanego jedynaka.
- Jakoś nigdy nie czułem się przesadnie rozpieszczany. Moi rodzice starają się być w porządku – skręcił w otwartą bramę, a Ula spojrzała na okazałą willę, która bardziej przypominała pałac, niż dom
- O nie, nie – zaczęła jeszcze bardziej panikować – Teraz to ja tam na pewno nie idę. Kompletnie nie pasuję do tej bajki. Czemu mnie nie uprzedziłeś, że wychowywałeś się w pałacu? – Marek parsknął śmiechem
- No bez przesady. To zwykły dom.
- Zwykły dom, to parterowy budynek, ewentualnie z poddaszem, który ma nie więcej niż sto pięćdziesiąt metrów i stoi na ośmiuset metrowej działce! – wysyczała – Ja tam nie idę. Mowy nie ma – kręciła głową – Już sobie wyobrażam ten obiad. Przestrzegaliście podczas posiłków zasad protokołu dyplomatycznego? – posłała mu złośliwe spojrzenie. Miała żal, że kompletnie jej do tej wizyty nie przygotował – Cztery widelce, trzy łyżeczki, kieliszek do wody, wina białego, czerwonego i szampana – nie mógł przerwać jej monologu – A ten obiad to będzie taka mała wigilia. Trzy przystawki, zupa, danie główne, deser, jak w Dynastii albo u Foresterów! – przyglądał jej się rozbawiony
- Uspokój się! To będzie zwykły obiad w miłej atmosferze, uwierz mi. A domem i tym, co jest w środku kompletnie się nie przejmuj. To jest bez znaczenia. Dom jest duży, bo kiedyś mieszkaliśmy tu w piątkę, ja, rodzice i dziadkowie i nie chcieliśmy sobie nawzajem przeszkadzać. Zresztą poznasz dziś moją babcię. Wczoraj wróciła z sanatorium. Kazała się przywieźć trzy dni wcześniej, żeby cię poznać. Będzie tobą oczarowana, podobnie jak moi rodzice. Niczym się nie przejmuj. Bądź sobą, a kupisz ich swoim wdziękiem.
Miał rację. Dobrzańscy przyjęli ją bardzo serdecznie. Jej początkowe obawy były kompletnie nieuzasadnione. I mimo tego, iż byli bardzo majętni i było to widać na każdym kroku, od ubioru, na zastawie i serwowanych potrawach kończąc, to nie obnosili się z tym, dzięki czemu ich bogactwo nie raziło Uli. Cieplakówna od samego progu podbiła serce pana domu, a i z potencjalną teściową złapała niezły kontakt. Helena Dobrzańska chętnie opowiadała jej o swojej fundacji i zachęcała Ulę do zaangażowanie się w pracę stowarzyszenia. Cieplakówna obiecała, że chętnie wspomoże zespół fundacji w przygotowywaniu dorocznego balu. Jednak najbardziej zachwycona Ulą była przeurocza babcia Marka. Staruszka nigdy nie przepadała za Nowicką i cieszyła się, że jej ukochany wnuk wreszcie znalazł odpowiednią kobietę. Z nieskłamaną przyjemnością obserwowała swojego wnuczka w towarzystwie pięknej brunetki. Widać było, że oboje darzą się silnym uczuciem. Prawdę mówiąc Maria Kierska nie mogła się doczekać, kiedy młody Dobrzański wreszcie się ustatkuje i znajdzie prawdziwą miłość. Doczekała się i była tego pewna. Chętnie dzieliła się z Cieplakówną zabawnymi historyjki z dzieciństwa swojego ukochanego Mareczka. Młody Dobrzański słysząc te opowieści wywracał tylko oczami i błagalnie patrząc na staruszkę prosił ‘Babciu, tylko oszczędź jej szczegółów. Może opowiesz nam o swoim pobycie w Kołobrzegu?’. Staruszka nie pozwalała jednak się zagadać.

W niedzielne popołudnie siedzieli w wannie po brzegi wypełnionej pianą o zapachu jaśminu
- Masz bardzo fajną rodzinę. Babcia podbiła moje serce – uśmiechnęła się na wspomnienie staruszki.
- Tak, babcia Marysia jest wyjątkowa. Zawsze miałem z nią lepszy kontakt, niż z dziadkami ze strony ojca. Dziadkowie Dobrzańscy zawsze więcej uwagi poświęcali moim starszym kuzynom. Jan i Gustaw zawsze byli ode mnie ładniejsi, mądrzejsi, grzeczniejsi, lepiej się uczyli. A babcia Marysia i dziadek Alojzy akceptowali mnie takim, jakim byłem. Nigdy nie dali mi odczuć, że jestem od kogoś gorszy – opowiadał szczerze, wodząc dłonią po jej brzuchu i piersiach – Moją rodzinę już znasz. Kiedy ja poznam twoją? – padło pytanie, którego się obawiała. Milczała dłuższą chwilę, co nieco go zaniepokoiło – Wstydzisz się mnie?
- Daj spokój. Wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu moja mama jest przekonana, że powinnam mieć partnera w swoim wieku. Już nie wspominając o tym, że pochodzę z małej mieściny. Tam jest najpierw narzeczeństwo, małżeństwo, a dopiero później wspólne mieszkanie i łóżko.
- Ty na szczęście masz inne zdanie z tej sprawie – uśmiechnął się pod nosem i mocniej przytulił ją do swojego torsu
- Powiem im w święta i obiecuję ci, że w styczniu im cię przedstawię
- Kocham cię – szepnął wprost do jej ucha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz