- Dzień dobry mój ukochany
śpioszku – musnął jej usta, gdy tylko zaczęła otwierać oczy. Posłała mu piękny
uśmiech.
- Która godzina? – mruknęła,
naciągając wyżej kołdrę, która do tej pory ledwie sięgała do połowy nagich
piersi.
- Dziewiąta – odparł zapinając
koszulę – Zamówiłem już śniadanie. Zjemy razem – puścił jej oczko – Za kwadrans
jedenasta ma po mnie przyjechać taksówka. Chcesz jechać ze mną, czy poczekasz w
hotelu?
- Zaczekam
- To może zamów sobie masaż, albo
idź do kosmetyczki, żebyś się nie nudziła przez te dwie godziny. Widziałem na
dole gabinet odnowy. Tylko zaznaczam, że ma cię masować kobieta! Na żadnego
masażystę nie wyrażam zgody – z trudem zachowując poważny wyraz twarzy pogroził
jej palcem
- Zazdrośnik – pokazała mu język
- Muszę cię pilnować, bo jeszcze
mnie wymienisz na młodszy model – teatralnie udał zmartwienie
- Nie mam tego w planach…. Póki
co – dodała prowokująco
- Osz ty – rzucił się na łóżko,
przygniatając ją swoim ciężarem i zachłannie atakując jej wargi – I dziękuję za
wczoraj – dodał już poważnym tonem – Było cudownie
- To ja dziękuję tobie, że byłeś
taki delikatny
- Nie obiecuję, że zawsze taki
będę – cmoknął jej odkrytą pierś – Chcę ci pokazać, jak szybko możesz
dochodzić. Szybko i mocno – usłyszeli pukanie – Chyba śniadanie – ostatni raz
musnął jej usta i ruszył w stronę drzwi
- Odwieziesz mnie do domu prosto
z lotniska? – zapytała gdy w hali przylotów oczekiwali na swój bagaż
- Nie. Pojedziemy do mnie, chcę
jeszcze z tobą porozmawiać
- Zabrzmiało poważnie – zrobiła
śmieszną minę
- Bo miało tak zabrzmieć – przez
całą drogę intensywnie się zastanawiała, o co może mu chodzić. Gdy znaleźli się
wreszcie w jego mieszkaniu ruszył w kierunku kuchni – Chcesz kawy?
- Chętnie. Powiesz mi wreszcie, o
czym chcesz rozmawiać?
- O nas – odparł i zajął się
przygotowywaniem kofeinowego płynu. Wpatrywała się w jego plecy i jej niepokój
rósł. ‘Czyżby tak dobrze udawał miłość?
Zaliczył mnie, z teraz powie, sorry, nie pasujemy do siebie? Nie, nie, nie.
Cieplak przestań wymyślać!’ Postawił przed nią filiżankę i usiadł obok –
Chyba się starzeję i potrzebuję stabilizacji. Chcę, żebyś zasypiała i budziła
się obok mnie – niezauważalnie odetchnęła. ‘Idiotka!’
– Wiem, że z jednej strony to szybko, znamy się ledwie kilka miesięcy, ale chcę
zrobić kolejny krok
- Już o tym rozmawialiśmy –
westchnęła – Rozmawiałam z Kaśką, zamieściła – zaczęła wyjaśniać, ale przyłożył
wskazujący palec do jej ust, tym samym przerywając jej ten monolog
- Wiem. I wiem, że to może
potrwać miesiąc, dwa, trzy. Rok akademicki się już zaczął i mniej osób szuka
teraz mieszkania. Dlatego postanowiłem, że zapłacę twoją część czynszu, aż do
czerwca. Dzięki temu Kaśka nie będzie miała noża na gardle i nie będzie musiała
panicznie szukać współlokatora. A ty będziesz mogła przenieść się tutaj na
przykład w przyszłym tygodniu. Same plusy. Będziemy razem, będziesz miała
spacerkiem dziesięć minut na uczelnię. Hmm? – przyglądała mu się uważnie,
analizując tę propozycję. Wydawała się sensowna, jednak jeden, mały szczegół
nie dawał jej spokoju
- Sama opłacę ten czynsz z
pieniędzy, które mi zostały.
- Wykluczone! To są pieniądze dla
ciebie. Na jakieś ciuszki, kosmetyki, ewentualnie książki na studia, nowy
laptop. Czynsz pokryję ja
- Nie zgadzam się – pokręciła
głową
- Ale ty nie masz nic do gadania.
Po pierwsze to był mój pomysł i moja prośba
- Nie możesz za mnie płacić.
Będziesz płacił czynsz tam, utrzymywał mnie tutaj. Nie – wykonała przeczący
ruch głową
- Ale oczywiście, że będę.
Zadaniem każdego faceta jest utrzymać swoją kobietę. Postanowione! Koniec i
kropka. Teraz mogę cię odwieźć na Pragę. Porozmawiaj z Kaśką i zacznij się
pakować. Chciałbym większość twoich rzeczy przewieźć jeszcze w piątek, tak
żebyś po spotkaniu z moimi rodzicami została już tutaj na zawsze.
- Opuszczasz mnie – teatralnie
zapłakała Kaśka
- Bez przesady. Nie wyprowadzam
się na drugi koniec świata. Poza tym tak mnie namawiałaś na tego Dobrzańskiego,
taka byłaś nim zachwycona, to teraz masz.
- Nie sądziłam, że tak szybko mi
ciebie zabierze – rozłożyła ręce w geście bezradności, by po chwili uśmiechnąć
się szeroko – Ale cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Będziesz mnie odwiedzać?
- Oczywiście, że tak. To, że
zamieszkam z facetem, nie oznacza, że zrezygnuję z kontaktów z najlepszą
przyjaciółką na świecie. W końcu z kim ja będę obgadywać Mareczka, jak nie z
tobą, komu będę narzekać, że zostawia brudne skarpety pod łóżkiem – puściła jej
oczko – Będziemy się umawiać na mieście, będziesz wpadać do nas. Marek cię
polubił.
- Z wzajemnością – posłała jej
powietrznego buziaka – Pakuj się, pakuj, bo się ten twój książę nie doczeka.
- Nie denerwuj się, nie będzie tak
źle – próbował ją uspokajać, gdy dojeżdżali do posiadłości Dobrzańskich
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty
zaraz staniesz oko w oko z matką wychuchanego jedynaka.
- Jakoś nigdy nie czułem się
przesadnie rozpieszczany. Moi rodzice starają się być w porządku – skręcił w otwartą
bramę, a Ula spojrzała na okazałą willę, która bardziej przypominała pałac, niż
dom
- O nie, nie – zaczęła jeszcze
bardziej panikować – Teraz to ja tam na pewno nie idę. Kompletnie nie pasuję do
tej bajki. Czemu mnie nie uprzedziłeś, że wychowywałeś się w pałacu? – Marek
parsknął śmiechem
- No bez przesady. To zwykły dom.
- Zwykły dom, to parterowy
budynek, ewentualnie z poddaszem, który ma nie więcej niż sto pięćdziesiąt
metrów i stoi na ośmiuset metrowej działce! – wysyczała – Ja tam nie idę. Mowy
nie ma – kręciła głową – Już sobie wyobrażam ten obiad. Przestrzegaliście
podczas posiłków zasad protokołu dyplomatycznego? – posłała mu złośliwe
spojrzenie. Miała żal, że kompletnie jej do tej wizyty nie przygotował – Cztery
widelce, trzy łyżeczki, kieliszek do wody, wina białego, czerwonego i szampana
– nie mógł przerwać jej monologu – A ten obiad to będzie taka mała wigilia.
Trzy przystawki, zupa, danie główne, deser, jak w Dynastii albo u Foresterów! –
przyglądał jej się rozbawiony
- Uspokój się! To będzie zwykły
obiad w miłej atmosferze, uwierz mi. A domem i tym, co jest w środku kompletnie
się nie przejmuj. To jest bez znaczenia. Dom jest duży, bo kiedyś mieszkaliśmy
tu w piątkę, ja, rodzice i dziadkowie i nie chcieliśmy sobie nawzajem
przeszkadzać. Zresztą poznasz dziś moją babcię. Wczoraj wróciła z sanatorium.
Kazała się przywieźć trzy dni wcześniej, żeby cię poznać. Będzie tobą
oczarowana, podobnie jak moi rodzice. Niczym się nie przejmuj. Bądź sobą, a
kupisz ich swoim wdziękiem.
Miał rację. Dobrzańscy przyjęli
ją bardzo serdecznie. Jej początkowe obawy były kompletnie nieuzasadnione. I
mimo tego, iż byli bardzo majętni i było to widać na każdym kroku, od ubioru,
na zastawie i serwowanych potrawach kończąc, to nie obnosili się z tym, dzięki
czemu ich bogactwo nie raziło Uli. Cieplakówna od samego progu podbiła serce
pana domu, a i z potencjalną teściową złapała niezły kontakt. Helena Dobrzańska
chętnie opowiadała jej o swojej fundacji i zachęcała Ulę do zaangażowanie się w
pracę stowarzyszenia. Cieplakówna obiecała, że chętnie wspomoże zespół fundacji
w przygotowywaniu dorocznego balu. Jednak najbardziej zachwycona Ulą była
przeurocza babcia Marka. Staruszka nigdy nie przepadała za Nowicką i cieszyła
się, że jej ukochany wnuk wreszcie znalazł odpowiednią kobietę. Z nieskłamaną
przyjemnością obserwowała swojego wnuczka w towarzystwie pięknej brunetki.
Widać było, że oboje darzą się silnym uczuciem. Prawdę mówiąc Maria Kierska nie
mogła się doczekać, kiedy młody Dobrzański wreszcie się ustatkuje i znajdzie
prawdziwą miłość. Doczekała się i była tego pewna. Chętnie dzieliła się z
Cieplakówną zabawnymi historyjki z dzieciństwa swojego ukochanego Mareczka.
Młody Dobrzański słysząc te opowieści wywracał tylko oczami i błagalnie patrząc
na staruszkę prosił ‘Babciu, tylko oszczędź jej szczegółów. Może opowiesz nam o
swoim pobycie w Kołobrzegu?’. Staruszka nie pozwalała jednak się zagadać.
W niedzielne popołudnie siedzieli
w wannie po brzegi wypełnionej pianą o zapachu jaśminu
- Masz bardzo fajną rodzinę. Babcia
podbiła moje serce – uśmiechnęła się na wspomnienie staruszki.
- Tak, babcia Marysia jest
wyjątkowa. Zawsze miałem z nią lepszy kontakt, niż z dziadkami ze strony ojca.
Dziadkowie Dobrzańscy zawsze więcej uwagi poświęcali moim starszym kuzynom. Jan
i Gustaw zawsze byli ode mnie ładniejsi, mądrzejsi, grzeczniejsi, lepiej się
uczyli. A babcia Marysia i dziadek Alojzy akceptowali mnie takim, jakim byłem.
Nigdy nie dali mi odczuć, że jestem od kogoś gorszy – opowiadał szczerze,
wodząc dłonią po jej brzuchu i piersiach – Moją rodzinę już znasz. Kiedy ja
poznam twoją? – padło pytanie, którego się obawiała. Milczała dłuższą chwilę,
co nieco go zaniepokoiło – Wstydzisz się mnie?
- Daj spokój. Wiesz, że nie o to
chodzi. Po prostu moja mama jest przekonana, że powinnam mieć partnera w swoim
wieku. Już nie wspominając o tym, że pochodzę z małej mieściny. Tam jest
najpierw narzeczeństwo, małżeństwo, a dopiero później wspólne mieszkanie i
łóżko.
- Ty na szczęście masz inne
zdanie z tej sprawie – uśmiechnął się pod nosem i mocniej przytulił ją do
swojego torsu
- Powiem im w święta i obiecuję
ci, że w styczniu im cię przedstawię
- Kocham cię – szepnął wprost do
jej ucha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz