B

piątek, 11 marca 2016

'Teatrzyk' XIV ost.



Od kilkunastu minut leżał z głową wspartą na przedramieniu i przyglądał się jej twarzy pogrążonej we śnie. Wreszcie zaczęła się przebudzać
- Dobrze mieć cię blisko – szepnął. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłonie w jego kierunku, by po chwil mocno go do siebie przytulić. Nie tracił czasu. Zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję, ramię, dekolt - O której masz pierwszy wykład? – zapytał ściągając pospiesznie swój biały t-shirt.
- O dziesiątej – mruknęła, przygryzając lekko wargę. Już wiedziała na co Marek ma ochotę.
- No i bosko. Najwyżej spóźnię się na posiedzenie zarządu – nie zdążyła nic powiedzieć, bo gwałtownie wpił się w jej wargi. Jego pieszczoty odbierały jej jasność umysłu. Uwielbiała ten stan.

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Miał nadzieję, że spędzą je razem, jednak rozsądek podpowiadał, że będzie musiał poczekać jeszcze rok. Ula już od dawna zapowiadała, że dwudziestego drugiego jedzie do rodziców i zostanie tam, aż do drugiego dnia świąt. Bardzo chciała spędzić ten czas z Dobrzańskim, w jego mieszkaniu, albo u jego rodziny, ale była pewna, że matka nie wybaczyłaby jej nieobecności. Gdyby sytuacja była inna z pewnością zabrałaby Marka ze sobą, ale dopiero przed Wigilią zamierzała powiedzieć rodzicom, że jest w związku. I bardzo obawiała się ich reakcji, zwłaszcza reakcji matki. Dobrzański zadeklarował, że po pracy chętnie ją zawiezie. Odmówiła. Z pewnością plotki wywołane przez wścibskie sąsiadki nie ułatwiłyby sytuacji. Nalegał. Twierdził, że nie może pozwolić, by z ciężką torbą tarabaniła się autobusem tyle kilometrów. W końcu stanęło na tym, że odwiezie ją do Rysiowa i wysadzi na przystanku PKS, z którego miała tylko jakieś siedem, osiem minut spacerkiem do domu. Tuż za tablicą z napisem Rysiów zjechał na pobocze, by jak wyjaśniał, móc się z nią swobodnie pożegnać. Zatracili się w tych pocałunkach do utraty tchu. Dobrzański wciąż narzekał, że nie wie, jak wytrzyma bez niej tyle dni. Wreszcie wyciągnął ze schowka niewielkie pudełeczko opakowane czerwonym, błyszczącym papierem i przewiązane złotą wstążką. Prosił, żeby otworzyła dopiero w Wigilię. Uśmiechnęła się do niego promiennie, informując, że on swój prezent znajdzie w jej nocnej szafce.

Rodzina bardzo ucieszyła się z jej przyjazdu. Zajęła swój dawny pokój i zaangażowała się w przygotowania świąteczne. Świąteczne porządki nie były szczytem jej marzeń, ale za to bardzo chętnie wspierała matkę w przygotowywaniu świątecznych potraw. Ula postanowiła najpierw porozmawiać z matką o swoim partnerze. Jej reakcji obawiała się najbardziej. Świetnym momentem miało być pieczenie pierniczków.
- Poznałam kogoś – rzekła, gdy wycinała słodkie ciasteczka w kształcie choinki.
- Nareszcie córeczko. Już się bałam, że zostaniesz starą panną – Magda uśmiechnęła się szeroko – To ktoś z uczelni? Chłopak z innego kierunku?
- Nie, jest starszy – rzekła niepewnie
- Rozumiem, że przed tobą kończył studia. To jakiś doktorant? – dopytywała
- Skończył studia już jakiś czas temu. Nie poznaliśmy się na uczelni. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem. Wpadłam na niego na ulicy i oblałam kawą – uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego, dość niemiłego spotkania – Opieprzył mnie wtedy. A po kilku dniach przypadkiem trafił do mojej kawiarni. Przeprosił za swoje zachowanie i zaprosił na spacer – miała świadomość, że nie może powiedzieć matce prawdy o początku swojej znajomości z Dobrzańskim. Nie zrozumiałaby. A poza tym tą opowieścią próbowała odwlec nieco w czasie tę najtrudniejszą informację – Marek jest sporo starszy. Ma trzydzieści pięć lat – oczy pani Cieplak były wielkości monety pięciozłotowej
- Chcesz mi powiedzieć, że znalazłaś sobie sponsora? – zapytała z oburzeniem
- No coś ty! Kocham go, a on kocha mnie
- Nie mydl mi oczu. Myślisz, że nie widziałam tego nowego telefonu, kurtki! Nie tak cię wychowałam! – ze złością rzuciła ścierkę na blat
- Na te rzeczy zarobiłam w wakacje. Marek nie jest moim sponsorem! – zerwała się z miejsca i uciekła do swojego pokoju. Złość z niej kipiała. ‘Jak matka mogła ocenić mnie w ten sposób?’ Miała ochotę spakować się i wrócić do Warszawy, do Marka i z nim spędzić święta. ‘Skoro matka nie akceptuje mojego wyboru, to znaczy, że nie akceptuje mnie. Nie będę jej zmuszać na siłę. Nie zrezygnuję z miłości z powodu jej widzimisię’. Nie zdążyła się jednak zacząć pakować, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Do środka weszła Magda Cieplak
- Przepraszam córeczko – rzekła z wyraźną skruchą – Zaskoczyłaś mnie – usiadła na skraju łóżka – Myślałam, że znajdziesz sobie chłopca w swoim wieku
- Ja na początku też tak myślałam. Ale zakochałam się w Marku. A chłopaki w moim wieku to wciąż duże dzieci. Ja chyba potrzebuje odpowiedzialnego i statecznego faceta.
- Opowiesz mi o nim?
- Jest troskliwy, czuły, zabawny, inteligentny i cholernie przystojny. Jest urzeczywistnieniem moich marzeń. I jestem z nim szczęśliwa.
- A czym się zajmuje? – dopytywała już bardziej przyjaznym tonem. Tonem matki, która się martwi o swoje dziecko
- Jest prezesem domu mody Febo&Dobrzański. Jego rodzice założyli firmę, gdy był mały
- Zdajesz sobie sprawę, jak wiele was dzieli? – spojrzała na córkę uważnie.
- Zdaję – westchnęła – Ale jakoś nam to nie przeszkadza. Niedawno przedstawił mi swoich rodziców. Są bardzo majętni, ale przy tym bardzo normalni. Ma uroczą babcię. Polubili mnie. I chciałabym, żebyście wy z tatą polubili Marka. Chciałabym w styczniu przyjechać do was z nim.
- To…. może zaproś go na obiad w drugi dzień świąt. A wieczorem razem wrócicie do Warszawy – Ula z ulgą przytuliła się do matki
- Dziękuję

- Cześć kochanie! – przywitał ją radosnym głosem
- Cześć. Tęsknisz za mną choć trochę?
- Nie prowokuj mnie! Bo za chwilę przyjadę do Rysiowa i zabiorę cię do domu – uśmiechnęła się na myśl, że mają teraz z Markiem wspólny dom
- To mam dla ciebie dobrą wiadomość. Zobaczymy się trochę szybciej. Moi rodzice zapraszają cię na obiad w drugi dzień świąt
- Powiedziałaś im? Jak zareagowali? - wiedział, że jego ukochana bardzo przeżywa tę rozmowę. Sam też się denerwował, chociaż starał się tego nie okazywać. Przy braku akceptacji Cieplaków, wiedział, że będzie im trudniej, a Ula będzie się tym zadręczać
- Na początku mama nie tryskała optymizmem, ale koniec końców przełknęła tę różnicę wieku i teraz jest ciebie ciekawa. Ojciec cieszy się, że wreszcie sobie znalazłam kogoś odpowiedniego. Jest tylko jeden problem. Nie powiedziałam im, że mieszkamy razem, więc proszę cię, nie wygadaj się. Powiem im później, za kilka tygodni. Tylu rewelacji na raz mogliby nie zaakceptować.
- Jasne – uśmiechnął się do słuchawki – Słodkich snów – szepnął - Boże, jaką mam ochotę cię teraz pocałować – westchnął
- Musisz wytrzymać te kilka dni. Obiecuję ci wynagrodzić wszystko po powrocie. Pa

Świąteczny obiad generalnie przebiegł w dobrej atmosferze. Co prawda Marek cały czas czuł się bacznie obserwowany przez potencjalną teściową, jednak Magda Cieplak starała się być w stosunku do niego uprzejma. Początkowa nieufność szybko ustąpiła miejsca sympatii. Marek zdecydowanie był typem mężczyzny, który potrafi przekonać do siebie każdą kobietę. Tak było i tym razem, a Ulka mogła odetchnąć z ulgą. Najbardziej zachwycony partnerem siostry był Jasiek, który bez skrępowania stwierdził, że Marek ma ‘niezły wózek’.

Wracali właśnie do Warszawy gawędząc o świętach i minionym spotkaniu
- Babcia nie mogła mi wybaczyć, że nie przywiozłem cię na święta. Musiałem ją udobruchać obietnicą, że zjemy z nimi obiad noworoczny. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe
- No co Ty! Uwielbiam twoją babcię, a i z rodzicami całkiem nieźle się dogaduję.
- Bardzo mnie to cieszy. Wydaje się, że i ja małymi krokami zdobędę pełną akceptację twojej mamy. Aż mi się ręce pociły na początku, jak mi się tak przyglądała badawczo.
- Jest bardzo ostrożna i martwi się. Pierwszy raz jestem w związku i to na dodatek ze starszym od siebie facetem. Jednak jestem przekonana, że nie miną dwa, trzy miesiące, a będzie cię ubóstwiać.
- Co ty na to, żeby spędzić Sylwestra w Karczmie pod Warszawą? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Żaden wystawny bal. Zwykła impreza na sto osób. O północy lampka szampana i pokaz fajerwerków. Na górze są pokoje, więc pojechalibyśmy autem – wyjaśniał – To w gruncie rzeczy pomysł Sebastiana. Ja tak bardzo skupiłem się na tobie, że zapomniałem coś zaplanować. On już w listopadzie zarezerwował stolik dla sześciu osób. Oprócz niego i Violetty ma być jeszcze Robert, ten od wyjazdów zagranicznych, którego poznałaś w Mediolanie. Całkiem fajny facet. Będzie z żoną. Jeśli jednak nie masz ochoty, to możemy zostać w domu – zaznaczył
- Bardzo chętnie. Na elegancki bal bym się nie zgodziła, bo nie potrafiłabym się tam odnaleźć. A skoro tu ma być luźniej, to czemu nie. Nigdy nie byłam na imprezie sylwestrowej.
- To teraz będzie twój pierwszy raz. Cieszę się, że ze mną – uśmiechnął się na wspomnienie innego, pierwszego razu.

Bawiła się w towarzystwie jego znajomych wyśmienicie. Praktycznie cały wieczór wirowała w ramionach Marka. Niechętnie schodził z parkietu. Był świetnym tancerzem, o czym miała okazję przekonać się jeszcze w Mediolanie. O północy wznieśli toast i złożyli sobie życzenia. Chwilę przed pierwszą Marek szepnął do Sebastiana, że zamierza z Ulą świętować nadejście Nowego Roku w bardziej kameralnym gronie i porwał ukochaną na górę.
- Myślałam, że będziesz chciał się bawić do białego rana. Szczerze mówiąc miałam ochotę jeszcze z tobą poszaleć na parkiecie – mówiła, gdy wchodzili na górę
- Zamierzam zasnąć dopiero nad ranem, a szaleć będziemy w łóżku - szepnął jej do ucha. Ula śmiejąc się wywróciła oczami
- A ty tylko o jednym – gdy tylko otworzyły się przed nimi drzwi pokoju numer dwanaście patrzyła zaskoczona to na łóżko, to na Marka. Pościel ozdobiona była płatkami czerwonych róż, a na stoliku stał piękny bukiet kwiatów i butelka szampana z dwoma kieliszkami. Stanęła na środku zaskoczona, a gdy odwróciła się, Marek już przed nią klęczał, trzymając w ręku pudełeczko z pierścionkiem
- Kochanie, wyjdziesz za mnie? O niczym innym nie marzę – dodał, widząc jej spanikowany wzrok. Nie widziała, co ma mu odpowiedzieć. Kochała go, chciała z nim być, ale…. To przedłużające się milczenie jeszcze bardziej go zestresowało.
- Marek – westchnęła i chciała zacząć swoją przemowę, ale on już doskonale wiedział, co za chwilę usłyszy
- Wiem, co chcesz powiedzieć – rzekł wstając i wciąż wpatrując się w jej oczy z nadzieją – Że jest za wcześnie, że krótko się znamy, że nie chcesz teraz ślubu
- Bo nie chcę – rzekła – Najpierw chcę skończyć studia. Muszę skupić się na pisaniu pracy, a nie wybieraniu na łapu capu kwiatów i zaproszeń. Chcę się do tego ślubu dobrze przygotować. Co nie oznacza, że nie chcę za ciebie wyjść. Bardzo chcę. Ale najwcześniej latem, za półtora roku, jak się już obronię. Będziesz tyle czekał?
- Oczywiście, że tak. Nie zamierzam na ciebie naciskać w kwestii terminu – pogładził ją po policzku - Po prostu chcę się zaręczyć, chcę mieć tę pewność, że będziesz kiedyś moją żoną. A poza tym zdecydowanie wolałbym mówić o tobie ‘moja narzeczona’, niż dziewczyna. Pobierzemy się w czerwcu, po twojej obronie. Ja sobie to wszystko dobrze przemyślałem. Później zaczniesz studia magisterskie na drugim kierunku. Po czwartym roku weźmiesz roczny urlop dziekański i wtedy urodzisz nam małego Dobrzańskiego, albo Dobrzańską – nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Miał całe ich życie zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. W jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia - Obiecuję iść na tacierzyński, żebyś mogła spokojnie napisać pracę. A jak już skończysz studia, to zatrudnimy opiekunkę, albo moja mama zajmie się dzieckiem i zaczniesz pracę w Febo&Dobrzański. Co ty na to? – z lekką niepewnością spojrzał w jej oczy
- Kocham cię – rzekła, roniąc łzę, którą szybko starł – To pokaż ten pierścionek – z uśmiechem założył na jej dłoń krążek z białego złota, z niewielkim brylancikiem.
- Tak bardzo się cieszę i dziękuję – porwał ją w ramiona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz