Od kilkunastu minut leżał z głową
wspartą na przedramieniu i przyglądał się jej twarzy pogrążonej we śnie.
Wreszcie zaczęła się przebudzać
- Dobrze mieć cię blisko –
szepnął. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłonie w jego kierunku, by po chwil mocno
go do siebie przytulić. Nie tracił czasu. Zaczął obsypywać pocałunkami jej
szyję, ramię, dekolt - O której masz pierwszy wykład? – zapytał ściągając
pospiesznie swój biały t-shirt.
- O dziesiątej – mruknęła,
przygryzając lekko wargę. Już wiedziała na co Marek ma ochotę.
- No i bosko. Najwyżej spóźnię
się na posiedzenie zarządu – nie zdążyła nic powiedzieć, bo gwałtownie wpił się
w jej wargi. Jego pieszczoty odbierały jej jasność umysłu. Uwielbiała ten stan.
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia.
Miał nadzieję, że spędzą je razem, jednak rozsądek podpowiadał, że będzie
musiał poczekać jeszcze rok. Ula już od dawna zapowiadała, że dwudziestego
drugiego jedzie do rodziców i zostanie tam, aż do drugiego dnia świąt. Bardzo
chciała spędzić ten czas z Dobrzańskim, w jego mieszkaniu, albo u jego rodziny,
ale była pewna, że matka nie wybaczyłaby jej nieobecności. Gdyby sytuacja była
inna z pewnością zabrałaby Marka ze sobą, ale dopiero przed Wigilią zamierzała
powiedzieć rodzicom, że jest w związku. I bardzo obawiała się ich reakcji,
zwłaszcza reakcji matki. Dobrzański zadeklarował, że po pracy chętnie ją
zawiezie. Odmówiła. Z pewnością plotki wywołane przez wścibskie sąsiadki nie
ułatwiłyby sytuacji. Nalegał. Twierdził, że nie może pozwolić, by z ciężką
torbą tarabaniła się autobusem tyle kilometrów. W końcu stanęło na tym, że
odwiezie ją do Rysiowa i wysadzi na przystanku PKS, z którego miała tylko
jakieś siedem, osiem minut spacerkiem do domu. Tuż za tablicą z napisem Rysiów
zjechał na pobocze, by jak wyjaśniał, móc się z nią swobodnie pożegnać.
Zatracili się w tych pocałunkach do utraty tchu. Dobrzański wciąż narzekał, że
nie wie, jak wytrzyma bez niej tyle dni. Wreszcie wyciągnął ze schowka
niewielkie pudełeczko opakowane czerwonym, błyszczącym papierem i przewiązane
złotą wstążką. Prosił, żeby otworzyła dopiero w Wigilię. Uśmiechnęła się do
niego promiennie, informując, że on swój prezent znajdzie w jej nocnej szafce.
Rodzina bardzo ucieszyła się z
jej przyjazdu. Zajęła swój dawny pokój i zaangażowała się w przygotowania
świąteczne. Świąteczne porządki nie były szczytem jej marzeń, ale za to bardzo
chętnie wspierała matkę w przygotowywaniu świątecznych potraw. Ula postanowiła
najpierw porozmawiać z matką o swoim partnerze. Jej reakcji obawiała się
najbardziej. Świetnym momentem miało być pieczenie pierniczków.
- Poznałam kogoś – rzekła, gdy
wycinała słodkie ciasteczka w kształcie choinki.
- Nareszcie córeczko. Już się
bałam, że zostaniesz starą panną – Magda uśmiechnęła się szeroko – To ktoś z
uczelni? Chłopak z innego kierunku?
- Nie, jest starszy – rzekła niepewnie
- Rozumiem, że przed tobą kończył
studia. To jakiś doktorant? – dopytywała
- Skończył studia już jakiś czas
temu. Nie poznaliśmy się na uczelni. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem.
Wpadłam na niego na ulicy i oblałam kawą – uśmiechnęła się na wspomnienie ich
pierwszego, dość niemiłego spotkania – Opieprzył mnie wtedy. A po kilku dniach
przypadkiem trafił do mojej kawiarni. Przeprosił za swoje zachowanie i zaprosił
na spacer – miała świadomość, że nie może powiedzieć matce prawdy o początku
swojej znajomości z Dobrzańskim. Nie zrozumiałaby. A poza tym tą opowieścią
próbowała odwlec nieco w czasie tę najtrudniejszą informację – Marek jest sporo
starszy. Ma trzydzieści pięć lat – oczy pani Cieplak były wielkości monety
pięciozłotowej
- Chcesz mi powiedzieć, że
znalazłaś sobie sponsora? – zapytała z oburzeniem
- No coś ty! Kocham go, a on
kocha mnie
- Nie mydl mi oczu. Myślisz, że
nie widziałam tego nowego telefonu, kurtki! Nie tak cię wychowałam! – ze złością
rzuciła ścierkę na blat
- Na te rzeczy zarobiłam w
wakacje. Marek nie jest moim sponsorem! – zerwała się z miejsca i uciekła do
swojego pokoju. Złość z niej kipiała. ‘Jak
matka mogła ocenić mnie w ten sposób?’ Miała ochotę spakować się i wrócić
do Warszawy, do Marka i z nim spędzić święta. ‘Skoro matka nie akceptuje mojego wyboru, to znaczy, że nie akceptuje mnie.
Nie będę jej zmuszać na siłę. Nie zrezygnuję z miłości z powodu jej widzimisię’.
Nie zdążyła się jednak zacząć pakować, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Do
środka weszła Magda Cieplak
- Przepraszam córeczko – rzekła z
wyraźną skruchą – Zaskoczyłaś mnie – usiadła na skraju łóżka – Myślałam, że
znajdziesz sobie chłopca w swoim wieku
- Ja na początku też tak
myślałam. Ale zakochałam się w Marku. A chłopaki w moim wieku to wciąż duże
dzieci. Ja chyba potrzebuje odpowiedzialnego i statecznego faceta.
- Opowiesz mi o nim?
- Jest troskliwy, czuły, zabawny,
inteligentny i cholernie przystojny. Jest urzeczywistnieniem moich marzeń. I jestem
z nim szczęśliwa.
- A czym się zajmuje? – dopytywała
już bardziej przyjaznym tonem. Tonem matki, która się martwi o swoje dziecko
- Jest prezesem domu mody
Febo&Dobrzański. Jego rodzice założyli firmę, gdy był mały
- Zdajesz sobie sprawę, jak wiele
was dzieli? – spojrzała na córkę uważnie.
- Zdaję – westchnęła – Ale jakoś
nam to nie przeszkadza. Niedawno przedstawił mi swoich rodziców. Są bardzo
majętni, ale przy tym bardzo normalni. Ma uroczą babcię. Polubili mnie. I chciałabym,
żebyście wy z tatą polubili Marka. Chciałabym w styczniu przyjechać do was z
nim.
- To…. może zaproś go na obiad w
drugi dzień świąt. A wieczorem razem wrócicie do Warszawy – Ula z ulgą
przytuliła się do matki
- Dziękuję
- Cześć kochanie! – przywitał ją
radosnym głosem
- Cześć. Tęsknisz za mną choć
trochę?
- Nie prowokuj mnie! Bo za chwilę
przyjadę do Rysiowa i zabiorę cię do domu – uśmiechnęła się na myśl, że mają
teraz z Markiem wspólny dom
- To mam dla ciebie dobrą
wiadomość. Zobaczymy się trochę szybciej. Moi rodzice zapraszają cię na obiad w
drugi dzień świąt
- Powiedziałaś im? Jak
zareagowali? - wiedział, że jego ukochana bardzo przeżywa tę rozmowę. Sam też
się denerwował, chociaż starał się tego nie okazywać. Przy braku akceptacji Cieplaków,
wiedział, że będzie im trudniej, a Ula będzie się tym zadręczać
- Na początku mama nie tryskała
optymizmem, ale koniec końców przełknęła tę różnicę wieku i teraz jest ciebie
ciekawa. Ojciec cieszy się, że wreszcie sobie znalazłam kogoś odpowiedniego. Jest
tylko jeden problem. Nie powiedziałam im, że mieszkamy razem, więc proszę cię,
nie wygadaj się. Powiem im później, za kilka tygodni. Tylu rewelacji na raz
mogliby nie zaakceptować.
- Jasne – uśmiechnął się do
słuchawki – Słodkich snów – szepnął - Boże, jaką mam ochotę cię teraz pocałować
– westchnął
- Musisz wytrzymać te kilka dni. Obiecuję
ci wynagrodzić wszystko po powrocie. Pa
Świąteczny obiad generalnie
przebiegł w dobrej atmosferze. Co prawda Marek cały czas czuł się bacznie obserwowany
przez potencjalną teściową, jednak Magda Cieplak starała się być w stosunku do
niego uprzejma. Początkowa nieufność szybko ustąpiła miejsca sympatii. Marek zdecydowanie
był typem mężczyzny, który potrafi przekonać do siebie każdą kobietę. Tak było
i tym razem, a Ulka mogła odetchnąć z ulgą. Najbardziej zachwycony partnerem
siostry był Jasiek, który bez skrępowania stwierdził, że Marek ma ‘niezły wózek’.
Wracali właśnie do Warszawy gawędząc o świętach i minionym spotkaniu
- Babcia nie mogła mi wybaczyć,
że nie przywiozłem cię na święta. Musiałem ją udobruchać obietnicą, że zjemy z
nimi obiad noworoczny. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe
- No co Ty! Uwielbiam twoją
babcię, a i z rodzicami całkiem nieźle się dogaduję.
- Bardzo mnie to cieszy. Wydaje
się, że i ja małymi krokami zdobędę pełną akceptację twojej mamy. Aż mi się
ręce pociły na początku, jak mi się tak przyglądała badawczo.
- Jest bardzo ostrożna i martwi
się. Pierwszy raz jestem w związku i to na dodatek ze starszym od siebie
facetem. Jednak jestem przekonana, że nie miną dwa, trzy miesiące, a będzie cię
ubóstwiać.
- Co ty na to, żeby spędzić
Sylwestra w Karczmie pod Warszawą? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem – Żaden
wystawny bal. Zwykła impreza na sto osób. O północy lampka szampana i pokaz
fajerwerków. Na górze są pokoje, więc pojechalibyśmy autem – wyjaśniał – To w
gruncie rzeczy pomysł Sebastiana. Ja tak bardzo skupiłem się na tobie, że
zapomniałem coś zaplanować. On już w listopadzie zarezerwował stolik dla
sześciu osób. Oprócz niego i Violetty ma być jeszcze Robert, ten od wyjazdów
zagranicznych, którego poznałaś w Mediolanie. Całkiem fajny facet. Będzie z
żoną. Jeśli jednak nie masz ochoty, to możemy zostać w domu – zaznaczył
- Bardzo chętnie. Na elegancki
bal bym się nie zgodziła, bo nie potrafiłabym się tam odnaleźć. A skoro tu ma
być luźniej, to czemu nie. Nigdy nie byłam na imprezie sylwestrowej.
- To teraz będzie twój pierwszy
raz. Cieszę się, że ze mną – uśmiechnął się na wspomnienie innego, pierwszego
razu.
Bawiła się w towarzystwie jego znajomych
wyśmienicie. Praktycznie cały wieczór wirowała w ramionach Marka. Niechętnie
schodził z parkietu. Był świetnym tancerzem, o czym miała okazję przekonać się
jeszcze w Mediolanie. O północy wznieśli toast i złożyli sobie życzenia. Chwilę
przed pierwszą Marek szepnął do Sebastiana, że zamierza z Ulą świętować
nadejście Nowego Roku w bardziej kameralnym gronie i porwał ukochaną na górę.
- Myślałam, że będziesz chciał
się bawić do białego rana. Szczerze mówiąc miałam ochotę jeszcze z tobą
poszaleć na parkiecie – mówiła, gdy wchodzili na górę
- Zamierzam zasnąć dopiero nad
ranem, a szaleć będziemy w łóżku - szepnął jej do ucha. Ula śmiejąc się wywróciła
oczami
- A ty tylko o jednym – gdy tylko
otworzyły się przed nimi drzwi pokoju numer dwanaście patrzyła zaskoczona to na
łóżko, to na Marka. Pościel ozdobiona była płatkami czerwonych róż, a na
stoliku stał piękny bukiet kwiatów i butelka szampana z dwoma kieliszkami.
Stanęła na środku zaskoczona, a gdy odwróciła się, Marek już przed nią klęczał,
trzymając w ręku pudełeczko z pierścionkiem
- Kochanie, wyjdziesz za mnie? O
niczym innym nie marzę – dodał, widząc jej spanikowany wzrok. Nie widziała, co
ma mu odpowiedzieć. Kochała go, chciała z nim być, ale…. To przedłużające się
milczenie jeszcze bardziej go zestresowało.
- Marek – westchnęła i chciała
zacząć swoją przemowę, ale on już doskonale wiedział, co za chwilę usłyszy
- Wiem, co chcesz powiedzieć –
rzekł wstając i wciąż wpatrując się w jej oczy z nadzieją – Że jest za
wcześnie, że krótko się znamy, że nie chcesz teraz ślubu
- Bo nie chcę – rzekła – Najpierw
chcę skończyć studia. Muszę skupić się na pisaniu pracy, a nie wybieraniu na
łapu capu kwiatów i zaproszeń. Chcę się do tego ślubu dobrze przygotować. Co
nie oznacza, że nie chcę za ciebie wyjść. Bardzo chcę. Ale najwcześniej latem,
za półtora roku, jak się już obronię. Będziesz tyle czekał?
- Oczywiście, że tak. Nie
zamierzam na ciebie naciskać w kwestii terminu – pogładził ją po policzku - Po
prostu chcę się zaręczyć, chcę mieć tę pewność, że będziesz kiedyś moją żoną. A
poza tym zdecydowanie wolałbym mówić o tobie ‘moja narzeczona’, niż dziewczyna.
Pobierzemy się w czerwcu, po twojej obronie. Ja sobie to wszystko dobrze
przemyślałem. Później zaczniesz studia magisterskie na drugim kierunku. Po
czwartym roku weźmiesz roczny urlop dziekański i wtedy urodzisz nam małego
Dobrzańskiego, albo Dobrzańską – nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Miał całe
ich życie zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. W jej oczach pojawiły się
łzy wzruszenia - Obiecuję iść na tacierzyński, żebyś mogła spokojnie napisać
pracę. A jak już skończysz studia, to zatrudnimy opiekunkę, albo moja mama
zajmie się dzieckiem i zaczniesz pracę w Febo&Dobrzański. Co ty na to? – z lekką
niepewnością spojrzał w jej oczy
- Kocham cię – rzekła, roniąc
łzę, którą szybko starł – To pokaż ten pierścionek – z uśmiechem założył na jej
dłoń krążek z białego złota, z niewielkim brylancikiem.
- Tak bardzo się cieszę i
dziękuję – porwał ją w ramiona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz