- Cześć kochanie – do gabinetu
prezesa weszła Sandra – masz jeszcze jakieś ważne spotkania? Chcę cię porwać
wcześniej. Umówiłam się z Grażyną i Wiktorem do teatru. Dzwoniła, że mają wolne
bilety, bo jej siostra się rozchorowała i nie może iść.
- Przykro mi, ale nie dam rady –
odparł spoglądając na żonę przelotnie i szybko wrócił do analizy zysków, którą
godzinę wcześniej przesłał mu dyrektor finansowy.
- Jak to nie dasz rady? –
oburzyła się – Czy ta firma się zawali, gdy raz na kwartał wyjdziesz godzinę
wcześniej z pracy?
- Nie – westchnął - Nie zawali.
Jeśli masz ochotę możemy iść do teatru w przyszłym tygodniu. Wybierz jakiś
interesujący spektakl to zarezerwuję bilety – odparł spokojnie. Nie miał ochoty
na kłótnię. Zrozumiała, że krzykiem i tupaniem nogą niewiele wskóra.
Postanowiła obrać inną taktykę. Obeszła biurko i stanęła za jego fotelem.
Zaczęła masować jego kark i szepnęła przemiłym głosem
- Kochanie, ale ja chcę iść
dzisiaj – musnęła ustami poduszeczkę prawego ucha
- W takim razie beze mnie. Jestem
już umówiony – rzucił od niechcenia znudzony tą bezproduktywną dyskusją.
Odsunęła się momentalnie i wlepiła w niego podejrzliwy wzrok
- A z kim?
- Z Ulą – odparł, ale szybko się
poprawił – to znaczy z Kubą. Umówiłem się z Ulą, że odbiorę go dziś z treningu.
Skoczymy na jakąś pizzę, pogadamy
- Fantastycznie, że mnie o tym
poinformowałeś! – wyraźna pretensja była wyczuwalna w jej głosie
- To jakoś tak samo wyszło w
ciągu dnia – wzruszył ramionami
- Jasne – rzuciła z przekąsem –
Ona tylko kiwnie na ciebie palcem, a ty rzucasz wszystko i lecisz, jak na
skrzydłach
- Przestań – spojrzał na żonę z
dezaprobatą – Nie jadę do Uli, tylko do syna. Dobrze wiesz, że praktycznie nie
widywałem się z dziećmi przez ostatni rok! – zirytował się – Miałem prawo się
za nimi stęsknić i mam prawo chociaż próbować nadrobić czas.
- A to akurat jej wina, że
wywiozła je na drugi koniec Europy – uśmiechnęła się słodko chcąc załagodzić
nieco sytuację i przypomnieć mu, że przez byłą żoną nie miał z dziećmi
bezpośredniego kontaktu
-
Dobrze wiesz, jaka była
sytuacja – westchnął – Przepraszam cię, ale za dwadzieścia minut muszę
wyjść,
bo nie chcę, żeby Kuba czekał, a został mi jeszcze mail do wysłania.
Jeśli masz
ochotę, idź sama, ja i tak będę późno – podszedł do żony – Obiecuję ci,
że w
przyszłym tygodniu pójdziemy do teatru, opery, gdzie będziesz chciała –
musnął
ustami jej policzek i wrócił za biurko. Opuściła piąte piętro wściekła.
Starła
się rozumieć jego tęsknotę za dziećmi, ale nie lubiła schodzić na dalszy
plan.
A najbardziej nie mogła znieść myśli, że widując się z synem, spotyka
się
również z byłą żoną. Od blisko dwóch miesięcy iskrzyło między nimi
regularnie.
Spięcia wywoływały nawet najmniejsze błahostki. Zaczęło się psuć od
momentu
powrotu do Polski Dobrzańskiej wraz z ich synem. Marek bez przerwy
jeździł do ich mieszkania na Ochocie, umawiał się z synem na mieście,
pomagał byłej. Była
bezsilna. Starała się tłumaczyć sobie, że musi przeczekać, że to minie,
że to
chwilowy zachwyt i radość z ich powrotu. Przecież do tej pory między
nimi
wspaniale się układało. Byli zgodnym małżeństwem od ponad dwóch lat.
Zaparkował auto pod klubem
sportowym i niecierpliwie oczekiwał syna. Kuba miał dwanaście lat i był
świetnie zapowiadającym się piłkarzem. Na pierwsze treningi zapisali go, gdy
miał cztery lata. Od tego momentu piłka nożna stała się jego priorytetem. Mimo
stawiania sportu na pierwszym miejscu nie zaniedbywał nauki. Największą wagę
przykładał do języków, bo jak powtarzał, przydadzą mu się, gdy będzie grał w
zagranicznych klubach. Był bardzo dumny zarówno z syna, jak i córki. I bardzo
za nimi tęsknił, gdy przez ostatni rok widział się z nimi głównie dzięki wirtualnym
rozmowom przez komunikator. Westchnął spoglądając w szare niebo.
Przez tyle miesięcy rozpaczliwie tęskniłeś za dziećmi. Jednak wiedziałeś,
że twoje uczucia są w tym momencie najmniej
ważne. Chciałeś, żeby twoja córka spełniała swoje marzenia. Odkąd poszła do
gimnazjum chciała studiować na Oxfordzie. Była bardzo zdolna, świetnie się
uczyła do samego początku. I pewnego dnia zakomunikowała ci, że chce kontynuować
naukę w Londynie, by lepiej przygotować się do egzaminów na studia.
Próbowaliście z Ulą przekonać ją, że to nie jest najlepszy pomysł, że jest jeszcze
za młoda. Miała ledwie siedemnaście lat i skończoną pierwszą klasę liceum.
Zaproponowałeś brytyjskie liceum w Warszawie, deklarowałeś, że będziesz ją
woził. Ula cię poparła w tym pomyśle. Ale Zośka była uparta. Przecież po tobie
odziedziczyła charakter. W końcu twoja żona skapitulowała, najwyraźniej
upatrując w tym wyjeździe również szansę dla siebie. Mówiła, że takie roczne
oderwanie od Polski dobrze jej zrobi. Dla Kuby ten wyjazd też miał być pasmem
korzyści. Miał podszlifować język i uczęszczać do szkółki Arsenalu. Osobiście
odwiozłeś ich na lotnisko, żegnając całą trójkę z bólem serca. Wiedziałaś, że
nie zostanie ci nic innego, jak rozmowy przez Skype. Ula wróciła z synem po czternastu
miesiącach. Zosia była już pełnoletnia i świetnie dawała sobie radę sama w
Londynie. Pozwoliliście się jej usamodzielnić.
- Cześć tato! – podbiegł do niego
pąsowy. Przybił z synem piątkę
- Wskakuj do auta. Jesteś cały
zgrzany, a trochę dziś chłodno. Mama mi nie wybaczy, gdy się rozchorujesz –
wrzucił jego torbę do bagażnika – To ile bramek strzelił dzisiaj mój syn? –
spytał, gdy wsiadł już do auta
- Cztery – odparł z dumą
- Dobrzański, będziesz lepszy od
Lewandowskiego! – popatrzył na bruneta z uznaniem
- No ba!
- To co, pizza czy burgery? Po
tak intensywnym wysiłku przyda ci się trochę kalorii.
- Burgery. Otworzyli na
Puławskiej taką fajną burgerownię. Byłem tam ostatnio z mamą, ciotką Violką i
Kacprem
- No to jedziemy
Kubie przez cały wieczór nie
zamykała się buzia. Miał tyle do powiedzenia, że przeskakiwał z tematu na
temat. Opowiadał o swojej brytyjskiej szkole, kolegach, mieszkaniu, które
wynajęli.
- I mimo tego, że tam było
fajnie, to tęskniłem – rzekł szczerze. To dzięki Uli był taki wrażliwy i potrafił
mówić o swoich uczuciach – Za dziadkami, za Kacprem, Wiktorem, wujkami, ale
przede wszystkim za tobą tato – Dobrzański przyjrzał mu się z rozczuleniem –
brakowało mi naszych wspólnych wypadów i tych rozgrywek w FIFĘ. Zagramy w
przyszłym tygodniu?
- Jasne, tylko jeszcze nie wiem,
którego dnia będę mógł wpaść. Obiecałem coś Sandrze – syn pokiwał głową z lekką
rezygnacją
- Za nią akurat nie tęskniłem –
mruknął pod nosem i zajął się swoją porcją pieczonych ziemniaczków
- Mamo, jesteśmy – krzyknął
wpadając do mieszkania i rzucając w kąt sportową torbę. Na schodach
prowadzących na drugi poziom apartamentu pojawiła się Ula.
- Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś
się z tatą – rzekła z uśmiechem patrząc na syna
- Najlepiej – wyszczerzył się
- No to teraz do lekcji. Późno
już. Znów cię rano nie będę mogła ściągnąć z łóżka – pogroziła mu palcem
jednocześnie puszczając oczko
- Cześć Ula – przywitał się Marek
- Cześć. Napijesz się czegoś? –
zapytała, gdy zauważyła, że ściąga płaszcz
- Chętnie. Wodę poproszę. Byliśmy
na burgerach i trochę mnie teraz suszy po tych frytkach – uśmiechnął się i
podążył za nią do kuchni
- Masz pozdrowienia od Zośki. Przed
chwilą z nią rozmawiałam.
- Dzięki. Jak sobie radzi? –
przysiadł na stoku barowym
- Dobrze. Miała już pierwsze
sprawdziany w tym semestrze. Zaliczyła je śpiewająco.
- Zdolną mamy córkę
- To prawda. Zresztą wszystko ci
pewnie opowie. Wspominała, że jest z tobą umówiona na jutro.
- Tak. Staram się regularnie
utrzymywać z nią kontakt, zwłaszcza teraz, gdy została tam sama – obrzucił wzrokiem
blat kuchenny i dostrzegł na nim śrubokręt i jakiś przedmiot w folii
- Zepsuło ci się coś? – spytał z
zaciekawieniem
- Gniazdko się chyba spaliło –
machnęła ręką - Coś strzeliło i zaczęło śmierdzieć. Blender przestał działać,
na szczęście podłączyłam go gdzie indziej i pracuje bez zarzutu. Znalazłam nowe
w skrzynce z narzędziami. Zostało chyba po ostatnim remoncie. Próbowałam sama
rozkręcić, ale stwierdziłam, że z prądem nie ma żartów.
- To daj, ja spróbuję – ruszył w
kierunku gniazdka
- Ty? – nie kryła zdziwienia –
Przecież ty o tym nie masz zielonego pojęcia. Zawsze do takich prac wzywałeś
fachowca. Zresztą jutro po drodze z pracy wpadnie Maciek.
- Bez przesady, mogę przecież
spróbować. To nie jest żadna filozofia – wykręcał kolejne śrubki – Drabinka jest
tam, gdzie zwykle? – kiwnęła głową – Muszę wyłączyć bezpieczniki – po chwili
wrócił do pomieszczenia i całą swoją uwagę skupił na wymianie. Poszło mu dość
sprawnie. Zamontował obudowę, włączył prąd – Daj jakiś mikser, blender,
cokolwiek – podała mu urządzenie i okazało się, że wszystko działa bez zarzutu –
Gotowe – rzekł wyraźnie z siebie zadowolony
- Dziękuję
- Następnym razem dzwoń do mnie,
a nie zawracaj głowę Maćkowi. Z drobnymi awariami poradzę sobie sam, do
poważniejszych ściągnę ci fachowca – spojrzał na zegarek – Będę się zbierał.
Trzymaj się i pożegnaj ode mnie Kubę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz