B

piątek, 6 listopada 2015

'W chmurach' VII

W koprodukcji z K.!


Był piękny, słoneczny, wrześniowy dzień z przyjemną temperaturą. Dobrzański w garniturowych spodniach i białej koszuli zmierzał na spotkanie ze swoją partnerką. Śmiał się w duchu, że jest już w takim wieku, że nie wypada o Uli mówić i myśleć ‘moja dziewczyna’. Dobrze, że przed wejściem do parku jakaś starowinka sprzedawała bukieciki polnych kwiatków, bo niestety był spóźniony.
- Witaj kochanie – zaszedł ją od tyłu i szepnął wprost do jej ucha. Wzdrygnęła się, przestraszył ją. Zwykle przychodził alejką od południowej bramy. Cmoknął ustami jej kark i sekundę później siedział już obok niej – Wybacz, że musiałaś czekać
- Daj spokój. To tylko dziesięć minut – przyjęła od niego niewielki bukiecik – Poza tym przecież wysłałeś mi sms’a
- Mimo wszystko to niedopuszczalne, żeby kobieta czekała na mężczyznę. Powinno być zdecydowanie odwrotnie – roześmiała się i czule pogładziła jego włosy
- Ty i te twoje staroświeckie zasady – cmoknęła jego policzek i powąchała kwiatki. Pachniały łąką. Uśmiechnęła się pod nosem przywołując wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to dziadek zabierał ją na spacery na polanki – Jedziemy do mnie? – zapytała z figlarnym uśmiechem. Momentalnie mina mu zrzedła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał – przytulił ją do swego boku – ale dziś nie dam rady. Umówiłem się z Marysią za godzinę – pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie miała żalu. Doskonale wiedziała, że córka jest i zawsze będzie dla niego na pierwszym miejscu – Ale za to mam wolną sobotę. Moi rodzice zabierają małą do stadniny swoich znajomych gdzieś pod Olsztyn. Wyjeżdżają z samego rana, wracają w niedzielę przed południem – musnął ustami jej szyję - W niedzielę będę musiał do nich jechać, ale całą sobotę i niedzielny poranek mam wolny.
- Kusząca propozycja – zagryzła wargę, jednocześnie wplatając palce w jego włosy
- Zapraszam więc do siebie. Zobaczysz, jak mieszkamy, a przy okazji obiecuję ci wynagrodzić moją dzisiejszą niedyspozycję – nie zwracając uwagi na mijających ich ludzi delikatnie przygryzł poduszeczkę jej ucha – Mam baaardzo wygodne łóżko – wymruczał
- Co ty nie powiesz – zaśmiała się radośnie
- A na jutro mam inną propozycję – rzekł poważniejszym tonem – Wybieramy się z Manią do ZOO i chciałbym, żebyś poszła z nami
- Pytanie, czy ona tego chce – spojrzała uważnie w jego oczy
- Rozmawiałem z nią. Powiedziałem, że bardzo bym chciał byśmy wybrali się tam we trójkę. Nie protestowała.
- Ale też nie wyraziła entuzjastycznej zgody – mruknęła
- Powiedziała, że możemy iść razem z tobą. Daj jej jeszcze trochę czasu. Powoli, małymi krokami się do ciebie przekonuje – zapewnił. Westchnęła
- To o której to ZOO?
- Przyjedziemy po ciebie o piątej. Wyrobisz się? – potakująco kiwnęła głową


Zerwała się wcześniej z pracy, żeby dojechać do domu bez korków i mieć jeszcze czas na przebranie się. Korporacyjny strój i szpilki nie były odpowiednie na spacer po ogrodzie zoologicznym. Kilka minut po siedemnastej Marek wysłał jej sms’a, że czekają już na dole. Tym razem Marysia przywitała się z nią uprzejmie, ale wciąż z wyczuwalnym dystansem. Mimo wszystko zrobili krok do przodu. Już jej nie ignorowała i ostentacyjnie nie manifestowała swojej niechęci.
- Księżniczko, opowiesz nam jak ci minął dzień – zapytał, gdy tylko wyjechali na zakorkowany Wał Miedzeszyński
- Strasznie nudno było dzisiaj na plastyce. A na dodatek pani Mariola posadziła mnie w ławce z Patrykiem. Cały dzień mi dokuczał
- Jak to ci dokuczał? – zainteresował się Dobrzański
- Mówił, że jestem głupia
- Musisz mu powiedzieć, że prawdziwy mężczyzna nie mówi takich rzeczy do kobiety – wtrąciła się Ula
- Powiedziałam, a on mi odpowiedział, że mówię bzdury, bo jego tata tak właśnie mówi do mamy
- Patologia – mruknął pod nosem Marek – Porozmawiam jutro z panią Mariolą, żeby już nigdy nie sadzała was razem i żeby miała na oku tego całego Patryka – przez wsteczne lusterko spojrzał na córkę z troską – A mówiłem matce, żeby zapisać ją do prywatnej szkoły – rzekł nieco ciszej – To nie, uparła się, że lepsza będzie szkoła publiczna. W prywatnej placówce przynajmniej nie byłoby takiego elementu.
Gdy dojechali na miejsce dziewczynka euforycznie wyskoczyła z samochodu. Nie mogła się doczekać, gdyż tata wizytę w ZOO obiecywał jej od dawna. Chwyciła ojca za rękę i energicznie pociągnęła w stronę bramy wejściowej. Spacerowali wolnym rokiem dyskutując o mijanych zwierzętach, ich zwyczajach żywieniowych i miejscach naturalnego występowania. Marysia chętnie słuchała uwag Cieplak, zadawała jej pytania, a nawet śmiała się z jej żartów. Marek obserwując ten obrazek powoli zyskiwał pewność, że wszystko skończy się dobrze. Od dawna nie wyobrażał sobie, żeby musiał wybierać między ukochaną kobietą, a córką.
- A najbardziej lubię naleśniki – rzekła w pewnym momencie mała brunetka
- Naprawdę? Ja też – uśmiechnęła się do niej
- Ale tata nie umie ich robić – skrzywiła się ze smutną miną
- O przepraszam – włączył się Marek, chcąc się bronić – wychodzą mi całkiem niezłe. W każdym razie bardzo się staram
- Ale nie tak dobre, jak babci. Nawet babcia Helena mówi, że wychodzą ci gumiaste – spojrzała na niego z miną Ważniaka ze Smerfów. Roześmiał się
- Jeśli już to gumowate
- Widzę mój drogi, że muszę cię podszkolić - zaśmiała się pod nosem
- W sobotę? – spojrzał jej w oczy prowokująco. Spuściła wzrok nie chcąc wdawać się z nim w tę dyskusję w obecności dziecka. Z opresji wybawiła ją Mania
- A pani umie robić naleśniki? – wlepiła w Cieplak swoje brązowe oczy
- Oczywiście. Mam nadzieję, że równie dobre, jak twojej babci – w tym prostym daniu upatrywała szansę na zbudowanie nici porozumienia z dziewczynką – W wielu wersjach. A ty jakie najbardziej lubisz?
 - Z truskawkami i bitą śmietaną albo z malinami i czekoladą – aż się oblizała na wspomnienia słodkości
- A jadłaś kiedyś na słono? Na przykład z kurczakiem i pieczarkami albo z szynką i serem – mała przecząco pokręciła głową – To koniecznie musisz kiedyś spróbować
- A zrobi mi pani? – Marek swoje zaskoczone spojrzenie przeniósł z córki na Ulę, posyłając jej nikły uśmiech
- Oczywiście, jeśli tylko masz ochotę – zdecydowała się na dość odważny gest i czule pogładziła ją po głowie
- Tato, to kiedy pani Ula będzie mogła do nas przyjść?
- To kiedy pani Ula będzie mogła do nas przyjść? – powtórzył za córką z miną wyrażającą satysfakcję
- Może w przyszłą sobotę? – dziewczynka kiwnęła głową
- No to umówieni – rzekł z szerokim uśmiechem ukazując rząd białych zębów -  Cudowne dwa weekendy nam się szykują – szepnął wprost do jej ucha, gdy Marysia nieco ich wyprzedziła, biegnąc w stronę wybiegu na słoni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz