W koprodukcji z K.!
Był piękny, słoneczny, wrześniowy
dzień z przyjemną temperaturą. Dobrzański w garniturowych spodniach i białej
koszuli zmierzał na spotkanie ze swoją partnerką. Śmiał się w duchu, że jest
już w takim wieku, że nie wypada o Uli mówić i myśleć ‘moja dziewczyna’. Dobrze,
że przed wejściem do parku jakaś starowinka sprzedawała bukieciki polnych
kwiatków, bo niestety był spóźniony.
- Witaj kochanie – zaszedł ją od
tyłu i szepnął wprost do jej ucha. Wzdrygnęła się, przestraszył ją. Zwykle
przychodził alejką od południowej bramy. Cmoknął ustami jej kark i sekundę
później siedział już obok niej – Wybacz, że musiałaś czekać
- Daj spokój. To tylko dziesięć
minut – przyjęła od niego niewielki bukiecik – Poza tym przecież wysłałeś mi
sms’a
- Mimo wszystko to niedopuszczalne,
żeby kobieta czekała na mężczyznę. Powinno być zdecydowanie odwrotnie –
roześmiała się i czule pogładziła jego włosy
- Ty i te twoje staroświeckie
zasady – cmoknęła jego policzek i powąchała kwiatki. Pachniały łąką.
Uśmiechnęła się pod nosem przywołując wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to
dziadek zabierał ją na spacery na polanki – Jedziemy do mnie? – zapytała z
figlarnym uśmiechem. Momentalnie mina mu zrzedła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym
chciał – przytulił ją do swego boku – ale dziś nie dam rady. Umówiłem się z
Marysią za godzinę – pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie miała żalu. Doskonale
wiedziała, że córka jest i zawsze będzie dla niego na pierwszym miejscu – Ale za
to mam wolną sobotę. Moi rodzice zabierają małą do stadniny swoich znajomych
gdzieś pod Olsztyn. Wyjeżdżają z samego rana, wracają w niedzielę przed
południem – musnął ustami jej szyję - W niedzielę będę musiał do nich jechać,
ale całą sobotę i niedzielny poranek mam wolny.
- Kusząca propozycja – zagryzła wargę,
jednocześnie wplatając palce w jego włosy
- Zapraszam więc do siebie.
Zobaczysz, jak mieszkamy, a przy okazji obiecuję ci wynagrodzić moją dzisiejszą
niedyspozycję – nie zwracając uwagi na mijających ich ludzi delikatnie
przygryzł poduszeczkę jej ucha – Mam baaardzo wygodne łóżko – wymruczał
- Co ty nie powiesz – zaśmiała się
radośnie
- A na jutro mam inną propozycję –
rzekł poważniejszym tonem – Wybieramy się z Manią do ZOO i chciałbym, żebyś
poszła z nami
- Pytanie, czy ona tego chce –
spojrzała uważnie w jego oczy
- Rozmawiałem z nią.
Powiedziałem, że bardzo bym chciał byśmy wybrali się tam we trójkę. Nie protestowała.
- Ale też nie wyraziła
entuzjastycznej zgody – mruknęła
- Powiedziała, że możemy iść
razem z tobą. Daj jej jeszcze trochę czasu. Powoli, małymi krokami się do
ciebie przekonuje – zapewnił. Westchnęła
- To o której to ZOO?
- Przyjedziemy po ciebie o piątej.
Wyrobisz się? – potakująco kiwnęła głową
Zerwała się wcześniej z pracy,
żeby dojechać do domu bez korków i mieć jeszcze czas na przebranie się.
Korporacyjny strój i szpilki nie były odpowiednie na spacer po ogrodzie
zoologicznym. Kilka minut po siedemnastej Marek wysłał jej sms’a, że czekają
już na dole. Tym razem Marysia przywitała się z nią uprzejmie, ale wciąż z
wyczuwalnym dystansem. Mimo wszystko zrobili krok do przodu. Już jej nie
ignorowała i ostentacyjnie nie manifestowała swojej niechęci.
- Księżniczko, opowiesz nam jak
ci minął dzień – zapytał, gdy tylko wyjechali na zakorkowany Wał Miedzeszyński
- Strasznie nudno było dzisiaj na
plastyce. A na dodatek pani Mariola posadziła mnie w ławce z Patrykiem. Cały
dzień mi dokuczał
- Jak to ci dokuczał? – zainteresował
się Dobrzański
- Mówił, że jestem głupia
- Musisz mu powiedzieć, że
prawdziwy mężczyzna nie mówi takich rzeczy do kobiety – wtrąciła się Ula
- Powiedziałam, a on mi
odpowiedział, że mówię bzdury, bo jego tata tak właśnie mówi do mamy
- Patologia – mruknął pod nosem
Marek – Porozmawiam jutro z panią Mariolą, żeby już nigdy nie sadzała was razem
i żeby miała na oku tego całego Patryka – przez wsteczne lusterko spojrzał na
córkę z troską – A mówiłem matce, żeby zapisać ją do prywatnej szkoły – rzekł nieco
ciszej – To nie, uparła się, że lepsza będzie szkoła publiczna. W prywatnej placówce
przynajmniej nie byłoby takiego elementu.
Gdy dojechali na miejsce
dziewczynka euforycznie wyskoczyła z samochodu. Nie mogła się doczekać, gdyż
tata wizytę w ZOO obiecywał jej od dawna. Chwyciła ojca za rękę i energicznie
pociągnęła w stronę bramy wejściowej. Spacerowali wolnym rokiem dyskutując o
mijanych zwierzętach, ich zwyczajach żywieniowych i miejscach naturalnego
występowania. Marysia chętnie słuchała uwag Cieplak, zadawała jej pytania, a
nawet śmiała się z jej żartów. Marek obserwując ten obrazek powoli zyskiwał
pewność, że wszystko skończy się dobrze. Od dawna nie wyobrażał sobie, żeby
musiał wybierać między ukochaną kobietą, a córką.
- A najbardziej lubię naleśniki –
rzekła w pewnym momencie mała brunetka
- Naprawdę? Ja też – uśmiechnęła się
do niej
- Ale tata nie umie ich robić –
skrzywiła się ze smutną miną
- O przepraszam – włączył się
Marek, chcąc się bronić – wychodzą mi całkiem niezłe. W każdym razie bardzo się
staram
- Ale nie tak dobre, jak babci. Nawet
babcia Helena mówi, że wychodzą ci gumiaste – spojrzała na niego z miną
Ważniaka ze Smerfów. Roześmiał się
- Jeśli już to gumowate
- Widzę mój drogi, że muszę cię
podszkolić - zaśmiała się pod nosem
- W sobotę? – spojrzał jej w oczy
prowokująco. Spuściła wzrok nie chcąc wdawać się z nim w tę dyskusję w
obecności dziecka. Z opresji wybawiła ją Mania
- A pani umie robić naleśniki? –
wlepiła w Cieplak swoje brązowe oczy
- Oczywiście. Mam nadzieję, że
równie dobre, jak twojej babci – w tym prostym daniu upatrywała szansę na
zbudowanie nici porozumienia z dziewczynką – W wielu wersjach. A ty jakie
najbardziej lubisz?
- Z truskawkami i bitą śmietaną albo z
malinami i czekoladą – aż się oblizała na wspomnienia słodkości
- A jadłaś kiedyś na słono? Na przykład
z kurczakiem i pieczarkami albo z szynką i serem – mała przecząco pokręciła
głową – To koniecznie musisz kiedyś spróbować
- A zrobi mi pani? – Marek swoje
zaskoczone spojrzenie przeniósł z córki na Ulę, posyłając jej nikły uśmiech
- Oczywiście, jeśli tylko masz
ochotę – zdecydowała się na dość odważny gest i czule pogładziła ją po głowie
- Tato, to kiedy pani Ula będzie
mogła do nas przyjść?
- To kiedy pani Ula będzie mogła
do nas przyjść? – powtórzył za córką z miną wyrażającą satysfakcję
- Może w przyszłą sobotę? –
dziewczynka kiwnęła głową
- No to umówieni – rzekł z
szerokim uśmiechem ukazując rząd białych zębów - Cudowne dwa weekendy nam się szykują –
szepnął wprost do jej ucha, gdy Marysia nieco ich wyprzedziła, biegnąc w stronę
wybiegu na słoni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz