Wspólne
wyjście do wesołego miasteczka wszystkich wprawiło w świetny nastrój. I choć
wizyty w luna parku powinna być największą frajdą dla dzieciaków, to i oni
musieli przyznać, że bawili się świetnie. Momentami przekomarzali się jak
dzieci. Ula wciąż nabijała się z szatyna, że po wyjściu z wagonika kolejki
górskiej był bardziej blady od Jaśka. Nie dawała się przekonać, że ta
przejażdżka wcale nie zrobiła na nim wrażenia. Z dołu doskonale widziała, jak
momentami zamykał oczy, w przeciwieństwie do syna, który był tą atrakcją
zachwycony. I gdy późnym popołudniem zmierzali w stronę parkingu, by mógł ich
odwieźć do domu padły z jego ust słowa, które w pierwszej chwili ją zaskoczyły
-
Zjesz jutro ze mną kolację? – widząc jej wyraz twarzy szybko się zreflektował –
Przepraszam, nie było pytania – by ukryć swoje zmieszanie zaczął intensywnie
szukać po kieszeniach kluczyków do Land Rovera.
-
Bardzo chętnie – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. W pierwszym
momencie obrzucił ją nieprzytomnym wzorkiem.
-
Naprawdę? Bałem się, że może masz jakieś inne plany – jego twarz pojaśniała
- Od
dawna nie miewam innych planów – przyznała cicho. Uśmiechnął się niezauważalnie.
-
Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej. Możemy podrzucić Tośkę do mnie. Gdy muszę
coś załatwić, podjechać do rodziców, jestem w pracy, z Jaśkiem zostaje pani
Wanda. Zresztą chyba minęłaś się z nią ostatnio, jak przyjechałaś po małą.
Wyszła chwilkę przed twoim dzwonkiem. Musiałyście się widzieć
- No
może – zamyśliła się – Ale nie zwróciłam uwagi. Zresztą nie ważne. Jutro rano
zawożę ją na dwa dni do mojego ojca. Stęskniła się za dziadkiem. Chciał, żeby
została dłużej, ale Tosia nawet nie chce słyszeć o opuszczeniu kółka
plastycznego czy lekcji.
- No
to świetnie
Spędzili
naprawdę udany wieczór. Czy można było nazwać to randką? Żadne z nich nie
mówiło o tym głośno, ale z pewnością nie było to spotkanie dwójki rodziców zaprzyjaźnionych
dzieci. Nie była na randce odkąd urodziła Tosię. Gdy szykowała się na wieczorne
wyjście była lekko spanikowana. Bardzo rzadko wychodziła gdzieś wieczorem. I
jeśli już od wielkiego dzwonu zdarzały się takie okazje, to spędzała czas w
jakiejś przytulnej kawiarence, z koleżanką z pracy, przy lampce wina. Bała się,
że Dobrzański wybierze niezwykle wystawny i ekskluzywny lokal. To, że jest
majętny było widać na każdym kroku. Od domu i samochodu, na ubraniach kończąc.
Nie lubiła tych drogich restauracji ze sztywną atmosferą, białymi obrusami, kelnerami
w muszkach i damami w wieczorowych sukniach. Postawiła na małą czarną. Prawdę
mówiąc bardziej wystawnej sukienki nie miała w szafie z prostej przyczyny –
nigdy nie była jej ona potrzebna. Jej wybór okazał się strzałem w dziesiątkę.
Marek wybrał małą, urokliwą restaurację w Wilanowie, z ogrodem przystrojonym
setkami lampek. Stolik usytuowany w dyskretnej części tarasu, dyskretna obsługa
i niezobowiązująca atmosfera była tym wszystkim, co tego wieczoru potrzebowała.
I odkąd tylko go zobaczyła, musiała przyznać, że poczuła się odprężona i
zrelaksowana. Spędzili razem urocze trzy godziny, które wydawały im się ledwie
dwoma kwadransami.
- Tosia umie jeździć na rowerze? – zapytał
pewnego popołudnia, gdy podjechali niemal w tej samej chwili po dzieci
-
Tak, na czterech kółkach. Mój przyjaciel, który ma o rok starszą córkę próbował
nauczyć ją jazdy na dwóch podczas majówki, ale nie bardzo sobie radziła.
Jeszcze chyba na to za wcześnie. Nie chcę jej zmuszać na siłę.
-
Słusznie – przyznał – W sumie nie skończyła jeszcze pięciu lat. Jasiek nauczył
się dopiero pod koniec ubiegłych wakacji. Ale skoro jeździ na czterech kółkach…
Tak sobie pomyślałem – chrząknął – Bo umówiłem się z Jankiem w niedzielę na
wycieczkę rowerową po Powsinie iiiii może byście chciały dołączyć? – spojrzał
na nią, jakby lekko skrępowany swoją propozycją.
-
Dzięki za zaproszenie – uśmiechnęła się pod nosem – Ale chyba Tośka jest
jeszcze za mała, na takie eskapady. Po kilku kółkach w parku ma dość. Nie da
rady długo pedałować.
-
Ale to nic nie szkodzi – zapewnił gorliwie -
Ja mam taki łącznik rowerowy, więc wystarczy, żeby trzymała kierownicę,
a ja mogę ją ciągnąć. Albo fotelik. Gdzieś jeszcze w garażu powinien być ten Jaśka.
Nie wiem, czy nie jest za duża i czy chciałaby w tym podróżować, ale może warto
zapytać – wyglądał na lekko zakłopotanego, gdy drapał się po głowie, ale
niestrudzenie ciągnął dalej - Ma być ładna pogoda, nie ma sensu siedzieć w
domu. Przejechalibyśmy kawałek, później posiedzieli na kocu. Dzieciaki
porzucałyby frisbee, albo poganiały w berka. Hmm?
-
Zgoda – zaśmiała się. Jego determinacja była godna podziwu. Odpowiedział jej
szerokim uśmiechem.
-
Super. To ustal, czy jednak ten łącznik, czy fotelik i wyślij mi sms’a.
Czternasta, piętnasta? Tak, żeby już uniknąć tego południowego skwaru
-
Piętnasta
- Jesteśmy
umówieni
Jasiek
uzbrojony w kask i ochraniacze dumnie jechał jako pierwszy, na swoim niebieskim
rowerze. Tuż za nim Marek, do roweru którego był przymocowany różowy,
czterokołowy rowerek Tosi. W pomarańczowym kasku i z niewielkim plecakiem
sprytnie udawała, że pedałuje. Tak naprawdę szybko zorientowała się, że rower
jedzie sam, bez konieczności wkładania wysiłku
z jej strony i postanowiła to wykorzystać. Ula zamykała peleton. Gdy
tylko dojechali do Powsina i Dobrzański ściągał duże rowery z bagażnika na
dachu, a małe z bagażnika, zapytała się córeczki, czy woli jechać z nią, czy z
Markiem. Tosia bez chwili namysłu wybrała ‘pana Malka’. Wspólne podróże na
lekcje hiszpańskiego sprawiły, że Antonina złapała świetny kontakt z ojcem
swojego przyjaciela. Dobrzański był coraz lepiej wprowadzony z jej przedszkolne
życie, plan dnia i ulubione rzeczy. Stąd, gdy dojechali na miejsce odpoczynku,
na malowniczej polanie i prezes FD zabrał się za rozpakowywanie torby, którą
polecił ostrożnie wieźć na bagażniku Uli, okazało się, że ma w niej ulubiony
sok dziewczynki i wielbione przez nią czereśnie. Pani Cieplak nawet nie
pomyślała o prowiancie. Jedyną rzeczą, którą zabrała była butelka wody, która
znajdowała się w plecaku jej córeczki. Przystojny szatyn pomyślał jednak o
wszystkim i oprócz koca zapewnił im również napoje i przekąski. On i ona,
dwójka ludzi w sportowych strojach, siedząca na kocu i z wyraźną radością
obserwująca ganiające się nieopodal dzieci. Chłopiec i dziewczynka, którym
wspólna zabawa sprawiała ogromną radość. Ludzie obserwujący ich z boku z
pewnością twierdzili, że są cudowną rodziną spędzającą razem popołudnie na
łonie natury. Prawda była jednak inna. Były to cztery osoby, dwie dwójki
tworzące zupełnie odrębne rodziny. Niepełne rodziny, które w to niedzielne
popołudnie mogły zasmakować, jak powinno wyglądać normalne, szczęśliwe życie.
-
Dzieciaki – zawołał Dobrzański nieoczekiwanie zrywając się z koca – zagramy
razem we frisbee. Na dwie drużyny. Kto nie złapie, traci punkt. Przegrana
drużyna będzie musiała wykonać zadanie wymyślone przez drużynę przeciwną.
Zgoda? – rozentuzjazmowana dwójka pokiwała głowami – No to co, dziewczyny,
kontra chłopaki? – roześmianym wzrokiem spojrzał prowokująco na Ulę
- A
może właśnie zrobimy zamianę? – zapytał Jasiek – ja bym wolał tym razem być z
panią Ulą
- A
ja z panem – wlepiła w niego wzrok Tosia – I mogę do pana mówić wujku?
- A
ja do pani ciociu? - w pierwszej chwili spojrzeli na siebie spanikowani – Już
mam siostrę, teraz będę miał ciocię. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę – wyznał
szczerze
- Ja
też! – zawtórowała mu blondyneczka. Trudno było określić, czy w tym momencie
bardziej zakłopotana była matka Tosi, czy jej towarzysz. Szybko przyznali, że
‘nie ma sprawy, możecie się tak zwracać’ i rozpoczęli zabawę. Bardziej, żeby
odwrócić od tego incydentu swoją uwagę, niż dzieci. Ich relacje dość
niekontrolowanie i samoistnie zaczęły się zacieśniać. Dzieci były coraz bardziej
zżyte, a i rodzicom wspólne spotkania sprawiały im przyjemność. Dobrzański niby
zajęty zdobywaniem kolejnych punktów, raz po raz przypatrywał się Uli. Często
przyłapywała go na tym, że zamiast na lecącym krążku jest skupiony na niej. I wydawało mu się, że jest
tym faktem rozbawiona, a jednocześnie zakłopotana. Musiał przyznać, że matka
dziewczynki, która totalnie podbiła serce Jaśka, mu się podoba. Nie tylko
teraz, w tych obcisłych, jeansowych szortach i przewiewnej koszulce na
ramiączka, ale swoją urodą zwróciła jego uwagę już wtedy, gdy miała miejsce ta
cholerna stłuczka. Był wtedy wściekły, ale od samego początku zauważył, że ma
cudowne oczy. I musiał przyznać, że oprócz tego, że była piękna, była również
inteligenta. Świetnie im się razem rozmawiało, mieli podobne poczucie humoru,
oboje lubili kryminały. Jednak to, że Ula mu się podobała wcale go nie
uspokajało. Bo ich znajomość to jedno, a zachowanie dzieci, to drugie. Już
podczas wizyty w ZOO zauważył, że Jasiek lgnie do tej kobiety, a dzisiejsza
prośba o drużyny mieszane tylko potwierdziła jego tezę. Chłopcu brakowało
obecności kobiety, brakowało mu ciepła matki. Wiedział, że po powrocie do domu
czeka go trudna rozmowa z synem. Nie wiedział, jak potoczy się jego znajomość z
panią Cieplak, a syn nie powinien robić sobie nadziei na stałą obecność Uli i
Tosi w ich życiu. Było na to zdecydowanie za wcześnie.