Z trzecim już, tego wieczora, kieliszkiem wina wyszła na niewielki balkon. Wydarzenia dzisiejszego dnia kompletnie ją rozedrgały. Wiele razy podkreślała, że dobrze jest tak, jak jest, że nie chce związku, że taki układ jej pasuje. Żartowała, że nie chce wspólnego mieszkania, kredytu, psa i kłótni o kolor zasłon w sypialni i markę płynu do płukania. Ale prawda była taka, że w ostatnich tygodniach tworzyli niemal normalną, klasyczną parę, a jej było po prostu dobrze. Marek dawał jej szczęście. A ona doskonale zdawała sobie sprawę, że związki oparte na przyjaźni są trwalsze i szczęśliwsze. Przecież byli świetnymi przyjaciółmi. Znali swoje wady i zalety. Akceptowali się. A w łóżku też im było dobrze. Czego chcieć więcej? Może miłości? Po cichu liczyła, że z czasem Marek ją pokocha. Ona go kochała, choć nie chciała się do tego przyznać głośno. Dziś był ten pierwszy raz gdy opróżniając kolejny kieliszek uczciwie przyznała, że go kocha. Dziś był wyjątkowy dzień. Dziś go straciła. Nie Marka przyjaciela, bo wiedziała, że tę relację przy odrobinie dobrych chęci z pewnością uratują. Dziś straciła Marka kochanka i kandydata na życiowego partnera. W głębi duszy przeklinała tą tlenioną blondynę, która swoim pojawieniem się w Febo&Dobrzański wywróciła jej życie do góry nogami.
- Cześć przyjaciółko – usłyszała,
gdy tylko otworzyła drzwi. Z nikim nie była umówiona i naprawdę nie miała
ochoty na wizyty. Ostatnie kilka dni to był istny koszmar. Prowadziła niemal
otwartą wojnę z prezesem banku. Była pewna swoich racji i nie zamierzała
odpuszczać, ale coraz bardziej obawiała się, że jej zachowanie zostanie
odebrane jako machanie szabelką i szef nie pozostawi jej wyboru – albo odejdzie
na własną prośbę, albo zostanie zwolniona. Na dodatek starała się pomóc Jaśkowi
i Kindze w poszukiwaniu odpowiedniego mieszkania w przystępnej cenie.
- Cześć – westchnęła obserwując
poczynania swojego przyjaciela, który bezceremonialnie wkroczył do jej
mieszkania z butelką ulubionego wina.
- Mam nadzieję, że nie
przeszkadzam… - energicznie przekopywał szufladę w poszukiwaniu korkociągu
- W zasadzie to… - zaczęła, ale
nie dane jej było dokończyć
- Ostatnio rzadko się widujemy i
nie ukrywam, że zaczęło mi brakować tych naszych rozmów. Chyba się od ciebie
uzależniłem i jeśli cię nie widzę przez pięć dni zaczynam odczuwać silny brak
endorfin – uśmiechnął się uroczo. ‘To Marta ci ich nie dostarcza?’ przemknęło
jej przez myśl, ale postanowiła nie wypowiadać tych słów na głos – Wyglądasz na
zmęczoną – obrzucił jej twarz troskliwym spojrzeniem
- Mało sypiam ostatnio – upiła
łyk i po turecku usiadła na sofie
- Ale źle się czujesz? Co się
dzieje? – dopytywał zaniepokojony
- Mam problemy w pracy. Pan
prezes się chyba na mnie uwziął – westchnęła z zaciekawieniem obserwując płyn w
swoim kieliszku – Wydaje mi się, że ma jakiegoś swojego pupilka na moje
miejsce. W przyszłym miesiącu jest posiedzenie zarządu. Chodzą plotki, że
podobno chcą go odwołać. Po cichu na to liczę, bo nie wyobrażam sobie dalszej
współpracy z tym zapatrzonym w siebie knypkiem – zaczesała grzywkę do tyłu i
spojrzała na niego gwałtownie, gdy usłyszała jego propozycję
- Pamiętaj, że zawsze możesz
rzucić tę robotę i wrócić do FD. Powitamy się z szeroko otwartymi ramionami
- Taaa? – zapytała z nutą
złośliwości – I co, miałabym być asystentką Marty? – zaśmiała się nerwowo
- Nie. Wiceprezesem – posłał jej
szelmowski uśmiech
- Aleks byłby wzruszony – oboje
zaśmiali się wyobrażając sobie furię Febo i jego próby buntowania Pauliny - Ale twoja dziewczyna z pewnością nie skakałby
z radości, gdybym pojawiła się znów w firmie
- Dziewczyna? – zrobił
zdezorientowaną minę
- No Marta – zastanawiała się,
czy celowo udaje głupiego, czy rzeczywiście nie przywiązuje do tej relacji
dużej wagi
- To nie jest jeszcze moja
dziewczyna – początkową radość zabiło słowo ‘jeszcze’, które wbiło jej
niewidzialną szpilę w sam środek serca – Raptem byliśmy raz na kolacji, raz w
kinie i dwa razy odwiozłem ją do domu. My nawet jeszcze nie… - chciał
kontynuować, ale brutalnie weszła mu w słowo
- Błagam cię! – rzekła z przyganą
w głosie – Daruj mi szczegóły z waszego życia intymnego – spojrzała na niego
wyraźnie zdegustowana
- Jakoś nigdy ci to nie
przeszkadzało. To tej pory nie mieliśmy tematów tabu
- Może i nie, ale przy okazji
twoich wcześniejszych związków nie sypialiśmy razem – spojrzała na niego
znacząco
- Fakt. Sorry – nerwowo podrapał
się po głowie – Co robisz w weekend? – obrzuciła go pytającym spojrzeniem –
Ciotka Łucja obchodzi swoje sześćdziesiąte urodziny. Wydaje w sobotę przyjęcie
w restauracji w Serocku… Wiesz, w tym hotelu przy pomoście – kiwnęła potakująco
głową – I nie omieszkała mnie zaprosić – wywrócił oczami - z osobą towarzyszącą
– spojrzał na nią błagalnie. Zawsze ratowała go z tego typu rodzinnych opresji
- Przykro mi, ale w czwartek lecę
do Berlina i prawdopodobnie wrócę dopiero w niedzielę – uśmiechnęła się
przepraszająco. Poczuła wyrzuty sumienia, że go oszukuje, ale nie miała ochoty
na zabawę u jego boku, wśród jego rodziny. Nie tym razem. Rzeczywiście leciała
w czwartek do Berlina, ale jej samolot powrotny miał wylądować na Okęciu w
piątek kilka minut po dwudziestej drugiej trzydzieści.
- Szkoda. W takim razie będę
musiał męczyć się sam – skrzywił się – Bo przecież nie zabiorę ze sobą Marty –
‘No jeszcze tego brakowało!’ oburzyła się w myślach. Zaśmiała się niby to
serdecznie
- No nie radzę – spojrzał na nią
zdezorientowany – No wiesz, będzie tam cała twoja rodzina. A wątpię, żeby
akurat panna Jastrzębska przypadła im do gustu – starała się zachować obojętny
ton
- Dlaczego? – zaciekawił się
- No proszę cię – wybuchła
śmiechem – No twoja mama z pewnością jej nie polubi. Właściciele firmy modowej,
syn prezes i jego partnerka kompletnie pozbawiona gustu – za wszelką cenę
chciała, by nie doszukał się w jej głosie nuty złośliwości – Co prawda
widziałam ją tylko raz – teatralnie wzruszyła ramionami – Ale ta garsonka po
pierwsze była co najmniej o rozmiar za mała, poza tym kompletnie nie pasowała
do tych butów. No i jeszcze ten deseń, który owszem był modny, ale w ubiegłym
sezonie. Swoją drogą, jak ją traktuje Pshemko? – zapytała celowo. Ona, gdy
piastowała stanowisko dyrektora finansowego była ulubienicą Mistrza. W pewnym
momencie projektant nazywał ją nawet swoją muzą. Uniósł oczy ku niebu
przypominając sobie ostatnie komentarze Mistrza pod adresem nowego nabytku FD.
- Z dystansem – niemal
niewidoczny, złośliwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy
- Chcesz jeszcze wina? – kiwnął
głową potakująco
W środowe popołudnie zabrzęczała
jego komórka zwiastując nadejście wiadomości. ‘Dziś jest mój szczęśliwy dzień.
Odwołali prezesa na nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu!’ Szybko wybrał jej numer
informując, że w ramach świętowania jej sukcesu zaprasza ją do siebie na jej
ulubione krewetki.
Od trzydziestu minut siedziała na
stołku barowym obserwując jego poczynania, sącząc wino i emocjonalnie
relacjonując mu wydarzenia dzisiejszego dnia.
- Zarzucili mu też
niegospodarność. Ty wiesz, że on z funduszu socjalnego kupił sobie nowy komplet
mebli do gabinetu? Samo biurko kosztowało ponoć dwadzieścia tysięcy
- Czyżby miało złote uchwyty przy
szufladach? – dopytywał zajadając się winogronami
- Nie wiem – zaśmiała się – i nie
chcę wiedzieć. Najważniejsze, że panu Modzelewiczowi zrobiliśmy papa. Inne
placówki są ponoć równie mocno wzruszone – odstawiła pusty kieliszek i
spojrzała na leżącą na blacie stertę papierów – Co to?
- Wyliczenia nowego kontraktu,
symulacja kosztów i zysków. W piątek rano lecę do Bratysławy. Chcemy wejść w deal
z największą firmą w tamtym regionie – z uwagą przerzucała kolejne kartki –
Widzę, że brakuje ci tego – zaśmiał się pod nosem, gdy on dziesiąci minut się
nie odzywała wlepiając wzrok w kolejne tabelki
- Daj mi jakąś kartkę – rzekła nie
odrywając wzroku od dokumentów – I najlepiej kalkulator. Nie znoszę tego w
komórce
- Ale daj spokój. Zaraz będzie
kolacja – wiedział, że jest perfekcjonistką i pracoholiczką, ale nie miał
zamiaru spędzić tego wieczora nad papierami
- Marek, tu są błędy – spojrzała na
niego poważnie. W duchu cieszyła się, że panna Jastrzębska wykazała się
kompletnym brakiem znajomości podstawowych działań matematycznych.
Zaniepokojony szybko ruszył do gabinetu w poszukiwaniu potrzebnych jej rzeczy.
Komu, jak komu, ale jej ufał bezgranicznie. Nigdy go nie zawiodła i była dla
niego niekwestionowanym autorytetem ekonomicznym. Szybko coś zanotowała,
wystukała kilka liczb na kalkulatorze i już miała pewność, że się nie myli
- Możesz sobie te papierki wyrzucić
do kosza, bo są nic warte. Twoja nowa pani dyrektor swój dyplom chyba kupiła na
bazarze – nie mogła się powstrzymać przed tą drobną złośliwością – Według niej
wasz zysk z tego kontraktu wyniesie półtora miliona. Według mnie, nie więcej
niż czterysta tysięcy. Z danych, które przysłała ta firma jasno wynika jakie są
ich koszty. Wystarczy zsumować dane z kolumn od jeden do osiem z uwzględnieniem
waszych kosztów, kosztów zewnętrznych, jak transport, pozwolenia i tak dalej,
zresztą wiesz to doskonale. Poza tym euro rzeczywiście było po cztery siedemdziesiąt,
ale pół roku temu. Ten kurs jest nieaktualny. Dziś wynosi cztery piętnaście i
mogę cię zapewnić, że przez najbliższe miesiące będzie nieznacznie spadał – nie
krył swojego zaskoczenia. Gdyby nie Ula i jej wnikliwość, pewnie
przekartkowałby tylko te dokumenty, zachwycił się końcowym zyskiem i podpisał
niekorzystne umowy. Nigdy nie skupiał się na wyliczeniach, bo po pierwsze się
na tym nie znał, po drugie ufał współpracownikom. Znów by zawiódł ojca.
- Dziękuję. Znów mnie uratowałaś –
wypuścił głośno powietrze
- Coś jeszcze ci sprawdzić? –
posłała mu serdeczny uśmiech
- Jesteś moim aniołem stróżem
W poniedziałkowe południe
pojawiła się na piątym piętrze siedziby Febo&Dobrzański. Kubasińska jak
zwykle skupiona była na zakupach przez Internet
- W tym kolorze będzie ci do
twarzy – szepnęła jej na ucho, a blondynka aż podskoczyła z przerażenia
- Ulka! – nerwowo wachlowała
twarz dłonią – Ale mnie przestraszyłaś
- Wybacz. Marek u siebie? –
wskazała na drzwi
- Tak. Naradzają się z Martą –
wywróciła oczami i znów spojrzała na monitor – Naprawdę sądzisz, że ten morski
będzie dla mnie dobry
- Najlepszy – uśmiechnęła się i
ruszyła w stronę drzwi ze złośliwym uśmieszkiem. Liczyła, że szybko pozbędzie
się z gabinetu Jastrzębskiej, a być może całkiem przypadkowo nadarzy się okazja
by wytknąć jej parę nowych błędów i rzucić złośliwy komentarz pod jej adresem.
Zapukała cicho i uchyliła drzwi. Już miała wejść do środka, gdy zobaczyła
prezesa, który namiętnie całował siedzącą na jego kolanach blondynkę. Byli tak
zajęci sobą, że nie usłyszeli otwieranych drzwi, ani jej nie dostrzegli. Poczuła
gromadzące się w kącikach oczu łzy. ‘Przecież to było do przewidzenia’
powtarzała w myślach i wycofała się. Violetta spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie wchodzisz?
- Nie będę im przeszkadzać –
czuła w gardle ogromną gulę – Trzymaj się Violka – rzuciła i szybkim krokiem
opuściła budynek przy Lwowskiej
Kwadrans później drzwi gabinetu
się otworzyły. Blondynka wyszła pierwsza i obrzucając prezesa zalotnym
spojrzeniem spytała
- Co to, widzimy się wieczorem? –
poczuł, że robi mu się gorąco, gdy kusząco przygryzła dolną wargę.
- Przyjadę po ciebie o
dwudziestej – szepnął roztaczając przed sobą wizję upojnej nocy w towarzystwie
seksownej blondynki – Viola – spojrzał na sekretarkę – Wychodzę na lunch. Będę za jakąś godzinę. Jak coś jestem pod telefonem
- A to jednak umówiliście się z
Ulką na mieście – rzuciła, malując z wielką precyzją ostatni paznokieć lakierem
w kolorze fuksji
- Co? – bąknął nie wiedząc o co chodzi
zwariowanej kobiecie, ubranej dziś w neonowe, różowe legisty i obcisłą bluzkę z
palmy. Czasami jej po prostu nie rozumiał, a przeważnie za nią nie nadążał
- No bo była tu przed chwilą.
Chyba chciała cię wyciągnąć na lunch, ale zajrzała do gabinetu i powiedziała,
że nie chce przeszkadzać ci w spotkaniu i sobie poszła – zmarszczył brwi
- Kiedy tu była? – dopytywał nie
do końca rozumiejąc dziwne zachowanie przyjaciółki
- A bo ja wiem. Zanim zaczęłam
malować paznokcie – podmuchała na palce prawej ręki – To będzie jakieś
dziesięć, no może piętnaście minut temu
- Aha – podrapał się po głowie. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany – To ja idę
na ten lunch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz