Nerwowo przerzucał kartki
jakiegoś kolorowego magazynu, o tytule którego nie miał nawet pojęcia. Co
chwila spoglądał na nowoczesny, designerski zegar ścienny kultowej, hiszpańskiej
marki, który w ubiegłym roku, podczas wakacji kupił za dwadzieścia tysięcy euro. Był
dumą i chluba pana domu i zajmował honorowe miejsce w salonie. Tak, Marek
Dobrzański miał bzika na punkcie dobrych i drogich zegarków. Lecz w tej chwili
przeklinał w myślach to urządzenie, które tak wolno odliczało kolejne
upływające minuty. Odrzucił katalog na szklany stolik kawowy i zaczął
przemierzać salon wszerz i wzdłuż. Nie miał pewności, jak dziewczyna zareaguje
na to kolejne, dziwne spotkanie. Koniec końców zrezygnował z usług barmana i
postanowił ściągnąć do mieszkania tylko kelnerki. Z zaproszenia gości również
zrezygnował. Z najbliższych przyjaciół w domu gościł jedynie Sebastiana z
kolejnymi partnerkami i Arka z żoną, z którym znał się jeszcze od czasów liceum. Ostatecznie
uznał, że lepiej, gdy zostaną sami, niż ich spotkaniu ma się przyglądać czwórka
nieznanych ów dziewczynie osób. Kwadrans po dziewiętnastej usłyszał dzwonek
domofonu. Kilka chwil później w drzwiach pojawiło się dwóch mężczyzn z
wózeczkami po brzegi wyładowanymi półmiskami i tacami. Zaskoczeni rozejrzeli
się po salonie, który w żadnym razie nie przypominał miejsca, gdzie zaraz ma
się odbyć przyjęcie. Polecił im by wystawili wszystko na blat kuchenny.
Postanowił, że wszystkie sałatki, kanapeczki i tartinki zawiezie jutro do
firmy. Jedzenie nie trafi do kosza, a pracownicy będą go wychwalać pod niebiosa
za te rarytasy. Trzydzieści minut przed wyznaczą godziną rozpoczęcia przyjęcia
domofon zadzwonił ponownie. Teraz miał już pewność, że pojawiły się hostessy,
których zadaniem jest serwowanie gościom trunków i przekąsek. Nerwowym wzrokiem
obrzucał wchodzące do środka dziewczyny. Wreszcie się pojawiła, jako ostatnia,
piękna, błękitnooka. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, choć widział lekkie
zaskoczenie w jej oczach. Najwyraźniej pani Marta dotrzymała słowa i nie wspomniała
dziewczynie o namolnym kliencie, który chciał wyłudzić jej numer.
- Drogie panie, przyjęcie
niestety odwołane. Goście mnie zawiedli – kobiety spojrzały po sobie
zdezorientowane – Ale nie martwcie się, rachunek został uregulowany, a tu
drobna premia za fatygę. Dziękuję i do zobaczenia następnym razem - każdej podał małą, kolorową
kopertę. Każdej, oprócz brunetki, która pomogła mu w tamtą sobotę – A panią bym
prosił, żeby chwilę zaczekała. Chce przy okazji podziękować za przysługę –
koleżanki spojrzały na nią podejrzliwie i zniknęły za drzwiami, które
Dobrzański szczelnie zamknął. W pierwszej chwili przestraszyła ją jego prośba.
Chciała szybko opuścić to mieszkanie wraz z koleżankami. Lecz w gruncie rzeczy
ten przystojny mężczyzna o ciepłym spojrzeniu nie wyglądał na psychopatę i
gwałciciela.
- Rozumiem, że to przyjęcie nigdy
się miało nie odbyć, a to zlecenie to podstęp – rzekła, gdy gestem dłoni
wskazał jej drogę do salonu. Drogi garnitur i śnieżnobiała koszula lekko rozpięta
pod szyją dodawały mu uroku.
- Rozgryzła mnie pani –
uśmiechnął się ujmująco – Proszę usiąść. Wina, kawy, wody? – zaproponował
podchodząc do stoliczka na którym stała karafka z wodą i kilku butelek alkoholi
- Nie bardzo rozumiem, co tutaj
robię – zignorowała jego pytanie siadając na popielatej sofie i nerwowo splotła
dłonie. Była spięta. Bardzo spięta.
- Już wyjaśniam… To co? – wskazał
na butelki
- Wody, jeśli pan również będzie
pił – bezbłędnie odczytał jej intencję i uśmiechnął się pod nosem. Nalał cieczy
do dwóch szklanek i zajął miejsce w fotelu naprzeciw. Wypił duszkiem połowę zawartości,
by dać jej znak, że może się czuć bezpiecznie, ale nade wszystko by nieco się
uspokoić. Wbrew pozorom był zestresowany.
- Po pierwsze to chciałem pani
bardzo podziękować. Gdyby nie pani z pewnością trudniej byłoby mi uciec –
zaśmiał się pod nosem, próbując maskować swoje zmieszanie - Ja nie do końca miałem świadomość w jakim celu
mama ściąga mnie na to przyjęcie i że będę jego główną atrakcją – wywrócił
oczami uparcie wpatrując się w trzymaną w dłoni szklankę. Zaśmiała się
- Rzeczywiście okazja była dość
wyjątkowa. Widziałam już wiele dziwnych imprez, jak przyjęcie z okazji ciąży,
rozwodu, a nawet pogrzebu, ale castingu na żonę jeszcze nie – w jej oczach
malowało się rozbawienie
- Nie ukrywam, że wciąż jestem
zakłopotany tą sytuacją – odparł szczerze zdając sobie sprawę, że całe
zdenerwowanie gdzieś uleciało, a on czuje się w jej towarzystwie swobodnie.
- Zakłopotana, to była pańska
matka, gdy się zorientowała, że pana nie ma. Przez blisko dwadzieścia minut
niemal przeczesywała dom – znów się roześmiała przypominając sobie śledztwo
pani Dobrzańskiej. W swoich poszukiwaniach z całą pewnością mogła dorównać
detektywowi Rutkowskiemu. ‘Ślicznie wygląda, gdy się śmieje’ – Dobrze, w takim
razie jeden powód naszego dzisiejszego spotkania już znam. Jaki jest drugi? –
spojrzał na nią lekko nieobecnym wzrokiem, starając się z całych sił skupić na
jej słowach – Powiedział pan, że po pierwsze chciałby mi podziękować. Słucham
więc drugiego powodu.
- A tak.. Po drugie, to… żałowałem,
że nie zapytałem, jak ma pani na imię
- Ula – wtrąciła.
- Marek – nie wstając z fotela
przysunął się nieco i wyciągnął w jej kierunku szklankę. Lekko zdezorientowana stuknęła swoim szkłem
o rant jego naczynia i niegazowaną wodą uczcili ten moment.
- I bardzo żałowałem Ula, że nie
poprosiłem cię o numer telefonu – spojrzała na niego lekko zaskoczona – kilka
dni temu próbowałem go zdobyć w twojej firmie, ale masz bardzo uczciwych przełożonych.
Pani Marta nie chciała się nawet zgodzić na przekazanie tobie mojej wizytówki,
a ja czułem, że musimy się jeszcze spotkać – wyjaśnił szczerze – Stąd ten mój
pomysł z przyjęciem. Nie widzę na twoim palcu obrączki, więc tym bardziej mam
nadzieję, że zgodzisz się zjeść ze mną jutro kolację – spojrzał na nią z
nadzieją i wyczekiwaniem. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu
najwyraźniej analizując, czy ta propozycja ma w ogóle sens, jakie są jego
motywacje. Przypomniała sobie Helenę
Dobrzańską, wszystkie eleganckie dziewczyny z dobrych domów na sobotnim
przyjęciu. Spojrzała na niego, na jego drogi garnitur, ekskluzywny apartament
na jednym z najdroższych w mieście osiedli i szybko zdała sobie sprawę, że choć
Marek Dobrzański pociąga ją jako mężczyzna, który jest przystojny, miły, kulturalny,
to ona tu kompletnie nie pasuje.
- Nie sądzę, żeby to był dobry
pomysł – odezwała się wreszcie po dłuższej chwili
- Ja uważam wręcz przeciwnie. Proszę
cię, to tylko kolacja – przyjemne ciepło rozlało się w jej wnętrzu. Najpierw
tak wytrwale dążył do ich ponownego spotkania, teraz tak zabiega o kolejne.
Miała świadomość, że inna na jej miejscu by się nie zastanawiała.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym
zależy?- zapytała podejrzliwie wciąż pełna wątpliwości.
- Bo chcę cię lepiej poznać i
chcę, żebyś ty poznała mnie – westchnęła cich. Ujmował ją coraz bardziej.
- Zgoda, niech będzie kolacja –
cień triumfu pojawił się na jego twarzy -
Ale jutro pracuję
- To w piątek? – kiwnęła potakująco
głową – Dasz mi swój adres? Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej.
- Wolałabym spotkać się na
miejscu – rzekła asekuracyjnie. Przyjął to ze zrozumieniem.
- To o dziewiętnastej trzydzieści
w San Lorenzo na Jana Pawła – doskonale to sobie zaplanował. Wybrał lokal dość
nowoczesny, bez zbędnego przepychu, ze świetną kuchnią i miłą obsługą. Nie
chciał zabierać jej do miejsca, w którym z całą pewnością czułaby się
skrępowana.
- Dobrze – odstawiła szklankę tuż
obok magazynu, który wcześniej przeglądał i chwyciła torebkę – Pójdę już
- Dziękuję – również wstał
- Za co ty mi znów dziękujesz –
odparła nieco rozbawiona faktem, że po raz kolejny to słowo padło z jego ust
- Że się zgodziłaś i że zjesz w piątek ze mną – uśmiechnął się czarująco
- Nie wiem, czy będziesz w stanie
cokolwiek przełknąć. Masz całą kuchnię jedzenia na dwanaście osób –
roześmiała się - Szkoda tylko, że większość się zmarnuje. Tartinki z łososiem i
sałatka z makaronem i suszonymi pomidorami są naprawdę wyborne – stanęła obok
drzwi.
- Nie zmarnuje, moi pracownicy
jutro będą się raczyć tymi pysznościami – ujął jej dłoń w swoją i spojrzał
prosto w oczy – Do piątku Ula – nim się spostrzegła z czcią całował jej dłoń. Lekko oszołomiona
wydarzeniami dnia dzisiejszego bez słowa opuściła jego mieszkanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz