B

niedziela, 19 kwietnia 2015

'Mezalians' I

- Ja pieprze, stary, to jest jakiś cyrk – za wszelką cenę starał się poluzować muszkę, która niemal wpijała się w jego szyję. Nie znosił takiego outfitu. Olszański obrzucił go rozbawionym spojrzeniem.
- Nie przesadzaj. Może nie będzie tak źle. Dobre żarcie a i panny niczego sobie – wzrokiem wybitnego znawcy powiódł za blondynką z obfitym biustem, która wolnym krokiem przechadzała się po parkiecie. Marek wywracał tylko oczami.
- Nie będzie źle? – zakpił – Będzie gorzej. Czuję się jak debil. Albo nie, lepiej, jak koń na targowisku. Co to w ogóle jest za pomysł! – kręcił głową z powątpiewaniem sącząc drinka. To całe przedstawienie zaczęło się raptem trzydzieści minut temu, a on już miał dość.
- To nie ty jesteś tu oferowanym towarem, a raczej one – rozejrzał się po sali – A przy okazji może i ja skorzystam – uśmiechnął się cwaniacko – Tamta brunetka spogląda na mnie zachęcająco – kiwnął głową w stronę stojącej w rogu pomieszczenia młodziutkiej dziewczynie w granatowej sukni.
- Weź ty się puknij w łeb! Ja nawet nie wiem, czy ona jest pełnoletnia. Kto ją tu przyprowadził? Poza tym nie patrzy na ciebie zachęcająco, bo ewidentnie jest przerażona i spanikowana tym eventem. Podobnie zresztą, jak ja. Po cholerę ja się tu w ogóle pojawiałem – wyrzucał sobie
- Bo jakbyś się nie pojawił, to mamuśka zapisałaby cię do tego programu.... – pstrykał palcami chcąc sobie przypomnieć tytuł – No tego na kanale trzydziestym, co teściowa wybiera synową. ‘Idealna żona dla mojego panicza’ czy jakoś tak – Dobrzański pacnął się w czoło otwartą dłonią i już miał sięgnąć po kolejnego drinka, gdy usłyszał za plecami głos swojej rodzicielki
- Marku, pozwól, że ci przedstawię przyjaciela rodziny, Stefana Rydza – obrzucił niskiego blondyna znudzonym spojrzeniem i podał mu rękę – Stefan jest właścicielem salonu Jaguara w Sopocie – ‘o fuck! Widzę, że casting ogólnopolski’  – A to jego córka Vanessa – ‘Vanessa, o boże! Dobrze, że nie dali jej na imię Mercedes. Chociaż w sumie Mercedes i Jaguar trochę się gryzą. Vanessa Rydz. No tego jeszcze nie grali. Weź się z taką ożeń, miej z nią dzieci. Brajan Dobrzański albo lepiej Kevin. Jak Kevin sam w domu!’ – ukłonił się grzecznie, zamienił kilka kurtuazyjnych zdań i uciekł na drugi koniec salonu. ‘Co za porażka. Ojciec ją tak zachwalał, jak perski sprzedawca dywanów. Chociaż w sumie to sprzedawca samochodów. Musi mieć gadane. Nie wytrzymam tu długo. Za to Seba bawi się chyba świetnie’. Z zaciekawieniem przyglądał się przyjacielowi, który robił maślane oczka do długonogiej piękności o rudych włosach. ‘Muszę się stąd jak najszybciej wymiksować. Myśl Dobrzański, myśl!’.
- Przepraszam bardzo – zatrzymał mijającą go dziewczynę, która niosła tacę z kieliszkami szampana – Możesz mi pomóc? – zapytał i wtedy spojrzał na jej twarz. Zamarł. Stała przed nim piękna dziewczyna, która swoją urodą mogła przyćmić niejedną z zaproszonych kobiet. Gdyby nie włosy związane w schludny kucyk i czarna, skromna sukienka, w którą były ubrane pracownice firmy cateringowej, byłaby zdecydowanie gwiazdą wieczoru.
- Słucham? – zapytała uprzejmie wpatrując się w niego swoimi nienaturalnie błękitnymi oczami. Przez krótki moment zapomniał języka w gębie, by szybko przypomnieć sobie, po co ją zaczepił i jaki ma cel
- Moja matka zorganizowała tę szopkę – spojrzał na nią lekko zakłopotany, czując na plecach wzrok rodzicielki - ale za moment tu zwariuję – i szybko miejsce zakłopotania zajął uroczy uśmiech - Muszę się dyskretnie wymknąć, bo gotowa jeszcze zatrzymać mnie na środku ogrodu. Wyjdę za chwilę na taras zamówić taksówkę. Poproszę by była za kwadrans. Gdy dam ci znak, podjedziesz do mojej matki i ją zagadasz. Czymkolwiek. Ja w tym czasie zdążę wyjść – początkowo patrzyła na niego dziwnie. Cała ta impreza wydawała jej się idiotyzmem. Podobne zdanie miała o przybyłych gościach i organizatorce, ale zachowując profesjonalizm nie komentowała i starała się zachować powagę.  Teraz, słysząc jego prośbę zrobiło jej się go żal. Ewidentnie było widać, że jest zażenowany pomysłem matki.
- Zgoda
- Dzięki – uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki i szybko wyszedł zadzwonić. Po kilkunastu minutach spojrzał na nią znacząco. Podeszła do Heleny pytając uprzejmie, kiedy życzy sobie by podano tort i kiedy ma wjechać czekoladowa fontanna. Siedząc w Skodzie obklejonej logiem jednej z warszawskich korporacji jechał w stronę swojego apartamentu na Powiślu. Odetchnął z ulgą. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego matka zorganizowała to kretyńskie przyjęcie. ‘Całe szczęście, że ojciec jest w sanatorium w Szwajcarii. Chyba by się zapadł pod ziemię obserwując tę farsę’. To prawda, miał już trzydzieści dwa lata. To prawda, od czterech lat, od czasu rozstania z Pauliną nie był w stałym związku, ale to nie był powód do organizowania castingu na jego żonę. Zresztą wszystkie dziewczyny, z którymi spotykał się przelotnie w między czasie nigdy nie były dobre dla jego matki. Miała ściśle sprecyzowane wymagania. Musiała być ładna, żeby dobrze wyglądać u jego boku na pierwszych stronach gazet i z dobrego domu, co oznaczało w jej mniemaniu pokaźny majątek, znane nazwisko i szerokie kontakty towarzyskie. Nie liczyła się inteligencja, charakter i uczucia syna. Prawda jest taka, że syn prawie w ogóle się nie liczył. Miał spełniać jej wymagania i podporządkować się planowi, jaki ułożyła na jego życie. Gdy skarżył się, że nie kocha Pauliny, że chce zakończyć ten związek Helena Dobrzańska reagowała furią i histerią. Dopiero, gdy panna Febo poinformowała potencjalną teściową, że chce zakończyć związek z Markiem, że zakochała się w przystojnym Włochu, że chce mieć z nim dziecko, odpuściła i zrezygnowała z planowania ożenku. Cały czas powtarzała swojemu jedynakowi ‘Marku, przekroczyłeś już trzydziestkę. Czas się ożenić, założyć rodzinę, ustabilizować. Przejmiesz niebawem firmę, musisz mieć porządek w życiu prywatnym’. I w ostatnich miesiącach Helena Dobrzańska poczuła misję. Musiała ożenić syna. Postanowiła wydać przyjęcie, na którym mieli pojawić się jej znajomi z wolnymi córkami, które chciałyby w przyszłości zostać panią Dobrzańską. Chętnych nie brakowało. Przystojny brunet o znanym nazwisku i z zasobnym kontem był dobrą partią. A Marek? Miał niewiele do powiedzenia. Miał się podporządkować i realizować scenariusz napisany przez matkę. Nie chciał tak żyć. Chciał przechodzić przez życie po swojemu, chciał się zakochać, czuć motyle w brzuchu, chciał spełniać marzenia swoje i swojej ukochanej. Helena tego nie rozumiała.

Od tego nieszczęsnego przyjęcia minął tydzień. Ile on się nasłuchał, jaki to jest niewdzięczny i nieodpowiedzialny, że znika z przyjęcia bez słowa wyjaśniania, że wszystkie przybyłe panny były zawiedzione i że Dobrzańska musiała świecić oczami przed swoimi przyjaciółmi. Wszelkie próby wyjaśnień kwitowała krótkim ‘skończ i nie rób z siebie dłużej błazna!’. Machnął ręką i postanowił nie pojawiać się więcej na tego typu imprezach. Mimochodem zapytał o nazwę firmy cateringowej, tłumacząc, że jedzenie i obsługa były na najwyższym poziomie,  a jego kolega z siłowni szuka czegoś odpowiedniego na rocznicę ślubu rodziców. Szybko otrzymał wizytówkę firmy ‘Royal Party – Catering & Servis’. Od tej nieszczęsnej imprezy nie mógł zapomnieć o prześlicznej brunetce o niebieskich oczach, która mu pomogła. Żałował, że nie poprosił jej wtedy o numer telefonu. Przecież był nią zachwycony od pierwszego wejrzenia. Miała w sobie coś…. I te oczy… Prosto z willi Dobrzańskich postanowił jechać do siedziby firmy na Elektoralną. Młodziutka dziewczyna z recepcji zaprowadziła go do pokoju Marty Kwiatkowskiej, event managera.
- Słucham pana, w czym mogę pomóc? – uśmiechnęła się przyjaźnie
- Mam takie nietypowe pytanie, a w zasadzie prośbę… - chrząknął nieco zakłopotany powodem swojej wizyty – W ubiegłą sobotę odbywało się przyjęcie w domu Heleny Dobrzańskiej w Wilanowie. Tam wśród państwa pracowników była taka dziewczyna…. Koło metra siedemdziesięciu, brunetka, piękne, błękitne oczy – Kwiatkowska uśmiechnęła się lekko pod nosem – Szukam jej i liczę na to, że pani mi pomoże – posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
- Przykro mi, ale to niemożliwe. Nawet jakbym chciała obowiązuje mnie ochrona danych – rzekła profesjonalnym tonem.
- Rozumiem – pokiwał głową lekko zrezygnowany – A może mogłaby jej pani przekazać moją wizytówkę z prośbą o telefon. Hmm? Bardzo mi zależy…
- Panie Marku, polityka naszej firmy… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć
- Jasne – wypuścił głośno powietrze i zmarszczył na chwilę brwi – Chcę zorganizować przyjęcie. U mnie w domu – kobieta pokręciła głową rozbawiona nieco determinacją mężczyzny i chwyciła brulion
- Urodzinowe, imieninowe, zaręczynowe?
- Wszystko jedno… Bez okazji. Dla przyjaciół. Zgadzam się na wszystkie fontanny, confetti, baloniki, sałatki krabowe i co tam jeszcze pani wymyśli. Warunek jest jeden. Tą imprezę mają obsługiwać ta sama ekipa, co w ubiegłą sobotę
- Postaram się. Nie wiem, czy wszyscy nasi pracownicy będą dostępni we wskazanym przez pana terminie. Kiedy to przyjęcie miałoby się odbyć?
- Jak najszybciej. Jutro się pewnie nie uda – spojrzała na niego znacząco. ‘Po cholerę zwlekałem aż do piątku. Mogłem się zebrać wcześniej’ wyrzucał sobie – To może w środę? Wieczorem. O dwudziestej – kobieta zanotowała datę
- Postaram się. Ilu będzie gości? – Dobrzańskiego to pytanie lekko zbiło z tropu. W sumie nikogo jeszcze nie zaprosił, z nikim o tym nie rozmawiał. To był spontaniczny pomysł by ponownie spotkać się z tą dziewczyną. Nie miał tylu przyjaciół, których chciałby gościć w domu. Bliższe relacje utrzymywał z garstką lojalnych mu ludzi, którzy nie biegali po redakcjach sprzedając nowinki z jego życia prywatnego.
- Dwanaście osób – rzucił od tak. Listą gości postanowił zająć się później
- Dwanaście? – zapytała z niedowierzaniem – I pan chce wynająć barmana do mieszania drinków, dwóch kelnerów, pięć kelnerek, kucharza i dwóch jego pomocników? Liczba obsługi będzie się równała liczbie gości. Nie uważa pan, że…
- Droga pani, sam wiem ile osób chcę zatrudnić – wtrącił się ostro, by po chwili się zreflektować – Przepraszam. Może ma pani rację. Zostańmy przy barmanie i kelnerkach. Dań ciepłych nie będzie, więc kucharz i jego świta są zbędni. Tu jest moja wizytówka. Mail, telefon, na odwrocie zapisałem swój adres domowy. Rachunek i propozycję menu proszę wysłać mi na skrzynkę. Do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz