Z wielką miłością pogłaskała swój
ciążowy brzuch. Gdyby w tym momencie zobaczyła ją Violetta z pewnością
rzuciłaby komentarz w stylu ‘wyglądasz jak wieloryb’. Ona nie myślała o tym,
jak w tej chwili wygląda. Najważniejsze było to, że rozwijają się w niej dwa
nowe życia. Jej skarby. Nie mogła się doczekać momentu porodu. Wiedziała, że
tym razem będzie inaczej. Zupełnie inaczej. Że tym razem z nią będzie. Będzie
trzymał za rękę, uspokajał, szeptał jaka jest dzielna. Nie będzie sama na
tej ogromnej, pustej i surowej sali porodowej.
Do pokoju wsunęła się męska
postać. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Stał przed nią człowiek, który
dawał jej szczęście, który był jej oparciem, który był jej uzupełnieniem.
- Jadę na zakupy. Po drodze
zabiorę naszą małą księżniczkę. Jakieś specjalne życzenia? – spytał i z
czułością zaczął gładzić brzuch, w którym rozwijali się jego synowie
- Yhymm – mruknęła – Lody czekoladowe
– zaśmiał się - W ogromnych ilościach – kiwnął głową, dając jej znak, że przyjął
jej polecenie do wykonania – Kocham cię – rzuciła za nim, gdy mijał drzwi ich
sypialni
- Wiem – odparł z błyskiem w oku
i posłał jej powietrznego buziaka. Po chwili usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.
Ostatnio coraz częściej powracała
pamięcią do wydarzeń sprzed dwóch lat. Miała wiele czasu na przemyślenia.
Teraz, z perspektywy czasu, miała świadomość, że popełniła wiele błędów, że
zraniła wiele ważnych dla niej osób, że wtedy powinna załatwić to inaczej,
lepiej. Jeśli w ogóle można wyjść z tak patowej sytuacji w mniej bolesny
sposób. Trójkąty są trudne. Doświadczyła tego na własnej skórze. Ale nie
żałowała. Mimo wszystko nie żałowała.
Od dwóch dni nie wychodziła z
sypialni. Płakała. Brakowało jej łez i tchu, a jednak nie potrafiła przestać.
Nad czym płakała? Nad swoim życiem, nad decyzją, którą podęła, nad
przyszłością? Nie wiedziała, czy to, co postanowiła jest słuszne. Niełatwo było
to ocenić. W tym momencie wydawało jej się, że tak trzeba, że nie ma prawa
postępować inaczej. Miała jednak świadomość, że wraz z tamtą rozmową w parku,
zamknął się pewien etap jej życia. Zamknęła drzwi, których już nigdy nie
otworzy. I chyba właśnie nad tym najbardziej płakała. Słowami ‘to koniec’
przekreśliła ich związek, który tak naprawdę na dobre jeszcze się nie zaczął.
Przecież wtedy, tam w Amsterdamie, była pewna, że chce z nim być. Tylko z nim,
pomimo wszystko. Wiedziała, że zrani Piotra, nie miała pewności czy z Markiem
jej się uda, a jednak chciała zaryzykować. Ale było już za późno. Była w ciąży,
a ojcem jej dziecka był Piotr. Nachodziły ją myśli, że gdyby to dziecko się nie
pojawiło, gdyby jednak Marek był jego ojcem, jej życie wyglądałoby teraz
zupełnie inaczej. Karciła się w myślach. Przecież ta mała istotka nie jest
niczemu winna. To, co się teraz z nią działo, to efekt jej błędnych decyzji.
Tylko jej. To jej wina! Musi się wziąć w garść, bo inaczej nie będzie potrafiła
być dobrą matką, upatrując w tym dziecku, powodów swojego nieszczęścia. Nieszczęścia?
Przecież kocha męża! Owszem. Ale nie tak, jak Marka. Znów zalała się łzami. To
jej decyzja. Tylko jej. To ona zadecydowała za ich trójkę, a w zasadzie
czwórkę.
Piotr oszalał z radości. Chciał
rozmawiać z nią o powiększeniu rodziny. To były tylko takie nieśmiałe plany,
które zrealizowały się szybciej, niż przypuszczał. Był szczęśliwy. Sam unosił
się kilka centymetrów nad ziemią. A ona ciągle płakała. Nie potrafił tego
zrozumieć. Próbował rozmawiać, ale uparcie milczała lub zbywała go w dość
agresywny sposób. Początkowo jej zachowanie zrzucał na karb szalejących
hormonów, ale później zaczęło do niego docierać, że coś jest nie tak. Dziwił
się również, że zdecydowała się odejść z pracy. Przecież nie było takiej
potrzeby. Było jeszcze za wcześnie. Sam by ją namawiał, ale w jakimś szóstym, czy
siódmym miesiącu. Nie rozumiał jej. Twierdziła, że praca jest dla niej ważna,
że realizuje się w FD, że bycie prezesem tak dużej firmy daje jej satysfakcję.
Nie odeszła nawet, gdy wrócił Marek… A teraz z dnia na dzień złożyła
rezygnację, bo jest w ciąży. Zwolniła się po to, by zamknąć się w domu i
płakać. Nic z tego nie rozumiał.
Nie potrafił już tego znieść. Jej
ciągłego łkania, mokrej poduszki i tej apatii. Nie chciała jeść, nie chciała
rozmawiać, nocami nie spała.
- Kochanie, co się dzieje? –
zapytał pewnego wieczora, gdy zwinięta w kłębek wpatrywała się w sufit, a po
jej policzkach ciekły łzy. Delikatnie dotknął jej ramienia, sprowadzając ją tym
samym na ziemię. Uważnie mu się przyjrzała. Podjęła decyzję. Wybrała rodzinę. Ale
wciąż zastanawiała się, czy można zbudować szczęśliwą rodzinę na kłamstwie. Im
częściej zadawała sobie to pytanie, dochodziła do wniosku, że musi mu
powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, zwariuje. Przecież ją kocha. Wybaczy jej.
- Zdradziłam cię – padło z jej
ust. Zamarł. Osłupiały wpatrywał się w jej błękitne oczy. Nawet nie musiał
pytać z kim. Doskonale wiedział. Miał tą cholerną świadomość, że jego żona
nigdy nie zdradziłaby go z byle kim. Nie mogło być mowy o nowo poznanym kontrahencie, koledze z
pracy, czy atrakcyjnym sąsiedzie, który podczas ulewy niejednokrotnie pomagał
jej wnieść zakupy z bagażnika, podwoził do pracy, gdy zapomniała zatankować.
Był pewny, że może przegrać tylko z Dobrzańskim. I właśnie przegrał. Tego
najbardziej obawiał się, gdy spotkał go wtedy w firmie, gdy dowiedział się, że
wrócił. Chciał wierzyć w to, że tamten rozdział jest dla Ulki zamknięty. Teraz
miał pewność, że nie jest.
- To jego dziecko? – zapytał po
chwili.
- Nie – wyszeptała cicho. Od
momentu, w którym mu powiedziała, w którym się przyznała, poczuła, jakby wielki głaz spadł z jej serca. Nie
potrafiłaby żyć w kłamstwie. Nie na dłuższą metę.
- Gdyby było jego nie płakałabyś
od trzech dni, nie zamknęłabyś się w sypialni, nie zrezygnowałabyś z pracy –
wyliczał wypranym z emocji głosem. Teraz już rozumiał jej zachowanie. Wiedział,
skąd ten jej paskudny nastrój.
- Jak możesz tak mówić? –
oburzyła się – Wybrałam rodzinę. Naszą rodzinę. Piotr – westchnęła przysuwając
się do niego nieco i pozwalając sobie dotknąć dłonią jego policzka – Kocham cię
– wyszeptała wpatrując się w jego oczy.
- Ale nie tak, jak jego –
powiedział na głos słowa, które od kilku dni krążyły non stop po jej głowie –
Ja nigdy nie będę w stanie ci go zastąpić – w tym momencie zrozumiała, że tak
rzeczywiście jest. Sosnowski był jej bliski, bardzo bliski. Był dla niej ważny.
Kochała go. Ale to Marek zajmował najważniejsze miejsce w jej sercu. Rozmowa z
mężem dobitnie jej to uświadomiła – On już zawsze będzie stał pomiędzy nami – wiedziała,
że jej mąż ma rację – Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę być ciągle zdradzany –
odparł z bólem. Pierwszy raz widziała w jego oczach łzy. Chciała coś
powiedzieć, ale nie dał jej szansy – Nawet jeśli nie fizycznie… - szepnął
ledwie słyszalnie – Wciąż będziesz za nim tęsknić i o nim marzyć. Ja nie dam
rady… – płakała razem z nim.
- Przepraszam – powiedziała niemal
bezgłośnie
- Za uczucia się nie przeprasza –
powiedział filozoficznie, ale obojga zabolały te słowa. Poczuła ukłucie w
sercu. Kilka dni temu zraniła Marka. Teraz rani Piotra. Zadała niewyobrażalny
ból dwóm mężczyznom, którzy są dla niej ważni, którzy są jej bliscy. Piotr
wstał z łóżka i ruszył w kierunku drzwi. Stojąc do niej tyłem, powiedział
słabym głosem – W przyszłym tygodniu zajmę się rozwodem. Nie będę tego
odwlekał. Chcę mieć możliwie jak najlepszy i najczęstszy kontakt z dzieckiem,
mam nadzieję, że to rozumiesz – wyszedł. Miała świadomość, jak mocno go skrzywdziła.
Teraz wiedziała, że decyzja, którą podjęła kilka dni temu nie była słuszna.
Gdyby rozegrała to inaczej, gdyby od początku kierowała się sercem, a nie
rozumem, zminimalizowałaby to cierpienie. Oszczędziłaby Marka, a i szczera
rozmowa z Piotrem, może zadałaby mu mniej bólu. Zraniła ich obu. I siebie. A
mimo to czuła lekką ulgę. Wiedziała, że powoli wychodzi na prostą. Pierwszy raz
od kilku dni spokojnie przespała całą noc.
Z samego rana pojechała do firmy.
Bała się tego spotkania. Miał prawo ją znienawidzić po tym, co powiedziała mu
ostatnio, po tym, jak go potraktowała. Zdeptała jego uczucia, w ogóle się z nim
nie liczyła, a teraz jedzie skomleć o jego miłość. Wiedziała, że warto o nią
zawalczyć.
Zapukała cicho i szybko uchyliła
drzwi. Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł. Siedział, wpatrując się w okno.
Gęsta broda świadczyła o tym, że od kilku dni się nie golił. Przypuszczała, że
od ich ostatniego spotkania.
- Marek – szepnęła, stając przed
jego biurkiem. Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem. Oczy miał podkrążone.
Wiedziała, że też nie spał od kilku dni.
- Co tu robisz? – zapytał lodowatym
tonem
- Wybacz mi – powiedziała szczerze,
tonąc w jego oczach – Nie powinnam rezygnować z naszej miłości – w jego oczach
stanęły słone krople – nie powinnam rezygnować z ciebie – westchnęła – Wiem, że to głupio
zabrzmi, ale dopiero rozmowa z Piotrem uświadomiła mi, jak wielką rolę
odgrywasz w moim życiu – wyszeptała przez łzy – Mój mąż pomógł mi zrozumieć, że
byłeś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejszy. Kocham cię jak nikogo innego –
znów płakali oboje. Poderwał się z fotela i błyskawicznie znalazł się przy
niej, zamykając jej drobną sylwetkę w swoich ramionach. We wnętrzu obojga
rozlało się szczęście.
Starła
dłonią łzę, która stoczyła
się po jej policzku. Ilekroć przypominała sobie wydarzenia tamtych dni,
nie
potrafiła zapanować nad emocjami. Była szczęściarą. Kobietą, która kocha
i jest
kochana. Która u swego boku ma mężczyznę wyjątkowego, którego z całą
pewnością
może nazwać miłością swojego życia. Była kobietą, która miała szczęście
być
żoną wspaniałego człowieka, który ją kochał, który dał jej prześliczną
córeczkę
i który był bardzo mądrym facetem z ogromną klasą. Zaśmiała się w duchu
na myśl
o tym, że jest chyba jedyną osobą, która tak ciepło myśli i wypowiada
się o
swoim byłym. Ale zasługiwał na to, jak mało kto. Zasługiwał również na
szczęście, które odnalazł u boku pięknej pani chirurg. Cieszyła się, że
nie
jest samotny. Mimo wielu błędów przeszłości, złych chwil i negatywnych
emocji,
z całą pewnością mogła powiedzieć, że teraz jest dobrze. Bardzo dobrze.
Miała wspaniałego partnera i cudowną córkę. Oczekiwała narodzin dwójki
kolejnych dzieci. Już za miesiąc mieli powitać na świecie małych
Dobrzańskich. Nie mogła się już doczekać, aż ich dom ponownie wypełni
się gaworzeniem maluchów. Tworzyli prawdziwą, szczęśliwą rodzinę.
Dopiero teraz rozumiała, że na prawdziwą miłość nigdy nie jest za późno.
DEFINITYWNY KONIEC! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz