Marek Dobrzański. Kiedyś typ niepokorny. Dziś mąż, ojciec i biznesman.
'Mężczyźni dorastają przed czterdziestką'
Na samym wstępie chciałam Ci
podziękować, że w ogóle zgodziłeś się na ten wywiad.
Proszę bardzo. (śmiech) Chociaż
oboje dobrze wiemy, że to transakcja wiązana.
Właśnie. Porozmawiajmy o tym, co
Cię skłoniło do tego, by wreszcie powiedzieć ‘tak’. Od kilku lat konsekwentnie
unikasz dziennikarzy.
Dobrze, zacznijmy może od
początku. Powiem wprost. Zrobiłem to dla pieniędzy. Przyjaciółka mojej żony,
wieloletni pracownik ‘Dobrzański Fashion’ kilka miesięcy temu została matką
chłopca. Chłopca obarczonego wadą genetyczną, który wymaga specjalistycznej i
bardzo kosztownej rehabilitacji. Jeśli teraz otrzyma odpowiednią pomoc, to jest
szansa, że za kilka lat będzie w miarę sprawnym, szczęśliwym dzieckiem. Będzie
po prostu samodzielny. To są ogromne koszta. Prowadziliśmy zbiórkę wśród
pracowników, naszych przyjaciół, ale to wciąż za mało. Koszt rocznej
rehabilitacji przekracza nawet możliwości naszej firmy. Stąd pomysł na zarobek
właśnie tą drogą. Całe honorarium za ten wywiad przekazujemy na małego Karola.
W takim wypadku może warto było
zażądać więcej…
Myślisz, że Twoja redakcja by się
zgodziła? (śmiech) Nie sądziłem, że jestem w cenie.
Jesteś. To pierwszy wywiad od
sześciu, czy siedmiu lat, który udzielasz. Moi koledzy daliby się za niego
pokroić.
I tu się dziwię. Bo ja nie jestem
hollywoodzką gwiazdą, ani człowiekiem, który ma coś super ciekawego do
powiedzenia. Jestem zwykłym biznesmenem.
Biznesmenem, który jeszcze kilka
lat temu był najgorętszą partią w tym mieście. Mężczyzną, z którym pół Polski
chciało iść na randkę. A druga połowa naszego kraju z zapartym tchem śledziła
rewelacje o twoim związku z Pauliną Febo, odwołanym ślubie, kolejnych podbojach
miłosnych i mogę tak jeszcze wymieniać długo. Prawdziwy Playboy.
A pod tym mogę się podpisać.
Ostatnio gdzieś przeczytałem, że prawdziwy Playboy żyje trzydzieści lat z jedną
kobietą. Faktycznie możesz mnie nazywać Playboyem.
No dobrze, to porozmawiajmy o
twojej kobiecie…
Nie, nie, nie. Nie dam się
wciągnąć w szczegóły. W nawiązaniu do tego, o co zapytałaś na początku, ja
między innymi dlatego unikam wywiadów. Ja bardzo cenię sobie swoją prywatność.
Dwa czynniki mają na to wpływ. Po pierwsze wy dziennikarze. Będę tu teraz
trochę generalizował, ale przestało mi się podobać to, co robią twoi koledzy po
fachu. Dziesiątki razy miałem taką sytuację, że powiedziałem coś w innym
kontekście, o kimś innym, miałem coś zupełnie innego na myśli, a dzień później,
a czasami po kilku tygodniach zlepek różnych moich wypowiedzi tworzył aktualny
komentarz, a moje zdjęcie było na pierwszych stronach gazet. To powodowało
zamęt w moim życiu, napięcia w relacjach z przyjaciółmi… Stąd też we mnie wiele
żalu i takiego zachowania obronnego. Unikam teraz takich sytuacji. Na wywiad z
tobą się zgodziłem, tylko dlatego, że jesteśmy znajomymi ładnych parę lat i
wierzę, że nie wykręcisz mi żadnego numeru.
Oh, dziękuję Ci za zaufanie.
Ja się sparzyłem wiele razy, więc
rzeczywiście bywam nieufny. Kilka takich wywiadów sporo mnie kosztowało. Ale to
już jest temat na głębszą dyskusję o etyce zawodu dziennikarza. Także jednym z
powodów moich uników jest postawa przedstawicieli mediów. Drugi czynnik to moja
żona. Ona nauczyła mnie chronić naszą prywatność. I jej postawa zaczęła mi się
podobać. To, co w moim domu, nie jest na sprzedaż.
Ale kiedyś chętnie opowiadałeś o
swoim życiu.
Owszem,
bo byłem głupi,
niedojrzały. Później, gdy zakładasz rodzinę, gdy otaczasz się ludźmi
naprawdę
ważnymi, których chcesz chronić przed przykrościami, atakami, plotkami,
zaczynasz się izolować od tego bezwzględnego świata. Ja się absolutnie
za
nikogo ważnego nie uważam, więc dziwi mnie zainteresowanie moim życiem.
Ale
mówiąc ogólnie, jak patrzę na niektórych, a raczej na większość polskich
celebrytów, to zaczynam się zastanawiać ‘o co chodzi?’. Chodzą,
opowiadają na
prawo i lewo jakieś szczegóły ze swojego życia, a później są zdziwieni,
że ktoś ich śledzi, że pojawiają się plotki, że wybuchają afery. Co
gorsza nasze społeczeństwo chętnie
to czyta. Ja się nie interesuję tym, co robi Jan Kowalski z ulicy
Puławskiej, gdy wraca z pracy, więc dlaczego kogoś obchodzi, co ja
robię, co
robią moje dzieci? Ludzie są wścibscy. My mieliśmy kilka takich
nieprzyjemnych
sytuacji, gdy przez kilka tygodni paparazzi śledzili każdy nasz krok.
Wystawali
pod przedszkolem moich córek, by tylko zdobyć zdjęcie, jak moja żona
zawozi je
na zajęcia, chodzili za nami po centrum handlowym, by wiedzieć jaki
proszek do
prania kupuję. Teraz to jest dla mnie śmieszne i żałosne, ale wówczas
było dość
nieprzyjemne.
Ale przecież pojawiasz się na
imprezach, pozujesz do zdjęć…
To
prawda, ale pojawiam się tylko
na tych imprezach, na których naprawdę muszę. Kiedyś chodziłem na
wszystko, na
co mnie zapraszali. Teraz dokonujemy z Ulą ostrej selekcji. Głównie
pojawiamy
się na pokazach mody, ale taka praca. Są eventy, których nie da się
uniknąć.
Nie idę na otwarcie nowej restauracji, bo mnie nie kręci taka impreza.
Większość ludzi chodzi tam po to, by o nich nie zapomniano, by zrobiono
im parę fotek, by Kowalski nie zapomniał kim jest X, o którym ostatnio
słuch zaginął. A no i jeszcze po to, że jest darmowe jedzenie, czasami
dają prezenty. Żałosne. Owszem, pozuję do zdjęć, ale tylko z żoną.
Dzieciaki zostają w domu. Poza tym to jest
oficjalna gala. Nigdy nie zgodzę się na to, by zdjęcia z prywatnych
momentów
życia mojego i mojej rodziny pojawiły się w prasie. Dziwią mnie te
poporodowe sesje, fotki z uroczystości rodzinnych, wakacji i świąt. Ja
tak nie chcę. Tak samo, jak nie będę
opowiadał jak lubię spędzać czas z dzieciakami, czy moja najstarsza
córka lubi
lody czekoladowe, czy waniliowe, czy moja żona chodzi po domu w
kapciach, czy w
szpilkach i w jakiej pozycji lubię uprawiać seks. To jest moja
prywatność,
która nie ujrzy światła dziennego, a raczej publicznego.
To o czym będziemy rozmawiać?
Możemy rozmawiać o mojej firmie,
mojej pracy. O moim życiu, ale na takie luźne, ogólne, egzystencjalne tematy.
Może jednak uda mi się ciebie namówić na jakieś wynurzenia, ale zacznimy od tego, czy jest coś, czego żałujesz?
Jest wiele takich rzeczy. Nie
chcę się wdawać w szczegóły, opisywać konkretnych sytuacji, ale w moim życiu
zdarzyło się wiele momentów, które nie powinny były się zdarzyć. Do których sam
doprowadziłem, które sam inicjowałem. Padło z mojej strony wiele słów, których
dzisiaj się wstydzę. Wiele razy zachowałem się tak, jak zdecydowanie nie
powinienem był się zachować. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wstyd mi za to, jak
żyłem. Żałuję tego i przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem w
bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Ale jak to mówią człowiek uczy się na
błędach i wiem, że to co się wydarzyło, ukształtowało mnie takim, jakim jestem
dzisiaj. A jestem innym człowiekiem.
Jesteś zwolennikiem tezy, że
ludzie się zmieniają?
Jestem tego najlepszym
przykładem. Można się zmienić i ludzie potrafią to robić, tylko trzeba mieć
odpowiednią motywację, odpowiedni powód do zmiany i chęci. Dziś wiem, że
mężczyzna potrafi się zmienić, jeśli ma u swojego boku kobietę, którą bardzo
kocha.
Ty masz…
Mam to szczęście, że Ula ze
mną wytrzymuje.
Sądziłam, że mężczyźni wstydzą się miłości. A może nie wstydzą. Po prostu wolą nie nazywać rzeczy po imieniu. Mówią o związkach ogólnie. Unikają publicznych deklaracji i wolą określenia 'moja partnerka', 'moja kobieta'. A ty mówisz wprost.
Sądziłam, że mężczyźni wstydzą się miłości. A może nie wstydzą. Po prostu wolą nie nazywać rzeczy po imieniu. Mówią o związkach ogólnie. Unikają publicznych deklaracji i wolą określenia 'moja partnerka', 'moja kobieta'. A ty mówisz wprost.
Bo
ja się swojej miłości nie
wstydzę. Ba. Jestem dumny z tego, że mogę jej doświadczać. I chełpię się
tym, że kobieta, która zmieniła mnie na lepsze jest nieodłącznym
elementem mojego życia.
Kim jest tak naprawdę Marek
Dobrzański?
Mężem i ojcem. To moje dwie
najważniejsze życiowe role. Inne schodzą na dalszy plan. A dzięki tym dwóm
wreszcie jestem kimś.
Kimś?
Tak. Jakiś czas temu usłyszałem w
radiu komentarz dziennikarza, iż jeden z celebrytów założył koszulkę z napisem
‘jestem tatą’. Radiowiec powiedział ‘został ojcem i wreszcie stał się kimś’. Ja
też stałem się ważny, przede wszystkim w swoich oczach, gdy zostałem ojcem.
Mam wrażenie, że siedzi przede
mną ktoś zupełnie inny, niż Marek Dobrzański, którego znam od nastu lat.
Bo
tak jest. Dorosłem i wiele zrozumiałem. Z jednej strony szkoda, że
dopiero po trzydziestce, ale z drugiej strony lepiej późno niż wcale. My
faceci tak mamy, że dorastamy przed czterdziestką. Wy kobiety,
jesteście pod tym względem od nas o wiele lepsze. Zresztą jesteście
lepsze pod wieloma względami, ale o tym może następnym razem.
Niezbyt często słyszy się takie słowa wypowiadane przez mężczyznę.
A to źle. My uciekamy. Boimy się do wielu rzeczy przyznać. Miewamy wybujałe ego. Ale są takie chwile, gdy trzeba powiedzieć jasno i otwarcie, że Ewa jest doskonalsza od Adama.
Wracając do tematu, kiedyś byłeś zupełnie inny. Hulaka zamienił się w statecznego człowieka.
To prawda. Kiedyś sądziłem, że satysfakcję i spełnienie może mi dawać tylko kolejna udana impreza, sportowy samochód i jeszcze kilka innych czynników, których pozwolisz, że nie wymienię. I później poznałem inne życie. Satysfakcję i spełnienie zaczęła mi dawać rodzina. To było to, czego podświadomie szukałem, za czym goniłem, choć początkowo tego nie rozumiałem. Wielu mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę swoje szczęście mogą odnaleźć w zwykłym, spokojnym życiu rodzinnym. Choć nie ukrywam, że i nutka szaleństwa przyda się od czasu do czasu. Wszystko zależy od ludzi, jakimi się otaczamy.
Przedstawiasz mi tutaj szereg mądrości życiowych... Jestem pod wrażeniem.
Wiesz, jakby nie patrzeć z każdym dniem zbliżam się do kresu swojej drogi. To powoduje refleksje.
Niezbyt często słyszy się takie słowa wypowiadane przez mężczyznę.
A to źle. My uciekamy. Boimy się do wielu rzeczy przyznać. Miewamy wybujałe ego. Ale są takie chwile, gdy trzeba powiedzieć jasno i otwarcie, że Ewa jest doskonalsza od Adama.
Wracając do tematu, kiedyś byłeś zupełnie inny. Hulaka zamienił się w statecznego człowieka.
To prawda. Kiedyś sądziłem, że satysfakcję i spełnienie może mi dawać tylko kolejna udana impreza, sportowy samochód i jeszcze kilka innych czynników, których pozwolisz, że nie wymienię. I później poznałem inne życie. Satysfakcję i spełnienie zaczęła mi dawać rodzina. To było to, czego podświadomie szukałem, za czym goniłem, choć początkowo tego nie rozumiałem. Wielu mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę swoje szczęście mogą odnaleźć w zwykłym, spokojnym życiu rodzinnym. Choć nie ukrywam, że i nutka szaleństwa przyda się od czasu do czasu. Wszystko zależy od ludzi, jakimi się otaczamy.
Przedstawiasz mi tutaj szereg mądrości życiowych... Jestem pod wrażeniem.
Wiesz, jakby nie patrzeć z każdym dniem zbliżam się do kresu swojej drogi. To powoduje refleksje.
Ledwie przekroczyłeś czterdziestkę, jesteś
ojcem trójki małych dzieci, a myślisz już o śmierci…
Czwórki
Czy ja o czymś nie wiem?
Spodziewamy się czwartego
dziecka. Wolę powiedzieć to teraz, oficjalnie i uniknąć plotek. To już prawie
piąty miesiąc. Coraz trudniej będzie to ukryć. I na tym poprzestańmy. A
wracając do śmierci… Umierają także młodzi. Gdy byłem na studiach mój kolega
wyjechał w góry i zginął na stoku. To mną wówczas wstrząsnęło, ale nie wywołało
jakiś głębszych refleksji. Gdy masz trzydzieści, czterdzieści lat, zmieniasz
sposób patrzenia na pewne sprawy. Dziś do tematu śmierci podchodzę zupełnie
inaczej.
Boisz się jej?
Ta rozmowa robi się coraz
ciekawsza. Zaraz spytasz, czy wybrałem już model nagrobka. Lubię mieć wszystko
zaplanowane, ale bez przesady. (śmiech) Tak poważnie, to nie boję się śmierci.
Bałem się jej kiedyś, gdy wiedziałem, że nie żyłem tak, jak powinienem. Tak,
bym nie musiał się tego wstydzić. Teraz wiem, że ona i tak kiedyś nadejdzie,
więc staram się być przyzwoitym człowiekiem. By moje dzieci stojąc nad moim
grobem nie żałowały, że mają takie samo nazwisko. Miałem w swoim życiu taki
moment przełomowy, gdy dotarło do mnie, że mogę nie zdążyć czegoś zrobić, czegoś
przeżyć, gdy faktycznie miałem taką myśl, że nie chcę jeszcze umierać, że to za
wcześnie. Kilka lat temu leciałem samolotem do Hamburga na negocjacje. Pojechałem
na lotnisko prosto z firmy. To było ledwie kilka tygodni po tym, gdy
dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. To był jakiś początek czwartego
miesiąca. Nie wiedziałem, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. Jakieś pół
godziny po starcie samolot wpadł w koszmarne turbulencje. Wiele latam w swoim
życiu, ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Jakaś starsza kobieta
siedząca obok mnie zaczęła się modlić. Obsługa biegała przerażona. Dzieci
zaczęły płakać. Bałem się. Zaczynało do mnie docierać, że możemy nie dolecieć.
I będąc tam w górze żałowałem dwóch rzeczy. Że tak naprawdę, jak głupi,
pojechałem prosto na to lotnisko, nie żegnając się z żoną, że tego dnia nie
powiedziałem, że ją kocham i ona już nigdy tego ode mnie nie usłyszy. I
żałowałem również tego, że nie wezmę swojego dziecka na ręce, że nigdy nie
zobaczę swojego syna, czy córki. Dzięki tamtej podróży nauczyłem się doceniać
każdy kolejny dzień, zacząłem cieszyć się życiem i tym, co mam.
Tak w ogóle, to gratuluję.
Zakładacie mieszaną drużynę siatkarską – Dobrzański Team?
Trochę się dziwię takiemu
podejściu. Część naszych znajomych też tak reaguje. Pojawiają się opinie, że
zwariowaliśmy, że trójka dzieci to i tak dużo… Dziecko jest pięknym
ukoronowaniem miłości. Wychodzimy z
założenia, że jeśli para jest zgodna, jest jej ze sobą dobrze, to pojawiają się
dzieci. Nas stać na to, by mieć ich większą gromadkę. Lepiej się chowają w
grupie. Ja jestem jedynakiem i nigdy nie chciałem, by moje dziecko wychowywało
się samo.
Masz jeszcze jakieś marzenia?
O marzeniach zwykle się nie mówi,
bo się nie spełnią…
Dobrze, to zapytam inaczej. Jak
będzie wyglądało Twoje życie za pięć, dziesięć lat? W którym miejscu będzie
wtedy Marek Dobrzański?
Przede wszystkim wciąż będę u boku
mojej wspaniałej żony. Chcę, żeby nasze dzieci wyrosły na mądrych, przyzwoitych
ludzi. I chcę wciąż utrzymywać firmę na szczycie.
Trzeba przyznać, że Wam się
udało. Ze średniej wielkości firmy staliście się najpotężniejszym domem
mody w tym kraju.
To zasługa kilku czynników.
Przede wszystkim Uli, która wykazała się świetną intuicją i świetnie
swego czasu zarządzała firmą. Poza tym mieliśmy trochę szczęścia. Udało się
podpisać kilka intratnych kontraktów z partnerami z Zachodu, które przyniosły
ogromne zyski i które pozwoliły nam wejść na zagraniczne rynki. Mój ojciec
zakładając tą firmę nawet nie marzył, że ubrania z logo Dobrzański Fashion będą
nosiły kobiety we Francji, w Portugalii czy Kanadzie. A tak naprawdę nic byśmy
nie osiągnęli, gdyby nie genialni projektanci. Pshemko i jego syn Wojtek
potrafią z kawałka bawełny stworzyć prawdziwe dzieła sztuki.
Czego Ci życzyć na koniec?
By nic się w moim życiu nie
zmieniło. By wciąż było tak, jak teraz, bo jest cudownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz