B

niedziela, 17 listopada 2013

'Za późno?' III

Już drugi tydzień pracowali razem i musiała przyznać, że ta współpraca świetnie im się układała. Marek nie był nachalny. Nie robił żadnych aluzji odnośnie ich przeszłości, nie próbował jej zmuszać do rozmów o ich 'niby związku' sprzed lat. Skupiali się na pracy i świetnie im to wychodziło. Teoretycznie zajmowali się dwoma zupełnie oddzielnymi działkami. Nie powinni spotykać się częściej niż na zebraniach zarządu i ewentualnie w sekretariacie, który dzielili. Ale oni współpracowali ściślej. Dobrzański podsuwał jej koncepcje rozwoju firmy, podpowiadał, którędy mogliby pójść. Miał więcej doświadczenia i kontaktów. Chętnie jej pomagał, a ona chętnie z tej pomocy korzystała. Ona doradzała mu na czym powinna opierać się kolejna kampania reklamowa, co może trafić w gusta klientek. Można było powiedzieć, że było tak, jak dawniej. Było dobrze. Rozumieli się bez słów, świetnie razem uzupełniali. Niechętnie, bo niechętnie, ale sama przed sobą musiała przyznać, że ta wspólna praca z Dobrzańskim sprawiała jej frajdę. Dla Marka praca stała się całym życiem. Dzięki Uli stał się pracoholikiem. Mógł nie wychodzić z biura, bo tylko tam mógł ją spotkać. Skoro nie mógł jej mieć w swoim domu, w swoim łóżku, u swego boku, to cieszył się, że spotyka ją chociaż w pracy. Wielokrotnie miał ochotę ją pocałować, przytulić i wyznać, że wciąż ją kocha. Odpuszczał. Wiedział, że gdy będzie się narzucał, osiągnie efekt przeciwny do zamierzonego. Póki co cieszył się z tego, co ma. Już sama jej obecność dawała mu ogromne pokłady energii. A każdy przypadkowy dotyk dłoni, choćby przy przekazywaniu dokumentów, wywoływał w jego wnętrzu prawdziwą burzę pragnień i marzeń. Ilekroć ich palce się spotkały, zastanawiał się, czy ona też czuje ten prąd, który wciąż między nimi przepływa, czy również w jej wnętrzu uczucia szaleją.

Piotr miał nocy dyżur, a ona tony papierów do przejrzenia. Postanowiła zostać w biurze. Nie lubiła wracać do domu, gdy nie było go w środku. W pracy lekarza najbardziej nie znosiła nocnych dyżurów. Zostawiał ją wtedy samą, a ona długo nie potrafiła zasnąć w zimnym i pustym łóżku. Na jej prośbę ograniczył tą nocną pracę do minimum, ale były takie sytuacje, gdy po prostu musiał jechać do szpitala, gdy nie było jak się wykręcić.
Dochodziła dwudziesta, gdy drzwi jej gabinetu cichutko się uchyliły i stanął w nich Dobrzański. Przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. ‘Gdybym wtedy nie był tchórzem, zabrałbym cię teraz do naszego domu, w którym czekałby na nas dwuletni malec o oszałamiająco błękitnych oczach’ pomyślał i po raz kolejny poczuł ścisk w klatce piersiowej.
- Może ci pomóc? – to pytanie oderwało jej wzrok od kartek z kolejnymi tabelkami, wyliczeniami i wykresami.
- Nie, dzięki. Właśnie kończę – posłała mu delikatny uśmiech – a od kiedy ty taki chętny do pracy jesteś, co? Kiedyś cię wołami nie można było zagonić do papierków, a teraz zostajesz po godzinach – rzuciła, gdy dosiadł się do niej na kanapę
- Nic chce się wracać do pustego domu, wiedząc, że nikt w nim na ciebie nie czeka – odparł z goryczą. Na chwilę zrobiło jej się go żal – Praca stała się sensem mojego życia – dodał zamyślony. Po chwili otrząsnął się i wpatrując się intensywnie w jej oczy zapytał – a ty czemu jesteś tutaj, a nie w domu? Skończyłaś pracę jakieś trzy godziny temu – rzucił wzrokiem na zegar wiszący nad jej biurkiem
- Piotr ma nockę – pokiwał głową ze zrozumieniem – i też mi się nie chce wracać do pustego domu
- Związek z lekarzem ma swoje plusy i minusy – odparł obojętnie
- Jak z każdym innym człowiekiem. Generalnie nie narzekam
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – usłyszała i wbiła swoje błękitne spojrzenie w jego szare tęczówki. Dostrzegła w nich smutek i …. Miłość. Trochę ją to przerażało, ale brnęła w to dalej
- A ty jesteś szczęśliwy? – doskonale wiedziała, że to pytanie jest najgłupszym, jakie mogła teraz zadać… A poza tym na własne życzenie wchodziła na bardzo grząski grunt.  
- Można być szczęśliwym, gdy wracasz do domu, a od progu wita cię mrok i cisza? – odpowiedział pytaniem - Gdy sama jesz kolację, gdy nie masz się do kogo przytulić po ciężkim dniu…. I gdy ci jest cholernie źle, gdy wszystko cię wkurza i cały świat jest przeciwko tobie, to nawet nie masz się z kim pokłócić – skłamałaby, gdyby powiedziała, że jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Owszem, zrobiły. Czuła się dziwnie.
- Może powinieneś sobie kogoś znaleźć. Kogoś, kto będzie czekał z kolacją… - wyszeptała. Czuła dziwne ukłucie w sercu, gdy wyobraziła sobie jego z inną kobietą u boku.
- Próbowałem, ale ciebie nie da się nikim zastąpić – odparł szczerze. Wpatrywali się w siebie w napięciu. Ona nie wiedziała, co tak naprawdę się z nią dzieje. On bał się wykonać jakiś nazbyt śmiały krok, by nie pogorszyć sytuacji. I wtem, ku jego ogromnemu zaskoczeniu poczuł ciepło jej warg na swoich ustach. W pierwszej chwili był zaskoczony. Już miał odwzajemnić pieszczotę, gdy nagle oderwała się od niego, wpatrując się w jego oczy z przerażeniem. Był zdezorientowany. Chciał coś powiedzieć, zapytać, ale pospiesznie zaczęła zbierać swoje rzeczy i rzucając krótkie ‘do jutra’ niemal wybiegła z gabinetu. To tym, co stało się chwilę wcześniej na tej sofie miał już pewność, że wciąż coś do niego czuje. Ślub z Piotrem to jedno, a to, co było między nimi, wcale się nie skończyło. Wciąż trwa, a ona na siłę próbuje zepchnąć to na boczny tor, zepchnąć to w najdalsze zakamarki swojej świadomości.
Wybiegła z biura i szybko złapała taksówkę. Wciąż nie mogła się otrząsnąć. Zastanawiała się, co jej strzeliło do głowy. Nie rozumiała samej siebie. Wiedziała tylko jedno, że po dzisiejszym wieczorze Marek nie odpuści i będzie drążył. Głupia chwila słabości, stare sentymenty, niepotrzebnie skomplikowały jej życie.

Mocniej wtuliła się w jego ciało. Potrzebowała tego ciepła, tego spokoju, które jej dawał. Odnajdywała przy nim ukojenie. Po wczorajszym dniu nie potrafiła dojść do ładu sama ze sobą.
- Kochanie – powiedział cicho, jeszcze zaspanym głosem – ja dopiero wróciłem, ale ty chyba powinnaś być za chwilę w firmie
- Nie chce mi się wstać – odparła, niczym pierwszoklasistka, której matka nie może wyciągnąć z łóżka na sprawdzian z matematyki. Wiedziała, iż gdyby chodziło o sprawdzian z matematyki, już dawno gotowa stałaby przy drzwiach. Tutaj chodziło o zupełnie inny sprawdzian. I tego właśnie się obawiała.
- Daj mi minutę – rzucił ziewając – zaraz wstanę, zrobię ci kawę, taką jak lubisz, może to cię nieco pobudzi – musnął ustami jej czoło
- Nie. Leż. Wróciłeś dwie godziny temu, musisz się przespać. A ja chyba ci potowarzyszę. Jakaś bez sił dzisiaj jestem. Chyba zrobię sobie wagary – te słowa całkowicie rozbudziły Sosnowskiego
- Ty robisz sobie wagary? – zapytał z niedowierzaniem – Moja żona, beznadziejny przypadek pracoholiczki, nie idzie do pracy? – zmarszczył brwi – Ula, na pewno wszystko w porządku? – zapytał z troską
- Tak – zapewniła go – Po prostu wczoraj pracowałam do późna, poza tym ostanie kilka dni było bardzo męczące. Negocjacje nowego kontraktu ciągnęły się i ciągnęły. Już jestem zmęczona prezesem Milewskim i jego ciągłymi pytaniami i wątpliwościami. Dziś, przy podpisaniu umowy, pewnie znów będzie się osiemnaście razy zastanawiał i upewniał, czy przypadkiem nie splajtuje przez nas. Mam go po dziurki w nosie. Zadzwonię do Ani, nich Marek się z nim męczy. Ja pasuję. Muszę odpocząć – mocniej opatuliła się kołdrą
- Faktycznie, skoro wrócił, niech cię odciąży. Ale ta twoja apatia mnie niepokoi – czule pogładził jej policzek – Chyba powinnaś zrobić jakieś badania. Kiedy ostatnio miałaś morfologię?
- O nie. Tylko nie to – zawyła żartobliwie - Najgorzej jest związać się z medykiem – udała oburzenie – Mogłam wyjść za piekarza, przynajmniej miałabym codziennie gorące bułeczki. A tak, leżę w łóżku z facetem, który chciałby non stop analizować moje wyniki badań.
- Ja się po prostu martwię – spojrzał jej w oczy
- Wiem – musnęła jego usta – ale naprawdę nie ma powodu. Wyśpię się, dzień, dwa pochodzę w kapciach i znów będę pełna energii. Słowo harcerza – podniosła do góry dwa palce
- Przecież ty nigdy nie byłaś w harcerstwie! – dał jej pstryczka w nos
- Też cię kocham. A teraz śpij – położyła głowę na jego torsie i próbowała zasnąć.
Dwie godziny później obudził ją zapach świeżo parzonej kawy. Narzuciła na ramiona szlafrok i ruszyła w stronę kuchni. Piotr ubrany w jeansy i czarną koszulę przygotowywał śniadanie.
- Ty już na nogach? Myślałam, że będziesz spał do południa… - rzuciła od progu
- Nic z tego. Przecież o dwunastej mam ten przeszczep serca – krótko pocałował ją w usta i postawił przed nią talerz z kolorowymi kanapkami. Fakt, zapomniała o tej ważnej operacji, do której przygotowywał się od dwóch tygodni – Aaaa, i sprawdź komórkę. Przez ostatnie trzydzieści minut dzwoniła chyba z siedem razy
- O matko – rzuciła z przejęciem i pobiegła się w stronę torebki – zapomniałam zadzwonić do Ani – rzeczywiście, wyświetlacz wskazywał dziesięć nieodebranych połączeń. Cztery od Ani i sześć do Marka. Nerwowo spojrzała na zegarek, który wskazywał dziesiątą. Wybrała numer swojej asystentki
- Cześć Aniu
- …
- Nie, nic się nie dzieje. Po prostu dzisiaj mnie nie będzie. Potrzebuję jeden dzień oddechu.
- …
- Tak, pamiętam. Właśnie w tej sprawie dzwonię. Poproś Marka, by się tym zajął. Umowa leży na moim biurku, razem z wszelkimi notatkami. Milewski ma przyjechać o dwunastej, więc ma jeszcze czas, by to przeanalizować. Zresztą pisał ją razem ze mną, więc jest w miarę na bieżąco. Ja mam dość pana Milewskiego i jego ciągłych uwag. Niech Marek się z nim użera.
- ….
- Tak, jutro już powinnam być. Dziś cały dzień jestem w domu, więc możesz dzwonić też na domowy, jakby się coś działo.
-….
- Dzięki. Do jutra.

Usłyszała dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlokła się z sofy i szczelniej opatulacją się szlafrokiem ruszyła w stronę drzwi. Rzuciła jeszcze wzrokiem na zegarek, który wskazywał czternastą trzydzieści. ‘Niemożliwe, że to Piotr zapomniał kluczy. Przecież mówił, że operacja nie skończy się szybciej jak po czterech godzinach’. Nie miała ochoty na gości. Z nikim się nie umawiała. Chciała pobyć sama ze swoimi myślami. Otworzyła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Dobrzańskim. Była zaskoczona. Marek był ostatnią osobą, z którą chciała dzisiaj rozmawiać. Przez chwilę wpatrywali się w swoje oczy w milczeniu.
- Przepraszam, że nachodzę cię w domu, ale potrzebny jest twój podpis – podniósł do góry czerwoną teczkę – Milewski leci jutro do Tokio na miesiąc i koniecznie chce zabrać tą umowę ze sobą – wytłumaczył stojąc w progu – Mogę wejść? – zapytał widząc kompletny brak reakcji z jej strony – odsunęła się i gestem dłoni zaprosiła do środka. Chciała maksymalnie odwlec w czasie ich spotkanie. Chciała uniknąć rozmowy, do której za wszelką cenę będzie dążył jej były kochanek. Była pewna, że ich wczorajszy pocałunek, jej pocałunek, nie pozostanie bez echa. Czuła to rosnące między nimi napięcie. Bała się go. – Jesteś sama? – zapytał, gdy stanął na środku przedpokoju, a w promieniu jego wzroku nie zlokalizował doktorka. Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Tak – szepnęła cicho, unikając jego wzroku. 
Momentalnie znalazł się przy niej. 
- Ula - powiedział niemal bezgłośnie. Zamiast kolejnych słów przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. To była iskra, która wywołała pożar. Pożar we wnętrzu obojga. Rozpalała ich od środka. Przyciągnęła go bliżej siebie. Chciała każdą komórką ciała chłonąć jego zapach, ciepło... Kompletnie zatracili się w tym szaleńczym pocałunku. Pocałunku pełnym tęsknoty i pożądania. Wplotła palce w jego włosy, by po chwili przenieść swoje dłonie, na guziki jego koszuli. Szybko pozbył się jej satynowego szlafroka, rzucając go w kąt przedpokoju. Została jedynie w cienkiej koszulce na ramiączka i czarnych majtkach. Naparł na nią gwałtownie, by już po sekundzie jej plecy opierały się o zimną ścianę. Nie czuła tego chłodu. Czuła za to jego ciepły oddech na swojej szyi. Zeszedł z pocałunkami niżej. Przez cienki materiał pieścił jej piersi. Zaczęła oddychać coraz ciężej. Szybko odpiął klamrę paska i podnosząc ją do góry posadził na stojącej nieopodal komódce. Spodnie wraz z bokserkami opadły na ziemię. Nie chciał tracić czasu. Tak bardzo jej pragnął, tak długo na to czekał. Intensywnie wpatrując się w jej oczy, szybkim ruchem odchylił jej majtki i nawet ich nie zdejmując, wszedł w nią gwałtownie. Oboje na chwilę zatrzymali oddech. Po chwili znów zatracili się w żarliwym pocałunku, a on biodrami wykonywał coraz mocniejsze ruchy. To było dzikie, instynktowe... tak bardzo różne, od tego, co przeżyli w SPA. Ale obojgu to intensywne zbliżenie, niemal całkowiecie pozbawione gry wstępnej, dawało ogromną rozkosz. Usłyszał jej krzyk, który stłumił łącząc ich wargi. I on doszedł. Przygryzła jego dolną wargę. Uwielbiał tą pieszczotę w jej wykonaniu. Oddychał ciężko opierając swoje czoło o jej. Jeszcze nigdy wcześniej nic podobnego nie przeżył. To było coś wyjątkowego. Spojrzał jej głęboko w oczy i nim wyszedł z niej szepnął 'kocham cię'. Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok. Nie naciskał. Wiedział, że jeszcze nie jest gotowa, że musi dać jej więcej czasu. Odsunął się od niej i nasunął na pośladki bokserki, w ślad za którymi poszły spodnie. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Gdy zabrał się za guziki rozpiętej koszuli, zlokalizowała czerwoną teczkę, która wylądowała wśród rozstawionych pod lustrem butów. Odszukała długopis i nerwowymi ruchami złożyła podpis na pięciu kartkach. Spojrzał na nią w napięciu oczekując jej kolejnego ruchu. Miał nadzieję, na krótką rozmowę. Jednak zamiast tego usłyszał jej szept 'Powinieneś już iść. Piotr zaraz wróci'. Spojrzał na nią ze smutkiem. Podała mu teczkę i uchyliła drzwi. Mijając ją zatrzymał się, by jeszcze na chwilę spojrzeć na jej twarz. Stała ze spuszczoną głową. 'Czyżby żałowała? Przecież chciała tego równie mocno jak ja...' zaczęło kołatać się po jego głowie. Kciukiem podniósł jej podbródek i swoje smutne, szare oczy wlepił w jej błękitne spojrzenie. Widząc wszystkie uczucia wymalowane w jej tęczówkach, uśmiechnął się nieznacznie. Ostatni raz musnął jej usta i wyszedł z mieszkania, które dzieliła z Sosnowskim. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz