Już drugi tydzień pracowali razem
i musiała przyznać, że ta współpraca świetnie im się układała. Marek nie był
nachalny. Nie robił żadnych aluzji odnośnie ich przeszłości, nie próbował jej
zmuszać do rozmów o ich 'niby związku' sprzed lat. Skupiali się na pracy i
świetnie im to wychodziło. Teoretycznie zajmowali się dwoma zupełnie
oddzielnymi działkami. Nie powinni spotykać się częściej niż na zebraniach
zarządu i ewentualnie w sekretariacie, który dzielili. Ale oni współpracowali
ściślej. Dobrzański podsuwał jej koncepcje rozwoju firmy, podpowiadał, którędy
mogliby pójść. Miał więcej doświadczenia i kontaktów. Chętnie jej pomagał, a
ona chętnie z tej pomocy korzystała. Ona doradzała mu na czym powinna opierać
się kolejna kampania reklamowa, co może trafić w gusta klientek. Można było
powiedzieć, że było tak, jak dawniej. Było dobrze. Rozumieli się bez słów,
świetnie razem uzupełniali. Niechętnie, bo niechętnie, ale sama przed sobą
musiała przyznać, że ta wspólna praca z Dobrzańskim sprawiała jej frajdę. Dla
Marka praca stała się całym życiem. Dzięki Uli stał się pracoholikiem. Mógł nie
wychodzić z biura, bo tylko tam mógł ją spotkać. Skoro nie mógł jej mieć w
swoim domu, w swoim łóżku, u swego boku, to cieszył się, że spotyka ją chociaż w
pracy. Wielokrotnie miał ochotę ją pocałować, przytulić i wyznać, że wciąż ją
kocha. Odpuszczał. Wiedział, że gdy będzie się narzucał, osiągnie efekt
przeciwny do zamierzonego. Póki co cieszył się z tego, co ma. Już sama jej
obecność dawała mu ogromne pokłady energii. A każdy przypadkowy dotyk dłoni,
choćby przy przekazywaniu dokumentów, wywoływał w jego wnętrzu prawdziwą burzę
pragnień i marzeń. Ilekroć ich palce się spotkały, zastanawiał się, czy ona też
czuje ten prąd, który wciąż między nimi przepływa, czy również w jej wnętrzu
uczucia szaleją.
Piotr miał nocy dyżur, a ona tony
papierów do przejrzenia. Postanowiła zostać w biurze. Nie lubiła wracać do
domu, gdy nie było go w środku. W pracy lekarza najbardziej nie znosiła nocnych
dyżurów. Zostawiał ją wtedy samą, a ona długo nie potrafiła zasnąć w zimnym i
pustym łóżku. Na jej prośbę ograniczył tą nocną pracę do minimum, ale były
takie sytuacje, gdy po prostu musiał jechać do szpitala, gdy nie było jak się
wykręcić.
Dochodziła dwudziesta, gdy drzwi
jej gabinetu cichutko się uchyliły i stanął w nich Dobrzański. Przez chwilę
wpatrywał się w nią bez słowa. ‘Gdybym wtedy nie był tchórzem, zabrałbym cię teraz do
naszego domu, w którym czekałby na nas dwuletni malec o oszałamiająco
błękitnych oczach’ pomyślał i po raz kolejny poczuł ścisk w klatce piersiowej.
- Może ci pomóc? – to pytanie
oderwało jej wzrok od kartek z kolejnymi tabelkami, wyliczeniami i wykresami.
- Nie, dzięki. Właśnie kończę –
posłała mu delikatny uśmiech – a od kiedy ty taki chętny do pracy jesteś, co?
Kiedyś cię wołami nie można było zagonić do papierków, a teraz zostajesz po
godzinach – rzuciła, gdy dosiadł się do niej na kanapę
- Nic chce się wracać do pustego
domu, wiedząc, że nikt w nim na ciebie nie czeka – odparł z goryczą. Na chwilę
zrobiło jej się go żal – Praca stała się sensem mojego życia – dodał zamyślony.
Po chwili otrząsnął się i wpatrując się intensywnie w jej oczy zapytał – a ty
czemu jesteś tutaj, a nie w domu? Skończyłaś pracę jakieś trzy godziny temu –
rzucił wzrokiem na zegar wiszący nad jej biurkiem
- Piotr ma nockę – pokiwał głową
ze zrozumieniem – i też mi się nie chce wracać do pustego domu
- Związek z lekarzem ma swoje
plusy i minusy – odparł obojętnie
- Jak z każdym innym człowiekiem.
Generalnie nie narzekam
- Cieszę się, że jesteś
szczęśliwa – usłyszała i wbiła swoje błękitne spojrzenie w jego szare tęczówki.
Dostrzegła w nich smutek i …. Miłość. Trochę ją to przerażało, ale brnęła w to
dalej
- A ty jesteś szczęśliwy? –
doskonale wiedziała, że to pytanie jest najgłupszym, jakie mogła teraz zadać… A
poza tym na własne życzenie wchodziła na bardzo grząski grunt.
-
Można być szczęśliwym, gdy
wracasz do domu, a od progu wita cię mrok i cisza? – odpowiedział
pytaniem -
Gdy sama jesz kolację, gdy nie masz się do kogo przytulić po ciężkim
dniu…. I gdy ci jest cholernie źle, gdy wszystko cię wkurza i cały świat
jest
przeciwko tobie, to nawet nie masz się z kim pokłócić – skłamałaby,
gdyby
powiedziała, że jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Owszem,
zrobiły. Czuła
się dziwnie.
- Może powinieneś sobie kogoś
znaleźć. Kogoś, kto będzie czekał z kolacją… - wyszeptała. Czuła dziwne ukłucie
w sercu, gdy wyobraziła sobie jego z inną kobietą u boku.
- Próbowałem, ale ciebie nie da
się nikim zastąpić – odparł szczerze. Wpatrywali się w siebie w napięciu. Ona
nie wiedziała, co tak naprawdę się z nią dzieje. On bał się wykonać jakiś nazbyt
śmiały krok, by nie pogorszyć sytuacji. I wtem, ku jego ogromnemu zaskoczeniu
poczuł ciepło jej warg na swoich ustach. W pierwszej chwili był zaskoczony. Już
miał odwzajemnić pieszczotę, gdy nagle oderwała się od niego, wpatrując się w
jego oczy z przerażeniem. Był zdezorientowany. Chciał coś powiedzieć, zapytać,
ale pospiesznie zaczęła zbierać swoje rzeczy i rzucając krótkie ‘do jutra’ niemal
wybiegła z gabinetu. To tym, co stało się chwilę wcześniej na tej sofie miał
już pewność, że wciąż coś do niego czuje. Ślub z Piotrem to jedno, a to, co
było między nimi, wcale się nie skończyło. Wciąż trwa, a ona na siłę próbuje
zepchnąć to na boczny tor, zepchnąć to w najdalsze zakamarki swojej
świadomości.
Wybiegła z biura i szybko złapała
taksówkę. Wciąż nie mogła się otrząsnąć. Zastanawiała się, co jej strzeliło do
głowy. Nie rozumiała samej siebie. Wiedziała tylko jedno, że po dzisiejszym
wieczorze Marek nie odpuści i będzie drążył. Głupia chwila słabości, stare
sentymenty, niepotrzebnie skomplikowały jej życie.
Mocniej wtuliła się w jego ciało.
Potrzebowała tego ciepła, tego spokoju, które jej dawał. Odnajdywała przy nim
ukojenie. Po wczorajszym dniu nie potrafiła dojść do ładu sama ze sobą.
- Kochanie – powiedział cicho,
jeszcze zaspanym głosem – ja dopiero wróciłem, ale ty chyba powinnaś być za
chwilę w firmie
- Nie chce mi się wstać –
odparła, niczym pierwszoklasistka, której matka nie może wyciągnąć z łóżka na
sprawdzian z matematyki. Wiedziała, iż gdyby chodziło o sprawdzian z
matematyki, już dawno gotowa stałaby przy drzwiach. Tutaj chodziło o zupełnie
inny sprawdzian. I tego właśnie się obawiała.
- Daj mi minutę – rzucił ziewając
– zaraz wstanę, zrobię ci kawę, taką jak lubisz, może to cię nieco pobudzi –
musnął ustami jej czoło
- Nie. Leż. Wróciłeś dwie godziny
temu, musisz się przespać. A ja chyba ci potowarzyszę. Jakaś bez sił dzisiaj
jestem. Chyba zrobię sobie wagary – te słowa całkowicie rozbudziły Sosnowskiego
- Ty robisz sobie wagary? –
zapytał z niedowierzaniem – Moja żona, beznadziejny przypadek pracoholiczki,
nie idzie do pracy? – zmarszczył brwi – Ula, na pewno wszystko w porządku? – zapytał
z troską
- Tak – zapewniła go – Po prostu
wczoraj pracowałam do późna, poza tym ostanie kilka dni było bardzo męczące.
Negocjacje nowego kontraktu ciągnęły się i ciągnęły. Już jestem zmęczona
prezesem Milewskim i jego ciągłymi pytaniami i wątpliwościami. Dziś, przy
podpisaniu umowy, pewnie znów będzie się osiemnaście razy zastanawiał i
upewniał, czy przypadkiem nie splajtuje przez nas. Mam go po dziurki w nosie.
Zadzwonię do Ani, nich Marek się z nim męczy. Ja pasuję. Muszę odpocząć –
mocniej opatuliła się kołdrą
- Faktycznie, skoro wrócił, niech
cię odciąży. Ale ta twoja apatia mnie niepokoi – czule pogładził jej policzek –
Chyba powinnaś zrobić jakieś badania. Kiedy ostatnio miałaś morfologię?
- O nie. Tylko nie to – zawyła żartobliwie
- Najgorzej jest związać się z medykiem – udała oburzenie – Mogłam wyjść za
piekarza, przynajmniej miałabym codziennie gorące bułeczki. A tak, leżę w łóżku
z facetem, który chciałby non stop analizować moje wyniki badań.
- Ja się po prostu martwię –
spojrzał jej w oczy
- Wiem – musnęła jego usta – ale naprawdę
nie ma powodu. Wyśpię się, dzień, dwa pochodzę w kapciach i znów będę pełna
energii. Słowo harcerza – podniosła do góry dwa palce
- Przecież ty nigdy nie byłaś w
harcerstwie! – dał jej pstryczka w nos
- Też cię kocham. A teraz śpij –
położyła głowę na jego torsie i próbowała zasnąć.
Dwie godziny później obudził ją
zapach świeżo parzonej kawy. Narzuciła na ramiona szlafrok i ruszyła w stronę
kuchni. Piotr ubrany w jeansy i czarną koszulę przygotowywał śniadanie.
- Ty już na nogach? Myślałam, że
będziesz spał do południa… - rzuciła od progu
- Nic z tego. Przecież o
dwunastej mam ten przeszczep serca – krótko pocałował ją w usta i
postawił przed nią talerz z kolorowymi kanapkami. Fakt, zapomniała o tej ważnej
operacji, do której przygotowywał się od dwóch tygodni – Aaaa, i sprawdź komórkę.
Przez ostatnie trzydzieści minut dzwoniła chyba z siedem razy
- O matko – rzuciła z przejęciem
i pobiegła się w stronę torebki – zapomniałam zadzwonić do Ani – rzeczywiście,
wyświetlacz wskazywał dziesięć nieodebranych połączeń. Cztery od Ani i sześć do
Marka. Nerwowo spojrzała na zegarek, który wskazywał dziesiątą. Wybrała numer
swojej asystentki
- Cześć Aniu
- …
- Nie, nic się nie dzieje. Po prostu
dzisiaj mnie nie będzie. Potrzebuję jeden dzień oddechu.
- …
- Tak, pamiętam. Właśnie w tej
sprawie dzwonię. Poproś Marka, by się tym zajął. Umowa leży na moim biurku,
razem z wszelkimi notatkami. Milewski ma przyjechać o dwunastej, więc ma jeszcze
czas, by to przeanalizować. Zresztą pisał ją razem ze mną, więc jest w miarę na
bieżąco. Ja mam dość pana Milewskiego i jego ciągłych uwag. Niech Marek się z
nim użera.
- ….
- Tak, jutro już powinnam być.
Dziś cały dzień jestem w domu, więc możesz dzwonić też na domowy, jakby się coś
działo.
-….
- Dzięki. Do jutra.
Usłyszała
dzwonek do drzwi.
Niechętnie zwlokła się z sofy i szczelniej opatulacją się szlafrokiem
ruszyła w stronę drzwi. Rzuciła jeszcze wzrokiem na zegarek, który
wskazywał
czternastą trzydzieści. ‘Niemożliwe, że to Piotr zapomniał kluczy.
Przecież
mówił, że operacja nie skończy się szybciej jak po czterech godzinach’.
Nie
miała ochoty na gości. Z nikim się nie umawiała. Chciała pobyć sama ze
swoimi
myślami. Otworzyła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Dobrzańskim. Była
zaskoczona. Marek był ostatnią osobą, z którą chciała dzisiaj rozmawiać.
Przez
chwilę wpatrywali się w swoje oczy w milczeniu.
- Przepraszam, że nachodzę cię w
domu, ale potrzebny jest twój podpis – podniósł do góry czerwoną teczkę –
Milewski leci jutro do Tokio na miesiąc i koniecznie chce zabrać tą umowę ze
sobą – wytłumaczył stojąc w progu – Mogę wejść? – zapytał widząc kompletny brak
reakcji z jej strony – odsunęła się i gestem dłoni zaprosiła do środka. Chciała
maksymalnie odwlec w czasie ich spotkanie. Chciała uniknąć rozmowy, do której
za wszelką cenę będzie dążył jej były kochanek. Była pewna, że ich wczorajszy pocałunek,
jej pocałunek, nie pozostanie bez echa. Czuła to rosnące między nimi napięcie.
Bała się go. – Jesteś sama? – zapytał, gdy stanął na środku przedpokoju, a w promieniu
jego wzroku nie zlokalizował doktorka. Obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Tak – szepnęła cicho, unikając
jego wzroku.
Momentalnie znalazł się przy niej.
-
Ula - powiedział niemal bezgłośnie. Zamiast kolejnych słów przyciągnął
ją do siebie i wpił się w jej usta. To była iskra, która wywołała pożar.
Pożar we wnętrzu obojga. Rozpalała ich od środka. Przyciągnęła go
bliżej siebie. Chciała każdą komórką ciała chłonąć jego zapach,
ciepło... Kompletnie zatracili się w tym szaleńczym pocałunku. Pocałunku
pełnym tęsknoty i pożądania. Wplotła palce w jego włosy, by po chwili
przenieść swoje dłonie, na guziki jego koszuli. Szybko pozbył się jej
satynowego szlafroka, rzucając go w kąt przedpokoju. Została jedynie w
cienkiej koszulce na ramiączka i czarnych majtkach. Naparł na nią
gwałtownie, by już po sekundzie jej plecy opierały się o zimną ścianę.
Nie czuła tego chłodu. Czuła za to jego ciepły oddech na swojej szyi.
Zeszedł z pocałunkami niżej. Przez cienki materiał pieścił jej piersi.
Zaczęła oddychać coraz ciężej. Szybko odpiął klamrę paska i podnosząc ją
do góry posadził na stojącej nieopodal komódce. Spodnie wraz z
bokserkami opadły na ziemię. Nie chciał tracić czasu. Tak bardzo jej
pragnął, tak długo na to czekał. Intensywnie wpatrując się w jej oczy,
szybkim ruchem odchylił jej majtki i nawet ich nie zdejmując, wszedł w
nią gwałtownie. Oboje na chwilę zatrzymali oddech. Po chwili znów
zatracili się w żarliwym pocałunku, a on biodrami wykonywał coraz
mocniejsze ruchy. To było dzikie, instynktowe... tak bardzo różne, od
tego, co przeżyli w SPA. Ale obojgu to intensywne zbliżenie, niemal
całkowiecie pozbawione gry wstępnej, dawało ogromną rozkosz. Usłyszał
jej krzyk, który stłumił łącząc ich wargi. I on doszedł. Przygryzła jego
dolną wargę. Uwielbiał tą pieszczotę w jej wykonaniu. Oddychał ciężko
opierając swoje czoło o jej. Jeszcze nigdy wcześniej nic podobnego nie
przeżył. To było coś wyjątkowego. Spojrzał jej głęboko w oczy i nim
wyszedł z niej szepnął 'kocham cię'. Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok.
Nie naciskał. Wiedział, że jeszcze nie jest gotowa, że musi dać jej
więcej czasu. Odsunął się od niej i nasunął na pośladki bokserki, w ślad
za którymi poszły spodnie. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
Gdy zabrał się za guziki rozpiętej koszuli, zlokalizowała czerwoną
teczkę, która wylądowała wśród rozstawionych pod lustrem butów.
Odszukała długopis i nerwowymi ruchami złożyła podpis na pięciu
kartkach. Spojrzał na nią w napięciu oczekując jej kolejnego ruchu. Miał
nadzieję, na krótką rozmowę. Jednak zamiast tego usłyszał jej szept
'Powinieneś już iść. Piotr zaraz wróci'. Spojrzał na nią ze smutkiem.
Podała mu teczkę i uchyliła drzwi. Mijając ją zatrzymał się, by jeszcze
na chwilę spojrzeć na jej twarz. Stała ze spuszczoną głową. 'Czyżby
żałowała? Przecież chciała tego równie mocno jak ja...' zaczęło kołatać
się po jego głowie. Kciukiem podniósł jej podbródek i swoje smutne,
szare oczy wlepił w jej błękitne spojrzenie. Widząc wszystkie uczucia
wymalowane w jej tęczówkach, uśmiechnął się nieznacznie. Ostatni raz
musnął jej usta i wyszedł z mieszkania, które dzieliła z Sosnowskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz