B

środa, 27 listopada 2013

'Za późno?' IV

Piotr rozentuzjazmowany opowiadał jej przy kolacji o swoim pierwszym, samodzielnym przeszczepie. Nie potrafiła się skupić na jego słowach. Od czasu do czasu posyłała mu niewyraźny uśmiech, kiwała głową ze zrozumieniem, ale kompletnie nie wiedziała, o czym jej teraz dokładnie opowiadał. Jej myśli były dużo dalej. Miała dość. Wykręcając się bólem głowy zaszyła się w sypialni. Jej nocna koszulka wciąż pachniała Dobrzańskim. Ktoś postronny nie zwróciłby nawet uwagi na ten niezbyt intensywny zapach. Ona go czuła. To ta woń, za którą tęskniła tyle miesięcy. Zaczynała wariować.

Niechętnie pojechała do firmy. Miała ochotę jeszcze przez kilka dni zostać w domu, ale wiedziała, że Piotr zacząłby pytać. Chciała uniknąć odpowiedzi i kłamania prosto w oczy. I tak było jej wystarczająco ciężko.
Cicho wsunął się do jej gabinetu. Stała tyłem do drzwi segregując dokumenty na biurku. Podszedł niezauważony i złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Wzdrygnęła się i gwałtownie od niego odskoczyła.
- Nigdy więcej tego nie rób – niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w szybę wychodzącą na korytarz. Na szczęście było pusto. Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Przepraszam – powiedział spokojnie – Tęskniłem – rzekł z ujmującym uśmiechem
- Głośniej! Głośniej! Niech usłyszy cię cała firma! – nerwy zaczęły jej puszczać. Do tej pory potrafiła się opanować, ale gdy znalazł się przy niej, znów wywołał w jej wnętrzu burzę, której nie potrafiła wyciszyć.
- Co się dzieje? – wpatrywał się w nią intensywnie
- Nic. Oprócz tego, że zdradziłam męża – powiedziała stłumionym głosem – to nic się nie dzieje – nerwowym gestem poporawiła włosy
- Ja poniekąd w tej sprawie – dodał zbliżając się do niej – chciałbym porozmawiać. O przeszłości i przyszłości – celowo zaakcentował ostatnie słowo.
- Nie będę prowadzić z tobą takich dyskusji w biurze. Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz?
- Dobrze. To pójdź ze mną na kawę, lunch, spacer. Gdziekolwiek – naciskał
- Nie. Na razie nie jestem gotowa na taką rozmowę. Muszę dojść do ładu sama ze sobą – przyjrzał j się badawczo i zrozumiał, że siłą nic nie ugra.
- Dobrze. Poczekam tyle, ile będziesz chciała – szepnął zrezygnowany i posłusznie wyszedł z jej gabinetu. Głośno wypuściła powietrze z płuc.

Kiedyś to jemu zarzucała, że jest obłudny, że kłamie na każdym kroku, że zdradza. Teraz robiła dokładnie tak samo. Kłamała. Tak naprawdę nie była uczciwa ani w stosunku do Piotra, ani w stosunku do Marka. Zdradziła męża i co gorsze, wcale tej zdrady nie żałowała. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Ten pocałunek wtedy w gabinecie. Sama nie wiedziała, co ją do niego pchnęło. Tęsknota, sentymenty czy miłość? Marek wciąż był dla niej ważny, bardzo ważny, ale nie mogła zapominać o Piotrze. On w tej całej sprawie był najmniej winny, a najwięcej go dotyczyło. Potrzebowała czasu. Najbliższe dni postanowiła poświęcić na pracę i ślub Sebastiana i Violetty. Później będzie zastanawiać się nad swoim życiem.
Trzymając Piotra za rękę wkroczyła do Urzędu Stanu Cywilnego na Ursynowie. Musiała przyznać, że Kubasińska wyglądała zjawiskowo. Promieniała. Sebastian również był szczęśliwy. Goście powoli zaczęli się gromadzić. Kilka osób z firmy, przyjaciele i najbliższa rodzina. Jakieś czterdzieści osób. Wreszcie go dostrzegła. Stał z boku i bacznie ją obserwował. W idealnie skrojonym, czarnym garniturze wyglądał jak marzenie. Posłał jej tęskne spojrzenie. Odwróciła głowę w stronę Piotra i zaczęła o czymś mu opowiadać. Zaczęło się. Dobrzański, wraz z przyjaciółką Violki Gośką, był świadkiem. Stał bokiem do zebranych gości. Ta pozycja dawała mu okazję do zerkania od czasu do czasu na Ulę. Skupił na niej całą swoją uwagę podczas składania przez młodych przysięgi. Zastanawiał się, czy jemu kiedykolwiek będzie dane ślubować ukochanej miłość, wierność i że jej nie opuści aż do śmierci. Czuła na sobie jego wzrok, ale pozostawała niewzruszona. Uparcie wpatrywała się w plecy Olszańskiej. Pojechali na przyjęcie weselne do pobliskiej restauracji. Zajęła się prowadzeniem dyskusji z Anią i Pshemko, z którymi siedzieli obok. Na chwilę zapomniała o Dobrzańskim. Tylko na chwilę. Tuż po posiłku rozpoczęła się zabawa. Wirowała na parkiecie w ramionach Piotra. Wciąż czuła wlepione w nią spojrzenie Dobrzańskiego. Zmęczona opadła na krzesło, by po ledwie kilku minutach usłyszeć za sobą jego głos
- Zatańczysz ze mną?- zapytał intensywnie się w nią wpatrując. Obrzuciła go przerażonym spojrzeniem. Pozostał niewzruszony – No chyba się mnie nie boisz? - Stał z wyciągniętą dłonią i bezczelnie wpatrywał się w jej oczy. Zerknęła na Piotra, który posłał jej niewyraźny uśmiech. Całując męża w policzek wstała i podążyła z Markiem na środek sali.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała z pretensją w głosie, gdy zaczęli wirować. Był świetnym tancerzem.
- Tańczę z tobą – odparł najnormalniej w świecie, wolno sunąc dłonią po jej odsłoniętych plecach.
- Marek, proszę cię przestań się zgrywać.
- Ja się nie zgrywam – odparł poważnie – Wariuję bez ciebie – szepnął jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Rzuciła wzrokiem w kierunku stolików. Piotr bacznie ich obserwował. Nieznacznie odsunęła się od Dobrzańskiego. Doskonale potrafiła udawać obojętność. Marek zerknął na nią i z bólem zaśmiał się pod nosem
- Jesteś świetną aktorką. Lepszą niż ja – spojrzał jej w oczy
- Uspokój się. Piotr nas obserwuje – wyszeptała przez zaciśnięte zęby.
- Co będzie dalej?
- Dalej? – odpowiedziała zdziwiona pytaniem na pytanie
- Z nami… - szepnął wprost do jej ucha
- Jeszcze nic nie postanowiłam - Zamilkł. Usłyszeli ostatnie takty piosenki. Bez słowa odprowadził ją do stolika i ruszył w kierunku przyjaciela. Miał ochotę się napić. Alkohol był najlepszym wyjściem w tej sytuacji.

W poniedziałkowy ranek ostentacyjnie wpadł do jej biura. Bez zbędnej zwłoki i nawet słowa przywitania stanął przed jej biurkiem z kartką papieru
- Moje podanie o dwa tygodnie urlopu – obrzuciła do zaskoczonym spojrzeniem i niemal mechanicznie złożyła swój podpis – Może przez ten czas podejmiesz decyzję, czy wolisz być z mężem, którego nie kochasz, czy ze mną.
- Skąd wiesz, że go nie kocham? – zapytała podirytowana. Zaśmiał się pod nosem
- Bo bardzo dobrze cię znam.
- Jesteś bardzo pewny siebie. Zbyt pewny – dodała po chwili. Zmarszczył brwi.
- To się jeszcze okaże – powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się w pół kroku i ponownie stanął przed nią. Spojrzał na kartki trzymane w ręku – Aaa, i tu masz jeszcze zaproszenie na trzydniową konferencję w Amsterdamie. Przez przypadek znalazło się wśród mojej korespondencji. Radziłbym jechać. Ojciec zwykle wracał z takich eventów z kilkoma nowymi partnerami biznesowymi – podał jej kopertę i wyszedł.
Odetchnęła. Liczyła, że przez te czternaście dni jego nieobecności jakoś poukłada swoje życie. Nie dawała tego po sobie poznać, ale była w totalnej rozsypce. Pierwszy raz w życiu, tak naprawdę nie wiedziała, co ma robić, jaką decyzję podjąć i czego w życiu pragnie.  
W czwartek z ulgą spakowała walizkę.
- Zawiozę cię na lotnisko w drodze do szpitala – w drzwiach sypialni stanął Sosnowski
- Zamówiłam już taksówkę. Powinna być za kwadrans. Nie chcę byś spóźnił się na dyżur. Wiesz, że o tej porze są straszne korki.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami. Widział, że od kilkunastu dni coś się z nią dzieje, ale nie chciała nic mu powiedzieć. Nie naciskał. Wychodził z założenia, że gdy będzie gotowa sama mu powie – Nie lubię, gdy wyjeżdżasz – posłała mu ciepłe spojrzenie
- Taka praca. Trzy dni szybko zlecą – przytuliła się do niego
- A Marek nie mógł jechać za ciebie? – na dźwięk imienia swojego… ‘no właśnie kogo? Kochanka?’ pytała samą siebie. Spięła wszystkie mięśnie.
- Marek jest na urlopie – szepnęła. Pogładził ją po plecach.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, jak już wrócisz z tej Holandii
- O czym?
- O nas – odparł. ‘Czyżby się czegoś domyślał?’ przemknęło jej przez głowę. Odsunęła się lekko i wyczekująco wpatrywała się w jego oczy – No dobrze – westchnął – Chce porozmawiać o przyszłości – ‘Co oni do cholery wszyscy z tą przyszłością?’ – Chciałbym, żebyśmy mieli dziecko – jego słowa ją zamurowały. Co prawda jeszcze przed ślubem planowali dwójkę, ale Piotr podkreślał, że chce jeszcze poczekać nim skończy doktorat. Odchrząknęła nerwowo i zrozumiała, że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest jak najszybsze wyjście z domu.
- O wszystkim porozmawiamy, jak wrócę – krótko musnęła jego usta i chwyciła walizkę – chyba taksówka już podjechała.
Nie znosiła latać. Ale dzisiejsza podróż jakoś jej nie przeszkadzała. Spojrzała na swoją obrączkę. Jeszcze kilka tygodni temu wszystko wydawało się proste. Była żoną Piotra. Była szczęśliwa. A później wrócił Marek i wszystko się zmieniło. Po raz kolejny wywrócił jej życie do góry nogami. Myślała, że uda im się utrzymać dystans. Myślała, że uda im się żyć tak, by łączyła ich tylko praca. Myliła się. Wciąż był dla niej ważny. Zbyt ważny. Kiedyś, gdy przeczytała w jednym z czasopism o kobiecie, która kochała dwóch mężczyzn jednocześnie, głośno się roześmiała. Chyba los się na niej zemścił. Była teraz w takiej samej sytuacji. Wciąż kochała Dobrzańskiego. Ale nie mogła zaprzeczyć i powiedzieć, że Piotr nic dla niej nie znaczy. Kochała swojego męża. Nim wyjechał do Bostonu nie czuła do niego nic oprócz sympatii. Później wrócił i zaczęli od nowa. Był inny niż Marek. Wielokrotnie łapała się na tym, że ich porównywała. Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi. Teraz zastanawiała się, która miłość jest ważniejsza. ‘Czy to w ogóle można jakoś zmierzyć?’
Zameldowała się w eleganckim hotelu i ruszyła na górę. Przeciągnęła kartę i usłyszała brzdęk otwieranego zamka. Pchnęła drzwi i wpadła wprost w jego ramiona. Przylgnął do niej całym ciałem, mocno tuląc ją do siebie.
- Boże, już myślałem, że się nie doczekam – znieruchomiała. Dała się podejść.
- Co to ma znaczyć? – wlepiła w niego swoje błękitne tęczówki, które wciąż były wielkości pięciozłotówki
- Unikasz mnie – zaczął, wprowadzając ją za rękę w głąb pokoju – A ja bardzo za tobą tęsknię. Wiedziałem, że tu będę cię mógł mieć tylko dla siebie – zbliżył się i stanął z nią twarzą w twarz – Poza tym – zaczął szeptać wprost w jej usta – masz podjąć decyzję. Przez te trzy dni zamierzam pomóc ci ją podjąć – jego usta zaczęły gwałtownie miażdżyć jej wargi. Poddała się tej pieszczocie i już po chwili z równie wielką pasją odpłacała mu się tym samym. Spragnieni siebie runęli na łóżko.
Z niemałym trudem próbowali wyrównać oddechy. Delikatnie się uśmiechała. Musiała przyznać, że Piotr nigdy nie potrafił zadowolić jej w łóżku, tak, jak Marek. Mimo, że kochali się dopiero po raz trzeci, on doskonale znał jej ciało. Potrafił jednym ruchem, jednym pocałunkiem doprowadzić ją do szaleństwa. Seks z nim był niemal mistycznym przeżyciem. Położył się na boku i opierając głowę na ramieniu intensywnie jej się przyglądał.
- Jesteś dla mnie najważniejsza – spojrzała w jego oczy. Wiedziała, że mówi prawdę. Zaczął wskazującym palcem kreślić kółka na jej piersi – Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko – nic nie powiedziała. Nie musiała. On wiedział. Wiedział, że jest dla niej równie ważny. Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Tą magiczną chwilę przerwał dzwonek jej telefonu. Owinęła się prześcieradłem i odszukała aparat. Stanęła naprzeciw okna.
- Halo
-….
- Tak, już doleciałam. Przepraszam, że od razu nie zadzwoniłam, ale trochę trwała droga do hotelu i formalności w hotelu – spuściła głowę.
- ….
- Zadzwonię jutro po południu. Cały dzień będę jakieś szalenie interesujące wystąpienia. Będę zajęta.
- …
- Pa.
Zakończyła połączenie i stała nieruchomo, wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co przeżywa. Wysunął się spod kołdry i stanął tuż za nią. Objął ją ramionami i przyciągnął ją bliżej siebie.
- Przepraszam – szepnął – to moja wina. Gdybym wtedy nie wyjechał, gdybym nie uciekł jak tchórz… nie musiałabyś teraz kłamać – odwróciła się do niego. Dostrzegł w jej oczach łzy
- To nie tylko twoja wina. Gdybym pozwoliła ci wtedy wyjaśnić, gdybym chciała słuchać. A teraz z premedytacją zdradzam męża, któremu ślubowałam wierność – szloch wstrząsnął jej ciałem. Przytulił ją. Wiedział, że dla niego łamie wszystkie swoje zasady.
- Ciiii, wszystko się jakoś ułoży – scałowywał słone krople z jej twarzy.
- Kocham cię – padło wreszcie z jej ust. Uśmiechnął się do niej, ukazując w pełnej krasie swoje dołeczki. Straciła grunt pod nogami, a prześcieradło swobodnie opadło na podłogę. Zaniósł ją do łóżka.
Te trzy dni były niczym bajka. Niczym sen, z którego nie chciała się budzić. Tak właśnie wyobrażała sobie przyszłość u jego boku, gdy tylko wrócili ze SPA. Wtedy, to były tylko marzenia brzydkiej kochanki prezesa, dziś – rzeczywistość. Wiele sobie wyjaśnili, starali się zrozumieć swoje postępowanie. Ich miłość naprawdę była wyjątkowa. Teraz to wiedziała. Ale wiedziała również, że jest jeszcze Piotr. Człowiek jej bardzo bliski, którego nie miała prawa krzywdzić w tak okrutny sposób. Nie chciała go zranić, ale miała świadomość, że prowadzenie podwójnego życia będzie bolesne dla całej trójki. Jej będzie coraz trudniej, Marek nigdy się z tym nie pogodzi, że nie ma jej na wyłączność, a i Piotr w końcu się zorientuje, że coś się zmieniło. Podjęła decyzję.
- Wracasz ze mną?
- Nie – pokiwał przecząco głową – zostaje do jutra. Zresztą pewnie Piotr odbierze cię z lotniska, mam rację? – przytaknęła – No właśnie. Nie chcę utrudniać… Wiem, że to nie będzie łatwa dla ciebie rozmowa.
- Marek, ja nie mogę ci obiecać, że powiem mu już dzisiaj. Muszę poczekać na odpowiedni moment.
- Wiem kochanie – odparł i mocno ją przytulił.

- Powiedziałaś mu? – to było pierwsze pytanie, jakie jej zadał, gdy tylko przekroczył próg jej biura
- To nie jest takie proste – powiedziała obrzucając go krótkim spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic wróciła do odpisywania na maile
- Wiem, ale nie możesz tego odkładać w nieskończoność – starał się być spokojny. Od jej powrotu do Polski minęły już cztery dni.
- I kto to mówi? Człowiek, który niemal do samego ślubu czekał na odpowiedni moment, by go odwołać – powiedziała ostro. Spojrzał na nią ze smutkiem. To był cios poniżej pasa – Jakbyś zapomniał, ja już jestem po ślubie i sprawa jest nieco bardziej skomplikowana – wyżywała się na nim, bo nie potrafiła poradzić sobie z wyrzutami sumienia i świadomością, że tak bardzo skrzywdzi człowieka, przez ostatnie półtora roku, najbliższego.
- Dobrze – westchnął – Nie będę naciskał. Wiem, że potrzebujesz czasu – posłał jej blady uśmiech i wyszedł z gabinetu.
Miał rację. Nie mogła odkładać tego w nieskończoność. Gra na zwłokę nic nie da. Zawsze ceniła sobie szczerość. Była mu to winna. Miała nadzieję, że podczas zbliżającego się weekendu zbierze się na odwagę. W sobotę Piotr miał dyżur, ale niedziela będzie najodpowiedniejszym dniem na szczerą rozmowę.

- Marek, możemy porozmawiać? – zapytała, gdy tylko dostrzegła go na korytarzu piątego piętra
- Jasne. U mnie, czy u ciebie?
- Wolałabym przejść się do parku – obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem marszcząc przy tym brwi. Szykowała się poważna rozmowa. Czuł to po tonie jej głosu. Zresztą miała to wymalowane na twarzy. Miał nadzieję, że wreszcie powiedziała Sosnowskiemu.
- Czemu cię wczoraj nie było? – dopytywał, gdy tylko wyszli przed budynek firmy
- Musiałam załatwić kilka ważnych spraw. Upewnić się odnośnie jednej kwestii. Bardzo ważnej kwestii – powiedziała zamyślona – Jestem w ciąży – szepnęła. Dobrzański w pierwszej chwili spojrzał na nią z niedowierzaniem. Jej wyraz twarzy nie pozostawił złudzeń. To nie żart. Naprawdę jest w ciąży. Roześmiał się radośnie. Miał ochotę skakać ze szczęścia.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – odparł, wodząc po jej sylwetce rozbieganym wzrokiem. Jakoś nigdy nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy zostanie ojcem, czy kiedykolwiek nim zostanie. A teraz, był szczęśliwy. Perspektywa ojcostwa dawała mu wielką satysfakcję – Posłuchaj, jeszcze dzisiaj musisz się od niego wyprowadzić. Na razie zamieszkamy na Czerniakowskiej, ale szybko postaram się znaleźć jakiś dom pod miastem. Moje dziecko nie będzie się wychowywało w tym hałasie i zanieczyszczeniach – snuł plany. Rozczulił ją. Tego się po nim nie spodziewała.
- Marek.. – próbowała wejść mu w słowo, ale ciężko było przerwać ten jego entuzjastyczny słowotok
- Jutro zadzwonię do mecenasa Soboty. Trzeba jak najszybciej załatwić rozwód. Potem nasz ślub. Jeśli zechcesz oczywiście – spojrzał na nią z czułością – bardzo bym chciał, ale papierek to nie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest to, że już zawsze będę się przy tobie budził i zasypiał – rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach – Kochanie, co się dzieje? – zapytał z przejęciem
- To dziecko Piotra – wyszeptała przez łzy – Jestem w siódmym tygodniu ciąży – powiedziała ledwie słyszalnie. Jaka była głupia. Przez ten powrót Marka nawet nie zdała sobie sprawy, że jej ostatni okres nie był taki, jak zwykle, że jej organizm zachowywał się inaczej. Co za ironia losu. Musiała zajść w ciążę tuż przed powrotem Marka do kraju. Dobrzański stał jak sparaliżowany. Wreszcie odzyskał jasność umysłu
- Ula, to nic nie zmienia. Będę je kochał jak swoje, obiecuje. Będę się starał być najlepszym ojcem, jakim potrafię – coraz bardziej zanosiła się płaczem – Błagam cię, nie płacz.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja nie mogę teraz od niego odejść. Nie mogę go zostawić…. – czuł, że traci grunt pod nogami. Zaczęło brakować mu tchu. Nerwowym ruchem poluzował krawat.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Błagam cię, nie utrudniaj. Widocznie dla nas jest już za późno – nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Obiecała sobie, że będzie twarda, ale nie potrafiła. Gdy w weekend zaczęły ją męczyć nudności, gdy zaczęła łączyć fakty jakaś mała lampeczka zapaliła się w jej głowie. Jeszcze do wczorajszej wizyty u lekarza miała nadzieję, że nosi pod sercem dziecko Dobrzańskiego. Ale wczoraj wszystko się zmieniło. Była w ciąży, a ojcem jej dziecka, był jej mąż. Człowiek, który nie zasłużył na takie traktowanie. Człowiek, któremu przez swoje błędne decyzje z przeszłości, nie mogła zniszczyć całego świata. Kochała go i nie potrafiła zranić. Tak samo jak nie mogła zranić swojego nienarodzonego dziecka, pozbawiając go pełnoetatowego ojca. Tego właściwego ojca. Musiała wybrać. Teraz nie decydowała tylko o sobie. Wiedziała, że będzie bolało, ale nie wiedziała innego rozwiązania. Z czasem się przyzwyczai, z czasem zapomni, z czasem zacznie żyć tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu.
- Za późno? – krzyknął Dobrzański przez łzy – Przecież ja ciebie kocham! I ty też mnie kochasz! – łapczywie wpił się w jej usta. Zatraciła się w tym pocałunku. Wiedziała, że to ich ostatni. Oderwała się od niego i po raz ostatni zatonęła w jego szarym spojrzeniu. Teraz pełnym bólu i rozpaczy.
- Złożyłam rezygnację. Twój ojciec już wie. Nie potrafilibyśmy pracować razem. To by się nie udało - wyszeptała gładząc jego policzek
- Co ty pierzysz?! – odskoczył do niej. Nerwy mu puszczały. Nie potrafił jej zrozumieć - Ja nie pozwolę ci odejść, rozumiesz!
- To koniec – wyszeptała i wybiegła z parku. Nie pobiegł za nią. Zrozumiał, że to nie ma sensu. Ona już zdecydowała. Zdecydowała za nich oboje.

KONIEC! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz