Piotr rozentuzjazmowany opowiadał
jej przy kolacji o swoim pierwszym, samodzielnym przeszczepie. Nie potrafiła
się skupić na jego słowach. Od czasu do czasu posyłała mu niewyraźny uśmiech,
kiwała głową ze zrozumieniem, ale kompletnie nie wiedziała, o czym jej teraz
dokładnie opowiadał. Jej myśli były dużo dalej. Miała dość. Wykręcając się
bólem głowy zaszyła się w sypialni. Jej nocna koszulka wciąż pachniała
Dobrzańskim. Ktoś postronny nie zwróciłby nawet uwagi na ten niezbyt intensywny
zapach. Ona go czuła. To ta woń, za którą tęskniła tyle miesięcy. Zaczynała
wariować.
Niechętnie pojechała do firmy.
Miała ochotę jeszcze przez kilka dni zostać w domu, ale wiedziała, że Piotr
zacząłby pytać. Chciała uniknąć odpowiedzi i kłamania prosto w oczy. I tak było
jej wystarczająco ciężko.
Cicho wsunął się do jej gabinetu.
Stała tyłem do drzwi segregując dokumenty na biurku. Podszedł niezauważony i
złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Wzdrygnęła się i gwałtownie od niego
odskoczyła.
- Nigdy więcej tego nie rób –
niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w szybę wychodzącą na
korytarz. Na szczęście było pusto. Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Przepraszam – powiedział
spokojnie – Tęskniłem – rzekł z ujmującym uśmiechem
- Głośniej! Głośniej! Niech
usłyszy cię cała firma! – nerwy zaczęły jej puszczać. Do tej pory potrafiła się
opanować, ale gdy znalazł się przy niej, znów wywołał w jej wnętrzu burzę,
której nie potrafiła wyciszyć.
- Co się dzieje? – wpatrywał się
w nią intensywnie
- Nic. Oprócz tego, że zdradziłam
męża – powiedziała stłumionym głosem – to nic się nie dzieje – nerwowym gestem
poporawiła włosy
- Ja poniekąd w tej sprawie –
dodał zbliżając się do niej – chciałbym porozmawiać. O przeszłości i
przyszłości – celowo zaakcentował ostatnie słowo.
- Nie będę prowadzić z tobą
takich dyskusji w biurze. Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz?
- Dobrze. To pójdź ze mną na
kawę, lunch, spacer. Gdziekolwiek – naciskał
- Nie. Na razie nie jestem gotowa
na taką rozmowę. Muszę dojść do ładu sama ze sobą – przyjrzał j się badawczo i
zrozumiał, że siłą nic nie ugra.
- Dobrze. Poczekam tyle, ile
będziesz chciała – szepnął zrezygnowany i posłusznie wyszedł z jej gabinetu.
Głośno wypuściła powietrze z płuc.
Kiedyś to jemu zarzucała, że jest
obłudny, że kłamie na każdym kroku, że zdradza. Teraz robiła dokładnie tak
samo. Kłamała. Tak naprawdę nie była uczciwa ani w stosunku do Piotra, ani w
stosunku do Marka. Zdradziła męża i co gorsze, wcale tej zdrady nie żałowała.
Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Ten pocałunek wtedy w gabinecie. Sama nie
wiedziała, co ją do niego pchnęło. Tęsknota, sentymenty czy miłość? Marek wciąż
był dla niej ważny, bardzo ważny, ale nie mogła zapominać o Piotrze. On w tej
całej sprawie był najmniej winny, a najwięcej go dotyczyło. Potrzebowała czasu.
Najbliższe dni postanowiła poświęcić na pracę i ślub Sebastiana i Violetty.
Później będzie zastanawiać się nad swoim życiem.
Trzymając Piotra za rękę
wkroczyła do Urzędu Stanu Cywilnego na Ursynowie. Musiała przyznać, że
Kubasińska wyglądała zjawiskowo. Promieniała. Sebastian również był szczęśliwy.
Goście powoli zaczęli się gromadzić. Kilka osób z firmy, przyjaciele i
najbliższa rodzina. Jakieś czterdzieści osób. Wreszcie go dostrzegła. Stał z
boku i bacznie ją obserwował. W idealnie skrojonym, czarnym garniturze wyglądał
jak marzenie. Posłał jej tęskne spojrzenie. Odwróciła głowę w stronę Piotra i
zaczęła o czymś mu opowiadać. Zaczęło się. Dobrzański, wraz z przyjaciółką
Violki Gośką, był świadkiem. Stał bokiem do zebranych gości. Ta pozycja dawała
mu okazję do zerkania od czasu do czasu na Ulę. Skupił na niej całą swoją uwagę
podczas składania przez młodych przysięgi. Zastanawiał się, czy jemu
kiedykolwiek będzie dane ślubować ukochanej miłość, wierność i że jej nie
opuści aż do śmierci. Czuła na sobie jego wzrok, ale pozostawała niewzruszona.
Uparcie wpatrywała się w plecy Olszańskiej. Pojechali na przyjęcie weselne do
pobliskiej restauracji. Zajęła się prowadzeniem dyskusji z Anią i Pshemko, z
którymi siedzieli obok. Na chwilę zapomniała o Dobrzańskim. Tylko na chwilę.
Tuż po posiłku rozpoczęła się zabawa. Wirowała na parkiecie w ramionach Piotra.
Wciąż czuła wlepione w nią spojrzenie Dobrzańskiego. Zmęczona opadła na
krzesło, by po ledwie kilku minutach usłyszeć za sobą jego głos
- Zatańczysz ze mną?- zapytał intensywnie
się w nią wpatrując. Obrzuciła go przerażonym spojrzeniem. Pozostał
niewzruszony – No chyba się mnie nie boisz? - Stał z wyciągniętą dłonią i
bezczelnie wpatrywał się w jej oczy. Zerknęła na Piotra, który posłał jej
niewyraźny uśmiech. Całując męża w policzek wstała i podążyła z Markiem na
środek sali.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała z pretensją
w głosie, gdy zaczęli wirować. Był świetnym tancerzem.
- Tańczę z tobą – odparł najnormalniej
w świecie, wolno sunąc dłonią po jej odsłoniętych plecach.
- Marek, proszę cię przestań się
zgrywać.
- Ja się nie zgrywam – odparł poważnie
– Wariuję bez ciebie – szepnął jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Rzuciła
wzrokiem w kierunku stolików. Piotr bacznie ich obserwował. Nieznacznie
odsunęła się od Dobrzańskiego. Doskonale potrafiła udawać obojętność. Marek
zerknął na nią i z bólem zaśmiał się pod nosem
- Jesteś świetną aktorką. Lepszą
niż ja – spojrzał jej w oczy
- Uspokój się. Piotr nas
obserwuje – wyszeptała przez zaciśnięte zęby.
- Co będzie dalej?
- Dalej? – odpowiedziała zdziwiona
pytaniem na pytanie
- Z nami… - szepnął wprost do jej
ucha
- Jeszcze nic nie postanowiłam - Zamilkł.
Usłyszeli ostatnie takty piosenki. Bez słowa odprowadził ją do stolika i ruszył
w kierunku przyjaciela. Miał ochotę się napić. Alkohol był najlepszym wyjściem
w tej sytuacji.
W poniedziałkowy ranek ostentacyjnie
wpadł do jej biura. Bez zbędnej zwłoki i nawet słowa przywitania stanął przed
jej biurkiem z kartką papieru
- Moje podanie o dwa tygodnie
urlopu – obrzuciła do zaskoczonym spojrzeniem i niemal mechanicznie złożyła
swój podpis – Może przez ten czas podejmiesz decyzję, czy wolisz być z mężem,
którego nie kochasz, czy ze mną.
- Skąd wiesz, że go nie kocham? –
zapytała podirytowana. Zaśmiał się pod nosem
- Bo bardzo dobrze cię znam.
- Jesteś bardzo pewny siebie.
Zbyt pewny – dodała po chwili. Zmarszczył brwi.
- To się jeszcze okaże –
powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się w pół kroku i ponownie
stanął przed nią. Spojrzał na kartki trzymane w ręku – Aaa, i tu masz jeszcze
zaproszenie na trzydniową konferencję w Amsterdamie. Przez przypadek znalazło
się wśród mojej korespondencji. Radziłbym jechać. Ojciec zwykle wracał z takich
eventów z kilkoma nowymi partnerami biznesowymi – podał jej kopertę i wyszedł.
Odetchnęła. Liczyła, że przez te
czternaście dni jego nieobecności jakoś poukłada swoje życie. Nie dawała tego
po sobie poznać, ale była w totalnej rozsypce. Pierwszy raz w życiu, tak
naprawdę nie wiedziała, co ma robić, jaką decyzję podjąć i czego w życiu pragnie.
W czwartek z ulgą spakowała
walizkę.
- Zawiozę cię na lotnisko w
drodze do szpitala – w drzwiach sypialni stanął Sosnowski
- Zamówiłam już taksówkę. Powinna
być za kwadrans. Nie chcę byś spóźnił się na dyżur. Wiesz, że o tej porze są
straszne korki.
- Jak uważasz – wzruszył ramionami.
Widział, że od kilkunastu dni coś się z nią dzieje, ale nie chciała nic mu
powiedzieć. Nie naciskał. Wychodził z założenia, że gdy będzie gotowa sama mu
powie – Nie lubię, gdy wyjeżdżasz – posłała mu ciepłe spojrzenie
- Taka praca. Trzy dni szybko
zlecą – przytuliła się do niego
- A Marek nie mógł jechać za
ciebie? – na dźwięk imienia swojego… ‘no właśnie kogo? Kochanka?’ pytała samą
siebie. Spięła wszystkie mięśnie.
- Marek jest na urlopie –
szepnęła. Pogładził ją po plecach.
- Chciałbym z tobą porozmawiać,
jak już wrócisz z tej Holandii
- O czym?
- O nas – odparł. ‘Czyżby się
czegoś domyślał?’ przemknęło jej przez głowę. Odsunęła się lekko i wyczekująco
wpatrywała się w jego oczy – No dobrze – westchnął – Chce porozmawiać o
przyszłości – ‘Co oni do cholery wszyscy z tą przyszłością?’ – Chciałbym, żebyśmy
mieli dziecko – jego słowa ją zamurowały. Co prawda jeszcze przed ślubem
planowali dwójkę, ale Piotr podkreślał, że chce jeszcze poczekać nim skończy
doktorat. Odchrząknęła nerwowo i zrozumiała, że jedynym wyjściem w tej sytuacji
jest jak najszybsze wyjście z domu.
- O wszystkim porozmawiamy, jak
wrócę – krótko musnęła jego usta i chwyciła walizkę – chyba taksówka już
podjechała.
Nie znosiła latać. Ale dzisiejsza
podróż jakoś jej nie przeszkadzała. Spojrzała na swoją obrączkę. Jeszcze kilka
tygodni temu wszystko wydawało się proste. Była żoną Piotra. Była szczęśliwa. A
później wrócił Marek i wszystko się zmieniło. Po raz kolejny wywrócił jej życie
do góry nogami. Myślała, że uda im się utrzymać dystans. Myślała, że uda im się
żyć tak, by łączyła ich tylko praca. Myliła się. Wciąż był dla niej ważny. Zbyt
ważny. Kiedyś, gdy przeczytała w jednym z czasopism o kobiecie, która kochała
dwóch mężczyzn jednocześnie, głośno się roześmiała. Chyba los się na niej
zemścił. Była teraz w takiej samej sytuacji. Wciąż kochała Dobrzańskiego. Ale
nie mogła zaprzeczyć i powiedzieć, że Piotr nic dla niej nie znaczy. Kochała
swojego męża. Nim wyjechał do Bostonu nie czuła do niego nic oprócz sympatii.
Później wrócił i zaczęli od nowa. Był inny niż Marek. Wielokrotnie łapała się
na tym, że ich porównywała. Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi. Teraz
zastanawiała się, która miłość jest ważniejsza. ‘Czy to w ogóle można jakoś
zmierzyć?’
Zameldowała się w eleganckim
hotelu i ruszyła na górę. Przeciągnęła kartę i usłyszała brzdęk otwieranego
zamka. Pchnęła drzwi i wpadła wprost w jego ramiona. Przylgnął do niej całym
ciałem, mocno tuląc ją do siebie.
- Boże, już myślałem, że się nie
doczekam – znieruchomiała. Dała się podejść.
- Co to ma znaczyć? – wlepiła w
niego swoje błękitne tęczówki, które wciąż były wielkości pięciozłotówki
- Unikasz mnie – zaczął, wprowadzając
ją za rękę w głąb pokoju – A ja bardzo za tobą tęsknię. Wiedziałem, że tu będę
cię mógł mieć tylko dla siebie – zbliżył się i stanął z nią twarzą w twarz –
Poza tym – zaczął szeptać wprost w jej usta – masz podjąć decyzję. Przez te
trzy dni zamierzam pomóc ci ją podjąć – jego usta zaczęły gwałtownie miażdżyć
jej wargi. Poddała się tej pieszczocie i już po chwili z równie wielką pasją
odpłacała mu się tym samym. Spragnieni siebie runęli na łóżko.
Z niemałym trudem próbowali
wyrównać oddechy. Delikatnie się uśmiechała. Musiała przyznać, że Piotr nigdy
nie potrafił zadowolić jej w łóżku, tak, jak Marek. Mimo, że kochali się dopiero
po raz trzeci, on doskonale znał jej ciało. Potrafił jednym ruchem, jednym
pocałunkiem doprowadzić ją do szaleństwa. Seks z nim był niemal mistycznym
przeżyciem. Położył się na boku i opierając głowę na ramieniu intensywnie jej
się przyglądał.
- Jesteś dla mnie najważniejsza –
spojrzała w jego oczy. Wiedziała, że mówi prawdę. Zaczął wskazującym palcem
kreślić kółka na jej piersi – Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko – nic nie
powiedziała. Nie musiała. On wiedział. Wiedział, że jest dla niej równie ważny.
Czytał w jej oczach, jak w otwartej księdze. Tą magiczną chwilę przerwał
dzwonek jej telefonu. Owinęła się prześcieradłem i odszukała aparat. Stanęła
naprzeciw okna.
- Halo
-….
- Tak, już doleciałam.
Przepraszam, że od razu nie zadzwoniłam, ale trochę trwała droga do hotelu i formalności
w hotelu – spuściła głowę.
- ….
- Zadzwonię jutro po południu.
Cały dzień będę jakieś szalenie interesujące wystąpienia. Będę zajęta.
- …
- Pa.
Zakończyła połączenie i stała
nieruchomo, wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, co przeżywa. Wysunął się spod kołdry i stanął tuż za nią.
Objął ją ramionami i przyciągnął ją bliżej siebie.
- Przepraszam – szepnął – to moja
wina. Gdybym wtedy nie wyjechał, gdybym nie uciekł jak tchórz… nie musiałabyś
teraz kłamać – odwróciła się do niego. Dostrzegł w jej oczach łzy
- To nie tylko twoja wina. Gdybym
pozwoliła ci wtedy wyjaśnić, gdybym chciała słuchać. A teraz z premedytacją
zdradzam męża, któremu ślubowałam wierność – szloch wstrząsnął jej ciałem. Przytulił
ją. Wiedział, że dla niego łamie wszystkie swoje zasady.
- Ciiii, wszystko się jakoś ułoży
– scałowywał słone krople z jej twarzy.
- Kocham cię – padło wreszcie z
jej ust. Uśmiechnął się do niej, ukazując w pełnej krasie swoje dołeczki. Straciła
grunt pod nogami, a prześcieradło swobodnie opadło na podłogę. Zaniósł ją do
łóżka.
Te trzy dni były niczym bajka.
Niczym sen, z którego nie chciała się budzić. Tak właśnie wyobrażała sobie
przyszłość u jego boku, gdy tylko wrócili ze SPA. Wtedy, to były tylko marzenia
brzydkiej kochanki prezesa, dziś – rzeczywistość. Wiele sobie wyjaśnili,
starali się zrozumieć swoje postępowanie. Ich miłość naprawdę była wyjątkowa.
Teraz to wiedziała. Ale wiedziała również, że jest jeszcze Piotr. Człowiek jej
bardzo bliski, którego nie miała prawa krzywdzić w tak okrutny sposób. Nie
chciała go zranić, ale miała świadomość, że prowadzenie podwójnego życia będzie
bolesne dla całej trójki. Jej będzie coraz trudniej, Marek nigdy się z tym nie
pogodzi, że nie ma jej na wyłączność, a i Piotr w końcu się zorientuje, że coś
się zmieniło. Podjęła decyzję.
- Wracasz ze mną?
- Nie – pokiwał przecząco głową –
zostaje do jutra. Zresztą pewnie Piotr odbierze cię z lotniska, mam rację? –
przytaknęła – No właśnie. Nie chcę utrudniać… Wiem, że to nie będzie łatwa dla
ciebie rozmowa.
- Marek, ja nie mogę ci obiecać,
że powiem mu już dzisiaj. Muszę poczekać na odpowiedni moment.
- Wiem kochanie – odparł i mocno
ją przytulił.
- Powiedziałaś mu? – to było
pierwsze pytanie, jakie jej zadał, gdy tylko przekroczył próg jej biura
- To nie jest takie proste –
powiedziała obrzucając go krótkim spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic wróciła do
odpisywania na maile
- Wiem, ale nie możesz tego
odkładać w nieskończoność – starał się być spokojny. Od jej powrotu do Polski
minęły już cztery dni.
- I kto to mówi? Człowiek, który
niemal do samego ślubu czekał na odpowiedni moment, by go odwołać – powiedziała
ostro. Spojrzał na nią ze smutkiem. To był cios poniżej pasa – Jakbyś
zapomniał, ja już jestem po ślubie i sprawa jest nieco bardziej skomplikowana –
wyżywała się na nim, bo nie potrafiła poradzić sobie z wyrzutami sumienia i
świadomością, że tak bardzo skrzywdzi człowieka, przez ostatnie półtora roku,
najbliższego.
- Dobrze – westchnął – Nie będę
naciskał. Wiem, że potrzebujesz czasu – posłał jej blady uśmiech i wyszedł z
gabinetu.
Miał rację. Nie mogła odkładać
tego w nieskończoność. Gra na zwłokę nic nie da. Zawsze ceniła sobie szczerość.
Była mu to winna. Miała nadzieję, że podczas zbliżającego się weekendu zbierze
się na odwagę. W sobotę Piotr miał dyżur, ale niedziela będzie
najodpowiedniejszym dniem na szczerą rozmowę.
- Marek, możemy porozmawiać? –
zapytała, gdy tylko dostrzegła go na korytarzu piątego piętra
- Jasne. U mnie, czy u ciebie?
- Wolałabym przejść się do parku –
obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem marszcząc przy tym brwi. Szykowała się
poważna rozmowa. Czuł to po tonie jej głosu. Zresztą miała to wymalowane na
twarzy. Miał nadzieję, że wreszcie powiedziała Sosnowskiemu.
- Czemu cię wczoraj nie było? –
dopytywał, gdy tylko wyszli przed budynek firmy
- Musiałam załatwić kilka ważnych
spraw. Upewnić się odnośnie jednej kwestii. Bardzo ważnej kwestii – powiedziała
zamyślona – Jestem w ciąży – szepnęła. Dobrzański w pierwszej chwili spojrzał
na nią z niedowierzaniem. Jej wyraz twarzy nie pozostawił złudzeń. To nie żart.
Naprawdę jest w ciąży. Roześmiał się radośnie. Miał ochotę skakać ze szczęścia.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę
– odparł, wodząc po jej sylwetce rozbieganym wzrokiem. Jakoś nigdy nie
zastanawiał się, jak to będzie, gdy zostanie ojcem, czy kiedykolwiek nim
zostanie. A teraz, był szczęśliwy. Perspektywa ojcostwa dawała mu wielką
satysfakcję – Posłuchaj, jeszcze dzisiaj musisz się od niego wyprowadzić. Na
razie zamieszkamy na Czerniakowskiej, ale szybko postaram się znaleźć jakiś dom
pod miastem. Moje dziecko nie będzie się wychowywało w tym hałasie i zanieczyszczeniach
– snuł plany. Rozczulił ją. Tego się po nim nie spodziewała.
- Marek.. – próbowała wejść mu w
słowo, ale ciężko było przerwać ten jego entuzjastyczny słowotok
- Jutro zadzwonię do mecenasa
Soboty. Trzeba jak najszybciej załatwić rozwód. Potem nasz ślub. Jeśli zechcesz
oczywiście – spojrzał na nią z czułością – bardzo bym chciał, ale papierek to
nie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest to, że już zawsze będę się przy tobie
budził i zasypiał – rozpłakała się. Ukryła twarz w dłoniach – Kochanie, co się
dzieje? – zapytał z przejęciem
- To dziecko Piotra – wyszeptała przez
łzy – Jestem w siódmym tygodniu ciąży – powiedziała ledwie słyszalnie. Jaka
była głupia. Przez ten powrót Marka nawet nie zdała sobie sprawy, że jej
ostatni okres nie był taki, jak zwykle, że jej organizm zachowywał się inaczej.
Co za ironia losu. Musiała zajść w ciążę tuż przed powrotem Marka do kraju. Dobrzański
stał jak sparaliżowany. Wreszcie odzyskał jasność umysłu
- Ula, to nic nie zmienia. Będę
je kochał jak swoje, obiecuje. Będę się starał być najlepszym ojcem, jakim
potrafię – coraz bardziej zanosiła się płaczem – Błagam cię, nie płacz.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja nie
mogę teraz od niego odejść. Nie mogę go zostawić…. – czuł, że traci grunt pod
nogami. Zaczęło brakować mu tchu. Nerwowym ruchem poluzował krawat.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Błagam cię, nie utrudniaj.
Widocznie dla nas jest już za późno – nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
Obiecała sobie, że będzie twarda, ale nie potrafiła. Gdy w weekend zaczęły ją
męczyć nudności, gdy zaczęła łączyć fakty jakaś mała lampeczka zapaliła się w
jej głowie. Jeszcze do wczorajszej wizyty u lekarza miała nadzieję, że nosi pod
sercem dziecko Dobrzańskiego. Ale wczoraj wszystko się zmieniło. Była w ciąży,
a ojcem jej dziecka, był jej mąż. Człowiek, który nie zasłużył na takie
traktowanie. Człowiek, któremu przez swoje błędne decyzje z przeszłości, nie
mogła zniszczyć całego świata. Kochała go i nie potrafiła zranić. Tak samo jak
nie mogła zranić swojego nienarodzonego dziecka, pozbawiając go pełnoetatowego ojca.
Tego właściwego ojca. Musiała wybrać. Teraz nie decydowała tylko o sobie.
Wiedziała, że będzie bolało, ale nie wiedziała innego rozwiązania. Z czasem się
przyzwyczai, z czasem zapomni, z czasem zacznie żyć tak, jak jeszcze kilka
miesięcy temu.
- Za późno? – krzyknął Dobrzański
przez łzy – Przecież ja ciebie kocham! I ty też mnie kochasz! – łapczywie wpił
się w jej usta. Zatraciła się w tym pocałunku. Wiedziała, że to ich ostatni. Oderwała
się od niego i po raz ostatni zatonęła w jego szarym spojrzeniu. Teraz pełnym
bólu i rozpaczy.
- Złożyłam rezygnację. Twój
ojciec już wie. Nie potrafilibyśmy pracować razem. To by się nie udało - wyszeptała gładząc jego policzek
- Co ty pierzysz?! – odskoczył do niej. Nerwy mu
puszczały. Nie potrafił jej zrozumieć - Ja nie pozwolę ci odejść, rozumiesz!
- To koniec – wyszeptała i
wybiegła z parku. Nie pobiegł za nią. Zrozumiał, że to nie ma sensu. Ona już
zdecydowała. Zdecydowała za nich oboje.
KONIEC!
KONIEC!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz