Przez ostatni tydzień wegetował.
Przebywał w willi rodziców, a jego plan dnia opierał się na spaniu, jedzeniu i
gapieniu się w sufit. Wciąż nie mógł przełknąć tej guli, która wraz z
rewelacjami przekazanymi przez matkę, wyrosła w jego gardle. Wreszcie, ku
ogromnej radości Heleny, wyszedł z domu. Zrozumiał, że to nic nie da.
Zrozumiał, że nigdy się z tym nie pogodzi, a jednak musi żyć dalej. Pierwszą
rzeczą było znalezienie mieszkania. Był już za stary, by siedzieć na głowie
rodzicom. Zresztą teraz, jak nigdy wcześniej, potrzebował samotności. Miał
trochę szczęścia. Znalazł odpowiedni lokal trzy dni później. Mieszkanie na
Czerniakowskiej było drugim, które oglądał. Śmiał się w duchu, że wcześniej nie
miał tyle szczęścia. Kilka lat temu, nim znalazł kawalerkę na Siennej, minęły
dobre trzy tygodnie. Teraz poszło mu jak po maśle. ‘Przynajmniej w tym mam
szczęście’. Od kilku dni wzbierała w nim chęć odezwania się do Sebastiana.
Olszański tak naprawdę nawet nie miał pojęcia, że jest już w kraju. Wcześniej
zapowiadał przyjacielowi swój przylot dzień przed ślubem. Ale od tego czasu tak
wiele się zmieniło. Postanowił odwiedzić Sebastiana w firmie. Tak naprawdę to
był tylko pretekst do spotkania jej. Dziwnie się czuł jadąc na Lwowską. Nie
miał pojęcia, jak będzie wyglądać ich spotkanie, jak będzie przebiegać rozmowa
i tak naprawdę co chce jej powiedzieć. Postawił na tzw. spontan. Od zawsze to
była jego mocna strona.
Wzbudził wielkie zainteresowanie wśród pracowników firmy. Chyba jeszcze nigdy nie doświadczył od nich tyle serdeczności, co przez ostatnie pięć minut. Witali się, pytali jak żyje i czy wraca do nich. Zbywał ich ogólnikami. Swoje kroki od razu skierował do gabinetu prezesa. Sekretariat był pusty. Przynajmniej ominął go teatrzyk powitalny, który z pewnością zgotowałaby mu Violetta. Zapukał i biorąc głęboki oddech otworzył drzwi. Zamarła. W pierwszej chwili sądziła, że widzi ducha. ‘Przecież to niemożliwe, że jak gdyby nigdy nic stoi teraz przede mną.’ Uwierzyła, że to jednak on, gdy do jej uszu dotarł jego głos.
- Witaj – powiedział miękko,
wpatrując się w nią zachwyconym spojrzeniem. Była jeszcze piękniejsza, niż
niemal trzy lata temu.
- Marek? – zapytała bezgłośnie.
Odpowiedział jej delikatnym uśmiechem i zbliżył się o kilka kroków.
- Możemy porozmawiać? – zapytał przyglądając
się jej uważnie. Przez chwilę w milczeniu wpatrywali się w swoje oczy. Wreszcie
odzyskała jasność umysłu. Wzięła głęboki oddech i wstała ze skórzanego fotela,
wskazując na sofę
- Oczywiście – usiedli na dwóch krańcach
– Chcesz wrócić do firmy? Mam oddać ci stanowisko?
- Jesteś szczęśliwa? Kochasz go?–
wypalił nagle. Spojrzała na niego zaskoczona. Nerwowo splotła ręce na kolanach.
Złoty krążek tak bardzo odznaczał się na jej smukłych palcach. Całą swoją uwagę
skupił na tym kawałku metalu.Poczuł, jakby niewidoczna żelazna obręcz ściskała jego klatkę piersiową.
- Co to w ogóle są za pytania? –
w jej głosie można było dostrzec pretensję.
- Normalne. Bardzo łatwe i
proste, na które można odpowiedzieć tak lub nie – odparł spokojnie.
- Kpisz sobie ze mnie? –
gwałtownie wstała i obrzuciła do wściekłym spojrzeniem
- Po prostu pytam
- Pytasz? – powtórzyła dobitnie –
No oczywiście. Czego ja się mogłam spodziewać? Przychodzisz sobie tutaj, jak
gdyby nigdy nic, prawie po trzech latach i pytasz mnie czy jestem szczęśliwa. Co
ty sobie wyobrażasz?
- Ula – zaczął, ale nie dała mu
dokończyć
- Wyjechałeś bez słowa. Tak
naprawdę bez pożegnania. Przez pierwsze dwa miesiące sądziłam, że jesteś z
Pauliną we Włoszech, że wróciliście do siebie. Potem ona wróciła i dowiedziałam
się, że wcale z nią nie pojechałeś. Za to zapadłeś się pod ziemię. Przez pół
roku żyłam w strachu i niepewności. Nie odzywałeś się do nikogo. Twój telefon
nie odpowiadał. Ja nawet nie miałam pojęcia, czy żyjesz! – w jej głosie było
pełno żalu i bólu. Ledwo hamowała łzy. Dopiero teraz rozumiał, jak wiele błędów
popełnił i jak bardzo ją skrzywdził – Po kilku długich miesiącach, które
wykończyły mnie psychicznie, dowiedziałam się, że ty sobie tak po prostu
mieszkasz w Londynie. Nie dawałeś znaku życia. Ani razu się do mnie nie
odezwałeś. Nie zadzwoniłeś, nawet głupiego maila nie wysłałeś z pytaniem co u
mnie! A teraz wracasz i pytasz czy jestem szczęśliwa ze swoim mężem?
– celowo zaakcentowała ostatnie słowo –
Co ty sobie myślałeś. Że co, że ja będę czekać na ciebie? Dwa i pół
roku?! –
uniosła głos. Spojrzała na niego, a w jej błękitnych tęczówkach
dostrzegł tyle
cierpienia, że aż poczuł ciarki na plecach – Owszem, czekałam –
zaskoczyła go - Nie poleciałam do Stanów, tylko czekałam. Rok! -
powiedziała dobitnie - Po dwunastu miesiącach Piotr wrócił z Bostonu, a
ja zrozumiałam,
że nie mam na co czekać. Ani razu nie wspomniałeś Sebastianowi kiedy
wracasz.
Ba, czy w ogóle kiedyś wrócisz! Miałam czekać na cud i wspaniałe
pojawienie się
pana Dobrzańskiego? – zapytała drwiąco – Byłam przekonana, że już dawno
ułożyłeś sobie życie z kimś innym, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Czyli go nie kochasz - powiedział bardziej do siebie, niż do niej
- Ty jesteś bezczelny! - wściekłość w niej wzbierała
- Czyli go nie kochasz - powiedział bardziej do siebie, niż do niej
- Ty jesteś bezczelny! - wściekłość w niej wzbierała
- Ula – podjął kolejną próbę. Nie
dała mu szansy
- Odpowiadając na twoje
pytanie – tak, jestem z nim szczęśliwa – wzięła głęboki oddech – Sądzę, że
najlepiej będzie, jak już pójdziesz – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu
i stanęła naprzeciw okna.
Bez słowa wstał i opuścił jej gabinet. Towarzyszyło mu to fatalne uczucie, kiedy wiesz, że już wszystko stracone, a jednak nadal masz nadzieję. 'Kochała. Czekała' wciąż powtarzał w myślach. Jak zwykle wszystki spieprzył. 'Gdybym wrócił wcześniej! Gdybym tylko wrócił wcześniej....'
Wciąż nie mogła się pozbierać po
tym przedwczorajszym spotkaniu. Piotr dopytywał co się stało. Unikała
odpowiedzi i zagadywała jakimiś nieistotnymi duperelami. Wciąż wmawiała sobie,
że jego powrót zupełnie jej nie obchodzi, że on już nie ma dla niej żadnego
znaczenia. Próbowała wyciszyć serce, które na jego widok znów zabiło mocniej.
Co on w sobie takiego miał, co nie pozwalało jej o nim zapomnieć, co nie
pozwoliło przestać tęsknić.
Usłyszała pukanie. Znów stanął w
jej drzwiach.
- Cześć – rzucił od progu i
widząc jej niewyraźną minę, szybko dodał – nie obawiaj się. Nie przyszedłem tu
by rozmawiać o nas
- Nie ma już nas – weszła mu w
słowo
- Masz rację – przyznał z bólem –
przyszedłem w sprawach czysto zawodowych. Chciałbym, żebyśmy odcięli przeszłość
grubą kreską. Chciałbym, żeby znów było tak, jak dawniej. Chcę wrócić do pracy.
Na jakie stanowisko, oczywiście to ty zdecydujesz. Nie chcę aby mój powrót
jakoś drastycznie wpłynął na zmiany w firmie – mówił szybko, zdecydowanym
głosem – Już raz, mimo tego co nas łączyło – ten czas przeszły z trudem
przeszedł mu przez gardło – potrafiliśmy współpracować i to z dużym sukcesem –
pokiwała głową ze zrozumieniem i milczała przez chwilę. Nie mogła mu odmówić.
Był współwłaścicielem. Zresztą w głębi serca chciała z nim pracować. To, że nie
są i nigdy już nie będą razem nie oznacza, że muszą się unikać. Marek miał
rację, pracowali przed pokazem razem i ta współpraca przyniosła więcej korzyści
dla firmy, niż strat. Poza tym jej odmowa mogłaby zasiać w nim ziarno nadziei i
nutkę niepewności…że może ona jeszcze ‘coś’, a przecież ona już nic. Kompletnie
nic.
- Dobrze. Oczywiście – poczuł
ulgę – Wciąż nie mamy dyrektora ds. promocji. Violetta ciągle szukała wymówek
by nie umiesić w sieci informacji o wolnym stanowisku. Jakoś sobie radziliśmy,
więc nie chciało mi się z nią przekomarzać. Tobie nie powinna robić wyrzutów.
Co najwyżej, jak się zgodzisz, może być twoją prawą ręką.
- Dzięki – odparł z wyraźną
radością w głosie - To gdzie będzie mój gabinet?
- Jedyne wolne pomieszczenie jest
vis a vis mojego. Najwyżej będziemy mieć wspólny sekretariat – westchnęła
- Dziękuję. Obiecuję nie wchodzić
ci w drogę. Pójdę się rozejrzeć po tym pokoju. Poproszę informatyków o podłączenie
sprzętu – już otwierał drzwi, gdy ktoś szarpnął je z drugiej strony. Stanął
twarzą w twarz z Sosnowskim. Minia kardiologa wyrażała wszystkie uczucia - od
niedowierzania, przez zaskoczenie, aż do totalnej antypatii. Jak gdyby nigdy
nic Dobrzański wyciągnął w jego kierunku dłoń rzucając krótkie ‘cześć’. Niemal
automatycznie uścisnął jego dłoń i obrzucił żonę pytającym spojrzeniem.
- Wpadnę później, to podpiszemy
wszystkie dokumenty – rzucił na odchodne Marek i opuścił jej gabinet
- Co on tu robi? – zapytał podejrzliwie
- Wrócił- oznajmiła najnormalniej
w świecie
-Wrócił? Świetnie – jego słowa
ociekały ironią – Ja mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj złożysz swoją rezygnację –
niemal zażądał
- Ty chyba żartujesz? – nie
wierzyła własnym uszom
- Zamierzasz z nim pracować? Po
tym wszystkim? - dopytywał
- Piotr, to już przeszłość.
Zamknięty rozdział – przekonywała go spokojnie
- Jasne! – wywrócił oczami
- Twoje akty zazdrości są
zupełnie niepotrzebne – nie po raz pierwszy się tak zachowywał. Jeszcze przed
wylotem do Bostonu urządzał jej sceny zazdrości, mimo, że tak naprawdę nie byli
wtedy w prawdziwym związku. Piotra za każdym razem zachowywał się dziwnie nienaturalnie,
gdy na horyzoncie pojawiał się Dobrzański. Zaczynało ją to męczyć.
- Nie podoba mi się, że znów będziesz
z nim pracować
- Jego powrót nic między nami nie
zmienia. Pamiętaj o tym. Z Markiem łączy mnie tylko i wyłącznie praca –
przytuliła się do niego – i wspólny sekretariat – rzuciła żartobliwie by nieco
rozładować napiętą atmosferę. Mina Piotra wciąż była niewyraźna. Pocałowała go
namiętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz