B

środa, 3 lipca 2013

'Spotkanie po latach' XI ost.

Kilka dni temu podczas kolacji rzucił jej mimochodem, że wyjeżdżają na weekend tylko we dwoje, a Sara zostanie z jej rodziną w Rysiowie. Wiedziała, że ani dla małej, ani dla jej rodziny nie będzie to problem, to Michalska bardzo zaprzyjaźniła się z jej siostrą, a jej ojca traktowała jak dziadka. Intrygował ją ten wyjazd jeszcze bardziej, gdy usłyszała od Marka, że to niespodzianka i nawet niech nie próbuje wyciągnąć od niego szczegóły. Wreszcie nastał piątek. Marek wrócił wcześniej z pracy, by zdążyć przed powrotem Uli odebrać Sarę ze szkoły i zawieźć ją do Rysiowa. Cieplak była trochę na niego zła. Irytowało ją, że nie chce jej powiedzieć, gdzie wyjeżdżają. Niespodzianka niespodzianką, ale cel ich podróży ułatwiłby jej pakowanie. Za każdym razem, gdy męczyła ukochanego pytaniami, odpowiadał jej ‘weź co chcesz’. Zdziwiła się, gdy w piątkowy wieczór zamiast na wylotówkę z Warszawy, kierowali się na Okęcie. W jej mniemaniu lot gdziekolwiek w tą zimową aurę na dwa dni nie miał sensu. Marek zupełnie się z nią nie zgadzał. Jej mina była bezcenna, gdy stanęli przed bramką z napisem ‘Paryż’. ‘Podróż sentymentalna?’ zapytała go podczas odprawy bagażowej. W odpowiedzi posłał jej najcudowniejszy uśmiech świata. Dwie godziny później stali już przy oknie w ich hotelowym pokoju, z którego rozpościerał się widok na wieżę Eiffla. Z kieliszkiem ulubionego chardonnay, u boku ukochanego mężczyzny, czuła się prawdziwie szczęśliwa. Teraz wiedziała, że przez ostatnie osiem lat żyła, ale nie potrafiła oddychać pełną piersią. Dopiero przy nim odzyskała spokój i niczym nieopisane szczęście. Te osiem lat wydawały jej się teraz krótką chwilą. Prawdziwie żyła tylko przy nim i z nim.
Po upojnej nocy, tuż po śniadaniu zabrał ją na spacer. Ruszyli w kierunku wieży.
- Chodź, wjedziemy na górę – rzucił ciągnąc ją za rękę w kierunku kolejki
- Ale przecież już tam kiedyś byliśmy
- No właśnie. I było cudownie – odparł z błyskiem w oku – Znów mam ochotę cię całować, mając u stóp cały Paryż.
Wjechali na górę i wtedy on zamiast połączyć ich usta w słodkim pocałunku, padł przed nią na kolana. Wyciągnął z kieszeni bordowe pudełeczko. Nawet nie próbowała ukryć swojego zaskoczenia. Usta zakryła dłonią, a w oczach pojawiły się łzy.
- Kochanie, wiem, że jeszcze nie powinienem, bo nie mam rozwodu, ale nie chcę dłużej czekać. Doskonale wiesz, że jesteś miłością mojego życia. Ula, wyjdziesz za mnie? – zapytał wpatrując się w jej oczy z taką miłością i czułością, że aż ugięły się pod nią kolana. Wzruszenie odbierało jej głos. Chciała mu wykrzyczeć, że o niczym innym nie marzy, ale żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z jej ust. Otarła pośpiesznie łzy i twierdząco kiwnęła głową. Szczery uśmiech przyozdobił jego twarz. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie odetchnął z ulgą. Wiedział, że go kocha, ale przecież miała prawo się nie zgodzić. Wciąż oficjalnie miał żonę. Wsunął na jej palec niewielki symbol ich zaręczyn i wstając z kolan mocno ją przytulił. Wokół rozległy się gromkie brawa. Inni turyści w ten właśnie sposób chcieli im pogratulować. Uśmiechnęli się do nich serdecznie i zatonęli w namiętnym pocałunku. Mimo dość niskiej temperatury długo jeszcze stali przytuleni na szczycie symbolu Francji. Dobrzański splótł swoje dłonie na jej talii, przytulił się do jej pleców, a brodę oprał o jej ramię. Chciał wszystkimi zmysłami chłonąć tą chwilę. Chwilę niebywałego szczęścia.
- Za cztery dni mija dziewięć lat, odkąd byliśmy tu po raz pierwszy, odkąd zrozumiałem, że cię kocham – wyszeptał do jej ucha
- I od naszego pierwszego pocałunku – powiedziała ledwie słyszalnie – Wtedy było zdecydowanie zimniej…. Wiesz, nigdy nie przypuszczałam, że jesteś aż takim romantykiem – pocałowała go w policzek, by chwilę później wyciągnąć przed siebie dłoń i wpatrywać się w to jubilerskie cacko - Jest śliczny – wyszeptała wciąż wzruszonym głosem. Do tej pory wierzyć jej się nie chciało, że to dzieje się naprawdę.
- Ma już prawie dziewięć lat – nieznacznie się od niego odsunęła i lekko zdziwiona spojrzała w jego oczy – Kupiłem go tutaj, w Paryżu na kilkanaście dni przed powrotem do Polski. Do dnia dzisiejszego żałuję, że wtedy stchórzyłem i nie oświadczyłem ci się. Gdybym się nie wahał, że to za wcześnie, że za krótko się znaliśmy, być może teraz świętowalibyśmy jakąś siódmą lub ósmą rocznicę ślubu. Gdybym wtedy zebrał się w sobie, być może byśmy się nie rozpadli – dodał z nutą goryczy, spoglądając w jej oczy ze smutkiem. Nie miała pojęcia, że chciał jej się wtedy oświadczyć. Zaczęła sobie zadawać pytanie, co by było, gdyby rzeczywiście wtedy zdobył się na odwagę. Co ona by mu odpowiedziała. Sama nie była pewna
- Jak widzisz nie rozpadliśmy się, a być może dzięki tej rozłące nasza miłość jest teraz dojrzalsza, trwalsza i pełniejsza – znów wtuliła się w jego ciało – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło –musnął ustami jej skroń dając jej znak, że w pełni się z nią zgadza.
Wrócili do Warszawy zaręczeni i szczęśliwi. Marek snuł plany dotyczące ich ślubu i kameralnego wesela. Te marzenia i rozmyślania o przyszłości umilały im powrót do szarej rzeczywistości. Niechętnie pojechała do banku. Zwykle nie wyobrażała sobie jak mogłaby nie iść tak po prostu do pracy. Dziś miała ochotę za wszelką cenę zaszyć się wraz z Markiem w domu i nie wychodzić z niego przez najbliższe kilka tygodni. W recepcji dowiedziała się, że ma gościa. Pod swoim gabinetem zobaczyła elegancką kobitę w średnim wieku. Zaciekawiona podeszła do niej
- Dzień dobry, Urszula Cieplak. Czeka pani na mnie?
- Owszem. Dzień dobry. Helena Dobrzańska – wyciągnęła do Uli rękę, a ta słysząc nazwisko kobiety zamarła. Wiedziała, że kiedyś nastąpi moment spotkania z jego matką, ale sądziła, że będzie to w innych okolicznościach, a poza tym, że będzie na to spotkanie przygotowana. Niepewnie uścisnęła dłoń swojej przyszłej teściowej i zaprosiła ją do środka. Dobrzańska dostrzegła przerażenie na twarzy dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej serdecznie chcąc dodać jej odrobinę otuchy – Nie obawiaj się mnie. Nie przyszłam robić ci wyrzutów o rozwód mojego syna – odparła spokojnie, a Ula jej słowa przyjęła z wyraźną ulgą – po prostu chciałam poznać kobietę, dla której mój syn kompletnie stracił głowę – Cieplak zaczerwieniła się nieznacznie.
- Cieszę się, że nie ma pani do mnie żalu. Ja tego kompletnie nie planowałam. Spotkaliśmy się przez przypadek po tak wielu latach… - powiedziała cicho
- Wiem, Marek mi kiedyś wspomniał. Wtedy nie przyjęłam tego dobrze, podobnie jak mój mąż. Nie potrafiliśmy zrozumieć jego postępowania. Przecież był z Pauliną bardzo długo, od kilku lat jako małżeństwo, ale dopiero teraz… - urwała na chwilę – Kilka razy w tygodniu spotykam mojego syna w firmie i odkąd jest z tobą widzę, że jest naprawdę szczęśliwy – spojrzała na Ulę z sympatią – Obserwuję jego zachowanie ponad trzydzieści lat i po raz drugi w swoim życiu dostrzegam, jak śmieją mu się oczy, jak jest radosny i jak tą radością zaraża wszystkich w koło. Już raz tak się zachowywał, gdy wrócił ze stypendium w Paryżu. Wtedy też to właśnie dzięki tobie był szczęśliwy – Ula uśmiechnęła się nieśmiało. – Może przyszlibyście w sobotę na obiad? Pragniemy z mężem odbudować relacje z Markiem, a przy okazji chcielibyśmy lepiej poznać ciebie i dziewczynkę, którą się zajmujecie. Co ty na to? – Cieplak zaskoczyła ta propozycja. Z jednej strony cieszyło ją, że Dobrzańscy zaczynają się przekonywać do nowego związku ich syna, ale z drugiej nie chciała robić nic bez wiedzy Marka.
- Musiałabym najpierw na ten temat porozmawiać z Markiem – odparła
- Rozumiem. Oczywiście – widziała lekki zawód na twarzy Heleny. Widziała, iż żałuje swojego wcześniejszego zachowania.
- Jeśli nie w najbliższy weekend, to z pewnością przyjdziemy następnym razem. Albo państwo przyjdziecie do nas. I tak mieliśmy w najbliższym czasie wydać obiad dla rodziny i przyjaciół. Sądzę, że Marek chciałby zaprosić również państwa – Dobrzańska przyjrzała się uważnie wybrance swojego syna.
- Czy ten obiad ma jakiś związek z tym pięknym pierścionkiem na twojej dłoni? – Ula kiwnęła lekko głową, a uśmiech rozpromienił jej twarz
- Marek dwa dni temu mi się oświadczył – powiedziała cicho
- Bardzo się cieszę. Naprawdę – Ula wiedziała, że mówi szczerze.

Marek stopniowo odbudowywał relacje z rodzicami. Oni zaakceptowali jego nową rodzinę i z ulgą mógł przyznać, że było tak, jak dawniej. Helena była zachwycona Sarą. Nie miała wnuków, więc ta mała dziewczynka była jedynym dzieckiem wprowadzającym radość do domu Dobrzańskich. Wszystko zaczynało się układać, tak, jak tego chcieli od dawna.

Ostatnia niespodzianka Marka sprawiła jej ogromną radość. Ona również miała dla niego niespodziankę. Niewielkie zielone pudełko z białą wstęgą już od kilku dni leżało na dnie jej szafy. Chciała z nim poczekać do dnia kolejnej rozprawy, która miała odbyć się za cztery dni. Albo ten prezent będzie dla Dobrzańskiego kolejnym powodem do radości obok papierów rozwodowych, albo choć na chwilę odciągnie jego uwagę do Pauliny Febo, gdyby znów rozwód nie doszedł do skutku. Wreszcie nastał ten dzień. Wzięła wolne. Marek chciał, by pojechała z nim do sądu. Wraz z mecenasem Koneckim przekonali go, że to nie najlepszy pomysł. Ostatecznie zgodził się, by poczekała na niego w domu. Zawiozła Sarę do szkoły i zajęła się przygotowywaniem obiadu. Albo będzie wraz z Markiem świętować, albo będzie próbowała ukoić jego nerwy. Właśnie kończyła doprawiać sałatkę, gdy usłyszała głośny trzask drzwi. ‘Oho, znów żonka wyprowadziła go z równowagi’ przebiegło jej przez głowę i ruszyła w kierunku salonu. Nie zdążyła nawet opuścić kuchni, gdy zmaterializował się przed nią Dobrzański z szerokim uśmiechem na twarzy krzycząc na całe gardło
- Udało się! – porwał ją w ramiona i okręcił kilka razy wokół własnej osi – wreszcie się udało – powiedział już nieco ciszej i zachłannie wpił się w jej usta.
Odetchnęła. Ich największy problem wreszcie się rozwiązał. I wreszcie będzie mogło się spełnić największe marzenie Marka, ale także jej. Wreszcie będzie mogła zostać panią Dobrzańską. Już nic nie stało na przeszkodzie do rezerwowania terminu w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Niechętnie oderwała się od jego ust i szepnęła cicho -
- Poczekaj tutaj, mam dla ciebie prezent
- Jaki prezent? – krzyknął za nią z salonu, gdy ruszyła w kierunku sypialni
- Niespodzianka – żartobliwie pokazała mu język i zniknęła mu z oczu, by już po chwili zmierzać w jego stronę z małym pudełkiem
- Co to? – zapytał zaciekawiony, gdy wręczyła mu zielony karton
- Otwórz – powiedziała miękko i z zaciekawieniem wyczekiwała jego reakcji. Odwiązał wstęgę i pośpiesznie zdjął wieczko. Na moment zamarł. Czuł jak brakuje mu tchu. ‘Buciki? Czyżby….’ Szukając potwierdzenia swoich przypuszczeń posłał ukochanej pytające spojrzenie. Niepewnie kiwnęła twierdząco głową. Odrzucił pudełko na sofę i po raz kolejny tego dnia zatonęła w jego ramionach. Jego głośny śmiech rozległ się w salonie.
- Kochanie, naprawdę? – chciał się jeszcze raz upewnić… Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
- Naprawdę. Jestem w ciąży – szepnęła wprost do jego ucha. Nie wypuszczając jej z ramion, odsunął się nieznacznie, by mógł zatonąć w jej błękitnych tęczówkach.
- Kocham cię! To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Złączył ich usta w żarliwym pocałunku. 

1 komentarz: