Kilka dni temu podczas kolacji
rzucił jej mimochodem, że wyjeżdżają na weekend tylko we dwoje, a Sara zostanie
z jej rodziną w Rysiowie. Wiedziała, że ani dla małej, ani dla jej rodziny nie
będzie to problem, to Michalska bardzo zaprzyjaźniła się z jej siostrą, a jej
ojca traktowała jak dziadka. Intrygował ją ten wyjazd jeszcze bardziej, gdy
usłyszała od Marka, że to niespodzianka i nawet niech nie próbuje wyciągnąć od
niego szczegóły. Wreszcie nastał piątek. Marek wrócił wcześniej z pracy, by
zdążyć przed powrotem Uli odebrać Sarę ze szkoły i zawieźć ją do Rysiowa.
Cieplak była trochę na niego zła. Irytowało ją, że nie chce jej powiedzieć,
gdzie wyjeżdżają. Niespodzianka niespodzianką, ale cel ich podróży ułatwiłby
jej pakowanie. Za każdym razem, gdy męczyła ukochanego pytaniami, odpowiadał
jej ‘weź co chcesz’. Zdziwiła się, gdy w piątkowy wieczór zamiast na wylotówkę
z Warszawy, kierowali się na Okęcie. W jej mniemaniu lot gdziekolwiek w tą
zimową aurę na dwa dni nie miał sensu. Marek zupełnie się z nią nie zgadzał.
Jej mina była bezcenna, gdy stanęli przed bramką z napisem ‘Paryż’. ‘Podróż
sentymentalna?’ zapytała go podczas odprawy bagażowej. W odpowiedzi posłał jej
najcudowniejszy uśmiech świata. Dwie godziny później stali już przy oknie w ich
hotelowym pokoju, z którego rozpościerał się widok na wieżę Eiffla. Z
kieliszkiem ulubionego chardonnay, u boku ukochanego mężczyzny, czuła się
prawdziwie szczęśliwa. Teraz wiedziała, że przez ostatnie osiem lat żyła, ale
nie potrafiła oddychać pełną piersią. Dopiero przy nim odzyskała spokój i
niczym nieopisane szczęście. Te osiem lat wydawały jej się teraz krótką chwilą.
Prawdziwie żyła tylko przy nim i z nim.
Po upojnej nocy, tuż po śniadaniu
zabrał ją na spacer. Ruszyli w kierunku wieży.
- Chodź, wjedziemy na górę –
rzucił ciągnąc ją za rękę w kierunku kolejki
- Ale przecież już tam kiedyś
byliśmy
- No właśnie. I było cudownie –
odparł z błyskiem w oku – Znów mam ochotę cię całować, mając u stóp cały Paryż.
Wjechali na górę i wtedy on
zamiast połączyć ich usta w słodkim pocałunku, padł przed nią na kolana.
Wyciągnął z kieszeni bordowe pudełeczko. Nawet nie próbowała ukryć swojego
zaskoczenia. Usta zakryła dłonią, a w oczach pojawiły się łzy.
- Kochanie, wiem, że jeszcze nie
powinienem, bo nie mam rozwodu, ale nie chcę dłużej czekać. Doskonale wiesz, że
jesteś miłością mojego życia. Ula, wyjdziesz za mnie? – zapytał wpatrując się w
jej oczy z taką miłością i czułością, że aż ugięły się pod nią kolana. Wzruszenie
odbierało jej głos. Chciała mu wykrzyczeć, że o niczym innym nie marzy, ale
żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z jej ust. Otarła pośpiesznie łzy i
twierdząco kiwnęła głową. Szczery uśmiech przyozdobił jego twarz. Skłamałby,
gdyby powiedział, że nie odetchnął z ulgą. Wiedział, że go kocha, ale przecież
miała prawo się nie zgodzić. Wciąż oficjalnie miał żonę. Wsunął na jej palec
niewielki symbol ich zaręczyn i wstając z kolan mocno ją przytulił. Wokół
rozległy się gromkie brawa. Inni turyści w ten właśnie sposób chcieli im
pogratulować. Uśmiechnęli się do nich serdecznie i zatonęli w namiętnym
pocałunku. Mimo dość niskiej temperatury długo jeszcze stali przytuleni na
szczycie symbolu Francji. Dobrzański splótł swoje dłonie na jej talii, przytulił
się do jej pleców, a brodę oprał o jej ramię. Chciał wszystkimi zmysłami
chłonąć tą chwilę. Chwilę niebywałego szczęścia.
- Za cztery dni mija dziewięć
lat, odkąd byliśmy tu po raz pierwszy, odkąd zrozumiałem, że cię kocham –
wyszeptał do jej ucha
- I od naszego pierwszego
pocałunku – powiedziała ledwie słyszalnie – Wtedy było zdecydowanie zimniej….
Wiesz, nigdy nie przypuszczałam, że jesteś aż takim romantykiem – pocałowała go
w policzek, by chwilę później wyciągnąć przed siebie dłoń i wpatrywać się w to
jubilerskie cacko - Jest śliczny – wyszeptała wciąż wzruszonym głosem. Do tej
pory wierzyć jej się nie chciało, że to dzieje się naprawdę.
- Ma już prawie dziewięć lat –
nieznacznie się od niego odsunęła i lekko zdziwiona spojrzała w jego oczy –
Kupiłem go tutaj, w Paryżu na kilkanaście dni przed powrotem do Polski. Do dnia
dzisiejszego żałuję, że wtedy stchórzyłem i nie oświadczyłem ci się. Gdybym się
nie wahał, że to za wcześnie, że za krótko się znaliśmy, być może teraz
świętowalibyśmy jakąś siódmą lub ósmą rocznicę ślubu. Gdybym wtedy zebrał się w
sobie, być może byśmy się nie rozpadli – dodał z nutą goryczy, spoglądając w
jej oczy ze smutkiem. Nie miała pojęcia, że chciał jej się wtedy oświadczyć.
Zaczęła sobie zadawać pytanie, co by było, gdyby rzeczywiście wtedy zdobył się
na odwagę. Co ona by mu odpowiedziała. Sama nie była pewna
- Jak widzisz nie rozpadliśmy
się, a być może dzięki tej rozłące nasza miłość jest teraz dojrzalsza, trwalsza
i pełniejsza – znów wtuliła się w jego ciało – nie ma tego złego, co by na
dobre nie wyszło –musnął ustami jej skroń dając jej znak, że w pełni się z nią
zgadza.
Wrócili do Warszawy zaręczeni i
szczęśliwi. Marek snuł plany dotyczące ich ślubu i kameralnego wesela. Te
marzenia i rozmyślania o przyszłości umilały im powrót do szarej
rzeczywistości. Niechętnie pojechała do banku. Zwykle nie wyobrażała sobie jak
mogłaby nie iść tak po prostu do pracy. Dziś miała ochotę za wszelką cenę
zaszyć się wraz z Markiem w domu i nie wychodzić z niego przez najbliższe kilka
tygodni. W recepcji dowiedziała się, że ma gościa. Pod swoim gabinetem
zobaczyła elegancką kobitę w średnim wieku. Zaciekawiona podeszła do niej
- Dzień dobry, Urszula Cieplak.
Czeka pani na mnie?
- Owszem. Dzień dobry. Helena
Dobrzańska – wyciągnęła do Uli rękę, a ta słysząc nazwisko kobiety zamarła.
Wiedziała, że kiedyś nastąpi moment spotkania z jego matką, ale sądziła, że
będzie to w innych okolicznościach, a poza tym, że będzie na to spotkanie
przygotowana. Niepewnie uścisnęła dłoń swojej przyszłej teściowej i zaprosiła
ją do środka. Dobrzańska dostrzegła przerażenie na twarzy dziewczyny.
Uśmiechnęła się do niej serdecznie chcąc dodać jej odrobinę otuchy – Nie
obawiaj się mnie. Nie przyszłam robić ci wyrzutów o rozwód mojego syna –
odparła spokojnie, a Ula jej słowa przyjęła z wyraźną ulgą – po prostu chciałam
poznać kobietę, dla której mój syn kompletnie stracił głowę – Cieplak
zaczerwieniła się nieznacznie.
- Cieszę się, że nie ma pani do
mnie żalu. Ja tego kompletnie nie planowałam. Spotkaliśmy się przez przypadek
po tak wielu latach… - powiedziała cicho
- Wiem, Marek mi kiedyś
wspomniał. Wtedy nie przyjęłam tego dobrze, podobnie jak mój mąż. Nie
potrafiliśmy zrozumieć jego postępowania. Przecież był z Pauliną bardzo długo,
od kilku lat jako małżeństwo, ale dopiero teraz… - urwała na chwilę – Kilka
razy w tygodniu spotykam mojego syna w firmie i odkąd jest z tobą widzę, że
jest naprawdę szczęśliwy – spojrzała na Ulę z sympatią – Obserwuję jego
zachowanie ponad trzydzieści lat i po raz drugi w swoim życiu dostrzegam, jak
śmieją mu się oczy, jak jest radosny i jak tą radością zaraża wszystkich w
koło. Już raz tak się zachowywał, gdy wrócił ze stypendium w Paryżu. Wtedy też
to właśnie dzięki tobie był szczęśliwy – Ula uśmiechnęła się nieśmiało. – Może przyszlibyście
w sobotę na obiad? Pragniemy z mężem odbudować relacje z Markiem, a przy okazji
chcielibyśmy lepiej poznać ciebie i dziewczynkę, którą się zajmujecie. Co ty na
to? – Cieplak zaskoczyła ta propozycja. Z jednej strony cieszyło ją, że
Dobrzańscy zaczynają się przekonywać do nowego związku ich syna, ale z drugiej
nie chciała robić nic bez wiedzy Marka.
- Musiałabym najpierw na ten
temat porozmawiać z Markiem – odparła
- Rozumiem. Oczywiście – widziała
lekki zawód na twarzy Heleny. Widziała, iż żałuje swojego wcześniejszego
zachowania.
- Jeśli nie w najbliższy weekend,
to z pewnością przyjdziemy następnym razem. Albo państwo przyjdziecie do nas. I
tak mieliśmy w najbliższym czasie wydać obiad dla rodziny i przyjaciół. Sądzę,
że Marek chciałby zaprosić również państwa – Dobrzańska przyjrzała się uważnie
wybrance swojego syna.
- Czy ten obiad ma jakiś związek
z tym pięknym pierścionkiem na twojej dłoni? – Ula kiwnęła lekko głową, a uśmiech
rozpromienił jej twarz
- Marek dwa dni temu mi się
oświadczył – powiedziała cicho
- Bardzo się cieszę. Naprawdę –
Ula wiedziała, że mówi szczerze.
Marek stopniowo odbudowywał
relacje z rodzicami. Oni zaakceptowali jego nową rodzinę i z ulgą mógł
przyznać, że było tak, jak dawniej. Helena była zachwycona Sarą. Nie miała
wnuków, więc ta mała dziewczynka była jedynym dzieckiem wprowadzającym radość
do domu Dobrzańskich. Wszystko zaczynało się układać, tak, jak tego chcieli od
dawna.
Ostatnia niespodzianka Marka sprawiła jej ogromną radość. Ona również miała dla niego niespodziankę. Niewielkie zielone pudełko z białą wstęgą już od kilku dni leżało na dnie jej szafy. Chciała z nim poczekać do dnia kolejnej rozprawy, która miała odbyć się za cztery dni. Albo ten prezent będzie dla Dobrzańskiego kolejnym powodem do radości obok papierów rozwodowych, albo choć na chwilę odciągnie jego uwagę do Pauliny Febo, gdyby znów rozwód nie doszedł do skutku. Wreszcie nastał ten dzień. Wzięła wolne. Marek chciał, by pojechała z nim do sądu. Wraz z mecenasem Koneckim przekonali go, że to nie najlepszy pomysł. Ostatecznie zgodził się, by poczekała na niego w domu. Zawiozła Sarę do szkoły i zajęła się przygotowywaniem obiadu. Albo będzie wraz z Markiem świętować, albo będzie próbowała ukoić jego nerwy. Właśnie kończyła doprawiać sałatkę, gdy usłyszała głośny trzask drzwi. ‘Oho, znów żonka wyprowadziła go z równowagi’ przebiegło jej przez głowę i ruszyła w kierunku salonu. Nie zdążyła nawet opuścić kuchni, gdy zmaterializował się przed nią Dobrzański z szerokim uśmiechem na twarzy krzycząc na całe gardło
- Udało się! – porwał ją w
ramiona i okręcił kilka razy wokół własnej osi – wreszcie się udało –
powiedział już nieco ciszej i zachłannie wpił się w jej usta.
Odetchnęła. Ich największy
problem wreszcie się rozwiązał. I wreszcie będzie mogło się spełnić największe marzenie
Marka, ale także jej. Wreszcie będzie mogła zostać panią Dobrzańską. Już nic
nie stało na przeszkodzie do rezerwowania terminu w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Niechętnie oderwała się od jego
ust i szepnęła cicho -
- Poczekaj tutaj, mam dla ciebie
prezent
- Jaki prezent? – krzyknął za nią
z salonu, gdy ruszyła w kierunku sypialni
- Niespodzianka – żartobliwie
pokazała mu język i zniknęła mu z oczu, by już po chwili zmierzać w jego stronę
z małym pudełkiem
- Co to? – zapytał zaciekawiony,
gdy wręczyła mu zielony karton
- Otwórz – powiedziała miękko i z
zaciekawieniem wyczekiwała jego reakcji. Odwiązał wstęgę i pośpiesznie zdjął
wieczko. Na moment zamarł. Czuł jak brakuje mu tchu. ‘Buciki? Czyżby….’ Szukając
potwierdzenia swoich przypuszczeń posłał ukochanej pytające spojrzenie.
Niepewnie kiwnęła twierdząco głową. Odrzucił pudełko na sofę i po raz kolejny
tego dnia zatonęła w jego ramionach. Jego głośny śmiech rozległ się w salonie.
- Kochanie, naprawdę? – chciał się
jeszcze raz upewnić… Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
- Naprawdę. Jestem w ciąży –
szepnęła wprost do jego ucha. Nie wypuszczając jej z ramion, odsunął się
nieznacznie, by mógł zatonąć w jej błękitnych tęczówkach.
- Kocham cię! To najszczęśliwszy
dzień w moim życiu.
Złączył ich usta w żarliwym
pocałunku.
Super to opowiadanie jest
OdpowiedzUsuń