B

środa, 10 lipca 2013

Miniaturka VI 'Miłość nie jest litością'

Otulona szczelnie kocem siedziała w ogrodzie czytając książkę. Krajobraz wokół coraz bardziej przypominał o zbliżającej się jesieni. Kolorowe liście szumiały na drzewach, a ona postanowiła skorzystać z ostatnich w tym roku w miarę ciepłych, a przede wszystkim słonecznych chwil. Słodkie nicnierobienie wypełniało ostatnie tygodnie jej życia. Nie pracowała. To znaczy czasami pomagała Maćkowi, przygotowywała zestawienia, zliczała tabelki, ale traktowała to w kategoriach rozrywki, a nie pracy. Odkąd odeszła z FD utrzymywała się dzięki PRO-S. Firma się rozwinęła i przynosiła całkiem spore dochody. Dzięki temu ona mogła skupić się na sobie i swojej rodzinie. Beatka była zachwycona, że jej starsza siostra nie spędza już całych dni w Warszawie, że wreszcie ma ją dla siebie i kiedy tylko zapragnie Ulcia smaży jej ukochane naleśniki. Ostatnio coraz częściej wracała w myślach do przeszłości. Analizowała wydarzenia ostatnich miesięcy. Praca z Markiem, posiedzenie zarządu, jego kłamstwa, intryga. Próbowała go znienawidzić. Nie potrafiła. Tuż po zarządzie uciekła do samotni Pshemko. Po powrocie odcięła się od dawnych znajomych. Kontakt utrzymywała tylko z Alą. Nie potrafiła spotkać się z pozostałymi dziewczynami. Z pewnością zasypywałyby ją gradem pytań, a ona jeszcze nie była gotowa, by powiedzieć im prawdę, by powiedzieć im o swoim romansie z Dobrzańskim. Wiedziała, że kilkakrotnie był u niej w domu, że prosił jej ojca o adres ośrodka, że chciał z nią porozmawiać. Po kilku tygodniach dał sobie spokój. Najwidoczniej zagłuszył wyrzuty sumienia i skupił się na swoim życiu. Pewnie wrócił do Pauliny. Co prawda Internet milczał odnośnie ich spektakularnego, mediolańskiego ślubu, ale to nie znaczy, że znów nie są razem. Wiele razy miała ochotę zapytać o niego Alę. Nie miała odwagi. Miesiąc później, gdy wreszcie nabrała dystansu, gdy oswoiła się w nową sytuacją, była gotowa dowiedzieć się co u niego. I właśnie wtedy Alicja poinformowała ją, że została zwolniona przez Aleksa. Ula miała żal do Dobrzańskiego, że nic nie zrobił, że pozwolił Febo wyrzucić na bruk długoletniego pracownika, jej przyjaciółkę. Kolejny raz okazał się palantem. Chciała zapomnieć. Powoli zaczynało jej się to udawać, mimo wszystko.
Usłyszała dźwięk zamykanej furtki. Pomyślała, że to Maciek wcześniej wrócił z Krakowa. Spojrzała w kierunku ścieżki prowadzącej od bramy i zamarła. Zza budynku wyłonił się nikt inny, tylko Paulina Febo we własnej osobie. Była przekonana, że ma omamy do momentu, aż usłyszała głos Włoszki
- Dzień dobry, możemy porozmawiać? – zapytała nad wyraz uprzejmie i nie czekając na reakcję Uli usiadła naprzeciwko niej, na plastikowym krześle ogrodowym. Przyjrzała się Cieplak uważnie. Musiała przyznać, że od ich ostatniego spotkania dziewczyna zmieniła się, a ta zmiana była zdecydowanie na korzyść. Wielkie czerwone okulary zastąpiła małymi szkłami w delikatnych oprawkach. Włosy podcięte, ułożone w modną fryzurę i brak żelastwa na zębach. Niby zmiany niewielkie, ale znaczące, choć Febo wciąż nie uważała jej za piękność. Dla niej Cieplak zawsze pozostanie Brzydulą.  
- Co pani tutaj robi? – udało jej się wreszcie wydukać, gdy pierwszy szok minął
- Przyszłam z tobą porozmawiać o Marku, a w zasadzie prosić ciebie o pomoc – powiedziała spokojnie, bacznie obserwując Cieplakównę, której oczy były wielkości pięciozłotówki. Febo, kobieta, która szczerze jej nie znosiła, przyszła prosić ją o pomoc. Ją, Brzydulę? Dasz wiarę? Po raz kolejny ma śledzić Marka i donosić o jego nowej kochance? Przecież od dawna nie pracuje w FD.
- Nie bardzo rozumiem, w czym mogę pani pomóc – odparła zdezorientowana
- Posłuchaj, powiem wprost, wiem o waszym romansie – Ula, nie pozwoliła jej dokończyć
- Od kilku miesięcy się już nie spotykamy – zaczęła niepewnie Ula
- Wiem, ale – Cieplak weszła jej w słowo
- To była pomyłka. Pani Paulino, ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Mogę jedynie panią bardzo przeprosić – niemal wyszeptała. Tak, było jej wstyd. Nigdy nie lubiła panny Febo, ale też nie życzyła jej źle i nie chciała zniszczyć jej życia.
- Ja nie przyszłam tutaj po to, żebyś mnie przepraszała. Ta sytuacja nie jest dla mnie łatwa, ale tu nie chodzi o mnie, a o Marka i jego rodziców. Dwa miesiące temu miał wypadek – słysząc ostatnie słowo Uli zrobiło się ciemno przed oczami. Wypadek, jaki wypadek?
- Co? – wyszeptała, a w jej oczach zaczęły gromadzić się łzy
- Pokłócił się z Heleną. Wsiadł do samochodu po alkoholu. Z prędkością prawie stu czterdziestu kilometrów na godzinę wypadł z zakrętu i wbił się w drzewo – z każdym kolejnym słowem twarz Uli bardziej zalewała się łzami. Paulina za wszelką cenę powstrzymywała się od płaczu. Jej też nie było łatwo – Ledwo go odratowali. W ciągu miesiąca przeszedł cztery skomplikowane operacje, które owszem, udały się, ale on nadal nie chodzi. I nie będzie chodził dopóki nie zacznie się rehabilitować i dopóki sam nie zechce wrócić do pełnej sprawności – rozszlochała się na dobre. Paulina przyglądała się jej w skupieniu. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, co Dobrzański widzi w tej przeciętnej, żeby nie powiedzieć prostej dziewczynie. Wreszcie się uspokoiła.
- Ale co ja mogłabym zrobić? – zapytała ledwie słyszalnie. Informacje sprzed kilkunastu sekund ścięły ją z nóg i wyssały z niej całą energię. Czuła się tak, jakby brakło jej sił by oddychać.
- Jemu potrzebna jest motywacja – westchnęła ciężko – Posłuchaj, ja wiem, że on cię bardzo skrzywdził. W ciągu ostatnich tygodni nie odstępowałam go na krok, mimo iż on nie chciał mojej obecności. Dużo rozmawialiśmy. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę szczerze – sarkastycznie zaśmiała się pod nosem. Ula była zaskoczona jej postawą, słowami… Takiej Pauliny Febo jeszcze nie znała – On… - przerwała na chwilę – on cię… - nie potrafiła wypowiedzieć tego na głos. Mimo wszystko nie mogło jej przejść to przez gardło – jemu bardzo na tobie zależy – powiedziała cicho, a Ula zobaczyła w jej oczach ból. Cieplak pokręciła przecząco głową
- Nie. To była tylko gra – po raz kolejny tego dnia w jej oczach pojawiły się łzy
- Mylisz się – powiedziała stanowczo –  Znam go. Ja od dawna wiedziałam, że w jego życiu pojawił się ktoś inny, choć do pewnego momentu nie wiedziałam, że to ty – również w oczach Febo zabłysnęły słone krople – Powinnam cię znienawidzić, ale… - urwała na moment. Ta rozmowa wcale nie była dla niej łatwa – Życzę ci byś nigdy nie musiała przechodzić przez to, co ja. Nawet nie masz pojęcia, co to za uczucie, gdy leżysz w jednym łóżku z mężczyzną, którego masz poślubić za kilka tygodni, a on przerzuca się z boku na bok nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Który unika twojego dotyku. Który jest obok ciebie ciałem, a duszą gdzieś zupełnie indziej… Który przez sen wypowiada imię innej kobiety – dodała gorzko – Nie wiem czy on jest dla ciebie równie ważny, ale proszę cię, byś pomogła nam przywrócić mu chęć życia – Cieplak milczała. Po tym co usłyszała nie potrafiła się odezwać. Próbowała wszystko sobie poukładać w głowie, ale jego miłość była tak surrealistyczna, że… Nawet nie potrafiła w pełni uwierzyć w to, co działo się tuż obok niej. Nie miała pewności, czy Paulina Febo rzeczywiście siedzi naprzeciw niej, czy to tylko wytwór jej wyobraźni – Marek mówi, że wraz z tobą stracił sens istnienia… stąd jego bierność. Nie chce się rehabilitować. Na własne życzenie zamienił się w warzywo. Nic go nie obchodzi – spojrzała na Cieplak i nie potrafiła wyczytać z jej twarzy nic… Czyżby taka była jej reakcja na stres, czy po prostu Dobrzański nic dla niej nie znaczy? Ale przecież kiedyś go kochała… Postanowiła wyciągnąć najsilniejsze działo – On wtedy jechał do ciebie – Ula zamarła.
- Jak to….? Do mnie? – mówiła urywanymi zdaniami
- Tak – westchnęła ciężko – proszę cię tylko o to, byś do niego pojechała i z nim porozmawiała. Jeśli on się nie weźmie w garść i zaprzepaści wyniki pracy lekarzy, to – po raz kolejny słowa nie mogły jej przejść przez gardło. Zebrała się w sobie i z wielkim bólem dodała – już zawsze będzie przykuty do wózka – Ula słuchała jej słów jak zahipnotyzowana. Oczywiście, że pojedzie, że zrobi wszystko, by znów stanął na nogi. Pomogła by każdemu, a dla niego była gotowa rzucić wszystko. Przecież był dla niej najważniejszy. Chciała mu pomóc, ale chciała również ponownie go zobaczyć. Tak bardzo tęskniła za jego oczami, głosem, śmiechem. A teraz, gdy wiedziała, że ona jest dla niego ważna…że owszem, oszukał ją, ale mimo wszystko kocha, nie zastanawiała się nawet chwili. W sumie i tak by się nie zastanawiała. Nawet gdyby nic do niej nie czuł i tak by do niego pojechała. Ruszyłaby do niego już, teraz, zaraz, ale nie mogła wstać. Jakaś nieokreślona siła przyciągała ją do krzesła, a jej wzrok kierowała na Paulinę. Musiała zadać jej to pytanie.
- Pani wciąż go kocha, prawda? – zapytała niepewnie
- Nie wiem – odparła szczerze – podczas wielu godzin rozmów Marek mi uświadomił, że to, co było między nami to chyba nie była miłość. To raczej przywiązanie, przyzwyczajenie. Ciężko mi to sklasyfikować. Choć nie zaprzeczam, że był i wciąż jest dla mnie najważniejszy.
- Dziękuję, że pani powiedziała mi prawdę. Ja nie miałam pojęcia o tym wypadku.
- Marek bardzo dbał o to, byś się nie dowiedziała.
- Wiem, że przyjazd tutaj nie był dla pani łatwy
- Owszem. Ale robię to dla Marka i dla Heleny. Mimo tego, że jasno mi uświadomił, że nigdy już nie będziemy razem, muszę przyznać, że przeżyliśmy razem wiele wspaniałych chwil. Pozostały mi piękne wspomnienia i…. I chciałabym, żeby był szczęśliwy – naprawdę takich słów nie spodziewała się po Paulinie Febo. Od początku ich dzisiejszej rozmowy miała wrażenie, że siedzi przed nią zupełnie inna kobieta, niż ta, którą znała z FD. – I nie mogę już patrzeć, jak Helena się zadręcza. Obwinia się o ten wypadek.
- Dziękuję – wyszeptała Cieplak. Nigdy nie sądziła, że to dzięki jego byłej narzeczonej będzie miała szansę znów z nim porozmawiać, a być może znów zacząć budować związek. Tym razem oparty na szczerym uczuciu. – Gdzie on teraz jest?
- U Heleny i Krzysztofa w Wilanowie. Właśnie tam jadę. Jak chcesz, możesz jechać ze mną
- Chętnie. Poczeka pani chwilę? Pójdę się tylko przebrać – Febo kiwnęła głową na znak zgody. Była dyrektor finansowa ściągnęła z siebie koc i rzuciła go na ławkę. Paulina zwróciła uwagę, że pod jej obcisłą bluzką rysuje się lekko zaokrąglony brzuch. Czyżby… Nie, niemożliwe…
- Jesteś w ciąży? – zapytała zaskoczona. Cieplak speszyła się nieco i niepewnie spojrzała na Febo.
- Tak – powiedziała niemal bezgłośnie. Zabolało.
- To jego dziecko, prawda? – cóż za głupie pytanie. Po co je zadawała, skoro doskonale znała odpowiedź. Ula milczała. Nie musiała nic mówić. – Dlaczego mu nie powiedziałaś?
- Sądziłam, że wrócił do pani, że znów jesteście razem. Nie mogłam po raz kolejny wchodzić do waszego życia z butami. Nie miałam prawa go pani odbierać – powiedziała z bólem i ruszyła w stronę domu
- On już od dawna nie jest mój – powiedziała do siebie.

Paulina wprowadziła ją do ogromnej willi. Nigdy tu nie była. Dom Dobrzańskich znacznie się różnił od tego, który Marek zamieszkiwał z Pauliną. Był bardziej przytulny, ale i bardziej wystawny. Ten przepych przyprawiał ją o zawrót głowy. Tuż obok nich pojawiła się gosposia. Febo poprosiła, by to Marysia zaprowadziła Ulę do Marka. I tak zrobiła dużo, bardzo dużo. Nie było jej stać na ten gest, by wprowadzić ją do jego pokoju. Ula ruszyła za gosposią, ona poszła do ogrodu pocieszyć Helenę.
Marysia zapukała cicho. Nie usłyszała zaproszenia, ale mimo to uchyliła drzwi
- Marek, masz gościa – odparła niepewnie. Doskonale wiedziała jaka będzie reakcja Dobrzańskiego. Zawsze tak reagował.
- Nikogo nie zapraszałem – niemal warknął – Nie wiem, czy ja mówię niewyraźnie? – słychać było w jego głosie wściekłość – Żadnych gości, żadnych odwiedzin! – krzyknął. Pani Marysia aż się skuliła. Rozumiała, że jest mu ciężko, że cierpi, ale ona nie była niczemu winna. Marek najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że bardzo ją rani swoim postępowaniem. Ula postanowiła zareagować i wziąć całą winę na siebie
- Za późno – odezwała się stając w progu drzwi – i to nie wina pani Marysi – spojrzała na niego i zamarła. Zajmował łóżko w pozycji półleżącej. Nogi miał przykryte kocem. Kilkudniowy zarost i podkrążone oczy sprawiały, że wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście. Na szafce nocnej stała do połowy pusta butelka whiskey. Tuż obok łóżka dostrzegła wózek. Stanęły jej w oczach łzy. On sądził, że się przewidział. Niemożliwe, że tu przyszła, że jest ledwie kilka metrów od niego. Chyba za dużo wczoraj wypił i ma omamy. Seba by to nazwał omamami z miłości.
- Ula? – zapytał z ogromnym niedowierzaniem. Niepewnie spojrzała w jego oczy. Trudno jej było opisać słowami uczucia, które z nich wyczytała. Zaskoczenie? Miłość? Skrępowanie, że widzi go w takim stanie? Wsunęła się do środka i zamknęła drzwi – Co ty tutaj robisz?
- Kilkadziesiąt minut temu dowiedziałam się o tym, co się stało – wyszeptała stając obok jego łóżka.
- Kto ci powiedział?
- To w tej chwili nieistotne - o Paulinie i jej roli, a w zasadzie przysłudze, powie mu przy innej okazji – dlaczego nikt wcześniej mnie nie zawiadomił? – zapytała z pretensją w głosie
- Bo ich o to prosiłem. Nie chciałem wywierać na tobie presji. Nie odezwałaś się po moim liście – zaczął wyjaśniać.
- Jakim liście? – na jej twarzy malowało się zaskoczenie
- Tym, który zostawiłem ci przed wyjazdem na Mazury
- Nie przeczytałam go. Przez przypadek zostawiłam go u Maćka w samochodzie, a później poprosiłam, by go spalił – poczuł ukłucie w sercu – Co w nim było?
- To już nie ważne – odparł po chwili namysłu
- Dla mnie ważne – wpatrywała się w niego z ogromną czułością i ufnością
- Po co przyszłaś? – nie może dać się wciągnąć w dyskusje o uczuciach, nie w tym momencie
- Dlaczego nie chcesz się rehabilitować? Dlaczego się poddałeś? – widział łzy w jej oczach, a ona nawet nie próbowała ich ukryć
- Bo przegrałem swoje życie. Żałuje, że się wtedy nie zabiłem – to, co usłyszała, spowodowało, że wstrzymała oddech, a po policzku spłynęła łza
- Jak możesz tak mówić?! – krzyknęła – Zostawiłbyś mnie samą? – spytała z wyrzutem
- Skrzywdziłem cię, a ty nigdy mi tego nie wybaczysz
- Już dawno ci wybaczyłam – wyszeptała i usiadła na skraju łóżka – Marek… - nie pozwolił jej dokończyć
- Nie! Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek z litości – oboje zabolały te słowa. To był chwyt poniżej pasa. Zbyt mocno ją kocha, by skazywać ją na życie z kaleką. Nigdy na to nie pozwoli.
- Jak możesz tak mówić? – nie wierzyła, że przed chwilą to powiedział
- Ula, proszę cię, daj spokój. Chcę zostać sam. – poczuła się fatalnie. Nie może go zmusić. Może to, co Paulina mówiła, to wcale nie jest prawda. Zrezygnowana wstała i ruszyła w stronę drzwi. Oboje bardzo cierpieli. To spotkanie niewątpliwie było dla nich bardzo trudne. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach z pewnością ta rozmowa wyglądałaby inaczej.
- Bardzo bym chciała, żebyś był szczęśliwy i żebyś znów wrócił do pełnej sprawności. Jeśli nie chcesz tego robić dla siebie – urwała na chwilę i ponownie zatonęła w jego stalowych tęczówkach – to zrób to dla swojego dziecka - mówiąc to instynktownie położyła rękę na brzuchu- Ono potrzebuje ojca, który będzie je uczył chodzić, a później będzie biegał za rowerkiem. Nie we wszystkim będę cię w stanie zastąpić – wyszeptała i wyszła. Dopiero po chwili dotarł do niego sens wypowiedzianych słów. Jest w ciąży. Spodziewa się jego dziecka.
- Ula! Ula! – krzyknął, ale drzwi ponownie się już nie otworzyły. Chwycił za komórkę i pośpiesznie wybrał jej numer. Raz, drugi. Cisza. Był na siebie wściekły. Tak cholernie wściekły. Przyszła tutaj, a on potraktował ją jak intruza. Zamiast wyznać jej miłość, wyrzucił z pokoju. Kretyn! Musi zacząć walczyć. O zdrowie, swoje nogi, jej miłość i ich dziecko. W jego głowie pojawia się setka pytań. Dlaczego wcześniej mu nie powiedziała? Może dlatego, że czuła się skrzywdzona i oszukana. Nie przeczytała listu. Sądziła, że to wciąż gra i intryga. Dureń!
Ponownie chwycił telefon w dłoń.
- Witam panie Witku, Marek Dobrzański. Możemy zacząć jutro, a najlepiej jeszcze dzisiaj? Dzięki!
Wróciła do domu i czekała na powrót Maćka. Musi go zapytać o ten list. Przecież przyznał się jej, że go czytał. Jeśli go nie ma, to chociaż zna jego treść. Musi wiedzieć. Wieczorem wszystko stało się jasne. Paulina mówiła prawdę. Pół nocy przepłakała.
Z samego rana przy pomocy Sebastiana znalazł się na posesji numer osiem. Było to dla niego upokarzające, że cała rodzina Cieplaków widzi go na wózku, że pokazuje im swoją słabość, niepełnosprawność, bezradność. Ale to nie było w tej chwili najważniejsze. Wreszcie stanęła w drzwiach.
- Przepraszam – zaczął, a cała przemowa, którą układał sobie w głowie od wczoraj w mgnieniu oka gdzieś uleciała – Kocham cię. Daj mi jeszcze jedną szansę. Pozwól mi wszystko naprawić. Wyjaśnić przeszłość i być dobrym partnerem i ojcem dla naszego dziecka – rozpłakała się i podeszła do niego, przytulając jego głowę do swojego brzucha. Objął ją mocno w pasie. I po jego policzku spłynęła słona kropla.
- Ja też się kocham – wyszeptała wprost w jego czarne włosy, które uwielbiała przeczesywać.
- Zacząłem rehabilitację. Dzięki wam znów mam dla kogo żyć – powiedział wpatrując się w jej oczy z niezwykłą miłością i przykładając swoją dłoń do jej brzucha. Splotła ich palce i zatonęła w jego oczach. – Musimy porozmawiać. Chcę ci wszystko wyjaśnić.
- Później – odparła i przybliżyła się do niego tak by stykali się czołami – a teraz mnie pocałuj.
Złączył ich wargi w namiętnym pocałunku, a w jego wnętrze wlała się ogromna fala szczęścia i determinacji. Będzie walczył. Musi. Musi być sprawny. Dla niej i dla ich nienarodzonego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz