Niechętnie zmotywował się do
wstania z łóżka i pójścia do pracy. Liczył, że tam ją spotka i może uda mu się
namówić ją na rozmowę. A jeśli nie w biurze, to może chociaż po pracy. Musiał
spróbować jej wytłumaczyć. Dobrzański, co
tu jest do tłumaczeni? Przeleciałeś swoją byłą dziewczynę. Tego nie da się
racjonalnie wytłumaczyć. Matka z ulgą przyjęła, że jedzie do DF. Ratowanie
rodziny to jedno, ale firma też wymagała uwagi i jego obecności. Krzysztofa nie
było, Aleks i Paulina kilka lat temu sprzedali swoje udziały i założyli w
Mediolanie dom mody ‘Febo’. Firma została w rękach Dobrzańskich zmieniając
nazwę na Dobrzański Fashion. Ktoś musiał nią kierować, a Sebastian nie był
najodpowiedniejszym kandydatem na po. prezesa. Podjechał pod budynek firmy.
Samochodu jego żony nie było nigdzie w pobliżu. Liczył się z tym, że może jej
wcale nie zastać w pracy. Jeśli jej nie będzie pojedzie do domu. Wjechał na
piąte piętro przyciągając uwagę wszystkich pracowników znajdujących się w koło.
Nie wyglądał najlepiej. Zmęczona twarz, dwudniowy zarost i smutek bijący z oczu
to jego dzisiejszy znak rozpoznawczy. Rzucił krótkie ‘cześć’ do dziewczyn i nie
zważając na paplaninę Violetty zamknął się w gabinecie. Wychylił głowę jeszcze
na chwilę, by powiedzieć do Ani krótko i stanowczo ‘odwołaj wszystkie
dzisiejsze i jutrzejsze spotkania’. Nim zdążył zatonąć w swoim prezesowskim
fotelu do gabinetu wparował Olszański.
- No witamy prezesa – przywitał
się ze śmiechem – Jak wyjazd? – Dobrzański skrzywił się. Wolałbym o nim nie pamiętać.
- Działo się wczoraj coś ważnego?
– zapytał zgrabnie zmieniając temat
- Nie. Luz. Parę papierków czeka
do podpisania. A i dla Ulki przyszły jakieś faktury. Jest u siebie, to od razu
jej zaniosę?
- Nie ma – odparł krótko
- Będzie później? – dopytywał
kadrowiec
- Nie wiem – wzruszył ramionami i
spojrzał na kumpla pustym wzrokiem
- Pokłóciliście się? Czyżbyś się
nie sprawdził po powrocie z delegacji? – zapytał nabijając się z prezesa.
- Wyjdź – powiedział stanowczo
- Stary, wyluzuj – Sebastian
spoważniał widząc, że to coś poważniejszego – Co się stało?
- Nie chcę o tym rozmawiać –
odparł i spojrzał na przyjaciela w charakterystyczny sposób, dając mu tym samym
znak, by opuścił jego biuro.
Olszański minął się w drzwiach z
Milewską. Weszła do jego gabinetu z białą kartką w ręku.
- Dzień dobry – powiedziała. W
jej tonie głosu wyczuł chłód. Zerwał się z miejsca.
- Witaj – chciał się do niej
uśmiechnąć, ale zamiast tego na jego twarzy pojawiło się coś na kształt grymasu.
Widział, że ona już wie.
- Ula prosiła bym dała ci to – na
dźwięk imienia swojej żony serce niebezpiecznie przyspieszyło. Rzucił wzrokiem
na kartkę papieru i już wiedział, że Ula nie pojawi się dziś w biurze. Jutro z
resztą też. Był naiwny myśląc, że jak gdyby nigdy nic spotkają się dzisiaj w
siedzibie firmy. Pocieszał się faktem, że nie złożyła wypowiedzenia, a jedynie
prośbę o miesiąc urlopu.
- Jak ona się czuje? – zapytał
unikając jej wzroku. Gorzko zaśmiał się w duchu. Od kilku dni nie potrafił
patrzeć ludziom w oczy. Na swoje odbicie w lustrze też nie mógł patrzeć.
Brzydził się sobą.
- Świetnie! Powiedziałabym, że
wręcz rewelacyjnie. Świętuje – każde jej słowo, aż ociekało ironią
- A tak poważanie? – wyszeptał
spuszczając głowę
- Tak poważnie, to jeszcze nie
widziałam, żeby ktoś tyle płakał – powiedziała z pretensją w głosie i
skierowała się do wyjścia
- Jest w domu, czy w Rysiowie?
Muszę z nią porozmawiać…
- Ty jedyne co musisz zrobić, to
dać jej spokój i pozwolić się wyciszyć – rzekła stanowczo i wyszła trzaskając
drzwiami.
Schował twarz w dłonie. On
cierpiał, ale miał świadomość, że ją to wszystko boli dwa razy mocniej. Pieprzony ze mnie łajdak! A ona tak we mnie
wierzyła… Zranił ją i zawiódł na całej linii. Miał ochotę umrzeć, by już
nigdy nie widzieć tych cudownych, błękitnych oczu przepełnionych żalem i bólem.
Zawiódł ją. Siebie też. Cholerna chwila zapomnienia.
Co mnie napadło?
Poinformował Turka, że przez
miesiąc będzie zastępował jego żonę, która jest na urlopie. Całe szczęście, że
chociaż ten lizus nie dociekał dlaczego jego bezpośrednia przełożona zrobiła
sobie tak nagle wolne. Do końca dnia nawet na chwilę nie wyszedł ze swojego
gabinetu. Pragnął ukryć się przed całym światem.
Nie zważając na temperaturę za
oknem rozpaliła w kominku. Usiadła przed nim po turecku, trzymając na kolanach
album ze zdjęciami. Setki fotografii przedstawiały kolejne momenty z ich życia.
Weekend w Budapeszcie, podczas którego jej się oświadczył, ślub podczas którego
ślubował jej miłość i wierność, wakacje na Dominikanie, pierwsza gwiazdka we
trójkę, urodziny Szymka. Rwała na pół ich wspólne zdjęcia i kolejno paliła w
kominku. Zachowała tylko te, na których byli we trójkę. To nie wina Szymona, że
jego rodzice zniszczyli ich rodzinę. Miał prawo mieć pamiątki z okresu
dzieciństwa, gdy jego rodzice potrafili się jeszcze kochać i być razem. Ogień
trawił ich zdjęcia, ale ona tych wspólnych obrazów nie potrafiła wyrzuć ze
swojego serca i swojej pamięci. Znów płakała.
Ta zdrada tak bardzo ją bolała.
Nigdy nie przypuszczała, że będzie musiała przechodzić przez to samo piekło, co
inne zdradzane kobiety. Kiedyś się bała, ale po kilku latach razem stwierdziła,
że Marek naprawdę ją kocha, że zdrady i romanse ich nie dotyczą, że to wszystko
dzieje się gdzieś daleko, obok nich i nigdy nie ma prawa zdarzyć się w ich
rodzinie. Nigdy nie sądziła, że będzie przechodziła przez to samo piekło, co
Paulina... Bo Febo przecież nie kochał, dlatego ją zdradzał. Ona należała do
tej grupy kobiet, które rozkochały go w sobie. Była to mikroskopijna grupa.
Jednoosobowa. Tak jej się przynajmniej wydawało. Uświadamiała sobie, że tak
naprawdę Febo nigdy nie mogła kochać Marka. Bo jak się kocha, to zdrada boli
tak bardzo, że nie można tak łatwo wybaczyć. Kocha się i jednocześnie
nienawidzi. Na ewentualne wybaczenie potrzeba czasu, a Febo wybaczenie i
kolejną porcję zaufania przyznawała mu z przydziału. Ona nie potrafiła przejść
obok jego występku obojętnie.
Nie radziła sobie z własnym
życiem. Nie radziła sobie sama ze sobą. Nie wiedziała, jak będzie wyglądało jej
życie bez Marka. Bo przecież on zawsze był obok. Zaczęła prawdziwie żyć,
oddychać pełną piersią, gdy spróbowali po raz drugi, gdy byli razem tak na sto
procent. Nienawidziła go, ale odkąd się wyprowadził nie mogła znaleźć sobie
miejsca. Potrzebowała go. Tak bardzo go potrzebowała, a jednocześnie wiedziała,
że nie potrafi wybaczyć i zaufać. Czy
kiedykolwiek będę w stanie mu wybaczyć? Czy będę potrafiła jeszcze z nim być? Nie
potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Było to dla niej zbyt trudne i było na te
odpowiedzi za wcześnie. Podjęła decyzję. Musi wyjechać.
- Stary, co się z tobą dzieje? Od
trzech dni cię nie poznaję – Sebastian spojrzał na przyjaciela strapiony.
Widział, że przyjaciel dziwnie się zachowuje. Ilekroć wchodził do jego
gabinetu, ten stał tępo wpatrzony w panoramę Warszawy, malującą się za oknem.
Był małomówny, a jeśli już się odzywał, to zbywał wszystkich półsłówkami.
Olszański przyjął sobie za punkt honoru dowiedzieć się co się stało. A że coś
się stało był pewien. Zachowanie Marka połączone z ciągłą nieobecnością pani
dyrektor nie było przypadkowe.
- Dręczą mnie wyrzuty sumienia –
odparł gorzko Dobrzański. Przyjaciel zmarszczył brwi intensywnie zastanawiając
się, o co czym mówi prezes – Zdradziłem ją – wyszeptał wciąż patrząc przed
siebie.
- Co zrobiłeś?! – Olszański
krzyknął na tyle głośno, że z pewnością słyszał go Pshemko piętro niżej –
Stary, tobie kompletnie odbiło?!
- I kto to mówi? Patrzcie, święty
się znalazł! – wrzasnął Dobrzański. Był wściekły na siebie… chciał sobie ulżyć
wyżywając się na przyjacielu.
- Święty nie jestem i nie byłem,
ale ja swojej żony na prawo i lewo nie zdradzam! – nawet nie próbował ukryć
swojego zdenerwowania – Dobrze pamiętam, jak kiedyś żyliśmy, ale ja w
przeciwieństwie do ciebie dorosłem! Jestem odpowiedzialny za swoją rodzinę i
swoje dziecko i nigdy bym tego Violce nie zrobił, bo za bardzo ją kocham! Pieprzony
Casanova! – zaśmiał się złośliwie - Co, znudziła ci się wierność? – zadrwił - Ja
myślałem, że doceniłeś to, że wybaczyła ci te wszystkie kłamstwa, że mimo
wszystko cię chciała… Tak za nią biegałeś, prosiłeś, a teraz co? Zachciało ci
się nowych wrażeń?! Jesteś żałosny i nic się nie zmieniłeś! – krzyknął po raz
ostatni i wyszedł trzaskając drzwiami.
Dobrze wiedział, że Sebastian ma
rację. Nie potrafił zrozumieć jak mógł być takim głupcem. Łajdak i tchórz! – wyrzucał sobie. Zdradził i kłamał. Jak zwykle. Nie
potrafił wyciszyć wyrzutów sumienia. Dobrze wiedział, że ta zdrada boli Ulę
bardziej, niż gdyby przyszedł, stanął przed nią i powiedział, że chce rozwodu,
bo kocha inną. Wiedział, że to zdrady, a nie braku miłości Ula bała się
najbardziej. Chyba dlatego, że doskonale wiedziała, jak kiedyś żył.
Wielokrotnie była świadkiem jego wyskoków, jeszcze za czasów związku z Pauliną.
Zawsze potępiała jego zachowanie i nie potrafiła zrozumieć. Tą zdradą zadał jej
cios poniżej pasa i doskonale wiedział, że jego żona, mimo iż jest bardzo silną
kobietą, tak łatwo się z tego nie podźwignie. Zdawał sobie sprawę, że stracił
coś bezpowrotnie. Wiedział, że miłość, którą go obdarzyła już nigdy nie będzie
taka sama. Jeśli jeszcze w ogóle będzie... Chwila zapomnienia dużo go
kosztowała.
Usłyszał dźwięk przychodzącej
wiadomości. Serce gwałtownie przyspieszyło, gdy na wyświetlaczu zobaczył imię
‘Ula’. Czyżby odsłuchała moją wiadomość?
Może odebrała sms’y? Boże, spraw by chciała ze mną rozmawiać. Drżącym
palcem nacisnął kopertę i odczytał kilka słów, które pozbawiły go złudzeń. ‘Chcę
żebyś zabrał dzisiaj resztę swoich rzeczy’. Westchnął. Przynajmniej się z nią zobaczę. Bardzo się mylił. Gdy tuż po
siedemnastej wkroczył do ich domu napotkał ciszę, spokój i Alicję. Gdy Milewska
zobaczyła duży bukiet czerwonych róż, który dzierżył w dłoni odezwała się
- Uli nie ma – widziała, że ta
informacja zbiła go z tropu
- A gdzie jest? – miał nadzieję
na rozmowę z żoną, ale liczył także na spotkanie z synem
- Wyjechała z twoją matką i
Szymkiem na kilka dni nad morze – powiedziała zgodnie z prawdą. Pokiwał głową
ze zrozumieniem – Prosiła, byś zostawił mi klucze – spojrzał na Milewską ze
smutkiem. Położył na szklanej ławie bukiet, a obok niego klucze do ich domu. Ruszył
na górę pakować swoje rzeczy.
Wrócił późnym wieczorem do
Konstancina. Zamknął się w swoim pokoju. Nie zapalał światła. Położył się na
łóżku i myślał. Zaśmiał się w duchu. Przez ostatnie kilka dni myślał o swoim
życiu więcej niż przez ostatnie trzydzieści lat. Wokół panowała cisza. Odkąd
zabrakło w jego życiu Uli i Szymona otaczała go cisza. Brakowało mu jej głosu,
brakowało mu śmiechu syna. Nienawidził ciszy! Zamknął oczy. Pod powiekami przelatywały
mu różne obrazy. Ich ślub, wspólne wakacje, powitanie Nowego Roku, gdy wyznała
mu, że jest w ciąży. Widział ból malujący się na jej twarzy, gdy kazała mu się
wyprowadzić. Widział, jak za wszelką cenę hamowała emocje, wybuch złości.
Widział jej cudowne, kiedyś roześmiane oczy, twarz synka. Widział twarz
uśpionej, wtulonej w białą pościel Anki. Gwałtownie otworzył oczy. Wiedział, że
dziś już nie zaśnie. Przez ostatnie dni mało spał. Noc była najlepszą porą by
zastanawiać się co teraz będzie. Bał się o ich przyszłość, o ich małżeństwo. Po
tym, jak Ula kazała mu zabrać rzeczy, kazała oddać klucze wiedział, że będzie
jeszcze trudniej niż przypuszczał. Bał się, że Ula nigdy mu nie wybaczy. Zbyt
dobrze ją znał. Bo tego, że nie zapomni był w stu procentach pewny. Zdrady się
nie zapomina. Można wybaczyć, ale zawsze się pamięta. To do końca życia siedzi
w człowieku jak zadra. Musiał coś zrobić. Nie wiedział, czy uda mu się ją
odzyskać. Nie chciał jej stracić, nie chciał stracić rodziny, którą przez te
wszystkie lata budowali. Czy przypadkiem
już dawno ich nie straciłem? Czy nie straciłem ich podczas nocy z Anką? Co ja
sobie myślałem? Że co, że prześpię się z nią, a później wrócę do Uli i będzie
jak dawniej? Już nic nie będzie jak dawniej!
- Marek, masz gościa –
powiedziała Violetta wchodząc do jego gabinetu. Tuż za Olszańską weszła
kobieta, której za wszelką cenę nie chciał już nigdy spotkać.
- Witaj Marku – powiedziała
Urbańska
- Dzięki Viola – odparł gardłowym
głosem i zwracając się do swojego gościa powiedział – Siadaj – wskazał jej
sofę, on celowo został za biurkiem. Przyglądała mu się uważnie. Standardowo od
kilku dni unikał wzroku swojego rozmówcy
- Widzę, że się mnie nie
spodziewałeś. Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia? – obrzuciła go badawczym
spojrzeniem
- Masz rację, powinienem cię
przeprosić – odparł poważnym tonem
- Co ty nie powiesz? Przyznam, że
byłam trochę zdezorientowana, gdy obudziłam się sama… - zaczęła, ale nie dał
jej dokończyć
- Posłuchaj – powiedział nieco
nerwowo – przepraszam, że tak wyszło. Do tego w ogóle nie powinno było dojść.
Mam rodzinę – spojrzał na stojącą na biurku ramkę ze zdjęciem, z którego
patrzyła na niego roześmiana Ula z wtulonym w nią Szymonem
- Szkoda, że o swojej rodzinie
nie pamiętałeś, gdy zaciągnąłeś mnie do swojego apartamentu! – krzyknęła wściekła
- Bardzo tego żałuję – cedził każde
słowo. Zamknął oczy lekko spuszczając głowę – Kocham żonę. Mamy wspaniałego
syna. Bardzo mi zależy na rodzinie. Ciebie mogę jedynie przeprosić – gwałtownie
wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
- Daruj sobie! Nic się nie
zmieniłeś. Kawał z ciebie sukinsyna – wyszła trzaskając drzwiami. Ukrył twarz w
dłoniach.
Nie potrafił powiedzieć matce prawdy. Nie potrafił powiedzieć, że w momencie, kiedy zobaczył Ankę wróciły dawne wspomnienia i pragnienia. Pieprzone sentymenty. Była jego pierwszą dziewczyną. To z nią był po raz pierwszy. I zapragnął być znów… Zwłaszcza, że teraz była jeszcze piękniejsza. Kłamał matce, bo sam nie potrafił zrozumieć, jak można kochać jedną kobietę, tęsknić za nią i pragnąć drugiej. Alkohol był najłatwiejszym wytłumaczeniem. Owszem, wypił jednego drinka za dużo, szumiało mu w głowie, ale doskonale pamiętał, jak zapragnął jej ust, gdy tylko ją zobaczył, jak zaatakował jej wargi na hotelowym korytarzu, jak spod drzwi jej pokoju ściągnął ją do swojego apartamentu, jak pieścił jej ciało i jak rankiem uciekł jak tchórz. To nie Anka czekała na tę noc od naszego rozstania, tylko ja. Uciekł, bo chciał uniknąć rozmowy, tłumaczeń. Uciekł, bo dotarło do niego co naprawdę zrobił i co przez tą chwilę zapomnienia i dawne pragnienia może stracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz