B

piątek, 26 lipca 2013

'Po drugiej stronie nieba' II

Na zewnątrz powoli robiło się jasno, a ona czuła, jakby miną ledwie kwadrans od jego wyjścia. Od kilku godzin siedziała w niezmienionej pozycji. Powoli zaczynało jej się robić zimno. Mokra od łez bluzka skutecznie oziębiała jej ciało. Płakała, wciąż zadając sobie pytanie ‘dlaczego?’. Przecież było im razem dobrze. Świetnie się dogadywali. Rzadko kłócili, a jeśli już to o błahostki, które po godzinie, dwóch, nie miały żadnego znaczenia, a oni znów cieszyli się swoją miłością. W łóżku też świetnie się dopasowali. Co prawda Marek wciąż nie miał jej dość, ale sądziła, iż potrafi go zaspokoić. Była niemal na każde jego zawołanie. Nie wykręcała się bólem głowy i przemęczeniem. Byli razem szczęśliwi, zakochani i spełniali się również w tej miłości fizycznie. Przynajmniej tak wyglądało to z jej perspektywy. Sądziła, że Marek myśli podobnie. Jak widać myliła się. W czym ona jest lepsza ode mnie? To pytanie wciąż krążyło po jej głowie. Starała się, dbała o siebie. Po ciąży szybko wróciła do dawnej wagi, by wciąż być dla niego atrakcyjną. Jest młodsza? Z większym biustem? Po raz kolejny szloch wstrząsnął jej ciałem. Może gdybym z nim pojechała? Zaczęła sobie wyrzucać. Miała z nim jechać na dwudniową konferencję polskich firm modowych do Krakowa. Dzień przed ich wyjazdem Szymon wstał z temperaturą, która utrzymywała się przez cały dzień. Nie chciała zostawiać chorego dziecka z opiekunką, czy dziadkami. To ona podjęła decyzję, że pojedzie sam. ‘Przecież to tylko dwa dni’ powtarzała mu, gdy dość niechętnie przystał na jej propozycję. Gdybym pojechała, może… Była głupia szukając winy w sobie. Ufałam mu. A przecież jak się ufa, nie pilnuje się na każdym kroku. Gdyby chciał i nie zdradził mnie tam, równie dobrze mógłby zrobić to w firmie czy na siłowni. Chętnych panienek wokół niego nie brakowało. Modelki wciąż próbowały mu się przypodobać.

Pamięcią wróciła do wydarzeń sprzed kilku lat.
Kilkanaście tygodni po pokazie podjęli decyzję, że Marek wróci na stanowisko prezesa, a ona ponownie obejmie fotel dyrektora finansowego. Ich duet sprawdzał się świetnie. Zamieszkali razem na Siennej. Wspólne lunche stały się codziennością. I nagle pewnego dnia Marek zaproponował jej, żeby poszła z Alą lub Violettą, bo on idzie z Sebą na squasha. Początkowo nie wzbudzało to jej podejrzeń. Wiedziała, że lubi sport. Zanim jeszcze się związali często wychodził z Olszańskim na kosza czy basen. Jeździli na siłownię, korty. Po pewnym czasie te wypady na siłownię stały się codziennością. Znikał z firmy w porze lunchu lub tuż po pracy. Sam lub z Olszańskim. Zaczęły się dziwne telefony, które wzbudziły jej czujność. Gdy wchodziła do jego gabinetu szybko ucinał rozmowę i odkładał słuchawkę, informując osobę po drugiej stronie, że oddzwoni później. Zapewniał ją, że to namolny kontrahent. Gdy byli razem w domu ignorował połączenia lub mówił, że nie może teraz rozmawiać. Mydlił jej oczy, że w domu jest tylko dla niej i nikt nie będzie burzył ich spokoju. Zaczynała składać wszystko w całość, a niepokój rósł. Miała dość. Postanowiła sprawę wyjaśnić, bo podejrzenia i domysły dręczyły ją coraz bardziej.
Marek jak co dzień tuż przed lunchem wpadł do jej gabinetu.
- Cześć kochanie – musnął jej usta – ty kiedyś znikniesz mi pod tymi papierami. Koniec tego moja droga. Violetta już na ciebie czeka. Jest strasznie podekscytowana waszym dzisiejszym lunchem. Powiedziała mi, że zamierza cię dziś wyciągnąć do ‘super ekstra wypasionej restauracji dla celebrytów’ – zaczął naśladować swoją sekretarkę
- A ja bym wolała iść z tobą na zapiekanki – przyjrzała mu się badawczo. Dziwny grymas przebiegł przez jego twarz, ale już po chwili znów uśmiechnął się do niej uroczo
- Obiecuję zabrać cię tam jutro – pocałował ją w szyję – Violka tak się nakręciła, że nie chcę psuć jej planów. A ja w tym czasie podjadę na basen.
- Jasne – odparła smutno. Coraz bardziej utwierdzała się w swoich przypuszczeniach.
- Później mam spotkanie z Terleckim, muszę jeszcze podjechać do banku, więc do firmy już nie wrócę. Zobaczymy się w domu – zbliżył swoje usta do jej ucha i delikatnie muskając wargami jej poduszeczkę, wyszeptał – kocham cię.
Została sama. Wariowała. Czas to wyjaśnić. Ruszyła w kierunku gabinetu dyrektora HR.
- Cześć Ulka, co tam? – zapytał Olszański, gdy stanęła w jego drzwiach. Usiadła naprzeciwko niego i uważnie do obserwowała.
- Sebastian, powiedz mi…. – urwała, by po chwili niemal wyszeptać – Czy Marek ma romans? – oczy Olszańskiego wielkością przypominały monetę pięciozłotową. Odchrząknął nerwowo i zapytał
- A skąd taki pomysł?
- Znika niemal codziennie na kilka godzin. Twierdzi, że chodzi basen, tenisa. Wiem, że kłamie – westchnęła ciężko – Sebastian, jesteś jego przyjacielem. Proszę cię, powiedz mi prawdę.
- Tu nie chodzi o kochankę – odparł krótko
- Więc o co? – dociekała
- Sądzę, że powinnaś zapytać Marka. Sam powinien ci to wyjaśnić. Od początku byłem przeciwny tym tajemnicom, ale on się uparł.
- Nie mów mu, że z tobą rozmawiałam – poprosiła i pospiesznie opuściła jego gabinet. Nic z tego nie rozumiała. Postanowiła od razu jechać do domu i tam  poczekać na Dobrzańskiego. I tak nie mogłaby skupić się już dzisiaj na pracy.
Wrócił przed siedemnastą. Zdziwił się, że jego dziewczyna jest już w domu. Z poważną miną siedziała na kanapie i bacznie mu się przyglądała. Chciała wyczytać coś z jego twarzy, ale nie bardzo jej się to udawało. Czyżby wrócił do dawnych nawyków a ona niczego nie dostrzegła?
- Masz romans? – spytała prosto z mostu ze łzami w oczach. Stanął jak wryty. Przez pierwszy moment szoku zapomniał o oddychaniu. Złapał gwałtownie powietrze i zapytał marszcząc brwi
- O czym ty mówisz?
- O twojej kolejnej zabawce! Twój dzisiejszy basen to blondynka czy brunetka? – zapytała ostro wstając z sofy – Ja się nie pozwolę tak traktować!
- O jakiej zabawce mówisz? – lekko zdenerwowany stanął przed nią wpatrując się w jej oczy – Ty naprawdę myślisz, że mam kochankę!?
- A ty myślisz, że ja jestem idiotką? Od sześciu tygodni wmawiasz mi, że chodzisz na basen, siłownię, squasha! A ja wiem, że kłamiesz! Ani razu z bagażnika nie wyciągnąłeś swojej sportowej torby… ba, ty nawet koszulki nie uprałeś! Jeszcze wciągnąłeś w to wszystko Sebastiana! Dalej twierdzisz, że byłeś dzisiaj na basenie?
Westchnął ciężko i kierując się do wyjścia rzucił – ubierz się, czekam w samochodzie.
Stała zdezorientowana na środku salonu. Jego już dawno nie było w pobliżu. Gdzie ona ma z nim jechać? Zamiast wyjaśnić jej całą sytuację zamierza sobie urządzać wycieczki. Wzięła kilka głębszych oddechów, niechętnie zarzuciła na ramiona marynarkę i ruszyła w kierunku parkingu. Siedział już za kierownicą. Widziała, że jest zdenerwowany.
- Czy ja mogę wiedzieć dokąd jedziemy? – pretensja w jej głosie była ewidentna
- Do mojej kochanki – odparł drwiąco nawet na nią nie spoglądając.
Zachowywał się dziwnie. Była na niego wściekła. Nie wiedziała, czego może się spodziewać. Co on sobie wyobraża!? Jechali już ponad pół godziny. Dawno wyjechali z Warszawy, wokół był las. Nie odzywali się do siebie. Nawet na siebie nie spoglądali. W końcu zjechał w jakąś boczną drogę, by po kilkuset metrach zatrzymać się na ulicy Mozarta.
- To tu zdradzam cię od kilku tygodni – rzucił i wysiadł z auta. Z bagażnika wyjął czarny worek, z którego wyciągnął nieco ubłocone kalosze. Otworzył jej drzwi i postawił obok nich obuwie.
- Załóż to – niemal jej rozkazał, ale nie rozpoczynała dyskusji. Już teraz wiedziała, że nie miała racji, że niesłusznie go oskarżyła. Nie czekając na nią ruszył w kierunku placu budowy. Naciągnęła sporo za duże kalosze i ruszyła jego śladem. Ojej oczom ukazał się parterowy budynek z poddaszem. Powoli zaczynała rozumieć.
- O pan znowu tutaj?- zapytał starszy mężczyzna w roboczym stroju – Miało pana już dzisiaj nie być…
- Tak, ale widzi pan – wskazał w kierunku Cieplak – ukochana się uparła. Nie mogła się już doczekać – spojrzał na nią ze smutkiem – To jest pan Andrzej Kowalczuk, kierownik budowy naszego domu – przedstawił jej mężczyznę.
- Urszula Cieplak – niemal wyszeptała. Czuła się okropnie.
- Miło mi – serdecznie uśmiechnął się mężczyzna i ponownie zwrócił się do Dobrzańskiego – w sumie dobrze, że pan przyjechał. Przed chwilą przywieźli dachówkę. Jak tak dalej pójdzie, do końca miesiąca skończymy i chłopaki będą mogli brać się za wstawianie okien. Są dwie nowe faktury do podpisania. Pójdzie pan ze mną?
- Jasne – odparł prezes i nawet nie spoglądając na swoją dziewczynę ruszył do blaszanego baraku – Widziałem się dzisiaj z tym pana znajomym. Ustaliliśmy, że jak tylko skończycie zacznie działać. Chciałbym jak najszybciej ogrodzić, by już się nie zdarzały żadne kradzieże.  
Stała na środku działki i najzwyczajniej w świecie było jej głupio. Wiedziała, że zrobiła mu ogromną przykrość tymi podejrzeniami. Miała prawo się martwić, ale powinna to załatwić w inny sposób. Powinna porozmawiać z nim spokojnie, a nie od samego progu obrzucać go oskarżeniami o zdradę i romans. Ona sądziła, że ma kochankę. On w tym czasie budował dla nich dom. Nie czekając na niego ruszyła w kierunku auta. Schowała kalosze i wsiadła do środka. Po chwili i on się pojawił. Odpalił samochód, chwyciła jego dłoń tym samym dając mu znak, by jeszcze nie odjeżdżali.
- Marek, przepraszam – powiedziała wpatrując się w jego twarz. Nie odwrócił się w jej kierunku. Patrzył przed siebie – Kochanie, tak strasznie mi głupio…. – westchnęła – nie powinnam była. Przepraszam.
- Ile my już jesteśmy razem? – zapytał i spojrzał na nią smutnym wzrokiem – Tydzień, miesiąc…- zaczął wyliczać
- Pół roku 
- Właśnie. Od kiedy się w tobie zakochałem inne kobiety przestały dla mnie istnieć – powiedział szczerze – Jesteś tylko ty. Przez ostatnie osiem miesięcy nawet nie spojrzałem na inną kobietę. Ula – przymknął na chwilę oczy i nerwowo przygryzł wargę – ja doskonale pamiętam jaki byłem. Nie musisz mi o tym przypominać na każdym kroku. Pamiętam jak żyłem i każdego dnia tego żałuję. Nie musisz mnie pilnować i sprawdzać na każdym kroku. Wiem co, a raczej kto jest w moim życiu ważny i nie zmarnuję tego. Proszę cię o odrobinę wiary we mnie i więcej zaufania.
- Masz rację. Przepraszam. Ja tak strasznie się bałam…
- Wiem – odparł – Kocham cię. I ja też cię przepraszam. Nie powinienem posuwać się do tych drobnych kłamstewek. Ale chciałem ci zrobić niespodziankę i powiedzieć ci o tym domu, gdy budowa się już zakończy. Tym razem powinienem był posłuchać rad Seby – zaśmiał się gorzko – On od początku namawiał mnie, bym powiedział ci prawdę. Ja się uparłem. Wybacz mi tą siłownię, basen i korty.

Wybaczyła. Te malutkie, nieszkodliwe kłamstewka koniec końców były w dobrej wierze. Wierzyła w niego i obdarzyła bezgranicznym zaufaniem. Teraz wiedziała, że być może to był błąd. Siedziała teraz w ich domu, domu-niespodziance i płakała nad własnym życie, małżeństwem, nad własną miłością. Spojrzała na zegar. Dochodziła siódma. Musze się jakoś pozbierać. Zaraz wstanie Szymek. Ruszyła w kierunku łazienki. Brak snu i płacz zrobiły swoje. Wyglądała okropnie. Doprowadziła się do stanu względnej używalności i poszła do kuchni zrobić synowi śniadanie. Postanowiła zadzwonić do Maćka i poprosić go, by przyjechał po Szymona. Nie była w najlepszej formie, a na dodatek jedyne czego pragnęła to ciszy i spokoju. Jest już zdrowy, więc nic mu się nie stanie jak dwa dni spędzi w Rysiowie.
- Mamo, chcę naleśniki – wykrzyknął malec, który z zaspanymi oczkami wszedł do kuchni. Spojrzała na niego z uśmiechem. Tak bardzo przypominał jej Marka. Takie same oczy, włosy. Z Dobrzańskiego brakowało mu tylko dołeczków w policzkach.  
- Przykro mi, nie ma naleśników. Jest za to kanapka z twoim ulubionym serkiem – odparła i pośpiesznie starła łzę, która spłynęła po policzku na wspomnienie męża – Jedziesz dzisiaj do Rysiowa. Cieszysz się?
- Taaak!
- Jak poprosisz dziadka, na pewno zrobi ci naleśniki na kolację – mały z radością kiwną głową. Usiadła naprzeciw syna i patrzyła jak ze smakiem pałaszuje kanapkę. Ona nie była głodna. Wręcz mdliło ją na widok jedzenia.
- Mamo, czemu jesteś smutna? – zapytał czterolatek. Uśmiechnęła się do niego blado
- Bardzo boli mnie głowa – odpowiedziała, co po części było zgodne z prawdą
- A kiedy wróci tata? – tego pytania najbardziej się obawiała. W jej oczach znów zgromadziły się łzy. I co ja mam mu teraz odpowiedzieć? – pytała samą siebie
- Tak jak obiecał za kilka dni zabierze cię do ZOO – odparła wymijająco, za wszelką cenę unikając odpowiedzi na pytanie – skończyłeś? No to marsz do łazienki. Zaraz przyjedzie wujek Maciek.
Szymczyk przyjechał po kilkunastu minutach. Akurat zdążyła spakować syna na dwa dni. Przyjrzał jej się uważnie 
- Ula… - weszła mu w słowo, nie pozwalając dokończyć
- Błagam, o nic nie pytaj – spojrzała na niego ze smutkiem i mocno przytuliła syna. – Przyjadę po ciebie jutro wieczorem. Daj buziaka – Szymon cmoknął ją w usta – Będę bardzo za tobą tęsknić, wiesz? – powiedziała ledwo hamując łzy – No idź już z wujkiem. Dziadek z babcią Alą już na ciebie czekają.
Wyszli, a ona znów mogła swobodnie płakać.

- Marek. Marek – powtórzyła i dotknęła ramienia syna. On jedynie mruknął pod nosem ‘Ula’ i przekręcił się na drugi bok. Poczuła od niego silną woń alkoholu. Zerknęła na nocną szafkę. Stała tam pusta butelka po Finlandii – Pięknie – powiedziała do siebie i ruszyła w kierunku wyjścia. Podejmowanie rozmowy z synem nie miało teraz sensu – Jeśli myśli, że alkohol uratuje jego małżeństwo, to jest w błędzie – w dalszym ciągu prowadziła monolog – Całe szczęście, że Krzysztof jest w Szwajcarii. Z pewnością dostałby zawału widząc co tu się dzieje – zauważyła gosposię w drugiej części korytarza – Marysiu, ja teraz wychodzę. Jak Marek wstanie daj mu jakąś tabletkę na ból głowy i lekkie śniadanie. Jest pijany, więc powinien spać jeszcze kilka godzin.
Zamówiona taksówka już czekała, by zawieźć ją do Magdalenki. Zapukała raz, drugi, kolejny i kolejny. Wiedziała, że Dobrzańska jest w domu, bo jej Lancia stała na podjeździe. Kolejna próba okazała się skuteczna. Drzwi się uchyliły i stanęła w nich jej synowa. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Podpuchnięte i czerwone od płaczu oczy, bladość skóry, rozczochrane włosy.
- Marka nie ma – odparła obojętnie i zostawiając otwarte drzwi i stojącą w nich teściową ruszyła w kierunku salonu
- Wiem. Leży u mnie w domu kompletnie pijany – weszła za synową do środka
- Jeśli przyszłaś go bronić, to tracisz czas – powiedziała z bólem i zajęła swoje ulubione od kilkunastu godzin miejsce w rogu sofy
- Gdzie Szymon? – zapytała, gdy zorientowała się, że jej wnuka nie ma. Zwykle radośnie biega po salonie czy ogrodzie.
- Maciek zawiózł go do mojego ojca – odparła, wpatrując się w tylko sobie znany punkt na przeciwległej ścianie salonu
- To dobrze. Nie powinien cię widzieć w takim stanie – westchnęła – Nie przyszłam go bronić. Przyszłam ci pomóc. Nie powinnaś być teraz sama – przysiadła tuż obok dziewczyny – A przede wszystkim przyszłam cię na za niego przeprosić  - powiedziała ze łzami w oczach. Ból, który malował się na twarzy jej synowej sprawiał, że i ona czuła się strasznie. Ciałem Uli znów wstrząsnął szloch. Niewiele myśląc przytuliła ją do siebie. Nic więcej nie mogła zrobić. – Musiałam popełnić jakiś błąd w jego wychowaniu – wyszeptała – Tak bardzo cię przepraszam – Ula mocniej wtuliła się w jej ramię. Helena zaczęła uspokajająco gładzić ją po plecach. Wiedziała, że niewyobrażalnie cierpi.
- Dlaczego? Dlaczego? – zapytała przez łzy
- Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą – Jesteś cudowną kobietą – chciała wzmocnić jej wiarę w siebie. Zdrada to dla kobiety największy cios. Wiedziała jaka Ula była kiedyś, gdy jej syn się w niej zakochał. Widziała, jaka jest teraz, dlatego tym bardziej nie potrafiła zrozumieć zachowania swojego jedynaka. Naprawdę jej współczuła. Pamiętała jak na początku podchodziła z dystansem do tej mało urodziwej dziewczyny z Rysiowa. Pamiętała, jaki miała żal do Marka, gdy wybrał Cieplak zamiast Febo. Później zrozumiała, że jej syn dokonał najlepszego w swoim życiu wyboru. Widziała tą skrzącą się pomiędzy nimi miłość, widziała jak Cieplakówna zmieniła jej syna. A teraz znów Dobrzański pokazał swoją dawną twarz – Miałam nadzieję, że się zmienił – wyszeptała
- Zmienił się – słowa synowej zaskoczyły ją. Odsunęła lekko dziewczynę od siebie i spojrzała na jej twarz – Nie kłamał mi prosto w oczy. Nie udawał, tak jak to robił w przypadku Pauliny – wyszeptała ocierają mokre policzki. Helena musiała przyznać jej rację. Mimo tego, że zdradził, że skrzywdził, zachowywał się inaczej, niż w przypadku Pauliny. Po prostu się przyznał. I jej i swojej żonie. Paulinie zawsze wmawiał wierność. Tym razem wiedział, że popełnił błąd. Zdawał sobie z tego sprawę i żałował. Widziała to już wczoraj, gdy stanął w progu jej domu.
- Chodź, zaprowadzę cię na górę. Powinnaś odpocząć. Pewnie nie spałaś całą noc, mam rację? – z matczyną troską przyjrzała się jej. Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła jedynie głową i ruszyła z matką swojego męża na górę. Teściowa przykryła ją kocem i sądząc, że zasnęła po cichu zeszła na dół. Przygotowała dziewczynie kanapki i zostawiła na stole wraz z karteczką ‘Powinnaś coś zjeść. Musisz być silna ze względu na Szymona. Przyjadę jutro. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, dzwoń’.
Ona tylko udawała, że śpi. Bardzo chciała zasnąć, ale nie potrafiła. Zawsze trudno jej się zasypiało wiedząc, że nie obudzi się wtulona w jego ciało. Nie znosiła, gdy wyjeżdżał. Nie lubiła budzić się w tym wielki łóżku sama. Teraz miała świadomość, że musi do tego przywyknąć, bo jego już przy niej nie ma.


- Wstałeś wreszcie. Głowa boli? – powiedziała nieco ironicznie, gdy jej syn skrzywił się na dźwięk zatrzaśniętych drzwi – Pomogło ci to, że się spiłeś w trupa? – usiadła naprzeciw niego z poważną miną
- Nie – unikał jej wzroku
- Nie tak cię wychowałam! Jak mogłeś jej to zrobić!? – krzyknęła z pretensją. Był zdumiony. Jego matka nigdy nie unosiła głosu.
- Nie mam pojęcia jak to się stało – odparł spuszczając głowę
- Nie masz pojęcia jak zdradziłeś swoją żonę? – wycedziła przez zęby, wyraźnie akcentując ostatnie słowo – Myślałam, że się zmieniłeś, że coś zrozumiałeś, że dorosłeś... Twój związek z Pauliną od początku nie był udany. Może jest w tym też trochę mojej winy, bo koniecznie chciałam was połączyć, ale w końcu pojawiła się Ula. Sądziłam, że naprawdę ci na niej zależy, że ją kochasz…
- Bo kocham – wszedł jej w słowo
- Oczywiście. I dlatego ją zdradziłeś! – powiedziała ze złością
- Procenty szumiały mi w głowie - rzekł żałośnie
- Widocznie za dużo pijesz! – odparła kpiąco – Marku, alkohol to nie jest usprawiedliwienie.
- Wiem – skulił się, a po jego policzku spłynęła łza
- Dobrze – głośno wypuściła powietrze – Powiedz mi jak to się stało
- Był bankiet. Mnóstwo ludzi, dużo świetnych trunków. Wiedziałem, że następnego dnia wracam dopiero po południu, dlatego mogę więcej wypić. Tęskniłem za Ulą. Żałowałem, że nie zdecydowała się przyjechać ze mną. Spotkałem Ankę, moją dziewczynę ze studiów. Jest teraz dyrektorem w jednej z firm w Kielcach, czy z Katowicach… - machnął ręką – nie ważne zresztą. Zaczęliśmy rozmawiać przy kolejnych drinkach. Opowiadała o sobie, swojej pracy, wróciliśmy wspomnieniami do dawnych czasów. Wróciły dawne pragnienia, pocałowałem ją. Pamiętam, że po północy poszedłem odprowadzić ją do pokoju. Nie wiem, co było dalej. Urwał mi się film. Rano obudziłem się w swoim apartamencie, a obok leżała ona. Gdy mimo kaca zaczynało do mnie docierać co się stało, powiedziała mi, że od naszego rozstania czekała na ten moment, na tą noc... - wyszeptał - W kwadrans spakowałem swoje rzeczy i zostawiłem ją samą. Przyjechałem do Warszawy i nie potrafiłem wejść do własnego domu. Nie potrafiłem spojrzeć Uli w oczy – rozpłakał się. Choć wiedział, że łzy tu nic nie pomogą nie umiał ich powstrzymać.
- Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. Jego oczy wyrażały pustkę
- Użalanie się nad sobą nic nie pomoże. Marek, musisz o nią walczyć. Macie dziecko – przypomniała mu, choć on nawet na chwilę nie zapomniał o Szymonie - Musisz z nią porozmawiać – próbowała zmotywować go do działania. Nic nie odpowiedział. Zakrył twarz dłońmi. Przed oczami stanął mu obraz roześmianej żony i ich dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz