B

piątek, 2 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' IV

Ten wyjazd bardzo jej pomógł. Wyciszyła się. Nabrała pewnego dystansu do wydarzeń sprzed kilkunastu dni. O ile można nabrać jakiegokolwiek dystansu do zdrady męża. Podjęła ważne decyzje. Była wdzięczna teściowej. Nie pytała, nie zmuszała do rozmów, nie prawiła jej kazań, nie podsuwała gotowych rozwiązań. Po prostu była obok. Powtarzała, że cokolwiek postanowi, może na nią liczyć. Przytulała, gdy płakała, troszczyła się nią i o Szymona. Podczas tych kilku dni nad morzem była takim dobrym duchem, który zabierał jej synka, gdy tylko pragnęła zostać sama. Szymon spędzał czas z babcią, a ona miała ciszę, spokój i czas na przemyślenia. Nigdy nie spodziewała się po Helenie tyle serdeczności, wsparcia i ciepła. Zawsze sądziła, że teściowa za nią nie przepada, że wolałaby na jej miejscu widzieć Paulinę. Owszem, zachowywała się poprawnie, zawsze była miła, nie dawała jej odczuć swojej niechęci, antypatii, ale Ula i tak wiedziała, że nie jest jej wymarzoną synową. Teraz jej zdanie diametralnie się zmieniło. Dostrzegła, że wyciągnęła błędne wnioski. Helena po prostu nie była zbyt wylewne, raczej zdystansowana, ale w obecnej sytuacji sprawdzała się na medal. W ciągu tych dwóch tygodni okazała Uli więcej wsparcia, niż jej najwierniejsza przyjaciółka Alicja. Okazała jej więcej sympatii, niż przed sześć lat związku z Markiem. Dobrzańska musiała przyznać, że tak świetnie radziła sobie głównie dzięki wsparciu rodziny i przyjaciół. Stanęli na wysokości zadania. Począwszy od teściowej, na Maćku i Sebastianie kończąc. W ogóle po tym ostatnim nie spodziewała się takiej postawy. Kilka dni temu przysłał jej krótkiego sms’a. Ta kilkuzdaniowa wiadomość mówiła jasno, że stoi po jej stronie i jeśli tylko będzie czegoś potrzebować, może liczyć na oboje Olszańskich. To wsparcie wiele dla niej znaczyło.
Szymon coraz częściej dopytywał się o ojca. Nie mam siły i ochoty dłużej go okłamywać, że tata wyjechał za granicę. Ona również nie może uciekać. Nie może wiecznie uciekać przed Markiem, ich spotkaniem. Musi żyć normalnie. Musi swoje życie wprowadzić na normalne tory. Postanowiła jechać do firmy.
Bez pukania weszła do gabinetu męża. Siedział pochylony nad laptopem. Zmizerniałeś. Nie widziała go kilkanaście dni, a jego widok wywołał w jej wnętrzu prawdziwą burzę. Mieszały się z niej wszystkie uczucia. Od miłości i tęsknoty, na nienawiści, pogardzie i złości kończąc. Próbowała się uspokoić. Tylko powaga i opanowanie mogły jej pomóc przejść przez to spotkanie tak, by jak najmniej ucierpieć.
Podniósł wzrok znad laptopa i zorientował się, że nie jest sam. Stała w drzwiach i przyglądała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Tak długo czekałem na to spotkanie. Gwałtownie zerwał się z miejsca. Prezesowski fotel pod wpływem jego nerwowego ruchu odjechał, a on o mały włos nie wylądował pod biurkiem. W ostatniej chwili złapał równowagę.
- Ula – wyszeptał jej imię w tak charakterystyczny dla siebie sposób.  
Pewnym krokiem podeszła do stojącego nieopodal fotela i usiadła na nim zakładając nogę na nogę.
- Cieszę się, że wreszcie mamy okazję porozmawiać – zaczął niepewnie siadając na sofie. O ironio, pierwszy raz widzę wielkiego Marka Dobrzańskiego, którego pewność siebie to drugie imię, tak zakłopotanego – przeleciało jej przez głowę – Wiem, że potrzebowałaś czasu, dlatego… - nie pozwoliła mu dokończyć, zdecydowanie wchodząc w słowo
- Nie przyszłam tutaj, żeby z tobą rozmawiać. – jej chłodny ton brutalnie sprowadził go na ziemię i odarł ze wszystkich złudzeń – Przyszłam cię poinformować, że skracam swój urlop i od poniedziałku wracam do pracy – mówiła zdecydowanie, świdrując go wzrokiem. On nie potrafił patrzeć jej prosto w oczy. Spoglądał na nią co chwilę, rzucał jej krótkie spojrzenia, ale nie potrafił wytrzymać tego napięcia, gdy ich wzrok spotykał się.
- Oczywiście – wydukał – Uważam jednak, że czas, byśmy porozmawiali o tym, co się stało. Byś pozwoliła mi cokolwiek powiedzieć – powiedział z bólem
- Nie mam ochoty na rozmowy z tobą i mam nadzieję, że to uszanujesz – zmroziło go. Wolałby, żeby zrobiła mu awanturę, żeby go spoliczkowała. Ten jej pozorny spokój wykańczał go – Wracam do pracy i chciałabym, abyś potrafił rozdzielić sprawy prywatne od zawodowych. Nasze relacje nie będą wykraczać poza granice dyrektor finansowy – prezes – powiedziała stanowczo – Od dzisiaj łączy nas tylko i wyłącznie praca – zabrakło mu tchu. Złapał gwałtownie powietrze.
- Jest jeszcze Szymon – wyszeptał mocno zaciskając powieki. Czuł gromadzące się łzy. Spojrzała na niego z politowaniem.
- Nooo proszę, przypomniałeś sobie o dziecku – powiedziała szyderczo - Szkoda, że o nim nie pamiętałeś, gdy posuwałeś jakąś naiwną pannę – w jej głosie słyszał wściekłość. Tego się po niej nie spodziewał. Wiedział, że zaczynają puszczać jej nerwy. Nie powinnam była – zganiła się w myślach. Przede wszystkim obiecała sobie spokój. Spokój i jasny, rzeczowy komunikat. Wzięła głęboki oddech i udało jej się wyciszyć emocje. Wytrzymaj jeszcze chwilę – powtarzała w myślach – A właśnie, skoro już zacząłeś temat naszego syna – celowo zaakcentowała dwa ostatnie słowa – Dziecko się o ciebie dopytuje. Nie zamierzam ograniczać waszych kontaktów. To, że kompletnie nie sprawdziłeś się w roli wiernego męża – powiedziała złośliwie – nie oznacza, że zwalnia cię to z roli ojca. Wiem, że tymczasowo mieszkasz w Konstancinie. Przywiozę go jutro po południu. Chciałabym, byś wytłumaczył Szymonowi dlaczego już z nami nie mieszkasz. To jeszcze małe dziecko i czuje się trochę zdezorientowane, a ja nie zamierzam we wszystkim cię wyręczać – mówiąc to wstała i skierowała się w stronę drzwi. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie. Siedział ze spuszczoną głową. Nie potrafił się podnieść z zajmowanego miejsca. Czuł, jakby jego ciało było sparaliżowane. Zdążyła już położyć rękę na klamce, gdy usłyszała za plecami
- A co będzie z nami? – zapytał ledwie słyszalnie. Wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że po raz ostatni tego dnia musi się trzymać. Odwróciła się i wlepiła w niego swoje spojrzenie. To, co zobaczył w jej oczach przeraziło go.
- Z nami? – powtórzyła dziwnym tonem jego dwa ostatnie słowa – Nas już nie ma od twojego pamiętnego wyjazdu do Krakowa – nacisnęła klamkę i na odchodne rzuciła – Mam nadzieję, że było warto.
Został sam. Ukrył twarz w dłoniach. Czuł jak po jego skórze spływają słone krople. Stracił ich. Był nikim. Do czasu ich spotkania miał jeszcze nadzieję, że może jeszcze uda mu się ją odzyskać. Wiedział, że nie będzie łatwo. Wiedział, że całkowicie zawiódł jej zaufanie, ale tliła się niewielka iskierka, że jeszcze kiedyś uda mu się ją do siebie przekonać, że znów będzie dobrze. Teraz wiedział, że nie będzie. Gdy słuchał jej pozbawionego emocji głosu, gdy patrzył w jej oczy, który wyrażały tyle bólu i żalu wiedział, że wszystko stracił. Miał świadomość, że wszystko zniszczył. Zdradzając zabił ich miłość. Tą krótką nocą przekreślił wszystkie ich plany, marzenia, przyszłość. Zabił to cudowne uczucie, które od pięciu lat towarzyszyło mu każdego dnia, które powodowało, że jego życie miało sens, że cieszył się z każdego kolejnego dnia. Zabił jej marzenia o drugim dziecku, zabił ich marzenia o wspólnej starości. Tak bardzo pragnął zabrać w te wakacje ich do swojej ukochanej Toskanii. Planował ten wyjazd od dawna. Chciał pokazać synowi te wszystkie miejsca, które tak bardzo zachwyciły go, gdy był od Szymka niewiele starszy. Chciał ponownie spacerować wąskimi uliczkami miast, tym razem trzymając za rękę ukochaną żonę. Tak bardzo pragnął zabrać do swojego ukochanego miejsca dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Przegrałem swoje życie. Ona mi nigdy tego nie wybaczy.
Starała się jak najszybciej opuścić budynek firmy, by nikt nie wiedział jej łez. Wreszcie znalazła się w samochodzie i już nie musiała się pilnować. Wreszcie mogła krzyczeć z rozpaczy i swobodnie płakać. To spotkanie wiele ją kosztowało. Zbyt wiele. Jadąc tutaj sądziła, że będzie łatwiej. Była z siebie dumna, że potrafiła przy nim zachować pozory obojętności. Tylko ona wiedziała co działo się w jej środku, gdy siedziała obok niego, gdy na niego patrzyła, gdy słuchała jego głosu. Nie zamierzała przez jego błędy rezygnować z ulubionej pracy, która dawała jej satysfakcję. Nie zamierzała rezygnować ze spotkań z przyjaciółmi i pozbawiać się środków do życia. Chciała wrócić do firmy, z którą związała całe swoje życie, której była współwłaścicielem. Chciała wrócić, ale nie miała pewności czy da radę. Czy zniesie jego widok i obecność. Wiedziała, że każde kolejne spotkanie będzie ją bolało. Wiedziała, że każde kolejne spotkanie będzie wywoływało nieprzyjemne ukłucie żalu w jej sercu. Musiała być silna. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć ludzi, którzy twierdzili, że od miłości do nienawiści jest tylko krok. Teraz już wiem, że mieli rację. Jednego dnia się kocha, drugiego nienawidzi. Dwa skraje uczucia tak odległe, a jednak tak bliskie. Nawet wtedy, gdy ją oszukał, gdy wydała się intryga, nie potrafiła go znienawidzić, mimo, że bardzo chciała. Teraz przyszło jej to z łatwością. Można by nawet rzec, że wbrew jej woli. Był najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Był jedynym mężczyzną, który tak bardzo ją zranił.

- Możesz się nie wtrącać w moje życie! – krzyknął od progu
- O co ci chodzi? – Helena nie kryła swojego zaskoczenia
- Po co pojechałaś z Ulą nad morze? – zapytał z nieukrywaną pretensją w głosie – Namawiałaś ją żeby całkowicie mnie przekreśliła?
- Jak możesz tak mówić? Staram się jej pomóc. Potrzebuje wsparcia – próbowała mu na spokojnie wytłumaczyć w czym rzecz.
- A ty jej tego wsparcia oczywiście udzielasz! Przecież nigdy jej nie lubiłaś!
- Nie ma znaczenia czy ją lubiłam, czy nie. Współczuję jej. A przede wszystkim żal mi mojego wnuka, któremu ty rozbijasz rodzinę! – rzuciła oskarżycielskim tonem
- Jasne! Bo to tylko moja wina! Nawet nie pozwoliła mi wytłumaczyć! Może to ma jakiś związek z waszym wyjazdem i twoimi cudownymi radami, żeby zostawiła tego łajdaka Mareczka, co? – jeszcze nigdy nie widziała go takiego wściekłego.
- Nie bądź bezczelny! – starała się nieco ustawić go do pionu. Rozumiała, że jest rozżalony, ale oskarżenia pod jej adresem były bezpodstawne – Powinieneś ją zrozumieć. Ona czuje się zraniona.
- Ona mnie po prostu nienawidzi! - wrzasnął
- Marek – matka stanęła naprzeciw niego i spojrzała prosto w oczy – skrzywdziłeś ją, dlatego ma prawo cię nienawidzić. Ale to wcale nie oznacza, że już cię nie kocha. To zbyt potężne uczucie, by odkochać się w ciągu kilkunastu dni – westchnął – Ją na razie to wszystko bardzo boli, ale z czasem być może pozwoli ci wytłumaczyć i znów się do siebie zbliżyć
- Nie sądzę – odparł przecząco kiwając głową – Za bardzo ją to dotknęło. Zbyt mocno ją zraniłem – po wcześniejszej furii nie było już śladu. Teraz był tylko ból – Myślę, że będzie chciała rozwodu – szepnął ledwie słyszalnie
- Zrób wszystko, by do tego nie dopuścić – powiedziała zdecydowanie. Ona nie miała prawa się wtrącać, ani do niczego namawiać Uli. Ona mogła tylko stać z boku i wspierać, ale jej syn mógł tutaj zdziałać najwięcej
- Jeśli zażąda rozwodu, dam jej go. Może jeszcze znajdzie człowieka, który będzie potrafił dochować jej wierności, bo jak mało kto na nią zasługuje – odparł zrezygnowany i wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów
- Marek! Nie możesz się poddać – krzyknęła za nim
- Mogę. Nie zmuszę jej do tego, by mi wybaczyła i do mnie wróciła – ruszył w kierunku swojego pokoju.

Bardzo dobrze znał swoją żonę. Dziś był jej pierwszy dzień po urlopie. Ograniczała ich kontakty do minimum. Kiedyś sama przychodziła do jego biura po dokumenty, lubiła gdy on odwiedzał jej gabinet w wolnych chwilach. Teraz wszystko co mogła załatwiała za pośrednictwem Doroty. Unikała go na korytarzach. Już po kilku godzinach zaczęły się plotki. Oboje się nimi nie przejmowali. Opinia ich pracowników była teraz najmniej ważna. W poniedziałkowe popołudnie usłyszał pukanie, a zaraz po nim w drzwiach stanęła Ania
- Marek, masz gościa – spiął się. Ostatnim razem takie niezapowiedziane spotkanie nie było dla niego przyjemne. Bał się, że za chwilę w drzwiach ponownie zobaczy Urbańską. Na szczęście za jego asystentką wszedł elegancki mężczyzna około pięćdziesiątki.
- Dzień dobry panie Marku– podszedł do prezesa z wyciągniętą dłonią – Nazywam się Waldemar Chrzanowski, reprezentuję pańską żonę – poczuł, że robi mu się duszno. Nogi miał jak z waty. Jego najgorsze przypuszczania właśnie się sprawdzały.
Usłyszał trzask zamykanych drzwi. Ocknął się lekko. Nie pamiętał, kiedy uścisnął dłoń mężczyzny, jakim cudem przemieścił się na fotel, jak wyglądała ich rozmowa. W głowie kołatały mu się tylko pojedyncze słowa rozwód, mojej klientce zależy na czasie, dom, bez orzekania o winie, państwa syn, podział majątku, prawo do kontaktów z małoletnim Szymonem, firma, alimenty. Oddychał ciężko. Wszystko w nim buzowało. Zaczął krążyć po gabinecie niczym rozwścieczone zwierze. Jednym ruchem dłoni zrzucił wszystko, co znajdowało się na jego biurku. Spojrzał przez szybę na korytarz. Stała po drugiej stronie. Przyglądała mu się. Gdy ich spojrzenia się spotkały szybkim krokiem ruszyła w kierunku swojego gabinetu.


Był wściekły na siebie, ale na nią trochę też. Miał do swojej żony żal, że nie było jej stać na przyjście tutaj i powiedzenie mu prosto w twarz, że chce rozwodu. Po chwili stał już na środku jej biura. Obrzuciła go obojętnym spojrzeniem i wróciła do pisania raportu. Spojrzał na jej dłonie. Na prawej brakowało obrączki. Poczuł jakby ktoś wbił nóż w jego serce. Zacisnął zęby.
- Był u mnie twój prawnik – zaczął niemrawo. Cała jego pewność siebie gdzieś ulatywała, gdy stawał przed nią. Zawsze to on ją onieśmielał. Każde jego spojrzenie, gest, słowo powodowało, że to ona niekiedy zapominała języka w gębie. Teraz było zupełnie odwrotnie. Poczuł na sobie jej wzrok. Przenikliwy, uważny.
- Cieszę się. Prosiłam go o dość sprawne działanie – spotkania z nim nie należały do najłatwiejszych. Po każdym była psychicznie wykończona. Te konfrontacje wiele ją kosztowały. Cały czas musiała się pilnować.
- Ula – podszedł bliżej – proszę cię, wstrzymaj się jeszcze z tym pozwem – w jego szarych tęczówkach malowała się rozpacz - Daj nam – automatycznie się poprawił – daj mi trochę więcej czasu.
- Czasu na co? Na to, żebyś mógł mnie zdradzić po raz kolejny? – zapytała z bólem
- To był jeden, cholerny błąd! Kocham cię! – powiedział zdecydowanie
- Kochasz mnie? – zapytała z przekąsem – Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak się kogoś kocha, to wierność nie jest żadnym wyczynem – Nie powinnam była dać się wciągnąć w tą dyskusję! – Ty dawałeś radę, przed pięć lat… mam nadzieję – dodała, podkreślając ostatnie słowa – I teraz nagle to, więc albo nigdy mnie nie kochałeś… - gwałtownie jej przerwał
- Dobrze wiesz, że to nie prawda! Jesteś pierwszą kobietą, którą pokochałem tak naprawdę! – zapewniał ją gorliwie
- Jeśli tak, to masz dziwny sposób udowadniania tej miłości – odparła ze smutkiem, by już po chwili ponownie na twarz założyć maskę obojętności – Przez tyle lat nie wiedziałam, że ty tak pojmujesz związek, miłość. Gdybym miała tego świadomość, ja też zapewniałabym cię o swoim uczuciu w podobny sposób. W imię naszej miłości pozwoliłabym się przelecieć Kondrackiemu z Fox Fashion, naszemu informatykowi, Arkowi ze szwalni w Poznaniu. Jak bardzo chcesz, to możemy pójść na taki układ – każde jej słowo ociekało niepohamowanym gniewem. Wiedział, że ta rana, którą jej zadał wciąż krwawi. Bez słowa opuścił jej gabinet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz