- Kochanie, wychodzisz gdzieś? – zapytał zaskoczony, gdy pakowała do
torebki komórkę i klucze do drzwi
- Umówiłam się z Adą na małe zakupy. Szuka sukienki na jakąś okrągłą
rocznicę ślubu teściów. A ja przy okazji może znajdę coś fajnego na przyjęcie u
Kaczmarczyków
- Miałem nadzieję, że spędzimy ten wieczór razem – skrzywił się
- Ale oczywiście, że spędzimy. Wracam maksymalnie za dwie i pół
godzinki, a ty w tym czasie przygotujesz nam pyszną kolację. Ja zajmę się
deserem – kusząco przygryzła wargi i puściła mu oczko
- No dobra – westchnął – Ale do dziewiętnastej przyjedziesz – bardziej
stwierdził, niż zapytał. Kiwnęła potakująco głową
- Kocham cię – rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami.
Minęła dziewiętnasta trzydzieści, a jej samochód wciąż nie pojawił się
na podjeździe. Pobiegł do sypialni, by mieć lepszy widok na drogę prowadzącą do
ich domu. Próbował się do niej dodzwonić, ale telefon nie odpowiadał. Tłumaczył
sobie, że znów zapomniała naładować baterię. Kilkanaście minut po dwudziestej
rozdzwoniła się jego komórka.
Cisza. Cisza, którą co chwila
przerywał dziwny dźwięk, jakby pikanie. Postanowiła zlokalizować źródło tego
dźwięku. Spróbowała podnieść powieki, ale miała wrażenie, że ważą tonę. Podjęła
wysiłek jeszcze raz. Powoli, z trudem pokonując kolejne milimetry, aż wreszcie
się udało. Rozejrzała się po przestronnym, jasnym pomieszczeniu. Duże okno,
błękitne ściany i mężczyzna siedzący na krześle obok jej łóżka. Drzemał. ‘Gdzie
ja jestem?’ przemknęło jej przez myśl. Delikatnie się poruszyła, chcąc zmienić
pozycję. Plecy ją bolały od leżenia. Zaszeleściła kołdra, budząc mężczyznę.
Przetarł zmęczone powieki i utkwił w niej swoje spojrzenie. Na jego twarzy
widziała całą paletę uczuć. Od zaskoczenia, niedowierzania, przez radość i
ulgę.
- Kochanie, nareszcie –
momentalnie znalazł się na skraju łóżka i złączył ich wargi. Nie zareagowała. Odsunął
się lekko, by utonąć w jej błękitnym spojrzeniu. Dłonią zaczął gładzić jej
włosy – Tak długo czekałem i tak bardzo się bałem. Ale nie martw się, teraz już
wszystko będzie dobrze – musnął ustami jej czoło – Jak się czujesz?
- Dobrze – wychrypiała – Plecy
mnie trochę bolą – poskarżyła się, próbując odchrząknąć
- Nic dziwnego – roześmiał się z
wyraźną ulgą – Leżałaś w jednej pozycji ponad miesiąc.
- Pić mi się chce – jak na
zawołanie podstawił jej butelkę wody wrzucając do środka kolorową słomkę.
Posłała mu wdzięczne spojrzenie
- Zaraz pójdę po lekarza. Może
pozwoli ci siadać. Im szybciej zaczniesz się ruszać, tym lepiej. Nie mogę się
doczekać, kiedy zabiorę cię do domu – patrzył na nią z miłością – Nawet sobie
nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem
- Do domu? – zapytała zdumiona i
zdezorientowana - A kim pan jest? – roześmiał się
- Zaczynasz żartować, to dobra
oznaka. Wracasz do pełnej sprawności – kciukiem pogładził jej policzek
- Nie znam pana – jej poważny
głos wprawił go w konsternację. Uważnie obserwowała jego twarz. Był przerażony.
- Jestem twoim mężem – odparł po
krótkiej chwili
- Ale ja nie mam męża – szepnęła
- Masz. Od dwóch lat – oznajmił i
pokazał jej złoty krążek na swoim palcu. Automatycznie spojrzała na swoją dłoń,
ale podobnego nie znalazł – Zdjęli ci po wypadku, jak tylko przywieźli cię do
szpitala. Twoja czeka na ciebie w naszej
sypialni – wyjaśnił - W ubiegłym tygodniu, w środę powinniśmy świętować drugą
rocznicę. Kupiłem ci z tej okazji kwiaty – wskazał na stojący na szpitalnej
szafce duży bukiet czerwonych róż. Zmarszczyła brwi starając sobie przypomnieć
siedzącego przed nią mężczyznę. Bezskutecznie. Jego twarz wydawała się mu
kompletnie obca – Nie martw się – uśmiechnął się ciepło – To pewnie chwilowe.
Miałaś poważny uraz głowy. Pójdę po lekarza – po kilku minutach wrócił w
towarzystwie niskiego, łysiejącego mężczyzny z białym fartuchu
- Witam pani Urszulo. Andrzej
Przybyłowski, jestem pani lekarzem prowadzącym. Boli panią głowa?
- Nie, raczej nie – odpowiedziała
cicho
- Zbadamy czucie w kończynach –
odkrył kołdrę i przejechał czubkiem długopisu po podeszwach stóp – Świetnie. Teraz
proszę ścisnąć moje dłonie – wykonała jego polecenie z trudem – Tak, mięśnie są słabe. Jeśli będzie
się pani czuła na siłach, od jutra zaczniemy rehabilitację. Trzeba panią
wzmocnić, by jak najszybciej postawić panią na nogi – uśmiechnął się
pokrzepiająco
- Żona mnie nie poznaje – odezwał
się stojący przy oknie mężczyzna
- Proszę nas zostawić na chwilę
samych – poprosił lekarz – Czy pamięta pani moment wypadku?
- Nie – odparła
- A jak się pani nazywa?
- Urszula Cieplak – odpowiedziała
automatycznie
- Świetnie. A kiedy się pani
urodziła?
- Piętnastego marca
osiemdziesiątego piątego roku.
- A co pani pamięta sprzed
wypadku? Jakie jest pani ostatnie wspomnienie?
- Miałam pojechać po ojca do
szpitala. Miał operację na kolano – wyjaśniła
- Prawdopodobnie to chwilowa
amnezja związana z wypadkiem. Za godzinę zrobimy pani jeszcze tomografię.
Proszę się nie martwić. Czasami trzeba trochę czasu, by sobie przypomnieć swoje
życie sprzed wypadku. Od jutra rozpoczniemy rehabilitację, żeby panią
uruchomić. Będę zalecał również konsultację u psychologa. Przyjdę do pani
później – uśmiechnął się i wyszedł. Tuż przed drzwiami prowadzącymi do sali
numer trzy, którą zajmowała od kilku tygodni stanął przed medykiem
ze strapionym wyrazem twarzy.
- I co?
- Rozmawiałem z panią Urszulą.
Rzeczywiście nie pamięta ostatniego okresu ze swojego życia. To się zdarza przy
tego typu urazach. Jej ostatnie wspomnienie, to operacja ortopedyczna jej ojca,
kiedy to było?
- Nie wiem dokładnie. Nie byliśmy
wtedy jeszcze razem. Kiedyś coś wspominała. Jakieś cztery, może pięć lat temu –
wzruszył ramionami
- Czyli pani Urszula nie pamięta
ostatnich pięciu lat – stwierdził
- I mówi pan o tym tak spokojnie?
– zirytował się - Dla kobiety, którą kocham, jestem kompletnie obcym
człowiekiem, bo mnie nie pamięta i co pan ma mi do powiedzenia?! – krzyknął
wzburzony
- Przykro mi – rzekł obojętnym
tonem. Tak, jakby mówił, że bardzo mu przykro, ale śliwki na pobliskim
straganie się już skończyły i trzeba będzie przyjść jutro
- Mnie chyba bardziej – syknął – Kiedy wróci jej pamięć?
- Ciężko powiedzieć – zmieszał
się – Być może w ciągu kilku dni, być może w ciągu kilku tygodni, być może
potrwa to dłużej
- Świetnie! Kapitalny z pana
medyk, naprawdę gratuluję! – żachnął się – Od razu chciałem ją zabrać do prywatnej
kliniki, ale pan tak gorliwie mnie zapewniał, że wszystko jest w porządku, a
ona jest pod dobrą opieką, no to mamy teraz tego efekty! – nawet się nie
żegnając szybkim krokiem ruszył w kierunku męskiej łazienki. Miał świadomość,
że jeśli nie wsadzi głowy pod zimną wodę, to za chwilę rozerwie tego konowała na
strzępy z tej bezsilności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz