B

czwartek, 2 lipca 2015

'Przypomnij mi' I


- Kochanie, wychodzisz gdzieś? – zapytał zaskoczony, gdy pakowała do torebki komórkę i klucze do drzwi
- Umówiłam się z Adą na małe zakupy. Szuka sukienki na jakąś okrągłą rocznicę ślubu teściów. A ja przy okazji może znajdę coś fajnego na przyjęcie u Kaczmarczyków
- Miałem nadzieję, że spędzimy ten wieczór razem – skrzywił się
- Ale oczywiście, że spędzimy. Wracam maksymalnie za dwie i pół godzinki, a ty w tym czasie przygotujesz nam pyszną kolację. Ja zajmę się deserem – kusząco przygryzła wargi i puściła mu oczko
- No dobra – westchnął – Ale do dziewiętnastej przyjedziesz – bardziej stwierdził, niż zapytał. Kiwnęła potakująco głową
- Kocham cię – rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami.
Minęła dziewiętnasta trzydzieści, a jej samochód wciąż nie pojawił się na podjeździe. Pobiegł do sypialni, by mieć lepszy widok na drogę prowadzącą do ich domu. Próbował się do niej dodzwonić, ale telefon nie odpowiadał. Tłumaczył sobie, że znów zapomniała naładować baterię. Kilkanaście minut po dwudziestej rozdzwoniła się jego komórka.


Cisza. Cisza, którą co chwila przerywał dziwny dźwięk, jakby pikanie. Postanowiła zlokalizować źródło tego dźwięku. Spróbowała podnieść powieki, ale miała wrażenie, że ważą tonę. Podjęła wysiłek jeszcze raz. Powoli, z trudem pokonując kolejne milimetry, aż wreszcie się udało. Rozejrzała się po przestronnym, jasnym pomieszczeniu. Duże okno, błękitne ściany i mężczyzna siedzący na krześle obok jej łóżka. Drzemał. ‘Gdzie ja jestem?’ przemknęło jej przez myśl. Delikatnie się poruszyła, chcąc zmienić pozycję. Plecy ją bolały od leżenia. Zaszeleściła kołdra, budząc mężczyznę. Przetarł zmęczone powieki i utkwił w niej swoje spojrzenie. Na jego twarzy widziała całą paletę uczuć. Od zaskoczenia, niedowierzania, przez radość i ulgę.
- Kochanie, nareszcie – momentalnie znalazł się na skraju łóżka i złączył ich wargi. Nie zareagowała. Odsunął się lekko, by utonąć w jej błękitnym spojrzeniu. Dłonią zaczął gładzić jej włosy – Tak długo czekałem i tak bardzo się bałem. Ale nie martw się, teraz już wszystko będzie dobrze – musnął ustami jej czoło – Jak się czujesz?
- Dobrze – wychrypiała – Plecy mnie trochę bolą – poskarżyła się, próbując odchrząknąć
- Nic dziwnego – roześmiał się z wyraźną ulgą – Leżałaś w jednej pozycji ponad miesiąc.
- Pić mi się chce – jak na zawołanie podstawił jej butelkę wody wrzucając do środka kolorową słomkę. Posłała mu wdzięczne spojrzenie
- Zaraz pójdę po lekarza. Może pozwoli ci siadać. Im szybciej zaczniesz się ruszać, tym lepiej. Nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę cię do domu – patrzył na nią z miłością – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem
- Do domu? – zapytała zdumiona i zdezorientowana - A kim pan jest? – roześmiał się
- Zaczynasz żartować, to dobra oznaka. Wracasz do pełnej sprawności – kciukiem pogładził jej policzek
- Nie znam pana – jej poważny głos wprawił go w konsternację. Uważnie obserwowała jego twarz. Był przerażony.
- Jestem twoim mężem – odparł po krótkiej chwili
- Ale ja nie mam męża – szepnęła
- Masz. Od dwóch lat – oznajmił i pokazał jej złoty krążek na swoim palcu. Automatycznie spojrzała na swoją dłoń, ale podobnego nie znalazł – Zdjęli ci po wypadku, jak tylko przywieźli cię do szpitala.  Twoja czeka na ciebie w naszej sypialni – wyjaśnił - W ubiegłym tygodniu, w środę powinniśmy świętować drugą rocznicę. Kupiłem ci z tej okazji kwiaty – wskazał na stojący na szpitalnej szafce duży bukiet czerwonych róż.  Zmarszczyła brwi starając sobie przypomnieć siedzącego przed nią mężczyznę. Bezskutecznie. Jego twarz wydawała się mu kompletnie obca – Nie martw się – uśmiechnął się ciepło – To pewnie chwilowe. Miałaś poważny uraz głowy. Pójdę po lekarza – po kilku minutach wrócił w towarzystwie niskiego, łysiejącego mężczyzny z białym fartuchu
- Witam pani Urszulo. Andrzej Przybyłowski, jestem pani lekarzem prowadzącym. Boli panią głowa?
- Nie, raczej nie – odpowiedziała cicho
- Zbadamy czucie w kończynach – odkrył kołdrę i przejechał czubkiem długopisu po podeszwach stóp – Świetnie. Teraz proszę ścisnąć moje dłonie – wykonała jego polecenie z  trudem – Tak, mięśnie są słabe. Jeśli będzie się pani czuła na siłach, od jutra zaczniemy rehabilitację. Trzeba panią wzmocnić, by jak najszybciej postawić panią na nogi – uśmiechnął się pokrzepiająco
- Żona mnie nie poznaje – odezwał się stojący przy oknie mężczyzna
- Proszę nas zostawić na chwilę samych – poprosił lekarz – Czy pamięta pani moment wypadku?
- Nie – odparła
- A jak się pani nazywa?
- Urszula Cieplak – odpowiedziała automatycznie
- Świetnie. A kiedy się pani urodziła?
- Piętnastego marca osiemdziesiątego piątego roku.
- A co pani pamięta sprzed wypadku? Jakie jest pani ostatnie wspomnienie?
- Miałam pojechać po ojca do szpitala. Miał operację na kolano – wyjaśniła
- Prawdopodobnie to chwilowa amnezja związana z wypadkiem. Za godzinę zrobimy pani jeszcze tomografię. Proszę się nie martwić. Czasami trzeba trochę czasu, by sobie przypomnieć swoje życie sprzed wypadku. Od jutra rozpoczniemy rehabilitację, żeby panią uruchomić. Będę zalecał również konsultację u psychologa. Przyjdę do pani później – uśmiechnął się i wyszedł. Tuż przed drzwiami prowadzącymi do sali numer trzy, którą zajmowała od kilku tygodni stanął przed medykiem ze strapionym wyrazem twarzy.
- I co?
- Rozmawiałem z panią Urszulą. Rzeczywiście nie pamięta ostatniego okresu ze swojego życia. To się zdarza przy tego typu urazach. Jej ostatnie wspomnienie, to operacja ortopedyczna jej ojca, kiedy to było?
- Nie wiem dokładnie. Nie byliśmy wtedy jeszcze razem. Kiedyś coś wspominała. Jakieś cztery, może pięć lat temu – wzruszył ramionami
- Czyli pani Urszula nie pamięta ostatnich pięciu lat – stwierdził
- I mówi pan o tym tak spokojnie? – zirytował się - Dla kobiety, którą kocham, jestem kompletnie obcym człowiekiem, bo mnie nie pamięta i co pan ma mi do powiedzenia?! – krzyknął wzburzony
- Przykro mi – rzekł obojętnym tonem. Tak, jakby mówił, że bardzo mu przykro, ale śliwki na pobliskim straganie się już skończyły i trzeba będzie przyjść jutro
- Mnie chyba bardziej – syknął – Kiedy wróci jej pamięć?
- Ciężko powiedzieć – zmieszał się – Być może w ciągu kilku dni, być może w ciągu kilku tygodni, być może potrwa to dłużej
- Świetnie! Kapitalny z pana medyk, naprawdę gratuluję! – żachnął się – Od razu chciałem ją zabrać do prywatnej kliniki, ale pan tak gorliwie mnie zapewniał, że wszystko jest w porządku, a ona jest pod dobrą opieką, no to mamy teraz tego efekty! – nawet się nie żegnając szybkim krokiem ruszył w kierunku męskiej łazienki. Miał świadomość, że jeśli nie wsadzi głowy pod zimną wodę, to za chwilę rozerwie tego konowała na strzępy z tej bezsilności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz