B

niedziela, 28 czerwca 2015

Miniaturka XXVII 'Dość'

Wybaczyła mu, wróciła do niego. Szalał ze szczęścia. Chełpił się nią i ich związkiem, na każdym kroku pokazując, że ma u swego boku cudowną kobietę. Niekiedy śmiała się z niego pod nosem, gdy dumnym krokiem, prowadząc ją za rękę, wkraczał na wszelkiego rodzaju pokazy mody, bankiety i rauty. Po dwóch miesiącach od pamiętnego pokazu zaręczyli się i zaczęli planować ślub. Ona chciała wszystko zorganizować powoli, bez pośpiechu, z głową. Dobrzański był w gorącej wodzie kąpany. Poprosił o pomoc matkę, ale przede wszystkim na siebie wziął ciężar organizacji tego wydarzenia. Nie chciał nic zlecać specjalistycznej firmie, tak, jak to było w przypadku ślubu z Pauliną. Chciał być maksymalnie zaangażowany w przygotowania. Nie raz karciła go, że siedzi po nocach przed laptopem przeglądając oferty restauracji, pałacyków i dworków pod Warszawą, szukając odpowiedniego samochodu i firmy, która uwieczni na zachwycających zdjęciach ich ślub i wesele. Musiała przyznać, że jej narzeczony spisał się idealnie. W niespełna ponad trzy tygodnie ustalił wszystkie najważniejsze kwestie, zarezerwował miejsce, zamówił obrączki. W maju zostali mężem i żoną, a rok później na świat przyszedł ich syn Juliusz.
Przez pierwsze miesiące ich narzeczeństwa wciąż piastowała fotel prezesa. Wyprowadziła firmę z kryzysu, wypracowywała pokaźne zyski, miała ciekawe pomysły ekspansji. Marek z Krzysztofem nie chcieli słyszeć o zmianie. Senior był dumnym właścicielem firmy, który był zachwycony nową panią prezes, a junior nie mniej zachwyconym vice prezesem i dyrektorem ds. promocji. Przez kolejne miesiące Adam Turek pełnił funkcję p.o. dyrektora finansowego. Ale gdy zaszła w ciążę postanowiła odpuścić i zwolnić nico tempo życia i pracy. Bała się o dziecko, ale bała się również o siebie. Wciąż z tyłu głowy miała tragiczny finał porodu Beatki. Po rozmowie z Markiem i Krzysztofem zgodzili się na powrót do poprzedniej konfiguracji – Marek-prezes, Ula- dyrektor finansowy na pół etatu do czasu porodu. Uznała, że chce zostać z synkiem jak najdłużej. W tym czasie ponownie zastąpił ją Adam. Ostatecznie spędziła z Julkiem w domu dwa lata. Markowi ojcostwo najwyraźniej dawało wielką frajdę. Pierwszy miesiąc po porodzie spędził na tacierzyńskim, chcąc nieco odciążyć żonę. Później starał się godzić obowiązki prezesa i ojca. Ale najwyraźniej szło mu nie najlepiej. Gdy wróciła po dwóch latach do firmy i zorientowała się w finansach włosy jeżyły jej się na głowie. Jej mąż podpisał kilka niekorzystnych kontraktów, a szycie zlecał mało efektywnym szwalniom. Spadek sprzedaży kreacji niskiej jakości próbował ratować kosztowną promocją. Gdy w pełni zorientowała się w sytuacji finansowej firmy Dobrzański Fashion ewidentnie zaczynało mieć problemy z płynnością finansową.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że firma ma problemy? – wparowała do jego gabinetu – Sądziłeś, że się nie zorientuję? – spytała z pretensją
- Nie mówiłem ci, bo to był czas, gdy musiałaś skupić się na naszym dziecku, a nie tabelkach i wykresach. Trzeba umieć oddzielić życie prywatne od zawodowego – wzruszył ramionami, czym jeszcze bardziej wyprowadził ją z równowagi – Poza tym nie ma co się przejmować tym krótkotrwałym kryzysem. Cała Europa ma problemy. W ubiegłym tygodniu podpisałem kontrakt z siecią butików w Niemczech. Miesiąc, góra dwa i wyjdziemy na prostą.
- Tylko, że za dwa tygodnie jest zarząd – spojrzała na niego wymownie - Doskonale wiesz, że twój ojciec nie będzie zachwycony tym, że jesteśmy pod kreską.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. To nie jest wina DF, że nasz czeski partner złożył z ubiegłym kwartale wniosek upadłościowy. Kochanie – objął ją w pasie – przecież doskonale wiesz, że biznes wiąże się z ryzykiem. Nie mogliśmy przewidzieć, że firma działająca na rynku od kilkunastu lat z dnia na dzień zakończy działalność – jego tłumaczenia wcale jej nie uspokoiły - Zresztą przestańmy myśleć tylko o pracy. Zarezerwowałem dla nas domek nad jeziorem na weekend. Ma być piękna pogoda. Popływamy łódką, pochodzimy po lesie. Julek będzie zachwycony – złożył na jej ustach czuły pocałunek.

Zarząd był dość burzliwy. Senior Dobrzański nie mógł zrozumieć swojego syna, który przez kilka ostatnich miesięcy nawet nie wspomniał, że firma na kłopoty z płynnością finansową.
- Kompletnie nie masz pojęcia o zarządzaniu przedsiębiorstwem! – grzmiał – Już raz doprowadziłeś nas do poważnych kłopotów, z których wyszliśmy tylko dzięki twojej mądrej żonie i niestety nie wyciągnąłeś z tamtej sytuacji lekcji! Jesteś najgorszym prezesem w historii tej firmy! Po raz kolejny zawiodłeś mnie synu! – huknął - Ula, od dzisiaj jesteś prezesem. Mam nadzieję, że dasz radę wyciągnąć nas z tych kłopotów – Marek zerwał się z miejsca. Słowa ojca bardzo go dotknęły.
- Ale tato – próbowała protestować obserwując plecy wychodzącego męża – Sądzę, że więcej udałoby nam się zrobić, gdybym Marek wciąż był prezesem, a ja popracuję nad finansami jako dyrektor finansowy
- Mowy nie ma – odparł już nieco spokojniejszym tonem – Podjął irracjonalne decyzje, podpisał pogrążające nas kontrakty. W ostatnich miesiącach żadna jego decyzja nie była trafiona i ty go jeszcze bronisz? Ja rozumiem, że chcesz być lojalna w stosunku do męża, ale nie patrz na tę sprawę z perspektywy swojego małżeństwa, ale jako ekonomista. Jak oceniasz pracę Marka jako finansistka? – Ula spuściła wzrok i wymownie milczała – No właśnie. Marek może się zająć promocją, może ci pomagać, ale to ty musisz być prezesem. A Turek będzie ci pomagał ponownie jako p.o. dyrektora. Radził sobie całkiem nieźle, gdy pierwszy raz byłaś prezesem.

Marek poczuł się urażony oceną ojca. Postanowił wziąć urlop, by wyciszyć emocje. Oficjalnie jego urlop był powodem powrotu Uli na stanowisko prezesa. Przez pierwsze dwa tygodnie spędzał czas z Julkiem w domu, ale koniec końców mały wrócił do przedszkola, a jego rola ograniczała się do wożenia chłopca. Ula codziennie po dziewięć, dziesięć godzin spędzała w firmie. Próbowała zorientować się we wszystkich podpisanych przez męża kontraktach, analizowała, które przynoszą choć minimalny zysk, które generują straty i z których bez kosztownych konsekwencji można się wycofać. Prawie codziennie przynosiła pracę do domu. Tradycją stały się też cotygodniowe, prawie godzinne, wieczorne rozmowy telefoniczne z Krzysztofem, któremu zdawała relację z bieżącej sytuacji firmy. Senior z uwagi na pobyt w sanatorium we Francji nie mógł pojawiać się w firmie. W Marku narastał żal do ojca, a z czasem również pewnego rodzaju zazdrość, że Ula radzi sobie tak dobrze i ojciec nie może przestać się rozpływać nad jej genialnym zmysłem ekonomicznym. Było mu przykro. On w mniemaniu ojca był kompletnym nieudacznikiem. W swoim trzydziestopięcioletnim życiu ani razu nie słyszał ‘jestem z ciebie dumny synu’. Najpierw to Aleks był na pierwszym miejscu, teraz Ula. Choć akurat o nią nie powinien być zazdrosny. To jego żona, kobieta, którą kocha. Próbował to sobie tłumaczyć, ale zadra w sercu wciąż siedziała.
Ula przychodziła z firmy zmęczona, siadała nad laptopem i pracowała przez kolejnych kilka godzin. Zaczęli się od siebie odsuwać, co tylko potęgowało jego frustrację. Wiele razy chciał jej pomóc, ale zanim zebrał się w sobie z propozycją, szybko rezygnował. Postanowił się nie narzucać, zakładając, że gdyby chciała, sama by poprosiła o wsparcie. Doskonale wiedział, jakie miała o nim zdanie. Kilka razy dała mu do zrozumienia, że przez jego nieodpowiedzialne zachowanie musi teraz skupić się wyłącznie na firmie, zamiast na synu, który był zdany na przedszkole, dziadka Józefa i babcię Helenkę. Urlop, który początkowo miał trwać kilka tygodni przeciągnął się do trzech miesięcy i zdawało się, że Markowi ten stan zupełnie nie przeszkadza. Jego schemat dnia składał się z kilku krótkich punktów. Siłownia, kilka godzin surfowania po sieci, albo gry na konsoli, wyjście z Sebastianem na lunch lub piwo wieczorem. Początkowo w swoim planie uwzględniał jeszcze przedszkole Julka, ale szybko doszedł do wniosku, że skoro Ula w drodze do firmy mija właściwy budynek, to nie ma sensu, żeby jeździli oddzielnie. Zresztą z uwagi na problemy firmy starali się wprowadzić cięcia kosztów również w domowym budżecie. Podróż tą samą drogą dwoma autami była nieekonomiczna.
Jedyną osobą, która rozumiała Marka był Sebastian. Często przyjeżdżał pod firmę, by o siedemnastej wyciągnąć kumpla na piwo, czy obiad. Tylko z Olszańskim mógł szczerze pogadać, wyżalić się, że w zasadzie stał się zbędnym elementem układanki. Wszystko świetnie działało samo, bez jego udziału. Zarówno dom, jak i firma. Czuł się niepotrzebny. I jeszcze ojciec, który podczas każdego rodzinnego spotkania wysyłał mu jasne sygnały, że zawodzi na całej linii. Marek Dobrzański zaczynał wpadać w depresję i tylko spotkania z przyjacielem były jaśniejszym punktem jego życia.

Ula wpadła do domu, jak burza. Wyjątkowo wcześniej, czym wzbudziła jego szczere zdziwienie.
- Możesz mi powiedzieć, co ten fantastyczny rower za trzy tysiące robi w naszym garażu? – zapytała z nieukrywaną ironią
- Była okazja. Jego katalogowa cena jest o pięćdziesiąt procent wyższa. Kurier dzisiaj przywiózł. Już dawno zapowiadałaś, że musimy zacząć oszczędzać. Również na mojej siłowni – zaczął wyjaśniać, rozciągnięty na sofie – Najpierw miałem kupić bieżnię, ale stwierdziłem, że biegać to mogę po lesie. I dlatego zdecydowałem się na rower. W sumie to będzie jakieś pięćset złotych oszczędności na karnecie i dojazdach miesięcznie.
- Rachunek naprawdę godny pozazdroszczenia – z niedowierzaniem pokręciła głową - Wydałeś trzy tysiące, by zaoszczędzić pięćset złotych. Brawo! – zakpiła
- W dłuższej perspektywie oszczędność będzie znaczna. Na przykład w ciągu roku – zaczął, ale jego beztroska tą wyprowadziła z równowagi
- Marek! – zagrzmiała – My musimy oszczędzać teraz, a nie patrzeć na to, że za pół roku zaczniemy wychodzić na zero
- Dobrze, już dobrze – westchnął – Mam go zwrócić? – spojrzał na nią wyczekująco
- Nie, po prostu proszę cię, bądź odpowiedzialny – rzekła już ciszej i spokojniej
- Aha, czyli twoim zdaniem jestem nieodpowiedzialny – zaśmiał się nerwowo pod nosem – No w sumie czemu mam się dziwić. Mój ojciec uważa dokładnie tak samo – fuknął z goryczą
- Dobrze wiesz, że nie firmę miałam na myśli
- Nie, no jasne. Całokształt – prychnął - Wybacz, ale muszę wyjść. Seba na mnie czeka – nie czekając na jej reakcję chwycił leżącą na oparciu sofy marynarkę i szybko się ulotnił
- Jak zwykle – zagryzła wargę próbując się uspokoić.

Przez ostatnie miesiące żyła w ciągłym napięciu. Była wykończona. Dobrzański Fashion powoli zaczynało wychodzić na prostą. Jej wielogodzinne negocjacje i opracowywanie planów ratunkowych powoli zaczynało przynosić pozytywne rezultaty, jednak do wyjścia z kryzysu była jeszcze daleka droga. Prognozy były nie najgorsze, ale firma miała zacząć zarabiać dopiero za jakieś dwa, trzy miesiące. Ten czas musieli jeszcze jakoś przetrwać bez zwolnień, których zarówno Ula, jak i Krzysztof chcieli uniknąć. W pewnym momencie musiała na dwa miesiące zrezygnować ze swojej pensji, by wypłacić wynagrodzenia trzem krawcowym. Marek zdawał się nie dostrzegać ich problemów. Zarówno finansowych, jak i rodzinnych. Miała dość. Wystarczyła iskra, by wybuchł pożar trawiący wszystko, co spotka na swojej drodze.
- Zrobiłeś zakupy? – zapytała od progu. Dochodziła dziewiętnasta, gdy wróciła z firmy. Wiedziała, że dziś będzie awantura. Wiedziała, że tak dalej żyć nie mogą. Przezornie zostawiła Julka na ja bliższe dwa dni w Rysiowie.
- Nie – odparł nie odrywając swojego wzroku od telewizora. Jego pojazd właśnie prowadził w Grand Prix Monaco.
- Nie zauważyłeś, że lodówka jest pusta? – usiadła na fotelu i wypuściła powietrze, chcąc jak najdłużej zachować spokój
- Myślałem, że ty zrobisz po drodze
- Nawet chciałam, ale szybko się zorientowałam, że nasze konto świeci pustkami. Możesz mi powiedzieć na co wczoraj wydałeś prawie pięć tysięcy złotych? – zapytała z pretensją
- Kupiłem nowy telefon – wyciągnął z kieszeni najnowszy model iPhona – i przechodząc w Galerii Mokotów koło sklepu Ledvico Menacci zauważyłem, że jest promocja na koszule. Przy zakupie dwóch trzecia była za symboliczne pięćdziesiąt złotych – miała ochotę parsknąć drwiącym śmiechem. Choć prawdę mówiąc wcale nie było jej do śmiechu
- No jasne, przecież zapomniałam, że wyszłam za Marka Dobrzańskiego, który nie może chodzić w koszuli Wólczanki za sto złotych, tylko takich z wyższej półki, za minimum trzysta – rzekła z kpiną – No i oczywiście musi mniej najnowszą zabaweczkę, żeby chwalić się nią wśród znajomych
- O co ci chodzi? – wreszcie raczył ją zaszczycić spojrzeniem
- O to, że koszulami dziecka nie nakarmisz! Mamy wyczyszczone konto do zera, pustą lodówkę i niezapłaconą ratę za dom
- Jak to niezapłaconą? – szczerze się zdziwił - przecież ściągają zawsze dziesiątego każdego miesiąca, a dziś jest dwudziesty piąty
- Renegocjowałam warunki z bankiem, przesunęłam o kilkanaście dni termin spłaty tak, by przelew szedł dzień po otrzymaniu pieniędzy z DF. Gdybym tego nie zrobiła od jakiś trzech, czterech miesięcy mielibyśmy problem ze spłatą
- Aha – na tylko tyle było go stać. W pewnym sensie poczuł się głupio, że od kilkunastu tygodni ich finanse kompletnie go nie interesowały. Wiedział, że Ula trzyma rękę na pulsie, więc całkowicie sobie odpuścił sprawy domowego budżetu – No ale jutro dostaniesz pensje, więc nie ma się co martwić za bardzo. W przyszłym miesiącu zaciśniemy nieco pasa
- Nie dostanę jutro przelewu – spojrzała na niego wymownie
- Jak to? – zmarszczył brwi
- Musiałam na dwa miesiące zrezygnować ze swojej pensji. Gdybym tego nie zrobiła, musiałabym zwolnić ludzi, bo nie miałabym im z czego zapłacić. I tak zgodzili się przyjmować wynagrodzenie w dwóch ratach – wyjaśniła – Nie mamy na bieżące wydatki, a ty kupujesz sobie nowy gadżet – rzuciła z pretensją
- Pożyczę od… - w pierwszej chwili chciał powiedzieć od ojca, a ugryzł się w język – od Seby
- Jasne. Żyjmy z dnia na dzień! Marek, my mamy małe dziecko. Mam mu nie kupić kurtki na jesień, bo mamy puste konto? W sumie mogę pójść do second handu, ważne, że jego ojciec ma modne i markowe ciuchy – pokręciła głową – Marek, mam dość! – coraz trudniej się hamowała – Jestem już zmęczona. Na mojej głowie jest firma, dom i Julek. Ty przejmujesz się tylko tym, żeby się przypadkiem nie spóźnić do baru z Sebastianem. Całe dnie spędzasz albo przed telewizorem, albo w hipsterskich knajpach na placu Zbawiciela. Masz w nosie nie tylko naszą firmę i finanse, ale także mnie, a nawet naszego syna. Ty się nim w ostatnich miesiącach kompletnie nie interesujesz! Gdybym ci teraz powiedziała, żebyś pojechał odebrać go z domu Gracjana, nawet byś nie wiedział, gdzie to jest. Nie znasz jego kolegów, nie wiesz, gdzie mieszkają. Ty chyba nawet nie zauważyłeś, co on jada na śniadanie. Zajmujesz się tylko sobą. Pieprzony egoista! Szpanerski iPhone jest ważniejszy od rodziny! – zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę sypialni. Przez dłuższą chwilę siedział ze spuszczoną głową. Wiedział, że w wielu punktach miała rację. Rzeczywiście od czasu tego feralnego zarządu trochę się pogubił. Ruszył za nią. Gdy tylko otworzył drzwi, stanął jak wryty. Kolejne ubrania lądowały w rozłożonej na łóżku walizce
- Co ty robisz? – zapytał przerażony
- Odchodzę. Mam cię dość!
- Tego właśnie chcesz? Spakujesz się i przekreślisz tyle wspólnych lat? – zapytał z goryczą
- To ty je przekreśliłeś – odparła obrzucając go wściekłym spojrzeniem
- Skoro chcesz odejść, to droga wolna – rzucił. Przez krótką chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona. Tymi kilkoma słowami, niczym sztyletem wbił się w jej serce. Szybko jednak przywdziała na uśmiech sztuczny uśmiech
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia – podszedł do niej i zdecydowanym ruchem wyszarpnął trzymane w ręku sukienki
- Jesteś naprawdę w wielkim błędzie, jeśli sądzisz, że pozwolę ci odejść! – opierała się, ale przyciągnął ją do siebie i zamknął w swoich ramionach – Kocham cię! Kocham ciebie, kocham Julka! Wiem, że zawiodłem na całej linii. Jako prezes, ale przede wszystkim jako mąż i ojciec – poczuł na swojej koszuli wilgoć jej łez - Zostawiałem cię ze wszystkim samą, jakby próbując ukarać za moje błędy. W tych zabawkach, wyjściach z Sebą na piwo szukałem ucieczki od swoich porażek. Ale to się zmieni. Tylko nie odchodź – oparł swoje czoło o jej – Błagam, nie odchodź – spojrzał jej prosto w załzawione oczy. Jego również były pełne łez
- Nie odejdę . Kocham cię – szepnęła. Zachłannie wpił się w jej usta. Tęsknił za tym smakiem. Ona również. Zrzucił na podłogę walizkę i pociągnął ją na łóżko. Tak dawno się nie kochali. Oboje wiedzieli, że ten wieczór jest początkiem nowego etapu w ich życiu. Od jutra będzie inaczej, lepiej. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz