- Ładnie tu – niepewnym krokiem
weszła do holu, a następnie do salonu – Tak ciepło i przytulnie
- Sama urządzałaś – uśmiechnął
się ujmująco – Może chcesz wziąć prysznic?
- Tak. Chętnie zmyję z siebie ten
szpitalny zapach – wodziła wzrokiem po pomieszczeniu
- No to chodź – wyciągnął w jej
kierunku dłoń, którą chwyciła – Zaprowadzę cię do łazienki i przy okazji
oprowadzę po domu. Po lewej jest kuchnia, z holu jest wejście do garażu –
wskazał na drewniane drzwi – I do łazienki. Wyjście do ogrodu i gabinet –
powoli wszedł z nią na górę. Co prawda mięśnie zostały uruchomione dzięki
intensywnym ćwiczeniom, ale wciąż była jeszcze słaba i szybko się męczyła –
Tutaj jest pokój gościnny, łazienka, na końcu korytarza pokój jeszcze nie
urządzony – miał ochotę powiedzieć dla naszego dziecka, ale nie chciał jej
peszyć – A tutaj nasza sypialnia – otworzył drzwi do przestronnego
pomieszczenia, na środku którego stało duże, małżeńskie łóżko – wejście do
łazienki i obok garderoba. Mogę przygotować ci kąpiel, jeśli masz ochotę –
widział, że odkąd tu weszli nieco się spięła
- Nie – odmówiła gwałtownie –
prysznic wystarczy
- No dobrze. Pójdę zrobić sobie
kawę. Masz na coś ochotę. Herbata owocowa? Lemoniada?
- Zdecydowanie kawa. Marzyłam już
o niej w szpitalu, ale w takich placówkach zwykle mają paskudną – kiwnął głową
- A byłbym zapomniał, twój
ręcznik jest pomarańczowy. Kosmetyki są w szufladzie po prawej stronie – gdy opuścił
pomieszczenie wolnym krokiem skierowała się w stronę komody, ustawionej pod
jedną ze ścian. Stało na niej kilka fotografii. Ich wspólne zdjęcia z jakiejś
egzotycznej podróży i ze ślubu. Byli na nich szczęśliwi i zakochani. Ona była
zakochana. Teraz Marek był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. No może nie
do końca obcym. W ciągu ostatnich dni wiele rozmawiali, troskliwie się nią
opiekował. Ale wciąż był bardziej przyjacielem, niż życiowym partnerem. Podobał
się jej jako mężczyzna. Był bardzo przystojny. Ale nie potraciła jeszcze żywić
cieplejszych uczuć niż sympatia. Z zaciekawieniem rozejrzała się po garderobie.
Dziesiątki eleganckich sukienek i sukni wieczorowych. Zwykle nie kupowała
takich ubrań, a zawartość jej szafy ograniczała się do jednej małej czarnej i
kilku luźnych, wakacyjnych sukieneczek. Najwyraźniej po ślubie zmieniła swój
styl, albo wymagało tego od niej zajmowane stanowisko. Marek w końcu jej
wspominał, że przed wypadkiem była dyrektorem finansowym w jego firmie. Gdy po
kwadransie wyszła z łazienki przebrana z szare jeansy i zwykły, błękitny
t-shirt, w którym zwykle robiła w domu porządki, Dobrzański kończył właśnie
składać poszwę na kołdrę w kolorze kości słoniowej.
- Zmieniłem pościel. Będzie ci
przyjemniej. Nie chcę cię krępować, dlatego przeniosę się do pokoju gościnnego
– na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga, choć próbowała ją ukryć. Nie dał
się oszukać. Znał ją na wylot.
- Dziękuję – szepnęła – choć tak
naprawdę nie miałam odwagi cię o to prosić
- Wiem. Chodź na dół kawa czeka –
gdy postawił przed nią porcelanową filiżankę spojrzała na niego zdziwiona
- Piję czarną – podniósł na nią
swój wzrok i westchnął niezauważalnie
- Jakieś pół roku temu
przekonałem cię do wersji z mlekiem, ale jeśli chcesz zrobię ci nową – podniósł
się z krzesła i chciał zabrać naczynie. Chwyciła jednak jego rękę, zatrzymując
go
- Nie. Zostaw. Skoro piłam białą,
to nie będziemy nic zmieniać. Może to właśnie ten smak pomoże mi wszystko sobie
przypomnieć
- Bardzo bym tego chciał –
szepnął spuszczając wzrok
- Uwierz mi, ja też. Widzę, jak
bardzo się starasz – szybko zmienił temat
- Będę musiał jechać jutro na
kilka godzin do firmy. Nie chcę cię zostawiać na cały dzień samej, ale
wystarczająco długo radzili sobie beze mnie. Ojciec już nie daje rady
wszystkiego dopilnować.
- Jasne. Dam sobie radę.
- Rozmawiałem z Adą. W piątek
przylatuje do Warszawy. Chciałaby cię odwiedzić w weekend
- Skoro twierdzisz, że się
przyjaźniłyśmy to nie mogę mieć nic przeciwko. Chciałabym spotkać cię z ojcem
- Rozmawiałaś o tym z panią
psycholog? – wlepił w nią wzrok
- Tak. Powiedziała, że jeśli tego
chcę to powinnam z nim porozmawiać
- Dobrze. Jeśli podasz mi jego
adres, pojadę jutro wieczorem i z nim porozmawiam. Przedstawię sprawę i
przywiozę go tutaj. Sama słyszałaś, co powiedział rehabilitant. Powinnaś teraz
dużo ćwiczyć i się ruszać, a nie tkwić w aucie w korku. Zamówiłem bieżnię.
Jutro powinni przywieźć. Ustawimy ją na tarasie.
- Dziękuję
- Nie masz mi za co dziękować –
pokręcił głową
- Mam. Mogę na ciebie liczyć,
troszczysz się o mnie
- To chyba normalne, gdy się
kogoś kocha – odparł i próbując ukryć ból, który towarzyszył tym słowom zerwał
się z miejsca i zaczął szukać produktów w lodówce – To na co masz ochotę na
obiad?
- Zapiekanka z brokułami? –
zapytali niemal równocześnie i roześmiali się
- Moja mama robiła najlepszą na
świecie – odparła
- Nauczyłaś mnie robić ją według
jej przepisu. Ocenisz, czy moja jest równie dobra – puścił oczko w jej stronę
Podjechał pod niewielki domek na
przedmieściach Warszawy. Ostatni raz rzucił okiem na kartkę, którą rano dała mu
Ula, upewniając się, że trafił pod właściwy adres. Przy furtce nie znalazł dzwonka,
więc pchnął ją i ruszył wąską ścieżką w stronę drzwi. Kilka chwil później
stanął w nich starszy mężczyzna
- Pan w jakiej sprawie?
- Marek Dobrzański – wyciągnął dłoń
w kierunku Cieplaka – jestem mężem Uli – na we słowa Józef na krótki moment zamarł
- Nie wiedziałem, że moja córka wyszła
za mąż – bąknął
- Dwa lata temu – wyjaśnił –
Wpuści mnie pan? Chciałbym porozmawiać
Teść starał się być w stosunku do
Marka przejmy, ale zachowywał wyraźny dystans. Dobrzański w skrócie opowiedział
mu o wypadku, utracie przez Ulę pamięci i chęci spotkania. Z uwagi na późną
porę umówili się na kolejny dzień.
- Witaj córeczko – oboje wyraźnie
wzruszeni stanęli naprzeciw siebie – bardzo długo czekałem na to spotkanie
- Widocznie miałam jakiś powód do
zaprzestania kontaktów z tobą – zmarszczyła nieco brwi – ale nie wracajmy do
tego. Cieszę się, że cię widzę – przytuliła się do ojca. Dobrzański z pewnym
niepokojem przyglądał się temu spotkaniu
- Zrobię kawę – rzucił i zniknął
w kuchni. Cieplaki rozmawiali już dobre półtorej godziny. Wspominali dawne
czasy, matkę Uli. Dobrzańska postanowiła, że gdy tylko będzie na siłach, razem
z Markiem przyjadą na cmentarz w Wesołej. Opowiadała ojcu o długiej rehabilitacji,
sesjach z psychologiem i troskliwiej opiece Marka. Dobrzański przysłuchiwał się
wszystkiemu w milczeniu. Zagotowało się w nim dopiero, gdy z ust teścia padło
imię Piotr
- Dopytuje się o ciebie. Wciąż utrzymujemy
kontakt. Dzwoni raz na jakiś czas. Ostatnio nawet zaprosiłem go na kawę. Był w
okolicy i postanowił zapalić znicz na grobie Magdy
- Mam nadzieję, że u niego wszystko
w porządku – rzekła, przypominając sobie przystojnego lekarza, którego poznała
w szpitalu, tuż przed operacją ojca. Przystojny kardiolog sprawdzał, czy
pacjent z wadą serca może być poddany narkozie przed zabiegiem na kolano.
Zaprzyjaźnili się, później spotykali poza szpitalem. Wszystko wskazywało na to,
że zostaną parą. Na tym jej wspomnienia Sosnowskiego się kończyły.
- Wciąż się nie pogodził z waszym
rozstaniem – Cieplak spojrzał na Marka, który w tym momencie zacisnął usta i
pięść
- Najwidoczniej do siebie nie
pasowaliśmy – odparła, ukradkiem obserwując reakcję męża na wspomnienia jej
byłego chłopaka
- Piotr bardzo cię kochał i chyba
wciąż kocha
- Ale ja kocham Marka – brunet posłał
żonie zaskoczone spojrzenie. Ale w jego wzroku było coś jeszcze. Szczęście i
nuta ulgi, że być może zaczęła sobie coś przypominać. Tymi słowami Ula
skutecznie zamknęła ojcu usta w kwestii kardiologa. Choć prawda była taka, że w
jej głowie kłębiły się setki myśli i pytań. Poruszyli jeszcze kilka nic
nieznaczących tematów i Cieplak wrócił do domu zamówioną przez Marka taksówką.
- Zaczęłaś sobie coś przypominać?
– usłyszała za sobą jego głos, gdy owinięta szczelnie kocem siedziała wieczorem
na tarasie ich domu
- Nie – odparła – dlaczego pytasz?
- Myślałem – zaczął, ale szybko
urwał – zresztą nie ważne
- Chodzi ci o to, co powiedziałam
o nas ojcu, prawda? – domyśliła się, do czego nawiązuje. Lekko skinął głową –
To, że nie potrafię dojść do ładu ze swoimi uczuciami, że tak naprawdę nie
wiem, kim byłam przez ostatnie lata, że nie pamiętam naszego wspólnego życia,
nie oznacza, że nie byłam z tobą szczęśliwa, że cię nie kochałam. Gdyby tak
było przecież bym za ciebie nie wyszła – spojrzała na swoją obrączkę, którą dwa
dni temu po raz pierwszy od wypadku założyła na palec - Mieliśmy jakieś miejsce, takie nasze, do którego lubiliśmy wracać?
- Tak - niewyraźny uśmiech pojawił się na jego twarzy, wywołany najwyraźniej wspomnieniami
- Daleko stąd?
- Jakieś dwadzieścia minut jazdy autem - odparł
- Zabierzesz mnie tam jutro?
- Tak - niewyraźny uśmiech pojawił się na jego twarzy, wywołany najwyraźniej wspomnieniami
- Daleko stąd?
- Jakieś dwadzieścia minut jazdy autem - odparł
- Zabierzesz mnie tam jutro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz