B

niedziela, 19 lipca 2015

'Przypomnij mi' IV

- Ładnie tu – niepewnym krokiem weszła do holu, a następnie do salonu – Tak ciepło i przytulnie
- Sama urządzałaś – uśmiechnął się ujmująco – Może chcesz wziąć prysznic?
- Tak. Chętnie zmyję z siebie ten szpitalny zapach – wodziła wzrokiem po pomieszczeniu
- No to chodź – wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą chwyciła – Zaprowadzę cię do łazienki i przy okazji oprowadzę po domu. Po lewej jest kuchnia, z holu jest wejście do garażu – wskazał na drewniane drzwi – I do łazienki. Wyjście do ogrodu i gabinet – powoli wszedł z nią na górę. Co prawda mięśnie zostały uruchomione dzięki intensywnym ćwiczeniom, ale wciąż była jeszcze słaba i szybko się męczyła – Tutaj jest pokój gościnny, łazienka, na końcu korytarza pokój jeszcze nie urządzony – miał ochotę powiedzieć dla naszego dziecka, ale nie chciał jej peszyć – A tutaj nasza sypialnia – otworzył drzwi do przestronnego pomieszczenia, na środku którego stało duże, małżeńskie łóżko – wejście do łazienki i obok garderoba. Mogę przygotować ci kąpiel, jeśli masz ochotę – widział, że odkąd tu weszli nieco się spięła
- Nie – odmówiła gwałtownie – prysznic wystarczy
- No dobrze. Pójdę zrobić sobie kawę. Masz na coś ochotę. Herbata owocowa? Lemoniada?
- Zdecydowanie kawa. Marzyłam już o niej w szpitalu, ale w takich placówkach zwykle mają paskudną – kiwnął głową
- A byłbym zapomniał, twój ręcznik jest pomarańczowy. Kosmetyki są w szufladzie po prawej stronie – gdy opuścił pomieszczenie wolnym krokiem skierowała się w stronę komody, ustawionej pod jedną ze ścian. Stało na niej kilka fotografii. Ich wspólne zdjęcia z jakiejś egzotycznej podróży i ze ślubu. Byli na nich szczęśliwi i zakochani. Ona była zakochana. Teraz Marek był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. No może nie do końca obcym. W ciągu ostatnich dni wiele rozmawiali, troskliwie się nią opiekował. Ale wciąż był bardziej przyjacielem, niż życiowym partnerem. Podobał się jej jako mężczyzna. Był bardzo przystojny. Ale nie potraciła jeszcze żywić cieplejszych uczuć niż sympatia. Z zaciekawieniem rozejrzała się po garderobie. Dziesiątki eleganckich sukienek i sukni wieczorowych. Zwykle nie kupowała takich ubrań, a zawartość jej szafy ograniczała się do jednej małej czarnej i kilku luźnych, wakacyjnych sukieneczek. Najwyraźniej po ślubie zmieniła swój styl, albo wymagało tego od niej zajmowane stanowisko. Marek w końcu jej wspominał, że przed wypadkiem była dyrektorem finansowym w jego firmie. Gdy po kwadransie wyszła z łazienki przebrana z szare jeansy i zwykły, błękitny t-shirt, w którym zwykle robiła w domu porządki, Dobrzański kończył właśnie składać poszwę na kołdrę w kolorze kości słoniowej.
- Zmieniłem pościel. Będzie ci przyjemniej. Nie chcę cię krępować, dlatego przeniosę się do pokoju gościnnego – na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga, choć próbowała ją ukryć. Nie dał się oszukać. Znał ją na wylot.
- Dziękuję – szepnęła – choć tak naprawdę nie miałam odwagi cię o to prosić
- Wiem. Chodź na dół kawa czeka – gdy postawił przed nią porcelanową filiżankę spojrzała na niego zdziwiona
- Piję czarną – podniósł na nią swój wzrok i westchnął niezauważalnie
- Jakieś pół roku temu przekonałem cię do wersji z mlekiem, ale jeśli chcesz zrobię ci nową – podniósł się z krzesła i chciał zabrać naczynie. Chwyciła jednak jego rękę, zatrzymując go
- Nie. Zostaw. Skoro piłam białą, to nie będziemy nic zmieniać. Może to właśnie ten smak pomoże mi wszystko sobie przypomnieć
- Bardzo bym tego chciał – szepnął spuszczając wzrok
- Uwierz mi, ja też. Widzę, jak bardzo się starasz – szybko zmienił temat
- Będę musiał jechać jutro na kilka godzin do firmy. Nie chcę cię zostawiać na cały dzień samej, ale wystarczająco długo radzili sobie beze mnie. Ojciec już nie daje rady wszystkiego dopilnować.
- Jasne. Dam sobie radę.
- Rozmawiałem z Adą. W piątek przylatuje do Warszawy. Chciałaby cię odwiedzić w weekend
- Skoro twierdzisz, że się przyjaźniłyśmy to nie mogę mieć nic przeciwko. Chciałabym spotkać cię z ojcem
- Rozmawiałaś o tym z panią psycholog? – wlepił w nią wzrok
- Tak. Powiedziała, że jeśli tego chcę to powinnam z nim porozmawiać
- Dobrze. Jeśli podasz mi jego adres, pojadę jutro wieczorem i z nim porozmawiam. Przedstawię sprawę i przywiozę go tutaj. Sama słyszałaś, co powiedział rehabilitant. Powinnaś teraz dużo ćwiczyć i się ruszać, a nie tkwić w aucie w korku. Zamówiłem bieżnię. Jutro powinni przywieźć. Ustawimy ją na tarasie.
- Dziękuję
- Nie masz mi za co dziękować – pokręcił głową
- Mam. Mogę na ciebie liczyć, troszczysz się o mnie
- To chyba normalne, gdy się kogoś kocha – odparł i próbując ukryć ból, który towarzyszył tym słowom zerwał się z miejsca i zaczął szukać produktów w lodówce – To na co masz ochotę na obiad?
- Zapiekanka z brokułami? – zapytali niemal równocześnie i roześmiali się
- Moja mama robiła najlepszą na świecie – odparła
- Nauczyłaś mnie robić ją według jej przepisu. Ocenisz, czy moja jest równie dobra – puścił oczko w jej stronę


Podjechał pod niewielki domek na przedmieściach Warszawy. Ostatni raz rzucił okiem na kartkę, którą rano dała mu Ula, upewniając się, że trafił pod właściwy adres. Przy furtce nie znalazł dzwonka, więc pchnął ją i ruszył wąską ścieżką w stronę drzwi. Kilka chwil później stanął w nich starszy mężczyzna
- Pan w jakiej sprawie?
- Marek Dobrzański – wyciągnął dłoń w kierunku Cieplaka – jestem mężem Uli – na we słowa Józef na krótki moment zamarł
- Nie wiedziałem, że moja córka wyszła za mąż – bąknął
- Dwa lata temu – wyjaśnił – Wpuści mnie pan? Chciałbym porozmawiać
Teść starał się być w stosunku do Marka przejmy, ale zachowywał wyraźny dystans. Dobrzański w skrócie opowiedział mu o wypadku, utracie przez Ulę pamięci i chęci spotkania. Z uwagi na późną porę umówili się na kolejny dzień.


- Witaj córeczko – oboje wyraźnie wzruszeni stanęli naprzeciw siebie – bardzo długo czekałem na to spotkanie
- Widocznie miałam jakiś powód do zaprzestania kontaktów z tobą – zmarszczyła nieco brwi – ale nie wracajmy do tego. Cieszę się, że cię widzę – przytuliła się do ojca. Dobrzański z pewnym niepokojem przyglądał się temu spotkaniu
- Zrobię kawę – rzucił i zniknął w kuchni. Cieplaki rozmawiali już dobre półtorej godziny. Wspominali dawne czasy, matkę Uli. Dobrzańska postanowiła, że gdy tylko będzie na siłach, razem z Markiem przyjadą na cmentarz w Wesołej. Opowiadała ojcu o długiej rehabilitacji, sesjach z psychologiem i troskliwiej opiece Marka. Dobrzański przysłuchiwał się wszystkiemu w milczeniu. Zagotowało się w nim dopiero, gdy z ust teścia padło imię Piotr
- Dopytuje się o ciebie. Wciąż utrzymujemy kontakt. Dzwoni raz na jakiś czas. Ostatnio nawet zaprosiłem go na kawę. Był w okolicy i postanowił zapalić znicz na grobie Magdy
- Mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku – rzekła, przypominając sobie przystojnego lekarza, którego poznała w szpitalu, tuż przed operacją ojca. Przystojny kardiolog sprawdzał, czy pacjent z wadą serca może być poddany narkozie przed zabiegiem na kolano. Zaprzyjaźnili się, później spotykali poza szpitalem. Wszystko wskazywało na to, że zostaną parą. Na tym jej wspomnienia Sosnowskiego się kończyły.
- Wciąż się nie pogodził z waszym rozstaniem – Cieplak spojrzał na Marka, który w tym momencie zacisnął usta i pięść
- Najwidoczniej do siebie nie pasowaliśmy – odparła, ukradkiem obserwując reakcję męża na wspomnienia jej byłego chłopaka
- Piotr bardzo cię kochał i chyba wciąż kocha
- Ale ja kocham Marka – brunet posłał żonie zaskoczone spojrzenie. Ale w jego wzroku było coś jeszcze. Szczęście i nuta ulgi, że być może zaczęła sobie coś przypominać. Tymi słowami Ula skutecznie zamknęła ojcu usta w kwestii kardiologa. Choć prawda była taka, że w jej głowie kłębiły się setki myśli i pytań. Poruszyli jeszcze kilka nic nieznaczących tematów i Cieplak wrócił do domu zamówioną przez Marka taksówką.

- Zaczęłaś sobie coś przypominać? – usłyszała za sobą jego głos, gdy owinięta szczelnie kocem siedziała wieczorem na tarasie ich domu
- Nie – odparła – dlaczego pytasz?
- Myślałem – zaczął, ale szybko urwał – zresztą nie ważne
- Chodzi ci o to, co powiedziałam o nas ojcu, prawda? – domyśliła się, do czego nawiązuje. Lekko skinął głową – To, że nie potrafię dojść do ładu ze swoimi uczuciami, że tak naprawdę nie wiem, kim byłam przez ostatnie lata, że nie pamiętam naszego wspólnego życia, nie oznacza, że nie byłam z tobą szczęśliwa, że cię nie kochałam. Gdyby tak było przecież bym za ciebie nie wyszła – spojrzała na swoją obrączkę, którą dwa dni temu po raz pierwszy od wypadku założyła na palec - Mieliśmy jakieś miejsce, takie nasze, do którego lubiliśmy wracać?
- Tak - niewyraźny uśmiech pojawił się na jego twarzy, wywołany najwyraźniej wspomnieniami
- Daleko stąd?
- Jakieś dwadzieścia minut jazdy autem - odparł
- Zabierzesz mnie tam jutro? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz