B

sobota, 28 marca 2015

Miniaturka XXV 'Kusicielka'

Była świetnie wykształcona. Zajmowała kierowniczą posadę w jednym z największych banków w Warszawie. W wieku dwudziestu ośmiu lat stać ją było na porządne auto i apartament na Powiślu, na który zaciągnęła naprawdę niewielki kredyt. Była niezależna finansowo. Od kilku lat była sama, choć jak podkreślała nie była samotna. Urszula Cieplak z całą pewnością była piękną i atrakcyjną kobietą. Zjawiskowa uroda w połączeniu ze świetnym stylem i drogimi ubraniami powodowały, że każdy napotkany mężczyzna obrzucał ją zachwyconym spojrzeniem. Uwielbiała się podobać. Te pożądliwe spojrzenia były jej potrzebne, jak tlen. Za każdym razem, gdy mężczyzna tracił dla niej głowę dawało jej to dziką satysfakcję. Kilka namiętnych spotkań i koniec znajomości. Twierdziła, że nie jest stworzona do stałych związków, że się do tego nie nadaje, że ją nudzą, że potrzebuje nowych wyzwań i adrenaliny. Bo każdy kolejny mężczyzna na jej drodze był wyzwaniem. Ci, którzy przychodzili sami, którzy zostawiali swój numer telefonu, nie byli dla niej tak atrakcyjni, jak ci z pozoru nieodstępni. Mężczyzna niedostępny nie dawał się skusić chwilowym zatrzepotaniem rzęsami i uroczym uśmiechem. Niekiedy musiała pójść na lunch, później jedną, drugą kawę, wysłuchać jego żali i frustracji, by ostatecznie skończyć w sypialni. A najbardziej podniecająca w tym wszystkim była tajemnica. 

Kolejny nudny bankiet zorganizowany przez jej bank. I to na dodatek w jakiejś dziurze pod Warszawą. Dziesiątki śliniących się na jej widok mężczyzn. Mężczyzn w zdecydowanej większości zupełnie ją nieinteresujących. Urszula Cieplak wbrew pozorom miała pewne zasady. Na przykład – nie rozpoczynać romansu z kolegą z pracy. Nie chciała kłopotów, plotek i zamieszania w miejscu zatrudnienia. Było jednak kilku kontrahentów, najważniejszych klientów i zaproszonych gości. Wybrała na ten wieczór czerwoną suknię odsłaniającą niezbyt wiele, a jednak działającą na wyobraźnię. Lubiła ten kolor. Był wyzywający i przyciągający uwagę każdego mężczyzny. Urszula Cieplak doskonale zdawała sobie sprawę, że czerwona sukienka działa na mężczyznę, jak płachta na byka. Tak samo, jak czerwone usta i czerwone paznokcie. Zwróciła uwagę na stojącego przy barze mężczyznę. Przystojny brunet lekko po trzydziestce, o czym świadczyły szpakowate włosy na skroniach. Dwudniowy zarost, hipnotyzujące spojrzenie i zniewalający uśmiech. Tak, to właśnie ten brunet był jej dzisiejszym wyzwaniem. Wyzwaniem niezwykle łatwym. Z delikatnym uśmiechem obserwowała, jak od kilkunastu minut wodzi za nią wzrokiem sącząc drinka. Szybko dowiedziała się, że to prezes Marek Dobrzański, którego dom mody jest klientem ich banku od momentu powstania. Dzięki jej małemu podstępowi po chwili zostali sobie przedstawieni. Zamienili kilka krótkich zdań, właściwie o niczym. Zresztą słowa nie były ważne. Widziała, jak pożera ją wzrokiem. Marek Dobrzański był jej od pierwszej chwili. Rosnące między nimi napięcie przerwał prezes, który porwał ją w kierunku przybyłego właśnie prezesa Związku Banków Polskich. Po niespełna trzech godzinach miała dość tych sztucznych uśmieszków i wymuszonej serdeczności. Dopiła szampana, wyciągnęła swoją wizytówkę i na odwrocie dopisała ‘pokój 134’. Odstawiając kieliszek na bar podsunęła kartonik w kierunku Dobrzańskiego i nawet nie zaszczycając go spojrzeniem ruszyła na górę. Nie musiała długo czekać. Gdy po kwadransie usłyszała pukanie do drzwi miała pewność, że po drugiej stronie stoi właśnie on. Otworzyła drzwi, tym samym pozwalając na wybuch namiętności.

Przytulając ją do torsu wodził dłonią po jej nagich plecach. Wyraźnie czuła chłód złotej obrączki znajdującej się na jego palcu.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał wpatrując się w jej błękitne tęczówki. Kusząco przygryzając wargę kiwnęła głową potakująco. Zachłannie wpił się w jej usta.

Ich romans trwał w najlepsze od dwóch miesięcy. Spotykali się regularnie, trzy razy w tygodniu w wynajętym pokoju hotelowym lub w jej mieszkaniu  Ta relacja diametralnie różniła się od pozostałych. Przede wszystkim swoją długością. Zwykle płomienny romans kończył się po kilku spotkaniach. Nie chciała kończyć z Dobrzańskim. Może dlatego, że było jej z nim dobrze. Bardzo dobrze. Kompletnie zwariował na jej punkcie. Gdyby mógł, nosiłby ją na rękach, a jej to imponowało. Zaspakajał ją w łóżku, ale też potrafił ją rozbawić i po prostu dobrze im się rozmawiało. 
Z pewnością ciągnęłaby ten układ dalej, gdyby nie jego niezapowiedziana wizyta w sobotnie popołudnie. Stanął w jej progu z walizką. Obrzuciła go zdumionym spojrzeniem.
- Kocham cię – wyznał stojąc w holu jej mieszkania – Wczoraj złożyłem pozew o rozwód, dziś rozmawiałem z Pauliną i wyprowadziłem się z domu. Jestem wolny, możemy być w końcu razem tak na sto procent – jej oczy były wielkości pięciozłotówki. Chrząknęła nieznacznie czując jak wzbiera w niej złość. Choć z drugiej strony miała ochotę roześmiać mu się w twarz.
- A czy ja powiedziałam, że chcę z tobą być? – splotła ręce na piersiach i bezczelnie spojrzała mu prosto w oczy. Zmieszał się i rozbieganym wzrokiem wodził teraz po lśniącej podłodze w kolorze piasku pustyni.
- Mówiłaś, że jest ci ze mną dobrze – szepnął czując, że traci grunt pod nogami – Ja…. Ja sądziłem, że nie mówisz tego głośno, by do niczego mnie nie zmuszać, ale nie chcesz się mną dzielić… że nie chcesz być kochanką – w jego głosie wyraźne było zdenerwowanie
- Nigdy od ciebie nie wymagałam wyłączności. Zresztą ty też nie byłeś jedyny – spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby właśnie poraził go prąd
- Ale…. – gwałtownie łapał powietrze
- Wiesz, co najbardziej mnie w tobie kręciło? Obrączka – zaskoczony spojrzał na nią nie rozumiejąc sensu jej słów – Owszem, było nam razem dobrze, ale najbardziej pociągające było to, że ryzykujesz dla mnie swoje małżeństwo, że jesteśmy razem w ukryciu, a ty każdego dnia boisz się, czy nasz romans się nie wyda, czy twoja żona się nie dowie, a ty stracisz dom, firmę i szacunek rodziców. Uwodzę mając świadomość, że tacy jak ty porzucają dla mnie swoje zasady, łamią obietnice i przysięgi małżeńskie, a ja jednym skinieniem palca jestem lepsza od waszych żon, które czekają na was w domu. Zakazany owoc smakuje najlepiej – rzekła zmysłowym głosem - Nigdy nie deklarowałam ci miłości i nigdy ci jej nie zadeklaruję, bo ja się nie nadaję do stałego związku. Nie chcę go. Marku Dobrzański, byłeś jedną z wielu przygód w moim życiu, ale wracaj do żony. Może uda ci się jeszcze uratować wasze małżeństwo – wpatrywał się w nią przez chwilę nieprzytomnym spojrzeniem. Bez skrupułów podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko dając mu tym samym znać, że jego wizyta dobiegła końca. Wyszedł z jej domu bez słowa czując gorycz porażki i potężną szpilę wbitą wprost w jego serce.
Urszula Cieplak była kusicielką żonatych mężczyzn, a Marek Dobrzański jej kolejną zdobyczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz