B

niedziela, 22 marca 2015

Miniaturka XXIV 'Kłótnia'

W gabinecie prezesa firmy Febo&Dobrzański, który wciąż zajmowała, trwała zaciekła dyskusja.
- Ale kochanie, my naprawdę nie mamy czasu na szukanie nowej agencji – westchnął Marek, który w głębi duszy miał już serdecznie dość marudzenia Uli. Jej zachowanie było co najmniej dziwne, a przedstawiane stanowisko nie było podparte sensownymi argumentami. Po prostu uważał, że się uparła i za wszelką cenę chce przeforsować swoje stanowisko. ‘Kobiety czasem tak mają’ powtarzał w myślach.
- Zlecę to Ani. Jest na tyle bystra, że szybko znajdzie coś odpowiedniego – rzekła stanowczym głosem i wróciła do analizowania ostatniego raportu. Wolała skończyć tę dyskusję jak najszybciej, gdyż czuła, że zmierzona ona w niewłaściwym kierunku.
- Z pewnością nic lepszego i tańszego – przekonywał lekko zirytowanym głosem. Znała ten ton – Ja się znam na tym troszeczkę lepiej
- Ooo, w to nie wątpię – czyżby wyczuł nutę ironii? Za wszelką cenę próbowała nie wybuchnąć i nie wygarnąć mu, co o nim myśli w tej chwili.
- Powiedz mi, o co ci chodzi tak naprawdę? – stanął nad jej biurkiem i wlepił w nią wyczekujące spojrzenie – Twarz kolekcji mamy wybraną, pokaz za niecały miesiąc, a ty zamierzasz dokonywać rewolucji? - kompletnie jej nie rozumiał. Po co sobie utrudniać, skoro ten etap przygotowywania pokazu mieli zamknięty
- Nie mamy wybraną, tylko ty ją wybrałeś – zauważyła przytomnie nie odrywając wzroku od kartki papieru
- Bo jest najlepsza. Była już twarzą ‘FD Summer’. Ludzie ją znają, lubią, kojarzą z naszą firmą – wyliczał
- Czasami dobre są zmiany – spojrzała na niego w taki sposób, by dać mu do zrozumienia, że chce zakończyć tę dyskusję. Bez efektów.  
- Możemy z nią negocjować dobre warunki. Ma świetne nogi, ładny uśmiech – rzekł obojętnym tonem, a mimo to w niej wzmagała agresja. ‘Koneser’ – przemknęło jej przez głowę, a przed oczami stanęły jej obrazy, których nie chciała pamiętać. On i ona podczas przygotowywania kolekcji. To były pierwsze miesiące jej pracy w FD. Sesja, wybór modelki i jego wzrok znawcy i łowcy, który dosłownie pożerał te puste kukły - jest blondynką, co będzie się dobrze komponować z kolorystyką kolekcji – coraz trudniej było jej panować nad sobą
- Taaa, rozumiem, że osobiście zamierzasz negocjować – rzekła z wyczuwalną kpiną - Teraz jest Sara, wcześniej była Domi, którą też wybrałeś osobiście po bardzo kameralnym castingu – słysząc te słowa roześmiał się nerwowo i podrapał się w tył głowy.  
- Ty mnie o coś podejrzewasz? – pierwsze zdenerwowanie ustąpiło miejsca zdumieniu
- A powinnam? – spojrzała mu prosto w oczy. Zaśmiał się gorzko. Jej wciąż przed oczami stał obrazek sprzed godziny. Wracała właśnie z bufetu. Mijając konferencyjną odruchowo spojrzała w bok, zastanawiając się, czy Dobrzański skończył już spotkanie z kontrahentem. Z Makulskim skończył, ale najwyraźniej teraz wziął się za negocjacje z Pati Hyć. Długonoga brunetka opierała się o kant blatu i stojąc zdecydowanie za blisko jej partnera, bawiła się jego krawatem. Marek nie był tym specjalnie przejęty. Wydawało się, że wręcz przeciwnie. W pierwszej chwili miała ochotę tam wejść, ale stwierdziła, że nie może i nie chce pilnować go na każdym kroku. Niezauważona wróciła do swojego gabinetu.
- Rozumiem, że za dawne błędy będę na cenzurowanym do końca życia – był rozgoryczony. Nie miała prawa. Nie dał jej powodu – Zamierzasz teraz kwestionować każdą moją decyzję odnośnie współpracujących z nami modelek, wyboru twarzy kolekcji? – zmarszczył brwi i splatając ręce na torsie spojrzał na nią wyczekująco
- Te, przy których będziesz tak gorliwie obstawał, tak – rzekła zdecydowanie i obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Nie mogła pojąć dlaczego on nie potrafi i nie chce postawić się na jej miejscu. Dlaczego nie stara się jej zrozumieć – Ty się nawet przez chwilę nie zastanowiłeś, co ja czuję – rzekła oskarżycielsko – Co będę czuła, gdy będę współpracowała z tym tabunem twoich kochanek
- Byłych kochanek – wtrącił się ostrzej, niż zamierzał, ale zignorowała jego słowa
- Gdy przez korytarz będą przewijać się te same twarze, które wielokrotnie widziałam w twoim gabinecie, a co gorsza na twoich kolanach – rzekła patrząc na niego z bólem – Przecież były dziesiątki takich sytuacji, gdy cię nakrywałam na zdradzie. Zapomniałeś już? Wiem o wielu i domyślam się, o jak wielu nie wiem. I chyba nie chcę się dowiedzieć, dlatego zamierzam rozpocząć współpracę z agencją, która do tej pory nie miała styczności z FD, z którą ty nie miałeś styczności – rzekła dobitnie - bo ja po prostu sobie nie potrafię z tym poradzić – zakończyła swój monolog. Stał niewzruszony próbując przetrawić jej słowa. W końcu się odezwał
- Wydaje mi się, że troszeczkę przesadzasz, a ja nie zamierzam cię całe życie przekonywać, że nie jestem wielbłądem. Jesteś gorsza, niż Paulina, ale ona chociaż miała powody – rzucił pod nosem na odchodne i szybko opuścił jej gabinet. Zabolało, oj zabolało. ‘Ja chyba też mam’ szepnęła cicho. Wypuściła głośno powietrze i ukryła twarz w dłoniach. Może i nie powinna tak na niego naskakiwać. W zasadzie mogła się zapytać, o tę sytuację z konferencyjnej. Zobaczyć co ma do powiedzenia. Bardzo szybko wydała na niego wyrok. Z drugiej strony on nie miał powodu porównywać jej do panny Febo. Dzielił je rów mariacki, jakby to ujęła Violetta. Postanowiła, że tego dnia musi odpocząć i się zresetować. Ostatnie miesiące były dla niej mordercze. Praca, praca i jeszcze raz praca. Była przemęczona, a przez to rozdrażniona. Mało sypiała. Spędzała nad dokumentami po dwanaście godzin dziennie, przez pięć dni w tygodniu. Jeśli nawet nie w firmie, to zabierała robotę do domu. Co prawda FD Gusto okazało się hitem, ale firma nadal nie wyszła w pełni z kryzysu, a ona szukała najkorzystniejszych rozwiązań, by pomnożyć zyski. Weekendy poświęcała rodzinie lub Markowi, który kategorycznie domagał się jej obecności chociaż w te dwa dni. Te ciągłe podróże między firmą, Rysiowem, a mieszkaniem Marka zaczynały ją wykańczać. Wreszcie sześć tygodni temu przeniosła się do Dobrzańskiego na stałe. Przeprowadzka również dała jej się we znaki, chociaż z rodzinnego domu zabrała jedynie dwa kartony i dwie walizki. Uporządkowanie rzeczy, zorganizowanie życia na Siennej, to wszystko wysysało energię. Potrzebowała relaksu, chwili tylko dla siebie. Postanowiła, że oderwie się od rzeczywistości właśnie dzisiaj. Zresztą i tak nie chciała po pracy wracać do domu, by nie nastąpił ciąg dalszy awantury. Nie miała na to siły i ochoty. Podniosła słuchawkę telefonu i wybrała trzycyfrowy numer – Viola, wpadnij do mnie na chwilę.

Dochodziła siedemnasta, gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów miała wyjść z biura o czasie. Normą stało się, że wychodziła wraz z Markiem ostatnia, ale nie dzisiaj. Na dzisiaj miała plany. Kubasińska zareagowała z takim entuzjazmem na jej propozycję, że o mało nie rzuciła się jej na szyję. Trochę się obawiała pozostawienie wyboru lokalu Violce, ale ostatecznie stwierdziła, że raz na jakiś czas może pozwolić sobie na szaleństwo. Wyłączała właśnie komputer, gdy usłyszała ciche pukanie, a w drzwiach pojawił się Dobrzański. Był ostatnią osobą, z którą chciała rozmawiać przed wyjściem.
- Możemy porozmawiać? – zaczął, siadając na fotelu
- Nie bardzo, trochę się spieszę – odparła, chowając do torebki telefon
- Ula, chciałem cię przeprosić, za to, co powiedziałem wychodząc – splótł nerwowo palce i chrząknął – Ale może faktycznie masz rację. Porozmawiamy o tym w domu. Daj mi pięć minut, spakuję się tylko – już chciał wychodzić, gdy zatrzymały go jej słowa
- Ale ja nie wracam z tobą – spojrzał na nią przerażony. ‘No chyba nie zamierza wrócić do Rysiowa przez pierwszą, lepszą sprzeczkę’ – Jestem umówiona – ulga, wielka ulga, choć i zaskoczenie
- A z kim, jeśli mogę zapytać oczywiście – chrząknął zirytowany. Nawet nie próbował maskować zazdrości
- Z Violettą. Idziemy razem do klubu – powiedziała to tak, jakby właśnie mu komunikowała, że woli dżem malinowy, a nie wiśniowy, jakby to wyjście do klubu było oczywistą oczywistością
- Aha – kiwnął głową potakująco, nim przyswoił treść jej słów – Dokąd? – chciał się upewnić, czy aby na pewno się nie przesłyszał
- Do klubu – spojrzała na niego z satysfakcją – potańczymy, poplotkujemy, powygłupiamy się. Ty masz swojego squasha, siłownię, Sebastiana, mecze i piwo, a ja cały czas albo siedzę w pracy, albo nad papierami w domu. Też mi się należy chwila wolnego, także nie czekaj na mnie z kolacją – jak gdyby nigdy nic wyminęła go i skierowała się jeszcze na chwilę do bufetu. W sekretariacie natknął się jeszcze na Violettę, która pośpiewując pod nosem kończyła malować paznokcie na wściekły róż
- Słyszałem, że idziecie do klubu – zagadnął
- Ano! – opowiedziała mało inteligentnie cała podekscytowana – Uleńka zaproponowała. Będzie mega zabawa. Wybrałam najlepszą miejscówkę w mieście – paplała
- Proszę cię uważaj na nią – rzekł z wyraźną troską – Ona ma bardzo słabą głowę.
- Spoko Mareczku, ze mną  nie zginie – puściła mu oczko i dmuchając na paznokcie pospiesznie złapała torebkę – Ciao!

Violetta zaplanowała ten wieczór bardzo starannie. Najpierw fryzjer i wizyta u kosmetyczki, później szybka sałatka lub inne danie fit i wreszcie wizyta w klubie ‘Fame’. Kilka razy była z Sebastianem w 69, ale jakoś to miejsce ją nie przekonywało. Wolała znaleźć coś innego i znalazła. Z opinii na forum dowiedziała się, że to świetna miejscówka z pysznymi drinkami i fajną muzyką. Co prawda chciała jeszcze w międzyczasie podjechać do domu by się przebrać, ale Ula kategorycznie zaprotestowała stwierdzając, że sukienki, w które były ubrane mogą się nadawać również do tańca. Pani Cieplak za wszelką cenę starała się uniknąć wizyty w domu i kolejnej konfrontacji z Dobrzańskim. Owszem przeprosił, może i widziała w jego oczach skruchę, ale mimo to nie zamierzała rezygnować ze swoich planów. Może tym wieczorem chciała się trochę na nim odegrać? Gdy ona będzie się świetnie bawić, on będzie siedział w domu, zagryzając zęby z zazdrości. Przynajmniej miała nadzieję, że tak będzie. Nigdy nie przepadała za strumieniami alkoholu i głośną muzyką, ale stwierdziła, że niczego teraz tak nie potrzebuje jak beztroski i tańca. A alkohol? ‘Nikt nie powiedział, że od razu muszę się upijać’

- Ula – spojrzała na przyjaciółkę zaniepokojona Kubasińska, gdy ta zamawiała kolejnego drinka z palemką – chyba ci już wystarczy
- No nie przesadzaj – roześmiała się – zabawa się dopiero rozkręca – upiła kilka łyków i ruszyła na parkiet – no chodź! – wyciągnęła przyjaciółkę na parkiet. Violetta starała się zachować resztki zdrowego rozsądku. Początkowo miały zamówić tylko po jednym drinku i skupić się na zabawie, ale z upływającym czasem Ula stawała się coraz bardziej beztroska i odważniejsza w swoich poczynaniach. Dotąd spokojna pani prezes pod wpływem procentów zamieniła się w duszę towarzystwa. Blondynka mając w pamięci słowa Marka starała się hamować zapędy Cieplakówny, ale ostatecznie machnęła ręką i ruszyła do tańca.

Dobrzański nie mógł sobie znaleźć w domu miejsca. Próbował oglądać jakiś mecz, ale po kwadransie stwierdził, że i tak bez sensu gapi się w ekran, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jakie drużyny grają. Był wściekły na siebie, ale i na Ulkę za tę poranną kłótnię. Był też wściekły na Sebastiana, że pojechał odwieźć matkę do sanatorium. ‘Gdyby był na miejscu Violka siedziałaby z nim w domu, a nie latała z Ulką po klubach!’ prychnął pod nosem. Dochodziła dwudziesta trzecia, a jego ukochana najwyraźniej nie miała zamiaru wrócić do domu przed północą. Niespełna pół godziny później rozdzwoniła się jego komórka. Miał nadzieję, że to Ula z prośbą, by po nie przyjechał, z informacją, że chce już wracać do domu, do niego. Na ekranie ujrzał imię swojej byłej sekretarki.
- Cześć Viola – odebrał zaskoczony jej telefonem – Wracacie już?
- Nie bardzo. Chyba Ulka mi się zgubiła – próbowała przekrzyczeć głośną muzykę. W pierwszej chwili roześmiał się, myśląc, że Kubasińska znów zaczęła wymyślać swoje niestworzone historie. ‘Najwyraźniej jej też odrobina alkoholu szkodzi’.
- Violetta, ja bardzo cię proszę, nie wygłupiaj się – z trudem się uspokoił – Jedziecie już? – dociekał
- Ale ja mówię poważnie. Tańczyłyśmy. Jest sporo ludzi. Mnie wyciągnął do tańca jakiś koleś. Ulka tańczyła z innym no i teraz nigdzie jej nie widzę – darła się do aparatu. Marek zerwał się na równe nogi.
- Który to klub? – zapytał pospiesznie szukając kluczyków od auta
- Co?? Strasznie słabo cię słyszę. Coś przerywa… Marek?
- Gdzie jesteście? – warknął będąc już na klatce, kompletnie nie zwracając uwagi, czy obudzi sąsiadów
- W Fame – odpowiedziała. Rozłączył się bez słowa.

Nie zważając na palącą przed klubem grupkę osób i ewentualnych ochroniarzy zaparkował przy samym wejściu i niemal wpadł do środka. Dobrze, że uniknął dyskusji w bramkarzami. Kubasińska czekała na niego przy szatni.
- Szukałaś jej? – spojrzał na nią wściekły, a jednocześnie przerażony. Czuł, że ten ich wypad do klubu nienajlepiej się skończy.
- Próbowałam znaleźć ją w tym tłumie, ale nigdzie jej nie widzę – stres spowodował, że procenty szybciej się niwelowały. Wyminął blondynkę i ruszył w stronę głównej sali. Stanął przy barierce i obrzucił uważnym wzrokiem tańczące kilka metrów niżej dziesiątki osób.
- W łazience sprawdzałaś?
- Byłam w damskiej przed telefonem do ciebie – nerwowym ruchem zaczesała włosy do tyłu. Zbiegł na dół i przeciskając się przez zgraję bawiących się ludzi zaczął dotarł do ciemnych i wąskich korytarzy oświetlonych jedynie słabym, niebieskim światłem. Jeden, prowadzący najpewniej na zaplecze był pusty, kolejny również. Z następnego, prowadzącego, jak wskazywała strzałka do damskiej toalety, wpadły wprost na niego trzy wstawione dziewczyny, który na jego oko nie były jeszcze pełnoletnie. Jedna z nich nawet coś do niego powiedziała, trzepocząc rzęsami, ale szybko je wyminął, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Dotarł do kolejnego, oddalonego najbardziej od sali głównej. ‘Pieprzone labirynty’ przeklinał w myślach podziemia klubu. 69 był pod tym względem dużo mniej skomplikowany. W połowie jego długości dostrzegł całującą się parę. Podszedł do nich szybkim krokiem. I stanął niemal tuż obok, dopiero teraz dostrzegając, że dziewczyna jest ruda. Odetchnął z ulgą. Jej partner odrywając się od jej ust posłał Dobrzańskiemu wściekłe spojrzenie. ‘Zgubiłeś coś frajerze? Wypad stąd!’. Rzucając krótkie ‘sorry’ oddalił się. Pospiesznie analizował, gdzie ona może być. Był pewny, że nie wyszłaby stąd zostawiając Violkę bez słowa. Patrząc na lekko zawianą Kubasińską miał niemal pewność, że Ulka jest w podobnym, jak nie gorszym stanie. Już miał wracać do czekającej na niego na górze Violetty, gdy na końcu wąskiego przejścia dostrzegł schody prowadzące w dół. Podbiegł w tamtym kierunku i stanął jak wryty. Jego dziewczyna namiętnie całowała się z jakimś przypakowanym kolesiem, którego dłonie znajdowały się na jej pośladkach.  Dobrzańskiego trafił szlag!
- Zostaw ją! – krzyknął podchodząc bliżej i odepchnął mężczyznę.
- Odwal się koleś – burknął postawny blondyn, o twarzy, której nie powstydziłby się niejeden kryminalista – Poszukaj sobie innej panny
- Powiedziałem zostaw moją żonę w spokoju –  dopiero, gdy Dobrzański pociągnął ją za rękę w swoją stronę dostrzegła go
- Maaaareczek? Faajnie, że jesteś. Zatańczymy? – jak gdyby nigdy nic rzuciła mu się na szyję.
- A to sorry – blondyn podniósł ręce w obronnym geście i szybko się zmył. Spojrzał na Cieplak wściekły, a jednocześnie zdumiony stanem, do jakiego się doprowadziła. Ledwie trzymała się na nogach. Niewiele myśląc wziął ją na ręce i ruszył w kierunku wyjścia. Ufnie wtuliła się w niego.


Miała wrażenie, że za chwilę rozsadzi jej skronie. Potarła dłonią czoło i niechętnie podniosła głowę do góry. Niewiele pamiętała z wczorajszego wieczoru. Nawet nie pamiętała jakim cudem znalazła się w swojej sypialni. Zatrzymała się na etapie kolejnego drinka i szalonych tańców z Violką. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie zanotowała obecności Marka. Przez szczelnie zasłonięte roletami okna do środka próbowały wedrzeć się promienie słońca. Niechętnie spojrzała w stronę nocnej szafki. Ku jej zaskoczeniu znalazła tam szklankę wody i jakiś proszek. Najwyraźniej Marek postanowił jej ulżyć w cierpieniach. Szybko połknęła pigułkę i ugasiła pragnienie. Sięgnęła po leżący na blacie telefon i z przerażeniem stwierdziła, że dochodzi dziesiąta. Próbowała gwałtownie wstać, ale natychmiast stwierdziła, że to nie jest najlepszy pomysł. Wolnymi ruchami ściągnęła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki.
Wysiadła z taksówki i naciągając na nos przeciwsłoneczne okulary przemierzała parking.
- Ula – usłyszała za sobą głos przyjaciółki, która kilka sekund wcześniej zaparkowała swoją Corsę – Pani prezes spóźniona – roześmiała się Milewska, całując jej policzek
- No spóźniona, spóźniona – bąknęła niemrawo i ściągnęła okulary mrużąc oczy przed słońcem. Dzięki bogu tabletki, które zostawił jej Dobrzański zaczynały powoli działać
- Coś marnie wyglądasz – kadrowa przyjrzała się jej uważnie i zmarszczyła brwi – Jakbyś nie spała całą noc
- Bo tak w istocie chyba było. W gruncie rzeczy nie pamiętam. Poszłyśmy z Violką do klubu i teraz wiem, że to nie był najlepszy pomysł – skrzywiła się
- Do klubu? – zdziwiła się – No o to bym cię nie podejrzewała – roześmiała się radośnie
- Posprzeczałam się trochę wczoraj z Markiem. Zirytował mnie. Na dodatek przyłapałam go z Pati w konferencyjnej i chciałam się trochę na nim odegrać. Jednak tą małą zemstę moja głowa teraz bardzo przeżywa
- Jak to go przyłapałaś? – zaciekawiła się
- Przechodziłam akurat koło konferencyjnej, gdy trzepocząc rzęsami bawiła się jego krawatem, a on wydawał się być z tego powodu niezwykle zadowolony. Nie chciałam patrzeć na to, co będzie później. Zresztą nie zamierzam go pilnować na każdym kroku. Jak będzie chciał zdradzić, to i tak zdradzi – rzekła gorzko – Ale zamierzam mu to dzisiaj wygarnąć. Wczoraj nie miałam ochoty na kolejną awanturę – westchnęła
- Junior Dobrzański jest niewinny – odparła Milewska zatrzymując się przed wejściem do budynku
- Słucham? – wlepiła w przyjaciółkę wyczekujące spojrzenie
- Ja…- zawahała się przez chwilę - można powiedzieć byłam wczoraj świadkiem tej rozmowy. Byłam akurat w socjalnym. Tylne drzwi od konferencyjnej były uchylone. Też widziałam, że klei się do niego za bardzo. Nie chciałam podsłuchiwać, ale – westchnęła próbując wybrnąć z tej dość niezręcznej sytuacji – jesteś moją przyjaciółką. Ja musiałam mieć pewność, że on jest uczciwy w stosunku do ciebie. Pati próbowała go przekonać, by zrobił z niej twarz kolekcji. Konsekwentnie odmawiał, mówił, że to ty teraz podejmujesz decyzje. Zaczęła powracać do przeszłości. Mówiła, że za nim tęskni, że chciałaby odnowić ich znajomość, że jego związek z tobą nie bardzo jej przeszkadza. Przekonywała go, że przecież było im razem dobrze. A wiesz, co on odpowiedział? ‘Masz rację. Było nam razem dobrze. Ale z Ulą jest mi najlepiej. I tylko z nią chcę być i tylko ona może zostać kiedyś moją żoną. A romans nie wchodzi w grę. Jesteś piękną i mądrą dziewczyną. Znajdź sobie jakiegoś fajnego faceta’ – skończyła cytować, a Ulka stała z szeroko otwartymi oczami – Powiem ci, że mi wczoraj zaimponował – przyznała Milewska
- Znów w niego zwątpiłam – rzekła z wyrzutem – Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałaś – u boku starszej koleżanki ruszyła w stronę wind z przekonaniem, że powinna go przeprosić za swój wczorajszy wybuch. Swoją niechęć do Sary i dotychczasowych modelek mogła mu przedstawić w inny sposób, a nie bezpośrednio sugerować mu załatwianie kontraktów przez łóżko. Poza tym musiała z nim porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Choć akurat przy tej kwestii doszła do wniosku, że najpierw powinna dopytać Violki jak znalazła się w domu. Dobrzański z pewnością nie był zachwycony stanem, w jakim wróciła do domu. Postanowiła wyciągnąć Kubasińską na kawę, by dowiedzieć się o szczegóły wczorajszego wieczoru. Wjechała na piąte piętro i skierowała się w stronę swojego gabinetu. Sekretariat był pusty. Zdziwiło ją trochę, że nie ma na posterunku ani jej asystentki, ani sekretarki. Jak się szybko przekonała Kubasińska jednak była. W jej gabinecie, z jej partnerem. Podeszła bliżej niedomkniętych drzwi.
- Prosiłem, tak? – mówił podniesionym głosem – Prosiłem, żebyś ją pilnowała, że nie może dużo pić, że ma słabą głowę. Ale ty jak zwykle okazałaś się nieodpowiedzialna! – syknął - Co to w ogóle był za pomysł, żeby iść z nią do tego klubu!
- To ona chciała tam iść – broniła się blondynka
- To trzeba było odmówić! - wrzasnął tak, że aż się wyprostowała - Sama z pewnością by nie poszła! Ty masz świadomość, co mogło się stać, gdybym jej nie znalazł? – zapytał wzburzony – Albo gdybym przyjechał dziesięć minut później?
- Marek, ja.. – chciała coś powiedzieć, ale ostro jej przerwał
- Wiesz co, nic już nie mów – rzucił i niemal wypadł z biura omal nie wpadając na oniemiałą Cieplak. Wyminął ją bez słowa, nawet nie zaszczycając spojrzeniem i skierował się w stronę schodów. Wchodząc do gabinetu zastała Kubasińską siedzącą na fotelu. Przyjaciółka wyglądała od niej znacznie lepiej. Najwidoczniej pani prezes zdecydowanie bardziej przesadziła wczoraj z alkoholem.
- Cześć – przywitała się z sekretarką, która pogrążona w myślach nie usłyszała jej wejścia.
- Cześć. Jak się czujesz? – zapytała przyglądając się jej uważnie
- Trochę boli mnie jeszcze głowa, ale przeżyję – posłała jej blady uśmiech – Słyszałam twoją rozmowę z Markiem Powiesz mi, co się wczoraj stało – poprosiła siadając na kancie sofy – Ja przyznam, że niewiele pamiętam. Chyba trochę przesadziłam. Pamiętam, że tańczyłyśmy, piłyśmy drinki i na tym film mi się urywa – rzekła niepewnie, a w uszach wciąż dźwięczały jej słowa Dobrzańskiego
- Tak, piłyśmy – przyznała – W pewnym momencie widziałam, że masz dość. Marek mnie prosił, bym nie pozwoliła ci dużo pić. Sugerowałam, że masz dość, ale ty nie chciałaś słuchać. W końcu machnęłam ręką i uznałam, że jeszcze kilka kieliszków nikomu nie zaszkodziło. Tańczyłyśmy. Po pewnym czasie zniknęłaś mi z oczu. Nie mogłam cię znaleźć – opowiadała wciąż zestresowana rozmową z byłym szefem – zadzwoniłam do Marka. Przyjechał prawie natychmiast. Znalazł cię w podziemiach klubu. Nie chciał mi dokładnie powiedzieć, o co chodzi, ale wiem, że znalazł cię tam z jakimś facetem. Podobno się do ciebie dobierał – Ula przeklinając w duchu swoją głupotę wpuściła głowę - Wyniósł cię pijaną i zabrał do domu. Ula – westchnęła – przepraszam cię. Ja powinna być bardziej stanowcza. Powinnam dużo wcześniej zadzwonić po taksówkę i dostarczyć się do domu – jęknęła
- Violka, daj spokój – spojrzała na przyjaciółkę – To ja okazałam się kompletną idiotką, która nie zna umiaru. To ja powinnam ciebie przeprosić. Za swoje zachowanie i za Marka. On nie powinien mieć do ciebie pretensji. Ja jestem temu winna. I dziękuję ci, że zareagowałaś wczoraj przytomnie i po niego zadzwoniłaś. Pewnie kiepsko spałaś, tak jak ja  - uśmiechnęła się niemrawo – jeśli nie masz nic ważnego do zrobienia, to idź do domu i odpocznij.
- Chyba masz rację. Nie mogłam długo zasnąć… - przeczesała dłonią włosy – Dzięki Ula. Do jutra.

Gdy tylko przyjaciółka opuściła gabinet nalała sobie szklankę wody i wypiła duszkiem. Nie sądziła, że kilka drinków spowoduje, że straci kompletnie rozum. Zachowanie Marka jednoznacznie wskazywało na to, że jest na nią wściekły. Doskonale wiedziała, co musiał czuć widząc ją wczoraj z innym. Ona czuła się tak wielokrotnie, ale chciała się na nim odgrywać w ten sposób. Poza tym on wówczas nie był jej, a teraz przecież byli w związku. Chciała odreagować, chciała by był zazdrosny, że jest gdzieś bez niego, ale nie chciała go ranić. Zresztą teraz miała świadomość, że nawet nie miała powodu by być na niego wściekłą. Owszem wybrał Sarę, ale wszystko wskazywało na to, że kierował się dobrem firmy, a nie osobistymi pobudkami. A jego spotkanie z Pati nie przebiegło tak, jak sobie wyobrażała. Miała świadomość, że czeka ją trudna rozmowa, że musi go przeprosić. Z jednej strony nie chciała ich prywatnych spraw załatwiać w firmie, ale z drugiej wolała mieć to jak najszybciej za sobą. Jednak tego dnia nie spotkała go już na firmowych korytarzach. Najpierw od Ani dowiedziała się, że wyszedł z Czarkiem na lunch, a godzinę później od Daniela, że zabrał już swoje rzeczy i wyszedł z biura. Wyszła z firmy pół godziny wcześniej i taksówką dojechała do mieszkania Dobrzańskiego. Po porannym słońcu nie było już śladu. Niebo zasnute ciemnymi chmurami zapowiadało ulewę. Wjechała na górę i niepewnym ruchem przekręciła klucz  w zamku. Stojąca w rogu teczka wskazywała, że jej chłopak już jest. Nie zdążyła nawet powiesić żakietu na wieszak, gdy pojawił się w przedpokoju ubrany w granatowy dres. Nawet na nią nie spojrzał. Traktując ją jak powietrze usiadł na metalowej ławeczce stojącej pod lustrem i zaczął wiązać adidasy.
- Chciałam z tobą porozmawiać – rzekła niemal szeptem. W głębi duszy bała się spojrzeć mu w oczy. Bała się, że dostrzeże tam rozczarowanie, może nawet ból.
- Ja chciałem rozmawiać wczoraj, ale maiłaś lepszy pomysł na spędzenie wieczoru – prychnął z nutą złośliwości i skupił się na sznurówkach drugiego buta. Tego się spodziewała. Przecież wczoraj potraktowała go podobnie
- Chciałam cię przeprosić – rzekła zdecydowanie – za naszą wczorajszą rozmowę, ale przede wszystkim za moją wizytę w klubie, ja… - zaczęła, ale zbił ją z tropu swoim głośnym, lekceważącym śmiechem
- Ale ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Święta Ula Cieplak. Wzór cnót i uczciwości – pokręcił głową z niedowierzaniem – Zarzucasz mi romanse i prowadzenie haremu. Masz mnie za ostatniego łajdaka, który w przerwie na lunch posuwa na twoim biurku wszystkie dziewczyny z firmy, a wyszło na to, że to ja ciebie przyłapałem na zdradzie! – spojrzał jej prowokująco prosto w oczy. Chłód bił z nich na kilometr – Bo to dla mnie była zdrada! Zresztą – miotał się po przedpokoju jak zranione zwierzę – gdybym tego nie przerwał… - nerwowo podrapał się po głowie, gdy nawiedziły go obrazy poprzedniego wieczoru. Spuściła wzrok by się nie rozpłakać - Temu facetowi niewiele brakowało, żeby stać tam ze spuszczonymi spodniami – urywanym oddechem nabierał powietrza do płuc
- Wybacz mi – szepnęła cicho, ale zignorował to
- Odkąd jesteśmy razem nie pozwoliłem sobie na głupi flirt z żadną kobietą! – mówił podniesionym głosem - Ba, na żadną nawet nie spojrzałem, jak na potencjalną zdobycz, a ty co? Chciałaś się na mnie odegrać? Za przeszłość? Brawo! Udało ci się! – syknął i ruszył w kierunku drzwi
- Proszę cię, nie wychodź teraz – złapała go za rękę, ale wyrwał ją obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem – usiądźmy i porozmawiajmy. Marek, proszę – błagała ledwie hamując łzy
- Ja już skończyłem. Idę biegać – naciągnął na głowę kaptur od bluzy i nacisnął klamkę
- Daj spokój. Zaraz będzie padać – próbowała go zatrzymać ostatnim sensownym argumentem
- Nie jestem z cukru! – zakpił i wyszedł ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Oparła czoło o wejściowe drzwi. Po jej policzku spłynęła łza. Czuła, że coś między nimi pękło i coraz poważniej zaczęła się obawiać, że nie uda jej się tego szybko naprawić. Wiedziała, że nie może odpuścić. Bo jeśli teraz przestaną rozmawiać, to oboje się okopią, stworzą mur, który trudno będzie rozbić. On będzie czuł się skrzywdzony, ona urażona, że nie chce jej wysłuchać. To zawsze on był winny, to zawsze on był nie fair, to zawsze on błagał o szansę i dążył do zgody. Teraz role się odwróciły. Musiała wziąć się w garść i walczyć o ich związek. Ruszyła do kuchni, by przygotować jego ulubioną zapiekankę. Postanowiła przygotować kolację, podczas której miała nadzieję z nim porozmawiać, wyjaśnić i przeprosić.

Deszcz padał coraz silniejszy a on biegł, kompletnie nie zwracając uwagi na przemoczony dres, na ściekające po twarzy krople wody. Nie mógł sobie poradzić z tym, że inny mężczyzna dotykał ją, całował. Kolacja czekała w piekarniku. Elegancko nakryty stół, jego ulubione wino. Siedziała na kanapie czekając na niego. Nerwowo spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta, a jego wciąż nie było. Nigdy nie biegał tak długo. Zaczęła się niepokoić. Wybrała jego numer, ale włączyła się automatyczna sekretarka. Najwyraźniej wyłączył telefon. Cierpliwie czekała na jego powrót.
O dwudziestej pierwszej wszedł do domu. Wysiłek fizyczny pomógł mu poukładać sobie wiele spraw w głowie. Był zmęczony, przemoczony, zziębnięty i nieco spokojniejszy. Wszedł do salonu i zobaczył ją. Spała zwinięta w kłębek na sofie. Ostrożnie, by jej nie zbudzić okrył ją kocem i wyłączając po drodze piekarnik udał się do łazienki pod ciepły prysznic.
Obudziła się, gdy w pomieszczeniu było już jasno. Brak snu wcześniejszej nocy i stres dnia kolejnego sprawił, że spała mocno i długo. Roztarła sztywny kark i usiadła napotykając wzrok Marka. Siedział w samych bokserkach i czarnym podkoszulku, kubkiem kawy i patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przepraszam – usłyszała zdumiona – że nie wracałem tak długo i nie dawałem znaku życia. Wiem, że się martwiłaś.
- To ja przepraszam – westchnęła spoglądając na jego spokojne oblicze. W głębi duszy odetchnęła. Przynajmniej zaczynali rozmawiać - Miałeś prawo być na mnie wściekły. Gdyby nie alkohol i zazdrość nigdy bym tego nie zrobiła. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy – zapewniła spoglądając na niego z miłością
- Wiem – szepnął
- Jesteś atrakcyjnym mężczyzną, pożądanym przez kobiety. Boję się, że pewnego dnia… - westchnęła – jestem cholernie zazdrosna o twoje byłe kobiety, stąd ten mój upór przy zamianie Sary – pokiwał głową ze zrozumieniem i odstawiając kubek przesiadł się obok niej
- Nie masz powodów do zazdrości. Jestem twój, tylko twój – chwycił jej dłoń w swoją - Inne się nie liczą i myślałem, że o tym wiesz. Poprosiłem już Anię o znalezienie nowej agencji. Masz rację, nie pomyślałem w jak niezręcznej sytuacji cię stawiam – przyznał - Ty też jesteś piękną kobietą. Szalałem w domu, gdy byłaś  w klubie. A gdy zobaczyłem cię z tym facetem – zacisnął pięść – Ja nie mogę cię stracić – spojrzał jej prosto w oczy
- Nie stracisz – szepnęła mu do ucha, wtulając się w niego.
- Wyjdź za mnie – poprosił
- O niczym innym nie marzę – uśmiechnęła się szeroko, by po chwili czule pocałować jego usta, gdy na chwilę się od niego oderwała wskazał na stół
- W rewanżu za kolację zrobiłem śniadanie – roześmiała się radośnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz