Siedział w ciemnym pokoju, sącząc
już drugą szklaneczkę szkockiej. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę, na
której wpadające przez niezasłonięte okno światło księżyca tworzyło magiczną
poświatę. Czuł się… dziwnie. Choć słowo dziwnie z pewnością nie jest adekwatne.
Nie bardzo potrafił określić, jak czuje się w tej chwili. Zdradzony? Nie. Oszukany?
Może tak. Chociaż nie raz był oszukiwany, a jednak dopiero tym razem uderzyło
to w niego z taką mocą. Może dlatego, że kochał. Zawsze to on oszukiwał.
Uwodził i kłamał, zaliczał i porzucał. Zwykle nie były zaskakująco piękne. Ot, takie przecietę, ale
potrafiły zaspokoić jego pragnienia. Wykorzystywał ich miłość, oddanie,
zaślepienie. Przeważnie były w niego wpatrzone, jak w obrazek i były w stanie zrobić
dla niego wszystko. A on bez skrupułów mówił im prosto w twarz, że nic do nich
nie czuje, że dobrze się bawił, ale to koniec, żeby zniknęły z jego życia.
Odchodziły ze łzami w oczach i złamanym sercem. Te piękne były bardzo
interesowne i wykorzystywały jego. Uwodziły, mamiły, oddawały się mu, by tylko
załatwić sobie jakiś kontrakt, dostać od niego kosztowne prezenty, by
przedstawił je swoim wpływowym znajomym. Łasiły się do niego jak pieski, by
sprezentował im futro, kolię, by załatwił im umowę na najbliższe dwa lata w prestiżowej agencji modelek w Mediolanie,
Paryżu, Berlinie. I gdy dostały to, co chciały, z przesłodzoną minką zamykały
mu drzwi przed nosem. Łudził się, że może wreszcie dla którejś z nich jest
ważny, że któraś z nich wreszcie dostrzeże w nim mężczyznę, który pragnie
ciepła, uczucia, bezinteresownej troski. Łudził się, że któraś z nich wreszcie
dostrzeże w nim mężczyznę, a nie tylko bogatego panicza ze znanym nazwiskiem i
szerokimi znajomościami. Nic z tego. Choć bardzo chciał, nie potrafił być w
związku. Kiedyś był. Tuż po studiach związał się z córką współwłaścicieli. Jak
się okazało dla niej również nic nie znaczył. Była z nim, bo był przystojny.
Była z nim, by zaimponować koleżankom, by wzbudzić w nich zazdrość, że udało
jej się zdobyć ‘tego Dobrzańskiego’. Kolejne oszustwo, którego doświadczył. I
wreszcie na jego drodze stanęła ona. Całkiem przypadkowo, jak sądził, choć
teraz wiedział, że to kolejne kłamstwo. Znów czuł się oszukany. Z tym, że teraz
bolało nie do zniesienia. Bolało, że go oszukała. Bolało, że stracił miłość.
Poznali
się w pewien kwietniowy
wieczór w jego ulubionej knajpie. Dobijał trzydziestki i od pewnego
czasu
huczne zabawy w klubie zamienił na piątkowe kolacje w jednej ze
stołecznych
knajp. Przychodził sam, albo z przyjacielem. Siadał zawsze przy tym
samym stoliku, zamawiał jedzenie i wsłuchiwał się
w grę pana Gustawa na pianinie, któremu towarzyszyła czasami młoda
dziewczyna o imieniu Klara, studentka
wydziału wokalistyki estradowej. Relaksowały go te piątkowe wypady.
Odkąd
zasiadł w fotelu prezesa i nie chciał zawieść ojca, pracował na pełnych
obrotach pięć dni w tygodniu. Gdy wychodził już do domu wpadł na nią.
Oblała mu
koszulę czerwonym winem. W pierwszym momencie był wściekły. To była jego
ulubiona, liliowa koszula. Ale gdy spojrzał jej w oczy, odpłynął, a
złość
odeszła w siną dal. Stała przed nim prześliczna brunetka z nienaturalnie
niebieskimi oczami i lekko zakłopotaną miną. Zaczęła go żarliwie
przepraszać, a
on nie tracąc ani chwili stwierdził, że to była jego ulubiona koszula i
może
puścić ten incydent w niepamięć pod jednym warunkiem – zgodzi się pójść z
nim
na kolację następnego dnia. Zgodziła się i nawet nie musiał jej
specjalnie
namawiać. Być może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Trudno mu
to
było jednoznacznie stwierdzić. Na pewno było to silne zauroczenie, które
z
każdym kolejnym spotkaniem zaczęło przeradzać się w miłość. Podczas tego
sobotniego wieczoru, który spędzili razem w przytulnej restauracji na
obrzeżach
Warszawy dostrzegł, że jest nie tylko piękna, ale również inteligentna i
zabawna. Na jego drodze stanął ideał. Ideał kobiety, której szukał
latami. Śmiał się w duchu, że to takie trywialne być zakochanym na
wiosnę. Ku
jego ogromnej radości zgodziła się na kolejne spotkanie. W piątek, w
knajpie, w
której się poznali. Nie chciał niczego przyspieszać, nie chciał niczego
zniszczyć i jej wystraszyć. Ale to ona, ku jego radości ale i dozie
zaskoczenia, poprosiła by pokazał jej swoje mieszkanie. Wiedział, co to
oznacza. Finał tego wieczoru miał miejsce w sypialni. Zwariował na jej
punkcie.
Cudownie było im nie tylko w łóżku. Potrafili rozmawiać godzinami, a
przyjemność sprawiało im także wspólne milczenie. Była jego
rówieśniczką, ekonomistką,
analitykiem w jednym z funduszy inwestycyjnych. Wiedział, czuł, że
spotkał
wreszcie właściwą kobietę. Szczerą, otwartą i zakochaną w nim tak po
prostu. Byli
razem ledwie trzy miesiące, a on już zaczął planować zaręczyny. W
pierwszy
weekend sierpnia miał ją zabrać nad morze. Apartament przy plaży,
świece,
szampan i pierścionek, który od dwóch tygodni leżał w szufladzie jego
biurka.
Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Ten weekend spędzali w jej
mieszkaniu.
Namiętny poranek, śniadanie do łóżka. Wydostali się z pościeli dopiero
przed
południem. Właśnie wybierała sukienkę, którą miała założyć w ten upalny
dzień,
gdy zapiszczał jego telefon. Odczytał wiadomość od przyjaciela, który
informował go, że jeśli nie dokona przelewu za hotel, to organizatorzy
konferencji wykreślą go z listy uczestników. Poprosił ją o udostępnienie
laptopa. Bez namysłu podała mu urządzenie i zniknęła pod prysznicem.
Przelał sześćset
euro na właściwy rachunek i już miał zamknąć klapę komputera, gdy na
pulpicie
dostrzegł folder oznaczony jego imieniem. Z zaciekawieniem kliknął
sądząc, że
znajdzie tam kilka z ich nielicznych, wspólnych zdjęć, które już zdążyli
sobie
zrobić. Nic z tych rzeczy. Były tam wyłącznie jego zdjęcia.
Kilkadziesiąt, z
różnych okresów jego życia. Ku jego zdziwieniu również zdjęcia z czasów
studenckich,
które z pewnością nie krążyły nigdzie po sieci, ani żadna plotkarska
gazeta ich
nie publikowała. W jego głowie pojawiły się tysiące myśli. Zastanawiał
się kim
jest kobieta, z którą kochał się dziś rano, z którą był od kilku
miesięcy,
której planował się oświadczyć. Pospiesznie naciągnął spodnie i założył
szary
t-shirt, w którym przyjechał do niej wczorajszego wieczora. Nerwowo
przemierzał
salon w oczekiwaniu na jej powrót z łazienki. Był zamyślony i
zdenerwowany.
Oszukała go! Perfidnie go oszukała. Nawet nie spostrzegł, gdy znalazła
się koło
niego. Do rzeczywistości przywrócił go dotyk jej dłoni oplatających go w
pasie.
- To co robimy z tak pięknie
rozpoczętym dniem? – zapytała chcąc przytulić się do jego pleców. Odskoczył,
jak oparzony i wlepił w nią przeszywające spojrzenie. Zmarszczyła brwi nie
bardzo rozumiejąc czemu zachowuje się tak dziwnie.
- Kim ty jesteś? – zapytał odchodząc
kilka kroków – Kim ty jesteś? – powtórzył przez zaciśnięte zęby – Psychofanką ‘tego
Dobrzańskiego’ – celowo użył określenia, które stosowano nagminnie w prasie – Siostrą,
przyjaciółką, współlokatorką którejś z moich byłych dziewczyn, która teraz chce się na mnie zemścić? – na język
cisnęły mu się wszystkie scenariusze, które przyszły mu do głowy przez ostatni
kwadrans – Szpiegiem konkurencji? No kim? – wzbierał w niej niepokój, ale postanowiła
za wszelką cenę zachować pozory
- Nie bardzo rozumiem… - zaczęła
powoli, ale przerwał jej
- Skąd to masz? – wskazał na
otwarty folder na ekranie laptopa – Oszukałaś mnie! – rzekł oskarżycielskim
tonem – Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?- westchnęła próbując zebrać myśli. Nie było już odwrotu.
-
Rocznik osiemdziesiąty trzeci.
Studia na SGH – zaczęła siadając na fotelu. On stał po drugiej stronie
pokoju
ze skrzyżowanymi na piersi rękami – Oprócz ekonomii studiowałam
równocześnie
zarządzanie. Grupa czwarta. Ty byłeś w pierwszej. Mieliśmy razem
niewiele
zajęć. Ledwie kilka wykładów i parę egzaminów - zmarszczył brwi próbując
sobie ją przypomnieć. Może ją wtedy uwiódł i porzucił? Nie pamiętał jej
- W auli c, w której spotykał się
cały nasz rok na zajęciach u profesora Mączyka, w kolejnych latach
Tybowskiego i
Kaczora zawsze siadałeś na górze, w przedostatnim rzędzie, z grupą
swoich
znajomych – opowiadała wypranym z emocji głosem. Tylko ona wiedziała,
ile ją to
kosztuje – Ale na każdym egzaminie przesiadałeś się trzy rzędy niżej i
siadałeś
obok mnie. Uśmiechałeś się wtedy uroczo i ze swoim uwodzicielskim
spojrzeniem
pytałeś czy ci pomogę – zmarszczył brwi przysłuchując się tej opowieści -
Zawsze
się zgadzałam, mimo tego, że do następnego egzaminu mijając mnie na
korytarzu
nie mówiłeś mi nawet cześć. Traktowałeś mnie, jak powietrze. Żeby tego
było
mało naśmiewałeś się ze mnie razem ze swoimi kolegami, Remkiem i
Marcinem. Pamiętasz?
Okularnica w niemodnych ciuchach i aparacie ortodontycznym – przełknął
głośno
ślinę i ciężko opadł na sofę – Zakochana w tobie od pierwszego
wejrzenia. A ty traktowałeś
mnie jak śmiecia, który można użyć, a później się go pozbyć, gdy jest
nieużyteczny. Chyba dzięki mnie skończyłeś studia. Na egzaminie z
zarządzania
ryzykiem na rynkach kapitałowych byłeś tak skacowany, że ledwo byłeś w
stanie
tam wysiedzieć. Napisałam najpierw odpowiedzi na twoje pytania, a
dopiero później
wzięłam się za swoją kartkę. Nawet nie oczekiwałam od ciebie słowa
dziękuję,
które przez te wszystkie lata padło raptem cztery razy. Mnie wystarczyło
twoje
spojrzenie, twój uśmiech, gdy podsuwałeś mi swój test. Przez całe
pięć lat wierzyłam, że gdy będę ci pomagać wreszcie dostrzeżesz we mnie
nie
tylko paszczura – szepnęła cicho – ale normalną dziewczynę, która zrobi
dla
ciebie wszystko. Na koniec studiów był bal absolwenta, pamiętasz?
Tańczyłeś po
kolei ze wszystkimi dziewczynami z roku. Ze wszystkimi – podkreśliła z
bólem –
tylko nie ze mną. Brzydula. Tak na mnie mówiliście. Nawet nie pamiętałeś
mojego imienia. Pewnie dlatego, gdy
przedstawiłam ci się po latach nie skojarzyłeś faktów. Zresztą byłam o
tym
przekonana. Tam wtedy, na tym balu zrozumiałam, że dopóki nie zmienię
się, nie
mam co liczyć na twoje przychylne spojrzenie. Byłeś koneserem kobiecego
piękna,
a ja nie mieściłam się w tych ramach. Przez te wszystkie lata nie
potrafiłam o
tobie zapomnieć. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile razy śniły mi się te
roześmiane oczy w kolorze górskiego lodowca, które widziałam zawsze
wtedy, gdy
oddawałam ci wypełniony test. Przez te wszystkie lata nie potrafiłam
przestać
cię kochać mimo tych wszystkich przykrości. I gdy już zdjęłam aparat,
okulary zamieniłam na szkła kontaktowe i
zarobiłam na modne ubrania postanowiłam cię odnaleźć – spojrzała mu
prosto w
oczy – Od początku wiedziałam, że będziemy tworzyć świetną parę, a ty w
głębi duszy potrafisz być wspaniałym facetem. Czułym, torskliwym i
dobrym. Pewnie masz
mnie za wariatkę – wzruszyła ramionami, przecierając nerowowo czoło
dłonią, za wszelką cenę starając się nie
rozpłakać – ale ja po prostu chciałam zaznać odrobiny szczęścia u
twojego boku –
zakończyła swój monolog, a on przez chwilę siedział, jak skamieniały.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi
tego wcześniej? – zapytał już nieco łagodniejszym tonem. Jej wyznanie wywarło
na nim piorunujące wrażenie. Wściekłość zastąpiło rozczarowanie – Dlaczego mnie
oszukiwałaś? Chciałaś zbudować związek na kłamstwie? Sądziłaś, że to się nigdy
nie wyda, że znaliśmy się wcześniej?
- Nie wiem – szepnęła, a po jej
policzku spłynęła łza, którą szybko otarła – Przepraszam
- Oszukałaś mnie, a tyle razy ci
powtarzałem, że najbardziej w tobie cenię tą prawdomówność, szczerość i
otwartość. Wiesz, ile razy mnie oszukano, a ty z premedytacją zrobiłaś to samo!
– rzekł z pretensją i nie czekając na jej dalsze wyjaśniania szybkim krokiem
wyszedł z jej mieszkania, solidnie przy tym trzaskając drzwiami.
Prosto z jej domu pojechał
nad Wisłę. Musiał się przejść. Musiał ochłonąć. Próbowała się do niego
dodzwonić. Wyłączył telefon i ze złością wcisnął go do kieszeni. Nie potrafił
zrozumieć, jak mogła go oszukać, skoro tak go kochała. Przed wieczorem wrócił do
domu. Nie czuł głodu. Nalał sobie szklankę szkockiej.
Nie
powiedziała mu, że się znali,
że razem studiowali, że to ona pomagała mu na studiach. Czuł się
rozczarowany.
Sądził, że znalazł wreszcie ideał. Ale czy tak w istocie nie było?
Przecież
byli razem tacy szczęśliwi. Myślał o założeniu z nią rodziny, o ślubie,
dzieciach,
domu na przedmieściach. Naprawdę ją kochał. Kochał całym sobą, jak
jeszcze
nigdy. W pewnym momencie zaczął dostrzegać również swoje błędy. Bo
przecież też
je popełnił. Może nie teraz, ale w przeszłości. Przecież nie
oszukiwałaby go,
gdyby te pięć lat temu nie potraktował jej w tak bezczelny sposób. Gdyby
nie
liczyło się wówczas dla niego opakowanie, gdyby by ulegał presji
kolegów. Ona
nie była w stosunku do niego uczciwa, ale on kiedyś również nie był
fair.
Zaczął się zastanawiać, czy teraz zwróciłby na nią uwagę, gdyby w
dalszym ciągu
wyglądała jak Brzydula. I szybko doszedł do wniosku, że nie. Że pewnie
nawrzeszczałby na nią w tej knajpie, oskarżył o zniszczenie koszuli i
nie
chciał nawet na nią patrzeć. Wciąż był powierzchowny, a mimo to była z
nim,
kochała go, troszczyła się o niego. Dała mu wszystko to, czego szukał
przez
ostatnie lata i do czego dążył. Czy warto przez jeden błąd przekreślić
miłość?
Przecież była jego ideałem. Ideałem, na którym co prawda pojawiła się
rysa, ale
zaufanie można z czasem odbudować. Zmieniła się dla niego i chciała z
nim być pomimo przeszłości. Przecież Ula, niegdyś Brzydula, była jego
miłością. Miłością, której nie może stracić, której nie chce stracić.
Zamówił
taksówkę. Chwycił portfel i klucze i szybko wyszedł z domu. Otworzyła mu
zapłakana, z podpuchniętymi oczami. Nie kryła zaskoczenia, gdy ujrzała
go na
klatce. Niewiele myśląc wszedł do środka i mocno do siebie przytulił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz