B

poniedziałek, 21 lipca 2014

Miniaturka XVII 'Wyjazd integracyjny'

Podpisywała właśnie stertę dokumentów, którą rano zostawiła jej na biurku Ania, gdy usłyszała, że ktoś puka do drzwi jej gabinetu. Zaprosiła gościa do środka, którym okazał się Krzysztof Dobrzański.
- Witam pani Urszulo – posłał jej ciepły uśmiech i nie czekają na jej zaproszenia rozsiadł się na białym fotelu
- Dzień dobry panie prezesie. W czym mogę pomóc? – zaciekawiła się jego nieoczekiwaną wizytą. Szybko przemieściła się na sofę i wlepiła wzrok w seniora Dobrzańskiego
- Przeglądałem ostatnie wyniki firmy. Są naprawdę imponujące. Odrobiliśmy straty, zaczęliśmy nieźle zarabiać – spojrzał na nią z uznaniem
- To prawda. Cały zespół świetnie się spisał. Mój kontrakt wygasa za miesiąc. Wtedy też przekażę stery Markowi
- Prawdę mówiąc wolałbym, aby została pani z nami jak najdłużej i aby to pani jak najdłużej zarządzała firmą. Marek świetnie się sprawdza w roli wiceprezesa odpowiedzialnego za promocję i dobrze by było, aby wasz duet sprawował władzę jak najdłużej – lekko się zmieszała, co nie umknęło jego uwadze - Ale nie o to mi teraz chodzi. Przez ostatnie zawirowania i kłopoty z płynnością finansową firmy kilkanaście osób odeszło. Na szczęście pojawili się nowi, równie pracowici i dobrze wykształceni, ale atmosfera w firmie na tym straciła. Jesteśmy firmą rodzinną i od zawsze ceniłem sobie zgranie zespołu. Dlatego też jako właściciel podjąłem decyzję o zorganizowaniu wyjazdu integracyjnego – obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem - Zbliża się długi weekend sierpniowy. Akurat będą dwa dodatkowe dni wolne od pracy, więc nie będziemy musieli specjalnie zamykać firmy. Mój przyjaciel organizuje tego typu wyjazdy na promach do Szwecji. To zwykle imprezy trwające trzy lub cztery dni. Nasza firma też w tym weźmie udział. Pani jest teraz prezesem, teoretycznie powinienem to z panią ustalić, jednak zapewniam, że dostaliśmy naprawę korzystną ofertę i fundusze firmy nie ucierpią na tym trzydniowym rejsie. Mam nadzieję, że wybaczy mi pani tę samowolkę – uśmiechnął się serdecznie. ‘Marek jest tak bardzo podobny do swojego ojca’ przemknęło jej w tej chwili przez głowę, ale szybko odgoniła te myśli i skupiła się na treści, którą jej przed chwilą przekazał.
- Oczywiście. Mamy trochę wolnych środków w funduszu reprezentacyjnym, sądzę, że nie będzie problemu z przesunięciem ich.
- Świetnie. Jeszcze jedna kwestia. Koszt pobytu jednej osoby jest stosunkowo niewielki. Jak już podkreślałem, jesteśmy firmą rodzinną i z tego tytułu uznałem, że chętni pracownicy będę mogli, oczywiście za opłatą, zabrać osobę towarzyszącą. Wie pani, mężów, dzieci, narzeczonych. Kiedy znają nawzajem swoje rodziny, sprzyja to zżyciu się zespołu.  Poproszę pani asystentkę o przygotowanie takiej krótkiej notatki informacyjnej i rozesłanie jej do wszystkich pracowników.
- Naturalnie – uśmiechnęła się
- Mój przyjaciel ma doświadczenie w tej branży. Jestem przekonany, że będziecie zadowoleni – już miał się podnosić z zajmowanego miejsca, gdy zatrzymały go jej słowa
- Sądzę, że moja obecność będzie tam zbędna. Tym bardziej, że lada moment rozstaje się z firmą
- Pani Urszulo, ja sobie nie obrażam tego wyjazdu bez pani. Dzięki pani ta firma jeszcze funkcjonuje, to ze względu na panią większość pracowników nie złożyła wypowiedzeń. Lubią panią, cenią i szanują. Pani obecność jest tam tak naturalna, że nawet nie ma co o tym dyskutować. A co do pani rozstania z firmą, ja wciąż wierzę, że zmieni pani zdanie – spojrzał na nią z nadzieją
- Odchodzę z firmy ponieważ wyjeżdżam z Polski
- Słyszałem od Marka, że ma pani zamiar towarzyszyć partnerowi podczas stażu w Stanach. Ja rozumiem, że robi to pani dla dobra związku, ale – urwał na chwilę bacznie ją obserwując – proszę pomyśleć o swojej przyszłości. Kiedyś wrócicie do kraju, a pani jest zbyt utalentowaną ekonomistką i managerem, żeby rozliczała pani księgowość osiedlowego sklepiku lub siedziała w niewielkim oddziale banku gdzieś pod Warszawą. Nawet jeżeli wyjedzie pani na ten rok, to my z wielką radością przyjmiemy panią ponownie. Wówczas już może nie na stanowisko prezesa, ale fotel dyrektora finansów będzie na panią czekał.
- To bardzo miłe co pan mówi, ale… - nie pozwolił jej dokończyć
- Ja rozumiem, że w pewnym momencie chciała pani odejść ze względu na Marka, ale zauważyłem, że ostatnio nieźle się dogadujecie. Może warto tę kooperację zawodową kontynuować. Wszyscy na tym korzystamy. Firma podnosi się z kolan a i pani oprócz świetnych zarobków może się poszczycić najwyższym stanowiskiem średniej wielkości firmy. W tak młodym wieku to naprawdę duży sukces. Proszę jeszcze to przemyśleć – poprosił spoglądając na nią wymownie – A co do wyjazdu integracyjnego, to nie przyjmuję do wiadomości odmowy – nie czekając na jej reakcję wstał i skierował się do drzwi rzucając krótkie ‘miłego dnia’. Została sama ze swoimi myślami. Może senior Dobrzański miał racje? Może traci szansę na dobrą pracę. Nie każdy oddaje stanowisko prezesa rodzinnej firmy obcej osobie. Wiedziała, że się sprawdza. Miała świadomość, że wyprowadziła firmę na prostą, ale czy inni to docenią, gdy wyśle do nich swoje CV. Świetnie zarabiała i to nawet nie ogromnym kosztem. Miała koleżankę, która zatrudniła się w dużej korporacji. Zarabiała porównywanie na dużo niższym stanowisku, ale pracowała niekiedy po dwanaście a nawet czternaście godzin dziennie w ciągłym stresie, a atmosfera w firmie była określana jednym mianem ‘wyścig szczurów’. Słowa Krzysztofa dały jej domyślenia, choć już wcześniej, gdy Piotr zaproponował jej wyjazd zastanawiała się, czy aby na pewno on jest słuszny. Pomijając już szczegół, że nie bardzo potrafiła określić swoją rolę i charakter w jakim tam jedzie, to nie dawało jej spokoju, czy znajdzie tam pracę. Nie wyobrażała sobie, że będzie ją przez ten rok utrzymywał, a i jej rodzina potrzebowała choć niewielkiego zastrzyku gotówki każdego miesiąca. Uznała, że podczas weekendu przedyskutuje jeszcze tę sprawę z ojcem i rozważy wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’.

- Piotr, w następny weekend Krzysztof Dobrzański zorganizował wyjazd integracyjny dla wszystkich pracowników – Sosnowski obrzucił ją przeszywającym spojrzeniem – Można zabrać osoby towarzyszące. Pomyślałam, że może chciałbyś ze mną pojechać – przyjrzała mu się uważnie. Jego oczy wyraźnie pociemniały.
- Ty zamierzasz jechać? – zapytał oskarżycielskim tonem
- Muszę – odparła spokojnie – jestem w końcu prezesem.
- Marek też jedzie? – niemal wycedził przez zaciśnięte zęby
- Nie wiem. Nie rozmawiałam z nim. Jest współwłaścicielem i nie ma obowiązku mi się tłumaczyć, czy jedzie, czy nie. Podobnie jak Krzysztof z Heleną.
- Jak oni tam będą, to uważam, że twoja obecność będzie tam zbędna
- Piotr, ja ciebie nie pytam o pozwolenie – zachowanie Sosnowskiego coraz mniej jej się podobało – Ja i tak tam pojadę. Z tobą, albo bez ciebie. Pytam, czy ty chcesz jechać.
- Nie mogę. Na ten długi weekend przylatuje do Polski profesor Yamoto. Jest bardzo zajęty i to był jedyny, możliwy termin. Przez dwa dni będę uczestniczył w jego wykładach i warsztatach. Wydawało mi się to oczywiste, że będziesz mi towarzyszyć w Krakowie.
- Jako kto? Nie jestem lekarzem
- Jako moja dziewczyna.
- Pasowałabym tam, jak kwiatek do kożucha. Sądziłeś, że będziesz cały dzień zajęty, a ja będę siedziała i czekała na ciebie w hotelu? Nie będę twoją maskotką, która ma ładnie wyglądać i ładnie się uśmiechać – zdenerwowała się
- Nie jesteś moją maskotką. Ula, daj spokój. Ja wiem, że to może głupio zabrzmiało, ale… - nie dała mu dokończyć
- Koniec tematu – ucięła - Ty masz swoją pracę, a ja swoją – wymownie spojrzała na zegarek – wybacz, ale muszę wracać. Za chwilę mam spotkanie – i nie czekając, aż zapłaci za kawę ruszyła w stronę firmy.



Dwa autokary zajechały do portu w Gdyni. Ula wysiadła wraz z Alą. Pół drogi z Warszawy na Pomorze rozmawiały o Sosnowskim. Chciała się poradzić starszej koleżanki, a może przede wszystkim wygadać. Despotyczność kardiologa coraz bardziej przestawała jej się podobać. Milewska próbowała to tłumaczyć zazdrością o Marka, ale w głębi duszy sama była zaskoczona zaborczością lekarza i jego przesadną zazdrością. Ula rozejrzała się w koło. Instynktownie szukała Marka. Nie jechał z nią autokarem. Sądziła, że może będzie w drugim raz z Sebastianem i Violettą. Nie widzieli się pod firmą. O wyjeździe też jakoś nie rozmawiali. On nie rozpoczął tematu, a ona nie chciała dopytywać, czy będzie. Bała się, że tym samym zdradzi się, iż podświadomie chciałaby, żeby jechał. Nie pokusiła się również o sprawdzenie listy uczestników. Grupka blisko siedemdziesięciu osób czekała pod ogromnym promem Stena Line. Prawie każdy był z osobą towarzyszącą. Mężem, narzeczoną, dzieckiem. Iza zabrała męża, Ela Julka, księgowa Matylda męża i córkę. Ania zdecydowała się zaproponować wyjazd Maćkowi, a ten z wielką radością przyjął jej propozycję. Nawet Pshemko zabrał swojego przyjaciela Amadeusza. Trwały dyskusje, śmiechy, część pracowników robiła sobie zdjęcia na tle promu. Oczekiwali na opiekuna wycieczki. I wtedy podjechał srebrny Lexus, z którego wysiadł Dobrzański wraz z około pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Wyciągnął z bagażnika swoją walizkę i oddał kluczyki młodemu chłopakowi, który po chwili odjechał autem.
- Moi drodzy – rzekł doniosłym głosem – przedstawiam wam pana Alberta Steca. To on będzie odpowiedzialny za całą naszą wyprawę. Jeżeli będziecie mieć jakiekolwiek pytania, bądź problem, pan Albert jest do waszej dyspozycji.
- Tak, jak już powiedział Marek, jestem do państwa dyspozycji w każdej sytuacji, choć wierzę, że żadne trudności i problemy nas nie spotkają. Wysłałem plan wyjazdu. Mam nadzieję, że każdy z państwa go otrzymał. Jeśli nie, mam przy sobie kilka kopii, chętnie się nimi podzielę. Dla firmy Febo&Dobrzański mamy zarezerwowany kabiny na pokładzie siódmym i jedenastym. Mając listę uczestników dokonałem podziału części kajut. Rodziny w zależności od ilości osób dostaną dwójki, bądź czwórki. Jest również kilka jedynek. Już na pokładzie rozdam państwu karty do drzwi. Odpływamy dopiero za godzinę, ale od momentu, gdy wejdziemy na pokład, bardzo proszę, by nie schodzili już państwo na ląd. Zapraszam – wskazał na statek.

Dla pracowników i ich rodzin zostały przeznaczone kabiny Premium Class na pokładzie jedenastym. Karda zarządzająca miała zatrzymać się w eleganckich kabiny Panorama Class na pokładzie siódmym. Ula ruszyła wąskim korytarzem i stanęła przed drzwiami z numerem siedemset osiem. Była miło zaskoczona. Nie sądziła, że na promie kursującym na tak krótkiej trasie są tak eleganckie wnętrza. Oglądała kiedyś program, gdzie pokazywali promy kursujące wokół Bahamów. Tamte były imponujące. Musiała przyznać, że ten polsko-szwedzki był niewiele gorszy. Wielkie małżeńskie łoże, telewizor plazmowy na ścianie, wygodny wypoczynek. Wszystko utrzymane w tonacji brązowo-fioletowej. Podeszła do jednego z dwóch okien. Rozpościerał się z niego piękny widok na morze. Na parapecie drugiego okna czekał na nią kosz owoców i słodkości. Uśmiechnęła się pod nosem wyobrażając sobie minę Adama, który wszedł do kajuty obok. Jako po. dyrektora finansowego również dostał kabinę o wyższym standardzie. ‘Będzie wdzięczny, a tym samym bardziej lojalny’. Postanowiła się odświeżyć. Zgodnie z harmonogramem za półtorej godziny powinna rozpocząć się kolacja.

Spojrzała na zegarek. Do rozpoczęcia kolacji został jej kwadrans. Postanowiła chwilę odetchnąć morskim powietrzem. Prom od niespełna dwóch godzin zmierzał do brzegów Szwecji. Stanęła przy burcie i zapatrzyła się w dal.
- Sądziłem, że Piotr będzie ci towarzyszył – usłyszała za plecami ten charakterystyczny głos. Odwróciła lekko głowę. Stał tuż za nią. Granatowe, sportowe spodnie i błękitna koszula w delikatne, szare prążki całkowicie zmieniły jego oblicze. ‘Czyżbym ściągnęła go myślami?’ pytała samą siebie. Jej myśli krążyły wokół niego, gdy tylko zobaczyła jego Lexusa w porcie. Całą drogą była przekonana, że skoro nie jedzie autokarem, to znaczy, że zrezygnował z wyjazdu, a z właścicieli pojedzie jedynie Krzysztof z żoną. Było wręcz odwrotnie.
- Piotr ma sympozjum w Krakowie- odparła i znów spojrzała w morską otchłań
- Jesteś z nim szczęśliwa? – stanął obok i oparł się o metalową barierkę przyglądając się jej twarzy bardzo uważnie
- Skąd takie pytanie? – zatonęła w jego oczach
- Po prostu chcę wiedzieć, czy jesteś szczęśliwa
- Nie pamiętasz, o której mamy dopłynąć do portu? – zapytała ni stąd ni zowąd zmieniając temat. Zaskoczyła go. Liczył na odpowiedź. Nawet nieszczerą, ale jednak. Jednak ucieczka od tematu była nad wyraz jasną odpowiedzią. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Niby była szczęśliwa. Piotr dawał jej poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Ale z drugiej strony, czy można być w pełni szczęśliwym bez miłości? Szczęścia nie można zmierzyć, porównać, ale wiedziała, że nie jest z lekarzem tak szczęśliwa, jak była przy Dobrzańskim.
- Ula- westchnął starając się złapać z nią kontakt wzrokowy – wiem, że bardzo cię skrzywdziłem, ale może warto, byś dała nam jeszcze jedną szansę. Ja…- nie dane mu było dokończyć, bo niemal spod ziemi pojawiła się obok nich Milewska
- Ula, idziemy? Już czas – obrzuciła byłego prezesa bacznym spojrzeniem.
- Tak, już idę – kiwnęła głową – Przepraszam cię – powiedziała do Marka i odwróciła się podążając za przyjaciółką. Zaklął pod nosem. Już był tak blisko… 
Dobrzański siedząc przy sześcioosobowym stole obok, niemal przez całą kolację bezczelnie patrzył się na Ulę. Sam się zastanawiał, czy gapi się na nią, bo wyglądała dziś obłędnie w tej granatowej sukience, czy dlatego, że chce ją sprowokować i dać do zrozumienia, że nie pozwoli jej uciec od przerwanej rozmowy. Ona również ukradkiem spoglądała na niego od czasu do czasu. Przyłapywał ją na tym. Niby śmiała się z żartów koleżanek, starała się skupić na rozmowie z nimi, ale jej myśli wciąż uciekały w kierunku przystojnego prezesa i słów, które kilkadziesiąt minut wcześniej padły z jego ust.
Tuż po kolacji rozpoczęła się impreza zamknięta dla firmy Febo&Dobrzański. Były drobne przekąski, open bar i DJ serwujący dość spokojną muzykę klubową. Pan właściciel, jak określił go kiedyś Daniel, wciąż nie spuszczał z niej wzroku. Sączył drinka przy barze i wodził za nią swoim szarym spojrzeniem, zwłaszcza wtedy, gdy tańczyła z jakimś mężczyzną. Trzeba przyznać, że miała powodzenie. Zdążyła już zatańczyć z Maćkiem, Władkiem, a nawet Adamem.

Z głośników popłynęły pierwsze takty kolejnego kawałka, w który uważnie się wsłuchał. Pierwsze kilkanaście sekund pozwoliło mu stwierdzić, że doskonale go zna. https://www.youtube.com/watch?v=92g7eoOMr5w
Odstawił szklankę na blat i pewnym rokiem ruszył w jej stronę. ‘Nie odpuszczę’ pomyślał. Siedziała z lampką czerwonego wina wraz z Szymczykiem, Anią i kadrową. Nawet nie zawracając uwagi na jej towarzyszy nachylił się i zmysłowym głosem szepnął jej wprost do ucha ‘zatańczysz ze mną?’. Widział na jej twarzy wahanie, ale już po chwili trzymając ją za rękę podążał na środek parkietu. Przygaszone światła nadawały atmosferze intymności. Początkowe nieśmiałe dotknięcia dłoni i spojrzenia stawały się coraz odważniejsze. Początkowo starał się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. Później, gdy poddała się rytmowi, odpłynęła totalnie. Ich twarze dzieliły milimetry. Czuła jego gorący oddech na swojej szyi, za uchem. Sądziła, że za chwile ją pocałuje. Każdy jego ruch był perfekcyjnie zaplanowany. Pozwalał sobie na coraz więcej, a ona nie była mu dłużna. W pewnym momencie kusząco rozchyliła usta. Nie skorzystał z okazji. Wiedział, że to najprawdopodobniej by ją wystraszyło. Nie taki był jego zamiar. Chciał rozbudzić jej pragnienia, podsycić płomień uczucia, który zdawał się jeszcze nie zgasnąć. Póki co, z jej reakcji wnioskował, że udawało mu się to perfekcyjnie. Jej przyjaciele mimo półmroku i odległości doskonale widzieli ten ociekający erotyzmem taniec dwojga ciał. Marek wodził dłońmi po jej talii, pośladkach, odkrytych plecach. ‘Kocham cię’ szepnął jej do ucha, gdy DJ zmienił płytę, a oni zdawali się tego nie zauważyć. To ją momentalnie otrzeźwiło. Spojrzała wprost w jego szare oczy, by już po chwili wybiec z klubu. Chwilę stał na środku osłupiały. Wiedział, że popełnił błąd. To nie był odpowiedni moment. Powinni byli jeszcze porozmawiać, a dopiero potem powinien jej wyznać miłość. Pospieszył się i spłoszył ją. Ale z drugiej strony ile można uciekać od prawdy. Ruszył za nią. Zapukał do jej kajuty. Słyszał, że jest w środku. Wołał, prosił, nie otworzyła. Zrezygnowany poszedł spać.

Rankiem prom dobił do brzegów Szwecji. Szukał jej wzrokiem po restauracyjnej sali. Najwyraźniej nie zeszła jeszcze na śniadanie. Spojrzał na swój sportowy zegarek. Za godzinę mieli spotkać się pod autokarem, który pan Albert wynajął, by obwiózł ich po okolicznych atrakcjach. W korytarzu spotkał Maćka.
- Cześć – spojrzał na niego niepewnie – widziałeś może Ulę?
- Cześć – uścisnął jego dłoń. Marek miał wrażenie, że od pewnego czasu Szymczyk zmienił do niego nastawienie. Stał się mu przychylniejszy – Tak. Przed chwilą u niej byłem. Jest w swojej kajucie. Nie najlepiej się dziś czuje – dostrzegł zaniepokojenie na twarzy Dobrzańskiego
- Zatruła się czymś czy ma chorobę morską? – dociekał
- Nic z tych rzeczy. Ale chyba dziś na ląd nie zejdzie. Mówiła, że nie jedzie na wycieczkę
- To przeze mnie, prawda? – zapytał. Sądził, że Ulka z pewnością opowiedziała przyjacielowi o prawdziwym powodzenie swojej dzisiejszej ‘choroby’, która miała być tylko pretekstem do unikania go. Zresztą wszyscy wczoraj byli świadkami ich tańca i jej ucieczki.
- Nie – zapewnił go – Idź do niej, to sam się przekonasz – posłał mu pokrzepiający uśmiech – Sorry, Ania na mnie czeka.
Niepewnie zapukał do drzwi. Po chwili zamek ustąpił i stanęła w nich ona. Blada, zmęczona.
- Mogę wejść? – zapytał pomijając formułkę przywitania. Bez słowa odsunęła się, robiąc mu miejsce – Co się dzieje? – obrzucił ją zmartwionym spojrzeniem
- Nic, nie jestem dziś w formie. Daruję sobie wycieczkę i zostanę w łóżku. Jutro powinno być lepiej
- Choroba morska? Jesteś strasznie blada.
- Nie – zaprzeczyła – po prostu ostatnio hormony mi szaleją i dość boleśnie przechodzę każdy okres – wyjaśniła po prostu. Wiedziała, że może sobie na to pozwolić. On nie był zwykłym kolegą z pracy.
- To wskakuj do łóżka – wskazał na białą pościel – Przyniosę ci śniadanie
- Nie, błagam. Nic dziś nie przełknę. Mdli mnie od rana.
- Ale powinnaś – zaczął z troską, okrywając ją kołdrą. Rozczulił ją swoim zachowaniem
- Proszę cię… Może później zjem jakąś zupę. Bardzo ci dziękuję, ale – przerwała, bo usłyszeli, że ktoś puka.
- Ja otworzę – Milewska wyglądała na zaskoczoną, gdy zobaczyła w drzwiach bruneta
- Przyszłam sprawdzić, czy Ula się jednak nie zdecydowała na krótki rekonesans po okolicy
- Nie. Nienajlepiej się czuje – oświadczył, nie przesuwając się nawet o milimetr, tym samym skutecznie zagradzając jej wejście do środka
- To może ja…
- Poradzimy sobie. Zostanę z nią. Powiedz Albertowi, żeby na mnie nie czekał – posłał kadrowej uroczy uśmiech i zamknął jej drzwi przed nosem
Wrócił do Ulki. Przysnęła. Poprawił kołdrę i położył się na pościeli do drugiej stronie łóżka. Było duże, podwójne, miał nadzieję, że nie będzie na niego wściekła.
Zdrzemnęła się godzinę. Wciąż zaspana otworzyła oczy zdając sobie sprawę, że wtula się w coś miękkiego, ciepłego. Zaskoczona spojrzała na Marka, który zdawał się być z siebie zadowolony. Obejmował ją jednym ramieniem, a ona najwyraźniej przez sen wtuliła się w jego klatkę piersiową. Odsunęła się speszona własnym zachowaniem.
- Wiesz – zaczął, przewracając się na bok i podpierając głowę na przedramieniu – wciąż się zastanawiam, czy słusznie wczoraj postąpiłem – zmarszczyła brwi zastanawiając się do czego zmierza – Może za wcześnie powiedziałem ci co tak naprawdę czuję, ale z drugiej strony sama powtarzałaś, że prawda jest lepsza od kłamstwa i że prawda zawsze zwycięży. Nie chcę już udawać w obawie, że uciekniesz – dotknął dłonią jej policzka i pogładził go czule - Kocham cię i będę cię błagał do skutku, byś dała mi jeszcze jedną szansę – zamknęła na chwilę oczy pospiesznie analizując, jak powinna się zachować. Czy kierować się sercem, czy rozumem. Wczoraj powiedział to, co chciała usłyszeć od bardzo dawna. Dziś powtórzył te słowa, które mogły wszystko między nimi zmienić. Wyznając jej miłość, tonął w tych dwóch błękitach. Widziała, że mówił prawdę. Przypomniała sobie ich wczorajszy taniec. Tylko w jego ramionach czuła się tak wyjątkowo. Tylko w jego ramionach zapominała o całym świecie. Miała świadomość, że Piotr nigdy go jej nie zastąpi. Postanowiła zaryzykować.
- Obiecaj, że już nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz – szepnęła błagalnym tonem
- Obiecuję – zapewnił, czując wewnętrzną ulgę – zrobię wszystko, byś była ze mną szczęśliwa
- Zbyt mocno cię kocham, by znieść kolejny cios – zamknął jej usta pocałunkiem, by po chwili znów przytulić do swojego torsu.
W myślach dziękował ojcu za zorganizowanie tego integracyjnego wypadu. Ten wyjazd pozwolił im odmienić całe życie i wreszcie ustawić je na właściwe tory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz