B

piątek, 28 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' XI

O dziewiętnastej usłyszała dzwonek. Sądziła, że to Jasiek postanowił odwiedzić ją po wykładach przed powrotem do Rysiowa. Jakież było jej zdziwienie, gdy przez uchylone drzwi znów zobaczyła Dobrzańskiego.
- Cześć. Wpuścisz mnie? – zapytał z miną zbitego psa. Miała ochotę zatrzasnąć mu je przed nosem. Chyba czytał jej w myślach, bo nie dał jej tej możliwości gwałtownie kładąc rękę na dębowych drzwiach.
- Proszę cię, porozmawiaj ze mną – powiedział i  zabrał prawą dłoń. Pozostawił jej możliwość wyboru. Mimo wszystko nie chciał brutalnie wkraczać w jej przestrzeń życiową. Chwilę biła się z myślami. Ostatecznie zamiast je zamknąć, otworzyła szerzej wpuszczając go do środka.
- Dziękuję – powiedział cicho, stając pośrodku przedpokoju i podniósł do góry trzymane w lewym ręku kwiaty – i przepraszam. Zachowałem się wczoraj, jak kompletny idiota i nic mnie nie usprawiedliwia – wyciągnął w jej kierunku bukiet – no może tylko zazdrość – dodał po chwili, gdy nie było reakcji z jej strony. Wreszcie zdecydowała się bez słowa przyjąć tą kompozycję róż i tulipanów. Pierwszy krok za nim.
- Wejdź do salonu. Nie będziemy rozmawiać w drzwiach. Wstawię kwiaty – zniknęła w kuchni. Podszedł do drzwi prowadzących na taras i wyjrzał przez okno. Miała cudowny widok na Wisłę i Stadion Narodowy. Dobrze się czuł w tym mieszkaniu. Dobrze się czuł, gdy była obok. Po chwili pojawiła się obok niego, podając mu szklankę wody.
- Ta wczorajsza sytuacja wiele między nami skomplikowała i zdaję sobie z tego sprawę, że moje zachowanie mogło cię zirytować. Nie powinienem patrzeć na ciebie przez pryzmat mojego zachowania. Nie byłem w porządku i nie miałem prawa robić ci wyrzutów. Głupio się z tym czuję - chrząknął - Przyjechałem tutaj dzisiaj by porozmawiać z tobą o tym, o czym chciałem wczoraj. O tym, dlaczego przyleciałem do Polski – przysłuchiwała się jego słowom nie okazując żadnej reakcji. Nie ułatwiała mu, ale tego się właśnie spodziewał. Wziął łyk zimnego płynu i kontynuował – Po tym naszym rozstaniu ja nie potrafię normalnie funkcjonować, pracować – podszedł do niej i stanął tuż obok – Ula, ja bez ciebie wariuję. Nie potrafię o tobie zapomnieć. Nie chcę o tobie zapomnieć – wciąż milczała. Powili zaczynał wpadać w panikę. Nie wiedział co jeszcze powiedzieć, zrobić, by zareagowała, by dała mu znak, na czym stoi – Początkowo myślałem, że to wyrzuty sumienia, że tak wyjechałem... nagle, że tak naprawdę nie dałem nam szansy, że się zbyt łatwo poddałem. Całkiem niedawno zrozumiałem, że to jest po prostu miłość. Wariuję z miłości – szepnął tuż nad jej uchem. Zapach jej perfum odurzał go. Tak bardzo tęsknił za tą nutą piżma przez ostatnie tygodnie.
- Mylisz fascynację z miłością – powiedziała niewyraźnie, gardłowym głosem. Słowa, które przed chwilą wypowiedział wywołały w jej wnętrzu prawdziwą burzę. 
- Nie mylę – zaprzeczył gwałtownie, pewnym głosem. Podniósł do góry jej podbródek, by spojrzała mu w oczy – Nie chcę czekać i liczyć na to, że kiedyś będzie łatwiej, prościej. Chcę być z tobą tu i teraz. Kocham cię – szepnął i założył na jej ustach czuły pocałunek. Przez pierwsze sekundy nie reagowała, ale wystarczyła chwila, by ich języki splotły się w szalonym tańcu pełnym tęsknoty.
- Ja ciebie też – szepnęła między kolejnymi muśnięciami warg. Uśmiechnął się do niej najpiękniej, jak potrafił. Straciła grunt pod nogami. Nim zdążyła zareagować zaniósł ją do sypialni.  
- Pragnę ciebie. Tylko ciebie – zamruczał wprost nad jej uchem. Rozbierał ją wzrokiem. Był zachłanny. Całował łapczywie. I znów poznawali erotyczna mapę swoich ciał, ucząc się jej od nowa.

Obudziła się wtulona w jego klatkę piersiową. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy. Odsunęła się nieznacznie, kładąc głowę na swojej poduszce. Przez chwilę przypatrywała mu się w skupieniu. Pogrążony we śnie wyglądał tak łagodnie, spokojnie. Dwa dni temu pokazał swoją mocniejszą stronę, gdy zazdrość przysłoniła mu obraz świata. Teraz, gdy wiedziała, że ją kocha, nie miała mu tamtego wybuchu za złe. Pewnie ona widząc inną kobietę w jego ramionach zachowałaby się podobnie. Wplotła palce w jego czarne włosy. Uwielbiała je przeczesywać. Zastanawiała się, jak teraz będzie wyglądać jej życie, ich życie. Wyznał miłość, zapewnił, że nie chce tracić czasu. Jasno dał jej do zrozumienia, że chce związku. Miała nadzieję, że tym razem nie skończy się on szybciej, niż się zaczął. Miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Lepiej. Spojrzała na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści. Jeśli nie chciała kolejny raz spóźnić się do pracy musiała się zbierać. Gdy tylko odkryła kołdrę, poczuła, jak oplata ją swoimi ramionami w pasie i przytula się do jej pleców.
- A dokąd to moja panno? – zapytał jeszcze zaspanym głosem – Chcesz mi uciec? – zaśmiała się radośnie.
- Nie mam zamiaru uciekać – musnęła jego usta, co spowodowało, że leniwie otworzył oczy – Muszę iść do pracy – skrzywiła się
- Ale ja ci nie pozwalam – powiedział tonem naburmuszonego pięciolatka – Nie mam zamiaru wypuścić cię z łóżka przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny – już miała zaprotestować, ale jej nie pozwolił zamykając jej usta pocałunkiem – i nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Zadzwonisz do mojego ojca i powiesz, że jesteś chora, kot ci zdechł, albo twojej sąsiadce skończyło się mleko i musisz jej zrobić zakupy. Niemal nie wychodziłaś z firmy przez kilka ostatnich miesięcy, więc nie będzie robił afery o kilka dni urlopu – tłumaczył spokojnie – A ja się muszę tobą nacieszyć – zaczął składać pocałunki na jej ramieniu
- W zasadzie to wzięłam urlop od poniedziałku. Chyba mogę go przyspieszyć – zamyśliła się teatralnie
- No i cudownie! – odparł uradowany
- Ale jutro muszę być na uczelni – zaznaczyła szybko
- No trudno… - skrzywił się – Ale dzisiaj zostajemy tutaj – niemal klasnął w dłonie w przypływie euforii i wciągnął ją pod kołdrę
- Ale i tak nie zostanę w łóżku przez cały dzień – odsunęła go lekko. Spojrzał na nią skonsternowany
- A to niby czemu?
- Bo na przykład muszę coś zjeść. Spaliliśmy trochę kalorii i obawiam się, że za chwilę pół bloku będzie słyszało, jak burczy mi w brzuchu. Także wybacz, ale ja idę do kuchni, ty jak chcesz, możesz tu zostać – ponownie próbowała wstać
- Stop! – krzyknął – Zostajesz tutaj. A jedzenie, będzie za pół godziny – błyskawicznie chwycił do ręki swojego smartfona – To co, naleśniki? - zapytał wpisując coś w przeglądarkę
- Jestem tak głodna, że zjem nawet owsiankę, której nie cierpię od dziecka – zaśmiała się.
- Gotowe – odłożył telefon na nocną szafkę – No to mamy jeszcze pół godziny nim przyjedzie śniadanie – spojrzał na nią wymownie i zaczął łaskotać.
- Jesteś nieznośny! – zaczęła śmiać się w niebogłosy.

Obserwował ją, jak szykowała się na zajęcia. Była perfekcyjna w każdym calu. Idealnie dobrana garderoba, delikatny makijaż. Przyglądał jej się z błąkającym się na ustach uśmiechem.
- Wiesz – zaczął cicho, powodując tym samym, że na niego spojrzała - Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy się tylko poznaliśmy, to było tylko pożądanie. A teraz nie wyobrażam sobie, żeby któregoś dnia mogło cię przy mnie nie być – łza zakręciła jej się w oku. Nie spodziewała się takich słów z jego strony. Zwłaszcza z jego. Przysiadła na brzegu łóżka, tuż obok niego. Podniósł się lekko, opierając się na lewym przedramieniu – Co ty ze mną robisz, że pragnę budzić się i zasypiać wtulony w twoje ciało – wychrypiał wprost do jej ust. Nim zdążył ją pocałować zdążyła jeszcze szepnąć ‘Kocham cię’.

Pakowała ostatnie papiery do aktówki. Wiedziała, że jeśli nie chce spóźnić się na egzamin powinna wyjść za pięć minut. Marek leniwie przeglądał coś na smartfonie rozłożony na jej kanapie.
- Kiedy lecisz do tej Japonii? – zapytała przypominając sobie ich rozmowę przed rozstaniem
- Nie lecę – odparł spokojnie nie odrywając wzroku od ekranu
- Jak to nie lecisz? – stanęła w pół kroku
- Po prostu – wzruszył ramionami – Zrezygnowałem z tego kontraktu – by skończyć temat wskazał palcem na zegarek – za chwilę się spóźnisz – rzucił i podchodząc do niej krótko musnął jej wargi
- Pewnie już jest taksówka - zaczęła szybciej pakować telefon i klucze do torebki
- Przecież mogłem cię odwieźć. A w zasadzie dlaczego ty nie masz samochodu? - zainteresował się
- Jest w serwisie na przeglądzie. Uciekam.
- idź i nie oblej całego roku – zaśmiał się – ja w tym czasie pojadę do hotelu po swoją walizkę.
- Nie dam się tak łatwo zbyć. Porozmawiamy o tym wyjeździe, jak wrócę – z groźnym wyrazem twarzy podniosła ostrzegawczo wskazujący palec do góry – Prawa strona garderoby jest pusta – uśmiechnęła się uroczo i posłała mu powietrznego buziaka – Paaa
- Miłego dnia – puścił jej oczko.

Roześmiana wyszła z budynku uczelni w towarzystwie Pawła. Opowiadał jej właśnie, jak jeden ze studentów przyłapany na ściąganiu wsadził sobie ściągę do ust, przeżuł ją i połykając stwierdził, że on wcale nie ściągał. Na ławce, po drugiej stronie ulicy dostrzegła postać Marka. Pomachała mu. Wolnym krokiem ruszył w ich kierunku.
- To jest ten twój Marek? – zapytał blondyn obrzucając Dobrzańskiego zaciekawionym spojrzeniem
- Tak – szepnęła rozmarzonym głosem przygryzając lekko dolną wargę. Obserwowała, jak się do nich zbliżał. Koszula w zielono-białą kratę z podwiniętymi rękawami, szare szorty i zielone trampki. I oczywiście nieodłączne okulary Ray Bana. Wyglądał o kilka lat młodziej. Jej towarzysz spojrzał na najpierw na nią, później po raz kolejny na Marka i z serdecznym śmiechem stwierdził
- Zupełnie do siebie nie pasujecie – zaśmiała się pod nosem
- I może w tym tkwi nasz sekret – odparła i już tonęła w ramionach Marka
- Jaki sekret? – zapytał i złożył na jej ustach krótki, acz namiętny pocałunek
- Udanego związku – odpowiedziała z uśmiechem – Poznaj proszę Pawła. Człowieka, bez którego chyba bym nie przeprowadziła dzisiejszego egzaminu z tą rozwydrzoną młodzieżą – uniosła oczy do góry i pokiwała z powątpiewaniem głową, na co panowie się roześmiali
- A to jest Marek…. Mój Marek – dodała po chwili z tajemniczym uśmiechem. Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Bardzo chciałem cię poznać – rzucił Dobrzański obrzucając bacznym spojrzeniem blondyna. Nie wyglądał i nie zachowywał się jak stereotypowy gej, ale też nie dostrzegał w jego oczach zazdrości, gdy całował i obejmował Cieplak. To dało mu pewność, że nie musi się obwiać o relację Pawła z jego kobietą.  
- Ja ciebie też – odparł szczerze – Znamy się z Ulą już ładnych kilka lat i byłem ciekawy jaki jest człowiek, któremu wreszcie udało się skraść jej serce
- Wyobrażałeś sobie pewnie, że będę krawaciarzem ze skórzaną teczką? Biznesmen pełną gębą… - zaśmiał się przygarniając ją do swojego boku
- Mniej więcej – uśmiechnął się serdecznie – Albo chociaż naukowiec w powyciąganym swetrze, ale z habilitacją
- Chyba to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają – szepnął i spojrzał na panią dyrektor roziskrzonym wzrokiem
- Uciekam, muszę być w mojej ukochanej korporacji za godzinę
- Szkoda, miałam nadzieję, że pójdziesz z nami na kawę
- Następnym razem – cmoknął ją w policzek i podając Dobrzańskiemu dłoń powiedział – Trzymajcie się.
- To co, kawa? – zapytał Marek wskazując dłonią małą kafejkę po drugiej stronie ulicy
- Mrożona i na wynos. Mam ochotę się przejść
- Wedle życzenia – wtem zadzwoniła jego komórka – Przepraszam – rzucił i spoglądając na wyświetlacz odebrał płynną angielszczyzną
- Mark słucham…. Nie. Nie przyjadę….. Zrezygnowałem. Do Montrealu też nie przylecę…. Rozumiem, ale taka jest moja decyzja…. – Ula przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem – Powiedzmy, że zmieniły mi się priorytety – spojrzał na Cieplak z miłością – Tobie też miłego dnia – rozłączył się i chowając iPhona do tylnej kieszeni spodni zniknął we wnętrzu kawiarni.
Spacerowali w cieszy ładnych kilka minut. Trzymał ją za rękę, co chwilę na nią spoglądał, a ona miała wrażenie, że czuje się jak zakochana nastolatka. Ona w eleganckiej sukience i beżowych szpilkach i on w sportowym, luźnym stroju. Zupełnie dwa odrębne światy, które jednak udało się połączyć.
- Nie chcę, żebyś rezygnował dla mnie z kariery – powiedziała wreszcie na głos to, co męczyło ją od jakiegoś czasu.
- Proszę cię, nie podchodź do tego w ten sposób
- Marek – westchnęła - owszem, pamiętam jak ci powiedziałam, że się nie przeniosę na stałe do Paryża. I zdania nie zmieniłam. Ale to, że jesteśmy razem do nie powód, żebyś odrzucał wszystkie zawodowe propozycje. Jesteś zbyt uznanym fotografem by teraz zajmować się robieniem zdjęć dzieci w warszawskich przedszkolach, czy nie daj Boże zmieniać profesję.
- Nie zamierzam zmieniać profesji, bo tak naprawdę oprócz robienia zdjęć nic innego nie potrafię – bezradnie rozłożył ręce. Wiedziała, że się wygłupia. Po chwili puścił jej oczko – W Polsce też można złapać ciekawe zlecenia. Już kiedyś Mercedes Benz Poland proponował mi współpracę. Odezwę się do nich. Poza tym postanowiłem, że będę wchodził w kontrakty tylko w Europie i dość krótkie. Jak wyjazdówki, to takie na dwa, trzy dni.
- A co z Japonią? – dociekała. Wiedziała, że jeszcze dwa miesiące temu bardzo mu na tym kontrakcie zależało. Miał być prestiżowy i dobrze płatny.
- Rano się przed tobą otworzyłem i powiedziałem ci, że nie wyobrażam sobie, bym miał się koło ciebie nie budzić. Ula, to są dwa miesiące.
- Postanowiłam przenieść swój urlop. Nie pójdę na niego od poniedziałku, tylko od końca lipca. To wtedy miał być ten wyjazd, prawda? – kiwnął głową – Mam trochę zaległego. Uzbiera się jakieś pięć tygodni. Żaden pokaz się nie zbliża, więc myślę, że Adam da sobie radę sam. Pojadę tam z tobą.
- A co, z kolejnymi trzema? – dopytywał zaczepnie – Będę tęsknić. Bardzo tęsknić – musnął jej wargi
- Jakoś wytrzymasz. To będzie dla nas sprawdzian – doskonale łapał, co ma na myśli. Nie powiedziała tego głośno, ale domyślał się, że to będzie test jego wierności – A jak wrócisz stęskniony, to postaramy się wszystko nadrobić- szepnęła zmysłowo
- Wiesz, że jesteś cudowna? – zapytał. Jej gest wiele dla niego znaczył
- Wiem.
- Muszę zadzwonić do Paula, mojego agenta. Będzie zachwycony. Chyba się polubicie – musnął wargami jej policzek
- Mam taką nadzieję – wtuliła się w jego ramiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz