Gdy tylko otworzyła drzwi swojego
mieszkania na Saskiej Kępie poczuła przyjemny, słodki zapach.
- A co tu tak ładnie pachnie? –
krzyknęła z przedpokoju, ściągając szpilki i beżowy prochowiec.
- Twoja córka od godziny
stanowczo domaga się naleśników – usłyszała z kuchni. Zaśmiała się pod nosem.
Wiedziała, że Pola potrafi być nieustępliwa w kwestiach kulinarnych. Zresztą w
wielu kwestiach. ‘Mały uparciuch’ jak zwykła ją nazywać. Mimo tego, że czasami
nie miała już siły dyskutować z córką o jej zachciankach, to ta mała istotka
była całym jej światem. Jej uśmiech tak bardzo przypomniał jej uśmiech Marka.
Gdy tylko mała wyszczerzyła się do niej, ustępowała jej we wszystkim. Nie tylko
ona miała słabość do tych białych zębów i uroczych dołeczków. Postawiła torebkę
na mahoniowej ławce i ruszyła w stronę kuchni – Te wszystkie podróże mają
zdecydowanie negatywny wpływ na jej gusta kulinarne i wymagania – po blacie
walały się wszystkie produkty potrzebne do przygotowania naleśników. Z nutellą
i bitą śmietaną. Nawet nie musiała pytać. Wiedziała, że ta wersja jest ulubioną
jej trzylatki.
- To nie jej wina, że jej ojciec
jest cenionym fotografem i zabiera ją w podróże po całym świecie – rzekła
siadając na barowym stołku i nalała sobie szklankę wody
- Boję się, że za rok ciężko
będzie sprostać jej zachciankom – czyżby usłyszała w tym głosie nutkę
bezradności
- Ostrzegałam, że za bardzo ją
rozpieszczasz. To teraz masz tego efekty – doprawdy widok Dobrzańskiego w
kuchennym fartuszku rozbrajał ją. Tak samo, jak stojący obok laptop, na ekranie
którego można było dostrzec przepis na ‘wyśmienite naleśniki jak u babci’. Z
trudem powstrzymywała śmiech, ale dla dobra sprawy starała się zachować powagę.
- Jest strasznie uparta.
Próbowałem ją przekupić lodami, ale nie chciała nawet o tym słyszeć.
- Uparta jest akurat po ojcu –
spojrzała na niego z wyraźnym rozbawieniem
- Bardzo śmieszne – z udawanym
obrażeniem pokiwał głową w pobłażliwym geście i przyjrzał jej się uważnie –
Jesteś smutna, czy mi się wydaje?
- Coraz mocniej zastanawiam się
nad odejściem z uczelni – westchnęła
- To przez Pawła, prawda? –
bardziej stwierdził, niż zapytał
- Byliśmy niezawodnym duetem. Ja
wykłady, on ćwiczenia. Ilekroć wchodzę do tego budynku wciąż mam nadzieję, że
zaraz słyszę jakąś jego docinkę lub zwykłe pytanie jak się mam – odparła
smutno. Podszedł do niej i mocno ją przytulił
- Ale wiesz, że on jest
szczęśliwy… - szepnął wprost do jej ucha. Wiedział, że ona bardzo tęskni za
Pawłem. Sam zdążył się z nim zaprzyjaźnić. Ale ekonomista po wielu latach
wreszcie znalazł miłość swojego życia. Bankowca z Londynu i wyjechał do Anglii.
Był świadkiem pożegnania Uli i Pawła. Widział, że obojgu było ciężko się
rozstać. Kwietniewski wyjechał już pół roku temu. Przy okazji jakiegoś
angielskiego kontraktu pojechali we trójkę odwiedzić Pawła i Johna, ale
wiedział, że te okazjonalne spotkania nie zastąpią wspólnej pracy i rozmów
kilka razy w tygodniu. Widać było, że Paweł jest szczęśliwy. Ula cieszyła się,
że przyjacielowi się układa, ale nie zmieniało to faktu, że bardzo jej
Kwietniewskiego brakowało. Marek miał świadomość, że to z pewnością nie była
przyjaźń. To było coś na kształt miłości rodzeństwa.
- Wiem – wtuliła się mocniej – Co
nie zmienia faktu, że był dla mnie jak brat. Zawsze był obok, a teraz… -
westchnęła
- Możesz z nim porozmawiać na
Skypie.
- Ale uczelnia już nie jest taka
sama. My tam zawsze byliśmy razem. A teraz czuję się tam trochę nieswojo. Z
resztą powoli jestem tym zmęczona…. Jestem coraz starsza, a z roku na rok ta
młodzież jest jakby bardziej…. Głupia – chwilę zastanawiała się nad ostatnim
słowem – Kiedyś zaczynałam zajęcia na pierwszym roku od teorii ekonomicznych i
podstawowych pojęć. Teraz muszę zaczynać od podstawowych rachunków. Obawiam
się, że jeszcze rok, dwa i musiałabym zaczynać od tabliczki mnożenia i
wyjaśnienia pojęcia ‘suma’.
- A co, z twoją habilitacją? –
obrzucił ją pytającym spojrzeniem, gdy już wrócił do mieszania w misce
potrzebnych produktów
- Mam na to jeszcze czas. Do
czterdziestki trochę mi brakuje. Chciałabym teraz poświęcić więcej czasu Poli.
Ty dużo wyjeżdżasz, mnie też często nie ma w domu. Niania i dziadkowie nie
zastąpią jej rodziców. Na habilitacje przyjdzie jeszcze pora.
- Pamiętaj, że niezależnie od
tego co postanowisz, będę cię wspierał – zapewnił
- Wiem. Dziękuję
- Naleśnika? – zapytał z wesołymi
ognikami w oczach. Uśmiechnęła się serdecznie. Zawsze potrafił poprawić jej
humor.
- Oczywiście! Muszę spróbować popisowe
danie swojego faceta – puściła mu oczko – ja naprawdę doceniam, że rozwijasz
się kulinarnie – wskazała na laptopa
- Bardzo śmieszne! – w ciszy
zajął się smażeniem. Ula musiał przyznać, że szło mu całkiem dobrze. Po chwili
milczenia odezwał się ponownie – Rozmawiałem z ojcem. Dzwonił. Nawet pamiętał,
że lecę w poniedziałek na sesję do Holandii.
- Chyba zaczyna powili akceptować
to, co robisz. Cieszę się
- Mam wrażenie, że tylko i
wyłącznie dzięki tobie. Gdybyś nie została prezesem wciąż by miał do mnie
pretensję, że zostawiam firmę na pastwę losu – spojrzał na nią z wdzięcznością
– Nie ważne...W każdym razie pamięta o moim wyjeździe, który nakłada
się z firmowymi targami. Zaoferował, że przez te trzy dni, gdy nie będzie cię w
kraju zajmą się z mamą Polą, żebyśmy nie musieli zrzucać jej na głowę twojemu ojcu
- To bardzo miłe z ich strony.
Tata już nie ma tyle energii, by nadążyć za tym szatanem z twarzą
anioła – oboje się zaśmiali – a ona nie lubi na dłużej zostawać z panią Stenią.
- No i załatwione. Przynajmniej
przez trzy dni jej gusta kulinarne będzie zaspokajać gosposia moich rodziców –
odetchnął z ulgą nakładając na talerz kilka porcji słodkości – Pola, naleśniki
– zawołał córkę.
Czekała na niego
zniecierpliwiona. Powinien być już od godziny w domu. Sprawdziła listę
przylotów. Lot 6345 z Amsterdamu miał półgodzinne opóźnienie. Wreszcie
usłyszała dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Starał się zachowywać cicho.
Było już po dwudziestej trzeciej i miał świadomość, że jego córeczka już śpi. W
progu salonu pojawiła się Ula
- Jesteś wreszcie – szepnęła z
wyraźną ulgą. Postawił w kącie walizkę i torbę ze sprzętem i już po chwili
całował ją łapczywie.
- Tęskniłem – powiedział niemal
bezgłośnie, tonąc w jej błękitnym spojrzeniu
- Ja bardziej – wciąż nie mogła
uwierzyć, że są ze sobą już pięć lat, a ona dalej jest w nim zakochana tak, jak
na początku.
- Jak targi? – zapytał, gdy
zmierzali w stronę sofy. Oboje byli tak zajęci przez ostatnie kilka dni, że ich
rozmowy telefoniczne ograniczały się do krótkich, najważniejszych informacji.
Nie mieli czasu na dłuższe pogawędki i obojgu bardzo tego brakowało.
- Dobrze. Pshemko wciąż jest w
świetnej formie. Podpisałam kilka umów. Będzie z tego potężny zastrzyk gotówki
dla firmy.
- To dobrze. Nie muszę chyba po
raz kolejny podkreślać, że moja żona to nie tylko świetna ekonomistka ale i
manager – spojrzał na nią z miłością i zachwytem.
- Nie musisz – uśmiechnęła się –
A jak sesja?
- Dobrze – westchnął zmęczony i
przetarł oczy – Jestem padnięty, tempo było zabójcze, bo nie chciałem zostawać
tam kolejnych kilku dni, a jak wiesz w poniedziałek pogoda nie chciała z nami
współpracować. Ale udało się wszystko zrealizować, więc mogłem z czystym sumieniem
wrócić zgodnie z planem – oparł głowę na jej ramieniu – Dzwonił Paul. Jak
zwykle poza mną wysłał moje zdjęcia na Kuala Lumpur International Photoawards.
Wiesz, ten nowy, azjatycki konkurs – wyjaśnił – Dostałem pierwszą nagrodę –
odsunęła się od niego gwałtownie, pozbawiając go możliwości wygodnego ułożeni
głowy
- Gratuluję kochanie! –
powiedziała nieco zbyt głośno, na co Marek przyłożył palec do ust, wskazując
drugą ręką na korytarz prowadzący do pokoju córki. Zrobiła skruszoną minę i
szepnęła mu do ucha – idę po szampana – już miała wstawać, gdy zatrzymał ją,
łapiąc za rękę
- Szampan może za chwilę.
Poczekaj tu moment. Musimy porozmawiać – wstał i wolnym krokiem ruszył w
kierunku przedpokoju. Trochę ją zaniepokoiły jego słowa. Nie wiedziała o czym
może chcieć rozmawiać w środku nocy. Gdy wracał uważnie go obserwowała. Był
poważny, skupiony. Usiadł obok niej ponownie i podał jej niewielkie pudełeczko
- Co to jest? – zapytała zaskoczona
- Mały, acz istotny drobiazg. Dla
nas obojga – wyjaśnił – Otwórz – zachęcił i wpatrywał się w nią z uwagą i
zaciekawieniem. Otworzyła wieczko i jej oczom ukazały się dwie obrączki z
białego złota. Zmarszczyła brwi i obrzuciła go pytającym spojrzeniem. Byli
razem ponad pięć lat. Było im razem dobrze, ale nigdy nie składali sobie
żadnych poważnych deklaracji. Nie wymagała tego od niego. Wiedziała, że ją
kocha, czuła to. Owszem, mówili o sobie ‘moja żona’, ‘mój mąż’, ale ich związek
nigdy nie był sformalizowany. Wiedziała, że Marek tego nie lubi. Wciąż gdzieś
tam z tyłu głowy miała tamte liczne wywiady, w których deklarował, iż nie chce
rodziny, nie chce zobowiązań, a związki na stałe są nudne. Pamiętała swoje
zaskoczenie, gdy zapytał ją, czy chciałaby mieć z nim dziecko. Chciała. Kochała
go, chciała być matką. Byli razem, ale wiedziała, że Marek nie da jej gwarancji
aż do grobowej deski. Wiedziała, że taki jest i nie wymagała tego od niego. Wystarczyło
jej, że ją kocha, jest z nią i jest jej wierny. Kiedyś, gdy była młodsza
marzyła o białej sukience i weselnej zabawie. Z czasem nauczyła się cieszyć z
tego, co ma. Gdy pierwszy szok minął udało jej się wydusić
- Czy ty mi się oświadczasz? –
uśmiechnął się pod nosem
- Prawie – odparł szczerze –
Wiem, że powinien być pierścionek, kwiaty i klękanie. I to wszystko będzie. Wiem, że trochę
zabrałem się do tego od tyłu, ale czy kolejność ma tu aż tak ogromne znaczenie?
– zapytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował – Chcę wziąć z tobą ślub.
Dojrzałem do tej decyzji. Jestem na to gotowy – wyjęła złoty krążek i
przeczytała grawer znajdujący się na jej wewnętrznej części. ‘Na zawsze’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz