B

poniedziałek, 10 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' VIII

Półprzytomna weszła do firmy. Kiepsko spała. W zasadzie w ogóle. Wciąż zastanawiała się, dlaczego zareagowała tam emocjonalnie. Przecież od początku wiedziała, że to się tak skończy. Tylko wtedy sądziła, że rozstaną się w przyjacielskiej relacji, każde wróci do swojego życia, a ona do tego romansu będzie wracała z sentymentem. I pewnie by tak było, gdyby go nie pokochała. Tak, pokochała tego bujającego w obłokach fotografa w wytartych jeansach, koszuli w kratę i trampkach za pół tysiąca euro. Popełniła błąd. Włączyła w tę relację uczucia i teraz miała świadomość, że długo będzie za to płacić. Miała świadomość, że szybko musi się wziąć w garść. Tylko praca mogła ją uratować w tym momencie. Powinna się skupić na firmie i zbliżającej się sesji na uczelni. Rozpamiętywanie nic tutaj nie pomoże.
Kwadrans po dziesiątej w firmie pojawił się Krzysztof Dobrzański i od razu skierował się do jej gabinetu.
- Dzień dobry pani Urszulo – rzucił od progu. Widziała, że jest czymś zmartwiony. Wczoraj jego twarz tryskała optymizmem. Dziś po tej euforii nie było już śladu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się blado – Jak się pan czuje?
- Dziękuję, świetnie – rozsiadł się wygodnie - Bardzo dokładnie przeanalizowałem raport, który mi pani przedstawiła wczoraj. Jestem naprawdę zdumiony, że udało się pani osiągać tak dobre wyniki. Domyślam się, jak dużo wysiłku musiało to panią kosztować. Przez najbliższe kilka dni będę potrzebował jeszcze pani pomocy, aby zorientować się w bieżących sprawach, ale sądzę, że od przyszłego tygodnia może pani wziąć urlop. Przyda się pani porządna dawka odpoczynku.
- Nie jest to konieczne. Wolałabym na razie pracować. Wolne chciałabym wziąć w późniejszym terminie
- Oczywiście, jak pani uważa. Marka nie ma? – bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwała przecząco głową. - Rozumiem, że mój syn nie raczy pojawić się już w firmie
- Z tego, co wiem nie – odpowiedziała unikając wzroku szefa. Dobrzański junior nie był teraz jej ulubionym tematem rozmów.
- Zawsze był nieodpowiedzialnym gówniarzem – mruknął pod nosem, ale usłyszała – No nic – westchnął – Mam nadzieję, że jednak nie przeszkadzał bardzo i wspierał panią
- Tak. Nie mogę mieć do jego pracy zastrzeżeń. Poddał kilka ciekawych pomysłów, które dość szybko wcieliliśmy w życie jeśli chodzi o kwestie artystyczno-estetyczne i PR’owe. Dobrze nam się razem pracowało
- Chociaż tyle. Pójdę już. Miłego dnia.

Miała dość. Z jednej strony chciała pracować by zająć czymś umysł i nie myśleć o Marku. Z drugiej wiedziała, że przydałby się jej urlop i krótki oddech od firmy. Westchnęła ciężko i zabrała się za kolejne zestawienia. Miała nadzieję, że chociaż jutrzejsze wykłady wpłyną dobrze na jej samopoczucie. Uwielbiała te dni, gdy kilka godzin spędzała na SGH. Była dumna z wiedzy jaką posiada i chętnie chciała się nią dzielić z innymi. Lubiła nauczać. Wiedziała, że nie mogłaby być typowym nauczycielem akademickim. Znudziłaby się szybko. Potrzebowała wielu wyzwań. Ale kilkanaście godzin w miesiącu było miłą odskocznią od firmowej rzeczywistości.
Życie wróciło do dawnego rytmu. Rytmu, który miało przed pojawieniem się w jej życiu Marka. Przynajmniej chciała tak myśleć. Praca pomagała jej nie myśleć. Fizyczne zmęczenie powodowało, że po powrocie do domu od razu kładła się spać nie mając czasu na rozmyślania. Krzysztof zadomowił się w firmie na dobre, więc ona mogła bez problemu zająć się wyłącznie swoją działką. Sporządzała właśnie kolejne zestawienie, gdy bez pukania do jej gabinetu weszła Ania.
- O przepraszam – była wyraźnie zakłopotana swoim wtargnięciem – prezes prosił bym przyniosła ci te zestawienia – wyciągnęła w jej kierunku plik zadrukowanych kartek – nie zapukałam, bo byłam przekonana, że cię nie będzie – Ula początkowo posłała jej ciepły uśmiech, by dać jej do zrozumienia, że wcale się nie gniewa, jednak po chwili zmarszczyła brwi i geście zastanowienia
- Niby czemu miałby mnie nie być? – przyjrzała się Banaszyk zaciekawiona
- Słyszałam rozmowę państwa Dobrzańskich z której wynikało, że Marek wylatuje za godzinę. Sądziłam, że będziesz teraz na lotnisku – tłumaczyła się obrzucając raz po raz Ulę niepewnym spojrzeniem. Swoimi słowami dała wyraz, iż wiedziała o ich zażyłości. A przecież tak bardzo się pilnowali, by nikt się nie zorientował.
- Jak widzisz jestem w pracy i nigdzie się nie wybieram. Nie zamierzam odprowadzać szanownego panicza Dobrzańskiego z kwiatami, ani być osobą, której na Okęciu będzie rzucał pożegnalne spojrzenie! – wzburzyła się
- Przepraszam, nie powinnam była się wtrącać – szepnęła cicho i skierowała się w kierunku drzwi
- Ania – zawołała w ostatniej chwili. Asystentka odwróciła się – przepraszam.
- Nic się nie stało – posłała jej ciepły uśmiech – Rozumiem cię – Cieplak spuściła głowę i zaczerpnęła powietrza
- Mam nadzieję, że Violetta nic nie wie… Nie chce, żeby cała firma huczała
- Nie, nie martw się. Nie zorientowała się. Byliście bardzo ostrożni – puściła pani dyrektor oczko - A ja nie zamierzam z nikim na ten temat rozmawiać.
- Dzięki – gdy tylko zamknęły się za Anią drzwi nalała sobie szklankę zimnej wody. Wypiła duszkiem i stanęła przed oknem. ‘A więc jednak wylatujesz…. Przecież sama tego chciałam’. Przecież sama powiedziała mu, żeby o niej zapomniał. Jednak miała nadzieję, że nie odpuści tak łatwo. Doskonale pamiętała, jak próbował się do niej zbliżyć. Wtedy tak łatwo nie rezygnował. ‘Najwyraźniej miałam być kolejną zdobyczą. Trofeum w jego pokaźnej kolekcji’. Usiadła ponownie przed laptopem. Zamknęła arkusz kalkulacyjny i otworzyła jedną z przeglądarek. Wpisała ‘Mark photographer’ i zaczęła przeglądać kolejne artykuły i zdjęcia. Blondynka, brunetka, kolejna blondynka, ruda, jedna, druga. Wiele kobiet przewinęło się u jego boku. ‘Związki są nudne’, ‘nie znoszę zobowiązań’, ‘małżeństwo? Dlaczego mam komuś obiecywać coś na zawsze?’, ‘jestem zwolennikiem nieformalnych związków, a najlepiej otwartych’, ‘życie jest zbyt krótkie, by zbyt długo być z jedną kobietą’, ‘Czy chcę mieć dzieci? No bez szaleństw. Dziecko wszystko ogranicza, a ja chcę korzystać z życia’. Słone krople potoczyły się po jej policzku. Miała dość. Jemu kazała o sobie zapomnieć. Z każdym kolejnym artykułem miała pewność, że to nie będzie dla niego trudne zadanie. Gorzej było z nią. Ona musiała zapomnieć o Marku Dobrzańskim. I to było duże wyzwanie.

Taksówka zatrzymała się pod eleganckim apartamentowcem. Wiosna w Paryżu była w tym roku wyjątkowo urokliwa. Skierował się w stronę wejścia ciągnąc za sobą dwie walizki. Miał nadzieję, że reszta jego dobytku bezpiecznie czeka już na niego na górze. Kilka kartonów wysłał wcześniej. Ze skrzynki pocztowej wyciągnął całą stertę różnokolorowych kopert. Dziesiątki zaproszeń na gale, pokazy mody, premiery filmowe i teatralne, urodziny i bankiety. Dziwił się, po co wciąż do niego przysyłają te zaproszenia, skoro pojawiał się na wielkich imprezach sporadycznie. Nie znosił być w blasku fleszy. Uwielbiał stać po drugiej stronie aparatu. Dość szybko przejrzał pocztę. Zostawił sobie pięć kopert, reszta trafiła do kosza. Nalał sobie szklaneczkę whisky i włączył laptopa. W skrzynce mailowej miał kilka wiadomości od swojego agenta. Musiał się zdecydować, którą propozycję przyjmie. W grę wchodziło kilka sesji lokalnych i tygodniowy pobyt na Dominikanie. Gorzej płatny, bo i firma modowa, która chciała zorganizować tam sesję nie była z najwyższej półki, ale zdecydował się. Wiedział, że wyjazd dobrze mu zrobi. Odpisał Paulowi w kilku krótkich słowach, że bierze to zlecenie. Miał wylecieć za pięć dni. Szybko naniósł zmiany w swoim kalendarzu na smartfonie. Już miał zamykać pokrywę komputera, gdy mniej lub bardziej świadomie kliknął folder ze zdjęciami z Madrytu. Na ekranie pojawiło się zdjęcie jego i Uli, które zrobiono im przed wejściem na bankiet. Chwilę przypatrywał się jej twarzy, by po chwili gwałtownym ruchem zamknąć klapę. Dopił drinka i ruszył pod prysznic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz