Kwadrans po dziesiątej w firmie
pojawił się Krzysztof Dobrzański i od razu skierował się do jej gabinetu.
- Dzień dobry pani Urszulo –
rzucił od progu. Widziała, że jest czymś zmartwiony. Wczoraj jego twarz
tryskała optymizmem. Dziś po tej euforii nie było już śladu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się
blado – Jak się pan czuje?
- Dziękuję, świetnie – rozsiadł się
wygodnie - Bardzo dokładnie przeanalizowałem raport, który mi pani przedstawiła
wczoraj. Jestem naprawdę zdumiony, że udało się pani osiągać tak dobre wyniki.
Domyślam się, jak dużo wysiłku musiało to panią kosztować. Przez najbliższe
kilka dni będę potrzebował jeszcze pani pomocy, aby zorientować się w bieżących
sprawach, ale sądzę, że od przyszłego tygodnia może pani wziąć urlop. Przyda się
pani porządna dawka odpoczynku.
- Nie jest to konieczne.
Wolałabym na razie pracować. Wolne chciałabym wziąć w późniejszym terminie
- Oczywiście, jak pani uważa.
Marka nie ma? – bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwała przecząco głową. - Rozumiem,
że mój syn nie raczy pojawić się już w firmie
- Z tego, co wiem nie –
odpowiedziała unikając wzroku szefa. Dobrzański junior nie był teraz jej
ulubionym tematem rozmów.
- Zawsze był nieodpowiedzialnym
gówniarzem – mruknął pod nosem, ale usłyszała – No nic – westchnął – Mam
nadzieję, że jednak nie przeszkadzał bardzo i wspierał panią
- Tak. Nie mogę mieć do jego
pracy zastrzeżeń. Poddał kilka ciekawych pomysłów, które dość szybko
wcieliliśmy w życie jeśli chodzi o kwestie artystyczno-estetyczne i PR’owe. Dobrze
nam się razem pracowało
- Chociaż tyle. Pójdę już. Miłego
dnia.
Miała dość. Z jednej strony
chciała pracować by zająć czymś umysł i nie myśleć o Marku. Z drugiej
wiedziała, że przydałby się jej urlop i krótki oddech od firmy. Westchnęła
ciężko i zabrała się za kolejne zestawienia. Miała nadzieję, że chociaż
jutrzejsze wykłady wpłyną dobrze na jej samopoczucie. Uwielbiała te dni, gdy
kilka godzin spędzała na SGH. Była dumna z wiedzy jaką posiada i chętnie
chciała się nią dzielić z innymi. Lubiła nauczać. Wiedziała, że nie mogłaby być
typowym nauczycielem akademickim. Znudziłaby się szybko. Potrzebowała wielu
wyzwań. Ale kilkanaście godzin w miesiącu było miłą odskocznią od firmowej
rzeczywistości.
Życie wróciło do dawnego rytmu.
Rytmu, który miało przed pojawieniem się w jej życiu Marka. Przynajmniej
chciała tak myśleć. Praca pomagała jej nie myśleć. Fizyczne zmęczenie
powodowało, że po powrocie do domu od razu kładła się spać nie mając czasu na
rozmyślania. Krzysztof zadomowił się w firmie na dobre, więc ona mogła bez problemu
zająć się wyłącznie swoją działką. Sporządzała właśnie kolejne zestawienie, gdy
bez pukania do jej gabinetu weszła Ania.
- O przepraszam – była wyraźnie
zakłopotana swoim wtargnięciem – prezes prosił bym przyniosła ci te zestawienia
– wyciągnęła w jej kierunku plik zadrukowanych kartek – nie zapukałam, bo byłam
przekonana, że cię nie będzie – Ula początkowo posłała jej ciepły uśmiech, by
dać jej do zrozumienia, że wcale się nie gniewa, jednak po chwili zmarszczyła
brwi i geście zastanowienia
- Niby czemu miałby mnie nie być?
– przyjrzała się Banaszyk zaciekawiona
- Słyszałam rozmowę państwa
Dobrzańskich z której wynikało, że Marek wylatuje za godzinę. Sądziłam, że
będziesz teraz na lotnisku – tłumaczyła się obrzucając raz po raz Ulę niepewnym
spojrzeniem. Swoimi słowami dała wyraz, iż wiedziała o ich zażyłości. A
przecież tak bardzo się pilnowali, by nikt się nie zorientował.
- Jak widzisz jestem w pracy i
nigdzie się nie wybieram. Nie zamierzam odprowadzać szanownego panicza
Dobrzańskiego z kwiatami, ani być osobą, której na Okęciu będzie rzucał
pożegnalne spojrzenie! – wzburzyła się
- Przepraszam, nie powinnam była
się wtrącać – szepnęła cicho i skierowała się w kierunku drzwi
- Ania – zawołała w ostatniej
chwili. Asystentka odwróciła się – przepraszam.
- Nic się nie stało – posłała jej
ciepły uśmiech – Rozumiem cię – Cieplak spuściła głowę i zaczerpnęła powietrza
- Mam nadzieję, że Violetta nic
nie wie… Nie chce, żeby cała firma huczała
- Nie, nie martw się. Nie
zorientowała się. Byliście bardzo ostrożni – puściła pani dyrektor oczko - A ja
nie zamierzam z nikim na ten temat rozmawiać.
- Dzięki – gdy tylko zamknęły się
za Anią drzwi nalała sobie szklankę zimnej wody. Wypiła duszkiem i stanęła
przed oknem. ‘A więc jednak wylatujesz…. Przecież sama tego chciałam’. Przecież
sama powiedziała mu, żeby o niej zapomniał. Jednak miała nadzieję, że nie
odpuści tak łatwo. Doskonale pamiętała, jak próbował się do niej zbliżyć. Wtedy
tak łatwo nie rezygnował. ‘Najwyraźniej miałam być kolejną zdobyczą. Trofeum w
jego pokaźnej kolekcji’. Usiadła ponownie przed laptopem. Zamknęła arkusz
kalkulacyjny i otworzyła jedną z przeglądarek. Wpisała ‘Mark photographer’
i zaczęła przeglądać kolejne artykuły i zdjęcia. Blondynka, brunetka, kolejna
blondynka, ruda, jedna, druga. Wiele kobiet przewinęło się u jego boku. ‘Związki
są nudne’, ‘nie znoszę zobowiązań’, ‘małżeństwo? Dlaczego mam komuś obiecywać
coś na zawsze?’, ‘jestem zwolennikiem nieformalnych związków, a najlepiej
otwartych’, ‘życie jest zbyt krótkie, by zbyt długo być z jedną kobietą’, ‘Czy
chcę mieć dzieci? No bez szaleństw. Dziecko wszystko ogranicza, a ja chcę
korzystać z życia’. Słone krople potoczyły się po jej policzku. Miała dość.
Jemu kazała o sobie zapomnieć. Z każdym kolejnym artykułem miała pewność, że to
nie będzie dla niego trudne zadanie. Gorzej było z nią. Ona musiała zapomnieć o
Marku Dobrzańskim. I to było duże wyzwanie.
Taksówka zatrzymała się pod
eleganckim apartamentowcem. Wiosna w Paryżu była w tym roku wyjątkowo urokliwa.
Skierował się w stronę wejścia ciągnąc za sobą dwie walizki. Miał nadzieję, że
reszta jego dobytku bezpiecznie czeka już na niego na górze. Kilka kartonów
wysłał wcześniej. Ze skrzynki pocztowej wyciągnął całą stertę różnokolorowych
kopert. Dziesiątki zaproszeń na gale, pokazy mody, premiery filmowe i teatralne,
urodziny i bankiety. Dziwił się, po co wciąż do niego przysyłają te
zaproszenia, skoro pojawiał się na wielkich imprezach sporadycznie. Nie znosił
być w blasku fleszy. Uwielbiał stać po drugiej stronie aparatu. Dość szybko
przejrzał pocztę. Zostawił sobie pięć kopert, reszta trafiła do kosza. Nalał
sobie szklaneczkę whisky i włączył laptopa. W skrzynce mailowej miał kilka
wiadomości od swojego agenta. Musiał się zdecydować, którą propozycję przyjmie.
W grę wchodziło kilka sesji lokalnych i tygodniowy pobyt na Dominikanie. Gorzej
płatny, bo i firma modowa, która chciała zorganizować tam sesję nie była z
najwyższej półki, ale zdecydował się. Wiedział, że wyjazd dobrze mu zrobi.
Odpisał Paulowi w kilku krótkich słowach, że bierze to zlecenie. Miał wylecieć
za pięć dni. Szybko naniósł zmiany w swoim kalendarzu na smartfonie. Już miał
zamykać pokrywę komputera, gdy mniej lub bardziej świadomie kliknął folder ze
zdjęciami z Madrytu. Na ekranie pojawiło się zdjęcie jego i Uli, które zrobiono
im przed wejściem na bankiet. Chwilę przypatrywał się jej twarzy, by po chwili gwałtownym
ruchem zamknąć klapę. Dopił drinka i ruszył pod prysznic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz