Usłyszała energiczne pukanie do
drzwi. Była lekko zaskoczona, bo z nikim się nie umawiała na popołudnie.
Otworzyła i zobaczyła w nich Dobrzańskiego. W pierwszym momencie
zaniemówiła. Ale po chwili pierwszy szok zamienił się w radość. Na jego widok jej
serce wykonało salto w klatce piersiowej. Uśmiechnęła się szeroko.
- Marek? – wręcz z namaszczeniem
wymówiła jego imię. Kompletnie nie spodziewała się, że tego pięknego,
słonecznego dnia stanie w jej drzwiach – Przyjechałeś… – szepnęła uradowana. On
na jej widok tak szczęśliwy nie był. Stał i z nieodgadnionym wyrazem twarzy
przypatrywał się jej w skupieniu.
- Kto to był? – zapytał
bezceremonialnie i nim zdążyła zaprosić go do środka wyminął ją i już zmierzał
w kierunku salonu. Nie bardzo wiedziała o co mu chodzi. Zamknęła drzwi i
posłusznie ruszyła za nim.
- Nie bardzo rozumiem o czym mówisz?
– zmarszczyła brwi i przypatrywała się jego sylwetce. Tak bardzo tęskniła za
jego spojrzeniem, głosem, a nawet za tymi kraciastymi koszulami i kolorowymi
trampkami.
- Pytam – niemal wysyczał przez
zaciśnięte zęby – kim był twój towarzysz?!
- Kolega z uczelni – odparła spokojnie.
Przyjrzała mu się uważnie. Był wściekły. Nie rozumiała jego zachowania i zaczynało ją powoli irytować
- Ze wszystkimi kolegami żegnasz
się tak wylewnie? – dociekał
- Z zadeklarowanymi gejami
owszem. Zresztą ja nie rozumiem, po co ci się tłumaczę – westchnęła
- Przyjechałeś urządzać mi tutaj scenę zazdrości? – zdenerwował ją. Inaczej
wyobrażała sobie ich spotkanie.
- Nie. Przyjechałem do ciebie,
ale zastałem pod twoim blokiem dość jednoznaczną sytuację, która miała prawo
mnie wkurzyć! – miał nadzieję, że go nie oszukuje, że ten fircyk rzeczywiście
był gejem i tylko jej kolegą. Ale nie zmieniało to faktu, że wciąż się w nim
gotowało. Gdy widział, jak tamten ją obejmuje, miał ochotę podejść do niego i
wybić mu dwie górne jedynki.
- Co ty sobie myślisz, co? –
wybuchała – Wyjechałeś z dnia na dzień stawiając mnie praktycznie pod ścianą i
nie dając możliwości wyboru! Najpierw się ze mną kochasz, by chwilę później jak
gdyby nigdy nic zakomunikować mi, że wracasz sobie do tego pieprzonego Paryża!
Zaproponowałam ci wspólne mieszkanie dając ci tym samym do zrozumienia, że jesteś
najważniejszym mężczyzną w moim życiu, a ty tak po prostu się pakujesz w walizkę i wylatujesz na drugi koniec Europy!
- Sama chciałaś, żebym o tobie
zapomniał - wtrącił
- Bo nie miałam innego wyjścia! –
wrzasnęła z trudem hamując łzy - Miałam cię błagać na kolanach, żebyś nie
wyjeżdżał skoro ty już podjąłeś decyzję!? Nie zostawiłeś mi wyboru! Nawet przez
chwilę się nie zastanowiłeś co ja czuję! – krzyknęła. Tej jej wybuch
spowodował, że na chwilę przestał myśleć o sobie i swojej urażonej dumie
- Wiem, że masz prawo mieć do
mnie żal… - zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć
- Najgorsze jest to, że ja
właśnie nie mam prawa mieć do ciebie żalu! Bo myśmy się tak naprawdę na nic nie
umawiali! I nic mi nie obiecywałeś – wzięła głęboki oddech i nim dążył się
odezwać kontynuowała - Ale ja tobie też nic nie obiecywałam! Zostawiłeś mnie
tutaj, wróciłeś do swojego życia, a teraz przyjeżdżasz po miesiącu milczenia i
odstawiasz teatrzyk zazdrości! Robisz mi wyrzuty z powodu tego, że przytulał
mnie kolega!? Gej! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo
- Ciekawe jak ty poczułabyś się
na moim miejscu! To wyglądało dość jednoznacznie – rzucił mrużąc w geście
zdenerwowania prawe oko
- Ja nie bardzo rozumiem –
spojrzała wprost w jego oczy – Ty wymagasz ode mnie wierności? Jak żona
strudzonego marynarza powinnam wyglądać, czy szanowny pan Dobrzański
kiedykolwiek sobie o mnie przypomni i może łaskawie przyjedzie do Polski?!
Oczywiście – wysyczała i podeszła do niego. Ich twarze dzieliły centymetry – ja
miałam być wierna! A czy ty byłeś wierny?! – zapytała wlepiając swoje błękitne
tęczówki w jego oczy – Byłeś? - ponagliła i wtedy spuścił wzrok. Miała już
pewność, że robi wyrzuty jej o coś, co nawet nie miało miejsca, a sam zabawiał
się w najlepsze – Tak właśnie myślałam – odparła i odsunęła się kilka kroków –
Nie wymagaj od kogoś czegoś, czego sam nie potrafisz zaoferować – podeszła do
stolika i nalała sobie szklankę wody – A teraz wyjdź z mojego domu – rzuciła,
nawet na niego nie patrząc. Wyszedł. Znów się rozpłakała. Płakała tak, jak
wtedy, gdy sześć tygodni temu opuszczał jej mieszkanie, po ich rozstaniu.
Wściekły dotarł do hotelu. Od
razu podszedł do barku i wyciągnął małpkę czystej. Nalał do szklanki i wypił
duszkiem. Palący płyn rozlał się po jego gardle. Nie przyniosło to ukojenia.
‘Do cholery, to nie tak miało wyglądać! Jesteś palantem Dobrzański’. W
przypływie wściekłości zamachnął się i rzucił szklanką o ścianę, która
rozprysła się w drobny mak. Wiedział, że kształt ich dzisiejszej rozmowy to
jego wina. Przyjechał tu, by z nią porozmawiać, a nie robić jej jakieś
bezsensowne wyrzuty, zwłaszcza, że sam nie był w porządku. Wciąż przed oczami
miał obraz jej w ramionach innego. Szlak go trafił. Zamiast załatwić to na
spokojnie pozwolił, by emocje, by zazdrość, przesłoniły mu rzeczywistość i
obiektywną ocenę sytuacji.
Znów była rozbita po ich
spotkaniu. Kompletnie go nie rozumiała. ‘Co on sobie wyobraża?’ Wciąż
analizowała ich spotkanie, słowa, które padły. ‘Pieprzony egoista!’ Urządził
jej scenę zazdrości z powodu tego, że odwiózł ją kolega. ‘Mierzysz mnie swoją
miarą, Mareczku?’ z bólem zaśmiała się pod nosem. Pieprzył się z kolejnymi
blondynkami, brunetkami i rudymi na prawo i lewo, a jej robił wyrzuty o
przyjacielski uścisk. ‘Pieprzony hipokryta!’ Pobawił się nią, pobawił i
zostawił ze złamanym sercem, jak starą, zepsutą zabawkę. ‘Zaborczy palant!’.
Kolejne inwektywy leciały pod adresem młodego Dobrzańskiego. Wino nie
przynosiło ukojenia. Miała tego serdecznie dość. ‘Po jaką cholerę ja się
ładowałam w ten romans?’.
Wyjątkowo nie miała ochoty iść
dzisiaj do pracy. Była już dziewiąta, gdy zwlekał się z łóżka. Pierwsze
spóźnienie w jej zawodowej karierze. Wczorajszy wieczór był długi i pełen
negatywnych emocji. Głowa ją bolała. Najwyraźniej przesadziła z winem. Ogarnęła
się dość ślamazarnie i o dziesiątej dwadzieścia dotarła do biura. Zajęła się
najważniejszymi sprawami i priorytetową korespondencją. Nic jej się nie
chciało. Coraz poważniej rozważała wzięcie urlopu. Wypisała wniosek od
poniedziałku i ruszyła do gabinetu Krzysztofa. Wiedziała, że to formalność. Już
dawno proponował jej wolne. Wyjedzie, zapomni. Miała nadzieję, że na tym wyjeździe odzyska wreczcie upragniony i trwały spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz