B

piątek, 21 lutego 2014

'Zapomnij o mnie' X

Usłyszała energiczne pukanie do drzwi. Była lekko zaskoczona, bo z nikim się nie umawiała na popołudnie. Otworzyła i zobaczyła w nich Dobrzańskiego. W pierwszym momencie zaniemówiła. Ale po chwili pierwszy szok zamienił się w radość. Na jego widok jej serce wykonało salto w klatce piersiowej. Uśmiechnęła się szeroko.
- Marek? – wręcz z namaszczeniem wymówiła jego imię. Kompletnie nie spodziewała się, że tego pięknego, słonecznego dnia stanie w jej drzwiach – Przyjechałeś… – szepnęła uradowana. On na jej widok tak szczęśliwy nie był. Stał i z nieodgadnionym wyrazem twarzy przypatrywał się jej w skupieniu.
- Kto to był? – zapytał bezceremonialnie i nim zdążyła zaprosić go do środka wyminął ją i już zmierzał w kierunku salonu. Nie bardzo wiedziała o co mu chodzi. Zamknęła drzwi i posłusznie ruszyła za nim.
- Nie bardzo rozumiem o czym mówisz? – zmarszczyła brwi i przypatrywała się jego sylwetce. Tak bardzo tęskniła za jego spojrzeniem, głosem, a nawet za tymi kraciastymi koszulami i kolorowymi trampkami.
- Pytam – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby – kim był twój towarzysz?!
- Kolega z uczelni – odparła spokojnie. Przyjrzała mu się uważnie. Był wściekły. Nie rozumiała jego zachowania i zaczynało ją powoli irytować
- Ze wszystkimi kolegami żegnasz się tak wylewnie? – dociekał
- Z zadeklarowanymi gejami owszem. Zresztą ja nie rozumiem, po co ci się tłumaczę – westchnęła - Przyjechałeś urządzać mi tutaj scenę zazdrości? – zdenerwował ją. Inaczej wyobrażała sobie ich spotkanie.
- Nie. Przyjechałem do ciebie, ale zastałem pod twoim blokiem dość jednoznaczną sytuację, która miała prawo mnie wkurzyć! – miał nadzieję, że go nie oszukuje, że ten fircyk rzeczywiście był gejem i tylko jej kolegą. Ale nie zmieniało to faktu, że wciąż się w nim gotowało. Gdy widział, jak tamten ją obejmuje, miał ochotę podejść do niego i wybić mu dwie górne jedynki.
- Co ty sobie myślisz, co? – wybuchała – Wyjechałeś z dnia na dzień stawiając mnie praktycznie pod ścianą i nie dając możliwości wyboru! Najpierw się ze mną kochasz, by chwilę później jak gdyby nigdy nic zakomunikować mi, że wracasz sobie do tego pieprzonego Paryża! Zaproponowałam ci wspólne mieszkanie dając ci tym samym do zrozumienia, że jesteś najważniejszym mężczyzną w moim życiu, a ty tak po prostu się pakujesz w walizkę i wylatujesz na drugi koniec Europy!
- Sama chciałaś, żebym o tobie zapomniał - wtrącił
- Bo nie miałam innego wyjścia! – wrzasnęła z trudem hamując łzy - Miałam cię błagać na kolanach, żebyś nie wyjeżdżał skoro ty już podjąłeś decyzję!? Nie zostawiłeś mi wyboru! Nawet przez chwilę się nie zastanowiłeś co ja czuję! – krzyknęła. Tej jej wybuch spowodował, że na chwilę przestał myśleć o sobie i swojej urażonej dumie
- Wiem, że masz prawo mieć do mnie żal… - zaczął, ale nie pozwoliła mu skończyć
- Najgorsze jest to, że ja właśnie nie mam prawa mieć do ciebie żalu! Bo myśmy się tak naprawdę na nic nie umawiali! I nic mi nie obiecywałeś – wzięła głęboki oddech i nim dążył się odezwać kontynuowała - Ale ja tobie też nic nie obiecywałam! Zostawiłeś mnie tutaj, wróciłeś do swojego życia, a teraz przyjeżdżasz po miesiącu milczenia i odstawiasz teatrzyk zazdrości! Robisz mi wyrzuty z powodu tego, że przytulał mnie kolega!? Gej! – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo
- Ciekawe jak ty poczułabyś się na moim miejscu! To wyglądało dość jednoznacznie – rzucił mrużąc w geście zdenerwowania prawe oko
- Ja nie bardzo rozumiem – spojrzała wprost w jego oczy – Ty wymagasz ode mnie wierności? Jak żona strudzonego marynarza powinnam wyglądać, czy szanowny pan Dobrzański kiedykolwiek sobie o mnie przypomni i może łaskawie przyjedzie do Polski?! Oczywiście – wysyczała i podeszła do niego. Ich twarze dzieliły centymetry – ja miałam być wierna! A czy ty byłeś wierny?! – zapytała wlepiając swoje błękitne tęczówki w jego oczy – Byłeś? - ponagliła i wtedy spuścił wzrok. Miała już pewność, że robi wyrzuty jej o coś, co nawet nie miało miejsca, a sam zabawiał się w najlepsze – Tak właśnie myślałam – odparła i odsunęła się kilka kroków – Nie wymagaj od kogoś czegoś, czego sam nie potrafisz zaoferować – podeszła do stolika i nalała sobie szklankę wody – A teraz wyjdź z mojego domu – rzuciła, nawet na niego nie patrząc. Wyszedł. Znów się rozpłakała. Płakała tak, jak wtedy, gdy sześć tygodni temu opuszczał jej mieszkanie, po ich rozstaniu.

Wściekły dotarł do hotelu. Od razu podszedł do barku i wyciągnął małpkę czystej. Nalał do szklanki i wypił duszkiem. Palący płyn rozlał się po jego gardle. Nie przyniosło to ukojenia. ‘Do cholery, to nie tak miało wyglądać! Jesteś palantem Dobrzański’. W przypływie wściekłości zamachnął się i rzucił szklanką o ścianę, która rozprysła się w drobny mak. Wiedział, że kształt ich dzisiejszej rozmowy to jego wina. Przyjechał tu, by z nią porozmawiać, a nie robić jej jakieś bezsensowne wyrzuty, zwłaszcza, że sam nie był w porządku. Wciąż przed oczami miał obraz jej w ramionach innego. Szlak go trafił. Zamiast załatwić to na spokojnie pozwolił, by emocje, by zazdrość, przesłoniły mu rzeczywistość i obiektywną ocenę sytuacji.

Znów była rozbita po ich spotkaniu. Kompletnie go nie rozumiała. ‘Co on sobie wyobraża?’ Wciąż analizowała ich spotkanie, słowa, które padły. ‘Pieprzony egoista!’ Urządził jej scenę zazdrości z powodu tego, że odwiózł ją kolega. ‘Mierzysz mnie swoją miarą, Mareczku?’ z bólem zaśmiała się pod nosem. Pieprzył się z kolejnymi blondynkami, brunetkami i rudymi na prawo i lewo, a jej robił wyrzuty o przyjacielski uścisk. ‘Pieprzony hipokryta!’ Pobawił się nią, pobawił i zostawił ze złamanym sercem, jak starą, zepsutą zabawkę. ‘Zaborczy palant!’. Kolejne inwektywy leciały pod adresem młodego Dobrzańskiego. Wino nie przynosiło ukojenia. Miała tego serdecznie dość. ‘Po jaką cholerę ja się ładowałam w ten romans?’.

Wyjątkowo nie miała ochoty iść dzisiaj do pracy. Była już dziewiąta, gdy zwlekał się z łóżka. Pierwsze spóźnienie w jej zawodowej karierze. Wczorajszy wieczór był długi i pełen negatywnych emocji. Głowa ją bolała. Najwyraźniej przesadziła z winem. Ogarnęła się dość ślamazarnie i o dziesiątej dwadzieścia dotarła do biura. Zajęła się najważniejszymi sprawami i priorytetową korespondencją. Nic jej się nie chciało. Coraz poważniej rozważała wzięcie urlopu. Wypisała wniosek od poniedziałku i ruszyła do gabinetu Krzysztofa. Wiedziała, że to formalność. Już dawno proponował jej wolne. Wyjedzie, zapomni. Miała nadzieję, że na tym wyjeździe odzyska wreczcie upragniony i trwały spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz