- Siema stary – do gabinetu
prezesa wkroczył Olszański wygodnie rozsiadając się na kanapie. Dobrzański
niechętnie oderwał wzrok od monitora i spojrzał na przyjaciela – Widziałem
wczoraj Ulkę z jakimś kolesiem w tym centrum handlowym przy Puławskiej
- Jej partner – chrząknął. Nie
krył swojego niezadowolenia z faktu, że w życiu jego żony pojawił się
mężczyzna. ‘Byłej żony durniu!’
- Ładnie razem wyglądali –
zauważył przypominając sobie scenkę ze sklepowego korytarza. Najwyraźniej
Dobrzańska przy nowym mężczyźnie odzyskiwała równowagę i pewność siebie.
- Nie kopie się leżącego –
burknął pod nosem, ale Sebastian nawet nie zwrócił na to uwagi, wyraźnie
zamyślony
- Ty, a to nie jest ten aktor…. –
zaczął strzelać palcami próbując sobie przypomnieć imię i nazwisko szatyna
- Jaki aktor? – zmarszczył brwi
- No ten…. co grał kiedyś tej
reklamie… tej czekolady… Czekaj, jak to szło – zamyślił się - ‘większych
orzechów nie znajdziesz’, czy jakoś tak. Wiesz, te łąki, te pola i on wpieprza
tę czekoladę
- Nie pamiętam – wzruszył
ramionami nie wiedząc dokładnie, o który spot chodzi koledze – To jakiś Artur –
rzekł pogardliwie
- Górecki! – klasnął w dłonie Sebastian
– wiedziałem! Artur Górecki! Ciekawe, gdzie ona go wyrwała – żywo się
zainteresował. Dobrzański nie podzielał tego entuzjazmu.
- Fantastycznie, że moja żona
spotyka się z Arturem Góreckim, królem kiczowatego tasiemca i dennych reklam ‘a
świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu’ – zakpił
- A ty wciąż masz nadzieję, że
kiedyś do siebie wrócicie? – zdziwił się – Jesteście półtora roku po rozwodzie
– przypomniał, na wypadek gdyby przyjaciel zapomniał o tym drobnym fakcie
- Obawiam się, że pan aktor
skutecznie nam to uniemożliwi – rzekł z przekąsem
- No wiesz, z Góreckim jeszcze
jakaś szansa jest. Gorzej, gdyby na jego miejscu był na przykład…. – zamyślił
się teatralnie – hmm…. Żebrowski
- Ale dlaczego? – nie łapiąc
aluzji kumpla zmarszczył brwi
- No sorry – zaśmiał się – Ale
nie ma co się obrażać na rzeczywistość – spojrzał na przyjaciela wymownie -
Spójrz na niego i na siebie i wniosek jest prosty. Sześćdziesiąt procent kobiet
w Polsce w wieku dwadzieścia pięć a pięćdziesiąt pięć ma ochotę zjeść z nim
kolację, a siedemdziesiąt pięć procent tej grypy ma ochotę przedłużyć to
spotkanie aż do śniadania – Dobrzański spojrzał na przyjaciela, jak na idiotę –
No nie patrz tak na mnie. Przeczytałem to ostatnio w gazecie, którą kupuje
Violka, ‘Kobieta i jej pragnienia’ – wyjaśniał – On wygrał ranking na najbardziej
pożądanego Polaka. Mogę cię uspokoić pan Górecki nie był sklasyfikowany –
zaśmiała się rechotliwie - Oczywiście ja nie chcę nic ujmować twojej urodzie i
niezaprzeczalnemu urokowi. Już nie
wspominając o tym, że ostatnio się zapuściłeś. Jak tak dalej pójdzie, to w jego
wieku będziesz wyglądał, jak członek klubu seniora. Od dawna ci sugerowałem
powrót na siłownię lub chociaż na basen
- Myślisz? – spojrzał na swój
brzuch, który rzeczywiście ostatnio nieco się powiększył od wieczornego piwa.
Miał już trzydzieści sześć lat i ewidentnie zaczął się zmieniać w
stereotypowego ‘tatusia’. Przytył, na twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze
zmarszczki, a włosy na skroniach zaczynały być przyprószone lekką siwizną.
- Marek, Marek – pokręcił głową –
Przecież wiesz, że w twoich relacjach z Ulką to nie mięsień piwny jest
problemem, ale brak wierności
- Nie musisz mi tego przypominać!
– syknął
- Nie muszę – zgodził się – Ale
ja cały czas nie rozumiem, po cholerę była ci ta Klaudia. Przecież byliście z
Ulką szczęśliwi – prezes spuścił głowę wciąż nie mogąc sobie podarować, że
wplątał się w ten cholerny romans z modelką – W każdym razie powinieneś
przestać żyć złudzeniami. Ona ma Artura, ty też sobie powinieneś kogoś znaleźć
- Mam nadzieję, że to nic
poważnego – odparł szybko
- Marek – westchnął – Z Ulką to
już przegrana sprawa i czas, żebyś się z tym pogodził – posłał mu pocieszające
spojrzenie i wyszedł z gabinetu. Westchnął przyznając w duchu przyjacielowi
rację. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Ula konsekwentnie dawała mu do
zrozumienia, że nie chce go już w swoim życiu. O ile tolerowała jego obecność
jako ojca, to jako partner dla niej nie istniał.
- Co ty tu robisz? – zapytała z
nieukrywaną pretensją, gdy zobaczyła Marka z Leonem na kanapie. Tuż za nią
wszedł Artur obładowany zakupami. Dobrzański wyraźnie się skrzywił na widok
szatyna.
- Pani Elwira nie mogła się do
ciebie dodzwonić. Musiała nagle wyjść, bo w jej bloku pękła rura i zalewało jej
mieszkanie. Nie mogła zabrać małego ze sobą – rzekł poprawiając kocyk na
plecach śpiącego syna. Dobrzańska wywróciła oczami spoglądając na Góreckiego.
Obecność byłego męża w jej domu wciąż wywoływała w niej negatywne emocje.
- Zabierz proszę małego na górę –
zwróciła się do partnera, który biorąc na ręce dwulatka zniknął w korytarzu
- Wiele razy powtarzałam ci, że
nie życzę sobie twoich nieplanowanych wizyt w tym domu – syknęła. Wciąż miała
do niego ogromny żal. Jak to mówią ‘wielka miłość przeradza się w wielką
nienawiść’.
- Pamiętam – westchnął - jednak
to była wyjątkowa sytuacja. Masz wyłączony telefon – nie skomentowała tego –
Pojadę po Rocha – zaproponował kierując się w stronę drzwi
- Nie ma takiej potrzeby. Artur
po niego pojedzie. Wasze spotkanie zaplanowane jest na najbliższy piątek i tego
się trzymajmy. Na ciebie pewnie czeka Daria – rzekła z przekąsem. Jakiś miesiąc
temu Violetta podczas jednego z babskich wieczorów rzuciła mimochodem, że Marek
zaczął spotykać się z Darią, menedżerką jednej z warszawskich restauracji, z
której DF często zamawiało catering. Pamiętała to silne ukłucie w sercu, gdy
się dowiedziała o nowej kobiecie w życiu jej byłego męża, choć usilnie
próbowała sobie wmówić, że to nic dla niej nie znaczy. Dobrzański uwagę o
swojej relacji z Adamską puścił w niepamięć.
- To ja jestem jego ojcem, a nie
Artur – zauważył
- Ojca się nie wybiera –
spojrzała mu bezczelnie w oczy. Zabolało. Spuścił głowę, by nie widziała tego
grymasu, który przebiegł przez jego twarz.
- Pójdę już – rzekł cicho, czując
w gardle wielką gulę
Gdy tylko zamknęły się za nim
drzwi wyszła na taras. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że nie powinna
traktować go w ten sposób, ale to było silniejsze od niej. Starał się być
dobrym ojcem. Nie mogła mu nic zarzucić. Była w stosunku do niego
niesprawiedliwa. Przez ostatnie dwa i pół roku przy każdej nadarzającej się
okazji próbowała mu dokopać. Z żalu, z bólu, z bezsilności, że wtedy nie mogła
nic zrobić, z faktu, że ją zawiódł i skrzywdził. Pamięcią wróciła do wydarzeń
sprzed blisko trzech lat. Dzień ich rozwodu był jednym z najgorszych w jej
życiu. ‘Najgorszym z pewnością był poranek po bankiecie’ zaśmiała się w duchu gorzko.
Wciąż przed oczami miała wyraz jego twarzy, gdy po wyjściu z sali sądowej
zdradziła mu największy sekret ostatnich tygodni.
- Marek, poczekaj chwilę – zawołała, gdy wyraźnie przybity zmierzał w
stronę schodów. Odwrócił się i wlepił w nią swoje wyczekujące spojrzenie.
Pożegnała się z panią mecenas i podeszła do niego – Muszę ci coś powiedzieć
- Najpierw ja – wtrącił – bo tak naprawdę, dopiero siedząc tam na tej
pieprzonej sali zdałem sobie sprawę, że cię nawet nie przeprosiłem. Bardzo
żałuję tego, co zrobiłem. I żałuję, że z pełną mocą zrozumiałem to tak późno.
- To w tej chwili bez znaczenia – szepnęła. Czekała na te słowa, choć
wiedziała, że one już nic nie zmienią. Wzięła głęboki oddech – Jestem w ciąży –
zmarszczył brwi, a na jego twarzy malował się ewidentny szok – Za cztery i pół
miesiąca po raz drugi zostaniesz ojcem
- Co? – bąknął, przeszywając ją wzrokiem, by po chwili zapytać z
pretensją – Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo miałabym trudności z uzyskaniem rozwodu, a ja naprawdę nie mam
siły włóczyć się miesiącami po sądach – odparła zgodnie z prawdą. To dziecko
nic nie zmieniało. Ona już nie potrafiła z nim być. Nie po tym wszystkim, co
się stało. Pamiętała, jak jeszcze kilka miesięcy temu rozmawiali o ewentualnym
rodzeństwie dla Rocha. Marek chciał poczekać jeszcze trochę. Ona pragnęła
zostać matką jak najszybciej. Marzyła o dziewczynce. A później te wszystkie
wydarzenia sprawiły, że przestała zastanawiać się nad sygnałami, jakie wysyłał
jej organizm. Wiadomość o ciąży była szokiem. Miała zostać sama z dwójką dzieci
i rozdartym sercem – Gdy dziecko się urodzi będziesz mógł wnieść o ustalenia
kontaktów, choć uważam, że powinny one odbywać się na takich zasadach, jak te z
Rochem – odeszła zostawiając go samego na środku korytarza.
Terapia Rocha z każdym miesiącem przynosiła efekty. Powoli stawał się
znów szczęśliwym i beztroskim dzieckiem, choć wciąż zdarzały się momenty, gdy
pytał o panią, która zabrała mu tatusia. Rodzina zarówno Uli, jak i Marka,
Olszańscy i Szymczyki starali się pokazać mu, że bardzo go kochają, starali się
dawać mu poczucie bezpieczeństwa. Przede wszystkim bardzo starali się
Dobrzańscy. Ula i Marek byli bardzo skoncentrowali na synku, a dzięki temu on
odzyskiwał równowagę. Cieszył się na wiadomość, że będzie miał brata. Wybrał
imię swojego ulubionego piłkarza – Leo. Nie protestowali, choć oboje nie
uważali tego pomysłu za strzał w dziesiątkę. I tak w lutym pojawił się na
świecie Leon Dobrzański.
Choć pierwsze miesiące po zdradzie i po rozwodzie były bardzo ciężkie
radziła sobie świetnie. Przynajmniej udawała, że sobie radzi. Musiała. Nie
mogła pozwolić sobie na załamanie, rozpaczanie, depresję. Musiała być silna dla
swoich dzieci. Dla synka, który sam przechodził trudny czas i tego
nienarodzonego, który potrzebował spokoju matki. Cierpiała i płakała w ukryciu.
Często płakała nocami, by syn nie widział jej łez. W ciągu dnia odgrywała silną
kobietę, która mimo zranienia świetnie daje sobie radę. Nie pracowała. Nie
potrafiła pracować z Markiem. Nie wyobrażała sobie, że ma wrócić do DF i znosić
te wszystkie spojrzenia pracowników. Jako dysponent udziałów Rocha nie
pojawiała się na zarządzie. Nie chciała się do tego przyznać, ale nie miała na
to siły. Nie wyobrażała sobie, że ma stanąć w gabinecie, w którym mąż zdradzał
ją z kochanką. Jedyną pracą była na ta
rzecz PRO-S, którą wykonywała w zaciszu domowego gabinetu. Wysokie alimenty i
dwa źródła dochodu spokojnie wystarczały, dzięki temu mogła skupić się na
synkach, a nie szukaniu etatu. Jeszcze przed rozwodem, mając pieniądze z
podziału majątku, kupiła dwupoziomowe mieszkanie w Piasecznie. Chciała być
blisko rodziny w Rysiowie i Szymczyków, którzy bardzo jej pomagali. To był
trudny okres próby. Próby, czy podoła wszelkim przeciwnościom. Podołała. Wyszła
z tej tragedii silniejsza. Nauczyła się żyć ze złamanym sercem.
Roch miał już prawie pięć lat, Leo rok, gdy w pełni wróciła do życia.
Znów zaczęła się uśmiechać, wychodzić ze znajomymi. Tutaj nieocenieni okazali
się Szymczykowie i Olszańscy. Ci ostatni mimo wielkiej zażyłości z Markiem
starali się być z boku i zachować dobre relacje z każdą ze stron. W jeden z
majowych dni odwiedził ją Maciek. Opowiadał jej o przypadkowym spotkaniu z
koleżanką z liceum, która w Serocku miała organizować swoje wielkie trzydzieste
trzecie urodziny dla przyjaciół i znajomych. Choć nigdy nie była przekonana do
takich spędów pojechała. Zamożny mąż Nadii wynajął na weekend cały kompleks
hotelowy. Zostawiła synów pod opieką ojca i Ali i wraz z Anią i Maćkiem
pojechała. Bawiło się tam jakieś osiemdziesiąt osób. To właśnie tam poznała
Artura, brata stryjecznego męża Nadii. Początkowo nie była przekonana do tej
znajomości, choć Górecki był wyraźnie nią zainteresowany. Kilka kaw,
wieczornych spacerów, kolacji i zrozumiała, że znów może być szczęśliwa. Poczuła
się przy nim interesująca i atrakcyjna. Artur nie był Markiem, ale miała
świadomość, że nie chce reszty życia spędzić opłakując swoje nieudane
małżeństwo i tęskniąc do miłości swego życia. Górecki był czuły, opiekuńczy i
bardzo ciepły. Stopniowo zyskał sobie sympatię Rocha. Stawał się coraz
ważniejszym elementem jej życia.
Mimo upływu miesięcy nie potrafiła poukładać sobie relacji z Markiem.
‘Chyba nadal nie potrafię’
przyznała w duchu stojąc na tarasie, zapatrzona w dal. Dzisiejsza wymiana zdań
tylko to potwierdziła. Westchnęła ciężko.
Wciąż czuła się bardzo skrzywdzona. Nie potrafiła zaakceptować rozpadu
rodziny. I choć od kilku miesięcy była z Arturem wciąż w głębi duszy nie
pogodziła się z faktem, że jej małżeństwo dobiegło końca, a Marek już nigdy w
nim nie zagości w roli głównej. Nie potrafiła pohamować emocji w kontaktach z
nim. Za każdym razem odgryzała się złośliwie, by choć przez chwilę poczuł się
tak, jak ona czuła się od miesięcy, a nawet lat. Wyżywała się na nim chcąc
ukoić swój ból. I choć miała świadomość, że nie przynosi to efektów, to jednak
nie potrafiła inaczej. Widziała, że Dobrzański się stara. I w kontaktach z nią,
ale przede wszystkim w podejściu do dzieci, ale nie potrafiła zmienić swojego
nastawienia. Ania, Violka, a nawet Ala wiele razy jej powtarzały, by odpuściła,
by spróbowała dogadać się z Markiem choćby dla dobra dzieci. Kilka razy nawet
podjęła próbę, ale była zbyt rozżalona, by się udało. Była Dobrzańskiemu
wdzięczna, bo zwykle te słowne ataki, złośliwe uwagi i niepochlebne komentarze
przyjmował z pokorą, ale nigdy nie potrafiła tego przyznać. Marek nawet jeśli
dawał się sprowokować, to szybko łagodził sytuację i usuwał się w cień. Od
rozwodu starała się ograniczyć ich kontakty do minimum. Bardzo często szukała
sobie zastępstwa, by tylko nie spotkać byłego męża. O odebranie Rocha od
Dobrzańskich często prosiła Maćka lub Alicję. Gdy Marek sam go przywoził do
domu zamiast Uli drzwi otwierał mu Józef, Jasiek, a później coraz częściej
Artur, który bywał w mieszkaniu Uli coraz częstszym gościem. Ula widywała się z
Markiem dość często tuż po narodzinach Leona. Później znów odsunęła się na bok.
Widywali się sporadycznie, a momentami, gdy Dobrzański miał pewność zastać w
domu żonę były urodziny lub imieniny ich synów. Organizując przyjęcie dla
chłopców zawsze go zapraszała.
Z czasem zaczęła łagodnieć, jeśli chodzi o kontakty Marka z synami. Zanim
jeszcze urodził się Leon, bez konieczności wynajmowania prawników, zgodziła się
by chłopiec częściej widywał się z ojcem. Dobrzański widywał się z małym raz w
tygodniu, a dwa razy w miesiącu zabierał go do rodziców. W tym punkcie była
nieustępliwa i wciąż starała się trzymać rękę na pulsie. Nawet nie chciała
słyszeć, by były mąż zabierał synka do swojego mieszkania. Bywał jeszcze
częstszym gościem, gdy na świat przyszedł Leo. Przez pierwsze dwa miesiące
wpadał systematycznie co trzy dni. Początkowo nie protestowała, bo zwykle
podczas jego wizyt odsypiała zarwane noce. Dzieci w towarzystwie ojca i pod
czujnym okiem Ali lub Cieplaka spędziły czas na dole. Później delikatnie
zasugerowała mu, że powinni wrócić do poprzedniego schematu. Zgodził się
rozumiejąc, że potrzebuje trochę swobody i oddechu od niego. Nie sprzeciwiała
się wspólnym wyjściom z Rochem do kina, spacerom we trzech na plac zabaw,
krótkim wycieczkom. Z pewnym momencie Marek sam nie dążył do zbyt częstych
wizyt w jej domu, gdy zaczął w nim zastawać Artura. Nie krył swojej niechęci do
Góreckiego.
Poczuła oplatające ją w pasie
ramiona Artura. Uśmiechnęła się splatając ich dłonie. Czuła się przy nim
bezpiecznie, choć do tej znajomości podchodziła dość ostrożnie. Znali się od
roku, byli parą od siedmiu miesięcy, a ona nawet przez chwilę nie pomyślała, że
mogliby razem zamieszkać. Patrząc na twarz szatyna miała nadzieję, że to
właśnie on da jej szczęście do końca jej dni, ale jak na razie nie była gotowa
na stuprocentowy związek, a tym bardziej na małżeństwo. Nie chciała go również
na stałe wpuścić do swojego świata. Bywał w nim częstym gościem. A jej to
‘bywanie’ jak na razie wystarczało. On to rozumiał i nie narzucał się. Zresztą
takie podejście świetnie wpisywało się w jego tryb życia i pracy.