Sześćset złotych. Tyle miało
kosztować przekreślenie ostatnich kilku lat jej życia, a raczej ostateczne
zakończenie czegoś, co przekreślił Marek. Wpatrywała się w cztery kartki
tekstu, które składały się na pozew rozwodowy.
- Czy moja obecność jest tutaj
niezbędna? – dopytywała
-
Ja wiem, że pani spotkanie z
mężem będzie trudne, ale nie uniknie pani tego. I tak będzie musiała
pani
stanąć z nim twarzą w twarz podczas rozprawy. Ja będę mówić, ja będę
przedstawiać pani stanowisko, ale o część rzeczy sąd będzie chciał panią
zapytać osobiście – wyjaśniała rzeczowym tonem. Kobiety widziały się
raptem
trzy razy, ale Ula zaczynała darzyć prawniczkę pewną sympatią. Były w
podobnym
wieku. Aneta była z pozoru ostra i stanowcza, jednak podczas
trzygodzinnej
rozmowy w cztery oczy, przed podpisaniem dokumentów poznała ją lepiej i w
głębi
duszy blondynka okazała się bardzo ciepłą i sympatyczną osobą. Nie
dawała tego
po sobie poznać, ale wielokrotnie, jako specjalistka od spraw
rozwodowych i
prawa rodzinnego spotykała się z różnymi historiami, wiele z nich
przeżywała
osobiście i myślała o nich również w czasie wolnym. Bardzo często
szczerze współczuła
swoim klientom, którzy ewidentnie były ofiarami – Dzisiejsze spotkanie
jest
niezbędne. Im więcej kwestii ustalimy przed sprawą, tym szybciej
zapadnie
wyrok. Nie jest w naszym interesie by posiedzeń było kilka, a państwo
będziecie
prać brudy na sali sądowej w towarzystwie przyjaciół i rodziny. Dzisiaj
pani
nie musi nic mówić. Musi tam pani po prostu być. Pełnomocnik męża mógłby
wykorzystać pani nieobecność na naszą niekorzyść i wnioskować o kolejne
posiedzenia. Nasza strategia jest taka, by rozwód uzyskała pani na
pierwszej, a zarazem ostatniej sprawie. Proszę pozwolić mi działać –
kiwnęła głową ze zrozumieniem. Zależało jej, by sprawę zakończyć jak
najszybciej. Wiedziała, że prędzej czy później spotkanie z Markiem
nastąpi.
Póki co udawało jej się od niego odciąć, ale nie mogła w nieskończoność
uciekać. Tak samo, jak nie mogła w nieskończoność izolować Rocha przed
kontaktami z ojcem – Już są – powiedziała, gdy chwilę wcześniej
zaanonsowała
przybycie gości jej sekretarka – Musi być pani silna – pogładziła
Dobrzańską po
plecach i puściła przodem.
Nie widział jej od miesiąca.
Początkowo dzwonił, sms’ował, pisał maile, próbował odnaleźć, jednak po
tygodniu, dwóch odpuścił. Zrozumiał, że ona potrzebuje trochę czasu, że musi
oswoić się z sytuacją, która miała miejsce zanim zaczną rozmawiać. Telefon
prawnika był dla niego totalnym szokiem. Nie sądził, że jej deklaracja o
rozwodzie była na poważnie. Miał nadzieję, że powiedziała tak w nerwach. On nie
zgadzał się na rozwód. Miał nadzieję, że porozmawiają, że uda im się dojść po
porozumienia, że mimo błędu, jaki popełnił uda im się uratować ich rodzinę, że
ona da mu szansę. Najwyraźniej nie chciała albo nie potrafiła. Zastanawiał się
po co zabrał ze sobą prawnika, po co w ogóle go wynajmował. To był impuls, ale
teraz stojąc w niewielkiej salce konferencyjnej uświadamiał sobie, że nie
potrzebują prawników, że przecież sami mogliby się dogadać. Prawnikom zależy na
rozwodach, prawnicy z tego żyją, on chciał tego rozwodu uniknąć. Wreszcie ją
zobaczył. Jak zwykle bardzo elegancka, piękna, choć jej twarzy nie zdobił
promienny uśmiech, a w oczach nie było wesołego blasku. Była przygaszona, smutna.
- Witaj – szepnął ledwie
słyszalnie. Obrzuciła go spojrzeniem pełnym bólu. Coś go ścisnęło w środku.
Kiedyś sobie obiecał, że zrobi wszystko, by już nigdy przez niego nie płakała.
Jak zwykle złamał dane słowo, tak, jak złamał przysięgę, którą jej złożył. Dał
się omotać Klaudii krzywdząc najważniejszą kobietę na świecie. Na powitanie
skinęła jedynie głową i uścisnęła dłoń jego adwokata.
- Urszula Dobrzańska –
przedstawiła się słabym głosem
- Adam Nawrocki – odpowiedział
czterdziestoletni, łysiejący adwokat, którego znakiem rozpoznawczym był zielony
krawat i zielona poszetka. Za nią weszła niewiele od niej starsza niewysoka
blondynka w eleganckiej garsonce.
- Aneta Nec-Himmel, adwokat –
wyciągnęła rękę do Dobrzańskiego i rozpakowując aktówkę zajęła swoje miejsce
przy stole, naprzeciw pełnomocnika Marka.
- Ula, proszę cię, wyjdźmy na
korytarz i porozmawiajmy – zaczął Dobrzański błagalnym tonem – Proszę, chwila
rozmowy. Czy potrzebni nam są adwokaci?
- My już nie mamy o czym
rozmawiać – odparła chłodnym tonem. Wiedziała, że musi być zimna,
zdystansowana. Nie mogła pozwolić zwyciężyć sercu nad rozumem. Zawsze, gdy tak
robiła, dostawała bolesną lekcję życia – A kwestiami, które nam jeszcze
zostały, zajmie się pani mecenas – spuścił głowę załamany. W sumie tego się
spodziewał. Na to zasłużył.
- Dobrze panowie, zaczynajmy.
Kopię pozwu, który dwa dni temu został złożony w sądzie otrzymał pan ode mnie
mailem – spojrzała na bruneta - Sprawa jest jasna i klarowna. Chcąc
zaoszczędzić mojej klientce nerwów i czasu zdecydowałyśmy się na rozwód bez
orzekania o winie, co i pana Dobrzańskiego stawia w lepszej sytuacji. Jednak,
jak wszyscy doskonale wiemy rozpad małżeństwa nastąpił z wyłącznej winy
pozwanego. Dlatego też moja klientka domaga się pewnej rekompensaty, która i
tak jest niewspółmierna do krzywd, jakie zostały jej wyrządzone
- Nie zgadzam się na rozwód! –
stanowczo zaprotestował Dobrzański
-
Panie Marku, nie wiem, czy
mecenas panu wyjaśnił, jak wyglądają procedury przy braku pańskiej
zgody? –
zadała pytanie retoryczne. Nie miał pojęcia. Adwokata wynajął raptem dwa
dni
wcześniej. Nie ustalili żadnej strategii, bo miał nadzieję, że do
rozwodu nie
dojdzie – Rozwód i tak dojdzie do skutku, tylko dłużej będziemy się
handryczyć
na sali sądowej. Po co stres, wielomiesięczne odraczanie sprawy? Pan nie
będzie
się zgadzał, powinien wejść w takiej sytuacji mediator, na którego nie
zgodzi
się moja klientka, będzie kolejne posiedzenie, później następne i
następne, aż
w końcu zapadnie wyrok. Lepiej, jeśli ustalimy wszystko teraz, a pan
zamiast
utrudniać będzie współpracował. Chyba tyle jest pan winien żonie,
prawda? –
spojrzała na niego wymownie i przerzuciła kilka kartek – Ta
rekompensata będzie od razu połączona z podziałem majątku. Nie ma sensu
rozdzielać
tych dwóch spraw. Po pierwsze kwestia domu w Zalesiu Górnym.
Teoretycznie z
uwagi na dobro dziecka i konieczność zapewnienia mu stabilizacji i
bezpieczeństwa dom powinien zostać przyznany mojej kliencie i
małoletniemu Rochowi, który oczywiście zostaje z matką. Jednak z uwagi
na fakt, że do
zdrady, będącej bezpośrednią przyczyną rozpadu małżeństwa, doszło w tym
budynku
moja klientka nie wyobraża sobie, by mogła tam mieszkać. Rozwiązania są
dwa.
Albo dom zostanie sprzedany, albo pan Dobrzański chcąc tam zostać spłaci
moją
klientkę. Wartość nieruchomości została wyceniona w przybliżeniu na dwa
miliony sto tysięcy
złotych. Z uwagi na okoliczności i zapewnienie dziecku odpowiedniego
standardu
życia będę wnosić o przyznanie pani Dobrzańskiej kwoty miliona trzystu
tysięcy tytułem podziału nieruchomości mieszczącej się przy ulicy
Jodłowej
osiem.
- Pani mecenas – ostatnacyjnie zaśmiał się
prawnik – No trochę pani przesadziła. Kwota powinna zostać podzielona po
połowie. Ja już pomijam fakt, że nakłady na kupno domu pochodziły w zdecydowanej
większości z oszczędności, jak mniemam, mojego klienta, którego rodzina od
wielu lat prowadzi dobrze prosperującą firmę modową. Poza tym nieruchomość
wciąż jest obciążona kredytem hipotecznym. Równy podział wydaje się jedynym
rozsądnym wyjściem. A za milion pani Urszula będzie mogła zakupić apartament,
tudzież domek o odpowiednim metrażu dla niej i dziecka.
- Zgadzam się – odparł milczący
Marek, który od dobrych kilku minut intensywnie wpatrywał się w twarz żony. Ula
natomiast chcąc uniknąć wzrokowego spotkania z Dobrzańskim podziwiała panoramę
miasta, rozciągającą się za oknem
- Panie Marku, proszę zostawić to
mnie – upomniał go mecenas
- Zgadzam się – powtórzył
dobitnie
- Świetnie – uśmiechnęła się
Aneta – Kwestia wspomnianej przez mecenasa firmy. W chwili obecnej pan
Dobrzański dysponuje wszystkimi udziałami. Pięćdziesiąt procent, które
zostały odkupione od rodzeństwa Febo weszło do majątku wspólnego, gdyż
transakcja nastąpiła już po zawarciu przez państwa Dobrzańskich związku
małżeńskiego. Moja propozycja jest następująca. Celem zabezpieczenia
przyszłości Rocha Dobrzańskiego wspomniane pięćdziesiąt procent zostaje
przepisane na jego rzecz. Do momentu uzyskania przez niego pełnoletniości
udziałami będzie zarządzać matka, z zaznaczeniem faktu, że udziałów tych nie
może sprzedać. Pani Dobrzańska będzie również czerpać korzyści z tytułu
podziału zysków, które do momentu osiągnięcia przez syna osiemnastego roku
życia będą do jej wyłącznej dyspozycji.
- Firma Dobrzański Fashion jest
firmą rodzinną, założoną przez rodziców mojego klienta. Nie można dzielić
czegoś, co wchodzi w skład majątku osobistego – protestował
- Majątek osobisty to
pięćdziesiąt procent, które pański klient dostał od rodziców jeszcze przed
ślubem. Druga połowa została dokupiona i jest częścią majątku małżonków.
- Pani mecenas – zaśmiał się
lekceważąco – Ja odnoszę wrażenie, że na tym związku pani klientka chce zrobić
interes życia.
- Panie mecenasie – upomniała go. Chciała kontynuować, że takie uwagi są nie na miejscu, ale przerwał
jej Dobrzański.
- Proszę jej dać wszystko, czego
zażąda – odparł spokojnie
- Pan nie wie, co pan robi –
zaśmiał się – za chwilę zostanie pan bez domu, firmy i środków do życia –
wyjaśniał
- Wszystko, czego zażąda –
spojrzał wymownie na adwokata
-
Panie Marku, wydaje mi się, że
powinniśmy porozmawiać na korytarzu. Pani mecenas, ja poproszę o chwilę
przerwy - spojrzał na kobietę i już chciał wstawać, gdy usłyszał głos
swojego klienta
- Nie ma takiej potrzeby.
Dziękuję już panu mecenasie. Poradzę sobie sam. Pańskie honorarium jeszcze dziś
przeleję na konto kancelarii - spojrzał na niego zdenerwowany
- Za te wyrzuty sumienia będzie
pan musiał słono zapłacić. Proszę się zastanowić – próbował go przekonać
- Pan już dla mnie nie pracuje! –
rzekł ostro, czym skupił na sobie wzrok Uli i jej pełnomocnika – Poradzę sobie
sam!
- Jak pan uważa – obruszył się i
pospiesznie spakował teczkę – Do widzenia – zostali we trójkę.
- Rozumiem, że się pan zgadza? –
zapytała blondynka
- Naturalnie- próbował zebrać myśli po tej słownej przepychance ze swoim pełnomocnikiem
- Dobrze, w takim razie przejdźmy
do kwestii związanych z Rochem. Aaaa nie, jeszcze oszczędności. Tutaj środki
z konta proponuję podzielić po równo. Dwieście tysięcy dla pana i dwieście dla
żony. Każdy z państwa dysponuje swoim autem i niech tak zostanie, nie będziemy
dociekać wartości każdego z pojazdów – rzekła notując coś naprędce – Roch –
spojrzała na Dobrzańskiego – Podsumowując wszystkie wydatki niezbędne do
zapewnienia synowi odpowiedniego standardu życia i patrząc na pana miesięczne
dochody, kwota alimentów powinna oscylować w granicy trzech i pół tysięca
złotych. Sądzę, że nie będzie pan oszczędzał na dziecku – uśmiechnęła się
przyjaźnie. Zwykle tego typu stwierdzenia odnosiły pozytywny skutek. Tak było i
w tym przypadku. Dobrzański skinieniem głowy zgodził się na wszystko – No i
zostaje nam kwestia kontaktów z synem. I tutaj sprawa jest bardzo poważna. Będziemy
wnosić o to, by pańskie kontakty z synem były jak najrzadsze
-
Słucham? - w jego głosie można było usłyszeć niedowierzanie. Nerwowo
przerzucał wzrok z Uli na blondynkę. Westchnął ciężko próbując uspokoić
emocje i spojrzał błagalnie na Ulę – Oddam ci wszystko, co mam. Weź całą
firmę,
dom, co tylko zechcesz, ale nie odbieraj mi syna. Błagam. Wiem, że cię
skrzywdziłem, bardzo tego żałuję, ale nie możesz odebrać mi Rocha –
wyjaśniał błagalnym tonem. Mocniej
ścisnęła pięści, które chowała pod stołem. Wiele ją ta dzisiejsza
konfrontacja
kosztowała, a na dodatek on teraz sądzi, że zależy jej tylko na
pieniądzach. Że
jest materialistką, która mści się na nim ograniczając mu kontakty z
dzieckiem.
- Pański syn niezbyt dobrze odebrał
sytuację, której był świadkiem. Dziecko ma poważny problem z emocjami.
Niezbędna była interwencja psychologa dziecięcego – wyjaśniała Aneta
- Dlaczego nic mi nie
powiedziałaś? – ignorując prawniczkę zwrócił się do żony – Jestem jego ojcem,
miałem prawo wiedzieć! – zirytował się
-
Chcesz wiedzieć jak odebrał to
twój ukochany syn? – odezwała się wreszcie spoglądając na niego z nutą
pogardy
– Wciąż mnie pyta, czemu ta pani leżała koło tatusia, dlaczego nie miała
piżamki i kim w ogóle jest. Mały budzi się w środku nocy z płaczem,
przestał
panować nad emocjami. Złości się z byle powodu, jest niespokojny –
tłumaczyła.
Nieco ubarwiła tę sytuację. Tak było lepiej. Tak było trzeba.
Rzeczywiście mały
bywał płaczliwy i pytał o Nowicką, korzystali również z pomocy
psychologa, ale
razem z prawnikiem ustaliła, że trzeba udramatyzować tę opowieść.
Chciała
chronić syna przed konsekwencjami nieodpowiedniego zachowania ojca. Może
gdyby o jego romansie dowiedziała się w innych okolicznościach, gdyby
Roch nie był tego świadkiem, może potrafiłaby postępować nieco
łagodniej. Ale nie mogła wybaczyć mu faktu, że zdradzał ją z Nowicką w
ich domu, niemal na oczach dziecka. Nie miała pewności, czy gdy będą po
rozwodzie ich syn nie będzie świadkiem podbojów miłosnych ojca. Musiała
być w tej kwestii stanowcza. Dobrzański
spuścił głowę załamany.
- Terapia trochę potrwa. Z uwagi
na psychiczny komfort dziecka najlepiej byłoby, gdyby pańskie kontakty z synem miały
miejsce dwa razy w miesiącu. Jeśli będzie się pan spotykał z dzieckiem, to albo
w obecności żony, albo osoby przez żonę wskazanej, przy której dziecko również
czuje się bezpieczne. Jeśli będzie pan chciał zabrać syna na dwa dni to warunek
jest jeden. Musi pan z nim przebywać w
domu swoich rodziców w Konstancinie. Ma pan jakieś pytania, uwagi? – zwróciła
się do niego, zbierając ze stołu dokumenty
- Nie. Chciałbym jedynie
porozmawiać z żoną w cztery oczy – spojrzał na Ulę
- Nie mam ochoty – rzuciła i szybkim krokiem opuściła
pomieszczenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz