B

piątek, 12 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' II

Sześćset złotych. Tyle miało kosztować przekreślenie ostatnich kilku lat jej życia, a raczej ostateczne zakończenie czegoś, co przekreślił Marek. Wpatrywała się w cztery kartki tekstu, które składały się na pozew rozwodowy. 

- Czy moja obecność jest tutaj niezbędna? – dopytywała
- Ja wiem, że pani spotkanie z mężem będzie trudne, ale nie uniknie pani tego. I tak będzie musiała pani stanąć z nim twarzą w twarz podczas rozprawy. Ja będę mówić, ja będę przedstawiać pani stanowisko, ale o część rzeczy sąd będzie chciał panią zapytać osobiście – wyjaśniała rzeczowym tonem. Kobiety widziały się raptem trzy razy, ale Ula zaczynała darzyć prawniczkę pewną sympatią. Były w podobnym wieku. Aneta była z pozoru ostra i stanowcza, jednak podczas trzygodzinnej rozmowy w cztery oczy, przed podpisaniem dokumentów poznała ją lepiej i w głębi duszy blondynka okazała się bardzo ciepłą i sympatyczną osobą. Nie dawała tego po sobie poznać, ale wielokrotnie, jako specjalistka od spraw rozwodowych i prawa rodzinnego spotykała się z różnymi historiami, wiele z nich przeżywała osobiście i myślała o nich również w czasie wolnym. Bardzo często szczerze współczuła swoim klientom, którzy ewidentnie były ofiarami – Dzisiejsze spotkanie jest niezbędne. Im więcej kwestii ustalimy przed sprawą, tym szybciej zapadnie wyrok. Nie jest w naszym interesie by posiedzeń było kilka, a państwo będziecie prać brudy na sali sądowej w towarzystwie przyjaciół i rodziny. Dzisiaj pani nie musi nic mówić. Musi tam pani po prostu być. Pełnomocnik męża mógłby wykorzystać pani nieobecność na naszą niekorzyść i wnioskować o kolejne posiedzenia. Nasza strategia jest taka, by rozwód uzyskała pani na pierwszej, a zarazem ostatniej sprawie. Proszę pozwolić mi działać – kiwnęła głową ze zrozumieniem. Zależało jej, by sprawę zakończyć jak najszybciej. Wiedziała, że prędzej czy później spotkanie z Markiem nastąpi. Póki co udawało jej się od niego odciąć, ale nie mogła w nieskończoność uciekać. Tak samo, jak nie mogła w nieskończoność izolować Rocha przed kontaktami z ojcem – Już są – powiedziała, gdy chwilę wcześniej zaanonsowała przybycie gości jej sekretarka – Musi być pani silna – pogładziła Dobrzańską po plecach i puściła przodem. 

Nie widział jej od miesiąca. Początkowo dzwonił, sms’ował, pisał maile, próbował odnaleźć, jednak po tygodniu, dwóch odpuścił. Zrozumiał, że ona potrzebuje trochę czasu, że musi oswoić się z sytuacją, która miała miejsce zanim zaczną rozmawiać. Telefon prawnika był dla niego totalnym szokiem. Nie sądził, że jej deklaracja o rozwodzie była na poważnie. Miał nadzieję, że powiedziała tak w nerwach. On nie zgadzał się na rozwód. Miał nadzieję, że porozmawiają, że uda im się dojść po porozumienia, że mimo błędu, jaki popełnił uda im się uratować ich rodzinę, że ona da mu szansę. Najwyraźniej nie chciała albo nie potrafiła. Zastanawiał się po co zabrał ze sobą prawnika, po co w ogóle go wynajmował. To był impuls, ale teraz stojąc w niewielkiej salce konferencyjnej uświadamiał sobie, że nie potrzebują prawników, że przecież sami mogliby się dogadać. Prawnikom zależy na rozwodach, prawnicy z tego żyją, on chciał tego rozwodu uniknąć. Wreszcie ją zobaczył. Jak zwykle bardzo elegancka, piękna, choć jej twarzy nie zdobił promienny uśmiech, a w oczach nie było wesołego blasku. Była przygaszona, smutna.
- Witaj – szepnął ledwie słyszalnie. Obrzuciła go spojrzeniem pełnym bólu. Coś go ścisnęło w środku. Kiedyś sobie obiecał, że zrobi wszystko, by już nigdy przez niego nie płakała. Jak zwykle złamał dane słowo, tak, jak złamał przysięgę, którą jej złożył. Dał się omotać Klaudii krzywdząc najważniejszą kobietę na świecie. Na powitanie skinęła jedynie głową i uścisnęła dłoń jego adwokata.
- Urszula Dobrzańska – przedstawiła się słabym głosem
- Adam Nawrocki – odpowiedział czterdziestoletni, łysiejący adwokat, którego znakiem rozpoznawczym był zielony krawat i zielona poszetka. Za nią weszła niewiele od niej starsza niewysoka blondynka w eleganckiej garsonce.
- Aneta Nec-Himmel, adwokat – wyciągnęła rękę do Dobrzańskiego i rozpakowując aktówkę zajęła swoje miejsce przy stole, naprzeciw pełnomocnika Marka.
- Ula, proszę cię, wyjdźmy na korytarz i porozmawiajmy – zaczął Dobrzański błagalnym tonem – Proszę, chwila rozmowy. Czy potrzebni nam są adwokaci?
- My już nie mamy o czym rozmawiać – odparła chłodnym tonem. Wiedziała, że musi być zimna, zdystansowana. Nie mogła pozwolić zwyciężyć sercu nad rozumem. Zawsze, gdy tak robiła, dostawała bolesną lekcję życia – A kwestiami, które nam jeszcze zostały, zajmie się pani mecenas – spuścił głowę załamany. W sumie tego się spodziewał. Na to zasłużył.
- Dobrze panowie, zaczynajmy. Kopię pozwu, który dwa dni temu został złożony w sądzie otrzymał pan ode mnie mailem – spojrzała na bruneta - Sprawa jest jasna i klarowna. Chcąc zaoszczędzić mojej klientce nerwów i czasu zdecydowałyśmy się na rozwód bez orzekania o winie, co i pana Dobrzańskiego stawia w lepszej sytuacji. Jednak, jak wszyscy doskonale wiemy rozpad małżeństwa nastąpił z wyłącznej winy pozwanego. Dlatego też moja klientka domaga się pewnej rekompensaty, która i tak jest niewspółmierna do krzywd, jakie zostały jej wyrządzone
- Nie zgadzam się na rozwód! – stanowczo zaprotestował Dobrzański
- Panie Marku, nie wiem, czy mecenas panu wyjaśnił, jak wyglądają procedury przy braku pańskiej zgody? – zadała pytanie retoryczne. Nie miał pojęcia. Adwokata wynajął raptem dwa dni wcześniej. Nie ustalili żadnej strategii, bo miał nadzieję, że do rozwodu nie dojdzie – Rozwód i tak dojdzie do skutku, tylko dłużej będziemy się handryczyć na sali sądowej. Po co stres, wielomiesięczne odraczanie sprawy? Pan nie będzie się zgadzał, powinien wejść w takiej sytuacji mediator, na którego nie zgodzi się moja klientka, będzie kolejne posiedzenie, później następne i następne, aż w końcu zapadnie wyrok. Lepiej, jeśli ustalimy wszystko teraz, a pan zamiast utrudniać będzie współpracował. Chyba tyle jest pan winien żonie, prawda? – spojrzała na niego wymownie i przerzuciła kilka kartek – Ta rekompensata będzie od razu połączona z podziałem majątku. Nie ma sensu rozdzielać tych dwóch spraw. Po pierwsze kwestia domu w Zalesiu Górnym. Teoretycznie z uwagi na dobro dziecka i konieczność zapewnienia mu stabilizacji i bezpieczeństwa dom powinien zostać przyznany mojej kliencie i małoletniemu Rochowi, który oczywiście zostaje z matką. Jednak z uwagi na fakt, że do zdrady, będącej bezpośrednią przyczyną rozpadu małżeństwa, doszło w tym budynku moja klientka nie wyobraża sobie, by mogła tam mieszkać. Rozwiązania są dwa. Albo dom zostanie sprzedany, albo pan Dobrzański chcąc tam zostać spłaci moją klientkę. Wartość nieruchomości została wyceniona w przybliżeniu na dwa miliony sto tysięcy złotych. Z uwagi na okoliczności i zapewnienie dziecku odpowiedniego standardu życia będę wnosić o przyznanie pani Dobrzańskiej kwoty miliona trzystu tysięcy tytułem podziału nieruchomości mieszczącej się przy ulicy Jodłowej osiem.
- Pani mecenas – ostatnacyjnie zaśmiał się prawnik – No trochę pani przesadziła. Kwota powinna zostać podzielona po połowie. Ja już pomijam fakt, że nakłady na kupno domu pochodziły w zdecydowanej większości z oszczędności, jak mniemam, mojego klienta, którego rodzina od wielu lat prowadzi dobrze prosperującą firmę modową. Poza tym nieruchomość wciąż jest obciążona kredytem hipotecznym. Równy podział wydaje się jedynym rozsądnym wyjściem. A za milion pani Urszula będzie mogła zakupić apartament, tudzież domek o odpowiednim metrażu dla niej i dziecka.
- Zgadzam się – odparł milczący Marek, który od dobrych kilku minut intensywnie wpatrywał się w twarz żony. Ula natomiast chcąc uniknąć wzrokowego spotkania z Dobrzańskim podziwiała panoramę miasta, rozciągającą się za oknem
- Panie Marku, proszę zostawić to mnie – upomniał go mecenas
- Zgadzam się – powtórzył dobitnie
- Świetnie – uśmiechnęła się Aneta – Kwestia wspomnianej przez mecenasa firmy. W chwili obecnej pan Dobrzański dysponuje wszystkimi udziałami. Pięćdziesiąt procent, które zostały odkupione od rodzeństwa Febo weszło do majątku wspólnego, gdyż transakcja nastąpiła już po zawarciu przez państwa Dobrzańskich związku małżeńskiego. Moja propozycja jest następująca. Celem zabezpieczenia przyszłości Rocha Dobrzańskiego wspomniane pięćdziesiąt procent zostaje przepisane na jego rzecz. Do momentu uzyskania przez niego pełnoletniości udziałami będzie zarządzać matka, z zaznaczeniem faktu, że udziałów tych nie może sprzedać. Pani Dobrzańska będzie również czerpać korzyści z tytułu podziału zysków, które do momentu osiągnięcia przez syna osiemnastego roku życia będą do jej wyłącznej dyspozycji.
- Firma Dobrzański Fashion jest firmą rodzinną, założoną przez rodziców mojego klienta. Nie można dzielić czegoś, co wchodzi w skład majątku osobistego – protestował
- Majątek osobisty to pięćdziesiąt procent, które pański klient dostał od rodziców jeszcze przed ślubem. Druga połowa została dokupiona i jest częścią majątku małżonków.
- Pani mecenas – zaśmiał się lekceważąco – Ja odnoszę wrażenie, że na tym związku pani klientka chce zrobić interes życia.
- Panie mecenasie – upomniała go. Chciała kontynuować, że takie uwagi są nie na miejscu, ale przerwał jej Dobrzański.
- Proszę jej dać wszystko, czego zażąda – odparł spokojnie
- Pan nie wie, co pan robi – zaśmiał się – za chwilę zostanie pan bez domu, firmy i środków do życia – wyjaśniał
- Wszystko, czego zażąda – spojrzał wymownie na adwokata
- Panie Marku, wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać na korytarzu. Pani mecenas, ja poproszę o chwilę przerwy - spojrzał na kobietę i już chciał wstawać, gdy usłyszał głos swojego klienta
- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję już panu mecenasie. Poradzę sobie sam. Pańskie honorarium jeszcze dziś przeleję na konto kancelarii - spojrzał na niego zdenerwowany
- Za te wyrzuty sumienia będzie pan musiał słono zapłacić. Proszę się zastanowić – próbował go przekonać
- Pan już dla mnie nie pracuje! – rzekł ostro, czym skupił na sobie wzrok Uli i jej pełnomocnika – Poradzę sobie sam!
- Jak pan uważa – obruszył się i pospiesznie spakował teczkę – Do widzenia – zostali we trójkę.
- Rozumiem, że się pan zgadza? – zapytała blondynka
- Naturalnie- próbował zebrać myśli po tej słownej przepychance ze swoim pełnomocnikiem
- Dobrze, w takim razie przejdźmy do kwestii związanych z Rochem. Aaaa nie, jeszcze oszczędności. Tutaj środki z konta proponuję podzielić po równo. Dwieście tysięcy dla pana i dwieście dla żony. Każdy z państwa dysponuje swoim autem i niech tak zostanie, nie będziemy dociekać wartości każdego z pojazdów – rzekła notując coś naprędce – Roch – spojrzała na Dobrzańskiego – Podsumowując wszystkie wydatki niezbędne do zapewnienia synowi odpowiedniego standardu życia i patrząc na pana miesięczne dochody, kwota alimentów powinna oscylować w granicy trzech i pół tysięca złotych. Sądzę, że nie będzie pan oszczędzał na dziecku – uśmiechnęła się przyjaźnie. Zwykle tego typu stwierdzenia odnosiły pozytywny skutek. Tak było i w tym przypadku. Dobrzański skinieniem głowy zgodził się na wszystko – No i zostaje nam kwestia kontaktów z synem. I tutaj sprawa jest bardzo poważna. Będziemy wnosić o to, by pańskie kontakty z synem były jak najrzadsze
- Słucham? - w jego głosie można było usłyszeć niedowierzanie. Nerwowo przerzucał wzrok z Uli na blondynkę. Westchnął ciężko próbując uspokoić emocje i spojrzał błagalnie na Ulę – Oddam ci wszystko, co mam. Weź całą firmę, dom, co tylko zechcesz, ale nie odbieraj mi syna. Błagam. Wiem, że cię skrzywdziłem, bardzo tego żałuję, ale nie możesz odebrać mi Rocha – wyjaśniał błagalnym tonem. Mocniej ścisnęła pięści, które chowała pod stołem. Wiele ją ta dzisiejsza konfrontacja kosztowała, a na dodatek on teraz sądzi, że zależy jej tylko na pieniądzach. Że jest materialistką, która mści się na nim ograniczając mu kontakty z dzieckiem. 
- Pański syn niezbyt dobrze odebrał sytuację, której był świadkiem. Dziecko ma poważny problem z emocjami. Niezbędna była interwencja psychologa dziecięcego – wyjaśniała Aneta
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – ignorując prawniczkę zwrócił się do żony – Jestem jego ojcem, miałem prawo wiedzieć! – zirytował się
- Chcesz wiedzieć jak odebrał to twój ukochany syn? – odezwała się wreszcie spoglądając na niego z nutą pogardy – Wciąż mnie pyta, czemu ta pani leżała koło tatusia, dlaczego nie miała piżamki i kim w ogóle jest. Mały budzi się w środku nocy z płaczem, przestał panować nad emocjami. Złości się z byle powodu, jest niespokojny – tłumaczyła. Nieco ubarwiła tę sytuację. Tak było lepiej. Tak było trzeba. Rzeczywiście mały bywał płaczliwy i pytał o Nowicką, korzystali również z pomocy psychologa, ale razem z prawnikiem ustaliła, że trzeba udramatyzować tę opowieść. Chciała chronić syna przed konsekwencjami nieodpowiedniego zachowania ojca. Może gdyby o jego romansie dowiedziała się w innych okolicznościach, gdyby Roch nie był tego świadkiem, może potrafiłaby postępować nieco łagodniej. Ale nie mogła wybaczyć mu faktu, że zdradzał ją z Nowicką w ich domu, niemal na oczach dziecka. Nie miała pewności, czy gdy będą po rozwodzie ich syn nie będzie świadkiem podbojów miłosnych ojca. Musiała być w tej kwestii stanowcza. Dobrzański spuścił głowę załamany.
- Terapia trochę potrwa. Z uwagi na psychiczny komfort dziecka najlepiej byłoby, gdyby pańskie kontakty z synem miały miejsce dwa razy w miesiącu. Jeśli będzie się pan spotykał z dzieckiem, to albo w obecności żony, albo osoby przez żonę wskazanej, przy której dziecko również czuje się bezpieczne. Jeśli będzie pan chciał zabrać syna na dwa dni to warunek jest jeden. Musi pan z nim przebywać w domu swoich rodziców w Konstancinie. Ma pan jakieś pytania, uwagi? – zwróciła się do niego, zbierając ze stołu dokumenty 
-  Nie. Chciałbym jedynie porozmawiać z żoną w cztery oczy – spojrzał na Ulę
- Nie mam ochoty – rzuciła i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz