B

poniedziałek, 22 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' III



Od dwudziestu minut nerwowo przestępowała z nogi na nogę w sekretariacie jednej z warszawskich kancelarii. Wreszcie drzwi się otworzyły i mecenas Nec-Himmel wyprowadziła na korytarz swojego gościa, łysiejącego pana koło sześćdziesiątki.
- Widzimy się w przyszłym tygodniu panie Tadeuszu i bardzo proszę nie podejmować żadnych pochopnych kroków – uśmiechnęła się do mężczyzny i obrzuciła Ulę zaskoczonym spojrzeniem
- Witam pani Ulu, pani Kasia nie uprzedziła, że za chwilę jadę do sądu? – spojrzała wymownie na sekretarkę
- Uprzedziła – chrząknęła – Ja nie zajmę wiele czasu – adwokat spojrzała na zegarek
- Teraz mogę poświęcić pani maksymalnie kwadrans. Może umówimy się na jutro? Porozmawiamy spokojnie
- To nie może czekać – widząc zdeterminowanie swojej klientki wskazała ręką na drzwi i nim je zamknęła zdążyła jeszcze rzucić do siedzącej za ladą Katarzyny, by przygotowała jej wszystkie dokumenty na rozprawę.
Dobrzańska nerwowo bawiąc się palcami streściła powód swojej wizyty w kilku krótkich zdaniach.
- Pani Urszulo, rozumiem, że nie zmieniła pani zdania – dopytywała
- Nie – odparła zdecydowanie
- Nie ukrywam, że to trochę komplikuje nam sytuację, ale proszę się nie martwić – spojrzała na Dobrzańską pocieszająco – Nie ma sytuacji bez wyjścia. Kogo pani informowała?
- Nikogo – szepnęła
- Całe szczęście. Póki co, proszę to zachować dla siebie. Ja będąc dziś w sądzie postaram się wstąpić do sekretariatu wydziału zajmującego się pani sprawą. Może już wyznaczyli termin. Pracuje tam moja znajoma, o ile nie odeszła jeszcze na macierzyński. Może uda mi się przyspieszyć termin sprawy o kilka tygodni – uśmiechnęła się – Mąż już się widział z synem?
- Nie. Jutro wiozę go po raz pierwszy do teściów. Ma się u nich spotkać z ojcem.
- Jak terapia? – zapytała, chowając do aktówki dokumenty
- Pani psycholog uprzedzała, że na efekty trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. To długi proces
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się pomyślnie i po naszej myśli – uścisnęła dłoń Uli i odprowadziła ją do drzwi – Odezwę się jutro
- Będę czekać na wiadomość

Podjechała pod dom teściów celowo dwadzieścia minut przed umówioną godziną. Z ulgą stwierdziła, że samochód jej męża nie stoi na podjeździe. Rozpięła synka z fotelika i chwytając w rękę niewielką torbę podróżną ruszyła z nim w stronę drzwi. Po kilkunastu sekundach od wciśnięcia dzwonka w progu domu pojawiła się Helena Dobrzańska.
- Witaj Uleńko – rzekła patrząc na synową z wyraźnym współczuciem – cześć kochanie – kucnęła, by ucałować oba policzki wnuka
- Dzień dobry. Zgodnie z umową przywiozłam Rocha – jej ton był uprzejmy. Musiała przyznać, że Dobrzańscy od samego początku ich związku podchodzili do niej z sympatią.
- Dziękuję ci. Bardzo się z nim stęskniłam – uśmiechnęła się ciepło – Może wejdziesz na herbatę?
- Nie dziękuję. Spieszę się – odparła szybko. Dobrzańska pokiwała głową ze zrozumieniem. Doskonale odczytała intencje synowej - Synku, daj mamie buziaka – mały cmoknął ją w usta – Tak, jak ci mówiłam, zostaniesz dziś u babci. Przyjedzie do ciebie tata, pobawi się z tobą – chłopiec ze łzami w oczach pokiwał głową – Jutro po obiadku przyjadę po ciebie, albo przyjedzie po ciebie wujek Maciek i przywiezie cię do domku, tak? – ledwo hamując łzy kiwnął głową – Bądź grzeczny – cmoknęła go w czoło – Do widzenia – rzuciła do Heleny i zbiegła ze schodów pospiesznie wsiadając do samochodu. Pomachała jeszcze synkowi, którego babcia starała się zająć rozmową i ruszyła. Praktycznie w bramie minęła sportowy samochód Dobrzańskiego, który skręcał z asfaltowej drogi na brukowaną kostkę. Udała, że go nie widzi.
Niosąc pod pachą pluszowego miśka wszedł do salonu. Trzylatek w towarzystwie babci siedział na sofie przeglądając kolorową książeczkę.
- Spójrz – rzekła Helena, która dostrzegła wchodzącego do pomieszczenia syna – Tata przyszedł – wskazała ręką. Dobrzański z uśmiechem radości i wyraźnym wzruszeniem kucnął i kładąc miśka na podłodze szeroko rozpostarł ręce. Miał nadzieję już za chwilę tulić w ramionach synka, którego nie widział od ponad pięciu tygodni. Chłopiec spojrzał na ojca, a na jego twarzy malowało się wahanie. Prezesowi wyraźnie zrzedła mina widząc brak entuzjazmu w oczach syna. Miał świadomość, że to będzie trudne spotkanie, ale nie sądził, że aż tak. Doskonale wiedział, że kilkutygodniowy brak kontaktu z pewnością nie wpłynie dobrze na ich relacje, tak samo, jak nie wpłynęło dobrze ich ostatnie spotkanie, w sypialni jego i Uli. Wciąż dudniły mu w uszach słowa żony, że Roch bardzo przeżył tamten dzień i jest rozchwiany emocjonalnie. Podniósł się i chwytając zabawkę podszedł do kanapy.
- Cześć synku – usiadł obok – bardzo za tobą tęskniłem. Przytulisz się do mnie? – zapytał z wyraźną obawą. Chłopiec przyglądał mu się przez chwilę uważnie, nie wykonując żadnego ruchu, by ostatecznie objąć go swoimi rączkami na wysokości żeber i wtulić się w niego – Tak bardzo cię kocham – szepnął tuląc do siebie synka. Helena dyskretnie usunęła się w głąb salonu, oglądając tę scenę z wyraźnym wzruszeniem.
- Ale nie przyszedłeś z tą panią? – upewniał się, wpatrując się w ojca swoimi szarymi oczami
- Jaką panią? – zapytał w pierwszej chwili nie wiedząc, o co chodzi. Jednak bardzo szybko sobie przypomniał ten cholerny dzień, w którym zawaliła się jego rodzina.
- Tą z żółtymi włosami, z którą leżałeś wtedy w łóżeczku – wyjaśnił mały poważnym tonem – mamusia wtedy długo płakała. Powiedziała, że nie możemy wrócić do domku, że muszę na jakiś czas zostawić zabawki, że musimy zamieszkać u wujka Maćka. Ja nie chcę jej wiedzieć – rozpłakał się – Ta pani zabrała mi tatusia i mama jest przez nią ciągle smutna. Nienawidzę jej! – krzyknął przez łzy. Dobrzański niewiele myśląc przyciągnął syna do siebie, mocno tuląc go w ramionach. Sam miał łzy w oczach.
- Obiecuję ci, że nigdy więcej jej nie zobaczysz – szepnął skruszony. Cholernie żałował tego, co się stało. Gdyby tylko mógł cofnąć czas.
- I nie będę musiał mówić do niej mamo? – mówił ledwie wyraźnie. Dobrzańskie znieruchomiał.
- Nie – zapewnił – Kto ci naopowiadał takich głupot? – nie sądził, żeby Ulę było stać na buntowanie dziecka przeciwko niemu, ale… Przypomniał sobie zdanie, które przeczytał kiedyś na jakimś mało ambitnym portalu. ‘Zdradzona kobieta i skrzywdzona kobieta, to mściwa kobieta’. Wiedział jednak, że Uli nie byłoby stać na manipulowanie dzieckiem.
- Ostatnio przyszła do mnie w nocy i powiedziała mi – mówił urywanym od płaczu głosem - że mamusia nie jest już moją mamusią… - z trudem łapał powietrze - Powiedziała, że teraz do niej mam mówić mamo, że teraz będziemy mieszkać razem. Ona, ja i ty. Ale ja mam już mamę! Nie chcę innej! – krzyknął waląc pięściami w oparcie kanapy. Helena stojąca w przejściu między salonem a kuchnią doskonale słyszała słowa wnuczka. Zakryła dłonią usta, by stłumić szloch. Tak bardzo było jej szkoda tego uroczego szatyna, który zanosił się płaczem. Dobrzański chwytając syna mocno w ramiona próbował go uspokoić. Tulił do siebie i uspokajająco gładził po plecach.
- Masz rację. Masz już mamę. Najcudowniejszą na świecie. A tamtej pani już nigdy nie spotkasz. Obiecuję ci to. Ciii – po jego policzku również spłynęła łza. Żałował. Żałował, że był głupi.

Wyszedł ze swojego dawnego pokoju, w którym spał teraz jego syn i skierował się na dół. W oświetlonym jedynie niewielką lampą salonie siedziała Helena z kieliszkiem koniaku.
- Masz świadomość, do czego doprowadziłeś? – zapytała nawet nie spoglądając w jego stronę. Patrzyła przed siebie, jednak doskonale wiedziała, że syn stoi kilka kroków za nią – Pytam, czy masz świadomość do czego doprowadziła twoja bezmyślność i beztroska? – zapytała ostro, niemal cedząc każde słowo – Ten twój pieprzony romans zniszczył cały świat tego małego chłopca. Warto było? – ostatnie pytanie aż ociekało kpiną
- Nie – rzekł gorzko i usiadł na drugim fotelu. Spuścił wzrok. Nie potrafił spojrzeć matce w oczy.
- Co ona w sobie takiego ma, że lgniesz do niej jak ćma do światła? – uparcie milczał. Nie znał odpowiedzi na to pytanie – Ja sądziłam, że wy jesteście z Ulą szczęśliwi. Na tym cholernym bankiecie wyglądaliście na zakochanych, jak cztery lata temu. Ja nie sądziłam, że ciebie stać na taką podłość. Naprawdę uwierzyłam w to, że się zmieniłeś. Że zmieniłeś się dla niej. A ty wciąż jesteś tym beztroskim gówniarzem, dla którego liczy się dobra zabawa, brak zobowiązań i gorący seks z pustymi lalkami! Trzy lata temu zostałeś ojcem. Ojcem – podkręciła - odpowiedzialnym za tego chłopca. I co mu zafundowałeś? Co zafundowałeś żonie, którą podobno tak kochasz? – zapytała z pretensją
- Bardzo tego żałuję – szepnął – gdybym mógł cofnąć czas…
- Ale nie możesz! Trzeba było myśleć wcześniej. Trzeba było myśleć o konsekwencjach zanim wskoczyłeś do jej łóżka! A nie przepraszam, ty ją zaprosiłeś do swojego! Zaprosiłeś kochankę do łóżka swojej żony! Chyba bardziej już jej nie mogłeś upokorzyć! – syknęła - Ty się niczego nie nauczyłeś w życiu – pokiwała zrezygnowana głową – Sądziłeś, że Ula naprawdę będzie Pauliną? Że będzie ci wybaczała kolejne zdrady?
- Nie – rzekł ledwie słyszalnie
- Warto było dla kilku orgazmów rozwalić swoją rodzinę?- jej wzrok ciskał gromami
- Omotała mnie – próbował się usprawiedliwiać, chociaż wiedział, że ten argument jest śmieszny. Helena roześmiała mu się w twarz
- Omotała cię? – zapytała oburzona - A ty biedaczku nie wiedziałeś co robisz pieprząc się z tą wywłoką! – rzekła ostro. Spojrzał na matkę zdumiony. Nie spodziewał się takich wyrażeń i takiego tonu z jej strony. Najwyraźniej cierpliwość Heleny dawno się skończyła.
- Nie wiem, co mi odbiło. Chyba szukałem adrenaliny… - wzruszył ramionami
- Adrenaliny? – zakpiła – To trzeba było skoczyć na bungee! – wysyczała przez zaciśnięte zęby
- Chciałem to zakończyć. Zabrakło mi kilku dni – pokręciła głową z niedowierzaniem. Najwidoczniej jej syn wszystkiego jeszcze nie rozumiał. Nie rozumiał swojej winy.
- I uważasz, że gdybyś to zakończył, to nie byłoby problemu? – oburzyła się - Człowieku, zdradziłeś swoją żonę! Dociera to do ciebie? Co z tego, że byś to zakończył! Nie miałbyś wyrzutów sumienia? Miałbyś odwagę każdego dnia patrzeć w oczy swojej kobiety i zapewniać ją o miłości i wierności? Miałbyś odwagę spojrzeć w oczy swojego syna, dla którego byłbyś autorytetem?! – wściekłość w niej buzowała – Do tej pory się nie wtrącałam. Nie pochwalałam tego, ale się nie odzywałam, obserwując sytuację z boku. Teraz mam dość. Całe szczęście, że ojciec jest w Szwajcarii, bo chyba by mu pękło serce słysząc dziś słowa wnuka! I powiem ci, że w pełni rozumiem Ulę, która próbuje zminimalizować twoje kontakty z Rochem! Bo do ciebie naprawdę nie dociera, co zrobiłeś i jaki to ma wpływ na to dziecko. Twoja beztroska, twoje chwilowe słabości, twoje romanse, które przecież szybko być zakańczał z pewnością nie wpłynęłyby na niego najlepiej. On jest roztrzęsiony i potrzebuje bezpieczeństwa i stabilizacji, a nie ojca, który daje się omotać i uważa, że jak nikt się nie dowie, to nie ma problemu! Nie tak cię wychowałam! Sądziłam, że gdy założysz rodzinę zmienisz się… ale ty chyba nigdy nie dorośniesz! – rzekła z bólem traktując tę sytuację również jako swoją porażkę. Wypiła ostatni łyk bursztynowego płynu i ruszyła do swojej sypialni. Został sam uświadamiając sobie, że jego matka ma rację. Dopiero teraz z pełną mocą zaczęło do niego docierać, jak bardzo skrzywdził swoją rodzinę. Chyba potrzebował takiego wstrząsu. Chyba potrzebował, by ktoś z kilku ostrych słowach uświadomi mu jego winę. Do tej pory jego przyjaciele i rodzina się nie wtrącali. Stali z boku przyglądając się rozwojowi wypadków. Widział, że go potępiają, że współczują Uli, ale nikt nie powiedział mu wprost, co o nim sądzi. ‘Jestem skończonym sukinsynem.’


Dostrzegł ją po drugiej stronie korytarza. Zmierzała pod salę osiemset pięć w towarzystwie pani adwokat. Luźna, ciemnoszara sukienka, włosy upięte w niedbały kok i smutny wyraz twarzy. Tak wyglądała dziś, dwudziestego października w dzień swojego rozwodu. Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i stanęła pod oknem zawzięcie dyskutując ze swoim pełnomocnikiem. Skinieniem głowy przywitał się z blondynką i nerwowo przemierzał dość długi korytarz. Sprawa przed nimi nieco się przeciągała. W pewnym momencie zauważył, że pani mecenas uprzednio narzucając na siebie czarną togę z zielonym żabotem zniknęła w sekretariacie przyległym do sal sądowych. Wykorzystał okazję.
- Ula, możemy porozmawiać? – zapytał podchodząc do niej.  
- Czy to nie zabawne, że będziemy się rozwodzić równo miesiąc po naszej czwartej rocznicy ślubu? – chciała by zabrzmiało to lekko złośliwie, może nawet trochę zabawnie. Jednak każde jej słowo było przepełnione świetnie wyczuwalnym bólem.
- Wiedz, że tego nie chciałem i bardzo tego żałuję - odparł
- Jak ci się układa z Klaudią? – zignorowała jego ostatnie zdanie i spojrzała na niego z lekką pogardą
- Nie układa. Nie jesteśmy razem – stwierdził zgodnie z prawdą
- Szkoda - teatralnie zagrała zasmucenie - Myślałam, że to coś poważnego, skoro przekreśliłeś dla niej swoją rodzinę
- Omotała mnie – zaśmiał się z bólem w duchu. Ten zwrot był jednym z najczęstszych, jakich używał w ostatnim miesiącu. Próbował winę zrzucić na Nowicką, ale prawda była taka, że najbardziej winny w tej całej sytuacji był on. Tylko i wyłącznie on!
- Nie pierwszy raz – zauważyła spoglądając na niego wymownie
- Uległem jej i cholernie tego żałuję każdego dnia – mina zbitego psa wychodziła mu całkiem nieźle
- Taaaaak, ty bywasz bardzo uległy. Masz słabość do kobiecego piękna. Tak się czasami zastanawiam, czy masz taką słabość tylko do Klaudii, czy może nic nie zauważyłam, a ty po kolei za moimi plecami zaliczałeś kolejne modelki z FD? – rzekła kipiąco
- Nigdy wcześniej cię nie zdradziłem. Nie wiem, co mi wtedy odbiło… - pokręcił głową, zagryzając mocno dolną wargę, aż poczuł słodki smak krwi – Pracowałem nad przyjęciem jubileuszowym. Przyszła do gabinetu. Skończył jej się kontrakt w Amsterdamie. Pytała, czy nie znajdzie się miejsce u nas. Zaczęliśmy wspominać jej pierwszy pokaz dla FD i jakoś tak wyszło… - westchnął - Byłem zmęczony, zestresowany.. My nie mieliśmy dla siebie czasu. Praca, Roch – zaczął wyliczać, by bardzo szybko pożałować swoich słów
- Jesteś bezczelny! – prychnęła - Próbujesz winę zwalić na mnie i na dziecko? Czy każdy, kto nie sypia z żoną przez tydzień lub dwa od razu szuka sobie kochanki? - syknęła
- Nie – odparł szybko - Ja nie wiem, jak to się stało. Później samo się potoczyło. Ulegałem jej, jak małolat, kompletnie zapominając o rodzinie. Nie chciałem cię skrzywdzić, nie chciałem was stracić. Zakończyłbym to - jęknął
- Zakończyłbyś? – roześmiała się pogardliwie - Rozumiem, że w naszym łóżku próbowałeś to zakończyć – pokiwała głową w geście niedowierzania.
- Nie. Tamtego wieczora chyba za dużo wypiłem. Gdybym myślał trzeźwo nigdy nie zaprowadził jej do naszej sypialni - zapewnił
- Jakie to wspaniałomyślne – prychnęła – Powinnam ci za to podziękować? – zapytała lekceważąco
- Ula, proszę cię – jęknął – Bardzo cię kocham i zależy mi na uratowaniu naszego małżeństwa. Dałem się jej omotać. Jestem kompletnym głupcem. To był nic nieznaczący, kilkudniowy romans – próbował się tłumaczyć
- Wiążąc się ze mną miałeś świadomość, że nie będę tolerować twoich zdrad
- Tamtego poranka wyrzuciłem ją z dom – wyjaśniał - Od tego momentu się nie widzieliśmy i obiecuję ci, że się już z nią nie spotkam – panicznie szukał deski ratunkowej. Teraz zaczynał rozumieć sens słów ‘tonący brzytwy się chwyta’ - Błagam cię o ostatnią szansę.
- Chyba źle zrobiłeś – zaczęła lekko filozoficznie – Może to właśnie Klaudia powinna być na moim miejscu. Może właśnie jej byłbyś wierny – rzekła z bólem
- Nie kocham jej. Ciebie tak – rzekł patrząc jej w oczy
- Jak widać miłość to nie wszystko – prychnęła – Zresztą ty chyba nie masz pojęcia, co to jest miłość. Bo miłość wiąże się z wiernością – starała się mu dogryźć
- Proszę cię Ula – jęknął - Daj nam trochę czasu. Odroczmy tę sprawę. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko…
- Chcesz się bawić w 'do trzech razy sztuka'? - przerwała mu ostrym tonem - Trzeciej szansy nie będzie, bo nie pozwolę się skrzywdzić po raz kolejny - urwała na chwilę - Ja miałam nadzieję doczekać u twego boku starości, ale jak widać nadzieja matką głupich – rzekła z kpiną – A jeśli chcesz zrobić wszystko, czego chcę, to nie rób trudności. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z naszymi ustaleniami.
Młoda dwudziestoparoletnia dziewczyna wyszła na środek korytarza wyczytując ich nazwiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz