B

niedziela, 30 listopada 2014

'Marzenie' VI ost.

- Zaprosiłeś rodziców? – dopytywała, gdy dojeżdżali do siedziby FD
- Tak – kiwnął głową – Po południu zadzwonię do Sebastiana. Po pokazie lekko się posprzeczaliśmy, ale to w końcu mój przyjaciel
- Ok – uśmiechnęła się szeroko, patrząc na swojego towarzysza z miłością – Mam nadzieję, że wszystko szybko załatwisz – przejechała opuszkami palców po jego prawej dłoni, która spokojnie spoczywała na skrzyni biegów.
- O jedenastej podpisuję dokumenty, więc zanim skończysz pracę zdążę jeszcze pojechać na małe zakupy. Chciałbym, żebyśmy jeszcze w tym tygodniu się prowadzili. Cholernie wczoraj tęskniłem – rzekł splatając ich palce
- Ja też – szepnęła – Przyzwyczaiłam się już, że zasypiam wtulona w twoje ramiona. Czułam się nieswojo, gdy rankiem nie było cię obok – zatrzymał auto na kopercie i nachylił się, by czule musnąć jej usta 
- Już niedługo. Zmykaj. Miłego dnia – na krótką chwilę przylgnęła ponownie do jego warg i wysiadła nakładając przeciwsłoneczne okulary. Warszawa od samego rana skąpana była w słońcu. Zapowiadał się wspaniały dzień. Z uśmiechem na ustach weszła do budynku przy Lwowskiej. To był wyjątkowy poniedziałek. Pierwszy, który z całą pewnością nie pasował do zasady ‘nie lubię poniedziałku’. Ona ten poniedziałek kochała. Tak, jak kochała Dobrzańskiego.
Letnia, kremowa sukienka idealnie podkreślająca jej opaleniznę. Jasne szpilki, kopertówka w podobnym odcieniu, markowe okulary słoneczne trzymane w dłoni i szeroki uśmiech. Tego poranka chyba nie było pracownika, który nie obdarzyłby ją zachwyconym spojrzeniem. Pani prezes kwitła i było to widać na kilometr. Każdy widział szczęście wymalowane na jej twarzy i sądził, że jest ono efektem dłuższego urlopu. Jednak pod pojęciem jej szczęścia kryły się dwa wyrazy na literę ‘m’. Marek i miłość. Witając Daniela promiennym uśmiechem ruszyła w kierunku swojego gabinetu.
- Ula – pisnęła Violetta – wyglądasz jak milion dolarów!
- Dzięki Viola. Miło cię widzieć – cmoknęła ją w policzek – Jest do mnie jakaś korespondencja?
- Zostawiłam na biurku – wskazała na gabinet – Widzę, że urlop się udał. Czyżbyś wyjechała gdzieś z doktorkiem? – Ula zmarszczyła na chwilę brwi, by szybko sobie przypomnieć, że przecież tuż przed pokazem prowadzała się z Sosnowskim
- Z Piotrem się już nie widuję – odparła szybko i by uciąć tę dyskusję spojrzała na drugie biuro – Ani nie ma?
- Poszła do Sebastiana po jakieś zestawienie
- Jak wróci, niech do mniej zajrzy – rzuciła i szybko zniknęła w gabinecie.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i poprawiając długi srebrny łańcuszek, który swoje zakończenie miał gdzieś pomiędzy jej piersiami, zaczęła przeglądać kolorowe koperty. Szybko posegregowała je na dwie kupki – ‘do przejrzenia’ i ‘do wyrzucenia’ i skupiła swoją uwagę na tej pierwszej.
- Cześć Ula – usłyszała od progu głos swojej asystentki
- Witaj Aniu – rozpromieniła się na widok brunetki – Siadaj i opowiadaj, jak sytuacja w firmie. Co nieco wiem, bo rozmawiałam wczoraj wieczorem przez telefon z Krzysztofem, ale chcę znać szczegóły.
- Podpisaliśmy kilka ważnych kontraktów, które przyniosą spore zyski. Przygotowałam ci małe zestawienie, masz w zielonej teczce – sugestywnie spojrzała na biurko
- Jesteś nieoceniona – chwyciła do ręki tekturę
- Pshemko jest w formie. Już zaczął planować swoje nowe ‘dziecko’, jak raczy określać swoje kolekcje od tygodnia. Nie wiem czy to wpływ Wojtka, czy jego nowe dziwactwo, w każdym razie jest tworzy. Od Izy wiem, że projektów jest już kilka. Dziś rano przyszło faksem zaproszenie na targi w Paryżu. Mają się odbyć w październiku. Moim zdaniem warto się zastanowić nad tą propozycją, ale oczywiście decyzja należy do ciebie. A i mam jedno zlecenie do podpisania – wstała podając szefowej zadrukowaną kartkę
- Promieniejesz – uśmiechnęła się spoglądając Cieplak w oczy – ten urlop chyba naprawdę był ci potrzebny
- Może, może – rzekła robiąc śmieszną minę. Już od progu Banaszyk widziała, że pani prezes jest dziś w wyśmienitym humorze. Skierowała swój wzrok w stronę długopisu, którym właśnie kreślony był zamaszysty podpis i uśmiechnęła się pod nosem
- Aha – zaśmiała się – Już rozumiem, że twój wyśmienity nastrój nie jest spowodowany jedynie urlopem
- Nie – odparła szybko - Tylko bardzo cię proszę zachowaj te rewelacje dla siebie przynajmniej do jutra.
- Spokojnie. Bardzo się cieszę i gratuluję – uśmiechnęła się szczerze – Będziecie świetną parą – Ula zagryzła wargę rozpromieniona i lekko skrępowana spuściła wzrok. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zmian, jakie zaszyły w jej życiu w ciągu ostatnich dwóch tygodni. I pomyśleć, że piętnaście dni wcześniej siedziała w tym gabniecie przekonana, że szczęście nigdy już w jej życiu nie zagości, a miłość to pojęcie, o którym powinna zapomnieć. Asystentka zniknęła za drzwiami, a ona uśmiechnęła się do swoich myśli.  


Szczęśliwi i roześmiani weszli do wynajętej sali restauracji Książęca. Dobrzańscy już czekali nie ukrywając swojego zaciekawienia. Nie mieli pojęcia z jakiej okazji Marek z Ulą zorganizowali ten obiad, chociaż patrząc na ilość przygotowanych nakryć w ich głowach pojawiały się pewne przypuszczania. Sącząc wino i czekając na pozostałych gości opowiadali o swoim urlopie. Alicja, która dołączyła do Józefa, Sebastian z Violettą i Maciek nie kryli swojego zaskoczenia widząc Marka i Ulę razem. Ich brzoskwiniowa opalenizna zdradzała, że ten dwutygodniowy urlop spędzili razem. Jedynie towarzysząca Maćkowi Ania, z którą Szymczyk związany był od kilku tygodni, uśmiechała się pod nosem patrząc na organizatorów spotkania z sympatią.
- Kochani, zaprosiliśmy was tutaj, gdyż chcieliśmy wam coś ogłosić – zaczął Dobrzański, u boku którego stała Ula, gdy byli już w komplecie
- Zaręczyliście się – bardziej stwierdził, niż zapytał Olszański, który obserwował swojego wyraźnie uszczęśliwionego kumpla. Wszystko wskazywało na to, że Dobrzański dopiął swego i odzyskał serce panny Cieplak. Oboje z Ulą zaśmiali się zerkając na siebie ewidentnie z siebie zadowoleni, że niespodzianka im się udała.
- Pudło! – rzekł z satysfakcją brunet
- Wzięliśmy ślub – odezwała się Ula wprawiając zgromadzonych w konsternację
- W konsulacie w Salonikach – dodał Dobrzański wciąż  nie mogąc uwierzyć, że się udało. Pamięcią wrócił do wydarzeń sprzed kilkunastu dni. Doskonale pamiętał, jak przed wyjazdem przyjechał do firmy modląc się w duchu, by w firmowych aktach był akt urodzenia Uli. Swój zabrał z domu i skrzętnie wsadził to zasuwanej kieszonki w swojej walizce. Nie miał zamiaru naciskać, ale liczył, że być może uda mi się przekonać Ulę do swojego pomysłu. Podczas jednego z pierwszych wieczorów na greckiej wyspie oświadczył się, a ona bez wahania powiedziała ‘tak’. Powiedział, że chce, by pobrali się jak najszybciej. Początkowo się z niego śmiała, ale gdy pokazał jej dokumenty, które ze sobą zabrał zrozumiała, jak bardzo mu na tym zależy. Ona nie miała wątpliwości, że chce być jego żoną. Z jednej strony żałowała, że nie usłyszy marsza Mendelsona, że nie założył białej sukni, ale z drugiej kto nie chce mieć takich pięknych wspomnień ze ślubu w tym cudownym kraju. Dobrzański stwierdził, że jeśli tylko będzie chciała będą mogli po powrocie wziąć ślub kościelny. Ich szybki i cichy ślub był szalonym pomysłem, ale oboje byli zgodni, że stracili już zbyt wiele czasu. Ona w przewiewnej, białej, lnianej sukience na ramiączka. On w białej koszuli, zielonej muszce i luźnych, lnianych, beżowych spodniach. Pobrali się trzy dni przed przylotem do Warszawy. Ich świadkami była para Polaków, małżeństwo z piętnastoletnim stażem, którzy spędzali urlop w tym samym ośrodku, co oni.
Na twarzy ich gości początkowe niedowierzanie zamieniało się w radość i szczery uśmiech. Na potwierdzenie swoich słów wyciągnęli zawieszone na srebrnych łańcuszkach złote obrączki. Od momentu powrotu do kraju nosili je na szyjach, by utrzymać swój ślub w tajemnicy. Pierwszą osobą, która wiedziała była Ania, gdyż na dokumencie zobaczyła podpis pani prezes. ‘Urszula Dobrzańska’ pasowało do siebie idealnie. Posypały się gratulacje i łzy wzruszenia ich rodziców.


Od pokazu ich życie bardzo się zmieniło. Nie żałowali swojego kroku. Byli szczęśliwi. Cieszyli się sobą, swoją miłością i nowym, lepszym etapem w życiu, który rozpoczęli na pięknej wyspie Thassos.  
Leżeli przytuleni w swoim pierwszym, wspólnym mieszkaniu.
- Kocham cię – szepnął, czule gładząc jej plecy
- Ja ciebie też – odpowiedziała mocniej przylegając do jego torsu
- Wiesz, że byłaś i wciąż jesteś moim marzeniem – rzekł cicho, nie chcąc burzyć tej wyjątkowej i intymnej atmosfery
- Co? – zaśmiała się radośnie, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi
- Jeden marzy o nowym samochodzie, egzotycznych wakacjach… - wyjaśniał – A dla mnie to wszystko jest bez znaczenia, gdy ciebie nie ma obok. Ja od naszego wieczoru nad Wisłą marzyłem o tobie. I wciąż marzę, byś zawsze była obok – spojrzała w jego oczy z wyraźnym wzruszeniem
- A ja marzę, żeby mieć z tobą dziecko – rzekła poważnym tonem. Przybliżył swoją twarz do jej, ale nim ją pocałował stwierdził
- Kochanie, marzenia trzeba spełniać – wpił się w jej usta. Czuł, że podczas tego pocałunku się uśmiecha.

1 komentarz:

  1. Widziałem tutaj komentarz kilka tygodni temu na temat dr Agbazary i postanowiłem skontaktować się z nim zgodnie z instrukcją, dzięki temu człowiekowi za przyniesienie mi radości zgodnie z życzeniem. postąpiłem zgodnie z instrukcjami, które udzielił innym, aby odzyskać moją kochankę, która opuściła mnie i dzieci na 3 lata, ale dzięki dr Agbazara, ponieważ teraz wróciły do mnie na dobre i jesteśmy razem szczęśliwi. skontaktuj się z nim również w celu uzyskania pomocy, jeśli masz problem w związku przez e-mail na adres: ( agbazara@gmail.com ) LUB przez WhatsApp na: (+2348104102662). I zeznaj za siebie.

    OdpowiedzUsuń