B

poniedziałek, 29 grudnia 2014

'Kto, jak nie Ty' IV

- Siema stary – do gabinetu prezesa wkroczył Olszański wygodnie rozsiadając się na kanapie. Dobrzański niechętnie oderwał wzrok od monitora i spojrzał na przyjaciela – Widziałem wczoraj Ulkę z jakimś kolesiem w tym centrum handlowym przy Puławskiej
- Jej partner – chrząknął. Nie krył swojego niezadowolenia z faktu, że w życiu jego żony pojawił się mężczyzna. ‘Byłej żony durniu!’
- Ładnie razem wyglądali – zauważył przypominając sobie scenkę ze sklepowego korytarza. Najwyraźniej Dobrzańska przy nowym mężczyźnie odzyskiwała równowagę i pewność siebie.
- Nie kopie się leżącego – burknął pod nosem, ale Sebastian nawet nie zwrócił na to uwagi, wyraźnie zamyślony
- Ty, a to nie jest ten aktor…. – zaczął strzelać palcami próbując sobie przypomnieć imię i nazwisko szatyna
- Jaki aktor? – zmarszczył brwi
- No ten…. co grał kiedyś tej reklamie… tej czekolady… Czekaj, jak to szło – zamyślił się - ‘większych orzechów nie znajdziesz’, czy jakoś tak. Wiesz, te łąki, te pola i on wpieprza tę czekoladę
- Nie pamiętam – wzruszył ramionami nie wiedząc dokładnie, o który spot chodzi koledze – To jakiś Artur – rzekł pogardliwie
- Górecki! – klasnął w dłonie Sebastian – wiedziałem! Artur Górecki! Ciekawe, gdzie ona go wyrwała – żywo się zainteresował. Dobrzański nie podzielał tego entuzjazmu.
- Fantastycznie, że moja żona spotyka się z Arturem Góreckim, królem kiczowatego tasiemca i dennych reklam ‘a świstak siedzi, bo sreberka były z przemytu’ – zakpił
- A ty wciąż masz nadzieję, że kiedyś do siebie wrócicie? – zdziwił się – Jesteście półtora roku po rozwodzie – przypomniał, na wypadek gdyby przyjaciel zapomniał o tym drobnym fakcie
- Obawiam się, że pan aktor skutecznie nam to uniemożliwi – rzekł z przekąsem
- No wiesz, z Góreckim jeszcze jakaś szansa jest. Gorzej, gdyby na jego miejscu był na przykład…. – zamyślił się teatralnie – hmm…. Żebrowski
- Ale dlaczego? – nie łapiąc aluzji kumpla zmarszczył brwi
- No sorry – zaśmiał się – Ale nie ma co się obrażać na rzeczywistość – spojrzał na przyjaciela wymownie - Spójrz na niego i na siebie i wniosek jest prosty. Sześćdziesiąt procent kobiet w Polsce w wieku dwadzieścia pięć a pięćdziesiąt pięć ma ochotę zjeść z nim kolację, a siedemdziesiąt pięć procent tej grypy ma ochotę przedłużyć to spotkanie aż do śniadania – Dobrzański spojrzał na przyjaciela, jak na idiotę – No nie patrz tak na mnie. Przeczytałem to ostatnio w gazecie, którą kupuje Violka, ‘Kobieta i jej pragnienia’ – wyjaśniał – On wygrał ranking na najbardziej pożądanego Polaka. Mogę cię uspokoić pan Górecki nie był sklasyfikowany – zaśmiała się rechotliwie - Oczywiście ja nie chcę nic ujmować twojej urodzie i niezaprzeczalnemu urokowi. Już  nie wspominając o tym, że ostatnio się zapuściłeś. Jak tak dalej pójdzie, to w jego wieku będziesz wyglądał, jak członek klubu seniora. Od dawna ci sugerowałem powrót na siłownię lub chociaż na basen
- Myślisz? – spojrzał na swój brzuch, który rzeczywiście ostatnio nieco się powiększył od wieczornego piwa. Miał już trzydzieści sześć lat i ewidentnie zaczął się zmieniać w stereotypowego ‘tatusia’. Przytył, na twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, a włosy na skroniach zaczynały być przyprószone lekką siwizną.
- Marek, Marek – pokręcił głową – Przecież wiesz, że w twoich relacjach z Ulką to nie mięsień piwny jest problemem, ale brak wierności
- Nie musisz mi tego przypominać! – syknął
- Nie muszę – zgodził się – Ale ja cały czas nie rozumiem, po cholerę była ci ta Klaudia. Przecież byliście z Ulką szczęśliwi – prezes spuścił głowę wciąż nie mogąc sobie podarować, że wplątał się w ten cholerny romans z modelką – W każdym razie powinieneś przestać żyć złudzeniami. Ona ma Artura, ty też sobie powinieneś kogoś znaleźć
- Mam nadzieję, że to nic poważnego – odparł szybko
- Marek – westchnął – Z Ulką to już przegrana sprawa i czas, żebyś się z tym pogodził – posłał mu pocieszające spojrzenie i wyszedł z gabinetu. Westchnął przyznając w duchu przyjacielowi rację. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Ula konsekwentnie dawała mu do zrozumienia, że nie chce go już w swoim życiu. O ile tolerowała jego obecność jako ojca, to jako partner dla niej nie istniał.


- Co ty tu robisz? – zapytała z nieukrywaną pretensją, gdy zobaczyła Marka z Leonem na kanapie. Tuż za nią wszedł Artur obładowany zakupami. Dobrzański wyraźnie się skrzywił na widok szatyna.
- Pani Elwira nie mogła się do ciebie dodzwonić. Musiała nagle wyjść, bo w jej bloku pękła rura i zalewało jej mieszkanie. Nie mogła zabrać małego ze sobą – rzekł poprawiając kocyk na plecach śpiącego syna. Dobrzańska wywróciła oczami spoglądając na Góreckiego. Obecność byłego męża w jej domu wciąż wywoływała w niej negatywne emocje.
- Zabierz proszę małego na górę – zwróciła się do partnera, który biorąc na ręce dwulatka zniknął w korytarzu
- Wiele razy powtarzałam ci, że nie życzę sobie twoich nieplanowanych wizyt w tym domu – syknęła. Wciąż miała do niego ogromny żal. Jak to mówią ‘wielka miłość przeradza się w wielką nienawiść’.
- Pamiętam – westchnął - jednak to była wyjątkowa sytuacja. Masz wyłączony telefon – nie skomentowała tego – Pojadę po Rocha – zaproponował kierując się w stronę drzwi
- Nie ma takiej potrzeby. Artur po niego pojedzie. Wasze spotkanie zaplanowane jest na najbliższy piątek i tego się trzymajmy. Na ciebie pewnie czeka Daria – rzekła z przekąsem. Jakiś miesiąc temu Violetta podczas jednego z babskich wieczorów rzuciła mimochodem, że Marek zaczął spotykać się z Darią, menedżerką jednej z warszawskich restauracji, z której DF często zamawiało catering. Pamiętała to silne ukłucie w sercu, gdy się dowiedziała o nowej kobiecie w życiu jej byłego męża, choć usilnie próbowała sobie wmówić, że to nic dla niej nie znaczy. Dobrzański uwagę o swojej relacji z Adamską puścił w niepamięć.
- To ja jestem jego ojcem, a nie Artur – zauważył
- Ojca się nie wybiera – spojrzała mu bezczelnie w oczy. Zabolało. Spuścił głowę, by nie widziała tego grymasu, który przebiegł przez jego twarz.
- Pójdę już – rzekł cicho, czując w gardle wielką gulę
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi wyszła na taras. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że nie powinna traktować go w ten sposób, ale to było silniejsze od niej. Starał się być dobrym ojcem. Nie mogła mu nic zarzucić. Była w stosunku do niego niesprawiedliwa. Przez ostatnie dwa i pół roku przy każdej nadarzającej się okazji próbowała mu dokopać. Z żalu, z bólu, z bezsilności, że wtedy nie mogła nic zrobić, z faktu, że ją zawiódł i skrzywdził. Pamięcią wróciła do wydarzeń sprzed blisko trzech lat. Dzień ich rozwodu był jednym z najgorszych w jej życiu. ‘Najgorszym z pewnością był poranek po bankiecie’  zaśmiała się w duchu gorzko. Wciąż przed oczami miała wyraz jego twarzy, gdy po wyjściu z sali sądowej zdradziła mu największy sekret ostatnich tygodni.  

- Marek, poczekaj chwilę – zawołała, gdy wyraźnie przybity zmierzał w stronę schodów. Odwrócił się i wlepił w nią swoje wyczekujące spojrzenie. Pożegnała się z panią mecenas i podeszła do niego – Muszę ci coś powiedzieć
- Najpierw ja – wtrącił – bo tak naprawdę, dopiero siedząc tam na tej pieprzonej sali zdałem sobie sprawę, że cię nawet nie przeprosiłem. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. I żałuję, że z pełną mocą zrozumiałem to tak późno.
- To w tej chwili bez znaczenia – szepnęła. Czekała na te słowa, choć wiedziała, że one już nic nie zmienią. Wzięła głęboki oddech – Jestem w ciąży – zmarszczył brwi, a na jego twarzy malował się ewidentny szok – Za cztery i pół miesiąca po raz drugi zostaniesz ojcem
- Co? – bąknął, przeszywając ją wzrokiem, by po chwili zapytać z pretensją – Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo miałabym trudności z uzyskaniem rozwodu, a ja naprawdę nie mam siły włóczyć się miesiącami po sądach – odparła zgodnie z prawdą. To dziecko nic nie zmieniało. Ona już nie potrafiła z nim być. Nie po tym wszystkim, co się stało. Pamiętała, jak jeszcze kilka miesięcy temu rozmawiali o ewentualnym rodzeństwie dla Rocha. Marek chciał poczekać jeszcze trochę. Ona pragnęła zostać matką jak najszybciej. Marzyła o dziewczynce. A później te wszystkie wydarzenia sprawiły, że przestała zastanawiać się nad sygnałami, jakie wysyłał jej organizm. Wiadomość o ciąży była szokiem. Miała zostać sama z dwójką dzieci i rozdartym sercem – Gdy dziecko się urodzi będziesz mógł wnieść o ustalenia kontaktów, choć uważam, że powinny one odbywać się na takich zasadach, jak te z Rochem – odeszła zostawiając go samego na środku korytarza.

Terapia Rocha z każdym miesiącem przynosiła efekty. Powoli stawał się znów szczęśliwym i beztroskim dzieckiem, choć wciąż zdarzały się momenty, gdy pytał o panią, która zabrała mu tatusia. Rodzina zarówno Uli, jak i Marka, Olszańscy i Szymczyki starali się pokazać mu, że bardzo go kochają, starali się dawać mu poczucie bezpieczeństwa. Przede wszystkim bardzo starali się Dobrzańscy. Ula i Marek byli bardzo skoncentrowali na synku, a dzięki temu on odzyskiwał równowagę. Cieszył się na wiadomość, że będzie miał brata. Wybrał imię swojego ulubionego piłkarza – Leo. Nie protestowali, choć oboje nie uważali tego pomysłu za strzał w dziesiątkę. I tak w lutym pojawił się na świecie Leon Dobrzański.

Choć pierwsze miesiące po zdradzie i po rozwodzie były bardzo ciężkie radziła sobie świetnie. Przynajmniej udawała, że sobie radzi. Musiała. Nie mogła pozwolić sobie na załamanie, rozpaczanie, depresję. Musiała być silna dla swoich dzieci. Dla synka, który sam przechodził trudny czas i tego nienarodzonego, który potrzebował spokoju matki. Cierpiała i płakała w ukryciu. Często płakała nocami, by syn nie widział jej łez. W ciągu dnia odgrywała silną kobietę, która mimo zranienia świetnie daje sobie radę. Nie pracowała. Nie potrafiła pracować z Markiem. Nie wyobrażała sobie, że ma wrócić do DF i znosić te wszystkie spojrzenia pracowników. Jako dysponent udziałów Rocha nie pojawiała się na zarządzie. Nie chciała się do tego przyznać, ale nie miała na to siły. Nie wyobrażała sobie, że ma stanąć w gabinecie, w którym mąż zdradzał ją z kochanką. Jedyną pracą  była na ta rzecz PRO-S, którą wykonywała w zaciszu domowego gabinetu. Wysokie alimenty i dwa źródła dochodu spokojnie wystarczały, dzięki temu mogła skupić się na synkach, a nie szukaniu etatu. Jeszcze przed rozwodem, mając pieniądze z podziału majątku, kupiła dwupoziomowe mieszkanie w Piasecznie. Chciała być blisko rodziny w Rysiowie i Szymczyków, którzy bardzo jej pomagali. To był trudny okres próby. Próby, czy podoła wszelkim przeciwnościom. Podołała. Wyszła z tej tragedii silniejsza. Nauczyła się żyć ze złamanym sercem.

Roch miał już prawie pięć lat, Leo rok, gdy w pełni wróciła do życia. Znów zaczęła się uśmiechać, wychodzić ze znajomymi. Tutaj nieocenieni okazali się Szymczykowie i Olszańscy. Ci ostatni mimo wielkiej zażyłości z Markiem starali się być z boku i zachować dobre relacje z każdą ze stron. W jeden z majowych dni odwiedził ją Maciek. Opowiadał jej o przypadkowym spotkaniu z koleżanką z liceum, która w Serocku miała organizować swoje wielkie trzydzieste trzecie urodziny dla przyjaciół i znajomych. Choć nigdy nie była przekonana do takich spędów pojechała. Zamożny mąż Nadii wynajął na weekend cały kompleks hotelowy. Zostawiła synów pod opieką ojca i Ali i wraz z Anią i Maćkiem pojechała. Bawiło się tam jakieś osiemdziesiąt osób. To właśnie tam poznała Artura, brata stryjecznego męża Nadii. Początkowo nie była przekonana do tej znajomości, choć Górecki był wyraźnie nią zainteresowany. Kilka kaw, wieczornych spacerów, kolacji i zrozumiała, że znów może być szczęśliwa. Poczuła się przy nim interesująca i atrakcyjna. Artur nie był Markiem, ale miała świadomość, że nie chce reszty życia spędzić opłakując swoje nieudane małżeństwo i tęskniąc do miłości swego życia. Górecki był czuły, opiekuńczy i bardzo ciepły. Stopniowo zyskał sobie sympatię Rocha. Stawał się coraz ważniejszym elementem jej życia.

Mimo upływu miesięcy nie potrafiła poukładać sobie relacji z Markiem.

‘Chyba nadal nie potrafię’ przyznała w duchu stojąc na tarasie, zapatrzona w dal. Dzisiejsza wymiana zdań tylko to potwierdziła. Westchnęła ciężko.  

Wciąż czuła się bardzo skrzywdzona. Nie potrafiła zaakceptować rozpadu rodziny. I choć od kilku miesięcy była z Arturem wciąż w głębi duszy nie pogodziła się z faktem, że jej małżeństwo dobiegło końca, a Marek już nigdy w nim nie zagości w roli głównej. Nie potrafiła pohamować emocji w kontaktach z nim. Za każdym razem odgryzała się złośliwie, by choć przez chwilę poczuł się tak, jak ona czuła się od miesięcy, a nawet lat. Wyżywała się na nim chcąc ukoić swój ból. I choć miała świadomość, że nie przynosi to efektów, to jednak nie potrafiła inaczej. Widziała, że Dobrzański się stara. I w kontaktach z nią, ale przede wszystkim w podejściu do dzieci, ale nie potrafiła zmienić swojego nastawienia. Ania, Violka, a nawet Ala wiele razy jej powtarzały, by odpuściła, by spróbowała dogadać się z Markiem choćby dla dobra dzieci. Kilka razy nawet podjęła próbę, ale była zbyt rozżalona, by się udało. Była Dobrzańskiemu wdzięczna, bo zwykle te słowne ataki, złośliwe uwagi i niepochlebne komentarze przyjmował z pokorą, ale nigdy nie potrafiła tego przyznać. Marek nawet jeśli dawał się sprowokować, to szybko łagodził sytuację i usuwał się w cień. Od rozwodu starała się ograniczyć ich kontakty do minimum. Bardzo często szukała sobie zastępstwa, by tylko nie spotkać byłego męża. O odebranie Rocha od Dobrzańskich często prosiła Maćka lub Alicję. Gdy Marek sam go przywoził do domu zamiast Uli drzwi otwierał mu Józef, Jasiek, a później coraz częściej Artur, który bywał w mieszkaniu Uli coraz częstszym gościem. Ula widywała się z Markiem dość często tuż po narodzinach Leona. Później znów odsunęła się na bok. Widywali się sporadycznie, a momentami, gdy Dobrzański miał pewność zastać w domu żonę były urodziny lub imieniny ich synów. Organizując przyjęcie dla chłopców zawsze go zapraszała.

Z czasem zaczęła łagodnieć, jeśli chodzi o kontakty Marka z synami. Zanim jeszcze urodził się Leon, bez konieczności wynajmowania prawników, zgodziła się by chłopiec częściej widywał się z ojcem. Dobrzański widywał się z małym raz w tygodniu, a dwa razy w miesiącu zabierał go do rodziców. W tym punkcie była nieustępliwa i wciąż starała się trzymać rękę na pulsie. Nawet nie chciała słyszeć, by były mąż zabierał synka do swojego mieszkania. Bywał jeszcze częstszym gościem, gdy na świat przyszedł Leo. Przez pierwsze dwa miesiące wpadał systematycznie co trzy dni. Początkowo nie protestowała, bo zwykle podczas jego wizyt odsypiała zarwane noce. Dzieci w towarzystwie ojca i pod czujnym okiem Ali lub Cieplaka spędziły czas na dole. Później delikatnie zasugerowała mu, że powinni wrócić do poprzedniego schematu. Zgodził się rozumiejąc, że potrzebuje trochę swobody i oddechu od niego. Nie sprzeciwiała się wspólnym wyjściom z Rochem do kina, spacerom we trzech na plac zabaw, krótkim wycieczkom. Z pewnym momencie Marek sam nie dążył do zbyt częstych wizyt w jej domu, gdy zaczął w nim zastawać Artura. Nie krył swojej niechęci do Góreckiego.

Poczuła oplatające ją w pasie ramiona Artura. Uśmiechnęła się splatając ich dłonie. Czuła się przy nim bezpiecznie, choć do tej znajomości podchodziła dość ostrożnie. Znali się od roku, byli parą od siedmiu miesięcy, a ona nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogliby razem zamieszkać. Patrząc na twarz szatyna miała nadzieję, że to właśnie on da jej szczęście do końca jej dni, ale jak na razie nie była gotowa na stuprocentowy związek, a tym bardziej na małżeństwo. Nie chciała go również na stałe wpuścić do swojego świata. Bywał w nim częstym gościem. A jej to ‘bywanie’ jak na razie wystarczało. On to rozumiał i nie narzucał się. Zresztą takie podejście świetnie wpisywało się w jego tryb życia i pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz