Obudził się pierwszy. Leżała obok
niego wciąż pogrążona we śnie. Oddychała tak spokojnie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Tylko u jej boku czuł się naprawdę
szczęśliwy. Leżąc obok niej, w ich sypialni, wiedział, że tu jest jego miejsce.
Tak długo błądził, miał już trzydzieści lat, gdy wreszcie stanęła na jego
drodze i dopiero wtedy się odnalazł. Później znów zabłądził. Chwilowa głupota,
krótkotrwałe zaćmienie umysłu i stracił to, na co czekał całe życie. Stracił
miłość najbardziej wyjątkową. Taką, o której kiedyś mógł jedynie marzyć, taką,
która w jego mniemaniu zdarzała się tylko w łzawych filmach i tandetnych
romansidłach. Tak wiele bym dał, by móc
cofnąć czas, by nigdy nie pojechać do Krakowa, by nigdy nie spotkać Anki. Gdyby
wtedy choć przez chwilę zastanowił się, jaka wiele ryzykuje, nawet nie zacząłby
rozmawiać z Urbańską. Przez tą chwilę zapomnienia, najcudowniejsza kobieta jaką
spotkał, kobieta, którą udało mu się poślubić, była teraz jego byłą żoną. Była, nienawidzę tego słowa. To
wczorajsze popołudnie uświadomiło mu, jak bardzo siebie potrzebują, jak bardzo
wciąż siebie pragną. Ich wspólna noc, to najlepsze, co zdarzyło się w jego
życiu od pół roku. Wczorajszej nocy rozpaliła w nim nadzieję, że znów będzie
tak, jak dawniej. Mam tylko dwa marzenia –
żeby Szymon był zdrowy i żeby znów było tak, jak kiedyś. Ostrożnie wstał, by
jej nie obudzić. Miała prawo być zmęczona, musiała odpocząć. Ruszył na dół w
poszukiwaniu swoich rzeczy.
Poczuła zapach świeżo parzonej
kawy. Zaczęła się przebudzać. Poczuła ciepło jego warg na swoim policzku.
Niepewnie rozchyliła powieki. Siedział na skraju łóżka w spodniach od garnituru
i wczorajszej koszuli z lekko podwiniętymi rękawami.
- Dzień dobry, kochanie –
przyglądał jej się uważnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Z jej twarzy nie
mógł wyczytać żadnych emocji.
- Która godzina? – zapytała rzeczowo
- Dwadzieścia po ósmej – odparł spokojnie
- Podaj mi szlafrok – wskazała na
kawałek satynowego materiału leżącego na stojącym przed toaletką krześle.
Zarzuciła na ramiona chłodną tkaninę, pośpiesznie wygramoliła się z pościeli i
omijając go ruszyła w stronę łazienki.
- Może najpierw zjesz śniadanie –
wskazał na stojącą na nocnej szafce tacę
- Nie jestem głodna – spojrzała na
tosty i kubek z kawą – Daj mi dwadzieścia minut. Chcę jak najszybciej jechać do
Szymona – zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając go na środku sypialni.
Westchnął. Na co ja głupi liczyłem… Ruszył ze swoim kubkiem kawy do ogrodu.
Jechali już dobre pół godziny i
nawet nie pokonali połowy trasy. Oboje mieli serdecznie dość tych porannych
korków. Milczeli. Siedziała wpatrzona w boczną szybę. On zerkał na nią raz po
raz. Wiedział, że będą musieli porozmawiać. Nie wiedział, czy lepiej odkładać
to na później, czy od razu wyjaśnić wszystko grając w otwarte karty. Postanowił
nic nie odkładać na później. Przeważnie gdy zwlekał wychodziło jeszcze gorzej.
- Nie sądzisz, że powinniśmy
porozmawiać? – zapytał cicho, przerywając tą krępującą nieco ciszę
- O czym? – spytała wyrwana z
zamyślenia. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
- O nas – wypowiedział to słowo w
taki sposób, iż do obojga powróciły obrazy ich wcześniejszych, szczęśliwych, wspólnych
lat
- Teraz? – zapytała zdziwiona.
Chciał rozmawiać teraz. Ona nie była jeszcze gotowa na tą rozmowę.
- Tak, teraz – odparł zdecydowanie
- Nie możesz wiecznie przede mną uciekać. Od dawna nie rozmawialiśmy ze sobą
szczerze, a mamy o czym. Nasza dzisiejsza noc wiele dla mnie znaczyła. Wciąż
bardzo cię kocham. Ula…
- Teraz nie jest czas, ani
miejsce – przerwała mu gwałtownie – Teraz najważniejszy jest nasz syn i na nim
musimy całkowicie się skupić.
- Tak, wiem. Ale oprócz Szymona
jesteśmy jeszcze my – próbował jej wytłumaczyć, że nie mogą odkładać w nieskończoność
rozmów, które już dawno powinni odbyć
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać.
Muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. Potrzebuję czasu – powiedziała unikając
jego wzroku
- Dobrze. Dostaniesz go tyle, ile
będziesz chciała – odparł i zaparkował pod budynkiem szpitala.
Stan Szymona znacznie się
poprawił. Lekarze postanowili po południu wybudzić go. Siedzieli przy nim w
milczeniu. Ona wciąż unikała rozmowy. On nie chciał naciskać. W międzyczasie
odbyli spotkanie z policjantami, wyjaśniającymi okoliczności wypadku. Okazało
się, że pani Halinka miała rację. Wypadek spowodował piętnastolatek, który po
kilku piwach wsiadł na motor brata. Rzeczywiście to był wypadek, którego nie
dało się uniknąć. Ula poczuła się strasznie. Miała świadomość, że będzie
musiała przeprosić opiekunkę swojego syna. Nawet gdyby to ona była z Szymkiem
na placu zabaw nic by nie mogła zrobić.
- Powinieneś jechać do firmy – odezwała
się do niego, po szóstym z kolei
telefonie z DF
- Radzą sobie. Sebastian się
wszystkim zajmuje – odparł spokojnie
- Nie ma sensu, żebyśmy siedzieli
tu razem. Miałeś dzisiaj podpisywać kontrakt z tą firmą z Bydgoszczy.
- Ania przełożyła ich na przyszły
tydzień. Chcę tu być – podszedł bliżej – Firma jest ważna, ale są rzeczy
ważniejsze, na przykład rodzina – powiedział akcentując ostatnie słowo i
patrząc jej głęboko w oczy. Nie wytrzymała jego spojrzenia. Spuściła wzrok i
stanęła naprzeciw okna.
Wreszcie stało się to, na co
czekali przez ostatnie dwa dni.
- Gdzie ja jestem? – usłyszeli jego
słaby, jeszcze mocno zaspany głos
- W szpitalu – odezwał się Marek,
siadając po drugiej stronie łóżka – miałeś wypadek
- Boli mnie głowa – poskarżył się
- Wiem, kochanie – odparła Ula,
ledwo hamując łzy. Znów emocje wzięły górę. Bardzo przeżywała tą sytuację – To minie.
Musisz być dzielny. Za kilka dni nic cię już nie będzie bolało – powiedziała gładząc
jego czoło
- A co to? – zapytał wskazując na
swoją rękę
- Miałeś złamaną rękę. Pan doktor
wsadził ją w gips, by znów była zdrowa. Popatrz – popukał palcem – jaką masz
fajną skorupę na ręku. Będziesz z nią chodził przez kilka tygodni – uśmiechnął się
do syna. Jemu też spadł kamień z serca, gdy Szymon się wybudził i miał się
całkiem nieźle, jak na taki groźny wypadek – Ja już poczujesz się lepiej, to
będziesz mógł po tym gipsie malować.
- Naprawdę? – ucieszył się – A kiedy
wrócimy do domu? – spojrzeli na siebie. Zastanawiali się, czy to możliwe, by
taki mały chłopiec, celowo używał liczby mnogiej. Nie, niemożliwe. Tak mu się po prostu powiedziało – przekonywała siebie
w myślach
- Pan doktor powiedział, że
musisz zostać tutaj jeszcze dwa dni.
- Zostaniesz ze mną mamo? –
zapytał z przejęciem
- Zostanę, zostanę. Bardzo cię z
tatą kochamy – powiedziała wpatrując się w jego szare oczy
- Popatrz, co dla ciebie mam –
odparł Dobrzański wyciągając z kieszeni marynarki małą maskotkę – Twój ulubiony
pan Gary – małemu aż zaścieliły się oczy, gdy wziął do ręki ukochaną przytulankę,
Garfielda. Ula posłała Markowi spojrzenie pełne wdzięczności. Ona nawet nie
pomyślała, żeby zabrać zabawkę, bez której ich syn nie mógł zasnąć. W
odpowiedzi uśmiechnął się lekko, puszczając jej oczko.
Została z Szymonem na noc. On
wrócił do siebie. Rano miał jechać do firmy. Ustalili, że przez najbliższy
tydzień po wyjściu ich pierworodnego ze szpitala, zostanie z nim w domu. Mały
Dobrzański musiał nauczyć się funkcjonować z usztywnioną ręką i nogą. Nie był zadowolony,
gdy dowiedział się, że przez najbliższe tygodnie nie będzie mógł jeździć na
rowerku, ani pod okiem taty pływać w basenie.
Dwa dni temu wreszcie go
wypisali. Spędzała z nim czas w domu. Praca odeszła na boczny tor. Na kilka
godzin codziennie wpadała też pani Halinka. Gdy spełniała jego kulinarne
zachcianki, Ula miała czas dla siebie. Dużo myślała o wydarzeniach ostatnich
dni. O swoim strachu, gdy w pierwszych godzinach po wypadku myślała, że go
straci i o nocy spędzonej z Markiem. Cały czas uciekała od niego i od rozmowy,
którą powinni przeprowadzić. Wiedziała, że to ich zbliżenie było efektem jej
chwili słabości. Potrzebowała kogoś. Kogoś, kto jest jej bliski. On wciąż był,
mimo wszystko. Była wtedy rozbita, roztrzęsiona, samotna. Od dawna była
samotna. Tęsknię za nim. Nie wypieram się
tego. Ale z drugiej strony nie potrafiła z nim już być. Chciałaby, ale nie
potrafiła. Po odkryciu intrygi potrafiła ponownie otworzyć się na miłość. Teraz
już nie było tak łatwo. Widziała, że Marek się stara, ale jego dobre chęci to
za mało. Był obok, gdy najbardziej go potrzebowała. Wspierał i dawał poczucie
bezpieczeństwa. Czy żałuję tej nocy? Nie.
Gdy trzymał ją w ramionach, gdy całował, nie zastanawiała się nad
tym, że
wcześniej jej miejsce zajęła inna kobieta. Że to z tamtą u boku zasnął i
obudził
się. Podczas ich wspólnej nocy żyła chwilą, ale dłużej tak nie
potrafiła. Gdy
teraz myślała o ich seksie, wciąż do głowy powracał obraz jego i innej
kobiety.
Nawet nie wiedziała, jak tamta wygląda. To było akurat najmniej istotne,
czy
była blondynką, czy brunetką. Ważne, że nie była nią, jego żoną. Przed
oczami miała obraz swojego męża tulącego do piersi inną kobietę. Mimo,
że
minęło już kilka miesięcy ta zdrada wciąż ją bolała. Siedziała w niej
jak
zadra. Był moją jedyną, wielką miłością. Miała
pewność, że nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić. Ale… nie potrafiła.
Znów siedziała z podkulonymi
nogami na parapecie w sypialni. Znów wyglądała przez okno. Znów padał deszcz.
Płakała. Po raz kolejny płakała. Tym razem powodem jej łez było to, co
powiedziała mu ledwie godzinę temu.
Jak co dzień od wypadku przyjechał odwiedzić Szymona. Od tego feralnego
dnia był częstym gościem w ich domu. Układał z Szymkiem puzzle, czytał mu
bajki. Starał się, by chłopiec mimo, że unieruchomiony, nie nudził się. Położył
Szymona spać. Kierował się już do wyjścia, gdy zauważył, że siedzi zamyślona w
salonie. Dosiadł się. Zaczęli rozmawiać o firmie, wizycie kontrolnej syna,
próbowali ustalić, jak zorganizują małemu weekend. Marek sprowokował ją do
rozmowy o nich. Chciał porozmawiać z nią o zdradzie. Chciał jej przynajmniej
spróbować wyjaśnić, że to nic nieznacząca chwila. Nie chciała słuchać.
Pozwoliła mu mówić o swoich pragnieniach, uczuciach.
- Bardzo bym chciał, by było tak, jak dawniej – spojrzał na nią z
malującą się w oczach nadzieją
- Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej i ty doskonale zdajesz sobie z
tego sprawę – postanowiła wyrazić się jasno, by nie robił sobie niepotrzebnie
nadziei
- Wiem, że wszystko zniszczyłem. Uwierz mi, żałuję tego każdego dnia.
Każdej minuty, gdy nie ma was obok mnie, czuję pustkę. Chciałbym, byś dała mi szansę.
Bym miał okazję, odbudować choć w niewielkiej części to, co było między nami.
Bardzo mi na was zależy. Bardzo mi zależy na tobie – w jego szarych oczach
dostrzegła tyle miłości, że długo nie mogła wytrzymać tego przeszywającego ją
spojrzenia. Spuściła głowę i zaciskając powieki powiedziała
- Ja nie potrafię już z tobą być – poczuła, że wstał. Usłyszała jego
kroki. Podniosła głowę. Wychodził. Spojrzał na nią po raz ostatni. Miał
zaszklone oczy. Rozpacz, pustka? Tak, widziała je doskonale. Miał to niemal
wymalowane drukowanymi literami na twarzy. Wyszedł. Znów została sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz