B

piątek, 16 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' VII

Obudził się pierwszy. Leżała obok niego wciąż pogrążona we śnie. Oddychała tak spokojnie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Tylko u jej boku czuł się naprawdę szczęśliwy. Leżąc obok niej, w ich sypialni, wiedział, że tu jest jego miejsce. Tak długo błądził, miał już trzydzieści lat, gdy wreszcie stanęła na jego drodze i dopiero wtedy się odnalazł. Później znów zabłądził. Chwilowa głupota, krótkotrwałe zaćmienie umysłu i stracił to, na co czekał całe życie. Stracił miłość najbardziej wyjątkową. Taką, o której kiedyś mógł jedynie marzyć, taką, która w jego mniemaniu zdarzała się tylko w łzawych filmach i tandetnych romansidłach. Tak wiele bym dał, by móc cofnąć czas, by nigdy nie pojechać do Krakowa, by nigdy nie spotkać Anki. Gdyby wtedy choć przez chwilę zastanowił się, jaka wiele ryzykuje, nawet nie zacząłby rozmawiać z Urbańską. Przez tą chwilę zapomnienia, najcudowniejsza kobieta jaką spotkał, kobieta, którą udało mu się poślubić, była teraz jego byłą żoną. Była, nienawidzę tego słowa. To wczorajsze popołudnie uświadomiło mu, jak bardzo siebie potrzebują, jak bardzo wciąż siebie pragną. Ich wspólna noc, to najlepsze, co zdarzyło się w jego życiu od pół roku. Wczorajszej nocy rozpaliła w nim nadzieję, że znów będzie tak, jak dawniej. Mam tylko dwa marzenia – żeby Szymon był zdrowy i żeby znów było tak, jak kiedyś. Ostrożnie wstał, by jej nie obudzić. Miała prawo być zmęczona, musiała odpocząć. Ruszył na dół w poszukiwaniu swoich rzeczy.
Poczuła zapach świeżo parzonej kawy. Zaczęła się przebudzać. Poczuła ciepło jego warg na swoim policzku. Niepewnie rozchyliła powieki. Siedział na skraju łóżka w spodniach od garnituru i wczorajszej koszuli z lekko podwiniętymi rękawami.
- Dzień dobry, kochanie – przyglądał jej się uważnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Z jej twarzy nie mógł wyczytać żadnych emocji.
- Która godzina? – zapytała rzeczowo
- Dwadzieścia po ósmej – odparł spokojnie
- Podaj mi szlafrok – wskazała na kawałek satynowego materiału leżącego na stojącym przed toaletką krześle. Zarzuciła na ramiona chłodną tkaninę, pośpiesznie wygramoliła się z pościeli i omijając go ruszyła w stronę łazienki.
- Może najpierw zjesz śniadanie – wskazał na stojącą na nocnej szafce tacę
- Nie jestem głodna – spojrzała na tosty i kubek z kawą – Daj mi dwadzieścia minut. Chcę jak najszybciej jechać do Szymona – zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając go na środku sypialni. Westchnął. Na co ja głupi liczyłem…  Ruszył ze swoim kubkiem kawy do ogrodu.
Jechali już dobre pół godziny i nawet nie pokonali połowy trasy. Oboje mieli serdecznie dość tych porannych korków. Milczeli. Siedziała wpatrzona w boczną szybę. On zerkał na nią raz po raz. Wiedział, że będą musieli porozmawiać. Nie wiedział, czy lepiej odkładać to na później, czy od razu wyjaśnić wszystko grając w otwarte karty. Postanowił nic nie odkładać na później. Przeważnie gdy zwlekał wychodziło jeszcze gorzej.
- Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać? – zapytał cicho, przerywając tą krępującą nieco ciszę
- O czym? – spytała wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
- O nas – wypowiedział to słowo w taki sposób, iż do obojga powróciły obrazy ich wcześniejszych, szczęśliwych, wspólnych lat
- Teraz? – zapytała zdziwiona. Chciał rozmawiać teraz. Ona nie była jeszcze gotowa na tą rozmowę.
- Tak, teraz – odparł zdecydowanie - Nie możesz wiecznie przede mną uciekać. Od dawna nie rozmawialiśmy ze sobą szczerze, a mamy o czym. Nasza dzisiejsza noc wiele dla mnie znaczyła. Wciąż bardzo cię kocham. Ula…
- Teraz nie jest czas, ani miejsce – przerwała mu gwałtownie – Teraz najważniejszy jest nasz syn i na nim musimy całkowicie się skupić.
- Tak, wiem. Ale oprócz Szymona jesteśmy jeszcze my – próbował jej wytłumaczyć, że nie mogą odkładać w nieskończoność rozmów, które już dawno powinni odbyć
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Muszę na spokojnie wszystko przemyśleć. Potrzebuję czasu – powiedziała unikając jego wzroku
- Dobrze. Dostaniesz go tyle, ile będziesz chciała – odparł i zaparkował pod budynkiem szpitala.

Stan Szymona znacznie się poprawił. Lekarze postanowili po południu wybudzić go. Siedzieli przy nim w milczeniu. Ona wciąż unikała rozmowy. On nie chciał naciskać. W międzyczasie odbyli spotkanie z policjantami, wyjaśniającymi okoliczności wypadku. Okazało się, że pani Halinka miała rację. Wypadek spowodował piętnastolatek, który po kilku piwach wsiadł na motor brata. Rzeczywiście to był wypadek, którego nie dało się uniknąć. Ula poczuła się strasznie. Miała świadomość, że będzie musiała przeprosić opiekunkę swojego syna. Nawet gdyby to ona była z Szymkiem na placu zabaw nic by nie mogła zrobić.
- Powinieneś jechać do firmy – odezwała się do niego, po szóstym z kolei  telefonie z DF
- Radzą sobie. Sebastian się wszystkim zajmuje – odparł spokojnie
- Nie ma sensu, żebyśmy siedzieli tu razem. Miałeś dzisiaj podpisywać kontrakt z tą firmą z Bydgoszczy.
- Ania przełożyła ich na przyszły tydzień. Chcę tu być – podszedł bliżej – Firma jest ważna, ale są rzeczy ważniejsze, na przykład rodzina – powiedział akcentując ostatnie słowo i patrząc jej głęboko w oczy. Nie wytrzymała jego spojrzenia. Spuściła wzrok i stanęła naprzeciw okna.

Wreszcie stało się to, na co czekali przez ostatnie dwa dni.
- Gdzie ja jestem? – usłyszeli jego słaby, jeszcze mocno zaspany głos
- W szpitalu – odezwał się Marek, siadając po drugiej stronie łóżka – miałeś wypadek
- Boli mnie głowa – poskarżył się
- Wiem, kochanie – odparła Ula, ledwo hamując łzy. Znów emocje wzięły górę. Bardzo przeżywała tą sytuację – To minie. Musisz być dzielny. Za kilka dni nic cię już nie będzie bolało – powiedziała gładząc jego czoło
- A co to? – zapytał wskazując na swoją rękę
- Miałeś złamaną rękę. Pan doktor wsadził ją w gips, by znów była zdrowa. Popatrz – popukał palcem – jaką masz fajną skorupę na ręku. Będziesz z nią chodził przez kilka tygodni – uśmiechnął się do syna. Jemu też spadł kamień z serca, gdy Szymon się wybudził i miał się całkiem nieźle, jak na taki groźny wypadek – Ja już poczujesz się lepiej, to będziesz mógł po tym gipsie malować.
- Naprawdę? – ucieszył się – A kiedy wrócimy do domu? – spojrzeli na siebie. Zastanawiali się, czy to możliwe, by taki mały chłopiec, celowo używał liczby mnogiej. Nie, niemożliwe. Tak mu się po prostu powiedziało – przekonywała siebie w myślach
- Pan doktor powiedział, że musisz zostać tutaj jeszcze dwa dni.
- Zostaniesz ze mną mamo? – zapytał z przejęciem
- Zostanę, zostanę. Bardzo cię z tatą kochamy – powiedziała wpatrując się w jego szare oczy
- Popatrz, co dla ciebie mam – odparł Dobrzański wyciągając z kieszeni marynarki małą maskotkę – Twój ulubiony pan Gary – małemu aż zaścieliły się oczy, gdy wziął do ręki ukochaną przytulankę, Garfielda. Ula posłała Markowi spojrzenie pełne wdzięczności. Ona nawet nie pomyślała, żeby zabrać zabawkę, bez której ich syn nie mógł zasnąć. W odpowiedzi uśmiechnął się lekko, puszczając jej oczko.
Została z Szymonem na noc. On wrócił do siebie. Rano miał jechać do firmy. Ustalili, że przez najbliższy tydzień po wyjściu ich pierworodnego ze szpitala, zostanie z nim w domu. Mały Dobrzański musiał nauczyć się funkcjonować z usztywnioną ręką i nogą. Nie był zadowolony, gdy dowiedział się, że przez najbliższe tygodnie nie będzie mógł jeździć na rowerku, ani pod okiem taty pływać w basenie.
Dwa dni temu wreszcie go wypisali. Spędzała z nim czas w domu. Praca odeszła na boczny tor. Na kilka godzin codziennie wpadała też pani Halinka. Gdy spełniała jego kulinarne zachcianki, Ula miała czas dla siebie. Dużo myślała o wydarzeniach ostatnich dni. O swoim strachu, gdy w pierwszych godzinach po wypadku myślała, że go straci i o nocy spędzonej z Markiem. Cały czas uciekała od niego i od rozmowy, którą powinni przeprowadzić. Wiedziała, że to ich zbliżenie było efektem jej chwili słabości. Potrzebowała kogoś. Kogoś, kto jest jej bliski. On wciąż był, mimo wszystko. Była wtedy rozbita, roztrzęsiona, samotna. Od dawna była samotna. Tęsknię za nim. Nie wypieram się tego. Ale z drugiej strony nie potrafiła z nim już być. Chciałaby, ale nie potrafiła. Po odkryciu intrygi potrafiła ponownie otworzyć się na miłość. Teraz już nie było tak łatwo. Widziała, że Marek się stara, ale jego dobre chęci to za mało. Był obok, gdy najbardziej go potrzebowała. Wspierał i dawał poczucie bezpieczeństwa. Czy żałuję tej nocy? Nie. Gdy trzymał ją w ramionach, gdy całował, nie zastanawiała się nad tym, że wcześniej jej miejsce zajęła inna kobieta. Że to z tamtą u boku zasnął i obudził się. Podczas ich wspólnej nocy żyła chwilą, ale dłużej tak nie potrafiła. Gdy teraz myślała o ich seksie, wciąż do głowy powracał obraz jego i innej kobiety. Nawet nie wiedziała, jak tamta wygląda. To było akurat najmniej istotne, czy była blondynką, czy brunetką. Ważne, że nie była nią, jego żoną. Przed oczami miała obraz swojego męża tulącego do piersi inną kobietę. Mimo, że minęło już kilka miesięcy ta zdrada wciąż ją bolała. Siedziała w niej jak zadra. Był moją jedyną, wielką miłością. Miała pewność, że nikt nigdy nie będzie w stanie go zastąpić. Ale… nie potrafiła.

Znów siedziała z podkulonymi nogami na parapecie w sypialni. Znów wyglądała przez okno. Znów padał deszcz. Płakała. Po raz kolejny płakała. Tym razem powodem jej łez było to, co powiedziała mu ledwie godzinę temu.
Jak co dzień od wypadku przyjechał odwiedzić Szymona. Od tego feralnego dnia był częstym gościem w ich domu. Układał z Szymkiem puzzle, czytał mu bajki. Starał się, by chłopiec mimo, że unieruchomiony, nie nudził się. Położył Szymona spać. Kierował się już do wyjścia, gdy zauważył, że siedzi zamyślona w salonie. Dosiadł się. Zaczęli rozmawiać o firmie, wizycie kontrolnej syna, próbowali ustalić, jak zorganizują małemu weekend. Marek sprowokował ją do rozmowy o nich. Chciał porozmawiać z nią o zdradzie. Chciał jej przynajmniej spróbować wyjaśnić, że to nic nieznacząca chwila. Nie chciała słuchać. Pozwoliła mu mówić o swoich pragnieniach, uczuciach.
- Bardzo bym chciał, by było tak, jak dawniej – spojrzał na nią z malującą się w oczach nadzieją
- Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej i ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę – postanowiła wyrazić się jasno, by nie robił sobie niepotrzebnie nadziei
- Wiem, że wszystko zniszczyłem. Uwierz mi, żałuję tego każdego dnia. Każdej minuty, gdy nie ma was obok mnie, czuję pustkę. Chciałbym, byś dała mi szansę. Bym miał okazję, odbudować choć w niewielkiej części to, co było między nami. Bardzo mi na was zależy. Bardzo mi zależy na tobie – w jego szarych oczach dostrzegła tyle miłości, że długo nie mogła wytrzymać tego przeszywającego ją spojrzenia. Spuściła głowę i zaciskając powieki powiedziała
- Ja nie potrafię już z tobą być – poczuła, że wstał. Usłyszała jego kroki. Podniosła głowę. Wychodził. Spojrzał na nią po raz ostatni. Miał zaszklone oczy. Rozpacz, pustka? Tak, widziała je doskonale. Miał to niemal wymalowane drukowanymi literami na twarzy. Wyszedł. Znów została sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz