Z kieliszkiem czerwonego wina
siedziała na parapecie w ich sypialni. Mimo tego, że w ostatnich tygodniach stało
się tak wiele złego, wciąż nie potrafiła myśleć inaczej o tym miejscu, jak o ‘ich
sypialni’. Przecież wasze byli tu razem. Sprowadzili się do tego domu ledwie
miesiąc po zaręczynach i od tego momentu zawsze byli w tym budynku we dwoje. ‘Nasz dom’, ‘nasza sypialnia’, ‘nasze życie’.
Wiedziała, że już niebawem będzie to jej dom, jej sypialnia i jej życie,
bez niego. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta perspektywa jej nie przeraża.
Owszem, przerażała ją. Nigdy nie
przypuszczałam, że będę musiała wyobrażać sobie swoje życie bez niego. A
jednak. Życie lubi zaskakiwać i to nie tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Była wdzięczna za ten swoistego rodzaju zbieg okoliczności, że właśnie
dzisiaj Marek zabrał Szymona na noc do Konstancina. Chwilę po wyjściu tego
urwisa z domu zadzwonił Chrzanowski. Poinformował ją, że pierwsza i być może
jedyna rozprawa odbędzie się już za dwa tygodnie. Nie była pewna, czy jest na
nią gotowa. Cieszyła się, że jest dzisiaj w domu sama. Potrzebowała samotności.
Potrzebowała w ciszy i spokoju wszystko przemyśleć. Za czternaście dni miał
zapaść wyrok sądu, od którego już nie będzie odwrotu.
Zwykle czuła się dziwnie, gdy
pakowała swojego jedynaka i wiedziała, że nie wróci na noc, spędzając czas z
ojcem i babcią. Czym innym były dla niej jego wyjazdu do Rysiowa, czym innym
jego wyjazdy do Konstancina. Nie lubiła się z nim rozstawać. Nie, raczej nie lubię się nim dzielić. Zaśmiała
się w duchu. Jasne! Jestem po prostu zazdrosna, że on spędza czas z
Markiem, a ja nie. Kretynka zazdrosna o własne dziecko. Wciąż czuła się
pogubiona. Wiedziała, że Szymek też jest. Pamięcią wróciła do ich rozmowy kilka
dni po jego pierwszym spotkaniu z Markiem.
Wróciła wcześniej z pracy, by zwolnić panią Halinkę, która miała wizytę
u lekarza. Ze szklanką wody usiadła w salonie obok syna. Mały oglądał właśnie
swoją ulubioną bajkę, gdy zadzwonił jej telefon.
- Tak Dorotko? – zapytała naciskając zieloną słuchawkę
- ….
- Ale kto?
- ….
- A tak, tak. Musiałam popełnić błąd – na te słowa Szymek oderwał wzrok
od plazmy i przyjrzał się jej uważnie
- ….
- Nie ma potrzeby byś konsultowała się z Markiem. Po prostu wstrzymaj
ten przelew. Jutro się tym zajmę.
- ….
- Dobrze. Dzięki. Do jutra.
Zakończyła połączenie, a Szymon wciąż wpatrywał się w nią zamiast w
swojego ulubionego Garfielda.
- Mamo, ale ty się nie wyprowadzisz, prawda? – zapytał z przejęciem w
głosie, wlepiając w nią swoje szare oczy
- Co ty opowiadasz za głupstwa? – zapytała zaskoczona
- No bo popełniłaś błąd – tłumaczył poważnie
- Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi – przysnęła się do niego i zaczęła
gładzić dłonią jego sterczące włosy
- Tata mi powiedział, że się wyprowadził, bo popełnił błąd. Powiedział,
że ten błąd sprawił ci wielką przykrość i dlatego nie możemy już mieszkać razem
– patrzyła z uwagą na swojego czterolatka, który z przejęciem tłumaczył jej
swoje obawy, swoją teorię – A ty powiedziałaś teraz, że też popełniłaś błąd. I
ja się boję, że też się wyprowadzisz tak, jak tata.
Po tych słowach syna czuła, jakby jakaś niewidzialna obręcz zaciskała
się na jej piersi. Ten strach w oczach jej syna ją przeraził.
- Kochanie – powiedziała przytulając go do siebie – Bardzo cię kocham i
nigdy cię nie zostawię. Tata też bardzo cię kocha. To, że się wyprowadził to
sprawa między mną, a nim. Tata wyprowadził się z mojego powodu. Musisz
wiedzieć, że dorośli czasami nie potrafią się porozumieć i czasami się
rozstają. Tak jak ja i tata. Ale to, że już nie mieszkamy we trójkę wcale nie
znaczy, że mniej cię kochamy. Pamiętaj, że dla mnie i dla taty zawsze będziesz
najważniejszy – Szymon pokiwał ze zrozumiem głową
- Kocham cię mamo
- Ja ciebie też – powiedziała ze łzami w oczach tuląc do piersi swoje
jedyne dziecko.
Ona nie radziła sobie z tą
sytuacją. Szymon również. Do tej pory myślała tylko o sobie i swoim bólu. W
ostatnich dniach coraz częściej myślała o tym, co będzie dobre dla ich syna.
Między nimi wszystko się rozsypało, ale jest przecież ten mały chłopiec, o
którym nie mają prawa zapominać. To jeszcze małe dziecko, które nie rozumie,
które się boi, które jest zagubione. Zawsze był z Markiem bardzo związany. Z
niecierpliwością czekał na powrót taty z pracy. Wtedy też czekał – przypomniała sobie ten cholerny dzień, od
którego wszystko się zmieniło. Uwielbiał z ojcem wspólne zabawy. Nawet
najlepiej spędzony czas z panią Halinką nie mógł równać się z tymi chwilami
spędzonymi z ojcem. Od jej decyzji zależało, czy jej syn będzie miał ojca na
pełen etat. Zafunduję Szymonowi
weekendowego tatusia. Obwiniała się w myślach. Ale czy tak do końca to
tylko jej wina. Gdyby nie Marek, wszystko
byłoby jak dawniej. Znów chodziliby razem na spacery, a każdy weekend
rozpoczynaliby od porannej wizyty Szymka w ich sypialni. Mały Dobrzański
uwielbiał soboty i niedziele, kiedy wiedział, że rodzice nie spieszą się do
pracy, a on może bezkarnie budzić ich skacząc o świcie na ich łóżko. Jak teraz będzie wyglądało nasze życie?
Będzie spędzał miesiąc wakacji z ojcem, miesiąc ze mną? Jeden weekend będzie
spał tu, drugi u Marka? Czy on jest gotowy na takie zmiany? Przyszłość jej
syna zależała od jej decyzji. Przyszłość jej syna zależała od tego, czy potrafi
mężowi wybaczyć. Nie potrafię! –
powtarzała w myślach. Ilekroć się nad tym zastanawiała, utwierdzała się w
przekonaniu, że nie potrafi wybaczyć Dobrzańskiemu. Zbyt mocno mnie zranił. Nade wszystko i w życiu i w związku ceniła szczerość
i zaufanie. Sądziła, że po tym, gdy już raz dla niego nagięła wszystkie swoje
zasady, gdy już raz wybaczyła, on wyciągnął wnioski i już nigdy nie skaże jej
na podobną sytuację. A jednak. Bardzo dobrze pamiętała tamtą sytuację, gdy
posądzała go o romans, a on budował dom. Pamięta ten obezwładniający strach, to
przerażenie, tą niepewność. Wiedziała, że znów by tego nie zniosła, a tak
wyglądałoby jej życie, gdyby pozwoliła mu wrócić. Nie umiem się poświęcić dla dobra dziecka! Tak, to był wyrzut z jej
strony. Być może powinna pozwolić mu się wprowadzić, być może z czasem udałoby
im się cokolwiek odbudować, być może znów byłoby tak jak dawniej. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej! Nawet
gdyby wrócił nie potrafiłabym… Łzy płynęły po jej policzku. Spojrzała za
okno. Niebo płakało razem z nią. Duże krople spływały po szybie. Widziała je
bardzo dobrze, mimo iż na zewnętrz była już noc. Nie czuła kiedy minęły
ostatnie godziny. Westchnęła. Myślami znów wróciła do mężczyzny, dla którego
kilka lat temu straciła głowę, który wywrócił jej życie do góry nogami. Wróciłby i co? Pytała samą siebie. Wiedziała, że nie
potrafiłaby nawet stwarzać pozorów. Nie potrafiłaby być z nim, nawet spać z nim
w jednym łóżku. Wciąż myślałabym o tym,
jak jego dłonie pieszczą ciało tej dziwki! Jak ją całuje, jak obok niej
zasypia. Nie poradziłabym sobie z tym. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Szymon znów zadawałby pytania. Dlaczego nie
śpimy w jednym łóżku, dlaczego ze sobą nie rozmawiamy, dlaczego nie jest tak
jak dawniej. Miała świadomość, że taki ‘układ’ dla dobra dziecka, by miał
pełną rodzinę i tak by się nie udał. Ona nie potrafiłaby tak grać. Po jakimś
czasie ta sytuacja byłaby nie do zniesienia również dla Szymona. Nie chciała by
jej syn wychowywał się w domu pełnym kłamstwa i obłudy. Prędzej, czy później i
tak skończyłoby się to rozwodem. Zaczęła się zastanawiać, jak radziła sobie
Paulina. Jak mogła się z nim kochać
wiedząc, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej tulił w ramionach inną
kobietę? Z jednej strony nie potrafiła zrozumieć Febo. Z drugiej,
zazdrościła jej takiego podejścia. Gdybym
była taka, jak ona, może byłoby prościej… Przeżyliśmy razem pięć ociekających
szczęściem lat. Jest świetnym ojcem, był dobrym partnerem. Czy jeden czyn może
przekreślić wszystkie dobre chwile? Może! Utwierdziła się w przekonaniu, że
decyzja, którą podjęła, jest jedyną słuszną w obecnej sytuacji. Nie potrafię już z nim być.
Miał nadzieję odebrać telefon i
dowiedzieć się, że wszystko nieaktualne. Nic się takiego nie stało. Postanowił
nie jechać na Lwowską, tylko od razu do sądu. Miał nadzieję, że jego żona
również będzie wcześniej i może uda im się jeszcze porozmawiać. Na korytarzu
dostrzegł Chrzanowskiego. Przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Moja żona już przyjechała? –
zapytał z nadzieją, iż usłyszy odpowiedź twierdzącą
- Nie – mecenas przecząco pokiwał
głową – Pani Urszuli nie będzie na rozprawie. Przekazała mi wszystkie
pełnomocnictwa. Zależało jej, by w rozprawie nie uczestniczyć. Sąd przychylił
się do naszego wniosku – wytłumaczył prawnik. Dobrzański w tym momencie
zrozumiał, że nie ma już żadnej brzytwy, której mógłby się chwycić. Stracił
nadzieję. To koniec.
Nie potrafiła skupić się na
pracy. W zasadzie nie wiedziała dlaczego przyjechała do biura. Chyba tylko po
to, by nie zwariować w domu. Miała nadzieję zająć choć trochę swoją uwagę
wykresami i tabelkami. Nic z tego. Wiedziała, że powinna była jechać do sądu.
Wiedziała, że powinna była stanąć z nim twarzą w twarz. Wiedziała, że nie
powinna chować głowy w piasek, ale tak po prostu było jej łatwiej. Miała
świadomość, że nie zniosłaby widoku jego zrozpaczonej twarzy, jego niemej
prośby, by zrezygnowała. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Na
wyświetlaczu dostrzegła napis ‘Mec. Chrzanowski’.
- Dzień dobry Pani Urszulo –
usłyszała ciepły głos swojego prawnika
- Dzień dobry – powiedziała gardłowym
głosem. Czuła, że brakuje jej tchu.
- Mam dobre wieści. Wszystko
przebiegło zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
- Cieszę się – wyszeptała zaciskając
mocniej powieki. Czyli już po wszystkim.
- Przyjadę do pani jutro ze
wszystkimi dokumentami. Miłego dnia
Samotna łza spłynęła po jej
policzku. Usiadła na skórzanej sofie. Musiała napić się wody. Sądziła, że ten
zimny płyn będzie w stanie ugasić jej emocje. Nie jesteś już mój.
Pojechał do domu. Zamknął się w
swoim pokoju i pił. Wiedział, że teraz będzie musiał jakoś zorganizować swoje
życie bez niej. Rano byłem jeszcze
Markiem Dobrzańskim – mężem. Teraz jestem Markiem Dobrzańskim – skończonym nieudacznikiem.
Przecież wiedziałem, że Ula to nie Paulina. Wiedziałem, że ona nie wybaczy.
Pieprzony ze mnie egoista! Przez jedną chwilę zapomnienia przekreśliłem całe
swoje życie. Doigrałeś się Dobrzański!
Helena z niepokojem obserwowała swojego
syna, który od trzech dni przy pomocy alkoholu odreagowywał rozwód. Gdy
zaczynał trzeźwieć otwierał kolejną butelkę. Alkoholem chciał zagłuszyć wyrzuty
sumienia i wyciszyć ból. Całe szczęście,
że nie ma tu Krzysztofa.
Pojawił się wreszcie w firmie.
Ktoś życzliwy już rozniósł plotki, że kryzys, który niedawno wybuchł w ich
związku, zakończył się rozwodem. Widział te złowrogie spojrzenia pracowników. Mają rację. Udał
się prosto do jej gabinetu. Zamarła, gdy stanął w jej drzwiach. Przez chwilę
bez słowa mierzyli się wzrokiem. Podszedł bliżej jej biurka. Spojrzał jej w
oczy tak, jakby chciał zajrzeć w zakamarki jej duszy. Wreszcie się odezwał.
- Zgodziłem się na ten rozwód, bo
tego właśnie chciałaś – mówił powoli, pewnym głosem – Ale ten świstek papieru nic
dla mnie nie znaczy. Kocham cię – jego oczy potwierdzały to uczucie - Nigdy nie
przestanę cię kochać – po raz ostatni zatonął w jej chabrowych tęczówkach i
opuścił jej biuro.
Od
rozwodu minęły cztery miesiące. Ich stosunki można było nazwać
poprawnymi. Nie utrudniała jego kontaktów z Szymonem. Wiedziała jak
wiele ojciec znaczy dla małego i jak są sobie potrzebni. Dlatego podczas
pierwszego spotkania z Chrzanowskim zgodziła się na nieograniczone
kontakty Dobrzańskiego z synem. Przestała na niego reagować alergicznie i
agresywnie. Wyciszyła emocje. Tęskniła, ale nie potrafiła się
przełamać. Wiedziała, że tak jest lepiej. Gdy niekiedy spotykali się we
trójkę dla dobra ich syna, potrafili nawet normalnie rozmawiać na
niezobowiązujące tematy. Wspólnie ustalali kiedy Szymon będzie spędzał
czas w mieszkaniu Dobrzańskiego, które kupił w Piasecznie. W pracy też
całkiem nieźle się dogadywali. Ula przestała się wysługiwać Dorotą i gdy
trzeba było nie miała oporów, by ustalić coś z byłym mężem. Ona
nazywała go byłym mężem. On wciąż określał ją mianem swojej żony. Na
jego palcu wciąż błyszczała obrączka z białego złota.
Pewnego
dnia odebrała telefon. Słowa, które padły po drugiej stronie zmroziły
ją. Poczuła, że robi jej się słabo. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
Była przerażona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz