B

piątek, 9 sierpnia 2013

'Po drugiej stronie nieba' V

Z kieliszkiem czerwonego wina siedziała na parapecie w ich sypialni. Mimo tego, że w ostatnich tygodniach stało się tak wiele złego, wciąż nie potrafiła myśleć inaczej o tym miejscu, jak o ‘ich sypialni’. Przecież wasze byli tu razem. Sprowadzili się do tego domu ledwie miesiąc po zaręczynach i od tego momentu zawsze byli w tym budynku we dwoje. ‘Nasz dom’, ‘nasza sypialnia’, ‘nasze życie’. Wiedziała, że już niebawem będzie to jej dom, jej sypialnia i jej życie, bez niego. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ta perspektywa jej nie przeraża. Owszem, przerażała ją. Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała wyobrażać sobie swoje życie bez niego. A jednak. Życie lubi zaskakiwać i to nie tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Była wdzięczna za ten swoistego rodzaju zbieg okoliczności, że właśnie dzisiaj Marek zabrał Szymona na noc do Konstancina. Chwilę po wyjściu tego urwisa z domu zadzwonił Chrzanowski. Poinformował ją, że pierwsza i być może jedyna rozprawa odbędzie się już za dwa tygodnie. Nie była pewna, czy jest na nią gotowa. Cieszyła się, że jest dzisiaj w domu sama. Potrzebowała samotności. Potrzebowała w ciszy i spokoju wszystko przemyśleć. Za czternaście dni miał zapaść wyrok sądu, od którego już nie będzie odwrotu.

Zwykle czuła się dziwnie, gdy pakowała swojego jedynaka i wiedziała, że nie wróci na noc, spędzając czas z ojcem i babcią. Czym innym były dla niej jego wyjazdu do Rysiowa, czym innym jego wyjazdy do Konstancina. Nie lubiła się z nim rozstawać. Nie, raczej nie lubię się nim dzielić. Zaśmiała się w duchu. Jasne! Jestem po prostu zazdrosna, że on spędza czas z Markiem, a ja nie. Kretynka zazdrosna o własne dziecko. Wciąż czuła się pogubiona. Wiedziała, że Szymek też jest. Pamięcią wróciła do ich rozmowy kilka dni po jego pierwszym spotkaniu z Markiem.

Wróciła wcześniej z pracy, by zwolnić panią Halinkę, która miała wizytę u lekarza. Ze szklanką wody usiadła w salonie obok syna. Mały oglądał właśnie swoją ulubioną bajkę, gdy zadzwonił jej telefon.
- Tak Dorotko? – zapytała naciskając zieloną słuchawkę
- ….
- Ale kto?
- ….
- A tak, tak. Musiałam popełnić błąd – na te słowa Szymek oderwał wzrok od plazmy i przyjrzał się jej uważnie
- ….
- Nie ma potrzeby byś konsultowała się z Markiem. Po prostu wstrzymaj ten przelew. Jutro się tym zajmę.
- ….
- Dobrze. Dzięki. Do jutra.
Zakończyła połączenie, a Szymon wciąż wpatrywał się w nią zamiast w swojego ulubionego Garfielda.
- Mamo, ale ty się nie wyprowadzisz, prawda? – zapytał z przejęciem w głosie, wlepiając w nią swoje szare oczy
- Co ty opowiadasz za głupstwa? – zapytała zaskoczona
- No bo popełniłaś błąd – tłumaczył poważnie
- Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi – przysnęła się do niego i zaczęła gładzić dłonią jego sterczące włosy
- Tata mi powiedział, że się wyprowadził, bo popełnił błąd. Powiedział, że ten błąd sprawił ci wielką przykrość i dlatego nie możemy już mieszkać razem – patrzyła z uwagą na swojego czterolatka, który z przejęciem tłumaczył jej swoje obawy, swoją teorię – A ty powiedziałaś teraz, że też popełniłaś błąd. I ja się boję, że też się wyprowadzisz tak, jak tata.
Po tych słowach syna czuła, jakby jakaś niewidzialna obręcz zaciskała się na jej piersi. Ten strach w oczach jej syna ją przeraził.
- Kochanie – powiedziała przytulając go do siebie – Bardzo cię kocham i nigdy cię nie zostawię. Tata też bardzo cię kocha. To, że się wyprowadził to sprawa między mną, a nim. Tata wyprowadził się z mojego powodu. Musisz wiedzieć, że dorośli czasami nie potrafią się porozumieć i czasami się rozstają. Tak jak ja i tata. Ale to, że już nie mieszkamy we trójkę wcale nie znaczy, że mniej cię kochamy. Pamiętaj, że dla mnie i dla taty zawsze będziesz najważniejszy – Szymon pokiwał ze zrozumiem głową
- Kocham cię mamo
- Ja ciebie też – powiedziała ze łzami w oczach tuląc do piersi swoje jedyne dziecko.
Ona nie radziła sobie z tą sytuacją. Szymon również. Do tej pory myślała tylko o sobie i swoim bólu. W ostatnich dniach coraz częściej myślała o tym, co będzie dobre dla ich syna. Między nimi wszystko się rozsypało, ale jest przecież ten mały chłopiec, o którym nie mają prawa zapominać. To jeszcze małe dziecko, które nie rozumie, które się boi, które jest zagubione. Zawsze był z Markiem bardzo związany. Z niecierpliwością czekał na powrót taty z pracy. Wtedy też czekał – przypomniała sobie ten cholerny dzień, od którego wszystko się zmieniło. Uwielbiał z ojcem wspólne zabawy. Nawet najlepiej spędzony czas z panią Halinką nie mógł równać się z tymi chwilami spędzonymi z ojcem. Od jej decyzji zależało, czy jej syn będzie miał ojca na pełen etat. Zafunduję Szymonowi weekendowego tatusia. Obwiniała się w myślach. Ale czy tak do końca to tylko jej wina. Gdyby nie Marek, wszystko byłoby jak dawniej. Znów chodziliby razem na spacery, a każdy weekend rozpoczynaliby od porannej wizyty Szymka w ich sypialni. Mały Dobrzański uwielbiał soboty i niedziele, kiedy wiedział, że rodzice nie spieszą się do pracy, a on może bezkarnie budzić ich skacząc o świcie na ich łóżko. Jak teraz będzie wyglądało nasze życie? Będzie spędzał miesiąc wakacji z ojcem, miesiąc ze mną? Jeden weekend będzie spał tu, drugi u Marka? Czy on jest gotowy na takie zmiany? Przyszłość jej syna zależała od jej decyzji. Przyszłość jej syna zależała od tego, czy potrafi mężowi wybaczyć. Nie potrafię! – powtarzała w myślach. Ilekroć się nad tym zastanawiała, utwierdzała się w przekonaniu, że nie potrafi wybaczyć Dobrzańskiemu. Zbyt mocno mnie zranił. Nade wszystko i w życiu i w związku ceniła szczerość i zaufanie. Sądziła, że po tym, gdy już raz dla niego nagięła wszystkie swoje zasady, gdy już raz wybaczyła, on wyciągnął wnioski i już nigdy nie skaże jej na podobną sytuację. A jednak. Bardzo dobrze pamiętała tamtą sytuację, gdy posądzała go o romans, a on budował dom. Pamięta ten obezwładniający strach, to przerażenie, tą niepewność. Wiedziała, że znów by tego nie zniosła, a tak wyglądałoby jej życie, gdyby pozwoliła mu wrócić. Nie umiem się poświęcić dla dobra dziecka! Tak, to był wyrzut z jej strony. Być może powinna pozwolić mu się wprowadzić, być może z czasem udałoby im się cokolwiek odbudować, być może znów byłoby tak jak dawniej. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej! Nawet gdyby wrócił nie potrafiłabym… Łzy płynęły po jej policzku. Spojrzała za okno. Niebo płakało razem z nią. Duże krople spływały po szybie. Widziała je bardzo dobrze, mimo iż na zewnętrz była już noc. Nie czuła kiedy minęły ostatnie godziny. Westchnęła. Myślami znów wróciła do mężczyzny, dla którego kilka lat temu straciła głowę, który wywrócił jej życie do góry nogami. Wróciłby i co?  Pytała samą siebie. Wiedziała, że nie potrafiłaby nawet stwarzać pozorów. Nie potrafiłaby być z nim, nawet spać z nim w jednym łóżku. Wciąż myślałabym o tym, jak jego dłonie pieszczą ciało tej dziwki! Jak ją całuje, jak obok niej zasypia. Nie poradziłabym sobie z tym. Szloch wstrząsnął jej ciałem. Szymon znów zadawałby pytania. Dlaczego nie śpimy w jednym łóżku, dlaczego ze sobą nie rozmawiamy, dlaczego nie jest tak jak dawniej. Miała świadomość, że taki ‘układ’ dla dobra dziecka, by miał pełną rodzinę i tak by się nie udał. Ona nie potrafiłaby tak grać. Po jakimś czasie ta sytuacja byłaby nie do zniesienia również dla Szymona. Nie chciała by jej syn wychowywał się w domu pełnym kłamstwa i obłudy. Prędzej, czy później i tak skończyłoby się to rozwodem. Zaczęła się zastanawiać, jak radziła sobie Paulina. Jak mogła się z nim kochać wiedząc, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej tulił w ramionach inną kobietę? Z jednej strony nie potrafiła zrozumieć Febo. Z drugiej, zazdrościła jej takiego podejścia. Gdybym była taka, jak ona, może byłoby prościej… Przeżyliśmy razem pięć ociekających szczęściem lat. Jest świetnym ojcem, był dobrym partnerem. Czy jeden czyn może przekreślić wszystkie dobre chwile? Może! Utwierdziła się w przekonaniu, że decyzja, którą podjęła, jest jedyną słuszną w obecnej sytuacji. Nie potrafię już z nim być.

Miał nadzieję odebrać telefon i dowiedzieć się, że wszystko nieaktualne. Nic się takiego nie stało. Postanowił nie jechać na Lwowską, tylko od razu do sądu. Miał nadzieję, że jego żona również będzie wcześniej i może uda im się jeszcze porozmawiać. Na korytarzu dostrzegł Chrzanowskiego. Przywitał się z nim uściskiem dłoni.
- Moja żona już przyjechała? – zapytał z nadzieją, iż usłyszy odpowiedź twierdzącą
- Nie – mecenas przecząco pokiwał głową – Pani Urszuli nie będzie na rozprawie. Przekazała mi wszystkie pełnomocnictwa. Zależało jej, by w rozprawie nie uczestniczyć. Sąd przychylił się do naszego wniosku – wytłumaczył prawnik. Dobrzański w tym momencie zrozumiał, że nie ma już żadnej brzytwy, której mógłby się chwycić. Stracił nadzieję. To koniec.
Nie potrafiła skupić się na pracy. W zasadzie nie wiedziała dlaczego przyjechała do biura. Chyba tylko po to, by nie zwariować w domu. Miała nadzieję zająć choć trochę swoją uwagę wykresami i tabelkami. Nic z tego. Wiedziała, że powinna była jechać do sądu. Wiedziała, że powinna była stanąć z nim twarzą w twarz. Wiedziała, że nie powinna chować głowy w piasek, ale tak po prostu było jej łatwiej. Miała świadomość, że nie zniosłaby widoku jego zrozpaczonej twarzy, jego niemej prośby, by zrezygnowała. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu dostrzegła napis ‘Mec. Chrzanowski’.
- Dzień dobry Pani Urszulo – usłyszała ciepły głos swojego prawnika
- Dzień dobry – powiedziała gardłowym głosem. Czuła, że brakuje jej tchu.
- Mam dobre wieści. Wszystko przebiegło zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami.
- Cieszę się – wyszeptała zaciskając mocniej powieki. Czyli już po wszystkim. 
- Przyjadę do pani jutro ze wszystkimi dokumentami. Miłego dnia
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Usiadła na skórzanej sofie. Musiała napić się wody. Sądziła, że ten zimny płyn będzie w stanie ugasić jej emocje. Nie jesteś już mój.

Pojechał do domu. Zamknął się w swoim pokoju i pił. Wiedział, że teraz będzie musiał jakoś zorganizować swoje życie bez niej. Rano byłem jeszcze Markiem Dobrzańskim – mężem. Teraz jestem Markiem Dobrzańskim – skończonym nieudacznikiem. Przecież wiedziałem, że Ula to nie Paulina. Wiedziałem, że ona nie wybaczy. Pieprzony ze mnie egoista! Przez jedną chwilę zapomnienia przekreśliłem całe swoje życie. Doigrałeś się Dobrzański!
Helena z niepokojem obserwowała swojego syna, który od trzech dni przy pomocy alkoholu odreagowywał rozwód. Gdy zaczynał trzeźwieć otwierał kolejną butelkę. Alkoholem chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia i wyciszyć ból. Całe szczęście, że nie ma tu Krzysztofa.

Pojawił się wreszcie w firmie. Ktoś życzliwy już rozniósł plotki, że kryzys, który niedawno wybuchł w ich związku, zakończył się rozwodem. Widział te złowrogie spojrzenia pracowników. Mają rację. Udał się prosto do jej gabinetu. Zamarła, gdy stanął w jej drzwiach. Przez chwilę bez słowa mierzyli się wzrokiem. Podszedł bliżej jej biurka. Spojrzał jej w oczy tak, jakby chciał zajrzeć w zakamarki jej duszy. Wreszcie się odezwał.
- Zgodziłem się na ten rozwód, bo tego właśnie chciałaś – mówił powoli, pewnym głosem – Ale ten świstek papieru nic dla mnie nie znaczy. Kocham cię – jego oczy potwierdzały to uczucie - Nigdy nie przestanę cię kochać – po raz ostatni zatonął w jej chabrowych tęczówkach i opuścił jej biuro. 

Od rozwodu minęły cztery miesiące. Ich stosunki można było nazwać poprawnymi. Nie utrudniała jego kontaktów z Szymonem. Wiedziała jak wiele ojciec znaczy dla małego i jak są sobie potrzebni. Dlatego podczas pierwszego spotkania z Chrzanowskim zgodziła się na nieograniczone kontakty Dobrzańskiego z synem. Przestała na niego reagować alergicznie i agresywnie. Wyciszyła emocje. Tęskniła, ale nie potrafiła się przełamać. Wiedziała, że tak jest lepiej. Gdy niekiedy spotykali się we trójkę dla dobra ich syna, potrafili nawet normalnie rozmawiać na niezobowiązujące tematy. Wspólnie ustalali kiedy Szymon będzie spędzał czas w mieszkaniu Dobrzańskiego, które kupił w Piasecznie. W pracy też całkiem nieźle się dogadywali. Ula przestała się wysługiwać Dorotą i gdy trzeba było nie miała oporów, by ustalić coś z byłym mężem. Ona nazywała go byłym mężem. On wciąż określał ją mianem swojej żony. Na jego palcu wciąż błyszczała obrączka z białego złota.

Pewnego dnia odebrała telefon. Słowa, które padły po drugiej stronie zmroziły ją. Poczuła, że robi jej się słabo. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Była przerażona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz