Pierwsza myśl, jaka przebiegła
przez jej głowę nosiła imię jej byłego męża. Nie wiedziała, skąd wzięła w sobie
taką siłę, by ledwie w kilka sekund znaleźć się po drugiej stronie korytarza.
Nie pamiętała, jakim cudem udało im się tak szybko dojechać do Piaseczna. Tuż
przy wejściu czekała na nich pani Halinka.
- Gdzie on jest? – krzyknęła
Dobrzańska
- Zabrali go na tomografię –
powiedziała przez łzy starsza kobieta. Widać było, że jest roztrzęsiona. Ula
biegiem ruszyła w kierunku oddziału dziecięcego. Marek został nieco z tyłu,
dotrzymując kobiecie kroku.
- Proszę mi spokojnie
opowiedzieć, co się stało
- Poszliśmy na spacer. Szymek tak
bardzo lubi chodzić na ten plac zabaw koło hali sportowej – mówiła dygocząc z
nerwów – Bawił się spokojnie na huśtawkach. Ja usiadłam na ławce po drugiej
stronie. Usłyszałam warkot motoru. Jakiś nastolatek pędził przed siebie. Pan
wie, że tam jest taki niewysoki, drewniany płotek. Rozwalił go doszczętnie.
Zatrzymał się dopiero na huśtawkach. Szymek spadł, a na niego część huśtawki –
rozszlochała się na dobre - Ten dzieciak chciał uciec. Rodzice innych dzieci go
zatrzymali. Podobno czuć było od niego alkohol. Ja tak bardzo państwa
przepraszam. Powinnam bardziej na niego uważać – wyrzucała sobie kobieta. Marek
niewiele myśląc objął ją ramieniem.
- Proszę się uspokoić. Bo był
wypadek. Nic pani nie mogła zrobić.
Dobrzańska krążyła po korytarzu w
tą i z powrotem. Marka ten maraton doprowadzał do szału. Sam był mocno
zdenerwowany.
- Usiądź wreszcie – poprosił
najłagodniejszym tonem, na jaki było go teraz stać
- Nie mów mi, co mam robić! –
krzyknęła
- Pani Urszulo – odezwała się
kobieta
- Pani – weszła jej w słowo –
niech się nawet nie odzywa! Jest pani kompletnie nieodpowiedzialna! – wrzasnęła
wściekła. Kobieta aż się skupiła – Mój syn walczy tam o życie! Jak pani mogła
dopuścić do…
- Dość! – Dobrzański wstał i
stanął z żoną twarzą w twarz – Uspokój się! – gwałtownie złapał ją za ramiona i
powiedział ostro, mając nadzieję, że choć trochę doprowadzi żonę do pionu.
Miała prawo być zdenerwowana, ale wyżywanie się na opiekunce nie miało sensu –
Jeszcze nie wiemy, co mu jest! To był wypadek! – Ula spojrzała na niego, później
na skuloną panią Halinkę, która łkała cichutko. Westchnęła głęboko.
- Przepraszam – odparła ledwie
słyszalnie – Przepraszam – potworzyła siadając obok kobiety. Ukryła twarz w
dłoniach.
Wreszcie pojawił się mężczyzna w
białym kitlu
- Państwo są rodzicami Szymona
Dobrzańskiego? – zgodnie kiwnęli głowami, zrywając się z krzeseł – Wojciech
Tymicki, chirurg dziecięcy. Wykonaliśmy CT. Syn po upadku ma wstrząśnienie
mózgu, złamaną prawą rękę i skręconą kostkę u lewej nogi. Jest dość mocno
poobijany. Postanowiliśmy na dwie, może trzy najbliższe doby wprowadzić go w
stan śpiączki farmakologicznej
- Czy to konieczne? – odezwał się
Marek, który ze wszystkich zebranych starał się myśleć najbardziej racjonalnie
- Owszem. Wstrząśnienie jest co
prawda lekkie, ale żeby wszystko skończyło się dobrze, potrzebny jest spokój,
żadnych gwałtownych ruchów. W przypadku dzieci taka metoda leczenia stosowana
jest bardzo często. Maluchom trudno wytłumaczyć, żeby leżały nieruchomo przez
kilka dni, a zwłaszcza, gdy są poobijane, wszystko je boli i generalnie nie
jest to wygodne. Przez ten czas jego mózg powinien choć trochę dojść do siebie,
a my na spokojnie złożymy mu rękę i usztywnimy kostkę. Generalnie syn miał dużo
szczęścia. – uśmiechnął się pocieszająco - Przewieziemy go zaraz do piątki.
Będą państwo mogli na chwilę do niego wejść. Za pół godziny będziemy składać mu
rękę. Gdybyście chcieli jeszcze o coś dopytać, to do osiemnastej mam dyżur.
Będę w lekarskim na końcu korytarza.
Nieco odetchnęli. Naprawdę mogło
być dużo gorzej. Kobiety wciąż nie mogły pohamować płynących łez, ale obie
miały nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Po kilkunastu minutach wwieźli
go do odpowiedniej sali. Dla Uli był to ciężki widok. Szymon miał obandażowaną
główkę i rączkę. Spał. Mój mały, biedny
synek. Pielęgniarka podłączyła go do aparatury i wyszła. Stali we trójkę
nad jego łóżeczkiem w milczeniu.
- Powinna pani jechać do domu i
odpocząć – odezwał się prezes
- Ja… - ledwie słyszalnie
odezwała się starsza pani
- Jest pani zmęczona i
zdenerwowana. Proszę jechać do domu i spróbować się uspokoić. Zamówię pani
taksówkę. Gdy go wybudzą, zadzwonię. Jeżeli będzie pani chciała, będzie go pani
mogła odwiedzić. Na pewno bardzo się ucieszy. Jest z panią bardzo zżyty. Nie ma
sensu, byśmy siedzieli tu we trójkę – nieznaczenie się do niej uśmiechnął.
Kiwnęła twierdząco głową. Razem wyszli na korytarz.
Gdy wrócił na oddział zobaczył
żonę siedzącą na korytarzu. Dosiadł się obok.
- Zabrali go na zabieg? – zapytał
cicho, wyrywając ją tym samym z zamyślenia
- Tak – szepnęła. Chciał coś
powiedzieć, ale stwierdził, że słowa w tym momencie nie mają żadnego znaczenia.
Wiedział, jak Ula bardzo się boi o ich jedyne dziecko. On też się bał, ale nie
chciał dać tego po sobie znać. Głęboko wierzył, że wszystko skończy się dobrze.
I tak mieli szczęście. Przecież ten gówniarz mógł zabić Szymka.
Znów znaleźli się przy nim.
Dobrzańska nachyliła się nad nim i zaczęła głaskać jego obandażowaną główkę.
Gdy spał wyglądał tak spokojnie.
- Mój mały synek – szeptała
cichutko, by po chwili wybuchnąć płaczem. Widok dziecka po wypadku i
skumulowany w niej stres dał o sobie znać. Dobrzański widząc, jak drżą jej
ramiona podszedł i delikatnie położył dłoń na jej plecach. Chciał jej tym
gestem pokazać, że jest obok, że nie jest sama. Odwróciła się gwałtownie i ku
jego ogromnemu zaskoczeniu wtuliła się w jego ramiona. Znów mogę poczuć twoje ciepło – przebiegło przez głowy obojga.
Mocno przytuliła się do jego torsu, a on uspokajająco gładził ją po plecach. Dawał
jej poczucie bezpieczeństwa.
- Wszystko będzie dobrze –
szeptał jej do ucha. Chciała mu wierzyć. Wierzyła w jego słowa.
Tą pierwszą od tak dawna chwilę
bliskości przerwało wejście Tymickiego.
- Państwo jeszcze tutaj? –
zapytał, jednocześnie spisując w kartę jakieś parametry – jedźcie do domu.
Odpocznijcie. Nie ma sensu, byście siedzieli tutaj całą noc. Mały jest pod
dobrą opieką. Zresztą przez te kilka godzin jest znacząca poprawa i nie
wykluczone, że wybudzimy go już jutro. I lepiej, żeby już przytomny miał
rodziców w dobrej formie. Wtedy będzie najbardziej potrzebował państwa
obecności. A jakby się działo coś niepokojącego, niezwłocznie państwa
poinformujemy – skierował się do drzwi – Naprawdę jest w dobrych rękach –
odparł i wyszedł. Dobrzański wyczekująco spojrzał na żonę. Dała mu znak, że już
wychodzą.
Całą drogę milczeli. Zatrzymał
auto pod, jeszcze do niedawna wspólnym, domem. Wciąż była roztrzęsiona. Ten
wypadek kosztował ją wiele nerwów.
- Przyjadę po ciebie jutro koło
dziewiątej i razem pojedziemy do szpitala – przerwał tą ciszę – zresztą i tak
twój samochód został pod firmą – spojrzał na nią. Siedziała skulona, zapatrzona
w jakiś nieokreślony punkt.
- Wejdziesz na chwilę? – zapytała
cicho.
Nawet nie odpowiadał. Czekał na tą propozycję. Szybko
wysiadł z samochodu i już po chwili znalazł się po drugiej stronie Lexusa, by
otworzyć jej drzwi. Weszli do środka. Razem. Oboje poczuli jakby nic się nie
zmieniło. Jakby było tak, jak dawniej. Przecież nie raz ramię w ramię wkraczali
do domu po skończonej pracy, a od progu witał ich radosny Szymon. Tym razem ich
nie witał. A i sytuacja była inna. Już nie było ich. Teraz byli Ula i Marek – każde z osobna.
- Idź się połóż. Powinnaś się
zdrzemnąć. Zrobię coś do jedzenia. Od rana nic nie jadłaś – rzucił i nie czekając na jej reakcję skierował swe
kroki w stronę kuchni.
Obudził ją godzinę później,
stawiając na stole talerz po brzegi wypełniony spaghetti. Prawie ze sobą nie
rozmawiali, choć tak naprawdę mieli sobie tak wiele do powiedzenia. Każde pogrążone było we własnych myślach. Tak niewiele brakowało i mogliśmy go
stracić.
Usiadła w salonie. Po chwili
dołączył do niej niosąc dwa kubki z jej ulubioną herbatą z czarnej porzeczki.
- Obiecaj mi, że on z tego
wyjdzie – poprosiła intensywnie wpatrując się w jego oczy.
- Obiecuję – odparł. Wiedział, że
ta obietnica wiele znaczy. Miał nadzieję, że nie zawiedzie jej po raz kolejny.
Zresztą sam nie dopuszczał do siebie myśli, że Szymon nie wróci do pełnego
zdrowia. – To silny chłopak. Za kilka lat wszyscy zapomnimy o tym cholernym
wypadku.
Znów ufnie się do niego
przytuliła. Co ja robię? – pytała samą
siebie. Potrzebowała jego bliskości, jego obecności. Tylko przy nim czuła się
bezpieczna. A tego właśnie teraz potrzebowała. Ostatnie pół roku emocjonalnie ją
wykończyło.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? – to
pytanie kompletnie go zaskoczyło. Nawet bardziej niż jej wcześniejsza potrzeba
przytulenia się do niego. Posłał jej przenikliwe spojrzenie. W jej oczach dostrzegł
coś dziwnego. Coś, czego nie potrafił określić słowami.
- Zostanę – wyszeptał niemal
wprost do jej ucha. Odsunął się lekko i zatonął w jej błękitnym spojrzeniu –
Zostanę dzisiaj… Zostanę tak długo, jak zechcesz – wyszeptał tym swoim
uwodzicielskim tonem. Postanowił zaryzykować. Tak bardzo jej pragnął. Jego ciepły oddech owiał jej szyję. Poczuła tuż obok ucha
ciepło jego warg. Przyciągnęła go bliżej siebie, by już po chwili zatracić się
z nim w namiętnym pocałunku. Pocałunku przepełnionym ogromną tęsknotą. Znów każdy
jego dotyk przyprawiał ją o dreszcz. Ciepło jego dłoni sunęło od szyi przez
plecy, na pośladkach kończąc. Znów miała go blisko. Znów miał ją na
wyciągnięcie ręki. Tak bardzo za nią tęsknił.
Uwielbiał oddychać jej zapachem. Ściągnął jej bluzkę, która znalazła się gdzieś
po drugiej stronie salonu. Nieco nerwowymi ruchami zaczęła rozpisać guziki jego
koszuli. Błyskawicznie pozbyli się reszty garderoby. Ustami pieścił jej piersi.
Tak dobrze znali swoje ciała. Usiadła na nim okrakiem. To ona chciała dominować. To ona chciała prowadzić ich
do krainy szczęścia i rozkoszy. Poddał się. Całkowicie się jej poddał. Oboje
czerpali ogromną radość z tego zespolenia. W takich chwilach jak ta, wiedział,
że są dla siebie stworzeni. Wariował ze szczęścia, gdy przed oczami miał jej
piękne, nagie ciało, gdy widział falujące piersi. Jej ciche pojękiwanie było dla niego
najpiękniejszą muzyką. Czuł, że nadchodzi spełnienie. Przyciągnął ją bliżej
siebie, opierając swoje czoło o jej. W kulminacyjnym momencie spojrzał jej głęboko w oczy szepcząc kocham cię. Opadła na niego dysząc
ciężko. Odgarnął niesforny kosmyk z jej spoconego czoła. W milczeniu tonęli w
swoich spojrzeniach. Nie wychodząc z niej, uniósł ją do góry. Instynktownie
oplotła jego biodra nogami. Łącząc ich usta w kolejnym szaleńczym pocałunku
ruszył na górę, do sypialni. Do ich sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz